Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy zaczarowana grudniowa noc wystarczy, by odnaleźć to, co stracili?
Drogi Iwony i Roberta od zawsze splatały się ze sobą. Połączyły ich nie tylko studia, miłość do książek czy kawy, ale i przeświadczenie, że razem będą szczęśliwi.
Kiedy po kilku wspólnych latach udało im się spełnić marzenia o rodzinie, pewnego świątecznego dnia do głosu doszły upór, egoizm i niezdrowa ambicja.
Cicho nucone kolędy nie zdołały zapobiec kłótni, a przełamanie opłatkiem nie stało się gestem pojednania.
Dwie minuty na drodze między sądem a domem małżonków sprawiły, że wszystko zawisło na włosku.
Zaparz kawę, usiądź wygodnie w fotelu i przeczytaj, jak skończyła się ta historia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 235
Copyright © Dorota Dea Makowska
Copyright © Wydawnictwo Replika, 2023
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja
Magdalena Kawka
Korekta
Paulina Kawka
Projekt okładki
Izabela Szewczyk
Składi łamanie
Izabela Szewczyk-Martin
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Dariusz Nowacki
Wydanie elektroniczne 2023
eISBN 978-83-67867-54-2
Wydawnictwo Replika
ul. Szarotkowa 134, 60–175 Poznań
www.replika.eu
Zamiast „zdrowych, spokojnych… – wzajemnie”
Co rokuw grudniu wyznawcy Chrystusa świętują najważniejsze narodzinyw historii ludzkości. Przyjście na świat Najwyższego.
Pachnąca choinka, prezentyi świąteczne potrawy to tylko otoczka. Nic nieznacząca, jeśli nie pamiętamy, dla Kogo to wszystko. Niezależnie od tego czy wierzysz, czy nie, każdego świątecznego dnia dzieją się cuda. Jesteśmy dla siebie lepsi, bardziej wyrozumiali, cierpliwi. Znów odkrywamy, że tego, co najpiękniejszei najważniejsze nie da się kupić.
Niezależnie od tego czy wierzysz, czy nie, upamiętnianie Bożego Narodzenia sprawia, że przypominamy sobie, że istotą człowieczeństwa jest miłość.
I jesteśmy dobrzy. Tak jak On by tego chciał.
Niech te kilka dni będą czasem prawdziwego odpoczynku od złośliwości, zniecierpliwienia, uporui negatywnych myśli. Przytulcie babcię, która zapytaz troską „a z tym chłopcem to jeszcze rozmawiasz?”. Uśmiechnijcie się do cioci, która już od progu stwierdzi, że ozdoby takie same jak ostatnio. Może czekała cały rok, żeby to powiedzieć. Bez tego nie byłaby tą samą ciocią. Złap męża za rękę zupełnie bez powodu. Pogłaskaj go po policzku. Kocham można powiedzieć na wiele sposobów.A po wigilijnej kolacji nie przejmujcie się bałaganemi tym, że trzeba posprzątać ze stołu. Bądźcie razem. Śpiewajcie kolędy. Cieszcie się tym czasem.
Bo święta to radośćw sercu, bo święta to Wy – dobrzy, cierpliwii wyrozumiali. Dla siebiei innych.
Niech ostatnie tygodnie starego roku będą pełne radościi miłości. Życzę Wam mnóstwa pięknych, rodzinnych chwil nie tylkow święta. Dobroi życzliwość, których szukacie, sąw Was.
Niech każdy potrzebujący znajdzie miejsce przy Waszym stole nie tylkow Wigilię. Bóg narodził się jako mały, bezbronny chłopiec, bo wiedział, ile dobra kryje sięw człowieku.
Tego dobraw śnieżną grudniową noc szukali Roberti Iwona. Pozornie wyruszyliw krótką podróż – tak naprawdę dotarli do samych siebie.
Prolog
Pani Alicja
– Pani Alicja powiedziała, że nie przyjmuje dziś gościi że zostaje na świętaw ośrodku. – Drobna brunetka spojrzała na nich niepewniei uśmiechnęła się przepraszająco.
– Jak to zostaje? Proszę jej powiedzieć, że to my. Jej córkai zięć. – Iwona jak zawsze nie przyjmowała do wiadomości jakiejkolwiek odmowy.
– Mówiłam. Powiedziała, że nie chce dziś nikogo widzieć.
– Proszę mnie do niej natychmiast wpuścić! – krzyknęła, zaciskając pięści ze złości.
– Proszę się uspokoić. Myślę, że powinniśmy uszanować prośbę pani Alicji… – zaczęła niepewnie dziewczyna. Nie wiedziała jak się zachować. Nie spodziewała się czegoś takiego na dzień przed Wigilią.
– Nie będzie mi pani mówić, co mam robić! To moja matka. Płacę wam niemałe pieniądzei żądam, żeby mnie pani natychmiast do niej zaprowadziła.
– Iwona, uspokój się – powiedział cicho Robert.
– Nie wtrącaj się – warknęła.
Starsza pani usłyszała ciche pukanie do drzwi. Domyśliła się, że tak będzie. Słyszała krzyki dochodzącez korytarza.
– Pani Alicjo, ja bardzo przepraszam… Pani córka chce porozmawiać.
– Dobrze, drogie dziecko, rozumiem.
Alicja zauważyła, żew ciągu ostatnich kilku dni Kasia bardzo schudła. Nie uśmiechała się. Podejrzewała, że stało się coś bardzo złego. Bała się, że wścibskim pytaniem zburzy kruchy mur pozornej normalności zbudowany przez dziewczynę. Siedziała tu całymi dniami, Czytała im, karmiła. Ze smutnym uśmiechem na ustach. Alicja chciała dodać, żeby ich wpuściła. Nie zdążyła, usłyszała krzyk Iwony. Nim Kasia zamknęła drzwi, córka stała przed nią krzycząc:
– Co mama sobie wyobraża, co to za cyrki?! Ta pielęgniarka powiedziała, że nie chcesz nas widzieći że nie wracasz na święta do domu!
– Nie pielęgniarka, tylko wolontariuszka. Kasia. Mówiła prawdę, zostaję tutaj. – Alicja spojrzała na Roberta, który jak zawsze stałz boku. Uśmiechnął się do niej niepewnie. Odwzajemniła uśmiech.
– Cieszę się, że cię widzę – powiedziała.
Usłyszała podniesiony głos córki.
– Mówię do mamy!
– Nie mówisz, tylko krzyczysz. Uspokój się. Nie wszyscy muszą wiedzieć, że zostaję.
Iwona nagle zamilkła.
Pani Alicja wstałai podeszła do okna.
– Po co mamz wami jechać? – zapytała cichoi spokojnie. – Żeby sąsiedzi widzieli, żeo mnie dbacie? Mam posiedzieć trzy dniw domu,a później przywieziecie mnie tui zapomnicie?
– Co też mama opowiada?! Po tym wszystkim, co dla mamy zrobiliśmy, mama ma teraz czelność mieć pretensje?! Woziliśmy mamę po najlepszych szpitalach, załatwialiśmy pielęgniarki do opieki… mama sama mówiła, że nie chce sprawiać problemów, że to dobry pomysł. Po tym wszystkim, co dla mamy zrobiłam…
Alicja czuła, że cośw niej pękło. Wystarczająco długo milczała. Nie chciała tego mówić, ale widziała, że inaczej córka niczego nie zrozumie.
– Ty dla mnie zrobiłaś? – powiedziała zdecydowanym tonem, który Iwona tak rzadko słyszała. – Po tym, co dla mnie zrobiliście? To ja cię wychowałam. Sama. Zrezygnowałamz malarstwa po to, by cię utrzymać. Odkładałam każdy grosz. Nigdy nie byłam na wakacjach. Ani razu nie widziałam morza, nie byłamw górach. Widziałam je tylko na pocztówkach, które przesyłał mi Robert.
– Które Robert co? – wydukała zdumiona Iwona. Czuła, że przestaje panować nad sytuacjąi bardzo jej się to nie podobało.
– Które Robert wysyłał miz waszych wycieczek znad morzai z gór. – Alicja odwróciła sięw stronę córki. – Może gdybyś przestała na niego krzyczeć, to zauważyłabyś, jaki dobryz niego człowiek.
Iwona głośno wciągnęła powietrze do płuci natychmiast je wypuściła, nie byław stanie powiedzieć ani słowa.
Alicja kontynuowała cicho.
– Poświęciłam wiele lat życia, żeby cię wychować. Nie tylko, żeby niczego ci nie zabrakło, ale żebyś miała wszystko, co najlepsze. Nie mam pretensji, że jestem tutaj. – Spojrzała na Roberta. – Wiem, żez moją cukrzycą, nadciśnieniemi padaczką nie moglibyście się mną właściwie zająć.I czuję sięo wiele lepiej niż wcześniej. Tu mam odpowiednią opiekę. Wiem, że chcieliście dobrze, dlatego milczałam. Do dzisiaj. Nie mogę milczeć, gdy zarzucasz mi niewdzięczność. – Spojrzała na córkę – Jestem tu już trzy lata. Powiedz, ile razy mnie odwiedziłaś?
– Boże, znów to samo… – Iwona westchnęła sfrustrowana.
Usłyszała przejęty głos Roberta.
– Iwona!
– Mówiłam ci wiele razy, nie wtrącaj się, to moja matka! – krzyknęła.
– Naprawdę podziwiam tego człowieka, że jeszczez tobą wytrzymuje – powiedziała Alicja. – Wiem, że jesteś moją córkąi być może nie powinnam tego mówić, ale podziwiam go, że nadal jestz osobą, która wiecznie na niego krzyczy. Jest wiecznie niezadowolona. Nieustannie mao coś pretensje. Nie wiem, jakim cudem sięw tobie zakochał, skoro tak go traktujesz. Nie mam pojęcia, co sięz tobą stało. To ja cię tak źle wychowałam, że nie masz szacunku do najbliższych? Jeśli tak, to zawiodłam jako matka. Jeśli nie, to nie mam pojęcia, co sięz tobą dzieje. Nic nie usprawiedliwia twojego zachowania. Ten chłopak zostanie świętym za swoją cierpliwość do ciebie. Nie wiem, ile jej jeszcze ma, więc radzę ci uważać.
– Jak mama śmie?!
– Ja? Już wystarczająco długo milczałam, jak Robert. Nie jestem jak ładna zastawa, którą można wyciągnąći użyćw Wigilię,a później schowaći zapomniećo niej na kolejny rok. Nie mam zamiaru wracaćz wami po to, żebyś mogła pochwalić się sąsiadom, jaką jesteś wspaniałą córką dbającao matkę… Nie chcę też słuchać twoich wymówek. Tego, że nie odwiedzasz mnie, bo praca, bo częste wyjazdy, bo awansi kupno własnego mieszkania. Na wycieczki masz czas, ale na telefon do matkiw dniu urodzin już nie.
Iwona najpierw poczerwieniała,a potem spojrzała krytycznie na Roberta.
– Nie rób mu wyrzutów – dodała Alicja. – On przynajmniejo mnie pamięta. Wie, że nie pojadęz wami, ale nakreśli na pocztówce kilka słów. Czasem zadzwoni. Początkowo starał się ciebie usprawiedliwiać. Ale później zauważył, że to bezcelowe. Przez trzy lata znosiłam bez skargi to, że nigdy nie masz dla mnie czasu. Rok temu spędziłamz wami Wigilięi liczyłam, że dzięki temu coś się zmieni, że odwiedzisz mnie przynajmniej razw tygodniu. Byłam naiwna. Dlatego postanowiłam, że dziś nie wracamz wami. Pogodziłam sięz tym, że mnie tu nie odwiedzaszi nie będę zabierać twojego cennego czasu.
Iwona wybiegłaz pokoju, trzasnąwszy drzwiami ze złością. Roberti Alicja patrzyli na siebiew milczeniu dłuższą chwilę.W końcu mężczyzna podszedł do nieji wziął ją za rękę. Alicja usiadła na fotelu.
– Przepraszam za nią – powiedział ze smutkiem.
– To ja przepraszam. Nie powinnam tego wszystkiego mówić przy tobie. Powinnyśmy to omówić na osobności. Wiele razy próbowałam, tłumaczyłam, jak jeszcze czasem do mnie zaglądała. Zawsze komentowała, że mam nieuzasadnione pretensje. Ani tłumaczenia, ani prośby nic nie dają. Sam wiesz, jaka jest uparta. Podziwiam, jak dobrze sobiez tym radzisz. Kiedyś taka nie była. Skupiona, skrupulatna, panująca nad sobą. Taką ją pamiętam,a teraz? Skąd te wybuchy złości? Pokłóciliście się?
– Nie. Teraz uznaje, że ma do tego prawo. Do zmiennych nastrojów, zdenerwowania.
– Dlaczego?
Po dłuższej chwili milczenia wyciągnąłz kurtki białą kopertę.
– Otwórz – powiedział.
Powoli wyjęłaz koperty małą kartkę. Przyglądała się jejw skupieniu. Zobaczył, że drżą jej ręce.
– Piąty miesiąc. Wiemy dopiero od dwóch…i jeszcze nic nie widać jak Iwona włoży golf. Chciałem zadzwonić, ale później pomyślałem, że powiemy ciw Wigilię. Że to będzie najlepszy prezent. Moim rodzicom ani bratu też jeszcze nie powiedzieliśmy. Tak naprawdę nikt jeszcze nie wie. Jesteś pierwsza. – Zobaczył, żez trudem powstrzymuje łzy.
– Dziękuję, że mi powiedziałeś – szepnęła – ale to niczego nie zmienia.I tak nie wrócę dziśz wami do domu. – powiedziała, oddając mu kopertę.
– Dlaczego?
Usłyszała zdziwieniew jego głosie.
– Bardzo się cieszę waszym szczęściem. Wiem, że oboje marzyliścieo dziecku. Ale sądzę, że to niczego nie zmieni. Na początku dzwoniłam, prosiłam ją, żeby przyjeżdżała częściej. Tłumaczyłam, że nawet sąsiadki mnie odwiedzają, siostra,a własna córka nie.O tobie nie mówiłam. Nie chciałam, żeby miała pretensje, że przyjeżdżasz tu sam. Początkowo jeszcze wpadała tu na chwilę jak po ogień. Mówiłam, że zależy mi na tym, żeby was częściej widzieć, żeby wybrała jeden dzieńw tygodniu, skoro tak lubi wszystko planować. Ale ona uważa, że skoro mam tu dobrą opiekę medyczną, to niczego więcej nie potrzebuję. Mam książki, cały zestaw do szydełkowania, malowania. Mam sąsiadkiw pokojach obok, to po co mi córka, że ona ma swoje zajęciai ja swoje. Osobne życia. Najpierw było mi przykro, później byłam złai znów było mi przykro. Stwierdziłam, że skoro prośby nie przynoszą rezultatu to nie będę żebraćo uwagę własnej córki. Skoro przez trzy lata nie chciała znaleźć dla mnie czasu, to teraz tym bardziej nie będzie go miała. Będę miała wnuka,w którego życiu nie będę brała udziału, albo którego zobaczę raz na pół roku.
– Mamo… – wydusiłz bólem.
– Przepraszam, ale tak właśnie czuję. Mam jechaćz wamii cieszyć się ciążą Iwony,a później co? Odwiezie mniei nie znajdzie czasu ani na telefon, ani na odwiedziny – odpowiedziałaz goryczą. – Nie chcę teraz wrócićz wami,a później łudzić się, że będzie inaczej. Nie zniosę tego.
Kucnął przed niąi wziął ją za rękę.
– Nie podejmuj jeszcze ostatecznej decyzji – powiedział spokojnie. – Porozmawiamz nią dziśi jeśli się zgodzisz, przyjadę po ciebie jutro, dobrze?
– Robert, wiesz, że bardzo cię lubięi naprawdę uważam, że nikt inny nie zniósłby trudnego charakteru mojej córki. Jest jak uśpiony Wezuwiusz. Próbuje nad sobą panować, wymusza spokój, ale tylko pozorny, bo nagle wybucha. Uważa, że emocje są zbędne, że nie należy ich okazywać, bo sobiez nimi nie radzi. Sam widziałeś,a raczej słyszałeś. Szanuję cię za to, że znosisz wszystkie jej humoryi nie chcę cię urazić, ale przecież wiesz, żei tak cię nie posłucha. Zawsze stawia na swoim. Już wiele razy próbowałeś jej wytłumaczyć, że powinniście odwiedzać mnie częścieji zawsze miała jakąś wymówkę. Nie przekonasz jej,a ja nie chcę łudzić się nadzieją, że za jakiś czas będę spędzać więcej czasuz wnukiemi z wami. Odebrana nadzieja boli bardziej niż ta, której nie ma. Idź już do niej. Pewnie czekaw samochodzie.I nie przekonuj jej do niczego. Nie chcę wymuszonego zainteresowania na trzy dni.
– Mamo… wiem, że, tak myślisz, że zawsze tak było… ale tym razem będzie inaczej. Dla Jasia – dodałz czułościąw głosie.
– Jasia? – wykrztusiłaz trudem.
– To piąty miesiąci odpowiednio się ułożył, więc już znamy płeć. – Uśmiechnął się. – Dobrze słyszałaś. Jaś. Twój wnuk. Będę tak stanowczy, jak jeszcze nigdyw życiu. Porozmawiamz Iwoną. Nie mogę dopuścić do tego, żeby mój syn nie miał najlepszej babciz możliwych.
– Jaś – powiedziała cicho, spoglądając na małe zdjęciew srebrnej ramce. Uśmiechnęła się przez łzy. Przystojny żołnierz nadal patrzył na nią wzrokiem mówiącym, że wszystko będzie dobrze.
Rozdział pierwszy
Drogaw przeszłość
– Mamo, zajmiesz się Jasiem? – wyszeptał Robert, zabierając kurtkiz korytarza.
– Ależ oczywiście, co to za pytanie? Bądź spokojny, znajdziemy sobie zajęcie. Będziemy ozdabiać piernikii kleić kolorowe łańcuchy. Wiem, że już teraz takich się nie robi, ale może dzięki temu nie zauważy, że tak długo was nie ma. Porysujemy, zjemy obiadi wrócicie. Nie będę wychodzićz nim na zewnątrz, bo jest za zimno. Nie bój się.
– Na pewno dobrze się czujesz? Nic ci nie jest? – wtrąciła szybko Iwona. – Numer telefonu do pielęgniarki masz wpisanyw telefon. Wystarczy, że wciśniesz jedynkęi zieloną słuchawkę – dodała po chwili.
– Wszystkow porządku. Czuję się dobrze. To nie mną musicie się teraz martwić. – Spojrzała na nichz niepokojem, który każdez nich próbowało ukryć
– Dobrze.W takim razie ruszamy. – Robert uśmiechnął się słabo, jakby chciał przekonać wszystkich wokół, że postępuje właściwie. Może chciał. Łączniez samym sobą.
– Powinniśmy wrócić za około pięć godzin. Dwie godzinyw jedną stronę, dwie godzinyw drugąi godzinę na miejscu. Zadzwonimy, jeśli mielibyśmy wrócić później – dodała Iwona, otwierając ciężkie dębowe drzwi ozdobione świątecznymi wieńcamiz jedneji drugiej strony.
– Weźcie szaliki. – Pani Alicjaz obawą spojrzała za okno. – Pada mokry śnieg,a po południu ma być mróz, więc wszystko będzie marznąć. Jedźcie bardzo powoli.
Kiwnęli głowami, wychodząc na zewnątrzi zabierając ze sobą wspólne zagubienie,a pani Alicja wróciła do wnuka. Nie zauważyła nawet, żez radia płynie jej ulubiona kolęda Gdy śliczna panna.
Iwona milczała. Już kilka dni temu postanowiła, że nie będzie się odzywać przez całą drogę. Nie da się wciągnąćw niepotrzebną dyskusjęi wzajemne oskarżenia. To tylko dwie godzinyw jedną stronę,a przebywanie obok siebiew ciszy bardzo dobrze im wychodziło. Obawiała się jednak, bow domu milczy się łatwiej – można włączyć laptop, telewizor albo iść do drugiego pokoju,a tu będą skazani na swoje towarzystwo na bardzo małej przestrzeni przez ponad cztery godziny. Jak zawsze racjonalna, od razu sobie wszystko wyliczyła. Godzinę wyjazdui powrotu. Jak na razie wszystko przebiegało według jej planu, co pozwoliło jej trochę się uspokoić. Przez pierwsze kilka minut jechaliw milczeniu.
– Wiadomości? – zapytał lakonicznie, wskazując na radio.
– Nie. Muzyka?
– Nie – odpowiedział równie krótko, kątem oka widząc, że Iwona sprawdza, czy zabrała dowód osobisty.
Kolejne minuty rozciągały się tak jak ich milczenie. Każde zatopiło sięw swoich myślach. Tak było lepiej, prościej. Słowa niepotrzebnie komplikowały wiele spraw. Podobnie jak ich brak.
Iwona spoglądała na niego ukradkiem. Jak zawsze skupionyw czasie jazdy wydawał się jej oazą spokoju. Nie przypuszczała nawet, że targa nim mnóstwo sprzecznych emocji. Od kilkunastu godzin powtarzał sobie, że powinien siadać za kierownicęz przekonaniem, że to dobra decyzja, że czekał wystarczająco długo, dawał mnóstwo szans, które pozostały niewykorzystane. Czuł się jak lekarz stawiający ostateczną diagnozę: tu nie ma szansy na wyleczenie, na jakąkolwiek poprawę stanu ich relacji. Wiedział to od dawna, jednak łudził się ze względu na siebiei synka. Próbował utwierdzać sięw przekonaniu, że może kolejne wakacje albo święta przyniosą odmianę, że potrzeba jakiegoś impulsu przełomowego wydarzenia.
Później doszedł do wniosku, że skoro kolejne urodziny Jasiai następne święta niczego nie zmieniły, to nic się nie wydarzy. Od kilku miesięcy funkcjonował jak zepsuty mechanizm. Chodził do pracy, ale nie mógł się na niczym skupić, nic go nie cieszyło, był podenerwowany,a to wszystko odbijało się na rodziniei znajomych. Coraz rzadziej odwiedzał rodziców. Nie oddzwaniał do kolegówz pracy. Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć na pytanie „cou ciebie?”. Udawać, że jest dobrze czy przyznać, że wszystko się sypie? Kłamać nie umiał nigdy, nawetw szkole. Na klasówkach nie zerkał na kartki kolegów, bo jak tylko nauczycielka spojrzaław jego stronę, czerwienił się jakby obok siedziała najpiękniejsza dziewczynaw klasie.A nie wyobrażał sobie sytuacji,w której musiałby tłumaczyć znajomym to, czego sam nie rozumie. Jeszcze mocniej nie chciał usłyszećw odpowiedzi „będzie dobrze”. Nie wierzył, że będzie. Nie wiedział, czy bardziej boli go uczucie osobistej porażki, czy to, że ogrom energiii zaangażowania nie sprawił, że zaczęli patrzeć na siebie inaczej.
Nagle przypomniała mu się pierwsza, poważna rozmowa, jaką przeprowadzili po wyjściuz domu opieki od mamy. Obiecał, że będzie zdecydowanyi był. Powiedział Iwonie, że nie może być tak niemiłai uparta. Patrząc jej prostow oczy, krzyknął, że świat nie kręci się wokół niej. Że stworzyli nowe życiei to jest teraz najważniejsze. Decyzjęo powiększeniu rodziny podjęli razem, więc teraz ona nie ma prawa oczekiwać, że wszystko będzie tak jak ona chce tylko, dlatego że takie jest jej życzenie. Prawie wykrzyczał, że nigdyw życiu nie zgodzi się na to, by ich przyszłe dziecko nie znało własnej babcii albo natychmiast przeprosi matkę, albo może zapomniećo kupnie domu, na którym jej tak zależało.
Nie wróciła. Obróciła się na pięciei po prostu poszła do samochodu. Jednak wieczorem słyszał, jak rozmawiaz mamąi przyznaję, że jej zachowanie było nie na miejscui że bardzo chciałaby, żeby Alicja wróciła na święta do domu. Że teraz, kiedy okazało się, że będą mieli dziecko, naprawdę wszystko się zmieni.
Nie miał zamiaru podsłuchiwać. Szedł do kuchnii dotarły do niego strzępki zdań wypowiadanych przez Iwonę. Po kilku minutach wszedł do sypialnii przytulił ją mocno. Nie powiedziała ani słowa. Pogłaskała go po ręcei westchnęłaz ulgą.
***
Wiedział, że nigdy nie zapomni tej pierwszej Wigilii. Minęło prawie pięć lat,a wspomnienia wyświetlały się mu przed oczami niemal jak film. Widział ich eleganckichi uśmiechniętych. Na jego prośbę Iwona odłożyła na dwa wieczory laptopi telefon służbowy, więc Wigilięi pierwszy dzień świąt spędziliw miłej atmosferze. Mama cieszyła się, że zostaniez nimi kilka dnii wypytywałao szczegóły. Kiedy dowiedzieli sięo dziecku? Czy Iwona źle się czuła? Wymiotowała? Co powiedział lekarz? Planowana data porodu to początek czy koniec kwietnia? Ile rzeczy już kupili? Czy czegoś potrzebują? Po kolacji wigilijnej usiedli do wspólnej kawy,a Iwona powiedziała mamie, że zadzwoniła do domu opieki przekazać, że mama spędziu nich kilka dnii przywiozą ją dopiero wtedy, gdy poczuje się gorzej.
Wieczorem Robert usiadł obok Iwony na kanapiei zapytał:
– Rozmawiałaś dziśz mamą?
– Przecież cały czas rozmawiamy.
– Wiesz,o co pytam.
– Powiedziałam jej przez telefon, że przyznałam ci rację, że to dla nas ważne, żeby dziś byłaz namii że chcę, żeby razemz nami rozpoczęła nowy etap. Odpowiedziała, że możesz po nią pojechać.I przecież jest tuz nami. Piekłyśmy razem ciastka. Piłyśmy kawę. Wszystko jestw porządku.
– To dobrze, ale nie możesz tak tego zostawić. Bez przeprosin. Bez wyjaśnienia sobie wszystkiego.
– Myślę, że to wystarczy – odpowiedziałaz uporem.
Pokręcił przecząco głową.
– To tak jakbyś przykleiła plaster na brudną ranę bez użycia wody utlenionej.
– Myślę, że to porównanie trochę na wyrost. Nie jest zła, przecież widziałeś jak bardzo cieszy się razemz nami. Dawno nie była tak zadowolona.
– Tym bardziej że się nie spodziewała. Kilka razy pytała mnie, czy jesteśmy pewni, czy byłemz tobąu lekarza, czy widziałem dzieckow czasie USG. Jak jechaliśmy do domu powiedziała, że takiego prezentu naprawdę się nie spodziewała – dodał ze słyszalną radością.
– Ja też nie spodziewałam się, że potrafisz być tak stanowczy – powiedziała Iwonaz nutą uznaniaw głosie.
– Jeśli mi na kimś lub na czymś zależy, to potrafię. Kilka wspólnych lat powinno ci to już udowodnić. Trudno jest wyśrodkować, kiedy odpuścić, bo mi na tobie zależy,a kiedy nie dawać za wygraną, bo mi na tobie zależy, ale staram się. Chociaż bywa ciężko.
– Wiem. – Wzięła go za rękę.
– Myślisz, że damy sobie radę? – spytał nagle, głaszcząc ją po brzuchu.
– Oczywiście, że tak – oświadczyłaz zapałem. – Wszystko już zaplanowałam. To nie będzie nic trudnego. Już spisałam listę zakupówz nazwamii adresami sklepów. Zrobimy harmonogramy, podzielimy się obowiązkami. Wypiszemy, ktoo której wracai kto kiedy będzie mógł zająć się Jasiem. Nie będziesz musiało nic pytać, wszystko będzie dokładnie rozpisane. – Uśmiechnęła sięz dumą.
– O to akurat się nie martwię.
– A o co?
– Czy poradzimy sobiez byciem rodzicami.
– No przecież właśnie powiedziałam, że sobie poradzimy.
– Nie chodzi mi tylkoo przygotowanie wyprawki, urządzenie pokoju czy kupienie wszystkich niezbędnych rzeczy albo podział obowiązków. Tak długo się do tego przygotowywałem, byłam wręcz pewien, że jestem gotowy. Że wiem już wszystkoi nie mam żadnych wątpliwości.A teraz zastanawiam się, czy będę dobrym tatą. Czy nauczę syna wszystkiego, co powinien wiedzieć? Czy wyrośnie na dobrego człowieka? Czy jak podrośnie, to będzie przychodzić do mniei pytaćo radę, czy raczej stwierdzi, że ma okropnego ojca. Mam nadzieję, że pójdęw ślady swojegoi sprawdzę sięw tej roli.
– Nie mam najmniejszej wątpliwości. Gdybym kiedykolwiek, chociaż raz zastanowiła się, czy na pewno będziesz dobrym ojcem, nigdy nie zdecydowałabym się na dzieckoz tobą. Od zawsze wiedziałam, że będzieszo mnie dbał.I już teraz wiem, że będziesz dbało nas.
– Na pewno. Jesteście całym moim światem.
– Jednak jesteśmy? – zapytała, obejmując go ramieniem.
– To, że powiedziałem, że cały świat nie kręci się wokół ciebie, nie oznacza, że nie jesteśw centrum mojego świata.W nim zajmujeszi zawsze zajmowałaś najważniejsze miejsce.
– Wiem.I dobrze się czujęz tą myślą. Mam nadzieję, że teraz, kiedy już wszystko wyjaśniłyśmy sobiez mamą…
– Hmm… – chrząknął znacząco
– No dobrze. Mam nadzieję, że teraz, kiedy już mama wie, że chciałabym, żeby odwiedzała nas częściej, przestaniemy sięo to kłócići skupimy się na tym, co najważniejsze, czyli na urządzaniu pokoju dziecięcegoi zabezpieczeniu kuchni, łazienki. Czasu mamy teoretycznie dużo, ale nie wiem, czy po pojawieniu się Jasia będziemy pamiętaćo tym, żeby zabezpieczyć stoły, blatyi wszystkie kanty.
– Na razie skup się na tym, żeby odpoczywać. Nabierać sil.A co do naszych sprzeczek to też mam nadzieję, że zaczął się nowy, spokojniejszy etap. Cieszę się, że zaczęłyściez mamą rozmawiać.
– Ja też.
– Podejrzewam, że tęskniłaś za tym bardziej, niż chciałabyś przyznać.I dlatego nawet nie jesteś złao ostatnią –z racji Wigilii nazwijmy to – burzliwą rozmowę.
– Trudno było mi to przyznać, ale miałeś dużo racji.
– I gdyby nie mój upór, nie byłoby jej dziśu nas.
– Prawdopodobnie nie.
– Więc postawienie wszystkiego na ostrzu noża czasem się opłaca – powiedział usatysfakcjonowany.
– Nie przesadzaj – odpowiedziała ze śmiechem. – Jużi tak wiele razy przyznałam ci dziś rację.
Podał jej sernikz polewą czekoladowąi sok pomarańczowy.
– Pyszny. Rozpływa sięw ustach, ale to naprawdę ostatni kawałek, bo będzie mi niedobrze.
– Znów masz mdłości? – zapytałz niepokojem. – Źle się czujesz?
– Nie. Nie martw się, ewentualne problemy żołądkowe będą karą za łakomstwo. Na tym etapie ciąży nie powinnam już wymiotować.I dobrze, bo to było okropnie męczące. Lubię święta – powiedziała pomiędzy jednym,a drugim kęsem. – Lubię świętaz tobą.I cieszę się, że udało ci się przełamaći znów zacząć widzieć je przynajmniejw części tak jak ja. Znów możesz cieszyć się kolędami, choinką, pysznościami na stole.I spokojem.
– Na spokóji odpoczynek pozwalasz sobie zbyt rzadko. Nadal tak uważam – skomentował, podkreślając szczególnie ostatnie zdanie.
– Gdybym pozwalała sobie na niego częściej, nie byłby tak wyjątkowy. Poza tym wiesz, że nie umiem inaczej. Nie odnajduje sięw jednostajnych, przewidywalnych dniach. Nie umiem funkcjonować bez wyzwań, zadań. Nawet urlopy lubię spędzać aktywnie.
– Na najbliższy aktywny będziesz musiała trochę poczekać.W lipcu Jaś będzie miał dopiero trzy miesiące.I nie wiadomo, jak będziesz się czuć, więc nie wiem, czy planowanie jakiegokolwiek wyjazdu to dobry pomysł.
– Moim samopoczuciem się nie martwięi ty też się nie przejmuj. Wszystkie kobietyw mojej rodzinie bardzo szybko wracały do siebie po urodzeniu dziecka.
– Skąd wiesz?
– Rozmawiałamz mamą. Ty pojechałeś na zakupy,a ja zdążyłamw tym czasie zrobić wywiad środowiskowy co do mojej rodzinyi wszystkich możliwych powikłań poporodowych, choróbi kondycji.I muszę przyznać, że wypadł niezwykle korzystnie.
– Jesteś niesamowita. Nigdzie nie zostawiasz na wpół otwartych furtek, prawda?
– Myślę, że po to stawia się pytania, by uzyskać odpowiedzi. Nie wliczając tych retorycznych, taka jest ich zasadnicza funkcja,a ja bardzo lubię odpowiedzi.
– A na pytanie, co do imienia dziecka odpowiedź jest taka sama jak ostatnio?
– Tak – powiedziała bez chwili wahania. – Jeśli lekarz na kolejnym badaniu podtrzyma, że to chłopczyk, będzie miał na imię Jaś. Jeśli urodzi się dziewczynka, to Joasia.
– Nie musisz tego robić – powiedział cicho.
– Ale chcę. – Uśmiechnęła się, całując gow policzek. – Pamiętasz jak opowiadałam ci, że zawsze chciałam mieć dwójkę dzieci? Starszego chłopcai młodszą dziewczynkę. Jesteśmy na dobrej drodze.I nie patrz tak krytycznie – powiedziała, dostrzegając jego wzrok. – Wiem, ile mam lat, rozmawiałamz lekarzem na ten temat kilkukrotnie. Jak na razie wszystko jestw porządkui żadne objawy nie zapowiadają chociażby najmniejszych komplikacji. Poza tym ustaliłamz nim, że maksymalna przerwa, którą możemy zrobić pomiędzy jednym,a drugim dzieckiem, wynosi dwa lata. Maksymalna. Proponował rok. Oczywiście później też można, ale wrazz wiekiem płodność się zmniejsza. Dużo zależy od indywidualnych predyspozycjii stylu życia kobiety, ale wolałabym nie czekać zbyt długo, bo trzeba doliczyć jeszcze dziewięć miesięcy ciąży. Lekarz prowadzący powiedział, że po roczku pierwszego dziecka możemy zrobić sobie prezentw postaci kolejnej próby.
– No proszę – odpowiedział Robertz uśmiechem. – Ze swoim ginekologiem zdążyłaś to już ustalić,a z mężem jeszcze nie.
– Dobrze, mój błąd. Więc przyznając ci rację po raz kolejny dzisiejszego wieczorui wyczerpując tym samym pulę twojego pierwszeństwa na dziś, informuję: drogi mężuw związkuz tym, iż razem chcielibyśmy mieć dwójkę dzieci, odbyłam rozmowęz ginekologiem,z której wynika, że za rok możemy zacząć starać sięo rodzeństwo dla Jasia.
Pomyślał, że uwielbia jej śmiechi odpowiedział:
– Jeśli wszystko przebiegnie tak sprawnie jak za pierwszym razem, to sądzę, że nie będziemy musieli starać się zbyt długo.
– Lekarz też byłw szoku. Kilkukrotnie powtarzał: „Pani Iwono, to ogromne szczęście. Według statystyk,w Polscew ciążęw wieku czterdziestu lat zachodzi około dwa procent kobiet. To ogromne szczęście”. Jakbym nie wiedziała. Posłuchaj, jak to ładnie brzmi – powiedziała zadowolona. – Jani Joanna.
Następnego dnia poszli na długi spacer,a potem wspólnie oglądali zdjęcia. Opowiadali mamieo pracy, urlopach,o znajomych, żeby czuła, że naprawdę chcą, by stała się większąi ważniejszą częścią ich życia. Robert naiwnie łudził się, że to pierwszy dobry krok do ich wspólnej, lepszej przyszłości. Cieszył się, że jego zdecydowanie podziałało na Iwonęi przynajmniej odrobinę przewartościowała listę priorytetów. Rodzinaw końcu stała się dla niej najważniejsza.
Swoją pomyłkę zrozumiał już następnego dnia.W drugi dzień świąt Iwona wzięła laptopi zamknęła sięz nimw gabinecie. Stwierdziła, że nie pracowaław Wigilięi dwudziestego piątego grudnia, więc ma mnóstwo zaległości. Musi przynajmniej przejrzeć pocztęi skontaktować sięz potencjalnymi klientami. Tłumaczył, że są świętai prawdopodobnie nikt nie myśli terazo kupnie nieruchomości, ale argumentami rzucał jak grochem o ścianę. Spędziław gabinecie ponad cztery godziny. Po wyjściu uśmiechnęła się przepraszająco,a wieczorem obejrzałaz nimi film.
Po kilku dniach mama wróciła do domu, ponieważ zaczęły się kilkuminutowe napady duszności,a Iwonai Robert powrócili do swojego dawnego rytmu. To znaczy Iwona do pracy,a Robert do prób uświadomienia jej, że piąty miesiąc ciąży nie jest dobrym momentem na przepracowanie się,a raczej czasem, kiedy powinnao siebie zadbać. Nabrać jak najwięcej sił przed porodemi połogiem. Zastanawiał się, co zrobił nie tak.I naprawdę nic nie przychodziło mu do głowy. Kochał ją już przed ciążą,a gdy dowiedział się, że urodzi jego syna, zakochał sięw niej od nowa.
Nie był święty, ale nawet po dłuższym namyśle nie potrafił wskazać błędui przyczyn pęknięć, które później zaczęły się pojawiać.
Tłumaczył, że rynek nieruchomości nie zginiew czasie jej krótkotrwałej nieobecności. Po pracy zabierał ją na obiady, żeby nie musiała gotować. Przynosił jej ulubione słodycze. Przykrywał kocem, gdy spałai kupował książki, które mogłyby ją zainteresować. Gdy wyjeżdżał na cały dzień, prosił którąśz jej koleżanek, by wpadła tak „zupełnie przypadkiem na kawę”, żeby Iwona nie siedziała samai chociaż na chwilę oderwała się od pracy.
Do dziś nie wie, jak to możliwe, że pracowała prawie przez całą ciąże. Co prawda później zdalnie, ale laptop odłożyła dopiero na dwa tygodnie przed porodem.I to właśnie te dwa tygodnie wspominał najlepiej. Mógł sięo nią troszczyć,a ona poświęcała mu uwagęi wszystkie jego zabiegi przyjmowałaz wdzięcznością. Masował jej stopy, przygotowywał kąpiele. Wspólnie wybierali kolorowe ubranka. Iwona zachwycała się tym, że wszystko jest takie malutkie. Sporządzała listy, jakie ubranka trzeba dokupić, jakie płyny do kąpieli, zabawki do pokoju dziecięcego, smoczki, pieluszki. Czytała książkio przygotowaniach do porodui rodzicielstwie. Odliczała dni. Sprawdzała czyw torbie porodowej, jak ją nazywała, jest wszystko.W brązowym kalendarzu, do tej pory pełnym numerów telefonówi dat spotkań, naszkicowała małe dzieckoi codziennie skreślała kolejne dni do tego najważniejszego wydarzenia. Wróciła do rysowania, szkicowała kotyw domu jego rodziców, kwiatyw ogrodzie. Był szczęśliwy.
Myślał wtedy, że idealnie byłoby, gdyby tak już zostało. Powiedział jej to któregoś kwietniowego popołudnia.I czar prysł. Iwona stwierdziła, że jego praca nie zapewni im odpowiedniego poziomu życia,a poza tym ona sama nie umiałaby się odnaleźćw rzeczywistości bez obowiązków zawodowych, spotkańi ciągłego pośpiechu, że owszem, marzyłao dzieckui bardzo się cieszy, ale jego przyjście na świat niczego diametralnie nie zmieni. Pamiętał to zdanie „niczego diametralnie nie zmieni”. Oburzył się, spytał, jak może tak mówić. Nie potrafił uwierzyć, że przyszła matka jego dziecka uważa, że przyjście na świat ich syna niczego nie zmieni. Dla niego to było coś wielkiego, ważnego, pięknego. Dla Iwony – kolejny element jej życiowej układanki,a raczej planu, który ją cieszył, ale nie wywracał jej życia do góry nogami. Widząc jego zdziwioną minę, dodała, że po urodzeniu Jasia być może będzie mniej czasu poświęcać na szkolenia, że na początku będzie ciężej, ale lubi pracować pod presją. Spełnia się zawodowoi to samow sobie jest nagrodą, więc na pewno odpowiednio podzieli obowiązki domowei zawodowe.
Prowadząc auto, Robert myślał, że jego żona nigdy nie uznawała półśrodków. Dla niej „albo dobrze, albo wcale” znaczyło „albo najlepiej, albo wcale”. Szkoda, że nie stosuje tej zasadyw relacjiz Jasiem – skwitował gorzkow myślach.
Nie rozumiał, że zachowanie Iwony to jej matczyne maksimum, którego zawsze oczekiwała od siebiei innych. Nie miała oporów przed tym, by skrytykować kogoś, kto nie spełniał jej oczekiwań. Robert wiedziało tym, bo była taka, już gdy się poznali, jednakz biegiem lat te cechy się pogłębiły.A on, naiwny, miał nadzieję, że po ciąży jego żona trochę złagodnieje, skupi się na byciu matkąi na pierwszy plan, przynajmniej na pewien czas, wysuną się czułośći troska.
Naiwny – właśnie to słowo powtarzał sobie, wpatrując się przez szybęw kolejno pojawiające się znaki. Wiedział, że Iwona na niego patrzy, jednak milczał. Nie potrzebował kolejnych argumentów, które nie trafiały do niego od samego początku.
„Od samego początku”. Zdanie klucz, według Iwony – argument na wszystko.
***
– Od samego początku mówiłam, że chcę realizować się zawodowoi nie przedłożę związku czy rodziny nad karierę.
– Nie wymagam od ciebie wyłącznego opiekowania się dzieckiem, nie tylko ty będziesz się nim zajmować. Wiem, że jak to ujęłaś „w dwudziestym pierwszym wieku kobiety, chcą osiągać sukcesy”, ale przecież od początku naszego związku zapewniałaś, że chcesz mieć dziecko. Nawet nie musiałemo to pytać. Nie nastawiałbym się na to aż tak bardzo, gdybyś sama wcześniej do tego nie wracała.
– Tak, ale dla mnie praca to nie tylko sposób na poprawę sytuacji finansowej, ale też źródło satysfakcji, samorealizacji.
– Wiem, że zależy ci na pracy, żew domui w biurze wszystko musi być na najwyższym poziomie, ale zapewniałaś, że chcesz mieć dzieci. Dwójkę, żeby jedno nie było samo jak ty, bo mimo starań mamy nic nie zastąpi rodzeństwa. Tak powiedziałaś.
– Tak, pamiętam, ale wtedy nie wiedziałam wielu rzeczy. Tego, że dostanę awans, samochód służbowy, laptop, telefon, że będę mogła pozwolić sobie na wszystko to,o czym marzyłam. Na ubrania dobrej jakości, wyjazdy za granicę.
– A o dziecku nie marzyłaś?
– Marzyłami nadal chce je mieć. Tylko później.
– Mamy po trzydzieści sześć lat. Kiedy? Już rok temu mówiłaś, że to dobry czas. Jeśli nie chcesz, to po prostu powiedz.
– Chcę. Powiem ci, jak będę gotowa. Jak wszystko zaplanuję. Ugruntuję swoją pozycje, przejdę kolejne szkoleniai będę mogła skupić się na dziecku.I na pracy oczywiście.
Ciąg dalszy w wersji pełnej