Umalmu - Woźniak Łukasz - ebook
NOWOŚĆ

Umalmu ebook

Woźniak Łukasz

2,3

Opis

Wiersze z Umalmu to raporty z uprawy – roślin, idei, relacji, wspólnot. Poeta nie utyskuje na katastrofę, tylko intensyfikuje działania przeciw niej. Staje po stronie kompetencji miękkich, siły bezsilnych, relacji w kontrze do racji, wspólnoty w miejsce własności. Nie wstydzi się czułości, deklaruje kruchość. Choć w tomie pobrzmiewają dada, zaum, surreal czy šalamunizm, teksty nie sprowadzają się do wyzwolonych natężeń rozsadzających potencjometry, lecz niosą w sobie przesłanie, wizję, wręcz utopię. Pełne „bitu i litu” wiersze Woźniaka są muzyczne i obrazowe, etyczne i interwencyjne (lecz bez dydaktyzmu i publicystyki), karmią się dadaistycznymi kawałkami, ale czytelnikom fundują wege michę soczystej filozofii. Szamańska poetyka Umalmu burzy granice między ludźmi, zwierzętami, roślinami, rzeczami: ludzkie niestrudzenie fluktuuje w zwierzęce, przelewa się w roślinne, urzeczowione, maszynowe, pojęciowe etc. Ta aktywistyczna poezja – nadmiarowa, wybuchowa, językowo napęczniała – jest w nieustannym pędzie, a po drodze zagarnia wszystkich i wszystko. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 14

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,3 (4 oceny)
0
0
2
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Cyborg9

Nie polecam

ale okładka ładna
01

Popularność




wspólnotom

I wtedy powiedziałem znajdę

te krzywizny i zaświecę je

na buraczany albo słomiasty

maź. Niech kiwa rdzeń,

leje się porzeczka, a zguby

i wieszcze wiją grona

kolebek, ale tylko przez

chwilę, by raz a słodko

uwolnić pragnienie.

.

Pokrzywizny

Szukam kolorów na Ziemi wyławiając

osę ze zmielonej mirabelki. Widzę

jak twoje stopy kurzą ja

błonki najdrobniejszych śpiewów.

Łyczek więcej to ewolucja!

A mam też część co się troszczy.

W ogóle to gadałem dzisiaj

z bordo wy myśl asz.

Z tych stóp drugi język

zapłonie grzybnią.

Jabłka są dziś wyjątkowo.

Dzień jest dziś

wyją.

Wilki ludzkich miszmaszy.

Msze w kościele takie czasy.

Opróżniam nocleg dłońmi ssaka.

Muskam pola.

Mieszkam w walącym

nocniku. Rozkładam.

Myślę na pyszne kiście.

Dawno nie jeździłem na rowerze

chociaż kocham wiatr.

Nadciąga muzyka pięknych ludów.

Jestem neuroprzekaźnikiem musów.

W jelicie czai się przyjaciel snów.

Obgryzam nów znów.

Ubierasz się w piżamę której nie ma.

Ładujesz błoto na moją mordę.

Odlatujesz zagrożonym gatunkiem papużki

na świąteczny deser wiolonczeli.

Te obrazy malujesz podczas suszy

gdzie tur dyszy tłoczy dusz tusz tuczy mózg mus

zagubionej bransolety. Wziąłem ją

jak wygłodniały zwierz pamięci.

Teraz w lesie jest wilgotno.

Mam spuściznę biedy.

Duchowego pustostanu.

Krew mi jęczy.

Komar dręczy

a to tylko trochę przyjemności.

Trąbka jazzczłowieka mówi wciąż to samo:

samo się nie zrobi synu. Potrzebujesz

mięsa i kości

perki której udręka to rytm serca

zawiniętego w sreberko w pajęczynkę puszczy.

Recykling duszy to jedno krzesło pośród śliw

ślij prędko jak jesień liść licz na tętno drzwi.

Siedź albo bieg.

Dziś wieszam pokrzywy.

.

Porwałem się runo mięs

na szczodrej opiece koniuszków śluz.

Widać pospałem się wie – maskowanie

gatunków absurdu w obłe kruszenie.

Kupisz mówienie słów? Kupisz słowik?

Siepaczem natkniesz wiatr zubożysz

mlaskanie o baśnie brzóz? Nikt przychodzi

do domu. Tkałem cement ary bure bogi.

Łkałem ziemię każdej drogi.

.