Wspomnienia z nieistnienia - Rebecca Solnit - ebook + książka

Wspomnienia z nieistnienia ebook

Rebecca Solnit

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Amerykańska eseistka, autorka kultowej książki „Mężczyźni objaśniają mi świat”, wraca tu wspomnieniami do młodości w San Francisco lat osiemdziesiątych. Opowiada o tym, jak rozpierały ją wtedy ciekawość i apetyt na życie, i jak deprymował i przerażał świat, w którym nie tylko nie było dla niej miejsca, ale gdzie na każdym rogu czyhała na nią przemoc. Opisuje trudny okres dorastania i budowania siebie – jako kobiety i niezależnej intelektualistki. Tytułowe nieistnienie niesie tu wiele znaczeń. Jest lirycznym namysłem nad młodzieńczą potencjalnością i wspomnieniem kogoś, kogo już nie ma, bo wraz z upływem czasu zmieniamy się w inną osobę. Jest gniewnym wezwaniem do tego, by zwrócić kobietom władzę nad ich ciałami, oddać im głos i godność. Jest upomnieniem się o prawo kobiet do życia wolnego od lęku. Jest pełnym buntu manifestem w obronie miejsca kobiet w języku, historii, kulturze, przestrzeni publicznej.

Solnit szuka w tej książce źródeł swojego pisarstwa i odnajduje je przy biurku podarowanym jej przez przyjaciółkę, która była ofiarą przemocy. To ono kazało jej odnaleźć własny głos. Zastanawia się też nad własnymi strategiami przetrwania we wrogim świecie: „Stałam się specjalistką od usuwania się w cień, od wymykania się i wycofywania, od wysmykiwania się z niewygodnych sytuacji, od unikania niechcianych uścisków, pocałunków i dłoni, od zajmowania coraz mniej miejsca w autobusie, gdy kolejny mężczyzna zawłaszczał ciałem moją przestrzeń, od stopniowego dystansowania się i nagłej nieobecności. Od sztuki nieistnienia, ponieważ istnienie było jednym wielkim zagrożeniem”.

Osobista książka o mocnym politycznym wydźwięku.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 301

Oceny
4,0 (40 ocen)
14
15
10
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Karwatanna

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo inspirująca. Porusza ważne, trudne, ciężkie tematy. Styl nie jest prosty, jeśli go czytać, to z uwagą. Cenna lektura dla tych, którzy chcą być zmianą w świecie. Charakterystyczny styl autorki "Mężczyźni objaśniają mi świat" oraz powtarzalność poruszanych tematów sprawia, że czytelnik odnosi wrażenie jakby w kółko czytał o tym samym. Mimo to, chyba warto.
00
monikans

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowita, pełna analizy, refleksji nad pozycją kobiety w społeczeństwie . Bez wrogości , ale w oparciu o fakty i swoje bogate doświadczenia przedstawia świat, w którym traktowanie kobiet jest dalekie od poprawności. Intelektualna przygoda.
00
DonB7

Nie oderwiesz się od lektury

Znakomita Książki Przeczytanie przez kobiety powinno być obowiazkowe, a przez mężczyzn nakazane urzędowo Naprawdę warto przeczytać
00
Adriana89

Dobrze spędzony czas

Inspirująca historia ❤️
00
akloch

Dobrze spędzony czas

Solnit jak zawsze super!
00

Popularność




Spis treści

Swobodnie w nocy

Przypisy

Punkty orientacyjne

Cover

Tekst

Prawa autorskie

Przypisy

Swo­bod­nie w no­cy

1

Pew­ne­go dnia w 2011 ro­ku do­sta­łam na Fa­ce­bo­oku za­pro­sze­nie do zna­jo­mych od ko­le­gi z col­le­ge’u. Po­zna­łam go, ma­jąc sie­dem­na­ście lat, i przez kil­ka lat mie­li­śmy ze so­bą kon­takt; ce­ni­łam go wte­dy ja­ko god­ne­go za­ufa­nia czło­wie­ka, z któ­rym mo­głam roz­ma­wiać, mo­że ze wzglę­du na to, kim był, czy na to, kim był w mo­ich wy­obra­że­niach, al­bo dla­te­go, że lu­ki w tym, co o nim wie­dzia­łam, wy­peł­nia­łam tym, cze­go po­trze­bo­wa­łam. Z en­tu­zja­zmem do­da­łam go do zna­jo­mych i by­łam cie­ka­wa, co dzia­ło się w je­go ży­ciu przez te la­ta, kie­dy nie mie­li­śmy kon­tak­tu, i kim jest dzi­siaj. Na­pi­sał, że mo­je po­glą­dy po­li­tycz­ne go od­strę­cza­ją, ale chciał­by prze­słać mi ko­pie li­stów, któ­re do nie­go pi­sa­łam. Gdy dzię­ki tej wia­do­mo­ści zro­zu­mia­łam, że jest kon­ser­wa­ty­stą, to, co w mło­do­ści wy­da­wa­ło mi się w nim ta­jem­ni­cze czy eg­zo­tycz­ne, mo­men­tal­nie sta­ło się zro­zu­mia­łe. Nie do­wie­dzia­łam się już ni­cze­go wię­cej o nim, za to do­wie­dzia­łam się cze­goś o so­bie.

Kil­ka ty­go­dni póź­niej przy­szła pocz­tą brą­zo­wa ko­per­ta. Tro­chę się oba­wia­łam spo­tka­nia oko w oko z na­sto­lat­ką, któ­ra by­ła au­tor­ką li­stów, dla­te­go z otwar­ciem ko­per­ty zwle­ka­łam kil­ka lat. Kse­ro­ko­pie li­stów pi­sa­nych na żół­tych kart­kach w li­nie drob­nym, sta­ran­nym pi­smem, już nie mo­im, po­ka­za­ły mi oso­bę, któ­ra nie umie mó­wić. To stwier­dze­nie ma kil­ka zna­czeń. Mło­da pi­sar­ka, któ­rej sło­wa czy­ta­łam, nie po­tra­fi­ła pi­sać z ser­ca, choć stać ją by­ło na czu­łość. By­ła zlep­kiem cy­ta­tów i alu­zji, ob­co­ję­zycz­nych zwro­tów i pe­ry­fraz, wy­nio­sło­ści i pre­ten­sjo­nal­no­ści, uni­ków i po­mie­sza­nia – pró­bo­wa­ła uży­wać ję­zy­ka, na któ­re­go for­mę zwra­ca­ła tak bacz­ną uwa­gę, że pra­wie ni­cze­go nie uda­wa­ło jej się prze­ka­zać lub też waż­ne wy­da­rze­nia opi­sy­wa­ne by­ły mi­mo­cho­dem, w zda­niach, któ­re ca­łą ener­gię tra­ci­ły na coś, co nie mia­ło zna­cze­nia. Na­gro­ma­dzi­ła mnó­stwo słów, fraz, spo­so­bów bu­do­wa­nia zda­nia i to­nów wy­po­wie­dzi i wy­pró­bo­wy­wa­ła je po ko­lei, jak ktoś, kto do­pie­ro za­czy­na się uczyć gry na in­stru­men­cie i w je­go wpraw­kach po­ja­wia­ją się pi­ski i zgrzy­ty. Mó­wi­ła róż­ny­mi gło­sa­mi, bo nie wie­dzia­ła, jak brzmi jej głos, a wła­ści­wie jesz­cze go nie od­kry­ła.

W tym za­le­wie słów zna­lazł się frag­ment, któ­ry mnie za­sko­czył. Opi­sy­wa­łam osiem­na­ste uro­dzi­ny, któ­re wy­pra­wi­łam młod­sze­mu bra­tu nie­ca­ły rok po tym, jak wpro­wa­dzi­łam się do miesz­ka­nia przy Lyon Stre­et. Mnó­stwo lu­dzi zo­sta­ło po­ma­za­nych po­le­wą cze­ko­la­do­wą, sprzęt gra­ją­cy ob­sy­pa­ny był tal­kiem, a w wan­nie le­ża­ły ręcz­ni­ki prze­siąk­nię­te szam­pa­nem – pi­sa­łam z du­mą. Po­tem prze­szłam do te­ma­ty­ki mo­ich przy­szłych ese­jów, choć mia­ło upły­nąć jesz­cze kil­ka lat, za­nim opu­bli­ko­wa­łam pierw­szy tekst.

Wspo­mnia­łam o „dłu­gim ese­ju, w któ­rym chcę dojść do te­go, co to zna­czy – to mo­je za­mi­ło­wa­nie do od­by­wa­nia no­cą dłu­gich sa­mot­nych spa­ce­rów, wią­żą­ce się z tym nie­bez­pie­czeń­stwa (da­łam so­bie z ni­mi spo­kój; kil­ka ty­go­dni te­mu o ma­ło nie zo­sta­łam na­pad­nię­ta), i jak to wpły­wa na mo­ją po­sta­wę wo­bec fe­mi­ni­zmu – co war­te są po­stę­py ostat­nich de­kad, sko­ro wol­ność prze­miesz­cza­nia się za­czę­ła wią­zać się z tak wiel­kim nie­bez­pie­czeń­stwem. Więk­szość ko­biet miesz­ka­ją­cych w mia­stach ży­je jak w stre­fie dzia­łań wo­jen­nych. […] Tak czy ina­czej, to kosz­tu­je – pół­to­ra ro­ku ży­cia w cią­głym na­pię­ciu i lę­ku przed ata­kiem wy­pa­czy­ło mi mózg. Ten esej bę­dzie gi­gan­tycz­nym po­ema­tem pro­zą, ana­li­zą (a przy­naj­mniej hym­nem na cześć) na­tu­ry no­cy”.

Ten esej wła­ści­wie nie po­wstał, choć po­tem czę­sto pi­sa­łam apo­lo­gie ciem­no­ści, usi­ło­wa­łam cza­sem od­wró­cić me­ta­fo­rycz­ny po­rzą­dek, we­dług któ­re­go do­bro to ja­sność czy biel, a czerń i ciem­ność to zło, z nie­od­łącz­ny­mi ko­no­ta­cja­mi ra­si­stow­ski­mi, a na­wet wy­da­łam książ­kę pod ty­tu­łem Na­dzie­ja w mro­ku. Wie­le lat po na­pi­sa­niu te­go li­stu po­byt na pu­sty­ni na­uczył mnie mi­ło­ści do cie­nia i do no­cy ja­ko ulgi od wy­cień­cza­ją­ce­go skwa­ru i świa­tła dnia. Czte­ry la­ta po sfor­mu­ło­wa­niu te­go am­bit­ne­go za­mia­ru na­pi­sa­nia o płci i no­cy po raz pierw­szy pod­ję­łam te­mat prze­mo­cy wo­bec ko­biet, jak rów­nież na­sze­go ogra­ni­czo­ne­go do­stę­pu do prze­strze­ni pu­blicz­nej, okro­jo­nej wol­no­ści prze­miesz­cza­nia się i bra­ku rów­no­ści na każ­dym po­lu; póź­niej jesz­cze wie­lo­krot­nie wra­ca­łam do tych te­ma­tów.

Gdy pra­wie dwa­dzie­ścia lat po­tem pi­sa­łam książ­kę o pie­szych wę­drów­kach, za­cy­to­wa­łam Sy­lvię Plath, któ­ra ja­ko dzie­więt­na­sto­lat­ka oznaj­mi­ła: „To, że uro­dzi­łam się ko­bie­tą, jest dla mnie strasz­li­wą tra­ge­dią. […] Wła­śnie, tra­wią­ca mnie chęć wmie­sza­nia się w to­wa­rzy­stwo ko­le­ja­rzy, ma­ry­na­rzy, żoł­nie­rzy lub pi­ja­ków – by być czę­ścią gru­py, ano­ni­mo­wo, słu­cha­jąc, za­pa­mię­tu­jąc – wszyst­ko to jest nie­moż­li­we przez fakt, że je­stem dziew­czy­ną, ko­bie­tą, za­wsze na­ra­żo­ną na na­tręc­two i gwałt. Mo­je nie­od­par­te za­in­te­re­so­wa­nie męż­czy­zna­mi i ich ży­ciem czę­sto by­wa źle zro­zu­mia­ne ja­ko chęć uwie­dze­nia ich, ja­ko za­pro­sze­nie do flir­tu. A ja, na Bo­ga, chcę z każ­dym roz­ma­wiać, tak szcze­rze jak to moż­li­we. Chcę móc spać pod go­łym nie­bem, swo­bod­nie wę­dro­wać w no­cy”1. Czy­ta­jąc ten ury­wek dłu­go po tym, jak umie­ści­łam go w książ­ce, za­sta­na­wia­łam się, kim mo­gła­by być, gdy­by mo­gła, jak to się mó­wi, pójść, gdzie ją no­gi po­nio­są, gdy­by mo­gła ko­rzy­stać z wol­no­ści, ja­ką da­ją mia­sto, na­tu­ra i noc, i o tym, że sa­mo­bój­stwo po­peł­nio­ne w kuch­ni w wie­ku trzy­dzie­stu lat na pew­no czę­ścio­wo by­ło skut­kiem uwię­zie­nia ko­biet w prze­strze­niach do­mo­wych i w do­mo­wych de­fi­ni­cjach.

Dzie­ci to zwie­rzę­ta dzien­ne. Ży­cie noc­ne z per­spek­ty­wy oso­by, któ­ra do­pie­ro we­szła w do­ro­słość, sta­no­wi­ło nie­mal sy­no­nim no­we­go ży­cia zmy­sło­wo­ści i sek­su­al­no­ści, wol­no­ści po­ru­sza­nia się i pró­bo­wa­nia no­wych do­świad­czeń, da­wa­ło nie­ja­sne po­czu­cie, że za­sa­dy nie­co się za­cie­ra­ją po za­cho­dzie słoń­ca. Ży­cie noc­ne. Klu­by noc­ne. Kosz­ma­ry noc­ne. Pierw­szy hit Pat­ti Smith, Be­cau­se the Ni­ght, na­gra­ny le­d­wie kil­ka lat wcze­śniej, mó­wił o tym, że noc na­le­ży do ko­chan­ków i do mi­ło­ści. Mi­łość upra­wia się prze­waż­nie w pół­mro­ku czy w ciem­no­ści, a ciem­ność – nie­dzia­ła­nie wzro­ku, na­sze­go naj­bar­dziej ra­cjo­nal­ne­go zmy­słu, prze­bu­dze­nie in­nych zmy­słów, nie­re­al­ność, ja­kiej na­bie­ra świat, gdy od­wra­ca się od słoń­ca i otwie­ra na ga­lak­ty­kę – sa­ma po­tra­fi być ero­tycz­nym uści­skiem.

Gdy mia­łam osiem­na­ście lat, od ciot­ki o cią­go­tach ar­ty­stycz­nych do­sta­łam Ostę­py no­cy Dju­ny Bar­nes i za­ko­cha­łam się w tym, co ta po­wieść wy­czy­nia ze sło­wa­mi, z ro­man­tycz­nym roz­bu­cha­niem cier­pie­nia i utra­ty. Dziś pa­mię­ta się o niej prze­waż­nie ja­ko o po­wie­ści les­bij­skiej, po­nie­waż kość­cem fa­bu­ły, osa­dzo­nej głów­nie w Pa­ry­żu, jest mi­łość No­ry Flo­od do nie­uchwyt­nej Ro­bin Vo­te. W po­wie­ści do­mi­nu­ją jed­nak zbu­do­wa­ne jak ody mo­no­lo­gi wy­gła­sza­ne przez za­miesz­ku­ją­ce­go stry­chy trans­we­sty­tę i ga­du­łę dok­to­ra Mat­thew O’Con­no­ra, „Ir­land­czy­ka z dziel­ni­cy Bar­ba­ry Co­ast (Pa­ci­fic Stre­et, San Fran­ci­sco), któ­re­mu za­in­te­re­so­wa­nia gi­ne­ko­lo­gicz­ne ka­za­ły prze­mie­rzyć już pół świa­ta”2. Dok­tor świet­nie zna się na no­cy, no­cy ro­zu­mia­nej ja­ko ta­jem­ni­ce ludz­kie­go ser­ca i płyn­ność te­go, kim je­ste­śmy, i głu­po­ta sa­mo­okre­śla­nia się i prze­ko­na­nia, że wie­my, co po­win­no być nam dro­gie. „Dzień jest ob­my­śla­ny i pod­su­mo­wy­wa­ny, ale no­cy za­pla­no­wać nie spo­sób – ta­kie sło­wa kie­ru­je do No­ry Flo­od. – Po jed­nej stro­nie le­ży Bi­blia, ko­szu­la noc­na po dru­giej. Noc – »Strzeż się tych ciem­nych drzwi«”3.

Dok­tor O’Con­nor jest wróż­bi­tą, jak her­ma­fro­dy­ta Tej­re­zjasz z Kró­la Edy­pa – kimś, kto ro­zu­mie i męż­czyzn, i ko­bie­ty, ich pra­gnie­nia, ich wy­obra­że­nia oraz to, co ro­bią, ra­zem i osob­no. Noc to prze­strzeń, w któ­rej rzą­dzi po­etyc­ka in­tu­icja, nie lo­gi­ka, prze­strzeń, w któ­rej wy­czu­wa się to, cze­go się nie wi­dzi. Mo­że dok­tor O’Con­nor jest no­cą, a przy­naj­mniej jej wy­rocz­nią i ka­pła­nem. W tam­tym li­ście do zna­jo­me­go, któ­ry na­pi­sa­łam ja­ko na­sto­lat­ka, stwier­dzi­łam, że chcę za­sto­so­wać dra­pież­ny li­ryzm Dju­ny Bar­nes do wła­sne­go do­świad­cze­nia, ze­spo­lić po­ety­kę te­go, cze­go pra­gnę, z po­li­ty­ką sta­no­wią­cą o po­wo­dach, dla któ­rych trud­no mi to osią­gnąć. Do ko­go na­le­ży noc? Mia­łam po­czu­cie, że nie do mnie.

2

Za to przy­naj­mniej na­le­ża­ły do mnie książ­ki. Za­mknię­ta książ­ka ma kształt pro­sto­ką­ta, jest cien­ka jak list lub gru­ba jak szka­tu­ła czy ce­gła. Otwar­ta wy­glą­da jak dwa skrzy­dła z pa­pie­ru i, je­śli spoj­rzeć na nią pod pew­nym ką­tem, przy­po­mi­na sze­ro­ki klucz pta­ków w lo­cie. My­ślę o tym, a po­tem o ko­bie­tach, któ­re zmie­nia­ją się w pta­ki, a po­tem o Fi­lo­me­li, któ­ra w grec­kim mi­cie zo­sta­je zmie­nio­na w sło­wi­ka po tym, jak mąż sio­stry ją zgwał­cił, a po­tem ści­gał, chcąc za­bić.

W ję­zy­ku an­giel­skim ni­gh­tin­ga­le, sło­wik, to sło­wo sta­re, skle­co­ne ze słów, któ­re ozna­cza­ją noc i śpie­wa­ka. Cie­ka­we, czy Ke­ats miał na my­śli Fi­lo­me­lę, gdy pi­sał Odę do sło­wi­ka, i czy ja o niej pa­mię­ta­łam, gdy w jed­nym z mo­ich snów wy­stą­pi­ło i la­ta­nie, i Ke­ats. Au­tor Ody wy­obra­ża so­bie, że „Po­ezja na skrzy­dłach za­bie­rze mnie z so­bą / Nie­wi­dzial­nych” do ciem­ne­go la­su – „nikt tu­taj świa­tłem nie od­dy­cha” i „Noc jest ci­cha”4. Te ostat­nie sło­wa, ten­der is the ni­ght, z przy­jem­no­ścią uj­rza­łam po­now­nie w ty­tu­le po­wie­ści F. Scot­ta Fit­zge­ral­da Czu­ła jest noc, któ­ra rów­nież mó­wi o ka­zi­rodz­twie i gwał­cie, o spo­wi­ja­ją­cym je mil­cze­niu i o tym, jak do­zna­na krzyw­da za­ta­cza co­raz szer­sze krę­gi. Za­rów­no po­ezja Ke­at­sa, jak i po­wieść Fit­zge­ral­da po­ja­wi­ły się w mo­im ży­ciu, gdy mia­łam sie­dem­na­ście lat i wresz­cie na­uczy­łam się, jak czy­tać bar­dziej wni­kli­wie, tak by wi­dzieć w każ­dej opo­wie­ści war­stwy, z któ­rych się skła­da, echa, od­nie­sie­nia do in­nych dzieł, me­ta­fo­ry.

Prze­mia­ny Owi­diu­sza, w tym hi­sto­rię Fi­lo­me­li i in­nych zgwał­co­nych bo­giń, nimf i śmier­tel­ni­czek, po­zna­łam du­żo wcze­śniej. W tych mi­tach ko­bie­ty za­wsze osta­tecz­nie zmie­nia­ły się w coś in­ne­go, po­nie­waż by­cie ko­bie­tą jest zbyt trud­ne, zbyt nie­bez­piecz­ne. Ucie­ka­ją­ca przed Apol­li­nem Daf­ne zo­sta­je prze­mie­nio­na w waw­rzyn – wie­dzia­łam to, za­nim jesz­cze na­uczy­łam się na pa­mięć wier­sza An­drew Ma­rvel­la Ogród, mię­dzy in­ny­mi wer­sów:

Po­dob­ni bo­gom, któ­rzy po­ścig

Za ziem­skim kształ­tem na­mięt­no­ści

Koń­czy­li zwy­kle w cie­niu drze­wa5.

Oma­wia­łam ten wiersz na tych sa­mych za­ję­ciach ze wstę­pu do li­te­ra­tu­ry, na któ­rych czy­ta­li­śmy Le­dę i ła­bę­dzia Yeat­sa; utwór, któ­ry, jak to wi­dzę dzi­siaj, nie­po­ko­ją­co szcze­gó­ło­wo opi­su­je gwałt na ko­bie­cie do­ko­na­ny przez bo­ga pod po­sta­cią ła­bę­dzia: „Jak­że mo­gą ode­pchnąć prze­ra­żo­ne pal­ce / Pysz­ność pie­rza­stą od ud roz­luź­nio­nych?”6. Z ust oso­by pro­wa­dzą­cej za­ję­cia nie pa­dło stwier­dze­nie, że wie­le mi­tów grec­kich mó­wi o gwał­cie i ko­bie­tach, któ­re pró­bu­ją go unik­nąć. Nie dla­te­go, jak są­dzę, że ja­ko mło­dzież by­li­śmy zbyt de­li­kat­ni, by na­ra­żać nas na wie­dzę, któ­rej wszę­dzie by­ło peł­no, nie tyl­ko w so­ne­tach i li­te­ra­tu­rze sta­ro­żyt­nej, lecz tak­że w pio­sen­kach pop – po pro­stu o re­al­no­ści, wszech­obec­no­ści i dłu­go­fa­lo­wych skut­kach gwał­tu dziw­nie się nie mó­wi­ło, ani w sztu­ce, ani w ży­ciu. Nam rów­nież ob­cię­to ję­zy­ki.

Owi­diusz pi­sze, że po­zba­wio­na ję­zy­ka Fi­lo­me­la przed­sta­wia hi­sto­rię do­ko­na­ne­go na niej gwał­tu na utka­nym przez sie­bie go­be­li­nie i na mi­gi prze­ka­zu­je ży­cze­nie, by go­be­lin do­star­czo­no jej sio­strze, żo­nie spraw­cy. Gdy praw­dy nie moż­na wy­ra­zić sło­wa­mi, ko­mu­ni­ku­je się ją nie wprost; gdy mo­wa zo­sta­je ode­bra­na, prze­ma­wia coś in­ne­go – cza­sa­mi sa­mo cia­ło, za po­mo­cą ti­ków, pa­rok­sy­zmów, odrę­twie­nia lub pa­ra­li­żu, któ­re sym­bo­li­zu­ją to, co za­szło. W mi­cie o Fi­lo­me­li do­cho­dzi do ko­lej­nych ma­ka­brycz­nych zda­rzeń, wresz­cie na ko­niec obie sio­stry zo­sta­ją prze­mie­nio­ne w pta­ki. W nie­któ­rych wer­sjach noc­ną śpie­wacz­ką, sło­wi­kiem, zo­sta­je sio­stra Fi­lo­me­li. W Śnie no­cy let­niej wróż­ki, śpie­wa­jąc swo­jej kró­lo­wej do snu, przy­wo­łu­ją Fi­lo­me­lę – mo­że uro­dę jej gło­su, a mo­że to, jak zo­sta­ła zwie­dzio­na i oszu­ka­na ja­ko ko­bie­ta.

Ke­at­sow­ski sło­wik nie jest ofia­rą z krwi i ko­ści, lecz fi­gu­rą trans­cen­dent­ną, któ­rej nie do­ty­czy ludz­kie cier­pie­nie. „Nie dla śmier­ci stwo­rzo­nyś, nie­śmier­tel­ny pta­ku! – zwra­ca się do nie­go. – Cie­bie zdep­tać nie śmia­ły głod­ne po­ko­le­nia”7. Na­uczy­łam się tych wer­sów, gdy prze­czy­ta­łam odę po raz pierw­szy, a mo­że po pro­stu za­pa­dły mi one w pa­mięć, jak wie­le in­nych wer­sów, któ­re wów­czas czy­ta­łam, tak jak­by by­ły ce­gła­mi, z któ­rych bu­do­wa­łam fun­da­ment. Ke­ats my­śli o sło­wi­czym śpie­wie sły­sza­nym daw­no te­mu, o sło­wach, któ­re trwa­ją przez nie­zli­czo­ne stu­le­cia. Sło­wik jest po­ezją lub tym, do cze­go pro­wa­dzi nas po­ezja – trwa­łe skrzy­dła słów i ulot­ność snu­tej przez nie nar­ra­cji – schro­nie­niem, miej­scem ist­nie­ją­cym po­za cza­sem. Miej­scem ist­nie­ją­cym nie­za­leż­nie od cia­ła. Prze­mia­na w sło­wi­ka nie zdą­ży­ła oca­lić Fi­lo­me­li przed gwał­tem, oka­le­cze­niem, uci­sze­niem i uwię­zie­niem, oca­la ją jed­nak przed śmier­cią z rę­ki za­bój­cy. Py­ta­nie, czy zmia­nę w coś in­ne­go moż­na na­zwać prze­trwa­niem.

Książ­ka – ptak, któ­ry jest rów­no­cze­śnie ce­głą. Swo­ją za­czy­ta­ną ko­lek­cję w bro­szu­ro­wych opra­wach umie­ści­łam w po­usta­wia­nych jed­na na dru­giej pla­sti­ko­wych skrzyn­kach po pi­wie, któ­re po­je­dyn­czo pod­kra­da­łam sprzed skle­pów mo­no­po­lo­wych, w no­cy, gdy by­ły za­mknię­te; póź­niej, kie­dy uda­ło mi się zdo­być drew­nia­ne re­ga­ły, od­nio­słam skrzyn­ki tam, skąd je za­bra­łam. Mo­je sta­do się po­więk­sza­ło, aż wresz­cie dłu­gi rząd re­ga­łów zwę­ził przej­ście w ko­ry­ta­rzu, książ­ki wy­peł­ni­ły po­ło­wę sa­lo­nu i pię­trzy­ły się w chwiej­nych sto­sach na biur­ku i in­nych po­wierzch­niach.

Umysł wy­peł­nia się lek­tu­ra­mi po­nie­kąd tak, jak dom książ­ka­mi, a ra­czej książ­ki, przed­mio­ty ma­te­rial­ne, zaj­mu­ją miej­sce w pa­mię­ci i sta­ją się czę­ścią wy­po­sa­że­nia wy­obraź­ni. Czy­ta­jąc, two­rzy­łam swo­ją li­te­rac­ką pod­bu­do­wę, usta­wia­łam punk­ty od­nie­sie­nia na ma­pie świa­ta, gro­ma­dzi­łam na­rzę­dzia do ro­zu­mie­nia te­go świa­ta oraz sie­bie w nim. Po świe­cie ksią­żek po­ru­sza­łam się prze­waż­nie bez prze­wod­ni­ków al­bo czy­ta­łam to, co do­sta­łam. By­łam wte­dy nie­gar­dzą­cym ni­czym wszyst­ko­żer­cą, ja­ki­mi czę­sto by­wa­ją mło­dzi, rów­nież w sto­sun­ku do lu­dzi – nie­pew­ni wła­snych kry­te­riów, co ich kar­mi, a co od­bie­ra im si­ły. Czy­ta­łam za­tem wszyst­ko, co wpa­dło mi w rę­ce, a po­tem na­uczy­łam się wy­ty­czać ścież­ki w le­sie ksią­żek, iden­ty­fi­ko­wać punk­ty orien­ta­cyj­ne, roz­po­zna­wać po­kre­wień­stwa.

Ko­cha­łam książ­ki rów­nież ja­ko przed­mio­ty i ko­cham do dzi­siaj. Co­dex, szka­tu­ła, któ­ra jest pta­kiem, drzwi do świa­ta, wciąż wy­da­ją mi się ma­gicz­ne i wciąż, gdy wcho­dzę do księ­gar­ni czy bi­blio­te­ki, mam prze­ko­na­nie, że być mo­że sto­ję na pro­gu i za­raz otwo­rzą się drzwi do te­go, cze­go naj­bar­dziej po­trze­bu­ję czy pra­gnę, i cza­sa­mi drzwi rze­czy­wi­ście się otwie­ra­ją. Gdy to się zda­rza, po­ja­wia­ją się za­chwyt i epi­fa­nia to­wa­rzy­szą­ce no­we­mu wi­dze­niu świa­ta, od­kry­wa­niu wzo­rów, któ­rych ist­nie­nia się nie po­dej­rze­wa­ło, wej­ściu w po­sia­da­nie nie­wy­obra­żal­ne­go do nie­daw­na in­stru­men­ta­rium do opi­sa­nia te­go, co się od­kry­ło, oraz uro­dzie i mo­cy słów.

Czy­sta przy­jem­ność po­zna­wa­nia no­wych gło­sów, my­śli i moż­li­wo­ści, peł­niej­sze spoj­rze­nie na świat, czy to w ja­kimś sub­tel­nym aspek­cie, czy na ogrom­ną ska­lę, roz­bu­do­wa­nie ma­py wszech­świa­ta lub wy­peł­nia­nie jej luk – to wszyst­ko za ma­ło się sła­wi, po­dob­nie jak szczę­ście od­kry­wa­nia pra­wi­dło­wo­ści i zna­czeń. Nie­mniej ta­kie prze­bu­dze­nia co pe­wien czas się zda­rza­ją i za każ­dym ra­zem bu­dzą ra­dość.

Przy­pi­sy

Swo­bod­nie w no­cy

1 Sy­lvia Plath, Dzien­ni­ki 1950–1962, oprac. Ka­ren V. Ku­lil, przeł. Jo­an­na Urba, Pa­weł Sta­chu­ra, War­sza­wa: Pró­szyń­ski i S-ka, 2004, s. 79.

2 Dju­na Bar­nes, Ostę­py no­cy, przeł. Mar­cin Szu­ster, Wro­cław: Osso­li­neum, 2018, s. 21.

3 Dju­na Bar­nes, Ostę­py no­cy, przeł. Mar­cin Szu­ster, Wro­cław: Osso­li­neum, 2018, s. 90.

4 John Ke­ats, Oda do sło­wi­ka, przeł. Je­rzy Pietr­kie­wicz, w: Po­eci ję­zy­ka an­giel­skie­go, wy­bór i oprac. Hen­ryk Krzecz­kow­ski, Je­rzy S. Si­to, Ju­liusz Żu­ław­ski, War­sza­wa: PIW, 1971, t. II, s. 379–380.

5 An­drew Ma­rvell, Ogród, przeł. Je­rzy S. Si­to, w: Po­eci ję­zy­ka an­giel­skie­go, wy­bór i oprac. Hen­ryk Krzecz­kow­ski, Je­rzy S. Si­to, Ju­liusz Żu­ław­ski, War­sza­wa: PIW, 1971, t. I, s. 709.

6 W.B. Yeats, Le­da i ła­będź, przeł. Je­rzy Pietr­kie­wicz, w: J. Pietr­kie­wicz, An­to­lo­gia li­ry­ki an­giel­skiej1300–1950, War­sza­wa: In­sty­tut Wy­daw­ni­czy PAX, 1997, s. 273.

7 John Ke­ats, Oda do sło­wi­ka, przeł. Je­rzy Pietr­kie­wicz, w: Po­eci ję­zy­ka an­giel­skie­go, wy­bór i oprac. Hen­ryk Krzecz­kow­ski, Je­rzy S. Si­to, Ju­liusz Żu­ław­ski, War­sza­wa: PIW, 1971, t. II, s. 381.

Ty­tuł ory­gi­na­łu: Re­col­lec­tions of My No­ne­xi­sten­ce

Re­dak­cja: Mi­łosz Bie­drzyc­ki

Opie­ka re­dak­cyj­na: Ewa Ślu­sar­czyk

Ko­rek­ta: Mar­cin Grab­ski

Kon­wer­sja do for­ma­tów EPUB i MO­BI: Mał­go­rza­ta Wi­dła

Pro­jekt gra­ficz­ny: Prze­mek Dę­bow­ski

Co­py­ri­ght © 2020 by Re­bec­ca Sol­nit

Co­py­ri­ght © for the trans­la­tion by Agniesz­ka Po­koj­ska, 2022

ISBN 978-83-67016-11-7

168. książ­ka wy­daw­nic­twa Ka­rak­ter

Wy­daw­nic­two Ka­rak­ter

ul. Gra­bow­skie­go 13/1, 31-126 Kra­ków

Wy­da­je­my, co się nam po­do­ba

ka­rak­ter.pl

Za­pra­sza­my in­sty­tu­cje, or­ga­ni­za­cje oraz bi­blio­te­ki do skła­da­nia za­mó­wień hur­to­wych z atrak­cyj­ny­mi ra­ba­ta­mi. Do­dat­ko­we in­for­ma­cje do­stęp­ne pod ad­re­sem sprze­daz@ka­rak­ter.pl oraz pod nu­me­rem te­le­fo­nu 511 630 317