Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ziuta ma 8 lat, gdy w lutym 1940 roku z całą rodziną zostaje deportowana do gułagu w obwodzie wołogodzkim. Pełna znojów podróż w bydlęcych wagonach jest tylko zapowiedzią katorżniczej pracy, głodu, chorób i ciągłego strachu, które staną się ich codziennością. Po wielu miesiącach, dzięki desperackiej decyzji ojca, rodzina Nowickich ucieka z łagru i przedostaje się do Kujbyszewa. Tam dociera do nich wiadomość, że szlachetny maharadża Jam Saheb Digvijay Sinhji zaofiarował opiekę pięciuset polskim dzieciom. Czy dla Ziuty Indie staną się krainą wybawienia?
"Jestem głęboko wzruszona tym pięknym świadectwem. Imogene Salva zachowuje element nadziei w każdym rozdziale i przypomina nam, że jasne światło wiary, nadziei i miłości zawsze zwycięży nad ciemnością i rozpaczą."
Cesarzowa Iranu Farah Pahlavi
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 359
Jestem głęboko wzruszona tym pięknym świadectwem. To naprawdę zdumiewające, że matka Imogene Salvy, Ziuta, spotkała w nowojorskim szpitalu mojego zmarłego męża, Jego Wysokość Mohammada Rezę Pahlavi, i opiekowała się nim w krytycznym momencie pod koniec jego życia. Dziękuję za przywołanie szlachetnej decyzji Jego Wysokości Mohammada Rezy Pahlavi, który w roku 1941 udzielił schronienia polskim obywatelom uciekającym z komunistycznej Rosji. Podczas drugiej wojny światowej wielu Polaków na stałe osiedliło się w Iranie, by tutaj budować swoją przyszłość. Życie często nas zaskakuje i w najmniej sprzyjających okolicznościach można doświadczyć pozytywnych emocji. Imogena Salva zachowuje element nadziei w każdym rozdziale i przypomina nam, że jasne światło wiary, nadziei i miłości zawsze zwycięży nad ciemnością i rozpaczą.
Cesarzowa Iranu Farah Pahlavi
Porywająca opowieść Imogene o wojennych wędrówkach jej mamy ukazuje światu potęgę serca pełnego współczucia, takiego jak serca maharadży Jam Saheba, który ocalił tysiące niewinnych dzieci i umożliwił przetrwanie przyszłym pokoleniom. Czuję się uczestniczką tej dramatycznej podróży wraz z wieloma innymi ocalałymi, jak mama Imogene, a słowa, z których jej córka utkała tę opowieść, poruszą wasze serca.
Anu Radha, twórczyni filmu dokumentalnego Mała Polska w Indiach
W książce Wypatruj naszej gwiazdy Imogene Salva odtwarza emocje i atmosferę dramatycznych doświadczeń wojennych swojej matki Józefy Nowickiej. Była ona jedną spośród dwóch milionów polskich obywateli deportowanych przez stalinowską bezpiekę w głąb Rosji, na Syberię i do Azji Środkowej. Fakt ten jest mało znany mieszkańcom Zachodu. Wszyscy wiemy o niemieckiej inwazji na Polskę w roku 1939, a także o potwornych zbrodniach dokonywanych pod okupacją hitlerowskich Niemiec. Niekoniecznie jednak zdajemy sobie sprawę z równoległej inwazji Armii Czerwonej na tereny wschodniej Polski i z okropieństw okupacji sowieckiej. Trzecia Rzesza Adolfa Hitlera była wrogiem zachodnich demokracji i przywykliśmy używać jej jako jedynej miary naszego postrzegania „dobra” i „zła”. Odkąd stalinowski Związek Radziecki stał się sojusznikiem Zachodu i głównym zwycięzcą nad hitlerowskim Wehrmachtem, mamy skłonność oceniać sowiecką historię według innych standardów, ignorując splamioną krwią dyktaturę, masowe mordy, okrucieństwo, a także odrażającą rolę, jaką odegrał Stalin w pierwszych latach wojny. Imogene Salva rekonstruuje niebezpieczną wojenną wędrówkę swojej mamy z Polski do Rosji, do Azji Środkowej, a ostatecznie aż do Indii, gdzie Ziuta Nowicka znalazła schronienie. Jej opowieść skłania nas, byśmy przemyśleli sobie wszystko raz jeszcze i zwrócili baczniejszą uwagę na triumf ludzkiego ducha.
Norman Davis, autor książek Europa i Serce Europy
Projekt okładki
Katarzyna Konior/studio.bluemango.pl
Redakcja
Małgorzata Burakiewicz
Redaktor prowadzący
Barbara Czechowska
Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej
Robert Fritzkowski
Korekta
Renata Kuk, Katarzyna Szajowska
Mapa
Ewa Borkowska
Zdjęcia
Archiwum rodzinne Imogene Salvy oraz archiwa: Wiesława Stypuły, Małgorzaty Woźniak-Kolassa, Zofii Waszinskiej, Siostry Jacinty (Elżbiety Respondowskiej), Maharaja Daivat Singh of Sirohi, Instytutu Pamięci Narodowej, Instytutu Józefa Piłsudskiego w Ameryce
Zdjęcia na okładce
© Rremik 44992
© Harri Aho
© Elżbieta Sękowska
© for the text by Imogene Salva
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2023
© for the Polish translation by Katarzyna Bieńkowska
ISBN 978-83-287-2775-5
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2023
–fragment–
Dla mojej mamy, Ziuty
Józefina (Ziuta) Nowicka, rok 1951. Archiwum autorki
Dwudziestego trzeciego sierpnia 1939 roku Związek Radziecki i niemiecka Trzecia Rzesza sprzymierzyły się, zawierając pakt o nieagresji. W ciągu niespełna miesiąca pakt Ribbentrop–Mołotow doprowadził do próby rozbioru Polski przez jej dwóch wrogów. Siedemnastego września 1939 roku Sowieci zaatakowali Polskę i siłą deportowali 1,7 miliona Polaków do obozów pracy na terenie całego ZSRR. Cztery główne fale deportacji miały miejsce w lutym, kwietniu, na przełomie czerwca i lipca 1940 roku oraz w czerwcu 1941 roku. Deportowani zawinili tym, że byli Polakami, a także wyznawcami wiary rzymskokatolickiej, przede wszystkim jednak ich zbrodnią była obrona swojej ojczyzny przed totalitarnymi ciemięzcami. Okrutny i nieludzki proceder wywózek był przeprowadzany w imię bolszewickiego komunizmu.
Dwudziestego drugiego czerwca 1941 roku Niemcy zaatakowały Związek Radziecki, kończąc tym samym ich zbrodniczy sojusz. Stalin zawarł porozumienie z polskim rządem na uchodźstwie w Londynie. Polacy przebywający w rosyjskich więzieniach i łagrach mieli zostać uwolnieni, by można było utworzyć polską armię, która miała wspomóc Rosjan w walce z Niemcami. Wśród uwolnionych był polski generał Władysław Anders. Przeżył dwadzieścia miesięcy tortur i pobytu w odosobnieniu w słynnym moskiewskim więzieniu na Łubiance. A teraz jego rosyjscy oprawcy zaproponowali mu dowodzenie nowo powstającą polską armią.
W Związku Radzieckim natychmiast powstały ośrodki rekrutacyjne, które miały przyjmować polskich żołnierzy. Mężczyźni zjawiali się tam wraz z rodzinami, w łachmanach, chorzy, niedożywieni i zawszeni. Wielu umierało w drodze albo tuż po przybyciu. Co gorsza, brakowało jedzenia, ubrania, butów i broni, nie można więc było zorganizować odpowiedniego szkolenia. Osiągnięto porozumienie, w myśl którego armia Andersa opuści ZSRR i uda się do Iranu, gdzie zostanie poddana szkoleniu, wyposażona w mundury i broń, a potem wykorzystana do obrony pól naftowych na Środkowym Wschodzie, zagrożonych przez wkroczenie Niemców na Kaukaz. Wraz z polską armią, liczącą w przybliżeniu 77 tysięcy żołnierzy, około 39 tysiącom cywilów pozwolono tą samą drogą opuścić Związek Radziecki i znaleźć bezpieczny azyl w Iranie.
Dziesiątego lutego 1940 roku moja matka Ziuta wraz z całą rodziną Nowickich została deportowani ze swojego domu na wschodzie Polski do gułagu w obwodzie wołogodzkim, na północy europejskiej części Rosji. Wiele miesięcy później, po ogłoszeniu tak zwanej amnestii, rodzina Nowickich uciekła z gułagu i odbyła pełną znojów podróż do Kujbyszewa, gdzie utworzono polską ambasadę. To właśnie w Kujbyszewie, za pośrednictwem Polskiego Czerwonego Krzyża, dotarły do nich wieści, że maharadża o dobrym sercu Jam Saheba Digvijay Sinhji zaofiarował zakwaterowanie i opiekę pięciuset polskim dzieciom. Moja mama Ziuta i dwoje jej rodzeństwa zostali wysłani wraz z polską armią do Aszchabadu, do polskiego sierocińca niedaleko perskiej granicy, a następnie do Indii, gdzie przebywali w latach 1942–1947. Indie stały się dla nich krainą wybawienia.
Wypatruj naszej gwiazdy to fabularyzowana opowieść o deportacji mojej mamy do ZSRR oraz jej ucieczce do Indii, gdzie znalazła bezpieczne schronienie dzięki szlachetności maharadży. Doświadczenia mojej mamy jako młodziutkiej polskiej uchodźczyni oraz innych osób to świadectwo, którego nie uwzględnia większość książek historycznych z okresu drugiej wojny światowej. Dla tych, którzy przeżyli zesłanie, Syberia pozostanie na zawsze nieludzką ziemią, synonimem katorżniczej pracy ponad siły, głodu, chorób i śmierci. A jednak nadzieja na odzyskanie wolności i wiara w Boga okazały się potężniejsze niż ucisk i nienawiść. W swojej książce pragnęłam pokazać, że nie ma nic równie silnego i niezłomnego jak ludzki duch. Jak mawiała moja mama: „Zrozumienie tego oznacza prawdziwą wolność”.
Imogene Salva
Westminster w stanie Kolorado
3 maja 2020, w rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 Maja
Imogene Salva przez całe życie słuchała niewiarygodnych opowieści swojej mamy o wojnie, deportacji z rodzinnego domu w Polsce, o ucieczkach, okrutnej nędzy, rodzinnej lojalności, a wreszcie o niespodziewanej hojności i współczuciu, które okazał „dobry maharadża”, mój ojciec Bapu. Udzielenie bezpiecznego schronienia w Balachadi w dalekich Indiach wynikało z głębokiego przekonania, które żywił Bapu, że: „Żadne dzieci nigdy nie są wrogami, sam się nimi zaopiekuję”.
Pomimo sprzeciwu władz brytyjskich przyjął uchodźców i zorganizował ich pobyt w Balachadi aż do końca wojny. Pokój, którego doświadczyły dzieci w tej „małej Polsce” nad morzem, przywrócił im zdrowie i umocnił ich wiarę w człowieczeństwo.
Imogene wraz z nami podziwia hart ducha swojej mamy i innych uchodźczych dzieci. Ponownie spotkaliśmy się z panią Józefą podczas jej wizyty w Balachadi we wrześniu 2018 roku z okazji setnej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Jesteśmy szczęśliwi i dumni, wiedząc, że tamte dzielne dzieci wyrosły na dobrych, szlachetnych i aktywnych obywateli naszego świata i że pamiętają swój „hinduski dom” pod flagą swojego kraju, tak jak i my z czułością o nich pamiętamy. To dla nas zaszczyt, że mogliśmy stać się niezwykłą rodziną zastępczą dla tak wielu osób.
Dziękuję, Imogene, że tak wyraziście przywołałaś historię swojej mamy. Bapu bardzo by się cieszył, że Polska znów jest wolna od rządów komunizmu. „Niech żyje wolność!” – to motto życiowe Bapu i Polaków jest również naszą dewizą.
Serdeczne pozdrowienia od nas – wszystkich czworga rodzeństwa
Księżniczka Harshad Kumari
Smagane wichrem,
spalone słońcem,
wyniosłe,
samotne,
trwa.
Trwa i czeka.
Czeka cierpliwie
na swe dzieci.
Bo kiedyś wrócą.
Na pewno wrócą.
(…)
Przez lata uśpione
ożyje na nowo.
(…)
I z pamięci cienia
na chwilę wróci
trudne dzieciństwo
i rozłąka,
dawne tęsknoty
i miłe wspomnienia
o Dobrej Ziemi,
co przygarnęła
przed laty
rozproszone
po świecie
zagubione
polskie dzieci.
fragmenty wiersza Wiesława Stypuły Wzgórze balachadzkie
Wiesław Stypuła, W gościnie u „polskiego” maharadży (wspomnienia z pobytu w Osiedlu Dzieci Polskich w Indiach w latach 1942–1946), Grajewo 2011
Królewska rodzina: księżniczka Harshad Kumari, księżniczka Mukunda Kumari, Jego Wysokość Maharadża Jam Saheb Digvijay Sinhji, książę Shatrushalya Sinhji, Jej Wysokość Maharani Gulab Kunverba i księżniczka Himanshu Kumari, rok 1945. Archiwum: Maharaj Daivat Singh of Sirohi
Morges, Szwajcarialato 1922
Słońce powoli chowało się za górami, a winna latorośl dojrzewająca w posiadłości Paderewskich w Riond-Bosson rzucała długie cienie. Słynnego pianistę oraz byłego premiera Polski, Ignacego Paderewskiego, w jego szwajcarskiej willi jak zwykle odwiedzali przyjaciele z całego świata. Przed kolacją kilkoro gości zebrało się w salonie, gdzie wznosili toasty winem pochodzącym z winnicy gospodarza. Przy fortepianie siedział książę Jam Saheb Digvijay Sinhji[1] i grał Poloneza As-dur opus 53 Chopina, zwanego Heroicznym. Młody książę przyjechał do Szwajcarii z wujem. Jego Wysokość maharadża Jam Ranjitsinhji reprezentował Indie w Lidze Narodów. Z zewnątrz dobiegał śmiech gości wracających z przejażdżki łódką po Jeziorze Genewskim. Na ławie obok księcia przysiadł sam mistrz Paderewski i na gorąco udzielał wskazówek dwudziestosiedmioletniemu maharadży.
– Bardzo dobrze, wystarczy! Widzę, że w dalszym ciągu jest pan pozbawiony słuchu muzycznego, jakby słoń nadepnął panu na ucho! – odezwał się Paderewski. Młody książę spoglądał z uśmiechem, jak Paderewski przeczesuje palcami rozczochrane włosy. Mistrz z uwagą wpatrywał się w nuty, jakby dostrzegał nowe aspekty w utworze, który wykonywał tysiące razy dla koronowanych głów Europy. Rudozłota grzywa, teraz już przetykana siwizną, a także śmiały styl dyrygowania sprawiły, że niegdyś nadano mu zasłużenie przydomek „paryski lew”.
Paderewski kontynuował lekcję.
– Tak więc kiedy dojdzie pan do tej części, musi pan być pełen pasji i żarliwości. Te szybkie akordy wymagają siły i szybkości. Ta ta tam, ta ta ta ta ta ta ta ta. Palce poruszają się bardzo szybko, ale same w sobie nie mają siły zbyt wielkiej. – Ponownie zagrał ten fragment. – Dłonie mają ogromną siłę, lecz sekret tkwi w nadgarstkach – tłumaczył, pokazując raz jeszcze.
Młody książę kiwnął głową.
– Tak, maestro! – przytaknął i próbował grać akordy tak, jak pokazał mu Paderewski.
Za nimi na szezlongu siedział wygodnie maharadża. Paderewski zaprzyjaźnił się z nim podczas konferencji pokojowej w Paryżu, na której obaj reprezentowali swoje kraje. Pianista był także wielkim mężem stanu, a znał Paryż jak własną kieszeń. Teraz zaś zrobił sobie wolne od politycznych pertraktacji, żeby pokazać im obu miasto w takiej odsłonie, w jakiej nie widzieli go nigdy wcześniej. Paderewski, który znał wielu artystów, muzyków, aktorów, arystokratów, a nawet monarchów, przedstawiał księciu ich wszystkich, poczynając od kelnera w swojej ulubionej kawiarni, a na rumuńskiej królowej Marii kończąc. Podobnie było, gdy znów spotkali się z Paderewskim w Londynie, gdzie zawarli znajomość z licznymi polskimi oficerami oraz ich żonami. Chodzili na bale i uroczyste kolacje, które kończyły się długimi rozmowami przy świecach – o muzyce, sztuce, sprawiedliwości, pokoju i polityce. Młody książę Digvijay Sinhji uznał, że Polacy i Polska bardzo mu się podobają.
Lekcja trwała dalej. Sławny pianista mówił z pałającym wzrokiem.
– Trzeba zrozumieć, że Chopin przeżywał emocjonalny ból z powodu sytuacji politycznej swojej ojczyzny, która przez całe jego życie pozostawała podzielona pomiędzy trzy sąsiednie państwa. W tym utworze wyraża swój gniew przeciw zaborcom swojego kraju i frustrację z powodu własnej bezsilności w obliczu tak niesprawiedliwego losu. Co mógł zrobić, żeby wyzwolić Polskę?
Książę spojrzał na przyjaciela z podziwem, wiedząc, ile zrobił, żeby ocalić swój naród przed komunizmem, jak również przed chciwością innych państw.
– Ach, ale teraz jesteście wolni, prawda, maestro?
– Chwilowo tak, ale ta nasza wolność jest niepewna. W losy Polski od zawsze jest wpisana gotowość do walki w obronie wolności. Jednak w czasach, kiedy tworzył Chopin, Polski w ogóle nie było na mapie świata. Stąd ta jego rozpacz. – Paderewski zagrał jeszcze parę akordów. – A równocześnie… Słyszymy miłość Chopina do swojego kraju – kraju, do którego już nigdy nie powróci. Proszę zagrać to jeszcze raz, tylko teraz proszę myśleć o najwyższych wartościach moralnych. Bóg, ojczyzna, wolność, patriotyzm! – Paderewski wymachiwał gwałtownie ręką, jakby dyrygował orkiestrą symfoniczną. – Patriotyzm!
Książę zadumał się, myśląc, że skoro muzyka wyraża ducha narodu, to jasne jest, że dusze Polaków są głębokie i mistyczne. Jakim cudem Polska wciąż rozdzierana i miażdżona przez swoich wrogów zawsze odradza się z popiołów?
– Kto ukształtował tego wspaniałego niezłomnego ducha? – zastanawiał się na głos, gdy muzyka ucichła.
Paderewski uśmiechnął się z błyskiem w niebieskich oczach, wpatrzonych w ciemne oczy przyjaciela, po czym skinął głową w stronę obrazu Czarnej Madonny wiszącego na ścianie obok fortepianu.
– Mamy cudowną królową, która jest także naszą matką.
Hinduski książę przez chwilę spoglądał z głęboką czcią na naznaczoną bliznami twarz Matki Boskiej Częstochowskiej, równie ciemną jak jego własna, i na Dzieciątko, które trzymała z taką czułością. Skłonił głowę w ich stronę, po czym odwrócił się do Paderewskiego.
– Pański naród, choć od wieków zaznawał prześladowań i choć jego ziemie i miasta często spływały krwią, zawsze odrodzi się jak Feniks z popiołów – powiedział.
Jego Wysokość Maharadża Jam Saheb Digvijay Sinhji. Archiwum: Maharaj Daivat Singh of Sirohi
MAPA PODRÓŻY JÓZEFINY NOWICKIEJ
z Łucka do Wołogdy, droga przebyta pociągiem – odległość 1734 km
z obozu w Chołmie do Wołogdy,droga przebyta pieszo – odległość 300 km
z Wołogdy do Kujbyszewa*, droga przebyta pociągiem – odległość 1277 km
z Kujbyszewa do Aszchabadu,droga przebyta pociągiem – odległość 1820 km
z Aszchabadu do Meszhedu,droga przebyta ciężarówką – odległość 270 km
z Meszhedu do Kwety,droga przebyta ciężarówką – odległość 1678 km
Centrum Medyczne Cornell w Nowym Jorku9 listopada 1979
Josephine weszła do windy, przeglądając ręcznie napisane przez lekarza notatki. Wcisnęła guzik na siedemnaste piętro, przeznaczone wyłącznie dla VIP-ów.
David Newsome, dyplomata? To przecież Amerykanin, pomyślała. Jej wzrok padł na słowo „złośliwy”. Wysiadła z windy i od razu została powitana przez kierowniczkę siedemnastego piętra.
– Zebranie odbywa się w sali konferencyjnej – oznajmiła krępa starsza pani, skinąwszy jej krótko głową.
Czekał ją długi dyżur, jak zwykle obfitujący w niespodziewane wyzwania. Josephine zerknęła w przelocie na swoje niewyraźne odbicie w szybie, sprawdzając, czy nie przekrzywił jej się czepek i czy sztywno wyprasowany biały strój układa się schludnie na jej szczupłej sylwetce.
Zauważyła, że na oddziale zwiększono liczbę strażników, więc można się było domyślać, że to będzie ciekawa noc. Ze względu na swoją wielojęzyczność często była przydzielana do ważnych pacjentów z zagranicy. W przeszłości zdarzało się, że szpital używał fałszywych nazwisk, żeby chronić tożsamość cudzoziemskich pacjentów. Czy tak było również i tym razem? Minęła recepcję i przyśpieszyła kroku. Przytłumione głosy lekarzy, które słyszała z głębi korytarza, świadczyły, że zebranie już się zaczęło. Wślizgnęła się do sali konferencyjnej i od razu wyczuła, że atmosfera jest napięta. Doktor Blanding chodził tam i z powrotem.
– Ta sytuacja jest nie do zniesienia – powiedział z westchnieniem siwowłosy mężczyzna. – To oczywiste, że pacjenta należy poddać radioterapii, ale nie możemy go zmusić. Buntuje się przeciwko opiece pielęgniarskiej, przyjmowaniu leków i wszelkiej terapii. Nie wiem już, co robić. Jak możemy kontynuować leczenie bez żadnej współpracy z jego strony?
– Możliwe, że właśnie mamy odpowiedź na to pytanie – oświadczył młodszy lekarz, doktor Herlihy, poprawiając okulary na wąskim nosie i uśmiechając się do Josephine, która weszła do sali.
Zarumieniła się i wsunęła pod czepek pasmo swoich miodowych włosów.
– Nie bardzo rozumiem. Dlaczego David Newsome potrzebuje tłumaczki?
– Tym razem nie chodzi o barierę językową. Jego Wysokość doskonale mówi po angielsku – odparł doktor Blanding.
– Książę Rainier? Król Husajn? – zgadywała, ściągając brwi.
– Nie, ale całkiem blisko. To zdetronizowany szach Iranu – wyjaśnił doktor Herlihy, z leciutkim błyskiem w oku obserwując jej reakcję.
– Mohammad Reza Pahlawi[2]? – upewniła się spokojnie. Na jej szkoleniu pielęgniarskim zalecano, żeby nigdy nie traciła zimnej krwi.
– Jo, szach ma zaawansowanego chłoniaka, a decyzja, by leczyć go tutaj, jest ściśle tajna – tłumaczył doktor Herlihy. – Od początku był niechętny przyjazdowi tutaj, a właśnie mijają dwa tygodnie, odkąd został przyjęty. Zupełnie nie chce współpracować i źle traktuje personel. Nie chce przebywać w kraju, który, jak twierdzi, „go zniszczył”. Mamy nadzieję, że może pani, biorąc pod uwagę pani przeszłość, zdoła nawiązać z nim kontakt i skłonić go do współpracy.
– Ale skąd pomysł na zmianę nazwiska? David Newsome? – zapytała.
– Jestem pewny, że podsekretarz w Departamencie Stanu nie byłby zachwycony, gdyby sprawa się rozniosła.
Josephine starała się odprężyć. Ciarki przeszły jej po plecach, kiedy mijała kilkunastu uzbrojonych strażników. Miała wrażenie, że spowija ją gęsta mgła, gdy zaczęły do niej napływać wspomnienia z wygnania. Zakręciło jej się w głowie i musiała przytrzymać się framugi drzwi, kiedy wchodziła do pokoju swojego pacjenta. Musnęła palcami kartkę z nazwiskiem.
– David Newsome – szepnęła, po czym westchnęła głęboko i nacisnęła klamkę.
W pokoju było ciemno, tylko przez uchylone drzwi padała wąska smuga światła. Szach leżał na łóżku i wpatrywał się w ekran telewizora. Jego wychudzona twarz i wycieńczone ciało sprawiały, że wyglądał na znacznie starszego niż sześćdziesiąt lat, ale rysy nadal miał wyraziste i dumne. Pomimo choroby nie zatracił arystokratycznej aury. Telewizor ryczał, podawano kolejne wiadomości o irańskim kryzysie zakładników[3]. Szach poczerwieniał na twarzy.
– Bandyci! Terroryści! I gdzie są teraz obrońcy praw człowieka? – krzyknął.
– Patrzę właśnie na jednego z nich – natychmiast skomentowała Josephine, po czym wyłączyła telewizor.
Szach się skrzywił.
– Kazali pani to powiedzieć? Nie pozwolę traktować się protekcjonalnie! – warknął, starając się powściągnąć gniew.
– Nie, Wasza Wysokość. Wiem, że tak jest, bo miałam okazję osobiście skorzystać ze szlachetności i dobroci Waszej Wysokości.
Szach podparł się na łokciu i przyjrzał jej się z uwagą.
– Proszę mówić dalej – przykazał surowo.
Josephine spuściła wzrok. Wyrównała pogniecione prześcieradło i koc na łóżku szacha.
– Jako mała polska dziewczynka przeżyłam koszmar sowieckiego komunizmu. – Zamknęła oczy i z wysiłkiem przełknęła ślinę. – W tysiąc dziewięćset czterdziestym drugim roku byłam jednym z wielu tysięcy dzieci, które w drodze do Indii, dzięki dobroci Waszej Wysokości, znalazły bezpieczne schronienie w Meszhedzie. Dziś, dziwnym zrządzeniem losu, mam zaszczyt być pielęgniarką Waszej Wysokości.
Szach spojrzał na nią z niedowierzaniem. W pokoju zapadła ciężka cisza. Josephine waliło serce, rozpaczliwie szukała w pamięci słów oficjalnego perskiego powitania.
– Salaam Ala-Hazrat. Hale-Shama Chetoreh? – Skłoniła się przed nim wdzięcznie.
– Jak się miewam? – żachnął się szach w nagłym przypływie irytacji. – Jak się miewam? – powtórzył łagodniej. Spojrzał na nią zgnębiony i wymamrotał łamiącym się głosem: – Zostałem zdegradowany do niechcianego włóczęgi, umierającego człowieka dryfującego na morzu zdrady. Jestem królem bez własnego państwa.
– Ja także jestem kobietą bez własnego państwa i wiem, jakie to uczucie być włóczęgą przerzucanym z kraju do kraju – odparła. Wypowiedziała te słowa pośpiesznie, jakby speszona, że pozwala sobie na taką poufałość wobec szacha.
Posągowa duma szacha rozpłynęła się w jednej chwili. Jego rysy złagodniały, zmrużył oczy, jakby szukał czegoś w pamięci.
– Nigdy nie zdołam zapomnieć widoku kolejnych tysięcy polskich uchodźców przybywających codziennie na nasze wybrzeże podczas ucieczki przed tymi krwiożerczymi sowieckimi terrorystami. Dzieci i ich matki, żołnierze, sama skóra i kości. Trudno było rozpoznać w nich istoty ludzkie. – Jego mina wyrażała niemal religijną cześć. – To był exodus na biblijną miarę. Polskie cmentarze[4], które pozostały w moim kraju, stanowią dowód tej dramatycznej podróży.
Ściągnął brwi, co w połączeniu z badawczym spojrzeniem nadało jego twarzy niemal złowieszczy wygląd. A potem potrząsnął głową.
– A jednak oboje jesteśmy dziś tutaj. Proszę mi powiedzieć, czy moja pielęgniarka, którą zesłał mi los, ma jakieś imię?
– Esme man Josephine hast – odparła po persku, po czym dodała nieśmiało. – Wasza Wysokość może mówić do mnie: Ziuta. – Pieczołowicie wygładziła wszystkie zagniecenia pościeli.
Szach ujął znienacka jej dłoń. Uścisnął ją lekko suchymi jak papier palcami.
– Dziękuję, Ziuta – powiedział, przeciągał sylaby jej imienia. – Wygładziłaś już wystarczająco zmarszczki na mojej pościeli. A teraz powiedz mi, czy po tych doświadczeniach pojawiły się trwałe zmarszczki na twojej duszy?
Ziuta powoli uniosła głowę, żeby na niego spojrzeć, i napotkawszy jego uważny wzrok, zmrużyła oczy. Odpłynęła myślami. Uświadomiła sobie, że nie może dłużej ukrywać swojej bolesnej przeszłości, którą w kraju niezdolnym pojąć jej cierpienia zakopała gdzieś głęboko w swoim znękanym umyśle.
I nagle znowu poczuła, jakby znalazła się w gęstej mgle. W głowie jej huczało. Widziała poruszające się w oddali postacie. Z każdym oddechem huk w jej głowie narastał, rozbrzmiewał niczym echo z dalekiej przeszłości. Zamknęła oczy, chcąc uciec przed tym łoskotem, ale wizja młotków wbijających gwoździe w drewno zmusiła ją, by znów je otworzyła. Nie mogła dłużej taić niepokoju, paniki i wszechogarniającego żalu.
– Usiądź, moja droga – szepnął szach. – Jesteś bardzo blada.
Ziuta westchnęła i przysiadła na brzegu łóżka swojego pacjenta.
Dyplomowana pielęgniarka Josephine Nowicka w nowojorskim szpitalu, rok 1979. Archiwum autorki
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Prolog
[1] Jego Wysokość maharadża Jam Saheb Digvijay Sinhji (18 IX 1895–3 II 1966) był władcą indyjskiego księstwa Nawanagar w latach 1933–1948. Zanim wstąpił na tron, wsławił się wybitną karierą wojskową. Był postępowym władcą i wprowadził wiele reform społecznych i ekonomicznych. W roku 1942 został wybrany Kanclerzem Izby Książąt Indyjskich, w tym samym roku ustanowił Osiedle Dzieci Polskich w Balachadi w Jamnagarze dla małych polskich zesłańców wywiezionych z ZSRR przez Armię Andersa. W czasie odzyskania przez Indie niepodległości w roku 1948 odegrał znaczącą rolę w przyłączeniu do Indii wielu księstw. Jak sam powiedział: „Z własnej woli zlaliśmy w jedno nasze suwerenne księstwa, żeby umocnić jedność Indii”. Odegrał także kluczową rolę w odbudowaniu wspaniałej świątyni Somnath, która została zburzona w roku 1024. Reprezentował Indie na pierwszym posiedzeniu Ligi Narodów w roku 1920, po drugiej wojnie światowej był jednym z pierwszych przedstawicieli niepodległych Indii w ONZ, a w latach 1950–1951 pełnił funkcję przewodniczącego Trybunału Administracyjnego ONZ. W latach 1948–1956 był gubernatorem stanu Saurashtra. Przede wszystkim jednak pozostanie na zawsze szanowanym, podziwianym i bardzo kochanym maharadżą (Sinjhi 2020).
Rozdział 1
[2] Mohammad Reza Pahlawi był ostatnim szachem Iranu od 16 IX 1941 aż do chwili swojej detronizacji w czasie irańskiej rewolucji islamskiej 11 II 1979. Mohammad Reza doszedł do władzy podczas drugiej wojny światowej, kiedy angielsko-sowiecka inwazja zmusiła do abdykacji jego ojca Rezę Szaha Pahlawiego. Szach bardzo się interesował losem polskich zesłańców uciekających przed komunizmem. W wielu irańskich miastach powstały obozy przejściowe dla polskich uchodźców, z których jeden (trzeci teherański obóz) powstał w ogrodzie przy pałacu szacha, otoczony szumiącą wodą i pięknymi drzewami (Antolak 2004).
[3] Irański kryzys zakładników był kryzysem dyplomatycznym w stosunkach amerykańsko-irańskich. Pięćdziesięciu dwóch dyplomatów i obywateli amerykańskich wzięto na zakładników na 444 dni, od 4 XI 1979 do 20 I 1981 po tym, jak grupa irańskich studentów należących do islamskiej lewicy i popierających irańską rewolucję zajęła Ambasadę USA w Teheranie (History.com Editors 2010).
[4] W Iranie są dwa polskie cmentarze z 2806 grobami, w tym 650 to groby wojskowe. Wszyscy polscy oficerowie i żołnierze pochowani w Iranie zmarli wskutek osłabienia i chorób epidemiologicznych nabytych w Rosji sowieckiej. Na wszystkich nagrobkach jest ta sama data – 1942 (Antolak 2004). (n/a 2002)
* W roku 1935 nazwę Samara zmieniono na Kujbyszew, na cześć przywódcy bolszewików Waleriana Kujbyszewa; w styczniu 1991 przywrócono historyczną nazwę miasta [wszystkie przypisy w książce pochodzą od Autorki].
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz