Wiersze światowe - Drużbacka Elżbieta - ebook

Wiersze światowe ebook

Drużbacka Elżbieta

0,0
20,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Wiersze światowe to cykl wierszy zawartych w I tomiku Poezyj Elżbiety Drużbackiej wydanych w 1837 roku.

Elżbieta Drużbacka była barokową poetką. Początkowo jej utwory krążyły wśród czytelników w formie odpisów. W 1752 roku bracia Załuscy, twórcy Biblioteki Załuskich, wydali tom o nazwie Zbiór rymów duchownych, panegirycznych, moralnych i światowych…, który zawierał trzy, obecnie najbardziej znane, utwory poetki, powieść Fabuła o książęciu Adolfie oraz kilka innych drobnych dzieł. Były to jedyne wydania utworów Drużbackiej za jej życia. Jej poezja była naturalna, prosta i wolna od popularnych w baroku makaronizmów.

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

Elżbieta Drużbacka
Wiersze światowe
Epoka: Barok Rodzaj: Liryka Gatunek: Wiersz

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 41

Rok wydania: 2022

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Elżbieta Drużbacka

Wiersze światowe

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN-978-83-288-3202-2

Wiersze światowe

Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!

Pochwała lasów i miłego w nich na osobności życia w stanie pasterskim, od pewnej pasterki1

Zważywszy życia ludzkiego obroty 
Uchodzę w lasy i wesołe knieje, 
Mając w nich więcej gustu i ochoty. 
Niech kto chce z mojej dzikości się śmieje, 
Nie dbam nic na to; wolę z swej prostoty 
Las aniżeli świat pełen niecnoty. 
Nie umiem bajek prawie2 szeptać w ucho, 
Łaciny nie znam, ni terminów prawnych, 
Wody sprowadzić, tam gdzie było sucho, 
O Cyceronach nie słyszałam sławnych; 
Więc kto tych czasów w tej nie ćwiczon szkole 
Niech pasie bydło albo kopie role. 
Lasy kochane, zielone chłodniki 
Drzewa przyjemny szum dające z siebie, 
Trawy, pagórki, biegące strumyki, 
Przy was niech mieszkam choć o suchym chlebie; 
Zdrowszy mi napój z waszych źródeł żywych 
Niż drogie trunki, gdy z rąk nieżyczliwych. 
Jak ranna zorza swój rumieniec śliczny 
Pokaże, rosa perłowe kropelki 
Pozbiera, jużci pasterz okoliczny 
Nie zaśpi, a ptak wyśpiewuje wszelki; 
Ci trzody owiec żeną3 między wrzosy, 
Te, mokre skrzydła otrzepują z rosy. 
Wnet różnych głosów stroją instrumenta 
Po drzewach skacząc wysoko, to nisko; 
Krzykną roślejsze i drobne ptaszęta, 
Bezpieczne, chociaż słuchamy ich blisko. 
Za nic koncerty i włoskich nut sztuki, 
Ich milsze głosy bez mistrza nauki. 
Odpocznie ptastwo, aż zaczną pasterze 
Smutne wywodzić dumy na fujarze, 
Inni zaś skoczne mazury na lerze4, 
Tańcując z nami każdy w swojej parze: 
My wdzięczne pieśni śpiewamy koleją 
Lasy słuchają, a gaje się śmieją. 
Nie wiem co tęsknić5, pasąc owiec trzodę, 
Z pilnością strzedz6 ich potrzeba od wilka. 
Przebrnąwszy potok, oczyma powiodę, 
Aż pastereczek bieży7 ku mnie kilka; 
Z temi się witam, chwytając za szyje, 
Wnet jedna drugą szczesze8, splecie, zmyje. 
Usiędziem sobie pod jaworem ciemnym 
Nad czystem źródłem pryskającej wody: 
Ze skał fontanny natura, foremnym 
Kunsztem, zrobiła pasterzom ochłody; 
Nic nam słoneczny upał nie dokuczy 
Jawor zaszumi, a strumyk zamruczy. 
Zaczniemy mówić o naszych zabawach9, 
Na czem dzień cały przeminie godziną10: 
O pięknem kwieciu, w jakich rosną trawach; 
Ta powie; jest tu miejsce nad doliną, 
Na którem kwiaty w rozliczne kolory 
Kwitną posiane od Bogini Flory. 
Więc wszystkie w zawód bieżąc, jedna drugą 
Popchnie w bok, by się wyprzedzić nie dała; 
Ta w miękką trawę upadnie jak długą, 
Ta już tym czasem kwiatków nazbierała. 
Z tych wieńce wijąc głowy sobie strojem11, 
O brylantowe korony nie stojem12. 
Szczera wesołość, śmiech, żarty niewinne, 
Nikogo zgorszyć, owszem, cieszyć mogą; 
Prostoty naszej niech się uczą inne, 
Przystojnych zabaw z nami idą drogą. 
To co ma która, wybiera z koszyka, 
Jemy ser z chlebem i masło z jaszczyka13. 
Po tem bankiecie chcący trunku zażyć, 
Spieszno biegniemy do naszej piwnicy, 
Którą nad winne więcej trzeba ważyć, 
Czystej jak kryształ pod skałą krynicy: 
Z tej co dzień dzbanem pijąc nie ubywa, 
W pełni zostaje, nikt jej nie doliwa. 
Gdy już z południa słońce nie zbyt grzeje, 
Wychodzim z gęstych lasów na krzewiny; 
Tam gdzie chłód miły od pagórków wieje 
Igramy14 w babkę pomiędzy jedliny, 
Patrząc przez niskie krzaczki i jałowce, 
Czy dobrze nasze napasły się owce. 
Samym wieczorem zbliżając ku domu15, 
Zganiamy trzody społem do gromady; 
Poznają owce, co należy komu, 
Bierzemy swoje bez swaru16, bez zwady: 
Żadna nie zbłądzi do cudzej owczarnie17, 
Każda do swego sałaszu18 się garnie. 
My zaś pasterki do chaty chróścianej19
Nad pałac cichszej spieszym na spoczynek; 
Mleka siadłego20 na misce glinianej 
Podjadszy21, nie śląc po mięso na rynek; 
Nie psują takie potrawy żołądka, 
Dłużej my niż pan żyjem, niebożątka.