Więzy - Sara Cate - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Więzy ebook i audiobook

Sara Cate

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

118 osób interesuje się tą książką

Opis

Drake i Hunter pracują razem i są najlepszymi przyjaciółmi. Właśnie wyjeżdżają służbowo, jednak zamierzają połączyć obowiązki z krótkimi wakacjami. Wraz z nimi w podróż wybiera się Isabel, żona Huntera.

Drake jest wyzwolonym facetem. Spotyka się z wieloma kobietami i nie planuje związać się z żadną z nich. Ale nawet takiego mężczyznę jak Drake’a szokuje prośba przyjaciela. Hunter chce, aby kumpel przespał się z jego żoną, kiedy on będzie na to patrzył. 

Kiedy wszyscy troje wejdą w ten układ, nie będzie już odwrotu. Jednak Hunter nie ma pojęcia, jak wiele Drake jest w stanie dla niego zrobić i co nim kieruje. 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                            Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 443

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 50 min

Lektor: Agnieszka Baranowska
Oceny
4,5 (1059 ocen)
681
236
103
27
12
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Enti-91

Nie oderwiesz się od lektury

Powiem tylko tyle czytajcie lecz miejcie otwarte umysły … książka moim zdaniem jest powalająca
Beata123123123

Nie oderwiesz się od lektury

Książka mega.. to fakt trzeba być otwartym, ale to chyba najlepsza z części. Zresztą cała seria jest wciągająca.
150
zolga2808

Nie oderwiesz się od lektury

Tą książką autorka rozwaliła system. Uwielbiam tą serię i sposób w jaki Sara Cate pisze ale ta ksiazka bije pozostałe dwie. Nie jest to książka dla każdego ale jeżeli masz szerokie horyzonty napewno nie pozalujesz😉
martapompa83

Nie oderwiesz się od lektury

Książka super dla osób otwartych umysłów.
100
sylwiaswiat

Nie oderwiesz się od lektury

najlepsze z części
70

Popularność




Tytuł oryginału

Give Me More

Copyright © 2022 by Sara Cate

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne

Oświęcim 2023

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Angelika Oleszczuk

Korekta:

Katarzyna Chybińska

Edyta Giersz

Barbara Hauzińska

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-887-9

Prolog

Hunter

Siedem lat temu

– Scena wyglądała tak: złapałem ją za włosy i owinąłem je sobie wokół nadgarstka, było zajebiście, a wtedy spojrzałem jej prosto w oczy i powiedziałem: „Possij mi fiuta jak grzeczna dziewczynka”. Następną rzeczą, jaką zobaczyłem, była jej pięść mknąca w kierunku mojej twarzy.

Otwieram szeroko oczy z zaskoczenia, prawie dławiąc się whiskey, którą właśnie popijam. Powiedzieć, że nie spodziewałem się, że takie słowa padną z ust mojego przyjaciela i współpracownika, byłoby niedopowiedzeniem roku.

– O kurwa! – rzucam w odpowiedzi na opowieść Emersona, odstawiając szklankę na stół.

Obok mnie Isabel przygryza wargę, usiłując powstrzymać wybuch śmiechu. Przyprowadziłem ją na nasze czwartkowe spotkanie w stylu „ponarzekajmy na robotę” dopiero po raz trzeci i nie potrafię stwierdzić, co czuje, słysząc wulgarne rozmowy moich przyjaciół.

Nie jest wystarczająco dorosła, żeby tu z nami siedzieć. Chociaż spotykamy się od blisko trzech lat, nie zabieram jej za często na wyjścia z moją ekipą z pracy. Isabel jest zbyt… niewinna w porównaniu z naszym gronem.

Oczywiście towarzyszy nam także Drake. Choć on tak naprawdę zawsze kręci się nieopodal.

W tym momencie gra w rzutki z grupą dziewczyn, które prawdopodobnie świętują urodziny jednej z nich.

Wsuwam rękę pod stół i ujmuję dłoń Isabel, uśmiechając się do niej, a wtedy ona lekko się rumieni.

Śmieje się cicho z Emersona, który traktuje lodowatą szklankę piwa niczym zimny okład na potężny siniec, jaki pojawia się wokół jego oka.

– Chyba jednak jej się nie podobało – stwierdza Maggie, przyglądając się Emersonowi z figlarnym uśmiechem.

– Serio? – Przyjaciel krzywi się z bólu. – Rozumiecie… Myślałem, że świetnie się dogadujemy. Wydawało się, że lubi dobrą zabawę i jest chętna, ale chyba się pomyliłem. Najwyraźniej nie spodobała jej się ta odrobina męskiej dominacji w łóżku.

Zawsze nieco zaskakuje mnie, jak otwarcie moi przyjaciele rozmawiają o seksie. Nie żebym był jakoś szczególnie pruderyjny, lecz zostałem wychowany przez dość konserwatywnego ojca broniącego sprawiedliwości we wszystkich wygodnych dla niego sprawach, ale nigdy nie w tych, z którymi się nie zgadzał. Kiepsko wychodziło mu też utrzymywanie dachu nad naszą głową, co oznacza mniej więcej tyle, że byłem świadkiem, jak i autorem różnych akcji spod ciemnej gwiazdy, byle utrzymać się przy życiu.

Jednak teraz? Mam stabilną pracę, firma awansowała mnie dwukrotnie w ciągu ostatnich sześciu miesięcy i chodzę z dziewczyną, z którą planuję się pewnego dnia ożenić, jeśli tylko uda mi się utrzymać w ryzach.

Więc gdy nasze czwartkowe happy hours nabierają trochę pikanterii, zaczynam czuć się nieswojo. Isabel nie jest taka jak ja czy Drake. Pochodzi z tej lepszej części miasta, gdzie domy otaczają równe, białe płoty, a na podwórkach biegają wyłącznie rasowe psy. I nie mam zamiaru tego zmieniać. Po prostu robię się nerwowy, kiedy opowieści mojej paczki stają się nieco bardziej wulgarne.

Jeżeli przyjaciele nie gadają o seksie, to narzekają na firmę z branży rozrywkowej, w której pracujemy. W sumie to dobrze, bo ja również jej nienawidzę, choć nie mogę stracić tej roboty. Mimo że każde z nas jest świadome, że firma prędzej czy później upadnie, nie chcę tego. Skoro zamierzam oświadczyć się Isabel po tym, jak skończy dwadzieścia jeden lat, muszę mieć odłożoną odpowiednią kwotę, by wpłacić zaliczkę na dom i kupić jej pierścionek, na który zasługuje.

Pozostali mogą nienawidzić firmy i marzyć o szybkiej zmianie ścieżki kariery, lecz chyba nie zdają sobie sprawy, do jakiego stopnia na niej polegam, gdy chodzi o zabezpieczenie reszty mojego życia.

Moją uwagę przykuwa chór chichotów na drugim końcu knajpy, więc spoglądam w tamtą stronę. Dostrzegam Drake’a, który właśnie wypija shota z pępka solenizantki. Nie wiem dlaczego, ale łapię się na tym, że zaczynam zgrzytać zębami. Właściwie, czy ten widok mnie zaskakuje? Drake zachowuje się tak, odkąd mieliśmy po naście lat.

Zastanawiam się, jak długo będę jedyną osobą w naszym gronie, która jest w stałym związku. Emerson i Garrett czerpią pełnymi garściami z organizowanych przez firmę imprez oraz eventów, a także regularnie udaje im się zaliczyć. Niemniej po jakimś czasie coś w tym układzie musi ulec zmianie, prawda?

Błądzę myślami gdzieś daleko, kiedy moją uwagę przykuwają słowa Garretta.

– Przecież to jakiś absurd, że nie można się z kimś spasować według tego, co kto lubi w sypialni.

Isabel przyłącza się do pozostałych, śmiejąc z jego idiotycznych pomysłów. Ściskam jej rękę pod stołem. Chcę ją zapytać, czy dobrze się czuje, czy nie chce wyjść, jednak wydaje się, że wszystko jest w porządku. Nawet jeśli ma dopiero dwadzieścia lat i jest niedoświadczona, cechuje ją pewna zmysłowa ciekawość, którą ubóstwiam. Uwielbia seks, ale staram się nie dodawać jakichś udziwnień, bo jest jeszcze bardzo młoda.

– Mówię, kurwa, poważnie – kontynuuje Garrett. – Pomyślcie, jakby było miło, gdybyście mogli umówić się z kimś, kto lubi świntuszyć w ten sam sposób co wy. Nie musielibyście ukrywać tego, co was najbardziej kręci, ani się tego wstydzić.

– Chyba cię popierdoliło, Garrett – prycham żartobliwie i nagle uścisk na mojej dłoni staje się mocniejszy. Spoglądam w stronę Isabel, a ona marszczy brwi, jakbym powiedział coś niewłaściwego.

– Wcale nie – broni się Garrett. – Kto z nas nie ma jakichś odjechanych łóżkowych fantazji, które zawsze chciał zrealizować, ale wstydził się o nich mówić? W sensie, jak widać, Emerson nie bał się wyrazić ich na głos.

Przyjaciel znów wzdycha, marszcząc brwi, gdy słyszy ten żartobliwy docinek.

Garrett dalej zachwala swój pomysł, tak jakby ten naprawdę miał szansę wypalić. Ale ponieważ Isabel zmarszczyła brwi, kiedy naśmiewałem się z niego przed chwilą, teraz trzymam gębę na kłódkę.

– Spośród tych wszystkich waszych popapranych fantazji, którą najbardziej chcielibyście zrealizować? – pyta. – Jestem pewny, że któraś chodzi wam po głowie. Czekam na pomysły.

– Ty pierwszy – odpowiada Maggie z figlarnym uśmieszkiem.

Maggie to jedyna kobieta w naszej paczce, lecz jej zachowanie zupełnie nie zdradza, że na co dzień trzyma w ryzach trzech napalonych facetów. Jest zadziwiająco nieśmiała i powściągliwa, co wyjaśnia, dlaczego odbija piłeczkę.

– Dobrze – odpiera Garrett.

Podczas gdy on ujawnia swoje – trochę zaskakujące – fantazje łóżkowe, moja uwaga krąży pomiędzy rozmową prowadzoną przy stole a Drakiem. Ten stoi tak blisko laski z białą szarfą z napisem „Solenizantka” oraz tiarą na głowie, że można odnieść wrażenie, że ich usta zaraz się spotkają. Żołądek mi się skręca, kiedy obserwuję, jak dziewczyna wodzi dłońmi po jego klatce piersiowej, a następnie sięga do szyi. Mocniej zaciskam palce na szklance z whiskey.

Akurat w momencie, gdy ich usta mają się zderzyć, przy stole rozbrzmiewa cichy głos.

– Chciałabym znaleźć się w trójkącie.

– Tak! – wykrzykuje Garrett, patrząc na moją słodką, niewinną dziewczynę, która właśnie poinformowała wszystkich moich przyjaciół, że jej niespełnioną fantazją jest trójkącik.

– Widzisz!

– Isabel! – Z moich ust wyrywa się zduszony okrzyk.

– Co? – pyta, wzruszając ramionami. – Garrett ma rację. To normalne, że chcę spróbować zakazanych rzeczy. Wcale nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia.

– No i bardzo dobrze – odpowiada Maggie.

Zauważam, że na piegowate policzki Isabel wkrada się lekki rumieniec, a ona sama uśmiecha się niepewnie.

– Nie mogę uwierzyć, że właśnie to powiedziałaś… – Gapię się na nią, na wpół rozbawiony, na wpół przerażony.

– Chwileczkę. Trójkącik z drugą dziewczyną czy z facetem? – przerywa mi Garrett, drążąc temat.

Pocieram skroń, walcząc z przemożną chęcią wyciągnięcia stąd Isabel, żeby moi napaleni przyjaciele nie mogli jej dalej deprawować. Ona jednak tylko wykrzywia usta, zastanawiając się nad odpowiedzią na zadane pytanie.

– Eee… Myślę, że oba scenariusze wchodzą w grę.

– Nieźle – stwierdza Garrett.

Spoglądam na nią, absolutnie zaskoczony. Chodzę z tą dziewczyną trzy lata. Od trzech lat jestem w niej zakochany, od dwóch uprawiamy seks i nigdy nie słyszałem słowa o tym, że ma ochotę na trójkącik.

– W porządku. Hunter, twoja kolej – odzywa się Garrett.

Natychmiast kręcę głową.

– Nic nie chodzi mi po głowie.

– Daj spokój. Ja opowiedziałam o swojej fantazji – zachęca Isabel.

Wzruszam ramionami.

– Naprawdę żadnej nie mam.

Na twarzach wszystkich siedzących przy stoliku maluje się rozczarowanie, ale po chwili kontynuujemy rozmowę. Chciałbym móc wyznać im własne najskrytsze pragnienia, lecz nigdy nie dopuszczam do siebie tych myśli. Gdy zerkam ponownie w stronę rogu knajpy, dostrzegam, że Drake obściskuje się pod ścianą z solenizantką. Znów zgrzytam zębami.

Mogą sobie do woli dowcipkować o zakazanych fetyszach, jednak żadne z nich nigdy nie będzie wiedziało, jak bardzo męczące jest trzymanie tego w tajemnicy, bo moja fantazja nigdy, ale to nigdy, nie wyjdzie na jaw. Nie pozwolę na to.

***

Następnego ranka spełnia się życzenie moich przyjaciół, ponieważ zatrudniająca nas firma ogłasza upadłość. Nieubłaganie narasta we mnie panika. Jestem w trakcie przeglądania ofert pracy w internecie, kiedy dzwoni Emerson.

Gdy po raz pierwszy opowiada mi o nowym pomyśle na biznes, czyli o stworzeniu aplikacji randkowej opartej na fantazjach i seksie, uznaję, że to totalne szaleństwo, które nie ma prawa się udać. Prawie mu odmawiam. Słowa same cisną mi się na usta. Mam zbyt wiele do stracenia – przyszłość z kobietą, którą kocham – i z pewnością byłoby lepiej, gdybym wybrał pracę w korporacji oferującą różne benefity. Niemniej kiedy patrzę na Isabel, śpiącą obok mnie w łóżku, myślę o tym, co powiedziała wczoraj wieczorem. Z jaką słodyczą opowiadała o pragnieniu odegrania trójkąta. I wówczas uświadamiam sobie, że wolałbym prowadzić szalone życie z tą dziewczyną w mieszkaniu niż nudne, mieszkając w domu. Jeśli ona może żyć otwarcie w ten sposób, to ja również.

Wbrew początkowemu sceptycyzmowi zgadzam się znaleźć deweloperów dla aplikacji Emersona i zarządzać nimi. Obiecuję sobie, że poświęcę na to rok.

Prawdę powiedziawszy, nie spodziewałem się, że firma przetrwa nawet tyle, ale myliłem się. Salacious Players’ Club utrzymał się znacznie dłużej i stał czymś o wiele poważniejszym niż tylko aplikacją.

Zasada 1Jeśli nie chcesz być piątym kołem u wozu, postaw na trójkącik

Drake

Jestem pieprzonym łajdakiem. Pewnie to staromodne określenie, ale dziwnie mi się podoba, w przeciwieństwie do jego współczesnych odpowiedników. Playboy. Męska dziwka. Chłopak do dymania.

Mam pełne ręce roboty. Nie jestem entuzjastą związków i nienawidzę samego pojęcia „zobowiązanie”. Wielokrotnie zdradzałem wszystkie osoby, z którymi kiedykolwiek byłem przez dłuższy czas. Pierwszą z nich była moja dziewczyna jeszcze z czasów licealnych. Nawet nie pamiętam, jak miała na imię, a w jej przypadku nie dość, że dopuściłem się zdrady, to jeszcze zdradziłem ją z jej najlepszą przyjaciółką… zaledwie kilka godzin po odebraniu jej dziewictwa.

A nie mówiłem? Jednak łajdak.

Nie żebym był z tego szczególnie dumny. Nie uważam, że to czyni mnie dobrym facetem, ani nie jestem typem palanta, który by się tym chwalił, ale tak już mam. Lubię się pieprzyć i chociaż szanuję każdą osobę, z którą sypiam, moim priorytetem nie jest dowiedzenie się o niej wszystkiego. Możemy się razem dobrze bawić, potem rozstać i nikomu nie dzieje się krzywda.

Dlatego nie dziwi fakt, że kiedy najlepszy przyjaciel zaproponował mi pracę na stanowisku szefa ekipy budowalnej odpowiadającej za renowację jego nowego seksklubu, odpowiedziałem: „Biorę to, kurwa, w ciemno”. I tak położyłem podwaliny pod własny raj. W końcu, będąc w szczytowym okresie życia, powinienem móc przeżyć swoje dni dokładnie w ten sposób. W Salacious nie muszę się martwić, że trafię na partnerów do łóżka, którzy będą marzyć o wspólnym jutrze oraz trzymaniu się za ręce na starość. Mogę pieprzyć się tak często, jak mam ochotę. I to z kimkolwiek chcę: z dziewczynami albo facetami. Mogę być tak pokręcony, jak mi się podoba.

A to z kolei prowadzi mnie do miejsca, w którym znajduję się teraz. Podczas gdy jedna zmysłowa para ust otacza mojego kutasa, drobna brunetka ujeżdża moją twarz. Kiedy jej łechtaczka ociera się o mój język, laska wydaje z siebie dźwięki, jakby opętał ją sam szatan. Dwie sekundy dzielą mnie od wyrwania fiuta z ust jej przyjaciółki i wepchnięcia go jej do gardła, byle ją wreszcie uciszyć.

Zamierzałem pozwolić dojść tej drugiej na mojej twarzy, jednak wymyka się spod kontroli, więc zrzucam ją z siebie, po czym odciągam wargi jej przyjaciółki od swojego kutasa, aby zamienić jedne usta na drugie. Nie jest to pierwsza przejażdżka tych dziewczyn… Tyle z całą pewnością mogę powiedzieć.

Czasami, gdy ludzie pierwszy raz biorą udział w trójkącie, widać, jak niepewnie przechodzą przez kolejne etapy, nie bardzo wiedząc, co zrobić, kiedy zmieniamy pozycje, lub gdzie najbardziej chciałyby się znaleźć ich części ciała, niemniej te laski są zaprawione w bojach. Poznaję to po tym, jak ta cicha zaczyna lizać tę drugą, zupełnie jakby brała udział w konkursie na najszybsze zjedzenie ciasta.

Jak dokładnie tu trafiłem?

Technicznie rzecz ujmując, przyjechałem do tego wynajętego mieszkania w Phoenix z Hunterem i Isabel wczoraj po południu.

Ale mówiąc ściślej, wylądowałem w tym pełnym cipek raju po tym, jak moi wspomniani najlepsi przyjaciele postanowili mnie porzucić i poszli wieczorem świętować swoją rocznicę na mieście. Zostawili mnie, żebym upolował sobie jakąś ozdóbkę do łóżka w tutejszym nocnym klubie. Jak widać, gładko poszło.

Tak naprawdę… nie chodzi o to, że miałem ochotę razem z nimi świętować ich rocznicę. I nawet nie mówię tu o rocznicy ślubu, tylko o dziesiątej rocznicy chodzenia ze sobą. Kto w ogóle obchodzi coś takiego po powiedzeniu sobie sakramentalnego „tak”?

Nie wiem, dlaczego wydaję się taki zgorzkniały, bo daleko mi do tego. Za chwilę spuszczę się w gardło dwudziestodwulatki. Czy mam prawo w ogóle narzekać?

Bycie piątym kołem u wozu z tą dwójką i tak robi się już oklepane. Zajmowałem tę chwalebną pozycję przez całą dekadę ich związku. Kurwa, przecież byłem z nimi w dniu, kiedy się poznali. Pamiętam totalnie zakochaną minę najlepszego kumpla, gdy zobaczył dźwigającą książki, delikatną, rudowłosą dziewczynę w okularach, która przechodziła przez ulicę.

Byłem też przy wszystkim, co wydarzyło się później. Kiedy Hunter starał się ogarnąć swoje życie. Dla niej znalazł pracę. Dla niej wspinał się po szczeblach kariery. Dla niej również stał się właścicielem klubu.

Może gdybym był typem faceta, który marzy o ustatkowaniu się z piękną kobietą, wyfrunąłbym nieco dalej z ich gniazda, ale ponieważ nim nie jestem, traktują mnie praktycznie tak, jakbym był trzydziestoczteroletnim owocem ich miłości, zapraszając na wspólne święta, urodziny czy, jak widać na załączonym obrazku, wakacje.

Nie chodzi o to, że wpycham się na siłę do ich życia, lecz są oni jedyną rodziną, jaką mam. Właściwie są wszystkim, co mam.

I z tą myślą – choć nie do końca wiem dlaczego – dochodzę, uderzając strumieniem nasienia prosto w gardło tej głośnej laski, a ona połyka każdą kropelkę jak grzeczna dziewczynka. Nie jestem pewien, czy któraś z nich także doszła, więc gdy opadam na materac, a mój kutas jest totalnie wyczerpany, pozwalam im nawzajem dokończyć.

Zanurzony w poorgazmowym haju, odpływam.

Niedługo później do moich uszu z oddali dociera dźwięk otwierania drzwi wejściowych. W niewielkim mieszkaniu rozlega się cicha rozmowa, jakiś ruch, aż w końcu słyszę, że w głębi korytarza zamykają się drzwi prowadzące do pokoju przyjaciół.

Ta myśl sprawia, że coś ciężkiego osiada w mojej piersi.

– Chyba jeszcze nie skończyłeś, prawda? – pyta cicha dziewczyna.

– Daj mi chwilę, złotko.

Wzdycham i kładę się płasko na plecach, gdy ta z kolczykiem w nosie – jej imię zaczyna się chyba na K – zaczyna obsypywać pocałunkami moje ciało. Gładzi fiuta, próbując postawić go na nogi.

Jak jej było? Kristy? Kelsey? Kyla?

Serio, kobieto. Minęło jakieś pięć minut. Czy takie określenie jak „okres refrakcji” coś ci mówi?

W oddali rozlega się wysoki jęk, co sprawia, że cały się spinam. Nasze pokoje dzieli jedynie ścianka działowa, a kiedy moment później słyszę okrzyk Isabel, staje się jasne, jak bardzo mizerna to konstrukcja.

– Oto i jest – rzuca dziewczyna, gdy mój kutas pęcznieje pod jej niecierpliwym dotykiem.

Druga laska leży obok nas, dochodząc do siebie po orgazmie.

– Wygląda na to, że ci obok się rozkręcają – oznajmia, zaspana, kiedy łóżko zaczyna powoli uderzać o ścianę w jednostajnym rytmie.

– Może powinniśmy zapytać, czy możemy do nich dołączyć. Zróbmy z tego jedną wielką imprezę – dodaje dziewczyna przy moim fiucie.

– Za dużo gadasz. – Odwracam ją i chwytam gumkę leżącą na szafce nocnej.

Obejmując twarde już przyrodzenie, wsłuchuję się w odgłosy ostrego rżnięcia, które wydają moi najlepsi przyjaciele, po czym wchodzę w klęczącą przede mną laskę. Krzyczy ochryple, więc łapię ją za włosy, ciągnę do góry, tak żeby jej ucho znalazło się przy moich ustach, a potem mruczę:

– Głośniej.

I mimo że spełnia polecenie, nie jest w stanie zagłuszyć odgłosów kobiety w pomieszczeniu obok. Tej, której nie powinienem słyszeć, o której nie powinienem myśleć, a już na pewno tej, przy której nie powinienem dochodzić.

Zasada 2Trochę rywalizacji jeszcze nikomu nie zaszkodziło

Isabel

Mój mąż wydaje się nieszczęśliwy. Właściwie nie – cofam to. Wydaje się szczęśliwy, bo kiedy zachodzi potrzeba, Hunter potrafi się uśmiechać i udawać przez wzgląd na mnie, że tryska szczęściem, za to ja doskonale odczytuję, co tak naprawdę się dzieje. Widzę na jego twarzy delikatny rys smutku i żalu.

– Na pewno smakuje ci stek? – pytam.

– Tak, kochanie. Jest wspaniały. – Sięga przez stół, ujmuje moje palce i gładzi knykcie.

Uśmiecham się do niego.

Nie jestem typem kobiety, która odda się całkowicie byciu dobrą żoną, przynajmniej według szeroko rozumianej definicji społecznej. Sama nawet nie wiem, co to znaczy. Kiedy byłam młodsza, zdecydowanie sprzeciwiałam się instytucji małżeństwa. Pomysł poświęcenia całego życia jednemu związkowi wydawał mi się irracjonalny i przerażający. Jak mogłabym obiecać jednemu człowiekowi, że do końca życia będę kochała wyłącznie jego? Jak w ogóle można złożyć taką przysięgę? Przecież nikt nie wie, co przyniesie przyszłość. Nikt nie wie, co nas czeka.

Ale wówczas poznałam Huntera Scotta.

Huntera łatwo kochać. Uwielbia mnie, dzięki niemu staję się pod każdym względem lepsza, dopinguje mnie, inspiruje i sprawia, że każdego dnia zakochuję się w nim jeszcze bardziej.

Dlatego chciałabym, żeby czuł to samo promieniujące szczęście, które on wywołuje we mnie, lecz po tym, jak kręci obrączką na palcu i przygryza wargę, wpatrując się w stojący obok kieliszek czerwonego wina, wnioskuję, że coś jest nie tak.

– Uważasz, że powinniśmy byli go zaprosić? – odzywam się.

Nasze spojrzenia się spotykają.

– Nie. To nasza rocznica. Z pewnością to rozumie. Poza tym jestem pewien, że zdążył sobie kogoś przygruchać i teraz swawoli w wynajętym mieszkaniu.

Przełykam niepokojące uczucie, które wywołuje we mnie ten obraz. Drake jest dorosłym mężczyzną, singlem, w dodatku oszałamiająco przystojnym. Może robić, co chce. Ale czy naprawdę zamierza na okrągło się pieprzyć podczas tej wycieczki? Na pewno nie pomaga fakt, że w trakcie naszej podróży służbowej, która jest jednocześnie miniwakacjami, odwiedzimy cztery różne sekskluby. Mam wrażenie, jakbyśmy zabrali nasze maleństwo do Disneylandu.

Obraz Drake’a w czapce z czarnymi uszami Myszki Miki oraz jego imieniem wyhaftowanym z tyłu sprawia, że zaczynam chichotać.

– Co cię tak bawi? – zwraca się do mnie Hunter.

– Och, nic. Po prostu zastanawiam się, dlaczego spośród wszystkich ludzi, którzy mogliby z nami jechać, zabraliśmy właśnie Drake’a. Istnieje spora szansa, że zgubi nam się gdzieś po drodze.

– Zawsze tak robi, kiedy jedziemy razem na wakacje – odpowiada ze śmiechem.

– Powinniśmy już pewnie wiedzieć, że nie należy z nim niczego wynajmować na spółę – odpieram żartobliwie.

– Pewnie tak. – Ściska moje palce.

– Wiesz… trzeba go było poprosić, by zjadł z nami kolację. W końcu był przy nas w dniu, w którym się poznaliśmy.

– Naprawdę? – dopytuje Hunter. – Pamiętam tylko ciebie.

Przewracam oczami, próbując ukryć rumieniec.

– Daj spokój.

– Nie. Isabel, to był najwspanialszy dzień w moim życiu. Jak się okazało, pierwszy z wielu. Zobaczyłem cię, gdy szłaś do biblioteki, niosąc ten stos książek, a okulary zaczęły ci się zsuwać z nosa. – Uśmiecha się, a ja razem z nim.

– Wyśmiewasz się ze mnie – odpowiadam.

– Nie, absolutnie nie. Pamiętam dokładnie, co przeszło mi wtedy przez myśl.

– Czy było to coś w stylu: „Kto w dzisiejszych czasach chodzi do biblioteki?”.

– Nie. To było raczej… „Chciałbym mieć taką dziewczynę”.

Pochylam się, a nasze usta stykają się w połowie drogi.

– I jakoś udało ci się zdobyć właśnie tę dziewczynę.

Kiedy Hunter z powrotem opada na swoje miejsce, na jego twarzy pojawia się poważna mina.

– Bo się zmieniłem.

– Nie – zaprzeczam. – Bo bezwarunkowo cię kocham.

Poprawia mankiety koszuli, jakby nawykowo próbował zasłonić kryjące się pod materiałem tatuaże. Ciągną się przez całą długość ramienia, od nadgarstka do szyi. Mój mąż najwyraźniej myśli, że ze względu na wybory, jakich dokonał pomiędzy szesnastym a dwudziestym trzecim rokiem życia, nie zasługuje na miłość. Za to ja dostrzegam jego dojrzałą samoświadomość.

Kiedy go poznałam, byłam siedemnastoletnią dziewicą o sarnich oczach. On był dwudziestotrzyletnim, pokrytym tatuażami przestępcą, który robił to, co musiał, żeby przetrwać. Pochodziliśmy z dwóch przeciwnych stron miasta, z dwóch odmiennych światów, podążaliśmy dwiema różnymi ścieżkami. Ale te ścieżki się spotkały i stały jedną, więc chociaż nasze historie były zupełnie inne, przyszłość była wspólna.

Nagle Hunter pojawiał się wszędzie tam, gdzie ja. Obawiając się, że mnie przestraszy, miesiącami zbierał się na odwagę, by w ogóle ze mną porozmawiać. Dość szybko zorientował się, że co najmniej trzy dni w tygodniu może mnie spotkać w bibliotece publicznej. A kiedy w końcu do mnie podszedł, tak się denerwował, że widziałam, jak drży. Było to całkiem urocze.

Niemniej nigdy nie bałam się Huntera. Pomimo wszystkich tatuaży i reputacji tego mężczyzny w jego oczach zawsze widziałam dobroć. Prawda jest taka, że dostrzegłam go na długo przed tym, zanim on zauważył mnie.

Na ironię zakrawa fakt, że ciągle powtarzałam sobie, że nigdy nie uda mi się zdobyć takiego faceta jak on.

– Kocham cię – mruczę, po czym opieram łokcie na stole, a brodę układam w dłoniach jak zakochana po uszy nastolatka. W pewnym sensie chyba nadal nią jestem.

Jego piękny, lśniąco biały uśmiech sprawia, że w środku robi mi się gorąco.

Dlaczego musi być taki przystojny? Taki czarujący i zabawny? Nic, tylko patrzeć.

– Ja też cię kocham, Ruda.

Moje policzki oblewają się rumieńcem. Wiem też, że szyja i klatka piersiowa stają się bardziej czerwone niż włosy.

– Hunter… – zaczynam niskim szeptem, delikatnie pocierając stopą o jego nogę pod stołem.

Prostuje plecy i pochyla głowę, rzucając mi to przepełnione pożądaniem spojrzenie.

– Jedźmy już do domu – mówię.

– Proszę o rachunek – zwraca się do kelnera, a ja uśmiecham się tak szeroko, aż zaczynają mnie boleć policzki.

***

Oboje słyszymy jęki, jeszcze zanim otworzymy drzwi wejściowe. Wynajęliśmy niewielkie mieszkanie z dwiema sypialniami w centrum Phoenix, położone niedaleko klubu, który odwiedzimy jutro wieczorem. Była to najrozsądniejsza opcja, ponieważ jest nas troje. Zamiast za tę samą cenę wynajmować dwa pokoje hotelowe, wybraliśmy po prostu małe lokum.

Ale kiedy odkładam torebkę i słyszę coś, co brzmi jak kobieta przeżywająca niezwykle intensywny orgazm, zaczynam zastanawiać się, czy dobrze zrobiliśmy, wychodząc z takiego założenia.

– Odwołaj nasze pozostałe rezerwacje – rzucam żartem.

– Jezu… przepraszam.

Śmieję się.

– Hunter… przestań przepraszać. Jesteś właścicielem seksklubu. Czy naprawdę sądzisz, że jeszcze mnie to rusza?

Przypiera mnie do blatu, więżąc pomiędzy swoimi ramionami opartymi po obu stronach mojego ciała, tak że nie mogę się ruszyć.

– Jesteś pewna, że to cię nie rusza? Choćby odrobinę? – Jego usta delikatnie dotykają skóry tuż pod moim uchem.

Cała drżę w reakcji na tę pieszczotę. Hunter doskonale zna wszystkie moje najwrażliwsze miejsca.

– No dobra… może trochę… dosłownie odrobinę.

Oplata rękami moją talię i przyciąga mnie bliżej. Przyciskając wargi do ucha, mruczy mrocznie:

– A może zrobimy im małą konkurencję?

– Och, kochanie. Wiesz, że jestem lepsza niż ona.

W tym momencie z sąsiedniego pokoju dobiega kolejny kobiecy głos, a Hunter się ode mnie odsuwa. Spoglądamy na siebie szeroko otwartymi oczami.

– Niż one… – poprawiam się.

W jednej chwili mąż przerzuca mnie sobie przez ramię i niesie, piszczącą, do naszej sypialni. Gdy zatrzaskuje za nami drzwi, jęki płynące z pomieszczenia obok stają się nagle głośniejsze.

Chyba dzielą wspólną ścianę… Cudownie.

Aby odwrócić moją uwagę, Hunter upuszcza mnie na łóżko, po czym przyciąga do krawędzi. Szybko owijam nogi wokół jego talii, a on zdejmuje marynarkę i zaczyna rozpinać koszulę, podczas gdy ja pożeram go wzrokiem.

Oblizując wargi, delektuję się widokiem mojego męża, który zsuwa z ramion biały materiał, odsłaniając czarne, białe oraz czerwone wzory pokrywające jego skórę niczym drugi garnitur. Po chwili Hunter mocnym szarpnięciem podciąga mi sukienkę do pasa i zrywa ze mnie majtki.

Mrucząc, osuwa się na kolana, następnie muska ustami wewnętrzną stronę ud. Wiję się w oczekiwaniu na więcej, a kiedy dociera do złączenia ud i okrężnymi ruchami języka intensywnie liże wrażliwe ciało, z mojego gardła wyrywa się głośny jęk.

– No dalej, Ruda. Stać cię na więcej.

W tym momencie zanurza we mnie dwa palce, co sprawia, że wyginam plecy w łuk z gardłowym okrzykiem. Jego usta są bezlitosne, a palce brutalne, gdy zasysa i szczypie łechtaczkę.

Zaciskam mocno pięści na kołdrze, a moje pięty opadają na podłogę, podczas gdy Hunter trzyma mocno moje uda przy swojej twarzy. Nawet nie nabiera powietrza, dopóki nie zacznę krzyczeć.

Dochodzę gwałtownie, ale zanim otrząsnę się z orgazmu, on odwraca mnie, tak że teraz klęczę, po czym ustawia się na łóżku za mną.

Przytrzymuję się wezgłowia, przygotowując na przyjęcie go, i po chwili czuję, jak cały we mnie wchodzi.

Hunter jest szorstki w łóżku. To chyba druga rzecz, którą tak bardzo w nim lubię – zaraz po dobrym sercu. I prawdopodobnie to właśnie ta dwoistość jego osobowości sprawia, że seks jest wyśmienity. Na co dzień ten mężczyzna jest ciepły, miły i cichy, jednak w sypialni daje z siebie wszystko. Staje się dziki, szorstki, zachowuje niemal pierwotnie. Warczy, rozkazuje oraz dominuje w sposób, który pokazuje, że chce mnie i wyłącznie mnie. Że tylko mnie pragnie.

– Głośniej – warczy, a ja znowu krzyczę.

Łóżko uderza o ścianę i przysięgam, że w odpowiedzi słyszę coraz głośniejsze krzyki po drugiej stronie. Wtedy, z jakiegoś powodu, przed oczami staje mi obraz tego, co dzieje się w pokoju obok. Wyobrażam sobie Drake’a pieprzącego tamtą dziewczynę tak, jak Hunter posuwa mnie. Wyobrażam sobie pot perlący się na jego nagiej klatce piersiowej i mięśniach brzucha. Wyobrażam sobie jego włosy w kolorze brudnego blondu, które ledwie sięgają do ramion. Zastanawiam się, jak wygląda jego twarz, gdy szczytuje.

Kiedy dochodzę ponownie, moje ciało zalewają żar i rozkosz. Krzyczę, zaciskając mocno palce na drewnianym zagłówku.

Hunter wbija się we mnie jeszcze dwa razy, a potem jęczy, gdy sam osiąga spełnienie. Unoszę powieki i czuję, że ogarnia mnie fala wstydu, bo przed oczami ciągle mam obraz Drake’a. I przez sekundę odnoszę wrażenie, że ręce, które ściskają moje biodra, należą właśnie do niego.

Szybko sięgam do tyłu i chwytam dłoń Huntera. Odwracając się w jego stronę, otrząsam się z obrazów, które podsuwa mi wyobraźnia. Czuję ulgę, spoglądając na męża. Jedynego mężczyznę, o którym powinnam myśleć, kiedy dochodzę.

Więc… co to było, do jasnej cholery?

Zasada 3 Spotkania w kuchni bywają bardzo pouczające

Hunter

Dziesięć lat. Cała dekada.

Wydaje mi się, jakby to było wczoraj. Nadal czuję się jak ten handlarz prochami siedzący za kierownicą poobijanego SUV-a swojego ojca. Mam dwadzieścia trzy lata i po prostu próbuję przetrwać.

Już dziesięć lat noszę eleganckie garnitury, wożę się pięknymi samochodami i mieszkam we wspaniałym domu, który kupiłem i za który zapłaciłem, dla mojej cudownej żony.

Nie będę chrzanił na prawo i lewo, że na to nie zasługuję, bo wiem, że jest, kurwa, odwrotnie. Ciężko harowałem, by zamienić życie sprzedawcy MDMA1 na życie sprzedawcy BDSM. Nie straciłem kontaktu z rzeczywistością. Gdzieś w środku nadal jestem tym głupim dzieciakiem, który cieszy się, że nigdy nie trafił za kratki. Ale nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia. Sam dokonałem tego, co zrobiłoby ze mną więzienie: zresocjalizowałem się. Leżąca obok mnie kobieta okazała się moim wyrokiem.

Isabel oddycha cicho, a zmierzwione, bursztynowe włosy zasłaniają jej pół twarzy. Sięgam w dół, odgarniam kosmyki i całuję ją w czoło. Potem ostrożnie wstaję z łóżka, starając się jej nie obudzić.

Czerwona poświata starego budzika na szafce nocnej wskazuje godzinę trzecią dwadzieścia dwie. Życie w klubie zmieniło mnie w nocnego marka, który potrafi być na nogach całą noc i zasypia dopiero o świcie. Kiedy do moich uszu dociera dźwięk zamykanej szafki w kuchni, wiem, że nie tylko ja nie śpię.

– Jako budowlaniec godziny pracy masz naprawdę fatalne. – Mój głos niesie się przez pogrążoną w ciemności przestrzeń, a Drake, gdy mnie słyszy, gwałtownie uderza szklanką o blat.

– Chryste Panie, stary. Wystraszyłeś mnie na śmierć.

Nie jestem w stanie powstrzymać zachrypniętego śmiechu, sięgając po szklankę stojącą tuż za nim. Jego nagie ramię dotyka mojego.

– Przepraszam.

– Nie możesz spać? – pyta.

– Znasz mnie – odpowiadam leniwym pomrukiem. Napełniając szklankę wodą, patrzę na najlepszego kumpla obleczonego w światło maleńkiej żarówki nad kuchenką. Kiedy odstawiam naczynie na blat, unoszę kąciki ust. – Myślałem, że śpisz jak zabity. Wydawało mi się, że zaliczyłeś dzisiaj prawdziwy trening.

Z szerokim uśmiechem opiera się plecami o marmurowy blat, następnie kładzie na nim potężne dłonie i podciąga się, by na nim usiąść. Ma na sobie jedynie dżinsy, a jego bose stopy zwisają nad podłogą. Wygląda, jakby był dumny z całego hałasu, którego źródłem stał się dziś w nocy razem ze swoimi partnerkami.

Chociaż w zasadzie mam wrażenie, że wyłącznie dziewczyny hałasowały.

– Och, czyżbyś nas słyszał? – odpiera z zawadiackim uśmiechem.

– Daj spokój, Drake. Z całą pewnością Emerson i Maggie w klubie też was słyszeli. Na cud zakrawa fakt, że sąsiedzi nie wezwali policji. Brzmiało to co najmniej tak, jakbyś topił dzikie koty.

Tym razem to Drake zaczyna się trząść ze śmiechu, a jego klatka piersiowa unosi się i opada szybko z każdym oddechem.

Miło jest mieć pracę fizyczną, na przykład na budowie. W wieku trzydziestu czterech lat mój przyjaciel pozostaje w doskonałej formie, a nawet nie musi codziennie ćwiczyć. Ja natomiast musiałem urządzić sobie siłownię w piwnicy i częściowo tam zamieszkać, żeby utrzymać jako taką kondycję.

Praca na budowie to jego trening siłowy, a seks załatwia sprawę kardio.

– Te dziewczyny z Arizony są naprawdę zakręcone. – Śmieje się. – Byłem w klubie tylko godzinę, po czym już siedziałem między nimi w Uberze. Możemy zostać tu dłużej? – Szczerzy się jak dziecko.

– Iz i ja mamy jeszcze do odwiedzenia trzy kluby w trzech różnych stanach. Musimy je obejrzeć przed końcem przyszłego tygodnia. Ty możesz tutaj zostać, choć wiem, że należą one do tych, których nie chciałbyś przegapić.

– Tak, to faktycznie lepsza perspektywa. Poza tym dźwięki dochodzące z waszego pokoju wcale nie były cichsze niż nasze. – Unosi brew, patrząc na mnie.

– Czy ty właśnie przyznałeś się do podsłuchiwania odgłosów, jakie wydaje moja żona, kiedy się kochamy? – Posyłam mu gniewne spojrzenie.

– No jasne, jakby pierwszy raz się coś takiego zdarzyło. Pamiętasz, jak jedynym miejscem, w którym mogliście to robić, był tył SUV-a, a ja musiałem sterczeć na zewnątrz? Albo kiedy mieliśmy mieszkanie w mieście, a ja brałem nocne zmiany w pracy, żeby spróbować odespać wasze poranne sekskapady?

Śmieję się, po czym upijam łyk wody. Nagle słyszę ciche kroki zbliżające się od strony sypialni.

– Co wy, chłopaki, jeszcze robicie na nogach?

Z korytarza wyłania się Isabel w piżamie – króciutkich spodenkach i skąpym tank topie, przez który widać sterczące sutki. W tym momencie cała zazdrość o Drake’a wyparowuje mi z głowy. Zdarzało mu się wcześniej widywać Isabel w bieliźnie. Właściwie było to nieuniknione, ponieważ mieszkaliśmy razem przez te kilka krótkich lat, zanim zaczął budowę naszego nowego domu.

Ale kiedy moja żona pochyla się nad blatem, uśmiechając do nas, a jej cycki przylegają do siebie i praktycznie wylewają zza dekoltu, robię się nerwowy.

– Chyba miałeś fajny wieczór, prawda? – przekomarza się z Drakiem. – Czyżbym słyszała dwie dziewczyny?

– Dobrze słyszałaś – odpowiada dumnym głosem.

Uśmiecha się do niej, a jego wzrok ani na moment nie opuszcza jej twarzy. Mogę sobie jedynie wyobrazić, ile wysiłku wkłada w to, aby nie zerknąć na dekolt.

– I nie zamęczyły cię na amen? – pyta moja żona.

– Isabel… Myślisz, że nie dałbym sobie rady z dwiema dwudziestokilkulatkami?

– Robisz się coraz starszy. Nie możesz ciągle wyrywać tylko lasek z college’u – odpowiada, uśmiechając się ironicznie.

– Żartujesz. Dałbym radę nawet całemu college’owi.

Isabel zaczyna się śmiać.

– Nie mam co do tego wątpliwości, Drake.

Stoję, oparty o lodówkę, i obserwuję ich, a na moich ustach błąka się subtelny uśmieszek. Mógłbym patrzeć na tę dwójkę bez końca. Isabel i ja potrafimy wspólnie śmiać się oraz żartować, ale nasza relacja nigdy nie będzie tak radosna, jak ta pomiędzy nią a Drakiem.

I wcale nie jestem z tego powodu zazdrosny. Bo wiem, że nie ma między nimi nic więcej. Żartują jak brat z siostrą… albo przynajmniej jak najlepsi przyjaciele.

Ma to sens. W momencie, gdy Isabel stała się moją dziewczyną, Drake stał się jej przyjacielem. Zawsze się o nią troszczy, traktuje ją tak samo, jak ja bym to robił, i wciąga ją do naszego grona. Jakby od początku miała tam swoje miejsce.

Jednak nie zawsze tak będzie, podpowiada mi ta pesymistyczna, ponura część umysłu.

W głębi duszy doskonale zdaję sobie sprawę, że nasz zegar tyka i odmierza naszą młodość. Któregoś dnia Isabel zapragnie mieć dzieci lub Drake będzie chciał się ustatkować. I wówczas ta rodzina, którą mam teraz, ulegnie zmianie.

Chociaż marzę o tym, by założyć rodzinę z Isabel, i chciałbym, żeby Drake się ustatkował, to nienawidzę zmian. Gdyby nasza wspólna relacja pozostała taka, jaka jest obecnie, byłbym naprawdę szczęśliwy.

Wciąż się przekomarzają, śmiejąc i przerzucając sarkastycznymi zaczepkami, a przez cały ten czas wzrok Drake’a pozostaje przyklejony do twarzy mojej żony. Ani razu nie prześlizguje się po jej ciele, nie zatrzymuje się też zbyt długo na tych częściach, na które gapią się inni faceci. W końcu… Isabel jest instruktorką jogi. Spędza życie ubrana w lycrę. I jest pieprzonym arcydziełem. Kto by nie miał ochoty popatrzeć?

Ale Drake nigdy tego nie robi.

I jeśli dobrze się zastanowię, to nie mam pewności, czy potrafię właściwie odczytać wyraz jej twarzy. Isabel jest znacznie bardziej dyskretna niż Drake… czy mężczyźni w ogóle. Kiedy więc przenosi spojrzenie na jego klatkę piersiową albo przygryza wargę, uśmiechając się do niego, zaczynam się zastanawiać, co dzieje się w jej umyśle. Zapłaciłbym każde pieniądze, żeby się tego dowiedzieć. Nawet gdyby miało to oznaczać, że faktycznie na niego leci.

Z drugiej strony… nie wiem, czy mógłbym ją za to winić. Drake jest równie atrakcyjny jak Isabel. Jego wyrzeźbiony brzuch, złocista, muśnięta słońcem skóra, nieco ciemniejsze blond włosy sięgające do brody i piorunujący uśmiech sprawiają, że trudno się na niego nie gapić.

A ja jestem hetero.

Isabel ziewa, po czym prostuje się i sięga po moją dłoń.

– Wracajmy do łóżka. Przed nami pracowite jutro – oznajmia.

Tak naprawdę chodzi o dzisiaj. Spotykamy się z właścicielami seksklubu w mieście i jest on pierwszym z tych, które odwiedzimy podczas tej podróży, aby nawiązać współpracę, podzielić się pomysłami i omówić sieć partnerską. Nie jestem tu wyłącznie po to, żeby szukać ludzi dla Salacious, lecz także po to, by zorientować się w kwestii dalszego rozwoju. Emerson zastanawia się nad otwarciem drugiego klubu w innym miejscu, a wykupienie już istniejącego zdecydowanie ułatwiłoby sprawę.

– Chodź, Ruda – szepczę, ujmując Isabel pod ramię, i całuję ją w szyję.

Machamy Drake’owi na pożegnanie, ale zanim zniknę w korytarzu, rzucam ostatnie spojrzenie do tyłu i ze zdziwieniem dostrzegam, że uśmiech zupełnie zniknął z jego twarzy, gdy odprowadza nas wzrokiem wyrażającym czystą tęsknotę.

Kiedy Izzy i ja wskakujemy z powrotem do łóżka, pytam:

– Wszystko z nim w porządku?

Śmieje się.

– Ale pytasz na poważnie?

– Tak. Zauważyłem, że jakoś posmutniał.

– Pewnie jest po prostu zmęczony. Wyglądał całkiem normalnie, kiedy z nim rozmawiałam – odpiera, wtulając się w moją klatkę piersiową.

– Tak, ale to dlatego, że przy tobie zawsze się uśmiecha.

Podnosi głowę.

– A co to niby miało znaczyć?

– Nic – odpowiadam. – Tylko tyle, że wy dwoje zawsze się nawzajem rozśmieszacie. Ale kiedy nikt nie patrzył, sprawiał wrażenie lekko przygnębionego.

– To może porozmawiaj z nim jutro? – proponuje.

– Dobrze. – Składam pocałunek na jej ustach i mocniej przyciskam ją do swojego ciała.

Z jej sercem bijącym delikatnie przy mojej piersi zaczynam odpływać w sen. Czuję, jak jej miękkie włosy opadają na moje ramię, a spokojny oddech pieści moją skórę.

Uśmiecham się, spoglądając na nią z góry, i całuję ją w czubek głowy. Jakim cudem miałem takie kurewskie szczęście? Choć minęło dziesięć lat, wciąż nie mogę w to uwierzyć.

Chciałbym, żeby Drake znalazł kogoś takiego jak Isabel. Wiem, że nie wyobraziłem sobie jego smutnego wyrazu twarzy, i nie był to pierwszy raz, kiedy go dostrzegłem. Udaje, że sypianie z przypadkowymi ludźmi co noc to spełnienie jego marzeń, lecz jestem pewny, że gdyby mógł mieć to, co ja, byłby o wiele szczęśliwszy.

Zasada 4Przyjaciół trzymaj blisko, ale najlepszego kumpla męża jeszcze bliżej

Isabel

Może jestem nieco stronnicza, ale uważam, że Salacious Players’ Club to najlepszy seksklub na świecie. No dobrze… w sumie nie mam porównania. Właściwie żadnego. Prawdę powiedziawszy, moja stopa nigdy nie postała w innym tego typu przybytku.

Dziś wieczorem nastąpi pierwszy raz.

Dlatego też troszkę się denerwuję. Co innego wejść do seksklubu, którego właścicielem są mój mąż i jego kumpel, a co innego przekroczyć próg jakiegoś obcego klubu, gdzie nikogo nie znam.

Przynajmniej wchodzę tam z dwoma seksownymi facetami u boku. Nie powinnam być taka niespokojna.

Ale nagle przypomina mi się pierwszy raz, kiedy Hunter wspomniał o otwarciu seksklubu ze swoimi wspólnikami, i fakt, że uznałam to za absolutnie zwariowany pomysł. Nocny klub to jedno. Błagam, nawet klub ze striptizem to już byłoby przegięcie, a co dopiero najprawdziwszy seksklub. Chyba nigdy nie postrzegałam siebie jako żony właściciela takiego miejsca, lecz od momentu, w którym zakochałam się w Hunterze, wiedziałam, że czeka mnie wręcz szalona jazda.

Cicha, uwielbiająca jogę kujonka, której rodzice byli księgowymi, niespodziewanie dzięki mężowi stała się współwłaścicielką najbardziej odjechanego lokalu w Briar Point. Ale przecież i tak nigdy nie byłam przesadnie pruderyjna.

– Drżysz – szepcze mi do ucha Hunter, gdy przechodzimy przez drzwi wejściowe Fire Palace, jednego z klubów, które mamy odwiedzić, położonego w centrum Phoenix.

Wydaje się skromniejszy niż Salacious, prawie jak jakaś knajpa rodem z czasów prohibicji, do której prowadzą schody w dół, pod niebudzącym żadnych podejrzeń szyldem. Na zewnątrz jest tak cicho, że przez chwilę myślę, że trafiliśmy pod niewłaściwy adres, jednak po przejściu przez próg rozumiem już dlaczego.

Fire Palace daleko do głośnego lokalu tanecznego i znikąd nie dobiegają odgłosy związane z seksem. Nawet w naszym klubie, jeśli dobrze się wsłuchać, można usłyszeć w tle delikatne pomruki rozkoszy. Przecież właśnie to ma miejsce w prawie każdym pomieszczeniu w budynku. Drake dał radę jedynie tak wygłuszyć pomieszczenia. A już pominę fakt, że niektóre z nich specjalnie nie są dźwiękoszczelne.

Gdy podchodzimy do kontuaru hostessy, staje przed nami wspaniały blondyn o włosach dłuższych niż u Drake’a i błękitnych oczach skupionych dokładnie na naszym przyjacielu, więc uśmiecham się tylko, starając schować za plecami towarzyszących mi mężczyzn.

– Hunter Scott. Mam spotkać się z Mirabel Santos.

– A, tak, pan Scott. Faktycznie wspominała, że pan się pojawi. – Blondyn sięga pod blat i wyciąga klucz. Nie żadną kartę magnetyczną jak u nas, a najprawdziwszy klucz z przyczepionym czarnym breloczkiem, który przywodzi na myśl stare hotele. – W Fire Palace dysponujemy różnymi pokojami, by zapewnić maksymalną prywatność i bezpieczeństwo. Mirabel poinformowała mnie, żebym przekazał panu klucz do apartamentu dla VIP-ów, w którym dołączy do państwa za godzinę. Możecie korzystać z apartamentu… – jego wzrok wędruje między naszymi twarzami, a ja robię wielkie oczy, kiedy dociera do mnie, co zdaje się sugerować – …w dowolny sposób, dopóki nie będzie mogła do was dołączyć.

Drake tłumi śmiech.

– A nie macie tu jakiegoś baru, w którym mógłbym poczekać?

– Obawiam się, że nie serwujemy alkoholu, ale na piętrze jest koktajlbar, w którym będą mogli państwo ugasić pragnienie.

Czy my brzmimy równie sztywno w naszym klubie?

– A może moglibyśmy się po prostu rozejrzeć? Nie ma tu miejsca, gdzie ludzie mogą… się spotkać? – pyta Hunter.

– Spotkać? Zajęcia w grupach odbywają się w czwartki i soboty wieczorami od…

– Mniejsza z tym – przerywa mężczyźnie Hunter, przejmując od niego klucz. – Macie w pokojach wodę lub coś dla mojej żony, prawda?

Wydaje się spięty, więc delikatnie ściskam jego ramię, żeby go uspokoić. Jeszcze za wcześnie, żeby mógł stracić nad sobą panowanie, a Hunter ma naprawdę krótki loncik.

– Tak, proszę pana.

– I proszę przekazać pani Santos, że nie potrzebujemy godziny. Mamy obejrzeć pokaz shibari o dziesiątej, więc byłbym wdzięczny, gdyby nie kazała nam czekać na siebie w… pokoju.

Blondyn za kontuarem spogląda na niego niepewnie.

– Oczywiście, proszę pana.

– Chodźmy – mamrocze, ciągnąc mnie do drzwi.

– Chyba poczekam w koktajlbarze na piętrze – stwierdza Drake, ruszając w stronę schodów wychodzących na ulicę, a mnie ogarnia rozczarowanie, gdy widzę, że odchodzi zupełnie sam.

– Coś ty, Drake. Chyba nie chcesz przegapić pokazu?

– Mam iść z wami… do waszego pokoju igraszek?

– Przecież nie będziemy… Czy możesz po prostu pójść z nami? – warczy Hunter.

Drake ze śmiechem rusza za nami przez drzwi wiodące w głąb klubu. I tyle było ciszy. Gdy tylko wchodzimy do długiego, ciemnego korytarza, odgłosy uprawiania seksu dobiegające zza każdych drzwi mieszają się z głośnymi, dudniącymi basami towarzyszącymi muzyce. Naprawdę jestem pod wrażeniem, że nie słyszeliśmy tego wszystkiego przy wejściu.

Klimat tego klubu w niczym nie przypomina Salacious. Zamiast wchodzić do jednej dużej sali, musimy błądzić po labiryncie korytarzy z drzwiami po każdej stronie, oznaczonymi złotymi cyframi. Dopiero po kilku minutach znajdujemy nasze: pokój numer trzydzieści trzy.

Trzymając Huntera za rękę, stoję obok, pozwalając mu otworzyć drzwi, i spoglądam na Drake’a, gdy słyszę potężny ryk dochodzący z pomieszczenia po drugiej stronie holu. Drake i ja patrzymy sobie w oczy i oboje powstrzymujemy wybuch śmiechu, po czym pospiesznie wchodzimy do naszego pokoju.

Gdy drzwi się za nami zamykają, od razu robi się trochę ciszej. Trochę. Nadal dobiega nas głośna muzyka i nie wiem, czy to basy, czy uderzające w ścianę wezgłowia łóżek.

– Co za dziwne miejsce – mruczy Drake, rozglądając się dookoła.

Hunter ciągle zaciska szczęki, co, jak wiem, jest oznaką poirytowania. Najwyraźniej nie podoba mu się, że wprowadzili nas do pokoju jak jakichś więźniów, ale zdaję sobie sprawę, że to po prostu taktyka biznesowa. Formalnie stanowimy ich konkurencję. Okażą nam szacunek, dopiero gdy nieco nas upokorzą.

– Nie podoba mi się to – burczy Hunter.

– Och, nie jest przecież tak źle… – odpowiadam.

Pokój jest ładny, całkiem spory i pachnie w nim czystością, jaśminem oraz bawełną. Po prawej stronie stoi olbrzymie łóżko, wzdłuż ściany kanapa, a pod przeciwległą ścianą znajdują się minibar i niewielka komoda. Panuje tu półmrok, co nadaje pomieszczeniu zmysłowy klimat. Chyba właśnie to rekompensuje poczucie, że sam pokój wydaje się… nudny.

Podchodzę do szafki, otwieram drzwiczki i znajduję dokładnie to, czego się spodziewałam: liny, kajdanki, buteleczki z lubrykantami, hotelowe szampony i miseczkę z prezerwatywami. W szufladach są zafoliowane, nieotwarte zabawki – zatyczki i kulki analne, dilda. Śmieszy mnie fakt, że te przedmioty nie robią już na mnie wrażenia.

– Co za beznadzieja – mamrocze Hunter, przechadzając się po pomieszczeniu.

– Kochanie, wyluzuj – odpieram, podchodząc do niego, i przesuwam dłońmi po jego klatce piersiowej.

Drake opada na sofę za nami.

– Mamy godzinę – żartuję, próbując rozluźnić atmosferę. – Przecież to, że jest tu z nami Drake, wcale nie oznacza, że nie możemy odpowiednio wykorzystać tego pokoju.

– Nie krępujcie się – wtrąca Drake ze śmiechem.

Mój mąż przewraca oczami, lecz rozluźnia nieco ramiona, a jego ręce wędrują po moich plecach.

– Lepiej, żeby ta kobieta się pospieszyła. Nie mam zamiaru tkwić tu przez całą godzinę.

Kobieta nie każe na siebie czekać aż tyle i wkrótce rozlega się pukanie do drzwi. Hunter w pośpiechu podchodzi, po czym otwiera je szeroko. W progu ukazuje się piękna kobieta o dużych, zielonych oczach i gładkich, czarnych włosach, która uśmiecha się do nas grzecznie.

– Jestem Mirabel – wita nas, kłaniając się nieznacznie. – Mam nadzieję, że pokój przypadł wam do gustu.

– Nie prosiliśmy o pokój – oznajmia Hunter przez zaciśnięte zęby.

Gdy kobieta zagląda do środka, zauważa wielkiego mężczyznę rozwalonego na kanapie, na co unosi w zdziwieniu brwi.

– Szkoda. Nie wiedziałam, że będzie też trzecia osoba. Z chęcią pokazałabym mu salon dla singli.

– Macie tu salon dla singli? – Drake marudzi z poziomu kanapy.

– Powinnam chyba uciąć sobie pogawędkę z pracownikami w recepcji. Wybaczcie – oznajmia Mirabel, uśmiechając się słodko. Na pierwszy rzut oka wcale nie wygląda na właścicielkę seksklubu. Wydaje się taka miła i zwyczajna.

– Nie ma o czym mówić – odpowiada Hunter, a ja zauważam, jak delikatnie rozluźnia się, trzymając mnie pod ramię.

– W swoim mailu wspomniałeś o pokazie shibari. Nadal jesteście zainteresowani?

– Tak, oczywiście.

1 MDMA – metylenodioksymetamfetamina, ecstasy (przyp. tłum.).