W 80 filiżanek dookoła świata - Jarosław Molenda - ebook

W 80 filiżanek dookoła świata ebook

Jarosław Molenda

4,3

Opis

 

Kawiarnie literackie, artystyczne czy hotelowe często uchodziły za matecznik awangardy, w których pijąc „małą czarną”, spotykali się zarówno znani pisarze, artyści, jak i przygodni smakosze kawy.

 

W swojej najnowszej, bogato ilustrowanej książce, Jarosław Molenda zabiera nas w podróż do piętnastu najsłynniejszych kawiarni świata. Podczas niej przyglądamy się różnym rodzajom kawiarni, w tym wiedeńskiej, tureckiej, hotelowej czy pałacowej oraz kawiarni-ciastkarni. Każdy z tych rodzajów charakteryzuje się specyficznym wystrojem, oświetleniem, rozmieszczeniem miejsc siedzą­cych, menu oraz kulturalną atmosferą.

 

Każdy prawdziwy miłośnik kawy powinien odwiedzić te miejsca przynajmniej raz w życiu,  aby poczuć ich niezwykłą atmosferę. Niektóre z nich można zobaczyć podczas weekendowego wypadu do Wiednia, inne będą celem wakacyjnej podróży do Maroka czy Indonezji. W zgiełku codzienności stolik kawiarniany da­je chwilę oddechu i wypoczynku, a filiżanka aromatycznego naparu sprzyja powrotowi do równowagi. Kultowe kafejki wciąż roztaczają wokół siebie mityczną aurę i zapraszają, aby skosztować gorzkiej sło­dyczy kawy.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 286

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (3 oceny)
2
0
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Redaktor prowadząca: Ewa Kubiak

Redakcja: Monika Simińska

Korekta: Roman Bąk

Projekt makiety: Igor Nowaczyk i Magdalena Wójcik

Skład: Igor Nowaczyk

Retusz zdjęć: Katarzyna Stachacz

Projekt okładki: Magdalena Wójcik

Redakcja techniczna: Kaja Mikoszewska

Zdjęcie autora (s. 9): Jordan Rzepka

Źródła ilustracji: © fotomandm, © goodween123, © joannawnuk, © petratlu,

© boonchuay, © ovydyborets, © nexusplexus, © larryratt, © alinamd, © microone,

© strejman, © alfazetchronicles, © alexraths, © dikobrazik, © kharlamova, © tanyasid, © jannoon028, © bannosuke/123rf.com, Wikimedia Commons, domena publiczna oraz zbiory własne autora

Producenci wydawniczy: Anna Laskowska, Magdalena Wójcik, Wojciech Jannasz

Wydawca: Marek Jannasz

© Copyright by Lira Publishing Sp. z o.o., Warszawa 2021

Lira Publishing Sp. z o.o.

Wydanie pierwsze

Warszawa 2021

ISBN: 978-83-66966-76-5 (EPUB); 978-83-66966-77-2 (MOBI)

www.wydawnictwolira.pl

Wydawnictwa Lira szukaj też na:

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

„Kawiarnia to miejsca dla ludzi,którzy chcą być samii potrzebują do tego towarzystwa”
Z REGULAMINU LWOWSKIEGO ATLASA:„Firma, jeżeli gość pozostawał w lokalu przez godzinę, odpowiada za jego zęby, kapelusz, torbę, laskę i ewentualnie kochankę. Stosunek do babci klozetowej jest płatny i ma być przyzwoity, bez propozycji”.

Na poprzedniej stronie:

Jarosław Molenda

Po publikacji pierwszej części kawiarnianych opowieści Z espresso przez Europę otrzymywałem pytania, dlaczego wybrałem „knajpy”, a nie na przykład kościoły czy inne zabytki? Przecież wiele miast słynie z tego, że świątyń w nim jest tyle, ile wyznań i grup etnicznych dawniej zamieszkujących to miasto. Zatem skąd fascynacja profanum, a nie sacrum?

Bo w antropologii miejsca tak szczególnego jak lokal publiczny trudno pominąć fakt, iż w swojej istocie jest on kosmopolityczny, uniwersalny, że kształtuje relacje międzyludzkie w szczególnej przestrzeni tworzącej przede wszystkim wspólnotę karnawału, w której znikają różnice polityczne, religijne, społeczne, nawet religijne. W tym sensie owo profanum stwarza dogodniejszą okazję do wniknięcia w historię. Przedstawiciele różnych nacji modlili się w swoich świątyniach osobno, lecz w knajpach spędzali czas razem, przynajmniej tam się tolerowali.

Fot. 1. Obraz z 1914 roku Augusta Macke – Türkisches Café[1]

Zresztą również flaneuryzm, jako sposób życia i doznawania świata poprzez wędrówkę szlakiem dobrej kawy czy innego trunku, kulinarnych przysmaków i rozrywki, nie toleruje szowinizmu i podziałów. Teren ten stanowił wyjątkowo barwne pole obserwacji, nie mówiąc o tym, że w zgiełku i zaprzątnięciu codzienną bieganiną po mieście stolik kawiarniany dawał chwilę oddechu i wypoczynku. „Mała czarna” czy szklanka herbaty, gazeta pachnąca jeszcze drukarską farbą sprzyjały powrotowi do równowagi. A o ileż on był milszy dzięki niespodziewanym spotkaniom z kimś, kogo nie widziało się od dawna.

Fot. 2.Tavern in Whitechapel – Gustave Dore

Wielu biedziło się daremnie nad sformułowaniem aforyzmu, który by w kilku słowach zdołał godnie wyrazić całą istotę Kawiarni. Próbowali sił na tym polu znamienici „kawiarniolodzy”, z Peterem Altenbergiem i Ilją Ehrenburgiem na czele. Mnie osobiście najbardziej podoba się myśl Alfreda Polgara, że kawiarnie to „miejsca dla ludzi, którzy chcą być sami i potrzebują do tego towarzystwa”.

Równie celna i chyba najbardziej wyczerpująca wydaje się sentencja wygłoszona przed kilkoma dekadami przez Fritza, sławnego „starego Fritza”, płatniczego w wiedeńskiej Cafe Museum: „Kawiarnia to spotkanie, którego się sobie nie wyznacza, ale na które się przychodzi!”. To jest: Spotkanie nie tylko z innymi, ale i jedyna możliwość swobodnego spotkania z samym sobą – jedyna możliwość niekrępowanego „przyjścia do siebie”.

Zaczęło się od tego, że Turcy przywieźli szlachetny czarny odurzający napój do Europy, co z kolei stanowi podstawę mądrości: ex oriente lux. Bo przebłyski inspiracji po wypiciu kawy obudziły feudalną, chrapiącą Europę. Nie byłoby kawy bez Turków, nie byłoby królewieckiego filozofa Immanuela Kanta bez dzbanka z kawą. Gdyby musiał się obejść bez orzeźwiającego napoju, imperatyw kategoryczny prawdopodobnie nigdy by mu nie przyszedł do głowy.

Wyrażał się on – w dużym uproszczeniu oczywiście – w zaleceniu, by traktować innych ludzi tak, jak sam chciałbyś być przez nich traktowany. Ta maksyma po raz pierwszy przyniosła światu wolność, równość i braterstwo. Bez Kanta nie byłoby pragnienia wolności, praw człowieka, demokracji. Tenże sam filozof, gdy pewnego razu nie mógł się doczekać kawy, skonstatował: „Nie ma nic gorszego niż czekanie na kawę, kiedy jeszcze nie nadeszła”.

Uważa się, że ropa naftowa jest krwią w cyklu globalnie połączonych systemów gospodarczych. Nie, panie i panowie, prawdziwym płynnym czarnym złotem światowej gospodarki jest kawa. Po zużyciu ostatniej kropli oleju miliardy ludzi będą nadal pochłaniać zawartość filiżanek i kubków dzień i noc. Ciekawe, czy istnieją wyliczenia pozwalające zmierzyć, ilu pracownikom konsumpcja kawy zapewnia środki do życia?

Prawdziwa magiczna mikstura światowej gospodarki nie wypływa z rurociągów, ale z rur ekspresów do kawy, paruje, bulgocze i rozsiewa cudowny aromat. Ten eliksir życia będzie płynął wiecznie. „Kawa w kawiarni to nie koniec, ale środek” – oświadczył swego czasu pisarz Franz Werfel i nikt nie chciał temu zaprzeczyć. Ale środek za lub przeciw czemu? To pytanie ponownie wywołało ożywioną dyskusję, z której wynikało, że kawiarnia jest po prostu panaceum.

Jak podaje Noël Fitch w The Grand Literary Cafes of Europe, odwiedzający Anglię w połowie XVIII wieku francuski pisarz Abbe Prevost był pod wrażeniem atmosfery angielskich kawiarni, gdzie „można czytać gazety popierające rząd i opozycję”, co w jego oczach czyniło kawiarnie „ostoją angielskiej wolności”. Powiada się, że kawa to napój radykałów, ponieważ jej zadaniem jest umożliwić ludziom myślenie – a kiedy myślą, stają się zagrożeniem dla status quo.

Kawiarnie proletariackie, o których historii mamy skąpe informacje, były i są miejscem spotkań klasy pracującej i tworzą chyba najliczniejszą kategorię kawiarni. Karol Dickens opisywał je w swoich powieściach, Fryderyk Engels wspominał o ludziach pracy spotykających się w tych „robotniczych” kawiarniach, a Gustave Doré uwiecznił owe lokale na swych rysunkach, na których znalazły się drewniane boksy i niskie sufity. Oświetlano je za pomocą świec, lampek oliwnych i/lub otwartych palenisk. Joseph Roth w powieści Zipper i jego ojciec, której akcja toczy się w epoce lamp gazowych, tak opisuje dźwięki towarzyszące życiu kawiarnianemu:

„Gdy zaczynało brakować paliwa, płomień słabł i migotał, rzucając dokoła zygzakowate cienie. Wtedy służąca wdrapywała się na krzesło i ożywiała płomień za pomocą miechów. Bzyczały muchy, trzaskały o stół karty do gry, stukały kostki domina, szeleściły gazety, na planszę z suchym odgłosem spadały figury szachowe, po wyściełanym filcem stole głucho toczyły się kule bilardowe; dźwięczało szkło, dzwoniły łyżki, skrzypiały buty, szeptali ludzie”.

Fot. 3. Józef Rapacki – W kawiarni Ziemiańska

Nie tylko Balzac, jeden z czołowych bohaterów francuskiego realizmu, był wielkim admiratorem kawy i jej odurzającego działania. To on użył jej celowo, aby zwiększyć swoją wydajność i kreatywność. Istnieje jednak wiele cytatów lub anegdot znanych osobistości na temat picia kawy, a wiele z nich odnosi się nie tylko do samej kawy, ale także do miejsc, które od ponad trzech stuleci mają wpływ na część europejskiej historii kultury: kawiarni. W minionych stuleciach wiele z nich było ucieczką od trudów ciężkiego życia codziennego. Tutaj można było cieszyć się usankcjonowanym społecznie lenistwem i radością bez uprzedzeń, co skutkowało nieograniczonym rozwojem ducha i towarzyskości. Poprzez ucieczkę od restrykcyjnego, zracjonalizowanego świata pracy i burżuazyjnego etosu, przynajmniej na jakiś czas, kawiarniani goście mogli spotkać podobnie myślących ludzi.

Istnieją kawiarnie artystów, kawiarnie koncertowe, domowe cukiernie czy kawiarnie dla graczy, których historia jest niewątpliwie częścią społeczno-kulturowego rozwoju Europy – tradycji, która dziś powoli ulega zatraceniu. Krajobraz medialny i era internetu już dawno sprawiły, że kawiarnia stała się przestarzała jako miejsce wymiany informacji. Niemniej jednak pozostało jedno: nadal są to miejsca odosobnienia, które pozwalają na obserwowanie wydarzeń towarzyskich i codziennych ludzkich komedii.

Jedną z typowych w XIX wieku form skupienia i funkcjonowania środowisk aktywnych w procesie kulturotwórczym jest kawiarnia literacka. Jej narodziny i rozkwit wiążą się z procesem demokratyzacji społeczeństwa, w szczególności zaś z rozwojem inteligencji, która kształtowała nowe obyczaje życia publicznego. Trudne warunki mieszkaniowe, konieczność żywienia się w mieście dyktowały potrzebę kontaktów między innymi w kawiarniach.

Fot. 4. Edgar Degas – W kawiarni (Pijący absynt)

Kawiarnia jest niczym przydrożna kapliczka, która niegdyś dodawała otuchy pielgrzymom. Strumień kawy, tego czarnego aromatycznego eliksiru z nutą goryczy, wydobyty z arabiki, podany w małej, białej filiżance, spoczywającej na okrągłym stoliku z marmurowym blatem, najwidoczniej potrafił uwalniać strumień atramentu spływającego na pustą kartkę, jak choćby w przypadku Julio Cortazara:

„(...) te kawiarnie są czymś więcej, są neutralnym terytorium dla apatrydów duszy, nieruchomym środkiem koła, skąd można samego siebie schwycić w pełnym galopie, widzieć się wchodzącym i wychodzącym, otulonym w kobiety, weksle lub tezy epistemologiczne, i mieszając kawę w filiżance, która w miarę upływu dni przechodzi z ust do ust”.

Fot. 5. Henri Gervex – Café Scene in Paris, obraz z 1877 roku

W kawiarni poezja wrażeń węchowych przywraca wspomnienia przyjemnych chwil, jasnych barw i uroków życia z przeszłości. Kawiarnia zamienia się w przybytek rozkoszy bez względu na to, czy kawę pije się przy stoliku samotnie, czy w towarzystwie, co dodatkowo wzmacnia jej działanie. Alexander Pope, którego poemat heroikomiczny Porwany lok powstał z inspiracji plotką kawiarnianą, znalazł lekarstwo na swoje silne bóle głowy, wdychając parę znad kawy. Nazywał to antidotum „szczęśliwe drzewko mokki”.

Fot. 6. Pocztówka sprzed lat przedstawiająca arabską służącą, która podaje kawę

Historycy zgadzają się co do tego, że nie sposób stworzyć linearnej czy chronologicznej historii kawiarni. Zamiast doszukiwać się w rozwoju kawiarni ciągłości, lepiej przyjrzeć się różnym jej rodzajom, w tym kawiarni wiedeńskiej, tureckiej, kawiarni hotelowej czy pałacowej oraz kawiarni-ciastkarni. Każdy z tych rodzajów charakteryzuje się specyficznym wystrojem, oświetleniem, rozmieszczeniem miejsc siedzących, menu oraz kulturalną atmosferą. Kawiarnie uchodziły za matecznik sił twórczych i awangardy. Nawet nasz Tadeusz Kantor napisał kiedyś, że: „Każda rewolucja artystyczna zaczyna się w kawiarni”.

Pisanie i malowanie w kawiarniach zostało uwiecznione w niezliczonych pamiętnikach i biografiach. Arthur Symons stworzył The Absinthe Drinker w paryskiej kawiarni Les Deux-Magots w roku 1875. W 1898 roku Emil Zola napisał swój rewolucyjny artykuł w obronie Dreyfusa pt. Oskarżam w Café Durand (dziś już nieistniejącej), gdzie następnego dnia jego tekst pojawił się w gazecie oprawionej w drewniany grzbiet, podobnie jak w prawie sześćdziesięciu innych kawiarniach Paryża.

Franz Kafka czytał na głos swoją pierwszą wersję Przemiany w pewien niedzielny poranek na tyłach praskiej kawiarni Café Stefan (dziś już nieistniejącej). Lenin i Trocki pili kawę i grali w szachy przy stoliku w głębi Rotonde na Montparnassie. Przez lata w paryskiej Café Gerbois, a potem Café de la Nouvelle Athènes (obie już nie istnieją), na skądinąd słynnym placu Pigalle, toczyli dyskusje Manet, Degas, Renoir, do których czasem dołączali Zola, Pissarro i Cezanne.

W kawiarni można znaleźć prywatność wśród ludzi albo, jeśli ktoś chce, grupę dyskusyjną. Rola kawiarni jako miejsca rozmów i kontaktów towarzyskich przypomina, że tworzenie nie jest tylko dziełem jednej osoby, ale może być także aktem społecznym. Mimo swej pozornej izolacji niemiecki krytyk Walter Benjamin miał swojego kelnera, a Ernest Hemingway swoją muzę (notabene to w paryskiej La Closerie des Lilas napisał Rzekę dwóch serc i przeredagował część powieści Słońce też wschodzi).

Rzeczywisty rozkwit kawiarni literackiej w Wiedniu przypada jednak na czasy przełomu stuleci, sławnego w świecie kultury wiedeńskiego fin de siècle’u. Życie publiczne tego okresu zdominowała aura debat intelektualnych, a niekiedy i politycznych, artystycznych oraz personalnych sporów, która brała swój początek przy kawiarnianym stoliku. Ówczesne elity spotykały się codziennie w kawiarniach nie tylko po to, by plotkować o najnowszych wydarzeniach, lecz również by snuć głębsze rozważania na temat stanu ducha epoki, której kres wyczuwało się jako nieuchronne zrządzenie losu.

Fot. 7.Wnętrze kawiarni – Edouard Manet

Według profesora Stefana H. Kaszyńskiego, który we wstępie do Opowieści wiedeńskiej kawiarni podaje, że z tamtego okresu datuje się też pojęcie kawiarniany literat, które zrobiło oszałamiająca karierę w XX wieku. Mianem tym, zazwyczaj w znaczeniu mało pozytywnym, określano pisarzy, których głównym zajęciem było przesiadywanie w kawiarniach w cieniu prawdziwych osobowości literackich. Ich własna twórczość, raczej skromna intelektualnie, świeciła odbitym blaskiem autentycznych wielkości, w otoczeniu których powstawała.

Fot. 8.Dziewczyna w rzymskiej kawiarni – obraz Lesser Ury z 1911 roku

Znaczenie wielkich miast wiąże się z tworzącymi je wspólnotami, kawiarnia zaś jest centrum życia miejskiej wspólnoty. Simone de Beauvoir, która pisała i poprawiała teksty na piętrze paryskiej Café de Flore na lewym brzegu Sekwany, twierdziła, że w tej kawiarni ma „poczucie przynależności do rodziny”. Trudno znaleźć choćby jedną stronę wielotomowego dziennika de Beauvoir, gdzie nie byłoby wzmianki o jakimś spotkaniu w kawiarni. Pisarka utrzymywała, że podczas II wojny światowej wspólnota kawiarniana chroniła ją „przed depresją”.

Pewien historyk twierdzi, że „bez swoich kawiarni Wiedeń nie wniósłby prawdopodobnie niczego do literatury fin de siècle’u, nie urosłaby ranga Austrii w świecie literatury i nie byłoby secesji wiedeńskiej”. Wszystkie te dzieła sztuki i literatury do pewnego stopnia powstawały najpierw w kawiarniach. Sprzyjały one pisarzom, co wyjaśnia stwierdzenie Borisa Viana: „gdyby nie było kawiarni, nie byłoby też Jeana-Paula Sartre’a”. Sto lat wcześniej Victor Hugo, który bywał w kawiarni Le Procope i Voltaire, pisał o ich „ogromnej gościnności”.

Wielkie znaczenie ma odpowiednio dobrana oprawa i towarzyszące piciu kawy akcesoria. Widok marmurowych blatów, lustra, gazety albo atrakcyjnej osoby przy sąsiednim stoliku potrafi unosić się wśród naszych wspomnień niczym pęcherzyk ze smakiem kawy w środku. Amerykański pisarz Thomas Wolfe, zauroczony paryskimi kawiarniami, podkreślał nieuchwytną moc fuzji zapachów: „(...) jednocześnie zepsutych i zmysłowych, subtelnych i obscenicznych – które emanują z samej faktury życia Paryża – zapachów, których nie sposób dokładnie zdefiniować, ale które wydają się w mętnym zimowym powietrzu zagęszczać zapach kosztownych perfum, wina, piwa, brandy oraz gryzących i nostalgicznych oparów francuskiego tytoniu, pieczonych kasztanów, czarnej francuskiej kawy, tajemniczych trunków o stu wspaniałych i odurzających kolorach”.

Nic zatem dziwnego, że we Francji, Włoszech, Austrii, na Węgrzech, w Szwajcarii, Hiszpanii i Portugalii skosztowanie gorzkiej słodyczy kawy po południowym posiłku jest niemal obowiązkowe. Ten pospolity, a równocześnie niezwykły napój pasuje do każdego dania – parująca ciecz stanowi dopełnienie słodkich i słonych posmaków, jakie pozostają na języku. To popołudniowy rytuał, który sprzyja zarówno kawiarnianej rozmowie, jak i samotnej kontemplacji.

Niniejsza książka łączy wrażenia z tych historycznych miejsc i ukazuje atmosferę, która wciąż istnieje, choć w ograniczonym zakresie, z dala od sieci tak zwanych lounge barów, których wygląd jest wyrazem chwilowego ducha czasu. Zebrane tu wrażenia opisują swoistą kontrkulturę, na którą nie mają wpływu ulotne trendy. Niestety w ciągu ostatnich lat liczba starych kawiarni spadła w krajach całej Europy.

Doprowadziło do tego wiele czynników: przystępne ceny w restauracjach, upowszechnienie telewizji, potem internetu, poprawa warunków bytowych, popularyzacja domowych urządzeń do przygotowywania kawy. Niektórym wielkim starym kawiarniom Europy udało się przetrwać ze względu na swoją wartość architektoniczną oraz zasługi dla miasta i kraju w dziedzinie historii i literatury.

Kawiarnie opisane w niniejszej książce stają się strażniczkami ideału życia artystycznego, jego żywotności oraz słabostek. Lokale, których opisy i zdjęcia się tu znalazły, wciąż roztaczają wokół siebie mityczną aurę. W epoce, w której komunikacja odbywa się za pomocą telefonów komórkowych i komputerów, sam fakt, że można usiąść i porozmawiać z kimś twarzą w twarz, nie jest już częścią banalnej codzienności, ale egzotyczną przyjemnością. Pod tym względem kawiarnie pozostały miejscami magicznymi, o których przyszłość trzeba jednak się martwić.

ŹRÓDŁA:

Julio Cortazar, Gra w klasy, przeł. Z. Chądzyńska, Kraków-Wrocław 1985.

Noël Fitch, The Grand Literary Cafes of Europe, London 2007.

Egon Erwin Kisch, Jarmark sensacji, przeł. S. Wygodzki, Warszawa 2014.

Opowieści wiedeńskiej kawiarni, Stefan H. Kaszyński (wybór i koncepcja), Poznań 2004.

Joseph Roth, Zipper i jego ojciec, przeł. J. Wittlin, Warszawa 1979.

Thomas Wolfe, Of Time and the River, New York 1935.

Na poprzedniej stronie:

Fot. 9. Turecka kawiarnia w Anatolii – rycina z drugiej połowy XIX wieku

Stolica Serbii stale zyskuje na popularności jako jedno z najbardziej tętniących życiem miast w Europie Środkowej. Mimo że Belgrad doświadczał burzliwej historii, zawsze był w stanie wrócić do życia. Chociaż jego położenie u zbiegu Dunaju i Sawy sprawiło, że w minionych stuleciach był celem najeźdźców, obecnie te dwa szlaki wodne przyciągają chętnych posmakowania życia nocnego, które można znaleźć w dwustu pływających restauracjach i barach znanych jako splavovi.

Kultura kawiarniana rządzi zwłaszcza na starym mieście, gdzie stoły są wciśnięte w każdą dostępną przestrzeń placów i bulwarów. Spacer po zamkniętej dla ruchu kołowego ulicy Knez Mihailova doprowadzi turystę ostatecznie do serca Belgradu, okazałej fortecy Kalemegdan z widokiem na dwie rzeki. Tutaj pięknie zagospodarowane ogrody otaczają starożytne rzymskie ruiny, osmańskie forty i austriackie bramy.

Dzisiaj Anglicy, Francuzi i Włosi rywalizują między sobą, komu ma przypaść zaszczyt spopularyzowania kawy w Europie. Kawa bowiem nie była w powszechnym użyciu na zachodzie Europy jeszcze długo po tym, gdy ją poznali pierwsi Europejczycy i gdy jej spróbowali na Półwyspie Bałkańskim. Wiek XVI to okres wielkiej ekspansji imperium osmańskiego. Wszędzie, gdzie dotarli tureccy wojownicy, przywieźli oni ze sobą kawę. A ponieważ większość Półwyspu Bałkańskiego pozostawała wówczas pod władaniem tureckim, szybko zapanowała tam moda na picie kawy i na kawiarnie.

Fot. 10. Rakiję można kupić nawet na ulicy

Jest całkiem pewne, że z biegiem czasu Turcy – oprócz karawanserajów (które w różnych miejscach Bliskiego Wschodu mogą kryć się pod nazwą chan, wakala, kajsarijja, funduk) – otworzyli także pierwsze kafany, przydrożne karczmy, w których podróżni mogli odpocząć i zregenerować siły po całodniowej podróży. Według niektórych źródeł pierwsza kawiarnia w Europie – na długo przed Londynem, Wenecją czy Wiedniem – zaczęła podobno działać już w 1522 roku w Belgradzie, a więc mniej więcej w rok po tym, jak 28 sierpnia 1521 roku Belgrad został poddany sułtanowi Sulejmanowi Wspaniałemu.

Dziś nie ma pisemnych danych o tym, gdzie znajdowała się ta kawiarnia (wiadomo tylko, że znajdowała się w Dorćolu na prawym brzegu Dunaju i była raczej rodzajem sklepu z kawą), jak wyglądała, kim był właściciel. Jednak na podstawie założeń i wnętrz późniejszych tureckich kawiarni przyjmuje się, że był to budynek, który mógłby pomieścić większą liczbę osób bez stolików, zamiast tego były minderluksy (rodzaj tureckiej sofy) przykryte kolorowymi tureckimi dywanami, a kawę podawano w dymiących ibriksach (dzbankach do kawy). Nie mamy jednak żadnych informacji, jaki na początku był stosunek do czarnego napoju bałkańskich chrześcijan i czy przyjęli te nowinkę w tym samym czasie co muzułmanie.

Pierwsze kafany w Belgradzie powstały z małych sklepów, w których prażono i rozprowadzano kawę po całym mieście. Chrześcijanom nie wolno było wchodzić do tych miejsc i nie podawano nic poza czarną kawą, tureckimi słodkościami i wodą, choć goście mogli liczyć też na inne używki, jak tytoń czy haszysz palone w čibukach i nargilach. Pierwsze małe kafany, w których oprócz kawy podawano rakiję, zostały otwarte w chrześcijańskich dzielnicach przy bramie miejskiej Varoš-kapija i na Dorćolu. Nosiły nazwy na cześć właścicieli budynków lub sklepów: Kolarac, Panđelova, Hadži-Maksimova, Šiškova, Petkabaštovana...

No właśnie, rakija. Nawet dzisiaj dostępna jest wszędzie. Nie ma pubu, który nie zaoferowałby chociaż pięciu rodzajów tego trunku. W Anglii mawiają an apple a day keeps doctor away, co w wolnym przekładzie znaczy: „Kto przed snem jabłko spożywa ze smakiem, swego doktora uczyni biedakiem”. Jeśli zamiast „apple” wstawimy „rakija”, to to ludowe porzekadło świetnie odda tok myślenia Serbów. W Chorwacji też zresztą twierdzą, że rakija to nie alkohol, to medicina. Ba, do niedawna można było „walnąć kielonka” wprost na ulicy, bo odpowiednie „barki” wystawione były na chodniku przed pubem czy kawiarnią. Rakija jest tutaj dodatkiem do kawy, tak jak cukier. Łyczek alkoholu, łyczek czarnego naparu.

Fot. 11. Pierwsze kafany w Belgradzie powstały z małych sklepów, w których prażono i rozprowadzano kawę po całym mieście – rycina Arthura Johna Evansa

„Nalewam i patrzę, jak twarze znajomych wykrzywiają się, jakby ktoś wrzucił je do Photoshopa i sadystycznie bawił się filtrami deformującymi obraz. Rakija w Polsce nie smakuje” – odnotowywał swoje spostrzeżenia znawca serbskich realiów Argymir Iwicki, którego zdaniem: „Rakija jest jak cegła w murze, jedna nic nie daje. Dopiero wiele tworzy całość. Każda musi mieć swoje miejsce i odpowiednio przylegać do pozostałych. Żeby rakija była smaczna, musi być pita z dobrymi ludźmi. Najlepiej, żeby wśród nich znalazł się jej destylator. Rakiję trzeba pić pod drzewem, które dało owoc do pędzenia alkoholu. I trzeba ją pić zgodnie z ceremoniałem. Przykładając kieliszek do ust, musisz uwolnić się od pierdół galopującej cywilizacji i skupić na rzeczach prostych i odwiecznie prawdziwych”.

Podobna filozofia zdawała się towarzyszyć konsumpcji kawy w czasach Osmanów. Tylko bardzo nieliczni podróżnicy nie zauważyli i nie opisali rozkoszy, jaką daje delektowanie się kawą ludziom, którzy siedzą przed maleńką filiżanką wypełnioną gęstym czarnym płynem, będącym jakby podsumowaniem sposobu życia, w którym nade wszystko ceni się kejf lub kajf, czyli spokój ducha.

Fot. 12. Tradycyjny sposób parzenia kawy w tygielku zanurzonym w rozgrzanym piasku

W odróżnieniu od znerwicowanych mieszkańców Zachodu „Turcy” jakoby odnosili się z entuzjazmem do spokojnego siedzenia w kawiarni, palenia fajki czy słuchania opowieści, bo to powodowało, że nie musieli myśleć lub mówić. Sławny brytyjski archeolog Arthur John Evans (ten, który odkrył pałac Minosa w Knossos na Krecie), odbywszy pieszą wędrówkę po Bośni i Hercegowinie, opisał kupców w Travniku siedzących w ogrodzie kawiarni nieco oddalonej od miasta, którzy na przemian pociągali nargile i siorbali kawę, nie mówiąc przy tym ani słowa i obserwując piękny widok rozciągający się przed ich oczami: góry, zieloną dolinę i spienioną, szumiącą rzekę na dole.

Jak podaje Božidar Jezernik, w samej kawiarni cudzoziemcowi rzucało się w oczy przede wszystkim mnóstwo kreseczek narysowanych kredą na ścianach, belkach albo suficie. Co oznaczały i czemu służyły? W życiu publicznym bałkańskich muzułmanów, a więc też i w kawiarniach, bardzo ważną rolę odgrywał kredyt. Stali goście danej kawiarni rzadko płacili od razu za to, co wypili. Rachunki regulowali zazwyczaj dopiero po upływie pewnego czasu (podobny zwyczaj zaobserwowałem w bułgarskiej kafanie).

Żeby kafedżi nie zapomniał, ile kawy wypili, wypisywał imiona dłużników używanym wówczas alfabetem arabskim lub kreślił jakieś inne znaki, a obok stawiał kreseczki – ile imbryków czy filiżanek kawy wypił każdy. Kiedy gość uregulował rachunek, kafedżi palcami albo mokrą szmatą zmazywał kreski, ale nie imię czy też znak gościa, ponieważ rzadko się zdarzało, by stały klient porzucił swojego kafedżiego i przeniósł się do innego lokalu. Niezrównany jest opis naocznego świadka, Anny Neumanowej, która pod koniec XIX wieku przemierzała ten region Bałkanów: „(...) tu, w pośrodku bud drewnianych stoją wielkie kotły, t. zw. po turecku mangale, pełne żarzących węgli, a przy nich klęczą młode chłopaki w czerwonych fezach (caffedżi) i warzą w miedzianych imbrykach wyborną turecką kawę, którą się pije razem z miałem. Kawa taka powinna tylko przez trzy sekundy kipieć na ogniu i zawrzeć trzy razy, nalewając ją do kubków, kafedżi wlewa ostrożnie trzy krople zimnej wody, aby miał osiadł u spodu.

Długie godziny, spędzane w kawiarniach, uprzyjemniają sobie krajowcy śpiewem narodowych patryotycznych piosenek przy wtórze fletów lub skrzypców. Dźwięczy mi po dziś dzień w uszach pieśń ludowa: «Szumi Maryca» i inna jeszcze ballada o dzikim baszy, mordującym niewinne dziewczęta. Częstem też zjawiskiem w tych kawiarniach są harfiarki czeskie i francuskie śpiewaczki kupletów, zastępujące dziś na Wschodzie dawne Almee i Bajadery”.

Goście przychodzili do kawiarni wczesnym rankiem na filiżankę kawy i fajkę przed rozpoczęciem codziennych zajęć, a wracali wieczorem po pracy, by pogawędzić z sąsiadami i usłyszeć najświeższe nowinki. Na początku XX wieku w bałkańskich kawiarniach zadomowiły się też na stałe tureckie gazety, które można było znaleźć w najmniej wyszukanych lokalach. Zimą muzułmanie chodzili wcześnie spać i wcześnie wstawali. A ponieważ w domu nie mogli doczekać świtu, niektórzy z nich już o czwartej nad ranem wybierali się do kawiarni i tam, przy kawie i pogawędce, czekali, by o świcie muezin wezwał ich do modlitwy.

Według Božidara Jezernika kafedżi, który przestrzegał starych obyczajów, nigdy nie pytał, czego sobie gość życzy, nigdy też nie podszedł do niego, jeśli gość sam go nie wezwał albo nie zwrócił się z jakąś prośbą. Starsi najpierw nabijali fajkę lub čibuk, a młodsi skręcali papierosa, dopiero potem zamawiali kawę. W oczekiwaniu na swoją filiżankę siedzieli, opierając się o ścianę, albo leżeli wsparci łokciem na poduszce. Ten szczególny duch Belgradu, kult kafany, został opisany przez francuskiego pisarza Louisa Gedeona, który w 1624 roku konstatował: „w tym bogatym mieście wszystko jest przesadne”.

Przekonanie, że przy filiżance kawy dobrze byłoby też coś zjeść, jest zresztą tak stare, jak stary jest zwyczaj picia kawy. Już Antonius Faustus Naironus pod koniec XVII wieku notował w Usage du caphė, duthė, et du chocolate, że na Wschodzie nie pito kawy w czasie postu, gdyż wierzono, że wpływa wtedy niekorzystnie na wydzielanie się żółci; jeśli kawę wypijano z rana, najpierw posilano się kromką chleba albo innym rodzajem pieczywa.

Philippe Sylvestre Dufour w podobnie zatytułowanym dziele Traités nouveavx et curieux du café du thé et du chocolate i mniej więcej z tego samego okresu, zapisał popularne wśród Turków przysłowie: „Jeśli nie masz nic do zjedzenia, nim wypijesz kawę, mądrze zrobisz, jeśli połkniesz guzik od własnej kamizelki albo w ogóle zrezygnujesz z kawy”. Na przestrzeni wieków koncepcja kafany zmieniła także styl życia w mieście, a ludzie chodzili do kafan nie tylko po to, by jeść i pić.

Fot. 13.Palacz čibuka – obraz Rudolfa Ernsta, prawdopodobnie z przełomu XIX i XX wieku

Fot. 14. Strony tytułowe dzieła Philippe’a Sylvestre’a Dufoura

Jeszcze jedno wyjaśnienie. Na początku kawę podawano w karawanserajach i tradycyjnych barach-restauracjach o tureckiej nazwie meyhane (w Bułgarii mehana). Nazwa kafana pojawiła się dopiero po 1739 roku, kiedy Osmanowie odbili Serbię z rąk Austrii. W tym czasie najbardziej znaną kafaną była Crniorao (Czarny Orzeł) w Dorćolu, wspomniana przez podróżnika George’a Lodewijka Keppera.

Kafany stały się centrum życia kulturalnego, gospodarczego, społecznego i politycznego, miejscem zabawy i wypoczynku, nałogów i pasji, intryg, spisków... Były sceną przedstawień teatralnych i koncertów; miejscem spotkań partyjnych, a nawet zebrań Zgromadzenia Narodowego; dziennikarze pisali tu swoje teksty, a poeci tworzyli swoje wiersze. Od tamtej pory niewiele się zmieniło.

Często nadawano im nazwy spontanicznie i symbolicznie. Do historii przeszły kafany Tri šešira (Trzy kapelusze) i Dva bela goluba (Dwa białe gołębie) w Skadarlija. W Belgradzie do dziś krąży ponadto legenda o „Trójkącie Bermudzkim”, lecz nie chodzi o owiane tajemnicą miejsce na Oceanie Atlantyckim, które pochłania wszystko, co znajdzie się w jego granicach. W belgradzkim przypadku mowa o lokalizacji pomiędzy kultowymi tawernami w centrum stolicy: Šumatovac, Pod lipom i Grmeč. Legenda głosi, że niegdyś „zatonęli” tam serbscy malarze, pisarze, dziennikarze i wielu innych.

Najprawdopodobniej najbardziej znaną tawerną, która weszła do historii Belgradu, jest Dardanele. Znajdowała się pomiędzy ulicami Čika-Ljubina i Vasina na dzisiejszym Placu Republiki, który nazywał się kiedyś „Placem Teatralnym”. Działała do 1901 roku i była miejscem spotkań belgradzkiej elity artystycznej, wśród której byli liryk z początków serbskiej epoki realizmu Vojislav Ilić, dramatopisarz, satyryk, eseista Branislav Nušić, mistrz chorwackiej literatury modernistycznej Gustav Matoš czy autor powieści realistycznych Stevan Sremac...

Fot. 15. Kafany stały się centrum życia kulturalnego, gospodarczego, społecznego i politycznego

Na szczęście po drugiej stronie ulicy od kościoła Saborna i kafany Dardanele ostała się przy numerze szóstym ulicy Kralja Petra kafana”?” (czasami jej nazwę podaje się opisowo: Znak Pitanja). W latach 1830-1831 bywał w niej Vuk Karadžić, myśliciel, pisarz, językoznawca, leksykograf, który zreformował ortografię i pismo – cyrylicę. Ustalone przezeń zasady pisowni obowiązują do dziś. Stworzył pierwszy słownik języka serbskiego (notabene wzorował się na obecnym już w nauce Słowniku języka polskiego Samuela Lindego). Jego podobizna znajduje się na banknocie dziesięciodinarowym.

Budynek, w którym mieści się kafana”?”, został zbudowany w 1823 roku przez dyplomatę i kupca Nauma Ičko na zlecenie i dzięki funduszom księcia Serbii Miloša Obrenovića I. Ičko był synem Petara Ički, znanego dyplomaty. Budynek zaprojektowany został przez nieznanego greckiego architekta, a wzniesiony został przez budowniczych z Grecji, co upamiętnia napis na ścianie nad zachowanym starym stołem z tego okresu.

Później książę Miloš podarował budynek swojemu osobistemu lekarzowi Tomie Kostićowi, znanemu jako Ećim Toma, za jego dokonania podczas drugiego powstania serbskiego (poza tym wyleczył księcia). Zdając sobie sprawę z korzystnej lokalizacji, Ećim Toma wkrótce przekształcił nieruchomość w obiekt hotelarski, który stał się znany w całym mieście jako Tomina kafana.

Fot. 16. Szyld ze znakiem zapytania jest atrakcją turystyczną Belgradu

Od 1878 roku, kiedy została sprzedana przez następców, zmieniała właścicieli i nazwy. Najpierw mówiono o niej po prostu „serbska kafana”, potem nosiła nazwę Kod pastira (U Pasterza). Następnie w 1892 roku nowy właściciel Ivan Pavlović przemianował ją na Kod Sabornecrkve (Przy katedrze), przeciwko czemu gwałtownie zaprotestowały władze duchowne, widząc w tej nazwie brak poszanowania dla domu Bożego, jakim jest katedra, mimo że – właśnie przez poszanowanie – właściciel zakazał palenia tytoniu przed wejściem do kawiarni.

Fot. 17. Belgradzkie gazety śledziły wydarzenia związane z kawiarnią

Ponieważ rozstrzygnięcie kwestii dopuszczalności takiej nazwy dla kawiarni przeciągało się, właściciel ugodowo zdjął szyld z nazwą i zawiesił w tym miejscu szyld ze znakiem zapytania. Problem nazwy do dzisiaj nie został rozwiązany i zapewne poszedłby w zapomnienie, gdyby nie to, że w międzyczasie nazwa przyjęła się na tyle, iż dzisiaj kawiarnia pod tą nazwą i z szyldem”?” jest atrakcją turystyczną miasta.

Jako anegdotę przytoczę perypetie właściciela innego belgradzkiego lokalu. Na końcu ulicy Kneza Miloša, w pobliżu dzisiejszej pętli Mostary, znajdowała się niegdyś tawerna Kod pocepanih gaća. Z powodu nieco bulwersującej nazwy (Pod podartymi gaciami) zaprotestowała z kolei Draga Obrenović, ostatnia serbska królowa z tej dynastii, więc właściciel zmienił nazwę lokalu.

W okresie powojennym Znak Pitanja była nadal własnością Ivana Pavlovića, ale w 1959 roku komunistyczne władze Jugosławii znacjonalizowały nieruchomość, a ostatecznie trzy lata później przekazały ją w pod zarząd państwowej spółki UTP Varoš Kapija. Do pozytywów zaliczyć można fakt uznania kafany”?” za dziedzictwo historyczne i objęcie jej ochroną przez Urząd Zabytków Miasta Belgrad. W 1981 roku”?” została dodana do listy Chronionych Zabytków Kultury Republiki Serbii.

Rozmowy o reprywatyzacji uprzednio znacjonalizowanej nieruchomości rozpoczęły się w 2003 roku. Przetarg zaplanowano na 25 listopada 2004 roku. Wartość początkowa nieruchomości została ustalona na 2500 euro za metr kwadratowy. Jednak przetarg został unieważniony, ponieważ budynek, w którym znajduje się restauracja, jest chroniony przez państwo i nie może stać się własnością prywatną.

Silny opór pracowników kafany, mniej lub bardziej znanych osobistości, które bywały w lokalu (petycję podpisały 2563 osoby), przyniósł jednak efekt. W lutym 2007 roku rząd Serbii podjął decyzję o zwolnieniu restauracji z procesu prywatyzacji i przekazał ją administracji miasta. W maju 2017 roku Serbskie Ministerstwo Finansów potwierdziło decyzję Agencji ds. Restytucji o przywróceniu prawa własności kafany”?” potomkom Ivana Pavlovića.

Fot. 18. Kafana”?” na przestrzeni lat, a) na początku wieku, b) połowa lat dziewięćdziesiątych XX wieku, c) w roku 2010

W późnych latach siedemdziesiątych w Jugosławii pojawił się po raz pierwszy nowy typ lokalu gastronomicznego: bar kawowy, czyli kazić, zwykle serwujący espresso zamiast tureckiej kawy, herbaty i napojów bezalkoholowych, a także szeroki wybór napojów alkoholowych, ale bez jedzenia. Tradycyjna kafana nie zniknęła z gastronomicznej mapy, choć teraz jest to rodzaj restauracji specjalizującej się w tradycyjnej kuchni, mającej w menu oczywiście także alkohol i kawę.

Kafany pozostały integralną częścią życia na Bałkanach. W Belgradzie wychodzi się do kafany kilka razy tygodniowo, niektórzy bywają w niej codziennie. O znaczeniu kafany w tym regionie świadczą fakty – to były miejsca, w których widzowie obejrzeli pierwszy film, pierwsze spektakle teatralne, w kafanie zorganizowano pierwsze targi książki. Pierwsza latarnia elektryczna została uruchomiona w 1880 roku na rogu ulic Kolarčeva i Makedonska, przed kafaną Proleće, zwaną później Hamburgiem.

Również pierwszy telefon zadzwonił w kafanie o nazwie Tri lista duvana (Trzy liście tytoniu) na rogu ulicy Kneza Miloša i bulwaru Króla Aleksandara. Pierwsza impreza bilardowa w Belgradzie odbyła się w 1834 roku w kafanie Znak Pitanja, w tym samym roku kawiarnia ta została pierwszą czytelnią lokalnej gazety „Srpske Novine”.

Kafana stała się centrum wszystkich znaczących wydarzeń. Wymieniano się tam najświeższymi wiadomościami, zawierano umowy biznesowe, zawierano umowy małżeńskie. Kafana była wspólnym miejscem narad w sprawach wioski. Na początku XX wieku serbscy przywódcy chłopscy często spotykali się w kafanach, podczas gdy chłopi chorwaccy nie, uważając to za praktykę miejską, i zamiast czarnej kawy pili wino.

Kawiarnia Crnikonj (Czarny koń) w dzielnicy Varoš-kapija była miejscem spotkań serbskich uchodźców i pracowników sezonowych (pečalbari). W XX wieku młodzi serbscy nacjonaliści spotkali się w belgradzkich kafanach, gdzie niemal otwarcie deklarowali nienawiść do Austro-Węgier i dyskutowali o niepodległości. Bywał w nich Gavrilo Princip, zabójca arcyksięcia Franciszka Ferdynanda.

Bez względu na mniej lub bardziej subtelne różnice wszystkie bałkańskie kawiarnie miały jeden wspólny element: doskonałą kawę. Serbowie traktują swoją kawę poważnie i lubują się w piekielnie mocnej tureckiej jej wersji, znanej jako kuvanakafa. Porządna kawa jest domaća, obićna, srpska i na końcu turska. Wszystkie te nazwy oznaczają jedną kawę: domową, zwykłą, serbską i turecką.

Wielu pisarzy w swoich dziełach zapewnia, że nawet w najelegantszych europejskich hotelach czy kawiarniach nie można było dostać tak dobrej kawy, jak w najnędzniejszym lokalu na Bałkanach. Podróżujący po „krainie orłów” Paul Edmonds w 1927 roku stwierdził, że w jakiejś „odludnej, nędznej chacie” w Albanii pił lepszą kawę, niż „można było wówczas dostać w londyńskim hotelu pierwszej klasy”.

Kawy nigdy nie mielono w młynku, tylko rozdrabniano ją żelaznym tłuczkiem w wydrążonym pniu młodej lipy lub wiśni, czasem we wgłębieniu kamienia. Następnie drobno utłuczoną przesiewano przez bardzo gęste sito i to, co w nim zostało, ponownie rozgniatano, póki cała kawa nie zamieniła się w miał. Tak otrzymany produkt przesypywano do metalowego naczynia i szczelnie zamykano, by zachować jakość i woń. Kafedżi w miastach zazwyczaj nosili kawę do tahmisu (państwowej palarni kawy), gdzie za niewielką opłatą tłukli ją ubodzy ludzie.

Jak podaje Božidar Jezernik, kawę parzono, czy raczej – jak mówili muzułmanie – „pieczono” w dżezwach i imbrykach, a potem przelewano do filiżanek. Kto miał ochotę na bardzo mocną kawę, zamawiał mahsuziję (specjalną) – podwójną miarkę mielonej kawy, trzeba było jednak za to dwa razy więcej zapłacić. W zwyklejszych kawiarniach kafedżi podawał kawę, trzymając filiżankę od spodu kciukiem, palcem wskazującym i środkowym prawej ręki. W lepszych przynoszono kawę na tacach, obok filiżanki stawiano szklankę zimnej wody.

Na ten aspekt zwróciła uwagę na początku XX wieku Mary Edith Durham w swoim dzienniku Through the Land of the Serb: „Serbowie posiadają dość oryginalny nałóg, który raczej nie sprowadzi na manowce innych ludzi. Piją za dużo zimnej wody – tyle aż zamieniają się niemal w papkę. Przeciętny Serb pije tyle zimnej wody co angielska krowa”.

Po wyzwoleniu spod panowania tureckiego Bałkany doświadczały ogromnych zmian – przeszły intensywny proces „europeizacji”, ale ów proces nie zawsze i nie wszędzie miał radykalny charakter. Mieszkańcy Półwyspu Bałkańskiego wciąż cenili obyczaje ze starych tureckich czasów. Kawa przecież była tą częścią dziedzictwa z czasów tureckiej niewoli, którą przejęły także narody, chociaż widziały w Turkach symbol zacofania. Najdobitniej świadczy o tym fakt, że nigdzie na Bałkanach nie pije się kawy po turecku, tylko po bośniacku, serbsku, macedońsku lub grecku.

Także przesiadywanie w kawiarniach zachowało cały swój dawny urok jeszcze długo po zakończeniu tureckiej okupacji. Kawiarnie były ważnymi ośrodkami wymiany informacji handlowych i politycznych. Popularność tych lokali z czasem rosła, i to mimo poważnych zmian, do jakich doszło, kiedy narody zamieszkujące Bałkany zaczęły się wyswobadzać spod władzy tureckiego imperium. Kawiarnie pozostały niezwykle lubianymi instytucjami, charakterystycznymi dla Półwyspu Bałkańskiego także i później, gdy Turcy już dawno opuścili te tereny. W Belgradzie około 1860 roku było około dwustu kawiarni.

Pochodzący z rodziny niemieckiej austro-węgierski przyrodnik, geograf, etnograf, archeolog, grafik, autor dzienników wieloletnich podróży po krajach bałkańskich, Feliks Kanic, podawał w swoim dziele Serbien. Historisch-ethnographische Reisestudien aus den Jahren 1859-1868, że w drugiej połowie XIX wieku nieraz widywał w Serbii, gdy była już niepodległym państwem, ministrów, wyższych urzędników i oficerów pogrążonych w rozmowie na temat wydarzeń w mieście i w kraju przy čibuku i kawie a la turca, „ponieważ w owym czasie cały dwór miał jeszcze bardzo wschodni charakter”.

Na Półwyspie Bałkańskim kawiarnie są instytucją o długiej tradycji i – w opinii serbskiej historyczki Latinki Perović – jakby zalążkiem, który dał początek różnym działaniom i opcjom politycznym. Kawiarnie były i wciąż są miejscem, gdzie spotykają się także ci, którzy bezpośrednio nie rządzą krajem, gdzie dokonuje się zmian kadrowych, kształtuje powtarzane później opinie na temat przedstawicieli życia politycznego. Ta tradycja polityki uprawianej w kawiarniach czarszii jest nadal bardzo żywa, uważa się, że stanowi o uroku Bałkanów.

I takie poplątane są właśnie Bałkany. Ba, tak naprawdę to Bałkany nie... istnieją. Pojawiają się w mediach, gdy trzeba napisać o jakimś wydarzeniu, najczęściej tragicznym. Są poręcznym terminem do określenia obszaru, który leży między Europą a Turcją. Geografowie są bezradni, gdy ich przycisnąć z pytaniem, gdzie przebiegają granice Bałkanów? Z biegiem rzek czy łańcuchów górskich?

Aż do początku XIX wieku Półwysep Bałkański nie miał nazwy. Dopiero w 1808 roku niemiecki geograf August Zeune nadał mu miano Hamushalbinsel, które następnie zmienił na Półwysep Bałkański, zgodnie z powszechnym zwyczajem nazywania terenów od znaczących łańcuchów górskich. Wybór Zeunego był raczej przypadkowy, gdyż Bałkany, zwane uprzednio Haemus – Hajmos (od haima, gr. αἱμα, krew Tyfona), ze swą Starą Płaniną (Starą Górą), w dzisiejszej Bułgarii nie tworzą ani najwyższego, ani też największego systemu górskiego na półwyspie.

Fot. 19. Bałkany zaczynają się tam, gdzie dumna austriacka kawiarnia stopniowo zamienia się w ponurą, oblężoną przez muchy kafanę – rycina z dzieła Edmunda Spencera Travels in the western Caucasus z 1838 roku

Miejsce Bałkanów w topografii wyobraźni Zachodu najtrafniej oddał niemiecki autor, który opisywał je jako szopę ogrodową stojącą obok szlachetnej willi zachodnioeuropejskiej i zamieszkałą przez ludzi, którzy nie potrafią ze sobą współżyć i prowadzą nieustanne spory. Jak bardzo mylna była to definicja, świadczą przypadki pewnego kraju między Niemcami a Rosją, którego nijak bałkańskim nazwać nie można... A może, zastanawia się Argymir Iwicki, Bałkany to bękart, który „(...) uciekł spod pieczy Konstantynopola. Może Bałkany to państwa, które należały kiedyś do Turków? Ale jeżeli należały, to jak długo? I czy były bardzo zależne, czy tylko trochę zależne? Trzeba pamiętać, że najdalej na północ wysunięty meczet imperium osmańskiego znajdował się w węgierskim Egerze, tuż pod słowacką granicą. No a pierwsza Rzeczpospolita po zawarciu haniebnego pokoju z Osmanami w Buczaczu na rok stała się państwem zależnym od Turcji. Też jesteśmy Bałkanami? A Słowenia? Kulturowo nie ma nic wspólnego ani z Grecją, ani Bułgarią, ani Albanią, ani Serbią. Miała tylko pecha należeć po I wojnie światowej do królestwa Jugosławii. Grecja też rzadko wchodzi w skład Bałkanów”.

A może rację miał Kurt Faber? Ten austriacki poszukiwacz przygód podróżował w sierpniu 1924 roku z Triestu na Bałkany. Zanotował w swoim dzienniku, że kawiarnie były na tyle charakterystycznymi instytucjami, dzięki którym można wyznaczyć granice Półwyspu Bałkańskiego, konkludując: „Bałkany zaczynają się tam, gdzie dumna austriacka kawiarnia stopniowo zamienia się w ponurą, oblężoną przez muchy «kafanę»”.

ŹRÓDŁA

Mary Edith Durham,