63,90 zł
W historii współczesnej Europy lata 1848–1875, okres opisywany przez Erica Hobsbawma w Wieku kapitału, drugiej części jego wszechogarniającej historycznej tetralogii, były niczym oko cyklonu – spokojne trzydziestolecie odgraniczone z jednej strony przez socjalistyczną rewolucję, której koniec przypadł na rok 1848, a z drugiej przez nadchodzącą rzeź. Ten czas był także złotą epoką dla burżuazji i rodzącego się kapitalizmu.
Hobsbawm z wielką uwagą śledzi wszystko to, co było jej katalizatorem: odkrycia geograficzne i kolonizacja, abolicja, liberalizacja gospodarek, rozwój technologiczny, masowe kształcenie inżynierów, a także pojawienie się protestanckiej etyki pracy.
Mistrzowski przegląd drugiej połowy XIX wieku bazujący na bogactwie materiałów i ich głębokim zrozumieniu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 670
Eric Hobsbawm, Wiek kapitału: 1848–1875
Tytuł oryginału: The Age of Capital: 1848–1875
Warszawa 2014
Copyright © 1962 by E. J. Hobsbawm.
First published by Weidenfeld & Nicolson, London.
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2014
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-64682-14-8
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Seria Historyczna [19]
Warszawa 2014
Choć niniejszą książkę – tak jak inne prace w serii History of Civilisation (Historia cywilizacji) – zaplanowano jako odrębną publikację, tak się złożyło, że tom, który ją poprzedza, został napisany przez tego samego autora1. Po Wiek kapitału sięgną zatem zarówno ci, którzy znają już książkę Wiek rewolucji, jak i ci, którzy jej nie czytali. Tych pierwszych chciałbym prosić o wyrozumiałość, gdyż w niektórych miejscach niniejszej pracy zawarłem znany im już materiał, jednak było to konieczne z uwagi na drugą grupę czytelników, którym przedstawiając podstawowe informacje, chciałem nakreślić tło. Starałem się ograniczyć tego rodzaju powtórzenia i rozmieścić je w różnych częściach tekstu. Żywię nadzieję, że książkę tę można czytać niezależnie od innych publikacji. W istocie celowo adresowana jest ona do osób niebędących specjalistami i wymaga od czytelnika jedynie pewnego zakresu wiedzy ogólnej. Jeśli historycy chcą należycie spożytkować środki – nawet skromne – jakie otrzymują od społeczeństwa, nie powinni pisać swoich prac wyłącznie dla innych historyków. Niemniej jednak podstawowa znajomość historii Europy przyda się podczas lektury. Podejrzewam, że czytelnicy i czytelniczki ostatecznie poradziliby sobie, nie wiedząc nic o upadku Bastylii czy wojnach napoleońskich, jednak jeśli już posiadają taką wiedzę, będzie ona pomocna.
Okres omówiony w niniejszej książce jest stosunkowo krótki, jednak odnoszę się do rozległego obszaru geograficznego. Nie jest błędem pisanie o świecie w latach 1789–1848 przez pryzmat Europy, a w zasadzie niemal wyłącznie przez pryzmat Wielkiej Brytanii i Francji. Ponieważ jednak okres po roku 1848 to przede wszystkim ekspansja gospodarki kapitalistycznej na całym świecie, nie można go opisywać, ograniczając się do Europy, gdyż absurdalne byłoby nieuwzględnienie innych kontynentów w odpowiednim zakresie. Moja analiza składa się z trzech części. Pierwsza obejmuje rewolucje roku 1848, będąc zarazem wprowadzeniem do części poświęconej głównym procesom tego okresu. Procesów tych nie traktuję jako serii osobnych dziejów „narodowych”, ale omawiam je zarówno w perspektywie kontynentalnej, jak i – tam, gdzie to konieczne – globalnej. Podział na rozdziały opiera się w większym stopniu na kryterium tematycznym niż chronologicznym, jednak wyraźne jest wyeksponowanie głównych przedziałów czasowych, obejmujących z grubsza trzy dekady XIX wieku: spokojne, choć nastawione na ekspansję lata 50., bardziej burzliwe lata 60. oraz rozkwit i kryzys lat 70. Trzecia część zawiera szereg interdyscyplinarnych analiz gospodarki, społeczeństwa i kultury w trzecim dwudziestopięcioleciu XIX wieku.
Nie mogę nazwać siebie ekspertem od całości zagadnień poruszonych w tej książce, z wyjątkiem niewielkich obszarów, wobec czego niemal całkowicie musiałem opierać się na informacjach z drugiej i trzeciej ręki. Tego jednak nie da się uniknąć. Na temat XIX wieku napisano już mnóstwo prac, a każdego roku przybywa specjalistycznych publikacji, których liczba rośnie niczym góry przesłaniające historyczne niebo. Ponieważ zakres zainteresowań historyków poszerza się o praktycznie każdy aspekt życia interesujący dla współczesnych, ilość informacji do przyswojenia dalece przekracza możliwości nawet najlepiej obeznanych z tematem i mających iście encyklopedyczną wiedzę uczonych. Nawet gdy badacze są świadomi jakiegoś aspektu, nierzadko w ramach szerokich syntez zmuszeni są ograniczyć się do poświęcenia mu akapitu lub dwóch, wiersza lub pobieżnej wzmianki, a niekiedy z żalem go pomijają. Zmuszeni też jesteśmy, z konieczności i w coraz bardziej powierzchowny sposób, opierać się na pracach innych badaczy.
Nie da się, niestety, powielić chwalebnej praktyki badaczy polegającej na skrupulatnym przywoływaniu źródeł, a zwłaszcza wskazywaniu, komu zawdzięcza się daną wiedzę, tak aby nikt poza pierwotnymi autorami nie mógł rościć sobie prawa do swobodnego dysponowania wynikami badań. Po pierwsze, wątpię, czy byłbym w stanie przypomnieć sobie wszystkie konkretne książki, artykuły, rozmowy czy debaty jako źródła wszystkich pomysłów i koncepcji, które tak obficie zapożyczyłem. Mogę tylko prosić o wybaczenie mi tej niestosowności tych, których dokonania świadomie lub nieświadomie przywłaszczyłem. Po drugie, nawet skromna próba dotarcia do wszystkich źródeł sprawiłaby, że czytelnicy dostaliby do rąk książkę przeładowaną nazbyt szczegółowymi informacjami. Celem niniejszej publikacji nie jest bowiem podsumowanie o charakterze faktograficznym i wskazanie czytelnikom bardziej pogłębionych opracowań różnych tematów. Chodzi raczej o dokonanie ogólnej historycznej syntezy i „interpretację” trzeciego dwudziestopięciolecia XIX wieku, a także, w możliwie racjonalny sposób, zbadanie genezy dzisiejszego świata w tamtych czasach.
Prawie wszystkie przypisy odnoszą się do źródeł cytatów, zestawień statystycznych i innych danych, a także niektórych kontrowersyjnych i zaskakujących stwierdzeń. Większość rozproszonych w książce danych, pochodzących ze standardowych źródeł lub z tak nieocenionych kompendiów, jak The Dictionary of Statistics (Słownik statystyki) Mulhalla, nie została opatrzona przypisami. Odniesienia do dzieł literackich – na przykład powieści rosyjskich – które istnieją w wielu różnych wydaniach, zawierają jedynie tytuły, gdyż nazbyt drobiazgowe byłoby podawanie dokładnych informacji o dacie wydania, z którego korzystałem, a do którego czytelnik może nie mieć dostępu. Odwołania do dzieł Marksa i Engelsa – głównych komentatorów wydarzeń tamtego okresu – obejmują znany tytuł danej pracy lub datę listu, a także numer tomu i strony aktualnej popularnej edycji tych dzieł (Karl Marx, Friedrich Engels, Werke, Berlin 1956–19712). Nazwy geograficzne podano w istniejącej formie angielskiej3 lub w formie powszechnie używanej w publikacjach z omawianego okresu. Nie oznacza to uprzedzeń narodowych w żadną stronę. Tam, gdzie niezbędna jest obecna nazwa, podano ją w nawiasie, na przykład Laibach (Lublana).
Sigurd Zienau i Francis Haskell okazali mi dużą pomoc, wnosząc poprawki do rozdziałów na temat nauki i sztuki oraz poprawiając niektóre z moich błędów; Charles Curwen odpowiedział na moje pytania dotyczące Chin. Za wszystkie pomyłki i przeoczenia tylko ja ponoszę odpowiedzialność. W.R. Rodgers, Carmen Claudin i Maria Moisá niezwykle mi pomogli w różnych momentach jako asystenci. Wdzięczny jestem także mojej redaktorce, Susan Loden.
E.J.H.
Wlatach 60. XIX wieku do ekonomicznego i politycznego słownika wszedł nowy termin: „kapitalizm”4. Wydaje się zatem właściwe, aby zatytułować niniejszy tom Wiek kapitału, co przypomina nam także, że w tym samym okresie opublikowano Kapitał (1867) – sztandarowe dzieło najważniejszego z krytyków kapitalizmu, Karola Marksa. Globalny triumf kapitalizmu to wątek przewodni historii w dekadach po 1848 roku. Było to zwycięstwo społeczeństwa, które wierzyło, że wzrost gospodarczy opiera się na konkurencji prywatnych przedsiębiorstw i na korzystnym obrocie poprzez zakup wszystkiego (w tym siły roboczej) na najtańszym rynku i sprzedaż na najdroższym. Wierzono, że gospodarka oparta na tych zasadach, a zarazem naturalnie zakorzeniona w solidnym fundamencie burżuazji – złożonej z ludzi, których to energia, zasługi i inteligencja wyniosły na szczyt i zapewniały utrzymanie tej pozycji – stworzy świat nie tylko odpowiednio rozdzielonego bogactwa materialnego, ale również coraz powszechniejszego oświecenia, rozumu i ludzkich możliwości, rozwoju nauk i sztuk; krótko mówiąc, świat nieustannego i coraz szybszego postępu materialnego i moralnego. Wierzono, że wkrótce znikną ostatnie przeszkody na drodze do nieograniczonego rozwoju prywatnej przedsiębiorczości. Instytucje społeczne, a dokładniej instytucje w tych społeczeństwach, których nie ograniczał już dyktat tradycji i przesądu lub niefortunny fakt posiadania koloru skóry innego niż biały (czyli tych, które wywodziły się z północno-zachodnich i centralnych obszarów Europy), miały stopniowo zbliżać się do międzynarodowego modelu terytorialnie określonego „państwa narodowego”, opartego na konstytucji gwarantującej prawo własności i swobody obywatelskie, na wybieralnych zgromadzeniach reprezentantów i odpowiedzialnych przed nimi rządach, a także – tam, gdzie to się sprawdzało – na politycznej partycypacji zwykłych ludzi w zakresie, który zapewni stabilność burżuazyjnego ładu społecznego i pozwoli zapobiec jego obaleniu.
Celem niniejszej książki nie jest prezentacja wcześniejszej fazy rozwojowej tego społeczeństwa. Wystarczy przypomnieć, że osiągnęło ono poniekąd swój przełom historyczny w sferze gospodarczej i polityczno-ideologicznej na przestrzeni sześciu dekad poprzedzających rok 1848. Okres między rokiem 1789 a 1848 (omówiony we wcześniejszej pracy – Wiek rewolucji5, zob. Przedmowa, s. 5 i nast. – do której co pewien czas będę odsyłał czytelników) zdominowała podwójna rewolucja: transformacja przemysłowa, zapoczątkowana i dokonująca się w głównej mierze w Wielkiej Brytanii, oraz transformacja polityczna, kojarzona przede wszystkim z Francją. Obie rewolucje oznaczały wprawdzie triumf nowego społeczeństwa, ale czy rzeczywiście będzie to społeczeństwo triumfującego liberalnego kapitalizmu, które pewien historyk francuski opisał jako społeczeństwo „ekspansywnej burżuazji”, wciąż wydawało się ludziom tamtej epoki bardziej wątpliwe niż nam współcześnie. Za politycznymi ideologami burżuazyjnymi szły masy, gotowe z umiarkowanych rewolucji liberalnych uczynić przewrót społeczny. Poniżej i wokół kapitalistów narastało wrzenie niezadowolonej i wykorzenionej „pracującej biedoty”. Lata 30. i 40. XIX wieku były okresem kryzysu, którego ostateczne skutki ośmielali się prognozować tylko optymiści.
Mimo to dwojaki charakter rewolucji z lat 1789–1848 nadaje historii tego okresu jedność i symetrię. W pewnym sensie łatwo jest pisać o tej epoce, gdyż wydaje się ona posiadać swój temat przewodni i wyraźny kształt, a jej granice chronologiczne są tak jasno określone, jak tylko można oczekiwać w sferze ludzkiej aktywności. Wraz z rewolucją 1848 roku, która wyznacza moment początkowy niniejszego tomu, wcześniejsza symetria uległa załamaniu, zmienił się też obraz epoki. Rewolucja polityczna znalazła się w odwrocie, rewolucja przemysłowa zaś nabrała rozpędu. Rewolucja roku 1848, słynna „wiosna ludów”, była pierwszą i zarazem ostatnią rewolucją europejską w (niemal) dosłownym sensie – przez moment była ona urzeczywistnieniem marzeń lewicy i koszmarów prawicy, a zarazem dokonała obalenia starych reżimów w zasadzie równocześnie w wielu krajach kontynentalnej Europy na zachód od granic imperiów rosyjskiego i tureckiego: od Kopenhagi po Palermo, od Braszowa po Barcelonę. Rewolucji tej wyczekiwano i ją przewidywano. Wydawała się być kulminacją ery podwójnej rewolucji i jej logicznym skutkiem.
Jej upadek był powszechny, nagły i – choć uchodźcy polityczni zdali sobie z tego sprawę dopiero po kilku latach – definitywny. Od tamtej pory w żadnym z „rozwiniętych” krajów na świecie powszechna rewolucja społeczna w rodzaju tej, której wizje snuto przed rokiem 1848, nie miała się już wydarzyć. Środek ciężkości ruchów rewolucyjnych, a tym samym późniejszych dwudziestowiecznych reżimów socjalistycznych i komunistycznych, miał się od teraz znajdować w regionach peryferyjnych i zacofanych, choć w okresie, którego dotyczy niniejsza książka, ruchy te wciąż miały charakter krótkotrwały, archaiczny i pozostawały w stanie „niedorozwoju”. Nagła, szeroka i rzekomo nieograniczona ekspansja światowej gospodarki kapitalistycznej stworzyła alternatywy polityczne w krajach „rozwiniętych”. (Brytyjska) rewolucja przemysłowa pochłonęła (francuską) rewolucję polityczną.
Dzieje interesującego nas okresu cechuje więc asymetria. Lata te to przede wszystkim potężny rozwój światowej gospodarki kapitalistyczno-przemysłowej, reprezentowanego przez nią ładu społecznego, a także idei i poglądów, które zdawały się ją legitymizować i sankcjonować: rozumu, nauki, postępu i liberalizmu. To epoka triumfującego burżua, aczkolwiek europejska burżuazja wciąż nieśmiało angażowała się w publiczne sprawowanie władzy politycznej. W tym sensie – i chyba tylko w tym – era rewolucji trwała. Europejskie klasy średnie w dalszym ciągu bały się ludu: wciąż panowało przekonanie, że „demokracja” to pewna i szybka droga do „socjalizmu”. Wśród ludzi, którzy oficjalnie rządzili zwycięskim porządkiem burżuazyjnym w momencie jego triumfu, byli przedstawiciele głęboko reakcyjnej wiejskiej szlachty z Prus, podrabiany cesarz we Francji oraz szereg arystokratycznych obszarników w Wielkiej Brytanii. Strach przed rewolucją był realny, a wpisana weń elementarna niepewność – głęboko zakorzeniona. W ostatnich latach interesującego nas okresu jedynym przykładem rewolucji w kraju rozwiniętym była krótkotrwała i ograniczona niemal do jednego miejsca insurekcja w Paryżu, która pociągnęła za sobą nie tylko więcej ofiar niż jakiekolwiek wydarzenia 1848 roku, ale także pełne niepokoju napięcia w stosunkach dyplomatycznych. A jednak pod koniec tego okresu władcy rozwiniętych państw europejskich zaczynali – z mniejszymi lub większymi oporami – rozumieć zarówno to, że „demokracja”, czyli ustrój parlamentarny oparty na masowym prawie wyborczym, jest czymś nieuchronnym, jak i to, że mimo pewnych niedogodności nie stwarza ona zagrożenia politycznego. Znacznie wcześniej odkryli to rządzący w Stanach Zjednoczonych.
Okres od roku 1848 do połowy lat 70. XIX wieku raczej nie będzie zatem inspiracją dla czytelników lubujących się w tym, co zazwyczaj postrzega się jako dziejowe dramaty czy heroiczne akty. Wojny tej epoki – a toczyło się wówczas znacznie więcej wojen niż w trzydziestoleciu poprzedzającym ten okres czy w ciągu czterech dekad po nim – sprowadzały się z jednej strony do krótkich działań rozstrzyganych dzięki przewadze technologicznej i organizacyjnej (jak w większości zamorskich kampanii Europejczyków oraz w szybkich i przełomowych konfliktach, za sprawą których w latach 1864–1871 powstało Cesarstwo Niemieckie), z drugiej zaś były przykładem fatalnych rzezi (w rodzaju wojny krymskiej z lat 1854–1856), którymi nie były w stanie żywić się nawet patriotyzmy walczących krajów. Największa z wojen tego okresu – wojna secesyjna w Stanach Zjednoczonych – została wygrana, według najnowszych ustaleń, dzięki sile ekonomicznej i przewadze zasobów. Pokonane Południe miało lepszą armię i lepszych generałów. Okazjonalne przykłady romantycznego i barwnego heroizmu były wyjątkami potwierdzającymi regułę, jak Garibaldi z jego przydługimi lokami i czerwoną koszulą. Również w polityce tamtych czasów ciężko mówić o wydarzeniach wielce dramatycznych, a kryteriami powodzenia miało być – według określenia Waltera Bagehota – posiadanie „pospolitych poglądów i niepospolitych możliwości”. Napoleon III wyraźnie nie chciał nosić płaszcza swego wielkiego wuja – pierwszego Napoleona. Lincolna i Bismarcka – których publiczne wizerunki zyskały dzięki pooranym bruzdami twarzom i elegancji ich prozy – można w istocie uznać za wielkich, jednakże, tak samo jak Cavour we Włoszech, faktyczne sukcesy zawdzięczali politycznym i dyplomatycznym talentom, a nie temu, co dziś jesteśmy skłonni postrzegać jako charyzmę.
Najbardziej oczywisty dramat tego okresu wiązał się z przeobrażeniami gospodarczymi i technologicznymi: milionami ton żelaza wytapianego na całym świecie, wstęgami linii kolejowych oplatających kontynenty, podwodnymi kablami łączącymi oba wybrzeża Atlantyku, budową Kanału Sueskiego, wielkimi miastami, jak Chicago, wyrosłymi na dziewiczej ziemi amerykańskiego Środkowego Zachodu, potężnym przepływem migrantów. Był to dramat mocarstw Europy i Ameryki Północnej, które miały świat u swych stóp. Jednak pominąwszy nielicznych poszukiwaczy przygód i pionierów, tymi, którzy wyzyskiwali podbity świat, byli trzeźwo myślący mężczyźni ubrani w stonowanym stylu, budzący szacunek oraz niosący w świat ideę wyższości rasowej wraz z instalacjami gazowymi, liniami kolejowymi i kredytem.
Był to dramat p o s t ę p u – owego kluczowego słowa epoki: powszechnego, oświeconego, ufnego w swoją misję, zapatrzonego w siebie, ale przede wszystkim nieuchronnego. Już niemal nikt w kręgach ludzi potężnych i wpływowych, a w każdym razie w świecie zachodnim, nie żywił nadziei na powstrzymanie go. Zaledwie kilku myślicieli i może nieco większe grono przewidujących krytyków uważało, że nieuchronna ofensywa postępu stworzy świat zasadniczo odmienny od tego, który wydawał się nadchodzić, być może wręcz jego przeciwieństwo. Żaden z nich – nawet Marks, który przewidywał rewolucję społeczną w 1848 roku i w następnej dekadzie – nie oczekiwał jakiejś nagłej zmiany kierunku. W latach 60. XIX wieku nawet przewidywania Marksa sięgały w daleką przyszłość.
„Dramat postępu” to metafora. Jednak dla dwóch kategorii ludzi był on dosłowny i realny. Dla milionów ubogich, których przeniesiono do nowego świata, nierzadko przez granice i morza, oznaczało to katastrofalne zmiany w życiu. Dla mieszkańców świata niekapitalistycznego, którzy znaleźli się w zasięgu kapitalizmu, oznaczało to wybór pomiędzy beznadziejnym oporem w imię starych tradycji i obyczajów a pełnym wstrząsów procesem przechwytywania oręża Zachodu i kierowania go przeciwko ciemiężcom – samodzielnego rozumienia i kształtowania „postępu”. Świat trzeciego dwudziestopięciolecia XIX wieku dzielił się na zwycięzców i pokonanych. Dramat postępu oznaczał kłopoty nie dla tych pierwszych, ale dla tych drugich.
Historyk nie może być obiektywny w kwestii okresu, który jest przedmiotem jego badań. Pod tym względem różni się (co daje mu przewagę intelektualną) od większości typowych ideologów tamtej epoki, którzy wierzyli, że postęp w zakresie techniki, „nauki pozytywnej” i w wymiarze społecznym pozwalał im postrzegać teraźniejszość przy zachowaniu całkowitej bezstronności naukowca i przekonania (błędnego), że sami rozumieją metody naukowe. Autor niniejszej książki nie może skrywać pewnego rodzaju odrazy, a może i pogardy dla czasów, którymi się zajmuje, choć odczucie to łagodzone jest przez podziw dla ogromnych materialnych osiągnięć tej epoki, a także przez chęć zrozumienia nawet tych zjawisk, których nie darzy sympatią. Nie podziela nostalgicznej tęsknoty za pewnością i zadufaniem świata burżuazyjnego połowy XIX wieku – świata, który dziś, stulecie później, kusi wielu zaniepokojonych kryzysem mieszkańców świata zachodniego. Sympatie autora są po stronie tych, których 100 lat temu mało kto słuchał. Tak czy inaczej, zarówno pewność, jak i zadufanie opierały się na błędnych podstawach. Triumf burżuazji był krótkotrwały. Już wtedy, gdy wydawał się całkowity, nie był jednolity, ale pełen pęknięć. Na początku lat 70. XIX wieku rozwój gospodarczy i liberalizm wydawały się nie do powstrzymania. Pod koniec dekady już tak nie było.
Ten punkt zwrotny wyznacza koniec epoki, której dotyczy niniejsza książka. W przeciwieństwie do rewolucji 1848 roku, którą można uznać za moment początkowy, koniec tego okresu nie ma wyraźnej czy powszechnie uznawanej daty. Gdybyśmy mieli wybrać taki moment, mógłby nim być rok 1873, będący wiktoriańskim odpowiednikiem krachu na Wall Street z roku 1929. Wtedy bowiem rozpoczęły się wydarzenia datowane zwykle na lata 1873–1896, które ówczesny komentator określił jako „najbardziej niezwykłe i pod wieloma względami bezprecedensowe zakłócenia i załamanie w handlu i przemyśle”, przez innych w tamtym czasie nazwane „Wielkim Kryzysem”. Ten sam komentator pisał:
Jego najbardziej warta uwagi osobliwość polega na powszechności; dotyka krajów toczących wojny i tych, które utrzymują pokój; krajów mających stabilną walutę […] i tych, których waluta jest niestabilna […]; tych, które mają system wolnej wymiany towarów, i tych, których wymiana podlega mniejszym lub większym ograniczeniom. Ciężko doświadczył zarówno stare kraje, takie jak Anglia i Niemcy, jak i nowe – Australię, Afrykę Południową i Kalifornię; stał się wielkim nieszczęściem tak dla mieszkańców jałowych ziem Nowej Funlandii i Labradoru, jak i dla ludzi z urodzajnych wysp cukrowych Indii Wschodnich i Zachodnich; a przy tym nie wzbogacił tych z centrów światowej wymiany, których zyski są zwykle największe w czasach niestabilności i niepewności.6
Tak pisał sławny mieszkaniec Ameryki Północnej w tym samym roku, w którym z inspiracji Karola Marksa powstała Socjalistyczna Międzynarodówka Robotnicza. Kryzys zapoczątkował nową epokę, a tym samym może być traktowany jako wydarzenie kończące poprzedni okres.
Proszę, uważnie czytaj gazety – teraz warto je czytać. […] Ta rewolucja zmieni oblicze ziemi – zresztą powinna i musi! – Vive la République!
Poeta Georg Weerth w liście do matki, 11 marca 18487
Szczerze mówiąc, gdybym był młodszy i bogatszy, niż, niestety, jestem, wyemigrowałbym dziś do Ameryki. Nie z tchórzostwa – albowiem dzisiejsze czasy osobiście nie mogą mi zaszkodzić, podobnie jak ja im – ale z powodu przytłaczającego obrzydzenia na myśl o zgniliźnie moralnej, która, by użyć słów Szekspira, cuchnie aż w niebiosa.
Poeta Joseph von Eichendorff w liście do korespondenta, 1 sierpnia 18498
I
Na początku 1848 roku wybitny francuski myśliciel polityczny Alexis de Tocqueville zabrał głos w Izbie Deputowanych i wyraził opinię podzielaną przez większość Europejczyków: „Śpimy na wulkanie. […] Czyż nie widzicie, że ziemia znów drży? Czuć wiatr rewolucji, nadchodzi burza”. Mniej więcej w tym samym czasie dwaj niemieccy emigranci – trzydziestoletni Karol Marks i dwudziestoośmioletni Fryderyk Engels – spisywali zasady rewolucji proletariackiej, przed którą przestrzegał Tocqueville, a ich przemyślenia miały przybrać postać programu dla niemieckiego Związku Komunistów. Dokument ten opublikowano anonimowo około 24 lutego 1848 roku pod (niemieckim) tytułem Manifest Partii Komunistycznej „w językach angielskim, francuskim, niemieckim, włoskim, flamandzkim i duńskim”9. W ciągu kilku tygodni, a w przypadku Manifestu właściwie w ciągu paru godzin, nadzieje i obawy proroków stały się bliskie urzeczywistnienia. Insurekcja obaliła monarchię francuską, proklamowano republikę, a rewolucja rozlała się po Europie.
Nowożytny świat widział już wiele głośniejszych rewolucji, a z pewnością wiele znacznie bardziej udanych. Jednak żadna z nich nie ogarnęła tak wielu krajów w tak szybkim tempie, rozprzestrzeniając się niczym pożar lasu na kolejne kraje, a nawet kontynenty. We Francji, gdzie lokował się naturalny ośrodek i zapalnik europejskich rewolucji10, powstanie republiki ogłoszono 24 lutego. W dniu 2 marca rewolucja dotarła do południowo-zachodnich Niemiec, 6 marca do Bawarii, 11 marca do Berlina, 13 marca do Wiednia i niemal od razu na Węgry, 18 marca do Mediolanu, a tym samym do Włoch (niezależna rebelia już wcześniej zwyciężyła na Sycylii11); w tamtym czasie nawet najszybciej działające kanały informacyjne dostępne dla w s z y s t k i c h (czyli poprzez bank Rothschildów) nie były w stanie przekazać wiadomości z Paryża do Wiednia prędzej niż w pięć dni. W perspektywie tygodni na obszarze zajmowanym dziś [w połowie lat 70. XX wieku – przyp. tłum.] w całości lub częściowo przez 10 państw europejskich12 nie ostał się żaden wcześniejszy rząd, nie mówiąc już o mniejszych reperkusjach w wielu innych krajach. Co więcej, w 1848 roku rewolucja po raz pierwszy miała potencjalnie globalny charakter, a jej bezpośredni wpływ było widać podczas rewolty w Pernambuco w Brazylii w tym samym roku oraz kilka lat później w dalekiej Kolumbii. W pewnym sensie wyznaczyła ona wzorzec „rewolucji światowej”, o której mieli od tej pory marzyć buntownicy i która, jak sądzili, pojawiała się na horyzoncie w szczególnych momentach, na przykład w następstwie wielkich wojen. W istocie takie rewolucyjne wrzenie o zasięgu kontynentalnym czy światowym występuje niezwykle rzadko. Dla Europy rok 1848 jest jedynym przykładem wydarzeń, które ogarnęły zarówno „rozwinięte”, jak i zacofane obszary kontynentu. Była to największa i najmniej udana z takich rewolucji. Już po sześciu miesiącach od rozpoczęcia łatwo można było przewidzieć jej powszechną porażkę, a po 18 miesiącach wszystkie dawne reżimy oprócz jednego zostały przywrócone, natomiast jedyny wyjątek (republika francuska) w możliwie największym stopniu dystansował się od rewolucjonistów, którym mimo wszystko zawdzięczał swe istnienie.
Rewolucje 1848 roku pozostają zatem w osobliwym związku z treścią niniejszej książki. Gdyby rewolucje nie wybuchły i gdyby nie istniały obawy przed ich powrotem, dzieje Europy w następnym ćwierćwieczu wyglądałyby zupełnie inaczej. Rok 1848 z pewnością nie był „punktem zwrotnym, gdy Europa nie zdołała dokonać zwrotu”. Tym, co się Europie nie udało, była zmiana rewolucyjna. Ponieważ nie nastąpiła, rok rewolucji należy potraktować jako uwerturę, a nie jako główny spektakl; zmiana ta jest swoistą bramą, której styl architektoniczny jednak nie odzwierciedla tego, co zastaniemy, gdy wejdziemy do środka.
II
Rewolucja odniosła triumf na ogromnym obszarze centralnym kontynentu europejskiego, ale nie na jego peryferiach. Te ostatnie obejmowały kraje zbyt odległe lub zbyt odrębne historycznie, aby mogły one w jakimkolwiek stopniu bezpośrednio lub szybko odczuć wpływ tych wydarzeń (na przykład Półwysep Iberyjski, Szwecję i Grecję), jak również państwa zbyt zacofane i w związku z tym pozbawione politycznie zradykalizowanych warstw społecznych istniejących w strefie objętej rewolucją (na przykład Rosję oraz imperium osmańskie), a także jedyne państwa już uprzemysłowione, w których gra polityczna toczyła się według nieco odmiennych reguł: Wielką Brytanię i Belgię13. Z kolei obszar rewolucyjny, złożony zasadniczo z Francji, Związku Niemieckiego i Cesarstwa Austriackiego, aż po południowo-wschodnią część Europy i Włochy, był na tyle niejednorodny, że obejmował regiony tak zacofane i odmienne, jak Kalabria i Transylwania, tak rozwinięte, jak Nadrenia i Saksonia, tak wyedukowane, jak Prusy, i tak niepiśmienne, jak Sycylia, a zarazem tak odległe od siebie, jak Kilonia i Palermo czy Perpignan i Bukareszt. W większości z nich rządy można z grubsza określić jako monarchie lub księstwa absolutne, choć Francja była już monarchią konstytucyjną, a w zasadzie też burżuazyjną, jedyna zaś licząca się na kontynencie republika – Konfederacja Szwajcarska – faktycznie rozpoczęła rok rewolucyjny od krótkiej wojny domowej pod koniec 1847 roku. Państwa, do których dotarła rewolucja, różniły się od siebie wielkością (od trzydziestopięciomilionowej Francji po liczące kilka tysięcy mieszkańców operetkowe państewka w środkowych Niemczech), statusem (od niezależnych mocarstw światowych po okupowane prowincje i państwa satelickie) i strukturą (od państw jednolitych i scentralizowanych po państwa będące luźnym zlepkiem różnorodnych bytów).
Przede wszystkim jednak historia – struktura społeczna i gospodarcza – oraz polityka podzieliły strefę rewolucyjną na dwie części, których skrajności, jak się okazało, miały ze sobą niewiele wspólnego. Ich struktury społeczne różniły się diametralnie, z wyjątkiem dość powszechnej ilościowej przewagi ludności wiejskiej nad miejską czy mieszkańców małych miast nad populacją wielkomiejską. Fakt ten łatwo przeoczyć, gdyż ludność miast, zwłaszcza tych dużych, odgrywała nieproporcjonalnie większą rolę w sferze polityki. W krajach zachodnich chłopi byli wolni w sensie prawnym, a posiadacze wielkich majątków ziemskich nie mieli większego znaczenia politycznego. Na wielu obszarach Wschodniej Europy chłopi wciąż podlegali pańszczyźnie, własność ziemska koncentrowała się zaś głównie w rękach obszarniczej szlachty (zob. rozdział 10). Na zachodzie „klasa średnia” oznaczała rodzimych bankierów, handlowców, kapitalistów, ludzi „liberalnych profesji” i wyższych rangą urzędników (w tym profesorów), choć część z nich identyfikowałaby się z warstwą wyższą (haute bourgeoisie), gotową rywalizować, przynajmniej pod względem wydatków, z arystokracją obszarniczą. Na wschodzie warstwy miejskie były dużo mniej liczne. Składały się w dużej mierze z odrębnych od rdzennej populacji grup narodowościowych, na przykład Niemców czy Żydów. Prawdziwym odpowiednikiem zachodniej „klasy średniej” był tam wykształcony lub zorientowany na przedsiębiorczość sektor ziemiaństwa i niższej szlachty, w niektórych krajach zdumiewająco liczny14. Centralny obszar Europy, od Prus na północy po północno-środkowe Włochy na południu, który można w pewnym sensie uznać za centrum strefy rewolucyjnej, miał różne cechy – zarówno regionów względnie „rozwiniętych”, jak i tych zacofanych.
Zróżnicowanie w obrębie strefy rewolucji dotyczyło również wymiaru politycznego. Z wyjątkiem Francji problemem był nie tylko społeczno-polityczny charakter państwa, ale także ich forma, a nawet istnienie. Niemcy dążyli do stworzenia „Niemiec” – scentralizowanych czy federalnych? – z wielu państw niemieckich o różnej wielkości i zróżnicowanym charakterze. Podobnie Włosi próbowali zamienić w zjednoczone państwo włoskie coś, co austriacki kanclerz Metternich pogardliwie, choć trafnie, określił jako „zwykły przejaw uwarunkowań geograficznych”. I jedni, i drudzy, z typowym dla nacjonalistów skrzywieniem, włączali w swoje wizje narody – na przykład Czechów – które ani nie były Niemcami lub Włochami, ani też zazwyczaj nimi się nie czuły. Niemcy, Włosi i w ogóle wszelkie ruchy narodowe zaangażowane w tę rewolucję, z wyjątkiem Francuzów, znaleźli się w konflikcie z wielonarodowym imperium Habsburgów, które sięgało na obszary Niemiec i Włoch, obejmując także Czechów, Węgrów oraz sporą liczbę Polaków, Rumunów, narodów późniejszej Jugosławii oraz innych ludów słowiańskich. Część z tych narodów (a przynajmniej ich polityczne elity) postrzegała cesarstwo jako rozwiązanie mniej niekorzystne niż wchłonięcie przez któryś z ekspansjonistycznych nacjonalizmów, na przykład niemiecki lub węgierski. Propagator czeskiego odrodzenia narodowego, profesor František Palacký, miał powiedzieć: „Gdyby Austria nie istniała, trzeba byłoby ją wymyślić”. W całej strefie rewolucyjnej polityka przejawiała się zatem równocześnie w kilku wymiarach.
Radykałowie mieli bezsprzecznie prostą receptę: jednolita i centralizowana republika Niemiec, Włoch, Węgier czy jakiegokolwiek innego kraju, oparta na sprawdzonych zasadach rewolucji francuskiej oraz wzniesiona na gruzach wszelkich monarchii i księstw, pod własną wersją trójkolorowego sztandaru, który – również wzorowany na francuskim – był podstawowym wzorem flagi narodowej15. Przedstawiciele stronnictw umiarkowanych oddawali się z kolei złożonym kalkulacjom, wynikającym głównie ze strachu przed demokracją, którą uważali za jednoznaczną z rewolucją społeczną. Tam, gdzie masom nie udało się obalić monarchii, nie należało zachęcać ich do podważania ładu społecznego; tam zaś, gdzie to się już dokonało, trzeba było zmusić lud do opuszczenia ulic oraz zlikwidować barykady – ów symbol roku 1848. Kluczowe pytanie sprowadzało się zatem do tego, których z monarchów – sparaliżowanych przez rewolucję, choć niezdetronizowanych – da się przekonać do poparcia słusznej sprawy. Właściwie w jaki sposób miały powstać liberalne i federalne Niemcy czy Włochy – na jakich zasadach konstytucyjnych i pod czyimi auspicjami? Czy objęłyby Królestwo Prus i Cesarstwo Austriackie (jak uważali umiarkowani zwolennicy „większych Niemiec”; nie należy ich mylić z radykalnymi demokratami, którzy z definicji przyjmowali perspektywę „wielkoniemiecką”, choć w innym sensie), czy może miały przybrać postać „małych Niemiec”, to znaczy bez Austrii? Również umiarkowane stronnictwa w cesarstwie habsburskim toczyły grę polegającą na wymyślaniu federalnych i wielonarodowościowych konstytucji – grę, która skończyła się dopiero wraz z rozpadem państwa w 1918 roku. Tam, gdzie wtargnęły działania rewolucyjne lub wojenne, nie pozostawało zbyt wiele czasu na takie konstytucyjne przemyślenia. Tam, gdzie to nie nastąpiło – jak w przeważającej części Niemiec – nabrały one pełnego kształtu. Ponieważ spory odsetek niemieckich umiarkowanych liberałów stanowili profesorowie i urzędnicy państwowi – 68 procent deputowanych do parlamentu frankfurckiego było urzędnikami, 12 procent należało do kategorii „wolnych zawodów” – debaty toczone w tym mającym krótki żywot parlamencie stały się symbolem inteligentnej nieskuteczności.
Rewolucje 1848 roku należy więc analizować szczegółowo, mając na uwadze specyfikę poszczególnych państw, narodów i regionów, co jednak przekracza ramy tej książki. Niemniej, wiele je łączyło, a przy tym nie bez znaczenia było to, że wybuchły niemal równocześnie, wszędzie miały podobny klimat i styl – pewną osobliwą romantyczno-utopijną atmosferę oraz retorykę, dla której Francuzi ukuli wyrażenie quarante-huitard. Natychmiast rozpozna to każdy historyk: brody, falujące fulary i kapelusze z szerokim rondem u bojowników, trójkolorowe sztandary, wszechobecne barykady, początkowe uczucie wyzwolenia, bezkresnej nadziei i pełnego optymizmu zamieszania. Była to „wiosna ludów” – i tak jak wiosna nie trwała długo. Przyjrzyjmy się teraz pokrótce wspólnym cechom tych wydarzeń.
Przede wszystkim wszędzie po szybkim zwycięstwie nadeszła rychła porażka, a w wielu wypadkach była ona zupełna. Już w pierwszych miesiącach wszyscy władcy w strefie rewolucji zostali obaleni lub poważnie osłabieni. Wszędzie władza upadła lub ustąpiła bez stawiania oporu. Jednakże w dość krótkim czasie rewolucja niemal wszędzie utraciła impet: we Francji przed końcem kwietnia, a w innych krajach Europy latem, choć ruch utrzymał zdolność do ponownej ofensywy w Wiedniu, na Węgrzech i we Włoszech. We Francji pierwszą oznaką konserwatywnego zwrotu były kwietniowe wybory, w których monarchiści kandydowali wprawdzie jako mniejszość, jednak za sprawą powszechnego głosowania zdecydowaną większością deputowanych w Paryżu okazali się konserwatyści wybrani głosami chłopów – bardziej niedoświadczonych politycznie niż reakcyjnych – których poparcia nie umiała jeszcze pozyskać wielkomiejska lewica. (W istocie jednak w 1849 roku można już mówić o „republikańskich” i lewicowych regionach francuskiej wsi, znanych badaczom późniejszych dziejów politycznych Francji. Na terenach tych, na przykład w Prowansji, wystąpił najsilniejszy opór wobec zniesienia Republiki w 1851 roku.) Drugą oznaką była izolacja i przegrana rewolucyjnych robotników paryskich, pokonanych po powstaniu czerwcowym (zob. s. 29–30).
W Europie Środkowej punkt zwrotny nastąpił wraz z przegrupowaniem armii habsburskiej, której swobodę działań zwiększyła ucieczka cesarza w maju i która pokonała radykalne powstanie czerwcowe w Pradze – nie bez wsparcia umiarkowanej klasy średniej, złożonej z Czechów i Niemców – odzyskując tym samym ziemie czeskie, tworzące gospodarczy rdzeń cesarstwa, a krótko potem przywracając panowanie w północnych Włoszech. Krótka i nieco późniejsza rewolucja w Księstwach Naddunajskich została stłumiona po interwencji Rosji i Turcji.
W okresie od lata do końca roku stare reżimy odzyskały władzę w Niemczech i Austrii, choć konieczne okazało się użycie wojska do odbicia coraz silniej ogarniętego rewolucją Wiednia. Do interwencji doszło w październiku i pochłonęła ona ponad cztery tysiące ofiar. Po tym zdarzeniu król Prus bez problemu zdołał przywrócić swoje panowanie nad zbuntowanymi berlińczykami, a pozostała część Niemiec (z wyjątkiem niewielkiej opozycji w regionach południowo-zachodnich) szybko się podporządkowała, czekając na rozwiązanie niemieckiego parlamentu – a właściwie zgromadzenia konstytucyjnego, wybranego w atmosferze wiosennej nadziei – a także bardziej radykalnego Pruskiego Zgromadzenia Narodowego oraz innych podobnych ciał i pozostawiając je toczonym w nich debatom. Z początkiem zimy rewolucjoniści utrzymali kontrolę już tylko nad dwoma regionami: częścią Włoch oraz Węgrami. Po krótkim ożywieniu działań rewolucyjnych wiosną 1849 roku również tam, do połowy roku, rewolucja upadła.
Po kapitulacji Węgier i Wenecji w sierpniu 1849 roku rewolucja dobiegła końca. Poza Francją wszędzie dawni władcy powrócili na tron – a w niektórych wypadkach, jak w cesarstwie habsburskim, ich władza miała się okazać większa niż uprzednio – rewolucjoniści zaś znaleźli się na emigracji. Tym samym wszelkie zmiany instytucjonalne i wszystkie społeczno-polityczne marzenia wiosny 1848 roku (znów z wyjątkiem Francji) szybko obróciły się wniwecz, nawet we Francji republika przetrwała jeszcze zaledwie dwa i pół roku. Zaszła tylko jedna nieodwracalna zmiana: zniesienie poddaństwa chłopów w cesarstwie habsburskim16. Oprócz tej samotnej, choć niewątpliwie znaczącej zdobyczy, rok 1848 jawi się jako jedyna rewolucja w najnowszych dziejach Europy łącząca w sobie z jednej strony największą obietnicę, najszerszy zasięg i najszybsze początkowe zwycięstwo, z drugiej zaś najbardziej bezwzględny i gwałtowny upadek. W pewnym sensie przypomina ona inne masowe zjawisko z lat 40. XIX wieku, mianowicie ruch czartystów w Wielkiej Brytanii. Jej konkretne cele zostały ostatecznie osiągnięte, choć nie w drodze rewolucji ani nie w kontekście rewolucyjnym. Nie zostały zaprzepaszczone również jej dążenia, jednak ruchy, które miały je kontynuować, okazały się zupełnie różne od tych z roku 1848. To nie przypadek, że w tym właśnie roku powstał dokument o najtrwalszym i najważniejszym znaczeniu dla dziejów świata – Manifest komunistyczny.
Wszystkie rewolucje miały jeszcze jedną cechę wspólną, która wyjaśnia ich przegraną. Były one faktycznie rewolucjami społecznymi pracującej biedoty lub ich bezpośrednią antycypacją. Wyniosły do władzy i wzmocniły wpływy umiarkowanych liberałów, a nawet niektórych bardziej radykalnych polityków, a jednocześnie przeraziły ich nie mniej niż zwolenników dawnych rządów. Hrabia Cavour z Piemontu, przyszły budowniczy zjednoczonych Włoch, zwrócił uwagę na tę słabość kilka lat wcześniej (w 1846 roku):
Jesteśmy przekonani, że gdyby ład społeczny i jego fundamentalne zasady miały być naprawdę zagrożone, wówczas wielu najzagorzalszych opozycjonistów, najbardziej zapalonych republikanów, ochoczo wstąpiłoby w szeregi partii konserwatywnej.17
Teraz jednak rewolucja była bez wątpienia dziełem pracującej biedoty. To jej przedstawiciele ginęli na miejskich barykadach: wśród 300 ofiar marcowych walk w Berlinie było zaledwie około 15 ludzi z klas wykształconych i około 30 mistrzów cechowych; w Mediolanie na 350 zabitych w powstaniu było tylko 12 studentów, urzędników fabrycznych lub obszarników18. To głód ludzi ubogich napędzał demonstracje, które następnie przekształciły się w rewolucje. W zachodnich regionach strefy rewolucyjnej wieś pozostawała względnie spokojna, jednak w południowo-zachodniej części Niemiec powstanie chłopskie miało znacznie większy wymiar, niż się powszechnie pamięta, choć gdzie indziej strach przed buntem rolnym nabrzmiał na tyle mocno, że go udaremniał. Jednakże nikt nie potrzebował specjalnej wyobraźni na takich terenach, jak południowe Włochy, gdzie wszędzie odbywały się spontaniczne przemarsze chłopów ze sztandarami, werblami i postulatami podziału wielkich majątków ziemskich. Ale sam strach wystarczająco podziałał na wyobraźnię i mobilizację obszarników. W wyniku fałszywych pogłosek o potężnym powstaniu chłopskim pod wodzą poety Sándora Petöfiego (1823–1849) węgierski parlament stanowy, składający się głównie z posiadaczy ziemskich, już 15 marca, kilka dni przed decyzją władz cesarskich, przegłosował zniesienie pańszczyzny, aby odseparować rewolucjonistów od chłopskiej bazy społecznej, likwidując poddaństwo w Galicji oraz pracę przymusową i inne zobowiązania feudalne w Czechach. Nie ulegało wątpliwości, że „ład społeczny” był zagrożony.
Niebezpieczeństwo nie wszędzie było tak samo duże. Konserwatywne władze mogły przekupić chłopów, co zresztą czyniły, zwłaszcza tam, gdzie okazało się, że wyzyskujący ich obszarnicy, kupcy czy kredytodawcy należeli do innej, i najpewniej „rewolucyjnie nastawionej”, narodowości: polskiej, węgierskiej, niemieckiej. Wydaje się mało prawdopodobne, aby przedstawiciele niemieckiej klasy średniej, w tym pewni siebie przedsiębiorcy nadreńscy, rozpaczliwie obawiali się rychłego nadejścia komunizmu proletariackiego czy choćby władzy robotników, która miała niewielkie wpływy poza Kolonią (dokąd przeniósł się Marks) i Berlinem, gdzie Stephan Born – zecer i komunista – zorganizował dość znaczący ruch robotników. Niemniej jednak, tak jak europejskim klasom średnim w latach 40. XIX wieku wydawało się, że dostrzegły przyszłe problemy społeczne w deszczowym i zadymionym Lancashire, tak i teraz uważano, że nowy zarys przyszłości wyłania się zza barykad Paryża, będącego wielkim prekursorem i krzewicielem rewolucji. Rewolucję lutową należy zatem postrzegać nie tylko jako dzieło „proletariatu”, ale jako świadomą rewolucję społeczną. Jej celem nie była jedynie jakaś forma ustroju republikańskiego, ale „republika demokratyczna i socjalna”. Na jej czele stali socjaliści i komuniści. W jej rządzie tymczasowym rzeczywiście zasiadał prawdziwy robotnik – mechanik znany jako Albert19. Przez kilka dni nie było nawet pewne, czy flaga rewolucji ma być trójkolorowa, czy może ma nią być czerwony sztandar rewolty społecznej.
Z wyjątkiem krajów, gdzie dużą wagę przykładano do kwestii autonomii narodowej lub niepodległości, umiarkowana opozycja z lat 40. XIX wieku nie chciała rewolucji ani w żaden poważny sposób jej nie sprzyjała. Co więcej, nawet w kwestii narodowej umiarkowani politycy woleli negocjacje i kroki dyplomatyczne od konfrontacji. Z pewnością chcieliby więcej, byli jednak gotowi przyjąć ustępstwa, na które, co można sensownie dowieść, wcześniej czy później zgodziły się wszystkie monarchie absolutne, z wyjątkiem tych najbardziej pewnych siebie lub najmniej rozumnych, jak reżim carski. Byli też gotowi na zmiany porządku międzynarodowego, prędzej czy później zaakceptowane przez oligarchię „mocarstw”, do której należał ostateczny głos w tych sprawach. Popchnięci w ramiona rewolucji za sprawą mas biedoty lub idąc za przykładem Paryża, umiarkowani politycy próbowali, rzecz jasna, wyciągnąć z nieoczekiwanie sprzyjającej sytuacji największe korzyści. Jednak ostatecznie, a często już od początku, dużo bardziej obawiali się bliższej im lewicy niż starych reżimów. Z chwilą wzniesienia barykad w Paryżu wszyscy umiarkowani liberałowie (i, jak zauważył Cavour, spora część radykałów) stali się potencjalnymi konserwatystami. Szybka zmiana kierunku umiarkowanej polityki lub wycofywanie się liberałów sprawiły, że robotnicy, najbardziej bezkompromisowi spośród demokratycznych radykałów, stracili sojuszników lub – co miało jeszcze gorsze skutki – znaleźli się w sytuacji konfrontacji z „partią porządku”, jak Francuzi określali wspólny front sił konserwatywnych, byłych liberałów i starego ustroju. Rewolucja 1848 roku upadła, gdyż okazało się, że decydujące starcie nastąpiło nie pomiędzy dawnym reżimem a zjednoczonymi „siłami postępu”, ale pomiędzy „porządkiem” i „rewolucją społeczną”. Kluczowe starcie nie nastąpiło w lutym, ale w czerwcu, gdy robotnicy Paryża, zmuszeni do samotnego powstania, zostali krwawo pokonani. Walczyli zaciekle i ponieśli druzgocącą klęskę. W walkach ulicznych zginęło w przybliżeniu półtora tysiąca osób, z czego dwie trzecie po stronie rządowej. Jak zaciekła była nienawiść bogatych wobec biednych, pokazują dane: około trzech tysięcy powstańców wymordowano po zakończeniu walk, a kolejne dwanaście tysięcy aresztowano i w większości zesłano do obozów pracy w Algierii20.
Rewolucja utrzymywała więc swój impet tylko tam, gdzie radykałowie byli na tyle silni i powiązani z szerszym ruchem społecznym, że mogli albo pociągnąć za sobą liberałów, albo poradzić sobie bez nich. Najwyraźniej uwidoczniło się to w krajach, w których kluczowa była kwestia wyzwolenia narodowego, czyli sprawa wymagająca nieustannej mobilizacji mas. Dlatego rewolucja najdłużej trwała we Włoszech oraz – przede wszystkim – na Węgrzech21.
Obóz umiarkowany we Włoszech – które skupiły się wokół przeciwnego Austrii króla Piemontu, a po powstaniu w Mediolanie pozyskały, jakkolwiek bardzo ostrożne, poparcie mniejszych księstw – przystąpił do walki z ciemiężcą, równocześnie cały czas bacząc na republikanów i siły rewolucji społecznej. Słabość militarna państw włoskich, niezdecydowanie Piemontu oraz, co być może najważniejsze, odmowa wezwania na pomoc Francuzów (którzy, jak sądzono, wzmocniliby tendencje republikańskie) spowodowały dotkliwą klęskę w starciu z przegrupowaną armią austriacką w trakcie lipcowej bitwy pod Custozą. (Można wspomnieć, że odezwie do Francuzów sprzeciwił się wybitny polityk republikański Giuseppe Mazzini [1805–1872], znany z niezawodnego wyczucia błędnych decyzji politycznych.) Porażka ta pogrążyła liberałów, a przywództwo ruchu niepodległościowego przejęli radykałowie, którzy jesienią zdobyli władzę w kilku państwach włoskich, ostatecznie tworząc na początku 1849 roku Republikę Rzymską, co dało Mazziniemu doskonałą okazję do głoszenia swoich poglądów. Nawiasem mówiąc, Wenecja, pod przywództwem rozważnego prawnika Daniele Manina (1804–1857), już wcześniej uzyskała niepodległość jako republika22, ostatecznie zaś upadła po kontrofensywie austriackiej pod koniec sierpnia 1849 roku, czyli później niż powstanie na Węgrzech. Siły wojskowe radykałów nie mogły równać się z armią austriacką, która bez trudu pokonała Piemont w bitwie pod Novarą w marcu 1849 roku. Ponadto radykałowie, choć bardziej od liberałów zdecydowani w kwestii wyparcia Austriaków i zjednoczenia Włoch, zasadniczo również obawiali się rewolucji społecznej. Nawet Mazzini, entuzjastycznie nastawiony do prostego ludu, uważał, że należy skupiać się na sprawach duchowych, wyrażał niechęć wobec socjalizmu i sprzeciwiał się wszelkim działaniom mogącym zagrażać własności prywatnej. Po początkowej porażce rewolucja włoska trwała w poczuciu nieuchronnego końca. Zakrawa na ironię, że wśród dławiących ją sił były wojska Francji, która w międzyczasie rozprawiła się z rewolucją u siebie i na początku czerwca zajęła Rzym. Ofensywa rzymska była próbą odzyskania przez Francję dyplomatycznych wpływów na półwyspie w opozycji do Austrii. Przypadkowo próbie tej sprzyjało też poparcie ze strony katolików, na których oparł się reżim porewolucyjny.
W odróżnieniu od Włoch, Węgry były w tym czasie już mniej więcej zjednoczonym bytem politycznym („ziemie Korony św. Stefana”), miały konstytucję, dysponowały niemałą autonomią i w istocie posiadały – poza niepodległością – większość cech suwerennego państwa. Słabość Węgier polegała na tym, że władza madziarskiej arystokracji rozciągała się nie tylko na zamieszkujących wielką równinę węgierskich chłopów, ale na populację w mniej więcej 60 procentach złożoną z Chorwatów, Serbów, Słowaków, Rumunów i Ukraińców, nie mówiąc już o znaczącej mniejszości niemieckiej. Te chłopskie narody nie sprzeciwiały się rewolucji, która wszak zniosła pańszczyznę, były jednak niezadowolone z powodu braku zgody Węgrów, w tym nawet największych budapesztańskich radykałów, na ustępstwa wynikające z uznania ich narodowej odmienności od Węgrów, przywódcy tych grup buntowali się zaś przeciwko brutalnej polityce madziaryzacji i włączeniu względnie autonomicznych dotychczas regionów przygranicznych do scentralizowanego państwa węgierskiego. Pomoc uzyskały od władzy cesarskiej z Wiednia, która zastosowała typową dla imperializmu zasadę „dziel i rządź”. To armia chorwacka, pod wodzą hrabiego Jelačicia – przyjaciela Ljudevita Gaja, pioniera jugosłowiańskiego nacjonalizmu – ruszyła, aby stłumić rewolucję w Wiedniu i powstanie na Węgrzech.
Mimo to na terenach leżących dziś w większości w granicach Węgier powstanie utrzymało masowe wsparcie (Węgrów), i to zarówno w kwestii niepodległości, jak i w odniesieniu do postulatów społecznych. Chłopi pamiętali, że zostali wyzwoleni nie przez cesarza, ale przez rewolucyjnie nastawiony węgierski parlament. Był to jedyny zakątek Europy, gdzie po upadku powstania istniało coś na kształt wiejskiej partyzantki, której przez kilka lat przewodził legendarny rozbójnik Sándor Rózsa. Po wybuchu powstania parlament – izba wyższa, złożona z umiarkowanych lub kompromisowo nastawionych magnatów, oraz izba niższa, zdominowana przez radykalnych dziedziców ziemskich i prawników – musiał jedynie zamienić protesty na działanie. Uczynił to chętnie, pod wodzą utalentowanego prawnika, dziennikarza i mówcy Lajosa Kossutha (1802–1894) – okrytego międzynarodową sławą rewolucjonisty z 1848 roku. Z powodów praktycznych Węgry rządzone przez koalicję liberałów i radykałów, niechętnie zaakceptowaną przez Wiedeń, miały charakter państwa autonomicznego i zreformowanego, przynajmniej do momentu, gdy Habsburgowie byli w stanie je odzyskać. Dostrzegli na to szansę po bitwie pod Custozą i – anulując węgierskie reformy uchwalone w marcu oraz przystępując do ofensywy – postawili Węgrów wobec wyboru: kapitulacja lub radykalizacja. W efekcie Węgrzy pod wodzą Kossutha postawili wszystko na jedną szalę i pozbyli się cesarza w kwietniu 1849 roku (choć republiki formalnie nie proklamowano). Dzięki poparciu ze strony mas i dowództwu generała Görgeya Węgrzy nie poddali się armii austriackiej. Zostali pokonani dopiero wówczas, gdy w akcie desperacji władze w Wiedniu sięgnęły po ostateczną broń – wojska rosyjskie. Ten czynnik okazał się decydujący. W dniu 13 sierpnia nastąpiła kapitulacja resztek armii węgierskiej, i to nie przed dowódcą austriackim, ale rosyjskim. Powstanie na Węgrzech, jako jedyne spośród rewolucji 1848 roku, upadło nie z powodu czynników wewnętrznych, lecz zostało stłumione przez miażdżącą interwencję wojskową. Oczywiście powstańcy węgierscy nie mieli szans, aby uniknąć takiej zewnętrznej inwazji po załamaniu się wszystkich innych rewolucji.
Czy istniała jakaś alternatywa dla tej powszechnej klęski? Prawie na pewno nie. Spośród wszystkich grup społecznych zaangażowanych w rewolucję burżuazja – jak widzieliśmy – zdała sobie sprawę, że wobec zagrożenia własności woli opowiedzieć się po stronie ładu niż wykorzystać okazję do wdrożenia w pełni swojego programu. W obliczu „czerwonej” rewolucji nastąpiło zbliżenie umiarkowanych liberałów i konserwatystów. W kręgach francuskich „notabli”, to znaczy szanowanych, wpływowych i zamożnych rodzin trzymających rękę na politycznych sprawach kraju, zwolennicy Burbonów, stronnicy orleanizmu czy nawet zwolennicy republiki zaprzestali wcześniejszych waśni i nabyli narodową świadomość klasową w ramach nowo powstałej „partii porządku”. Z kolei w przywróconej monarchii Habsburgów kluczowymi postaciami byli minister spraw wewnętrznych Alexander von Bach (1818–1893), wcześniej umiarkowanie liberalny opozycjonista, a także magnat handlu morskiego Karl von Bruck (1798–1860), kluczowa postać rozkwitającego portu w Trieście. Bankierzy i przedsiębiorcy nadreńscy opowiadający się za pruskim liberalizmem burżuazyjnym woleli wprawdzie ograniczoną monarchię konstytucyjną, jednak ostatecznie zajęli wygodną pozycję jako ostoja odrodzonych Prus, które na wszelki wypadek unikały ustanowienia demokracji wyborczej. Przywrócone do władzy reżimy konserwatywne były w zamian za to gotowe na ustępstwa względem gospodarczego, prawnego, a nawet kulturowego liberalizmu przedsiębiorców, pod warunkiem że nie stwarzało to zagrożenia politycznego. Jak zobaczymy, reakcyjna dekada lat 50. XIX wieku miała się okazać, pod względem gospodarczym, okresem systematycznej liberalizacji. W latach 1848–1849 umiarkowani liberałowie dokonali w Europie Zachodniej dwóch ważnych odkryć: że rewolucja jest niebezpieczna oraz że część kluczowych dążeń rewolucyjnych (zwłaszcza na płaszczyźnie ekonomicznej) można zrealizować bez rewolucji. Burżuazja przestała być czynnikiem rewolucyjnym.
Liczni radykałowie z niższych warstw klasy średniej, niezadowoleni rzemieślnicy, drobni sklepikarze itd., a nawet rolnicy, których przywódcami i rzecznikami byli intelektualiści – zwłaszcza młodzi i zajmujący marginalną pozycję – tworzyli siłę rewolucyjną, choć rzadko oferowali polityczną alternatywę. Zasadniczo sytuowali się po stronie demokratycznej lewicy. Niemiecka lewica domagała się nowych wyborów, ponieważ na przełomie 1848 i 1849 roku jej radykalizm był silnie obecny w wielu miejscach, jednak w tamtym okresie nie koncentrował się już na dużych miastach, gdyż te zostały ponownie opanowane przez siły reakcji. We Francji radykalni demokraci zdobyli w 1849 roku dwa miliony głosów – wobec trzech milionów głosów oddanych na monarchistów i ośmiuset tysięcy na liberałów. Wielu działaczy wywodziło się spośród intelektualistów, aczkolwiek chyba tylko w Wiedniu pojawiły się szturmowe oddziały bojowe uformowane w ramach studenckiego „Legionu Akademickiego”. Błędne byłoby określanie wydarzeń z 1848 roku mianem „rewolucji intelektualistów”. Ich obecność nie była większa niż w większości innych rewolucji w krajach (co było w dużej mierze cechą również tej rewolucji) względnie zacofanych, gdzie warstwy średnie składają się z ludzi wykształconych i sprawnie posługujących się słowem pisanym: wszelkiej maści absolwentów szkół, dziennikarzy, nauczycieli, urzędników. Nie ulega jednak wątpliwości, że intelektualiści odegrali rolę znaczącą: poeci Sándor Petöfi na Węgrzech, Georg Herwegh i Ferdinand Freiligrath (członek redakcji „Neue Rheinische Zeitung”, prowadzonej przez Marksa) w Niemczech, Victor Hugo i konsekwentny liberał Alphonse de Lamartine we Francji; liczni akademicy (głównie liberałowie)23 w Niemczech; lekarze, jak Adolf Fischhof (1816–1893) w Austrii; naukowcy, jak Carl Gustav Jacobi (1804–1851) w Prusach czy François-Vincent Raspail (1794–1878) we Francji; wreszcie liczni dziennikarze i publicyści, z których najsłynniejszy w owym czasie był Kossuth, największy zaś okazał się Marks.
Ludzie ci mogli odgrywać decydującą rolę jako jednostki, ale nie jako członkowie szczególnej warstwy społecznej lub jako rzecznicy radykalnego drobnomieszczaństwa. Ów radykalizm „drobnych kupców”, wyrażony w postulacie „demokratycznego – konstytucyjnego czy też republikańskiego ustroju państwowego, który dałby większość im i ich sojusznikom, chłopom, oraz demokratycznego ustroju samorządowego, który oddałby w ich ręce bezpośrednią kontrolę nad własnością samorządową i szereg funkcji, spełnianych obecnie przez biurokratów”24, był całkiem szczery, mimo że pewien posmak goryczy nadały mu z jednej strony długotrwały kryzys zagrażający tradycyjnemu modelowi życia mistrzów rzemieślniczych i im podobnych, z drugiej zaś bieżące załamanie gospodarcze. Radykalizm intelektualistów był zakorzeniony słabiej. Opierał się na – jak się okazało, tylko chwilowej – niezdolności nowego społeczeństwa burżuazyjnego do zapewnienia przed rokiem 1848 wystarczająco dużej liczby stanowisk o odpowiednim statusie dla ludzi wykształconych, których społeczeństwo to wyprodukowało w niespotykanej wcześniej liczbie i których ambicje znacznie przerastały to, co otrzymali. Co stało się z tymi wszystkimi studenckimi radykałami z 1848 roku w upływających pod znakiem wzrostu gospodarczego latach 50. i 60.? Ich biografie potoczyły się według znanego i powszechnie przyjętego w Europie wzorca: wywodzący się z burżuazji młodzieńcy prowadzili burzliwe życie polityczne i erotyczne, po czym „ustatkowywali się”. Było wiele możliwych form owego ustatkowania się, zwłaszcza gdy po odwrocie dawnej szlachty oraz skupieniu się burżuazyjnych przedsiębiorców na gromadzeniu bogactwa pojawiło się więcej miejsca dla tych, których kwalifikacje miały głównie akademicki charakter. W 1842 roku 10 procent profesorów w liceach francuskich wywodziło się z kręgów „notabli”, natomiast w 1877 roku – żaden. W 1868 roku Francja nie miała dużo więcej absolwentów szkół średnich (bacheliers) niż w latach 30., jednak znacznie większa ich liczba mogła pracować w bankowości, handlu czy robić udane kariery jako dziennikarze, a po roku 1870 także jako zawodowi politycy25.
Ponadto, stając w obliczu czerwonej rewolucji, nawet względnie demokratyczni radykałowie często sięgali po retorykę, w której ich szczera sympatia dla „ludu” mieszała się z przywiązaniem do własności i pieniędzy. W przeciwieństwie do liberalnej burżuazji nie przechodzili oni na drugą stronę, a jedynie się wahali, choć nigdy nie skłaniali się ku skrajnemu skrzydłu prawicy.
Z kolei pracujący ubodzy nie mieli ani organizacji, ani dojrzałości politycznej, ani przywódców, a co wydaje się najważniejsze – brakowało im historycznej koniunktury, aby prezentować sobą alternatywę polityczną. Byli na tyle silni, aby pokazać, że rewolucja społeczna to coś realnego i zagrażającego istniejącemu porządkowi, jednocześnie jednak byli zbyt słabi, aby osiągnąć coś więcej niż tylko przerażenie wśród wrogów. Ich siły były nad wyraz skuteczne, koncentrując się pośród wygłodniałych mas w miejscach najbardziej newralgicznych politycznie – w dużych miastach, a zwłaszcza stolicach. To jednak skrywało pewne zasadnicze słabości. Przede wszystkim nie byli liczni, nie zawsze nawet przeważali w miastach, które i tak zamieszkiwała zdecydowana mniejszość populacji. Po drugie, brakowało im dojrzałości politycznej i ideologicznej. Najbardziej świadome politycznie i zmobilizowane warstwy pracującej biedoty obejmowały przedindustrialnych rzemieślników (w ówczesnym brytyjskim rozumieniu: czeladników, majstrów, wykwalifikowanych robotników w niezmechanizowanych warsztatach itd.). W jakobińsko-sankiulockiej Francji sympatyzowali z ideologiami socjalno-rewolucyjnymi, a nawet socjalistycznymi czy komunistycznymi, choć w Niemczech – jak miał zauważyć w Berlinie zecer-komunista Stephan Born – ich cele jako masy były znacznie skromniejsze. Biedota i robotnicy niewykwalifikowani w miastach oraz – poza Wielką Brytanią – proletariat przemysłowy i górniczy jako całość w zasadzie nie mieli jeszcze żadnej rozwiniętej ideologii politycznej. W przemysłowych rejonach północnej Francji nawet republikanizm zyskał popularność dopiero pod koniec Drugiej Republiki. W 1848 roku mieszkańcy Lille i Roubaix zajmowali się wyłącznie własnymi problemami ekonomicznymi, kierując gniew nie przeciwko królom czy burżuazji, ale przeciwko cierpiącym jeszcze większą nędzę imigrantom z Belgii.
Tam, gdzie miejscy plebejusze czy, rzadziej, nowy proletariat znaleźli się w orbicie wpływów ideologii jakobińskiej, socjalistycznej lub demokratyczno-republikańskiej, albo – jak w Wiedniu – mieli styczność z aktywizmem studenckim, stawali się czynnikiem politycznym, przynajmniej jako uczestnicy zamieszek. (Ich udział w wyborach był wówczas jeszcze słaby i trudny do przewidzenia, w odróżnieniu od spauperyzowanych wiejskich chałupników, którzy, jak w Saksonii czy Wielkiej Brytanii, wykazywali wysoki stopień radykalizmu.) Paradoksalnie w jakobińskiej Francji rzadko dotyczyło to obszarów poza Paryżem, podczas gdy w Niemczech podwaliny pod ogólnonarodową organizację radykalnej lewicy położył Związek Komunistów utworzony przez Marksa. Poza tą strefą oddziaływania pracująca biedota nie miała znaczenia politycznego.
Oczywiście nie powinniśmy umniejszać potencjału nawet tak młodej i niedojrzałej siły społecznej jak „proletariat” 1848 roku, mimo że nie miał on jeszcze silnej świadomości klasowej. W pewnym sensie jego potencjał rewolucyjny był większy, niż miał się okazać później. Okres nędzy i kryzysu sprzed 1848 roku niewielu zachęcił do wiary w to, że kapitalizm może zapewnić godne warunki życia, a tym bardziej że to uczyni albo choćby przetrwa. Młodość i słabość klasy robotniczej, wciąż wyłaniającej się spośród mas pracującej biedoty, niezależnych rzemieślników i drobnych sklepikarzy, uchroniły ją przed koncentrowaniem się wyłącznie na żądaniach ekonomicznych; czynili to tylko jej najmniej świadomi i odosobnieni przedstawiciele. Postulaty p o l i t y c z n e, bez których nie obejdzie się żadna rewolucja, choćby najbardziej socjalnie zorientowana, były ściśle związane z istniejącą sytuacją. Powszechnie podzielany cel z 1848 roku – „republika demokratyczna i socjalna” – miał charakter zarówno społeczny, jak i polityczny. Doświadczenia robotnicze, przynajmniej we Francji, wniosły nowe elementy instytucjonalne, oparte na działaniach związków zawodowych i spółdzielni, choć nie powstały wówczas formy tak nowatorskie i silne, jak rady robotnicze znane z dwudziestowiecznej Rosji.
Z drugiej strony organizacja, ideologia i przywództwo pozostawały dramatycznie słabe. Nawet podstawowa forma organizacyjna – związek zawodowy – nie przekraczała liczby kilkuset członków, w najlepszym razie kilku tysięcy. Nazbyt często zrzeszenia doświadczonych pionierów ruchu związkowego ujawniały się dopiero podczas rewolucji: zecerzy w Niemczech, kapelusznicy we Francji. Szeregi zorganizowanych socjalistów i komunistów były jeszcze mniej liczne: kilkadziesiąt, najwyżej kilkaset osób. A jednak rewolucja 1848 roku była pierwszą, w której socjaliści, czy bardziej nawet komuniści (gdyż socjalizm sprzed 1848 roku był w znacznej mierze apolitycznym ruchem zorientowanym na tworzenie spółdzielczych utopii), od początku działali na pierwszej linii. Był to rok nie tylko Kossutha, Alexandre’a Ledru-Rollina (1807–1874) i Mazziniego, ale także Karola Marksa (1818–1883), Louisa Blanca (1811–1882) i Louisa Auguste’a Blanquiego (1805–1881; nieugiętego buntownika, który większą część życia spędził w więzieniu, wychodząc na krótko, gdy uwalniały go rewolucje), a także Bakunina, a nawet Proudhona. Co jednak socjalizm oznaczał dla jego zwolenników, poza tym, że dawał nazwę samoświadomej klasie robotniczej o dążeniach innych niż kapitalistyczne, opartych na wizji obalenia kapitalizmu? Nawet ich wróg nie był jasno określony. Dużo mówiono o „klasie robotniczej” czy wręcz „proletariacie”, ale w okresie rewolucji nic nie mówiono o „kapitalizmie”.
Jakie w gruncie rzeczy perspektywy polityczne miała choćby socjalistyczna część klasy robotniczej? Sam Karol Marks nie wierzył w bliskość rewolucji proletariackiej. Nawet we Francji „proletariat paryski nie był jeszcze zdolny wyjść poza burżuazyjną republikę inaczej jak w swej wyobraźni, w swych urojeniach. […] Ani bezpośrednia świadoma potrzeba nie pchała wówczas proletariatu do obalania burżuazji siłą, ani też proletariat nie dorósł jeszcze do tego zadania”26. Szczytem możliwości była republika burżuazyjna, która odsłoniła prawdziwą istotę przyszłej walki – czyli konfliktu między burżuazją a proletariuszami – a następnie doprowadziła do jednoczenia się resztek warstw średnich z robotnikami, „w miarę jak ich położenie stawało się coraz trudniejsze do zniesienia, a ich antagonizm wobec burżuazji się zaostrzał”27. Była to najpierw republika demokratyczna, następnie przejście od częściowej rewolty burżuazyjnej do masowej rewolucji proletariackiej, wreszcie dyktatura proletariatu lub „rewolucja permanentna” – to ostatnie określenie Marks mógł zapożyczyć od Blanquiego, co świadczy o ówczesnej bliskości dwóch wielkich rewolucjonistów krótko po roku 1848. Jednakże w odróżnieniu od wizji Lenina z 1917 roku Marks nie wyobrażał sobie zastąpienia rewolucji burżuazyjnej proletariacką aż do upadku rewolucji 1848 roku. Co więcej, nawet jeśli sformułował wówczas pogląd zbliżony do leninowskiego (w tym, jak ujął to Engels, „wspierając rewolucję nową odsłoną wojny chłopskiej”), dość szybko go porzucił. W Europie Zachodniej i Środkowej nowa odsłona roku 1848 miała się już nie pojawić. Marks wkrótce uznał, że klasa robotnicza musi pójść inną drogą.
Rewolucje 1848 roku wezbrały i załamały się niczym wielka fala, zostawiając za sobą niewiele oprócz mitu i obietnicy. „Powinny były” być rewolucjami burżuazyjnymi, ale burżuazja się z nich wycofała. Mogły się wzajemnie wzmacniać pod wodzą Francji, uniemożliwiając lub opóźniając restaurację dawnych władców i powstrzymując interwencję carskiej Rosji. Jednak burżuazja francuska wolała społeczną stabilność w kraju od ryzykownych obietnic stania się ponownie la grande nation, podczas gdy umiarkowani przywódcy rewolucji z analogicznych powodów wstrzymywali się przed wezwaniem do francuskiej interwencji. Żadna siła społeczna nie była zdolna nadać rewolucjom impetu i spójności, poza pojedynczymi przypadkami walk narodowowyzwoleńczych przeciwko panującej władzy politycznej, a i te zrywy upadły z powodu izolacji i słabości powstań niepodległościowych wobec siły militarnej starych mocarstw. Wybitne i rozpoznawalne postaci 1848 roku odgrywały swą bohaterską rolę na scenie Europy zaledwie przez kilka miesięcy, by następnie zniknąć z niej na zawsze. Wyjątkiem był Garibaldi, który powrócił w jeszcze większej chwale 12 lat później. Kossuth i Mazzini spędzili długie lata na wychodźstwie, a ich bezpośredni wkład w uzyskanie autonomii lub zjednoczenie narodowe był niewielki, nawet jeśli na trwałe zajęli miejsce w panteonie bohaterów swych krajów. Ledru-Rollin i Raspail swój jedyny moment sławy mieli w okresie Drugiej Republiki, elokwentni profesorowie z parlamentu frankfurckiego powrócili zaś do swych badań i sal wykładowych. W niebyt odeszli wszyscy żarliwi emigranci z lat 50. XIX wieku, snujący w spowitym mgłą Londynie wielkie plany i tworzący zwalczające się rządy na uchodźstwie, a jedynym wyjątkiem są dzieła dwóch najbardziej osamotnionych i nietypowych postaci – Marksa i Engelsa.
Nie można jednak traktować wydarzeń z 1848 roku jedynie jako krótkiego epizodu w dziejach, pozbawionego wpływu na dalszy ich tok. Co prawda osiągnięte zmiany rozmijały się z intencjami rewolucjonistów, trudno je też opisać w odniesieniu do systemów politycznych, prawa czy instytucji, jednak były głębokie. Rok 1848 wyznaczył, przynajmniej w Europie Zachodniej, kres tradycyjnej polityki monarchistycznej, która zakładała, że lud (poza wichrzycielami z klasy średniej) uznaje, a nawet popiera usankcjonowane religią rządy namaszczonych przez Boga dynastii nad hierarchicznie uporządkowanymi społeczeństwami, a także zgadza się na patriarchalne prawa i zobowiązania społecznych i ekonomicznych zwierzchników. Poeta Grillparzer, który z pewnością nie był rewolucjonistą, napisał, prawdopodobnie o Metternichu, te ironiczne słowa:
Tu leży samotnie, w zapomnieniu,
Donkiszot sławnego pochodzenia,
Co wbrew faktom za mądrego się miał
I skończył, wierząc w słuszność własnych kłamstw;
Na starość głupiec, za młodu łajdak:
Już nie potrafił dostrzec, gdzie prawda.28
Od tej pory siły konserwatyzmu, przywileju i bogactwa będą się bronić w nowy sposób. Nawet ciemni i niewykształceni chłopi z południowych Włoch w trakcie wielkiej wiosny 1848 roku przestali popierać absolutyzm, tak jak to uczynili już pół wieku wcześniej. Gdy zaczęli zajmować ziemię, rzadko okazywali wrogość „konstytucji”.
Obrońcy ładu społecznego musieli nauczyć się polityki ludu. Można w tym upatrywać głównej zmiany wprowadzonej przez rewolucje 1848 roku. Nawet pruscy junkrzy, najbardziej reakcyjni z reakcyjnych, zrozumieli wówczas, że potrzebują gazety zdolnej wpływać na „opinię publiczną”, co samo w sobie było koncepcją bliższą liberalizmowi i nieprzystającą do tradycyjnej hierarchii. Najbardziej błyskotliwy z pruskich arcyreakcjonistów 1848 roku, Otto von Bismarck (1815–1898), dał się później poznać jako polityk wnikliwie rozumiejący istotę polityki w społeczeństwie burżuazyjnym i biegle wykorzystujący jej reguły. Jednak najważniejsze zmiany polityczne w tym zakresie pojawiły się we Francji.
Upadek tamtejszego robotniczego powstania w czerwcu wprawdzie umożliwił silnej „partii porządku” pokonanie rewolucji społecznej, ale nie zdołała ona pozyskać poparcia ani ze strony mas, ani ze strony wielu konserwatystów, którzy broniąc „porządku”, nie zamierzali stawać po stronie wersji umiarkowanego liberalizmu będącej aktualnie u władzy. Mobilizacja ludu wciąż była na tyle duża, że uniemożliwiono wprowadzenie ograniczeń wyborczych: dopiero w 1850 roku pozbawiono głosu znaczną część owej „nędznej hołoty” (vile multitude), czyli około dwóch trzecich radykalnych wyborców w Paryżu. Jednakże w grudniu 1848 roku Francuzi nie wybrali na nowego prezydenta Republiki ani liberała, ani radykała (nie było kandydata monarchistów). Przytłaczającą większością głosów (5,5 miliona z 7,4 miliona) wygrał Ludwik Napoleon, bratanek wielkiego cesarza. Ostatecznie okazał się zręcznym politykiem, jednak gdy we wrześniu powrócił do Francji, wydawał się pozbawiony wszelkich atutów, poza znanym nazwiskiem i wsparciem finansowym ze strony oddanej mu angielskiej kochanki29. Z pewnością nie sympatyzował z rewolucją społeczną, nie był jednak też konserwatystą. Jego zwolennicy wręcz podkreślali jego młodzieńcze zainteresowanie saintsimonizmem (zob. s. 84–85) oraz rzekome sympatie wobec biedoty. Zasadniczo jednak zwyciężył dzięki głosom chłopów, którzy masowo poparli jego hasło: „Precz z podatkami, precz z bogatymi, precz z republiką, niech żyje cesarz”. Innymi słowy, jak pisał Marks, sprzeciwiając się republice bogatych, robotnicy głosowali na niego, bo jego wybór w ich oczach oznaczał „usunięcie Cavaignaca (który stłumił powstanie czerwcowe), dymisję burżuazyjnego republikanizmu, kasację zwycięstwa czerwcowego”30, a także sprzyjanie drobnomieszczaństwu, bo nie jawił się jako rzecznik wielkiej burżuazji.
Wybór Ludwika Napoleona oznaczał, że nawet powszechne demokratyczne prawo wyborcze, instytucję kojarzoną wszak z rewolucją, dało się pogodzić z zachowaniem porządku społecznego. Nawet przeważające niezadowolenie mas nie oznaczało wyboru władz zorientowanych na dokonanie „przewrotu społecznego”. Nie od razu jednak zrozumiano szersze implikacje tych zmian, gdyż Ludwik Napoleon sam wkrótce zniósł republikę i stał się cesarzem, choć nigdy nie zapomniał o korzyściach politycznych płynących z odpowiednio zmanipulowanych wyborów powszechnych, które zresztą przywrócił. Był pierwszym nowoczesnym przywódcą, którego rządy opierały się nie tylko na armii, ale także na pewnego rodzaju demagogii i stosunkach z opinią publiczną, które znacznie łatwiej kształtować z perspektywy głowy państwa niż z jakiejkolwiek innej pozycji. Jego panowanie pokazało nie tylko to, że „ład społeczny” można maskować tak, aby jawił się jako atrakcyjny dla zwolenników „lewicy”, ale również to, że w kraju czy epoce masowego udziału politycznego obywateli władze muszą tak postępować. Rewolucje 1848 roku uczyniły oczywistym fakt, że klasy średnie, liberalizm, demokracja polityczna, nacjonalizm, a nawet klasy pracujące będą od tego czasu stałymi elementami politycznego krajobrazu. Przegrana rewolucji mogła na moment usunąć te elementy z pola widzenia, jednak gdy tylko pojawiły się ponownie, określały działanie nawet tych polityków, którzy byli najmniej do nich przekonani.
Tutaj człowiek potężny orężem pokoju, kapitału i maszyn używa go, aby dać otuchę i radość społeczeństwu, któremu służy, a zatem bogaci się, jednocześnie wzbogacając innych swoimi towarami.
William Whewell, 185231
Naród może osiągnąć dobrobyt materialny bez sięgania po taktyki wywrotowe, jeśli tylko jego członkowie wykazują się posłuszeństwem, pracowitością i nieustannie dbają o własny rozwój.
Ze statutu Société contre l’Ignorance z Clermont-Ferrand, 186932
Zamieszkany obszar świata szybko się powiększa. Nowe społeczności, to znaczy nowe rynki, rozkwitają każdego dnia na bezludnych dotychczas terenach Nowego Świata na Zachodzie i tradycyjnie żyznych wyspach Starego Świata na Wschodzie.
Philoponos, 185033
I
Niewielu obserwatorów w 1849 roku było w stanie przewidzieć, że rok 1848 okaże się czasem ostatniej na Zachodzie rewolucji o powszechnym zasięgu. W większości krajów rozwiniętych postulaty polityczne liberałów, demokratycznych radykałów i nacjonalistów stopniowo i bez większych niepokojów wprowadzano w życie – choć nie w formie „republiki socjalnej” – przez kolejne 70 lat, a struktura społeczna rozwiniętej części kontynentu okazała się odporna na katastrofy XX wieku, przynajmniej do czasów obecnych (1977). Główny tego powód tkwi w niezwykłej transformacji gospodarczej oraz ekspansji, które dokonały się między rokiem 1848 a początkiem lat 70. XIX wieku – co jest przedmiotem niniejszego rozdziału. Był to okres, kiedy świat stał się kapitalistyczny, a znacząca mniejszość krajów „rozwiniętych” przybrała formę gospodarek przemysłowych.