Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Polska, ten słowiański przyjaciel Zachodu” – powiedział Tomasz Mann, odwiedzając Warszawę w 1927 roku. Tak, to z pewnością my. To może nawet kwintesencja nas. A w każdym razie naszych aspiracji i wyobrażeń o sobie. Ale spójrzmy prawdzie w oczy, przynajmniej historycznej: Polska nie sympatyzuje z Zachodem. Ona do Zachodu należy – z wyboru, od dawna. Wielki zachodni pisarz nie brał tego pod uwagę.
W ostatnich dziesięcioleciach Europa Zachodnia trochę zbiedniała, trochę się przybrudziła i nieładnie się starzeje. Ale czar Zachodu nie przestaje na nas działać. Szczególnie młodzi pryskają, żeby sobie w Polsce, obiektywnie coraz ładniejszej, zasobniejszej, „nie zmarnować życia”.
Dlaczego Polacy wciąż uciekajądo krajów zachodnich? Czy decydują o tym tylko zarobki? A może wabi nas „zapach Zachodu” utożsamiany z wyższą cywilizacją?
Książka jest zapisem wędrówek Katarzyny Turaj-Kalińskiej po Europie i poszukiwaniem odpowiedzi na te pytania.
O AUTORCE:
Katarzyna Turaj-Kalińska wydała do tej pory 10 książek, w tym: Przepraszam, czy tu głaszczą? (2004), Szept nad szeptami (2016). Jest laureatką kilkunastu ogólnopolskich konkursów literackich.
Każde pokolenie w jej rodzinie wyjeżdża bardziej i na dłużej. Dziadkowie uciekali z Wołynia. Matka podróżowała bez ustanku – najpierw z teatrem Tadeusza Kantora, potem z własnym. Ona sama spędziła poza krajem kilkanaście lat. Córka osiedliła się w Szwajcarii, a wnuki od urodzenia są emigrantami. Kierunek zawsze ten sam – Zachód.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 312
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
„Polska, ten słowiański przyjaciel Zachodu” – powiedział Tomasz Mann, odwiedzając Warszawę w 1927 roku. Tak, to z pewnością my. To może nawet kwintesencja nas. A w każdym razie naszych aspiracji i wyobrażeń o sobie. Ale spójrzmy prawdzie w oczy, przynajmniej historycznej: Polska nie sympatyzuje z Zachodem. Ona do Zachodu należy – z wyboru, od dawna. Wielki zachodni pisarz nie brał tego pod uwagę.
Biedni Polacy patrzą na Zachód
(...)
Kiedy matka zaczęła WYJEŻDŻAĆ – to było w Polsce Ludowej kultowe słowo, niemające z pewnością odpowiednika w żadnym zachodnim języku – jej ojciec, a mój dziadek, który nigdy w życiu nie był za granicą – jeśli nie liczyć Niemiec, Rosji i Austrii, które były raczej u niego z dłuższą wizytą, i Ukrainy, której część była wtedy Polską – namawiał ją, żeby została. Naturalnie, że nie w Iranie!
ZOSTAĆ! Kolejny wyraz, którego nie da się napisać małymi literami, chcąc oddać jego dosadną, a zarazem z punktu widzenia jakiej takiej normalności chorą treść.
Dziadek, piłsudczyk rozkochany w przedwojennej, kapitalistycznej, burżuazyjno-konsumpcyjnej Warszawie, w której świeży kawior albo ostrygi nie były żadnym problemem, znalazłszy się po dwóch wojnach światowych w socjalistycznym wraku państwowym, nie żywił złudzeń, że Sowieci – jak zawsze nazywał Rosjan – wypuszczą jego ojczyznę z łap. Sam jednak nigdy nie miał okazji do UCIECZKI – tak właśnie nazywało się POZOSTANIE w języku ówczesnych, prosowieckich władz. Raz w życiu tylko uciekał z rodziną – z Wołynia do Krakowa w 1943 roku. Stać go jednak było na bohaterski odruch rodziców przerzucających dzieci przez mur – więzienny, obozowy, berliński czy chiński, gdyby było trzeba... Gest zrozpaczonych biedaków oddających potomstwo do adopcji, aby polepszyć mu byt, nawet kosztem rozstania na zawsze.
(...)
Wbrew jego namowom moja matka nie pozostała na mitycznym i zbawczym Zachodzie.
(...)
Z tego zaś wynikły pewne korzyści. Bo znacznie lepiej było wyjeżdżać i wracać, niż być skazanym na tkwienie wciąż w tej samej sytuacji po jednej lub po drugiej stronie.
(...)
Nieszczęsna PRL jak porąbana macocha przedłużała nam dzieciństwo – karnie i sztucznie. Różne rzeczy robiło się po raz pierwszy w żenująco późnym wieku. Moja matka ujrzała Zachód, mając trzydzieści siedem lat. Ja też po trzydziestce. Moja córka pojechała tam po raz pierwszy jako ośmiolatka, jej pierwsze dziecko miało w podobnej chwili dwa miesiące. Drugie i trzecie... cóż, po prostu się tam urodziły.
(...)
Wtedy, pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku, musiałam przeżyć trzydzieści solidnych lat, które utrwalały we mnie poczucie izolacji i spowodowanej nią niższości, żebym była gotowa na pierwszy bal. Trzydziestka. Balzakowski wiek, w sam raz na Paryż.
Na rynku w Szafuzie. W oddali najmłodszy wnuk, Tadzio. (Selfie)
KATARZYNA TURAJ-KALIŃSKA wydała do tej pory 10 książek, w tym Przepraszam, czy tu głaszczą? (2004) i Szept nad szeptami (2016). Jest laureatką kilkunastu ogólnopolskich konkursów literackich.
Każde pokolenie w jej rodzinie wyjeżdża bardziej i na dłużej. Dziadkowie uciekali z Wołynia. Matka podróżowała bez ustanku – najpierw z teatrem Tadeusza Kantora, potem z własnym. Ona sama spędziła poza krajem kilkanaście lat. Córka osiedliła się w Szwajcarii, a wnuki od urodzenia są emigrantami. Kierunek zawsze ten sam – Zachód.
W ostatnich dziesięcioleciach Europa Zachodnia trochę zbiedniała, trochę się przybrudziła i nieładnie się starzeje. Ale czar Zachodu nie przestaje na nas działać. Szczególnie młodzi pryskają, żeby sobie w Polsce, obiektywnie coraz ładniejszej, zasobniejszej, „nie zmarnować życia”.
Dlaczego Polacy wciąż uciekają do krajów zachodnich? Czy decydują o tym tylko zarobki? A może wabi nas „zapach Zachodu” utożsamiany z wyższą cywilizacją?
Książka jest zapisem wędrówek Katarzyny Turaj-Kalińskiej po Europie i poszukiwaniem odpowiedzi na te pytania.