Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną - Dorota Masłowska - ebook + audiobook + książka

Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną audiobook

Dorota Masłowska

3,9

Opis

Jubileuszowe wydanie najsłynniejszej powieści Doroty Masłowskiej!

Debiutancka powieść Doroty Masłowskiej uchodzi wciąż za wielką polską sensację literacką. Książka ta sprzedała się w ogromnym nakładzie i wzbudziła żywe zainteresowanie zagranicznych wydawców. Autorka w 2002 roku wstrząsnęła polskim życiem literackim bestsellerem, który napisała, przygotowując się do matury. Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną to chłodne spojrzenie na życie zdezorientowanej młodzieży z blokowiska, żyjącej od imprezy do imprezy, w świecie narkotyków, seksu i światopoglądowego nonsensu. Debiutancka powieść młodziutkiej autorki stała się z dnia na dzień zarówno literackim skandalem, jak i kultową książką pokolenia.

Powieść została wyróżniona paszportem "Polityki" i nagrodą publiczności Nike 2002.

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 20 min

Lektor: Grzegorz Przybył
Oceny
3,9 (284 oceny)
113
87
48
24
12
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ania_pod

Nie oderwiesz się od lektury

niesamowite jak z pomocą zgrabnego posługiwania się językiem można wejść dresiarzowi do głowy. Masłowska to mistrzyni!
20
katarzynakorczak10

Nie oderwiesz się od lektury

Interesujące, jak za pomocą języka można oddać co siedzi w głowie młodzieży z blokowiska z wczesnych lat 2000
00
Kasteliks

Nie oderwiesz się od lektury

Jazda bez trzymanki! Masłowska to już klasyk ;) Audiobook świetnie zrealizowany.
00
Evanesco

Nie oderwiesz się od lektury

otwiera oczy i nozdrza polecam
00
MojeMole

Całkiem niezła

Formalnie bardzo ciekawe zabiegi literackie, ale łatwo się zgubić w fabule. Wysoki rejestr splata się bardzo miękko z wulgarnością w narratorze/bohaterze powieści. Zdecydowanie perspektywa spoza przysłowiowej „mojej bańki”, ale warta uwagi. Fever dream poziom wyższy, bo w Polsce początku XXI wieku.
00

Popularność




Opie­ka re­dak­cyj­na: MO­NI­KA SZEW­CZYK
Ko­rek­ta: AGA­TA NO­CUŃ
Pro­jekt okład­ki: MA­CIEJ CHO­RĄŻY
Ilu­stra­cja na okład­ce: WIL­HELM SA­SNAL, [bez ty­tu­łu], olej na płót­nie, 160x160 cm, 2011
Co­py­ri­ght © by Do­ro­ta Ma­słow­ska 2022 by ar­ran­ge­ment with Agen­cja Li­te­rac­ka Syn­dy­kat Au­to­rów
For the Po­lish edi­tion Co­py­ri­ght © 2022, Noir sur Blanc, War­sza­wa
Wy­da­nie trze­cie w Noir sur Blanc
ISBN 978-83-7392-811-4
Ofi­cy­na Li­te­rac­ka Noir sur Blanc Sp. z o.o. ul. Fra­sca­ti 18, 00-483 War­sza­wa
Za­mó­wie­nia pro­si­my kie­ro­wać: – te­le­fo­nicz­nie: 800 42 10 40 (li­nia bez­płat­na) – e-ma­ilem: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl – ksi­ęgar­nia in­ter­ne­to­wa: www.noir.pl
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

Naj­pierw ona mi po­wie­dzia­ła, że ma dwie wia­do­mo­ści: do­brą i złą. Prze­chy­la­jąc się przez bar. To któ­rą chcę naj­pierw. Ja mó­wię, że do­brą. To ona mi po­wie­dzia­ła, że w mie­ście jest po­dob­no woj­na pol­sko-ru­ska pod fla­gą bia­ło-czer­wo­ną. Ja mó­wię, że skąd wie, a ona, że sły­sza­ła. To mó­wię, że wte­dy złą. To ona wy­jęła szmin­kę i mi po­wie­dzia­ła, że Mag­da mówi, że ko­niec mi­ędzy mną a nią. To ona mru­gnęła na Bar­ma­na, że jak­by co, ma przy­jść. I tak do­wie­dzia­łem się, że ona mnie rzu­ci­ła. To zna­czy Mag­da. Cho­ciaż było nam do­brze, prze­ży­li­śmy ra­zem nie­ma­ło mi­łych chwil, dużo mi­łych słów pa­dło, z mo­jej stro­ny jak rów­nież z niej. Z pew­no­ścią. Bar­man mówi, że­bym kła­dł na niej la­skę. Cho­ciaż to nie jest tak pro­ste. Jak do­wie­dzia­łem się, że tak już jest, cho­ciaż ra­czej, że już nie ma, to nie było tak, żeby ona mi to po­wie­dzia­ła w szcze­re oczy, tyl­ko sta­ło się aku­rat na tyle ina­czej, że ona mi to po­wie­dzia­ła po­przez wła­śnie Ar­le­tę. Uwa­żam, że to było jej czy­ste cham­stwo, pro­stac­two. I nie będę tego ukry­wał, cho­ciaż to była moja dziew­czy­na, o któ­rej mogę po­wie­dzieć, że dużo za­szło mi­ędzy nami ró­żnych rze­czy za­rów­no do­brych i złych. To prze­cież nie mu­sia­ła mó­wić tego przez ko­le­żan­kę w ten spo­sób, że ja się do­wia­du­ję ostat­ni. Wszy­scy wie­dzą od sa­me­go po­cząt­ku, gdyż ona po­wie­dzia­ła to rów­nież in­nym. Mó­wi­ła, że ja to je­stem ra­czej bar­dziej wy­bu­cho­wy i że mu­sie­li mnie przy­go­to­wać do tego fak­tu. Boją się, że coś mi od­pier­do­li, bo ra­czej tak za­wsze było. Mó­wi­ła, że­bym wy­sze­dł po­od­dy­chać. Dała mi te swo­je faj­ki z gów­na. Tym­cza­sem ja czu­ję tyl­ko smu­tek bar­dziej niż co­kol­wiek. Jesz­cze żal, że nie zo­sta­ło mi to po­wie­dzia­ne w czte­ry oczy przez nią. Cho­ciaż jed­no sło­wo.

Prze­chy­la­jąc się przez bar ni­czym sprze­daw­czy­ni przez ladę. Jak gdy­by za­raz mia­ła sprze­dać mi ja­kieś pod­ró­by, ja­kiś wy­rób cze­ko­la­do­po­dob­ny. Ar­le­ta. Że­la­zi­stą wodę w szklan­ce od piwa. Barw­nik do pi­sa­nek. Cu­kier­ki, co by sprze­da­ła, by były pu­ste w środ­ku. Samo pa­złot­ko. Cze­go by nie do­tknęła swo­imi pal­ca­mi z pa­znok­cia­mi, pod­ro­bio­ne i fa­łszy­we. Gdyż ona sama jest fa­łszy­wa, pu­sta we­wnętrz­nie. Pali faj­kę. Ku­pio­ną od Ru­skich. Fa­łszy­wą, nie­wa­żną. Za­miast ni­ko­ty­ny są w niej ja­kieś śmie­ci, ja­kieś nie­zna­ne ni­ko­mu dra­gi. Ja­kieś pa­pie­ry tro­ci­ny, co nie śni­ło się na­uczy­ciel­kom. Co nie śni­ło się żad­nej po­li­cji. Cho­ciaż po­win­ni Ar­le­tę po­sa­dzić. Któ­rych nie zna nikt, a na któ­re ona wszyst­kich ba­je­ru­je, na swo­je oczy. Na swój te­le­fon, na swo­je dzwon­ki w te­le­fo­nie.

Te­raz sie­dzę i pa­trzę na jej wło­sy. Ar­le­ta w skó­rze, a obok wło­sy Mag­dy, dłu­gie, ja­sne wło­sy, jak ścia­na, jak ga­łęzie. Pa­trzę na jej wło­sy rów­nież jak w ścia­nę, gdyż nie są dla mnie. Są dla in­nych, dla Bar­ma­na, dla Ki­śla, dla ró­żnych chło­pa­ków, co wcho­dzą i wy­cho­dzą. Dla wszyst­kich, cho­ciaż tym sa­mym nie dla mnie. Inni będą wsa­dzać w nie ręce.

Przy­cho­dzi Kac­per, sia­da, pyta, o co cho­dzi. Jego za krót­kie spodnie. A jego buty są ni­czym czar­ne zwier­cia­dło, w któ­rym prze­glądam się, neo­ny w ba­rze, au­to­ma­ty do gier, ró­żne rze­czy, któ­re są wo­kół. Tuż koło klam­ry wi­dać Mag­dy wło­sy, któ­re są jak nie­prze­pusz­czal­na ścia­na. Od­gra­dza­ją ją ode mnie ni­czym mur, ni­czym be­ton. Za nim są nowe mi­ło­ści, jej wil­got­ne po­ca­łun­ki. Kac­per jest na­spi­do­wa­ny wy­ra­źnie, szy­je bu­tem. To­też ob­raz roz­my­wa się. Jest sa­mo­cho­dem, żuje gumę mi­ęto­wą. Pyta, czy mam chu­s­tecz­ki. Gu­bię Mag­dę w tłu­mie.

Mó­wię mu, że nie mam. Cho­ciaż mieć być może po­win­nem. Kac­per ma spi­da, cały sa­mo­chód spi­da, cały ba­ga­żnik od gol­fa. Roz­gląda się wszędzie, jak gdy­by ze wszyst­kich stron cza­iła się ar­mia Ru­skich. Jak gdy­by chcie­li tu we­jść i wsa­dzić mu mi­ędzy te trzęsące się szczęki wszyst­kie swo­je ru­skie faj­ki. Wy­ci­ąga LM-y czer­wo­ne. Pyta dla­cze­go sie­dzę z twa­rzą do ścia­ny. Mó­wię, czy gdy­bym sie­dział przo­dem, to może by coś zmie­ni­ło, tak? Może by tu Mag­da ze mną była, tyl­ko sia­dam przo­dem, a ona przy­la­tu­je i sru mi na ko­la­na, wło­sa­mi w twarz, wkła­da so­bie moją rękę we­wnątrz ud, jej po­ca­łun­ki, jej mi­ło­ść. Mó­wię, że nie. Cho­ciaż wo­la­łbym po­wie­dzieć tak. Ale mó­wię nie. Nie i nie. Nie zga­dzam się. Gdy­by na­wet chcia­ła tu przy­jść, bym po­wie­dział: nie zbli­żaj się, nie do­ty­kaj mnie, śmier­dzisz. Śmier­dzisz tymi fa­ce­ta­mi, co cię do­ty­ka­ją, jak nie pa­trzysz i my­ślisz, że nie wiesz, że cię do­ty­ka­ją. Śmier­dzisz tymi faj­ka­mi, co od nich bie­rzesz, co cię częstu­ją. Pier­do­lo­ny­mi LM-ami men­to­lo­wy­mi. Ku­pio­ny­mi u Ru­sków po ta­ńszej ce­nie. Tymi drin­ka­mi, tym ba­gnem, co ci ku­pu­ją w szklan­ce, w któ­rym pły­wa­ją bak­te­rie z ich ust ni­czym ryby, ni­czym mor­skie kur­wy. I gdy­by chcia­ła, że­bym ją taką miał te­raz, nie do­cze­ka­ła­by się. Nie po­wie­dzia­łbym ani sło­wa. Po­da­ła­by mi szklan­kę z drin­kiem, po­wie­dzia­łbym: nie. Naj­pierw zdej­mij tą gumę, co przy­kle­iłaś pod spodem, gdyż ona jest z ust jed­ne­go z tych brud­nych fa­ce­tów, z ich ust, jest ta guma, cho­ciaż my­ślisz, że o tym nie wiem. Po­tem się umyj, a wte­dy mo­żesz mi usi­ąść do­pie­ro, kie­dy będziesz czy­sta od tych le­wych fa­jek, od tych le­wych spi­dów, co pi­jesz w drin­kach. Do­pie­ro jak się roz­bie­rzesz z tych szmat, z tych piór, któ­re nie są dla mnie.

Oczy­wi­ście wte­dy ja je­stem nie­co jesz­cze ob­ra­żo­ny. Od­wra­cam się, nie chcę z nią ga­dać. Mó­wię, że jak będzie taką, roz­pier­do­lę cały bar, wszyst­kie szklan­ki pój­dą na podło­gę, będzie cho­dzić w szkle, będzie ła­mać so­bie wszyst­kie swo­je ob­ca­sy, po­tłu­cze so­bie łok­cie, po­drze so­bie kiec­kę i wszyst­kie w niej za­war­te sznur­ki. Ona pro­si, że­bym do niej wró­cił. Że będzie do­bra jak ni­g­dy, bar­dziej do­bra, bar­dziej od­da­na. Ja mó­wię na to, że nie. Mó­wię: raz mam tłu­ma­czyć czy dwa razy mam ci to wy­tłu­ma­czyć, że już nie chcę ni­g­dy z tobą być i albo ze mnie zej­dziesz, albo sam to zro­bię. Ona mówi, że mnie ko­cha­ła. Ja mó­wię, że też ją ko­cha­łem, że za­wsze mi się po­do­ba­ła, cho­ciaż naj­pierw była dziew­czy­ną Lola i cho­ciaż za­nim była moja, to jego sa­mo­chód był lep­szy, to wszyst­ko Lolo miał lep­sze, lep­sze buty, lep­sze spodnie, lep­sze pie­ni­ądze. Że chcia­łem go za­bić, bo nie był dla Mag­dy do­bry, tyl­ko ra­czej szorst­ki. Że po­tem cho­ciaż była moja, za­wsze by­łem dla niej, za­wsze by­łem za nią. Cho­ciaż nie za­wsze było do­brze, co już mó­wi­łem, gdy ow­szem, kra­dła ciu­chy ze skle­pów, wy­ci­na­ła kody w przy­mie­rzal­ni. Kol­czy­ki, to­reb­ki, cie­nie do oczu. Wszyst­ko w tor­bę i w siat­kę. Nie było do­brze, gdyż mu­sia­łem po­tem raz błysz­czeć ocza­mi, cho­ciaż prze­wa­żnie jej się uda­wa­ło, co wpły­wa­ło do­dat­nio na jej hu­mor. Poza tym mia­ła tę wadę, że była młod­sza, o co zresz­tą mie­li mi za złe moi ro­dzi­ce. Poza tym było wszyst­ko od­po­wied­nio, mó­wi­ła często, że nie in­ne­go chłop­ca, ale wła­śnie mnie i to uczu­cie jest dla mnie, a nie dla nich.

Przy­cho­dzi Lewy, mówi, że wie i że Mag­da to bar­dziej niż zwy­kła szma­ta spod dwor­ca, niż te, co sto­ją na Głów­nym. Bor­do­we na py­sku, brud­ne. Rów­nież te od Ru­skich. Ro­zu­miem, ale co to, to już nie mogę po­zwo­lić. Żeby ktoś Le­we­go po­kro­ju tak po­wie­dział, więc wsta­ję. Żeby ktoś z ti­kiem kom­pu­te­ro­wym mó­wił mi, ja­kie jest moje ży­cie, ja­kie są moje uczu­cia, co mam ro­bić, a co nie, czy Mag­da jest do­bra, czy nie, bo tego to już na­wet w gro­bie może nikt nie udo­wod­ni, jaka jest praw­da o Mag­dzie. Żeby oce­niał jej su­mie­nie, jak sam wje­chał sa­mo­cho­dem w Ar­le­tę z po­czu­cia ze­msty, cze­go by nikt Ar­le­cie nie zro­bił, cho­ciaż jest jaka jest. Więc wsta­ję. Pa­trzę w jego ska­czące oko, tak z bli­ska, żeby wie­dział, jak jest. Mil­cząc, pa­trzy głębo­ko w swo­je piwo. Mówi, że to­czy się w mie­ście w ostat­nich dniach woj­na pol­sko-ru­ska pod fla­gą bia­ło-czer­wo­ną. My­śli, że zmie­nił te­mat. Te­mat jest ci­ągle ten sam, Lewy. Wiem, że czy się to­czy woj­na, czy się nie to­czy, to ją mia­łeś przed Lo­lem, wiem, że wszy­scy ją mie­li­ście przede mną i znów te­raz wszy­scy będzie­cie ją mieć, bo od dzi­siaj jest wa­sza, bo od dzi­siaj jest pi­ja­na i jest czyn­na całą dobę, świe­cą jej ża­rów­ki osiem­dzie­si­ąt­ki w oczach, świe­ci jej język w ustach, świe­ci jej neon noc­ny mi­ędzy no­ga­mi, idźcie ją wzi­ąć, wszy­scy po ko­lei. Ty, Lewy, na pierw­szy rzut, bo cie­bie znam, wiem jaki je­steś, dla cie­bie najświe­ższe mi­ęso, bo ty mu­sisz w ży­ciu do­stać same naj­lep­sze rze­czy, samą pian­kę, kaw­kę ze śmie­tan­ką, naj­szyb­szy kom­pu­ter, naj­lep­szą kla­wia­tu­rę, zło­ty te­le­fon na zło­tej tacy, więc jak chcesz, masz Mag­dę, gdyż ona jest naj­lep­sza, ma zło­te ser­ce. Ma zło­te ser­ce, gdy kła­dzie ci na gło­wie rękę i mówi, co by chcia­ła. Ma zło­te ser­ce, wszyst­ko po­tra­fi osi­ągnąć, ale w taki spo­sób, że jesz­cze jak pła­cisz, to czu­jesz się jak­byś po­ży­czał. Że czu­jesz się, jak­byś za­sta­wiał się w lom­bar­dzie. Ma zło­te ser­ce, jest de­li­kat­na i ro­man­tycz­na, na przy­kład lubi zwie­rzęta i często gęsto mówi, że chcia­ła­by mieć ró­żne zwie­rzęta, lubi oglądać cho­mi­ki w akwa­riach. Może na­wet chcia­ła­by mieć pó­źniej dziec­ko, ale tyl­ko pi­ęcio­let­nie, ta­kie, co by uro­dzi­ło się, jak mia­ło pięć lat i ni­g­dy nie uro­sło. Z od­po­wied­nim imie­niem. Klau­dia, Maks, Aleks. Małe dziec­ko, pi­ęcio­let­nie, a ona już za­wsze by mia­ła sie­dem­na­ście lat, by pro­wa­dzi­ła go pod ra­mię ryn­kiem, w swo­jej suk­ni ze sznur­ków; w swo­ich ob­ca­sach. By je no­si­ła w swo­ich to­reb­kach ze szmin­ką w jed­nej prze­gród­ce. Ona by z tym dziec­kiem ta­ńczy­ła w dys­ko­te­ce, przy­cho­dzi­ły­by ga­ze­ty i ro­bi­ły zdjęcia jej wło­som, ja­kie są lśni­ące i błysz­czące, a dziec­ko brzyd­kie, bo two­je, Lewy, uro­dzo­ne ze zła­ma­nym no­sem, uro­dzo­ne z ti­kiem kom­pu­te­ro­wym, od uro­dze­nia brzyd­kie, od uro­dze­nia skur­wy­sy­ńskie, bo twój syn to by był z miej­sca skur­wy­syn. Bo ty byś nie wie­dział, jak być dla Mag­dy do­brym, jak ją uczy­nić szczęśli­wą. Jak jej z sie­bie da­wać, nie po­ka­za­łbyś jej świa­ta, tyl­ko swo­je kom­pu­te­ro­we gry, krew, roz­pacz, ból. Ona nie jest do tego, ona jest do ro­bie­nia z nią de­li­kat­nych rze­czy.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

Na­kła­dem wy­daw­nic­twa Noir sur Blanc uka­za­ły się na­stępu­jące ksi­ążki Do­ro­ty Ma­słow­skiej:

KO­CHA­NIE, ZA­BI­ŁAM NA­SZE KOTY

2012

WI­ĘCEJ NIŻ MO­ŻESZ ZJE­ŚĆ

2015

PAW KRÓ­LO­WEJ

2017

DRA­MA­TY

2017