Wplątani w układ - Agnieszka Brückner - ebook
NOWOŚĆ

Wplątani w układ ebook

Agnieszka Brückner

5,0

210 osób interesuje się tą książką

Opis

Romans hate-love z różnicą wieku.

 

Vanessa Hooper od dziecka marzyła, by Nicholas Johnson zwrócił na nią uwagę. A gdy w końcu to zrobił, złamał jej serce i zniszczył wszystkie nastoletnie marzenia.

 

Teraz Ness nie jest już naiwnym podlotkiem, a dwudziestojednoletnią kobietą. Studiuje, ma wiele planów na przyszłość i ambicje. Gdy jednak niespodziewanie umiera jej ojciec, a ona zostaje sama z majątkiem, sprawy mocno się komplikują. Na dodatek, z biegiem czasu,  współwłaściciel odziedziczonej firmy traci na wiarygodności.

 

Z pomocą przychodzi przybrany wuj kobiety. Postanawia zaaranżować tymczasowe małżeństwo Ness z jednym ze swoich synów, by w ten sposób przejąć udziały w spółce i prześwietlić intencje wspólnika. Liczy na to, że wpajane od lat więzi złagodzą nieco wzajemną nienawiść pary, dlatego ostateczny wybór mężczyzny pada na… Nicholasa.

 

Natomiast wszyscy w rodzinie wiedzą, że ta dwójka  nigdy się nie dogadywała i w dodatku dzieli ich spora różnica wieku.  Czy ten plan w ogóle ma szansę się udać?

 

 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.                                                Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 427

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (4 oceny)
4
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
aleksandrawitaszek

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejna cudowna historia od autorki😍 nie można się oderwać🤭 Ness i Nick na pewno skradną serce każdego czytelnika 🩷 ogromnie polecam!
10
niqvs_89

Nie oderwiesz się od lektury

❤️❤️❤️
00
bodzio86

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna historia, czekam na kolejną część 🫶🏻
00



Copyright © for the text by Agnieszka Brückner

Copyright © for this edition by Wydawnictwo NieZwykłe, Oświęcim 2025

All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Alicja Chybińska

Korekta: Agnieszka Sajdyk, Aga Dubicka, Natalia Szoppa

Skład i łamanie: Michał Swędrowski

Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek

ISBN 978-83-8418-111-9 · Wydawnictwo NieZwykłe · Oświęcim 2025

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

PROLOG

Nick

Co jest najważniejsze w Halloween?

Impreza.

A gdzie odbywa się najlepsza?

To Shaqtoberfest przy Queens Hwy.

Wraz z Justinem i Kevinem spaceruję pośród halloweenowego miasteczka, mijając kolejne atrakcje. Upiorny statek, zombie, potworne dynie, domy strachu, karuzele, pokazy artystyczne, a to wszystko w towarzystwie ogromnego tłumu bawiących się ludzi, dobrego alkoholu i głośnej muzyki.

– Dziś jest najwięcej imprezowiczów! – krzyczy Kev. – Miałem nadzieję, że chociaż dzieciaki odpuszczą!

Uśmiecham się pod nosem. Fakt, balanga na nadbrzeżu trwa przez cały miesiąc, przez co mogłoby się wydawać, że wszystkim zdąży się znudzić, lecz to złudne marzenia. A już na pewno nierealne w ostatni dzień października. Dziś obowiązkiem każdego mieszkańca Long Beach pozostaje zameldować się właśnie w tym miejscu.

– Nie narzekaj! Oni też wolą przyjść tutaj, niż bawić się z młodszym rodzeństwem w łażenie po chatach! Chodźcie do baru!

Na szczęście żaden nie protestuje, dlatego już po chwili skręcamy do Home Court.

– Trzy laski po prawej – informuje cicho Kevin, gdy tylko z alkoholem w dłoniach zajmujemy miejsce przy jednym ze stolików.

Wolnym ruchem obracam głowę we wskazanym kierunku i od razu wychwytuję wzrokiem trzy ponętne sztuki. Każda z nich ma na głowie ciemny kapelusz i materiałową maskę zakrywającą oczy, a do tego kusą sukienkę i wysokie botki.

Uśmiecham się.

– Zaproś je na drinka.

***

Impreza trwa w najlepsze, a dziewczyny są tak gorące, że postanawiamy wziąć je na spacer po labiryncie strachu.

W końcu nie ma lepszego scenariusza na podryw jak upiorne miejsce, przerażona panna i twardziel, który potrzyma ją za rękę czy też odwróci uwagę.

Wymieniam z bratem i kumplem spojrzenia, a następnie w milczeniu dobieramy sobie towarzyszki i kupujemy bilety wstępu. Wszystko rozgrywamy tak, by każda z par zaczęła spacer w innym korytarzu, więc po chwili prowadzę swoją partnerkę w głąb upiornej plątaniny różnorakich przejść, w których co rusz pojawiają się nowe straszydła.

– Boisz się? – mruczę do jej ucha, a usta dziewczyny wyginają się w lekki łuk.

– Niespecjalnie. Ale jeśli ciebie obleciał strach, to powiedz, a potrzymam cię za rękę.

– Wolałbym, byś potrzymała mnie za coś innego.

Parska z rozbawieniem.

– Za nos? Jak Pinokia? – ciągnie z zainteresowaniem, przez co sam się uśmiecham.

– Jeszcze go tak nie nazywałem, choć może powinienem. W końcu też potrafi rosnąć.

– Rośnie, gdy kłamiesz? – docieka kokieteryjnie.

Skręcamy za róg, a korytarz okazuje się ślepym zaułkiem, zakończonym upiorną kapliczką. Widząc, że los mi sprzyja, pochylam się nad laską i mówię:

– Rośnie, gdy jest w towarzystwie pięknej dziewczyny. Chcesz zobaczyć?

Laska oblizuje usta, a następnie nieznacznie kiwa głową. Chwytam ją więc za dłoń i ciągnę na koniec korytarza, a następnie wciskam się za masywny mebel. Dołącza do mnie po sekundzie, a ja nie tracę czasu, tylko przypieram ją do ściany i zaczynam całować. Jej ciało jest idealne, usta ponętne, a ona sama taka chętna, że nawet nie wiem kiedy naciągam gumkę i zanurzam się w jej wnętrzu.

– O świstaki! – krzyczy, spinając się do granic wytrzymałości, a ja natychmiast zastygam.

Nie, nie, nie. Kurwa! Nie!

Tylko jedna osoba w tym mieście ma tak specyficzny tekst, i jest nią córka przyjaciela mojego ojca. Wciąż zanurzony w jej wnętrzu, zrzucam z głowy dziewczyny kapelusz, a następnie zrywam maskę.

– Ej! – protestuje, lecz nadaremno.

– Vanessa?!

Nim zdążę zareagować, moja maska również znika, a na jej twarzy, pomimo półmroku, dostrzegam zawstydzenie.

– Nick – sapie ledwo słyszalnie.

Czym prędzej się z niej wysuwam i robię krok do tyłu, jednocześnie sięgając do fiuta, by pozbyć się kondomu. To pewne jak w banku, że nie możemy kontynuować, lecz w momencie, gdy na dłoni wyczuwam dziwną maź, moje żyły skuwa lód.

– Ja pierdolę… Co ty tu, kurwa, robisz? – cedzę, celując w nią palcem.

Jej zażenowanie znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a w jego miejsce pojawia się złość.

– Sam mnie tu przyprowadziłeś!

– Bo nie wiedziałem, że to ty! Przedstawiłaś się jako CAMILLA – wyraźnie akcentuję ostatnie słowo, przez co odwraca wzrok. – Nie, no nie wierzę! – zawodzę, targając się za włosy.

Nie, nie, tylko nie ona…

– Tak przeżywasz, bo trafiło na mnie? – rzuca zimno, lecz ignoruję jej słowa, bo w tej chwili uderza we mnie o wiele większy problem.

Vanessa w grudniu skończy siedemnaście lat. SIEDEMNAŚCIE!

Chwytam ją za przedramię i mocno ściskam.

– Nikt nie może się o tym dowiedzieć, jasne? – nakazuję zimno. – Jesteś nieletnia, a ja nie mam zamiaru pójść siedzieć za to, że trafiłem na puszczalską gówniarę!

Nawet nie wiem kiedy unosi dłoń, ale za to czuję, że zderza się z moją twarzą. Oszołomiony, puszczam jej ramię, a ta wykorzystuje sytuację i ucieka, zostawiając po sobie kapelusz, maskę i… majtki.

– Głupia małolata – mamroczę wściekle, a zbierając wszystkie rzeczy z ziemi, przeklinam w myślach chwilę, w której Ness postanowiła pojawić się na tej imprezie.

ROZDZIAŁ 1

Cztery lata później…

Nick

– Jest coś, o czym muszę ci powiedzieć. – W pomieszczeniu rozlega się głos brata, ale nawet nie podnoszę wzroku znad komputera. – Ziemia do Nicka! Słyszysz mnie?!

– Jak mam cię nie słyszeć, skoro wparowałeś do tego gabinetu jak burza i krzyczysz, jakbym był głuchy? – odpieram znudzonym tonem.

– Okej, no to… Jestem gejem.

Słowa te nie robią na mnie większego wrażenia, dlatego nie przerywam pracy i wciąż przeglądam otrzymane przed chwilą dane na temat sprzedaży naszych produktów.

– Nick! Powiedz coś!

Zirytowany w końcu podnoszę głowę.

– Chwalisz się czy żalisz?

Moja reakcja ewidentnie zbija go z tropu.

– Yyy, informuję – bąka.

– No to super, dzięki, choć nie wiem, w czym ta wiedza ma mi się przydać. – Wracam spojrzeniem do monitora. – A teraz, jeśli pozwolisz…

– Nie jesteś zaskoczony? – ciągnie z konsternacją.

Wzdycham, a następnie zamykam wieko laptopa i koncentruję uwagę na młodszym bracie.

– Szczerze? Nie. Od miesięcy nie widziałem cię z żadną laską, chyba że na lunchu z kimś z firmy albo rodziną. Poza tym jakoś niespecjalnie mnie to interesuje. To znaczy… – dodaję pospiesznie, zorientowawszy się, jak źle to zabrzmiało. – Nie, że nie obchodzi mnie twoje życie czy szczęście, ale nie obchodzi mnie, z kim chodzisz do łóżka. Jeśli czujesz się szczęśliwy, masz moje pełne wsparcie. Wystarczy? Bo mam robotę. – Wskazuję na komputer.

Justin wydaje się zszokowany, trwa to jednak dosłownie chwilę.

– Nie, bo to tylko wstęp – kontynuuje.

– Nie zamierzam ci podpowiadać, jak podrywać facetów! – zastrzegam pospiesznie.

– Dupek. W tym nie potrzebuję pomocy. Co więcej, zdaje się, że jestem w tym lepszy od ciebie. – Kącik jego ust drga. – Chodzi o ojca.

– Nie wiesz, jak mu powiedzieć? – zgaduję. – Kocha cię, matka też, więc nie musisz się bać.

– Nie o to chodzi – fuka. – Właśnie miałem z nim tę rozmowę i poszło gładko, ale… Cóż… Chyba wpakowałem cię na minę.

Unoszę brew.

– Okej, robi się ciekawie. Gadaj.

– Zdajesz sobie sprawę, że po śmierci Hoopera Ness odziedziczyła jego udziały w firmie, prawda?

Przytakuję, bo ten temat jest wałkowany przez rodziców niemal przy każdym rodzinnym obiedzie.

– Problem w tym, że ona w ogóle nie zna się na biznesie, w dodatku pochłaniają ją studia, a tata podejrzewa, że jej stryj i kuzyn próbują ją wykiwać.

– I co my mamy z tym wspólnego? – drążę niespokojnie.

Justin przewraca oczami.

– Przestań. Oni są niemal jak nasza rodzina. A tak właściwie ona, bo nie licząc dziadków i stryja kutasa, została sama. W dodatku tata jest jej ojcem chrzestnym. Musimy się nią zaopiekować.

– Do brzegu, młody – popędzam go.

Na jego twarzy pojawia się zmieszanie.

– Statut spółki zakłada, że udziały mogą mieć tylko członkowie rodziny Hooperów. To samo tyczy się upoważnień, dlatego Warren namówił Vanessę na podpisanie stosownych dokumentów, dzięki którym to on zarządza należącą do niej częścią, a tym samym prowadzi całą firmę. Niestety od tamtej pory spółka generuje same straty. Podejrzewamy, że wraz z Trentem wyprowadza na lewo kasę, bo chcą doprowadzić do bankructwa i wyprzedania aktywów, by wzbogacić się na niewiedzy Ness.

Słowa brata sprawiają, że rodzi się we mnie gniew. Pięć miesięcy temu Malcolm Hooper zmarł w wyniku choroby, o której dowiedział się zdecydowanie za późno, bo na cztery tygodnie przed własną śmiercią. Po tych wydarzeniach Vanessa, jego jedyna córka, została sierotą i choć dziewczyna za moment skończy dwadzieścia jeden lat, jest na tyle roztrzepana, że na pewno się nie nadaje, by zarządzać odziedziczonym majątkiem. Co więcej, nie stanowi żadnej tajemnicy, że Malcolm nie żył w dobrych stosunkach z bratem i bratankiem, dlatego tym bardziej nie pojmuję, dlaczego dziewczyna zgodziła się przyjąć ofertę stryja.

– Rozumiem, że tata ma plan, jak jej pomóc – odzywam się, rozsiadając wygodniej w fotelu.

– Tak, ale… Hmm… W sumie lepiej niech on ci go przedstawi. Chodźmy.

Przewracam oczami, dostrzegłszy unik brata, lecz nie naciskam, a po prostu wstaję i ruszam do wyjścia. Po kilku minutach znajdujemy się w gabinecie ojca.

– Zgodził się? – pyta Justina, a ja z miejsca sztywnieję.

– Zgodził się na co? – podchwytuję, prostując się w zajętym przed chwilą fotelu.

– Na ślub – pada spokojna odpowiedź.

– Ślub?!

Ojciec przytakuje.

– Posłuchaj, wiem, że dzieli was spora różnica wieku i że Ness nie darzy cię sympatią, ale jeśli nie zainterweniujemy, oni ją okradną! – oznajmia z frustracją. – Próbowałem namówić do tego Justina, w końcu jest młodszy od ciebie o trzy lata, przez co ma z nią lepszy kontakt, ale cóż, powiedział, że jest już w pewnym związku, co z miejsca go dyskwalifikuje… Za to ty z nikim się nie spotykasz. – Celuje we mnie palcem, a jego usta wyginają się w triumfalnym uśmiechu. – Sam to ostatnio przyznałeś, dlatego na jakiś czas możesz odpuścić podboje i pomóc rodzinie.

Klnę pod nosem.

– Tato, ta różnica to dziesięć lat. Dziesięć! – powtarzam dobitnie. – Przepaść! Nie ma szans, by to się udało!

– Słuchaj, nie mogę poprosić nikogo obcego, bo tu chodzi o naszą Ness. Ile trzeba, by ktoś jej zawrócił w głowie lub wykorzystał, tym bardziej teraz, gdy wciąż nie doszła do siebie po śmierci ojca?! – fuka. – Wychowywaliśmy waszą trójkę jak rodzeństwo, dlatego ty albo Justin jesteście najbezpieczniejszą opcją. Zależy wam na jej dobru tak samo jak mnie. Ona was zna, ufa wam. Okej, pewnie z twoim bratem obok czułaby się swobodniej, skoro mają lepszy kontakt, ale to przecież przejściowa sytuacja. Dacie radę udawać przez jakiś czas.

– Udawać? – powtarzam z niedowierzaniem.

– Otóż to, udawać małżeństwo. Żadnego publicznego okazywania uczuć, ewentualnie okazjonalne trzymanie się za ręce. Nikt też nie zamierza weryfikować, czy śpicie w jednej sypialni. Chodzi o pozory. POZORY – powtarza wyraźnie. – Weźmiecie ślub, a następnie przejmiesz udziały Vanessy w jej firmie. Podczas gdy ona dokończy studia, ty odkryjesz, co kombinują Warren i Trent, a także zabezpieczysz majątek tej dziewczyny. Wszystko potrwa kilka tygodni, może miesięcy. Potem podpiszecie papiery rozwodowe i zapomnimy o całej sprawie.

– Kilka miesięcy?! – Zrywam się z miejsca. – Czy ty siebie słyszysz?!

– Zakładam, że jeśli się przyłożysz, to dużo wcześniej się dowiesz, co ma tych dwóch za uszami. Zbadasz temat, a potem zobaczymy, jak da się to naprawić. Ostatecznie, jeśli się nie dogadasz z Warrenem w sprawie zarządzania HE, możesz wyprowadzić spółkę z kłopotów, a następnie sprzedać udziały z zyskiem, raz na zawsze rozwiązując ten problem. Wtedy osobiście dopilnuję, by pieniądze Vanessy trafiły na właściwy fundusz, który będzie zarabiać na jej utrzymanie i zapewni jej bezpieczeństwo finansowe. Potrzebuję jednak kogoś, kto za sprawą ślubu przejmie część firmy, a jak już wspominałem, w kwestii naszej dziewczynki ufam tylko swoim synom. Nie mogę jednak rozwalać związku Justina, dlatego… Cóż, zostajesz ty.

Zaciskam nerwowo zęby.

– Nie. Musimy poszukać kogoś innego.

***

Jeszcze tego samego wieczoru siedzimy w salonie rodziców, a ja z napięciem czekam na reakcję Ness.

– Ślub? – powtarza z otępieniem. – Niby z kim?

Tata wskazuje na mnie palcem, a na twarzy dziewczyny z miejsca pojawia się przerażenie.

– Nie ma mowy! – sapie, wracając wzrokiem do moich rodziców.

– Widzicie, mówiłem! – Wstaję z miejsca. – Wracam do siebie, a wy…

– Nicholasie Johnsonie, siadaj na miejsce! – Głos mojej matki jest surowy, a ja niechętnie spełniam ten rozkaz. – Skarbie – zwraca się do Vanessy, łagodząc ton do niemal słodkiego. – Zrozum, chodzi nam o twoje dobro i bezpieczeństwo.

– Ale od razu ślub? W dodatku z nim?! Wolę zostać z niczym, niż pozwolić, żeby ten nadęty buc…

– Uważaj, gówniaro – syczę nienawistnie, posyłając jej mordercze spojrzenie.

– Dość! – Krzyk ojca przerywa naszą słowną przepychankę. – Może i wolisz zostać z niczym, ale ja dałem Malcolmowi słowo, że zaopiekuję się tobą po jego śmierci, i czy wam się to podoba, czy nie, zamierzam go dotrzymać! – zarządza surowo. – Musicie dorosnąć. OBOJE – akcentuje wyraźnie ostatnie słowo. – Nie każę wam ślubować sobie miłości do śmierci. To tylko tymczasowa sytuacja, by zabezpieczyć twój majątek i przyszłość.

– Ale nikt nie uwierzy, że nagle obdarzyliśmy się uczuciem – wytyka już spokojniej Ness.

– Tak, wiem, że jesteście niczym rodzeństwo, dlatego nie zamierzam mówić, jak to ma wyglądać. Tylko od was zależy, jak to rozegracie. Jesteś pełnoletnia i możesz wyjść za kogo chcesz. Nie ma tu żadnego kruczka, zapisu w testamencie, czegokolwiek, co zmuszałoby was do tego, by udawać zakochanych. Jeśli poczujecie się swobodniej, to równie dobrze wszyscy mogą wiedzieć, że to małżeński układ. Chodzi tylko o to, by dostać się do firmy. O nic więcej.

– O nic więcej? – powtarza niepewnie. – Wspólne mieszkanie?

Ojciec nieco się krzywi.

– Wolałbym, byście na ten czas zamieszkali razem. Chodzi tu o twoje bezpieczeństwo. Nie wiemy, jak zareagują Warren i Trent, gdy zaczniemy ingerować w firmę.

– Słuchajcie, lepiej, jeśli oni jednak będą udawać przed resztą zakochanych. – Do rozmowy wtrąca się Justin. – W przeciwnym wypadku Warren może złożyć do sądu wniosek na przykład o ubezwłasnowolnienie bratanicy, a powodem stanie się nieprzemyślany ślub niosący niekorzyść dla jej majątku i interesu. Wiecie, do czego zmierzam? – upewnia się. – Jeśli drań poczuje się zagrożony, spróbuje siłą odebrać Ness jej udziały i pieniądze, podając się za najbliższego krewnego, w dodatku współwłaściciela firmy zaniepokojonego działaniem wspólniczki. W zależności od tego, jak przygotuje się do sprawy i co wygrzebie na temat Vanessy, sprawa może nie skończyć się dobrze.

– Młody może mieć rację. Tym bardziej że z charakterem Ness nietrudno uznać ją za niepoczytalną.

– Ty stary… – oburza się, ale przerywa jej moja matka.

– Dość! Oboje macie swoje za uszami, ale dla dobra całej rodziny, bo czy wam się to podoba, czy nie, jesteśmy rodziną, zawiesicie broń i zaczniecie współpracować! Jutro zaczniemy załatwiać wszystkie formalności i zaproszenia.

– Zaproszenia? Nie chcę żadnego wesela! Kilka miesięcy temu pochowałam ojca, a teraz mam organizować wesele?! Nie ma mowy! Już wolę lecieć na weekend do Vegas i wrócić z obrączką na palcu!

W gabinecie nastaje grobowa cisza.

– Justin, zabukuj dla waszej trójki bilety lotnicze i hotel – zarządza spokojnie ojciec. – Lecicie jak najprędzej, ty jesteś ich świadkiem i robisz zdjęcia.

Oniemiały, rozdziawiam paszczę, tak samo zresztą jak Van.

– Wuju, ja…

– Będzie tak, jak sobie życzysz – wchodzi jej w słowo. – Rano możecie pojechać poszukać obrączek. Ja z kolei za chwilę wykupię wam licencję ślubną.

– Czekaj, polecą bez nas? – oburza się matka.

– Adalyn, są dorośli, więc chyba dadzą sobie radę – zauważa tata, otwierając wieko laptopa. – Zresztą, Justin ich przypilnuje.

Przenoszę wzrok na brata siedzącego nieopodal. On zaś wpatruje się w profil Vanessy, a jego mina wyraża zmartwienie.

– Młoda, wszystko okej? – pyta, pochylając się w jej stronę.

Opieram się wygodniej, w ciszy obserwując ich relację. Wiem, że ta dwójka jest ze sobą blisko, dlatego też to on był pierwszym wyborem ojca.

Pierwszym i z pewnością najlepszym.

Van wstaje z miejsca i nieco przygarbiona rusza do drzwi.

– Zabukuj też bilet dla Owena – nakazuje cicho, mijając mojego brata. – Nicholas funduje.

Zaciskam zęby.

– Kim jest Owen? – pytam, gdy dziewczyna znika za drzwiami.

Mój brat uśmiecha się pod nosem. Po chwili wstaje, klepie mnie w ramię i kieruje się do wyjścia.

– Może lepiej odwieź ją do domu i dogadaj szczegóły waszej wspólnej przyszłości. W przeciwnym wypadku może się okazać, że Ness wróci z Vegas już jako wdowa.

ROZDZIAŁ 2

Ness

– Jak mogłeś mnie nie uprzedzić?! – sapię w stronę Justina, kiedy dogania mnie w holu domu jego rodziców.

– Gdybym ci powiedział, nie dałabyś się tu przywieźć – zauważa, zresztą słusznie.

– Bo ten pomysł jest do bani! Czy wuj do reszty postradał rozum?! Co on sobie myślał, gdy…

– Początkowo to mnie chciał w to wkręcić – przyznaje, wchodząc mi w słowo.

Mielę w ustach przekleństwo.

– Gdyby nie fakt, że polubiłam Owena, właśnie planowałabym jego morderstwo.

Jus wybucha śmiechem, a dźwięk ten sprawia, że sama się uśmiecham. Lubię tego faceta. Bardzo. Jest dla mnie niczym brat. Od zawsze mogłam na niego liczyć, w każdej kwestii. Czy to w przypadku zawodu miłosnego, czy zwykłej potrzeby pomocy nie było godziny, w której nie mogłabym do niego zadzwonić. Bardzo wspierał mnie też w czasie, gdy na jaw wyszła choroba mojego ojca, a także potem, gdy zostałam niemal sama.

Niemal.

Rodzinę Johnsonów znam od urodzenia. Ojciec od szkolnych lat przyjaźnił się z wujkiem Paulem, potem został drużbą na jego ślubie i odwrotnie. Stali się dla siebie bliżsi niż bracia, w związku z czym nasze rodziny zawsze żyły obok siebie. Po śmierci mamy to właśnie ciotka próbowała nieco wypełnić jej brak. Pojawiała się na szkolnych festynach, zabierała mnie na zakupy, pomagała w okresie dojrzewania, tłumacząc to wszystko wymówką o upragnionej córce. Co prawda mam jeszcze dziadków i stryja, ale ci pierwsi mieszkają w Teksasie, a ten drugi, jak widać, za nic ma rodzinne więzi, skoro wykorzystuje moją niewiedzę i próbuje mnie okraść.

Dupek.

Tym oto sposobem mam tylko ich. Ciotkę, wuja, Justina i… Nicka.

Który zresztą właśnie zmierza w moją stronę.

– Musimy pogadać, jedziesz ze mną – rzuca z daleka, celując we mnie palcem.

– Tak, panie. Oczywiście, panie. Zgredek podąża za swoim panem – ironizuję, kłaniając się w pas. – A teraz wal się, nigdzie z tobą nie jadę.

– Vanessa! – krzyczy za mną, gdy wychodzę z budynku, jednak go ignoruję.

Jak gdyby nigdy nic wychodzę na ulicę i staję przy samochodzie drugiego z braci.

– Sorry, mała, ale serio będzie lepiej, jeśli on cię odwiezie. – Do auta podchodzi Jus. – Kiedyś go lubiłaś. Przypomnij sobie tamte czasy i spróbuj wykrzesać nieco dawnej sympatii, bo to zdecydowanie pomoże wam w nadchodzących miesiącach.

Wytrzeszczam oczy.

– I ty, Brutusie, przeciwko mnie?!

Przyjaciel bezczelnie wzrusza ramionami, a następnie chwyta mnie za nadgarstek i ciągnie w stronę innego wozu.

– Lepiej pójdę pieszo – burczę, zapierając się, by nie ruszył mnie z miejsca.

– Skończ się dąsać niczym obrażona księżniczka i wsiadaj do tego samochodu, bo nie mam ochoty sterczeć tu przez resztę nocy – mamrocze wściekle Nick, a jego słowa tylko bardziej mnie rozsierdzają.

Już mam puścić pod jego adresem soczystą wiązankę przekleństw, gdy kątem oka wychwytuję ciotkę obserwującą nas z balkonu. Mielę więc w ustach wszystkie wyzwiska, biorę dwa głębokie wdechy, a gdy zyskuję pewność, że poskromiłam emocje na tyle, by nie wydrapać temu dupkowi oczu, wsiadam do jego samochodu.

– Grzeczna dziewczynka – kwituje sucho, gdy zapinam pas. – A teraz porozmawiamy.

Nicholas uruchamia silnik i odjeżdża spod domu rodziców, a ja obracam głowę w stronę bocznej szyby, byleby tylko na niego nie patrzeć.

– Słuchaj, mnie też nie podoba się pomysł, że mamy wziąć ślub, ale jak widać, ktoś musi zatroszczyć się o twoje interesy, skoro nie potrafisz zrobić tego sama – zaczyna chłodno, a ja zaciskam dłonie w pięści. – Jest to układ z określonym terminem ważności. Skończy się, gdy rozpracujemy, co knują twój stryj i kuzyn. Potem weźmiemy rozwód i każde dalej będzie żyło swoim życiem. Z mojej strony mogę obiecać, że przyłożę się do sprawy, abyśmy nie musieli męczyć się w swoim towarzystwie dłużej, niż to konieczne. Z twojej zaś oczekuję posłuszeństwa i szacunku.

– Aportowanie też jest na liście moich obowiązków? – pytam zimno, lecz nie patrzę w jego stronę.

– Nie rób z siebie takiej męczennicy, bo ja nie mam lżej.

– Nie musiałeś się na to godzić – wytykam zjadliwie.

– Mówisz, jakbyś nie znała moich rodziców. Oczywiście, że musiałem się zgodzić! Beze mnie zostaniesz z niczym! Z pieniędzy z firmy okradnie cię wuj, a resztę oddasz na schroniska dla zwierząt! Nie możemy do tego dopuścić!

– A czy ktoś z was wziął w ogóle pod uwagę opcję, że ja mogę mieć chłopaka?

– Nie masz. To pierwsze, o co ojciec zapytał Justina – odbija piłeczkę.

Zdradliwa żmija!

Nicholas wjeżdża na most prowadzący do mojej dzielnicy, a ja skupiam wzrok na wodzie. Ojciec kupił nowy dom niespełna trzy lata temu, a wybierając lokalizację, starał się, by była w niedalekiej odległości od domu Johnsonów. Tym oto sposobem dzielą nas nieco ponad dwie mile, a ja w tym momencie żałuję, że nie upierałam się przy spacerze.

– Przyjadę po ciebie jutro rano, a potem razem pojedziemy kupić jakieś obrączki – informuje, parkując przed moim domem. – A po powrocie z Vegas przeniosę się do ciebie.

– Rozumiem, że swoje mieszkanie w Los Angeles zostawisz jako miejsce schadzek z kochanką? – upewniam się, odpinając pas.

– Słucham?

– Och, nie zgrywaj takiego świętego. Może i nie masz stałej dziewczyny, ale idę o zakład, że co weekend lądujesz w łóżku z inną panną. Osobiście stałam się świadkiem, jak miesiąc temu na urodzinach ciotki opowiadałeś Kevinowi o nowych podbojach.

– Podsłuchiwałaś nas?

Prycham.

– Nie musiałam. Słyszał was każdy, kto kręcił się w pobliżu, bo nie starałeś się zachować dyskrecji z tematem rozmowy. A to podobno ja jestem tą, która rozkłada przed wszystkimi nogi – kończę zjadliwie.

Po tych słowach otwieram drzwi i wychodzę na ulicę.

– Nigdzie z tobą jutro nie jadę. Sam szukaj obrączek. Tu masz mój rozmiar. – Zdejmuję z palca pierścionek, który dostałam rok temu od taty na urodziny, po czym rzucam na siedzenie pasażera. – Tylko nie inwestuj w zbyt drogie. Szkoda przepłacać.

Nim zdąży coś odpowiedzieć, trzaskam drzwiami i ruszam do domu, a kiedy tylko znajduję się w ciemnym wnętrzu, osuwam się na podłogę i wybucham płaczem.

Tato, dlaczego mnie zostawiłeś?

Nick

Gdy tylko Van znika za drzwiami, walę dłońmi o kierownicę, a następnie mielę w ustach serię wyzwisk i ruszam w stronę własnego mieszkania. Po drodze dzwonię do brata.

– Nie wiem, kim jest Owen, ale jeśli wszystko mu wyjaśnisz, na pewno się zgodzi, byś na kilka miesięcy został mężem Vanessy. W końcu to ślub z kobietą, więc nie powinien być zazdrosny.

– Co się stało? – docieka z niepokojem.

Zaciskam zęby.

– Nie cierpię jej, a ona mnie. To bez sensu, pozabijamy się.

– Nie może być tak źle. Kiedyś się lubiliście.

Parskam pod nosem.

KIEDYŚ to kluczowe słowo.

– To się nie uda – informuję rzeczowym tonem. – Ona nawet nie chce jechać ze mną do jubilera po obrączki. Zabukowałeś już te bilety?

– Tak, wylot w piątkowy wieczór.

– W ten?!

– Dwa dni nie wystarczą na spakowanie garnituru i małej torby podróżnej? – drwi.

– Młody…

– Słuchaj, pogadam z nią, ale jutro. Od rana ma zajęcia, potem dwugodzinne okienko, więc zgarnę ją z uczelni na lunch i załagodzę sytuację – proponuje. – A co do obrączek, pójdę z tobą, tylko powiedz o której.

– Znasz jej plan zajęć? – dziwię się.

Dupek zaczyna się śmiać.

– Wiem o niej wszystko… albo przynajmniej tak mi się wydaje. W końcu jest dla mnie jak siostra. Dla ciebie też kiedyś była.

Mocniej zaciskam dłonie na kierownicy.

– Jutro o dziesiątej. Jubiler naprzeciwko biura – informuję, po czym kończę połączenie.

Następnie wybieram kolejny numer.

– Co tam, stary?

– Za godzinę u mnie w mieszkaniu – zarządzam.

– Yyy, stało się coś? – W głosie Kevina brzmi ciekawość.

Tak, kurwa, żenię się.

– Powiem ci na miejscu. Weź od razu rzeczy na jutro, bo nie wiem, kiedy skończymy pić.

– Aż tak źle?

Uśmiecham się kwaśno.

– Gorzej.

ROZDZIAŁ 3

Nick

– No dobra, ale dalej nie rozumiem, dlaczego tak to przeżywasz.

Spoglądam na przyjaciela, nie dowierzając w to, co właśnie usłyszałem.

– Kevin, nie zrozumiałeś, co powiedziałem? Mam się z nią ożenić. O-ŻE-NIĆ!

– Sam zaznaczyłeś, i to KILKUKROTNIE – akcentuje – że to na czas określony. Więc w czym problem?

– Bo jej nie cierpię! W tym tkwi problem!

– Stary, jak dla mnie, to ty na nią lecisz.

– Słucham?! Ile to ma procent? – zastanawiam się, chwytając w dłoń butelkę, którą już niemal opróżniliśmy do zera.

– Już nie udawaj debila. Z tej małej jest niezła laska. Musisz to widzieć!

Marszczę czoło.

– Ja, jak ja, ale zastanawia mnie fakt, że ty to zauważasz.

W odpowiedzi wzrusza ramionami.

– Skoro masz się tak męczyć, to sam się z nią ożenię – proponuje niezobowiązującym tonem. – Rozpracuję jej wuja, odzyskam kasę, a potem… kto wie?

– Kto wie?

Odstawiam na bok szklankę, z której miałem właśnie upić łyk, bo jak widać, mój mózg przestaje nadążać za sytuacją.

– No co? Hooper jest gorąca. Jeśli tego nie widzisz, to uwierz mi na słowo. Co więcej, może w trakcie tego małżeństwa uznamy, że jednak do siebie pasujemy?

– Jesteś dla niej za stary!

– Według twoich rodziców wiek nie stanowi tu żadnej przeszkody – wytyka. – A rozpracować jej wuja też dam radę. Podejrzewam, że stary wcale się nie kryje z przekrętami, bo wie, że bratanica i tak nie zna się na prowadzeniu firmy, a nikt poza nią nie może go skontrolować.

– Nie ma takiej opcji – oznajmiam stanowczo, po czym ponownie chwytam szklankę w dłoń i wypijam całą jej zawartość.

– Stary, przyznaj się, wzdychasz do niej, tylko próbujesz to ukryć pod tą maską niechęci.

– Skończ pić, bo pleciesz bzdury!

– Nie wierzę ci. Nie ma innego wytłumaczenia na to, że tak wyglądają wasze relacje! Przecież sam pamiętam czasy, gdy zabieraliśmy ją do kina albo na imprezę! Justin niemal wszędzie ją za nami ciągnął! Przyznaj się. Coś się stało, tak? Przelizałeś się z nią? Wyznałeś po pijaku miłość, a na trzeźwego udawałeś, że nic takiego nie miało miejsca? A może ją zaliczyłeś?

Odwracam wzrok, i to jest mój błąd, bo Kevin od razu zaczyna się śmiać.

– Kurwa! Nie wierzę! Czemu się nie pochwaliłeś?! Kiedy to się stało?! No gadaj! – Rzuca we mnie poduszką z kanapy.

– Zamknij się, idioto, bo sąsiedzi cię usłyszą – cedzę wściekle, zrywając się z miejsca.

Kumpel nie przestaje się we mnie wpatrywać, więc ruszam w stronę barku po nową butelkę, a także streszczam mu pokrótce sytuację.

– Kilka lat temu, przez przypadek.

– Przez przypadek zanurzyłeś w niej kutasa? – drwi.

Przejeżdżam językiem po zębach, by powstrzymać salwę wyzwisk.

– Nie wiedziałem, że to ona – wyjaśniam. – To było w Halloween. Sam wtedy wyhaczyłeś te trzy laski.

– Kurwa, i wśród nich była Hooper? Ale numer…! Okazała się chociaż dobra? – docieka po chwili.

Hamuję się w ostatnim momencie, by nie rzucić w tego dupka flaszką.

– Trudno stwierdzić – odpieram wymijająco. – Gdy tylko odkryłem, że to Van, przerwałem, a ona uciekła.

Nie dodaję, że odebrałem jej wtedy dziewictwo. O tym nikt nie może się dowiedzieć.

– Uuu, wyszło trochę niezręcznie – przyznaje po namyśle. – Tak jakby brat i siostra…

Co oni wszyscy mają z tym rodzeństwem?!

– Teraz już w sumie rozumiem tę wzajemną niechęć i ochłodzenie stosunków – podejmuje po chwili. – No cóż, ponawiam ofertę, mogę się z tobą zamienić.

– Żebyś mógł ją zbałamucić i przelecieć? Nie. Ma. Mowy.

– Widzę, że jednak zostało ci coś ze starszego brata – kwituje. – No dobra, to jak to sobie wyobrażasz?

Zaczynam się śmiać.

– Bez względu na to, jak ja to sobie wyobrażam, Ness widzi to całkowicie odwrotnie.

– A więc szykuje się małżeńska wojna. Zamierzacie razem mieszkać?

Niechętnie przytakuję.

– Tu nie ma drugiej sypialni, więc to ja przeniosę się do jej domu.

– Już planujesz osobne sypialnie? – zdumiewa się, ale wystarczy jedno moje spojrzenie, by zmienił tok myślenia. – A tak, ochrona, a nie romansowanie. Siostra, a nie kochanka. Zresztą, jeden numerek już macie za…

Nie kończy, bo rzucam w niego pilotem od telewizora. Niestety w porę robi unik.

Chujek.

– Nikt o tym nie wie i nikt nie może się dowiedzieć, jasne? – uprzedzam groźnie. – Nawet ona!

– No ona to chyba wie… – wytyka, uzupełniając nasze szklanki kolejną porcją alkoholu.

– Kurwa, Kev, skup się! Nie próbuj się przed nią zdradzić tym, że ci powiedziałem, jasne?

– Jasne, jasne. Mogę lecieć z wami do Vegas?

– Nie.

– A co, boisz się, że jeśli w pobliżu pojawi się facet chętny do ożenku, to Hooper w ostatniej chwili zmieni kandydata? – drwi.

Kręcę głową.

Jak już mówiłem, chujek.

***

– Ta. – Justin wskazuje palcem na konkretną obrączkę. – Popatrz.

Wzdychając, przenoszę wzrok na świecidełka pod szybą, a następnie przytakuję.

– Skoro tak twierdzisz. Tu masz rozmiar. – Wciskam mu w dłoń pierścionek, który wczoraj zostawiła mi Van.

– Potrzebny nam jeszcze zaręczynowy – stwierdza niespodziewanie, a ja marszczę brwi.

– Nie przesadzaj. To tylko…

– To ma wypaść wiarygodnie – sapie cicho. – Poza tym Nessa ma za tydzień urodziny. Możesz go wykorzystać jako prezent, skoro jesteś taki skąpy.

Zakładam ramiona na piersi.

– Coś jeszcze?

– Tak, szukaj dla siebie obrączki i spadamy stąd. Nie mam dla ciebie całego dnia.

– Sam zaoferowałeś pomoc – wypominam.

– Tak, ale mieliśmy się spotkać o dziesiątej, a nie o dwunastej – przypomina sucho. – Trzeba było tyle nie chlać, tobyś nie zaspał.

Macham ręką.

– Korzystam z ostatnich chwil wolności – drwię. – Chcesz się może jednak zamienić?

Brat kręci głową.

– Ją wyzywasz od gówniar, a sam zachowujesz się jak rozkapryszony nastolatek. Szukasz tego pierścionka czy sam mam to zrobić? – ponagla mnie zirytowany.

Pochylam się nad gablotą i przeglądam wystawione błyskotki.

– Proponuję coś z tych. – Wskazuję palcem konkretny rząd.

– Bo są najtańsze? – wytyka. – Wiesz, mam cię dość. – Następnie szuka wzrokiem ekspedientki. – Mogę panią prosić?

Kobieta pojawia się przy nas w ułamku sekundy.

– Potrzebny nam pierścionek zaręczynowy – informuje rzeczowym tonem Jus. – Podoba mi się ten, tylko nie wiem, czy odpowiada temu rozmiarowi. – Podaje jej trzymany w dłoni pierścionek Ness.

Po chwili sprzedawczyni sprawdza rozmiar trzymanego w dłoni świecidełka, a następnie sięga do gabloty.

– Tak, to ten sam rozmiar. I zdecydowanie wspaniały wybór dla ukochanej – świergocze radośnie, a ja przewracam oczami.

– Do tego ta obrączka – kontynuuje mój brat, wskazując na wybrany wcześniej model.

– Hmm… Niestety, nie mam obecnie właściwego rozmiaru. Możemy jednak taki zrobić. Czas oczekiwania to dwa tygodnie.

– Nie, nie mamy tyle czasu. No cóż, to może wybierzemy inny…

– Ten. – Wskazuję palcem na biżuterię wysadzaną drobnymi kamieniami.

Kobieta kiwa z uznaniem, po czym sprawdza metkę.

– Tak, ten powinien pasować – stwierdza z zadowoleniem. – Zapakować oba do jednego pudełka? – pyta Justina.

Kręcę głową.

– Zaręczynowy osobno. Obrączka osobno. Ponadto musimy jeszcze wybrać męską. Dla mnie – zaznaczam.

Na jej twarzy pojawia się zmieszanie.

– Proszę wybaczyć. Założyłam, że to pan – wskazuje na mojego brata – się żeni.

– Nic nie szkodzi. Nick to totalne bezguście, dlatego wziął mnie do pomocy – wyjaśnia Jus.

Zaciskam zęby.

– Chyba jednak nie takie bezguście, bo obrączka jest piękna – stwierdza ekspedientka. – Dla pana proponuję ten sam model obrączki, lecz bez kamieni. Co pan na to?

Wzruszam ramionami.

– To tylko świecidełko. Proszę dopasować jakieś do mojego palca i tyle.

Brat wciska mi łokieć w żebra.

– Mówiłem, że nie ma gustu.

Wybranie odpowiedniej obrączki zajmuje dwie minuty. Po dziesięciu opuszczamy sklep, a mój portfel stał się właśnie szczuplejszy o trzy kafle.

– Uśmiechnij się, w końcu przed tobą najszczęśliwszy weekend twojego życia! – drwi Justin, gdy przechodzimy przez jezdnię.

– Jeśli wybiję ci jedynkę, to nie będzie ci tak wesoło – grożę mu.

– Nie strasz, nie strasz, bo gdyby nie ja, wciąż tkwiłbyś w ciemnej dupie. – Spogląda na zegarek. – Dobra, spadam na uczelnię. Ness zgodziła się na lunch, więc spróbuję ją nieco uspokoić, a ty… – Obrzuca mnie krytycznym spojrzeniem. – Zacznij ćwiczyć rolę bujającego w obłokach i zakochanego do granic możliwości faceta, bo od następnego tygodnia to będzie twoje codzienne zadanie. A jeśli nie wiesz, jak się do tego zabrać, to wieczorem zamiast pić, puść sobie komedię romantyczną. Dla towarzystwa i praktyki możesz sobie kupić dmuchaną lalkę. Ona przynajmniej wybaczy ci błędy i nie wydrapie oczu, gdy palniesz jakiś głupi tekst.

Po tych słowach brat wskakuje do swojego auta, a ja mam ochotę rzucić w niego trzymanymi w kieszeni obrączkami. Niestety, albo stety, w porę sobie przypominam, ile kosztowały.

Idźcie wszyscy do diabła.

ROZDZIAŁ 4

Ness

– Jak tam zajęcia?

Rzucam przyjacielowi krótkie spojrzenie.

– Przyjemniejsze niż reszta mojego życia.

– Vanessa, nie bądź taka. Dobrze wiesz, że chodzi nam o twoje dobro.

– I dlatego chcecie wydać mnie za mąż za największego kretyna w tym mieście?! – sapię cicho, uważając, by nikt przy sąsiednich stolikach mnie nie usłyszał.

– To tylko tymczasowe – przypomina.

– Justin, daj mi już spokój – burczę z irytacją. – Zamiast przekonywać mnie do tego pomysłu, wolałabym, żebyś wymyślił inny plan.

– Nie ma takiej możliwości. Musimy zatroszczyć się o twoje fundusze, a sama nie dasz sobie z tym rady.

– Skąd ta pewność? – pytam butnie.

Na jego ustach pojawia się arogancki uśmiech.

– Nie masz bladego pojęcia, jak prosperuje firma twojego ojca – zauważa. – Nie umiesz też właściwie gospodarować pieniędzmi.

– Doprawdy?! – fukam oburzona.

– W zeszłym tygodniu przelałaś na schronisko cztery kafle – wypomina.

– No i?

– Nic. No poza tym, że miesięcznie na konto dostajesz pięć. Jak chcesz przeżyć nadchodzące tygodnie? Zamierzasz nie jeść czy nie dojeżdżać na uczelnię? – zgaduje.

Odwracam wzrok. Fakt, trochę mnie ostatnio poniosło, i to nie pierwszy raz.

– To jeszcze nie powód, by przydzielać mi opiekuna prawnego – wytykam zjadliwie.

Justin uśmiecha się pod nosem.

– To nie opiekun prawny. Jego zadaniem będzie odzyskać należne ci pieniądze. Potem zatroszczy się o nie nasz ojciec. Mała…

– Nie mów do mnie mała, bo zacznę cię znowu nazywać JoJo – wchodzę mu w słowo.

Wzrusza ramionami.

– Akurat z twoich ust każde przezwisko jest akceptowalne.

Błazen.

Kelnerka przynosi nam nasze zamówienia, więc chwytam sztućce.

– Ślub w ten weekend.

Słowa przyjaciela sprawiają, że jedzenie staje mi w gardle.

– Naprawdę nie ma odwrotu?

– Bądź dla Nicka łaskawa, bo dla niego to też niełatwa sytuacja. W końcu to tak, jakby miał poślubić młodszą siostrę.

Krzywię się, gdy słyszę te słowa.

– Prawie jak kazirodztwo – wyrzucam z siebie.

– Na szczęście to tylko tymczasowe i nikt niczego od was nie oczekuje! – dopowiada natychmiast. – Sytuacja potrwa kilka tygodni, no! Może miesięcy. Ale potem już będziesz wolna jak wiatr, pieniądze zostaną zabezpieczone, a jeśli Nickowi uda się wykonać plan ojca, to nawet zbierzesz zapas kasy na te twoje schroniska.

– Ale czemu akurat on? – marudzę pod nosem.

Jus przygląda mi się przez chwilę z zaciekawieniem.

– Wciąż zachodzę w głowę, co się między wami wydarzyło.

Przewracam oczami.

– Nic, po prostu twój brat to dupek bez serca, który stale wyzywa mnie od gówniar.

– I tylko to cię tak boli?

– Co masz na myśli?

Widać, że przez chwilę szuka właściwych słów.

– Kiedyś tworzyliśmy paczkę.

– Justin, my nigdy nie tworzyliśmy paczki. Nick i Kev stale narzekali, że ciągniesz mnie z wami do kina czy też na pierwsze imprezy. Między nami jest dziesięć lat różnicy. Przepaść międzypokoleniowa!

– Ze mną się dogadujesz – odbija piłeczkę.

– Bo ty jesteś normalny – wypalam. – No i nie tak stary.

– To wciąż siedem lat – zauważa.

– No nie wiem, to może ty lepiej rozumiesz kobiety. Nieważne! Nick nie jest tak zajebisty i kropka. – Ucinam.

Na chwilę zapada między nami dziwna cisza.

– Będziesz dla niego łagodna?

– Wiesz, że nie, więc po co pytasz?

– To nie pytanie, a prośba – odpiera z uśmiechem.

Odkładam sztućce i zerkam na zegarek.

– Słuchaj, to mój przedostatni semestr, więc muszę skupić się na studiach. On z kolei ma się skoncentrować na firmie taty. Istnieje więc spore prawdopodobieństwo, że po prostu będziemy się mijać i tyle. A teraz uciekam, bo spóźnię się na kolejne zajęcia. – Wstaję z miejsca. – Rozumiem, że skoro zaprosiłeś, to stawiasz? – Wskazuję na nasze talerze.

Justin przewraca oczami.

– Dobrze, że wyciągnąłem cię na ten lunch. Przynajmniej zyskałem pewność, że nie głodujesz.

Pochylam się i składam na jego policzku szybkiego całusa.

– Ja też cię kocham. Miłego dnia!

– Przyjadę po ciebie z Nickiem i razem pojedziemy na lotnisko.

– Owen nie leci? – upewniam się.

Mężczyzna kręci głową.

– Uwielbia cię, ale nie chce wtrącać się w rodzinne problemy. Jesteście więc zdani tylko na mnie.

Już nic nie mówię, tylko macham mu na pożegnanie i wychodzę z restauracji, a następnie ruszam w stronę uczelni. Po drodze piszę do przyjaciółki:

Ja:

Potrzebuję Cię. Możemy się spotkać?

Jej odpowiedź przychodzi niemal od razu.

Cass:

Po zajęciach w schronisku.

***

– Czekaj, mówimy o TYM Nicholasie? – wzdycha z niedowierzaniem.

Odwracam wzrok.

– Tym samym, który wtedy…?

– Cass – rzucam ostrzegawczo, co sprawia, że z miejsca urywa.

– No dobra, nie takich informacji się spodziewałam. I co teraz? – W jej głosie czai się troska.

– A co ma być? W weekend biorę ślub, a następnie zacznę odliczać dni do rozwodu.

– Wasze relacje wciąż są tak napięte?

– Tak, wciąż jestem rozkapryszoną gówniarą, jeśli o to pytasz.

Przyjaciółka przysiada obok mnie na ławeczce i przytula, a ja mrugam, by odgonić wzbierające łzy.

– Nie znam się na firmie taty – przyznaję szeptem. – Gdy więc stryj zaproponował, że zajmie się wszystkim i co miesiąc będzie przelewać na moje konto wynagrodzenie pochodzące z zysków, to się zgodziłam. Nie podejrzewałam, że wykorzysta sytuację. W końcu to brat taty!

– Tyle że oni od dawna darli koty – przypomina ze smutkiem. – Sama o tym wspominałaś.

– No tak, ale myślałam… Kiedy rozmawiał ze mną po jego śmierci, wydawał się przejęty. Uznałam, że puścił w niepamięć tamte konflikty i wziął sobie za cel, by mi pomóc… Przecież oprócz niego i dziadków nie mam nikogo. Nie mogę uwierzyć, że mnie oszukał…

– Kochana, uspokój się. Może pan Johnson nadinterpretuje sytuację? Może to nie tak, że stryj cię okrada, a firma faktycznie zaczęła generować straty? Nie zakładaj z góry wszystkiego, co najgorsze. Poznamy prawdę dopiero wtedy, gdy Nicholas zacznie przeglądać dokumenty. Tymczasem… – Zawiesza znacząco głos. – Możesz wykorzystać nadchodzący czas, by nieco się na nim zemścić.

Podrywam głowę.

– Zemścić?

Na ustach Cassie pojawia się nikczemny uśmiech.

– Masz już dwadzieścia jeden lat, a nie siedemnaście. Jesteś dorosłą i piękną kobietą. Pokaż temu kutasowi, co odrzucił.

Kręcę głową.

– To przeszłość. Nie zamierzam się za nim uganiać. Już mi przeszło.

– Właśnie dlatego uważam, że powinnaś poddać go torturom. Skarbie… – zniża głos do szeptu – …tyle lat do niego wzdychałaś. Oddałaś mu dziewictwo, a on je zdeptał, zwyzywał cię i zniszczył wszystkie twoje marzenia. Fakt, dorosłaś, zmieniłaś się, wyleczyłaś z tamtego zadurzenia, ale przecież każda zemsta najlepiej smakuje na zimno.

– Chcesz, bym go uwiodła? – zdumiewam się.

Na szczęście od razu przeczy ruchem głowy.

– Nie. Chcę, byś mu pokazała, że nie jesteś taka, za jaką cię bierze. Że cieszysz się zainteresowaniem wśród płci przeciwnej. Że sam odrzucił najlepsze, co mogło go w życiu spotkać… Chcę, byś w końcu przedstawiła mu prawdziwą siebie i to w taki sposób, by do końca życia pluł sobie w brodę za to, jak cię potraktował.

Zaprzeczam ruchem głowy.

– Nie, to bez sensu. On nigdy nie patrzył na mnie jak na dziewczynę czy kobietę. Nasi rodzice od zawsze się starali, byśmy traktowali się jak rodzeństwo. Oni mieli być moimi starszymi braćmi, a ja ich młodszą siostrzyczką. Twój plan nigdy się nie uda.

Przyjaciółka zastanawia się przez chwilę nad moimi słowami.

– Cóż, w takim wypadku pokaż mu chociaż prawdziwą siebie, a może w końcu przestaniecie się nienawidzić – sugeruje ostatecznie. – Kilka tygodni wspólnego mieszkania powinno wystarczyć, by naprawić wasze relacje.

– Potrzebuję twojej pomocy…

– Wszystko, co zechcesz. Dawaj.

Spoglądam na nią niepewnie.

– Muszę dziś kupić sukienkę. Pójdziesz ze mną?

Cass uśmiecha się znacząco.

– Zakupy? Zawsze.

– I jeszcze coś… Ja i Nick musimy udawać przed innymi, że się kochamy, dlatego, jeżeli ktoś zacznie pytać, kryj nas – proszę. – Mów, że zaczęliśmy się spotykać po pogrzebie taty, ale w tajemnicy, bo nie wiedzieliśmy, jak zareagują rodzice Nicka. A teraz ten szalony ślub, bo, hmm… – Zaczynam myśleć nad sensowną wymówką.

– Bo coraz gorzej znosisz mieszkanie w pustym domu? – podsuwa.

W mojej głowie pojawia się tak szalona historia, że uśmiecham się od ucha do ucha.

– Nie. Bo on stał się zazdrosny o moich kolegów ze studiów i nalegał na ślub, żebym mu nie uciekła i nie zostawiła jak ostatniego starca – oświadczam.

Cassie uśmiecha się nikczemnie.

– A czy twój przyszły mąż wie o nadchodzącej sesji? – docieka.

Zaprzeczam ruchem głowy.

– Cóż, chcę być przy tym, gdy się dowie. I tak, zamierzam się trzymać tej wersji. Jest idealna.