Wyższe sfery - K.N. Haner - ebook + audiobook + książka

Wyższe sfery ebook

Haner K.N.

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Wyższe sfery. Kolejna część sagi o rodzinie Donellów

Miłość i pożądanie potrafią zaślepić. Meg boleśnie się o tym przekona…

Najgorętsza para nowojorskiej śmietanki towarzyskiej przeżywa kryzys.Megan nie jest pewna, co czuje, a wszechobecne tajemnice sprawiają, że w głowie ma jeszcze większy mętlik. Zwłaszcza że Erick w dziwnych okolicznościach traci cały majątek…. Kiedy Meg znowu zaczyna się w nim zakochiwać, na jaw wychodzą kolejne jego sekrety. Dziewczyna uświadamia sobie, że dwaj najważniejsi dla niej mężczyźni – ojciec i chłopak oszukują ją i próbują przeciągnąć na swoją stronę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 128

Oceny
4,4 (101 ocen)
68
12
16
4
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Katnisbooks

Z braku laku…

Nie. Nie umiem napisać nic sensownego. Zaczęłam czytać tę serię, bo ciągle widziałam jak dziewczyny piszą o Efekcie Erica. I okej, zamysł wydaje się być w porządku,ale Meg? Tak pustej i irytującej bohaterki dawno nie widziałam. Nie lubi luksusów, ale spoko, zamieszka w willi starego. Eric ściemnia i kłamie na każdym kroku, wiele niejasności ale się puka fajnie więc w sumie udam, że nic nie zauważam. Porwali mnie przez Erica, ale to nic, bo mówi, że mnie kocha. To kocha, nie? Tragedia.
20
Lyzan

Nie oderwiesz się od lektury

wciągająca
00
Karooolinka92

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
ewelinagrudn

Nie oderwiesz się od lektury

masakra czyralam dialogi i ciągle tylko Ericku
00
agnieszka221

Nie oderwiesz się od lektury

fajna
00

Popularność




Roz­dział 1

O wpół do ósmej obu­dziła mnie mama – popro­si­łam ją o to poprzed­niego wie­czoru. Musia­łam jechać do pracy. Na szczę­ście tata obie­cał, że mnie pod­wie­zie, bo mój samo­chód na­dal stał na par­kingu przy Evans Cars. Zja­dłam szyb­kie śnia­da­nie; tata miał ważne spo­tka­nie z klien­tem i też się śpie­szył. Wycho­dząc z domu, spoj­rza­łam na tele­fon. Nie mia­łam żad­nego połą­cze­nia od Ericka ani żad­nej wia­do­mo­ści. Szybko odpu­ścił, ale jedy­nie to dowo­dziło, że nie byłam dla niego taka ważna, jak zapew­niał. Ja też nie mia­łam pew­no­ści, co dokład­nie czu­łam. Byłam roz­darta.

Restau­ra­cja Smi­thów była otwarta od jede­na­stej, więc musia­łam być na miej­scu godzinę wcze­śniej. Przy­wi­ta­łam się z Betty i Kevi­nem, który jak zwy­kle się na mnie gapił i rzu­cał dziwne uwagi na mój temat. Była środa, nie cze­kał nas żaden event ani ban­kiet, więc odwie­dziło nas nie­wielu klien­tów. Sze­fo­stwa nie było, a Lau­ren i Clark mieli wolne. Wygłu­pia­ły­śmy się z Betty w kuchni, a ja co chwila spraw­dza­łam tele­fon z nadzieją, że Erick w końcu zadzwoni. Tele­fon mil­czał. Betty zauwa­żyła, że coś mnie trapi, nie była jed­nak jedną z tych osób, które o wszystko wypy­tują. Powie­działa tylko, żebym się nie zamar­twiała, bo szkoda życia na smutki.

Co ona mogła wie­dzieć o smutku? Była w moim wieku, miała wspa­nia­łego męża i dom na Long Island, koń­czyła wła­śnie naj­lep­szą szkołę kuli­narną w Sta­nach. Z tego, co wiem, byli z mężem ide­alną parą. Ni­gdy nie pozna­łam Carla, ale zawsze dobrze o nim mówiła. Chyba ni­gdy się nie kłó­cili, a przy­naj­mniej Betty ani razu nie wspo­mniała o żad­nej sprzeczce. Przy­po­mniało mi się, że dzwo­nił John, więc posta­no­wi­łam się do niego ode­zwać.

– Cześć, poże­ra­czu euro­pej­skich serc! – zaczę­łam i od razu się roze­śmia­łam.

– No, Megan, w końcu się ode­zwa­łaś! – odpo­wie­dział, a w jego gło­sie sły­chać było radość.

– Wró­ci­łeś już?

– Nie, nie wró­ci­łem, ale dosta­łem zapro­sze­nie na ślub Kim i posta­no­wi­łem przy­le­cieć na kilka dni. Bar­dzo chęt­nie pójdę z tobą jako osoba towa­rzy­sząca! – zawo­łał, czym ogrom­nie mnie zasko­czył.

Fak­tycz­nie, w zeszłym tygo­dniu zapro­po­no­wa­łam mu to w mailu, tyle że wtedy nie było w moim życiu Ericka Evansa. Pew­nie byłby strasz­nie zły, gdyby wie­dział, że poszłam na ślub z kimś innym, nawet jeśli to tylko przy­ja­ciel.

„Meg, uspo­kój się, prze­cież Evansa już nie ma” – upo­mnia­łam się w myślach.

– Cudow­nie, że przy­je­dziesz, Kim­berly na pewno się ucie­szy, ja też, będziemy się świet­nie bawić na ślu­bie… – wymam­ro­ta­łam.

– A skąd ten zre­zy­gno­wany głos? Już mnie nie kochasz? – zapy­tał w żar­tach i zaczął się śmiać.

– Kocham, kocham, jak brata… – odpar­łam – ale pozna­łam kogoś i przez chwilę było miło, ale się skoń­czyło – wyja­śni­łam.

Nastą­piła chwila ciszy, po czym John zasy­pał mnie lawiną pytań: kto to, gdzie go pozna­łam, czym się zaj­muje, czy jest star­szy, gdzie mieszka i tak dalej. Wielu odpo­wie­dzi sama nie zna­łam. Wie­dzia­łam nie­wiele o jego inte­re­sach, nie potra­fi­łam nawet powie­dzieć, ile ma lat, bo ni­gdy go o to nie zapy­ta­łam.

– Nie wiesz, ile ma lat? – zapy­tał zasko­czony John.

– No wła­śnie nie. Oj, John, nie wypy­tuj tak, to już nie­ak­tu­alna sprawa. Przy­le­cisz, to poroz­ma­wiamy na spo­koj­nie. Kiedy będziesz? – Pró­bo­wa­łam zmie­nić temat.

– W środę, trzy dni przed ślu­bem, więc będziemy mieli tro­chę czasu na poga­du­chy. Stę­sk­ni­łem się za tobą, piękna. – Mówił tak do mnie od dawna.

– Ja też nie mogę się docze­kać spo­tka­nia. Muszę już koń­czyć, jestem w pracy. Będziemy w kon­tak­cie!

– Kończ, kończ, Meg. Ode­zwę się, gdy wylą­duję w Nowym Jorku. Ści­skam cię mocno i trzy­maj tego faceta na dystans, niech wie, że musi na cie­bie zasłu­żyć – powie­dział, a mnie serce ści­snęło na myśl o Ericku. Nie widzia­łam go dopiero dobę, ale tęsk­ni­łam za nim, za jego doty­kiem, czu­ło­ścią.

– Pa, waria­cie! – poże­gna­łam się, uda­jąc wesołą. Roz­łą­czy­łam się i zaczę­łam chli­pać. Dla­tego on się nie odzy­wał? Widocz­nie uznał, że nie będzie się za mną uga­niał – prze­cież mógł mieć każdą kobietę, więc dla­czego miałby wybrać mnie? Może jestem dla niego tylko kolejną zali­czoną dziew­czyną, tak, zapewne oszu­ki­wał mnie tymi czu­łymi słów­kami, by zacią­gnąć mnie do łóżka, a potem zosta­wić. Ale, kurwa, to nie może być prawda. Widzia­łam w jego oczach żar i tro­skli­wość, czu­łam, że jestem dla niego wyjąt­kowa. Boże, Meg… To samo myślała pew­nie każda kobieta, z którą się prze­spał. Jesteś naiwna i głu­pia. Facet cię nie chce, dostał to, na czym mu zale­żało, i poszedł dalej.

„A może coś mu się stało?” – pomy­śla­łam prze­ra­żona.

Poszłam do biura i na kom­pu­te­rze przej­rza­łam wszyst­kie wia­do­mo­ści. Gdyby Erick miał wypa­dek czy coś podob­nego, na pewno infor­ma­cja prze­cie­kłaby do mediów. Nic jed­nak nie zna­la­złam. Dotar­łam do infor­ma­cji, które zna­łam już od Kim: że Erick ma trzy­dzie­ści dwa lata, z wykształ­ce­nia jest praw­ni­kiem i skoń­czył Harvard z wyróż­nie­niem. Poza tym dowie­dzia­łam się, że jego matka jest lekarką, ojciec popeł­nił samo­bój­stwo, gdy Erick miał sie­dem lat. Matka wyszła ponow­nie za mąż za poten­tata budow­la­nego, wła­ści­ciela Ran­der Inter­na­tio­nal Indu­stries.

„Pew­nie dla­tego jest taki bogaty” – pomy­śla­łam.

Nie było wiele infor­ma­cji o jego rodzi­nie ani życiu pry­wat­nym. Kim miała rację, żad­nych skan­dali czy kom­pro­mi­tu­ją­cych zdjęć. Było za to sporo fotek z ban­kie­tów, na któ­rych oto­czony był pięk­nymi kobie­tami, biz­nes­me­nami oraz całą śmie­tanką towa­rzy­ską. Na ten widok zro­bi­łam się zazdro­sna i ponow­nie spoj­rza­łam na tele­fon z nadzieją, że zoba­czę jakąś wia­do­mość od Ericka.

Restau­ra­cję zamy­kamy o pół­nocy, a gdy są goście, jesz­cze póź­niej. Na szczę­ście udało mi się wyrwać wcze­śniej i wró­cić do miesz­ka­nia. Wezwa­łam tak­sówkę, która pod­wio­zła mnie pod drzwi kamie­nicy. Byłam tak wykoń­czona trzy­na­sto­go­dzin­nym mara­to­nem w pracy, że marzy­łam tylko o tym, by pójść spać. Dopiero myjąc zęby, uświa­do­mi­łam sobie, że oprócz szyb­kiego śnia­da­nia u rodzi­ców nic dziś nie jadłam. Żołą­dek mia­łam zaci­śnięty, co chwilę patrzy­łam ner­wowo na tele­fon. Dalej mil­czał. Dupek! Pomy­śla­łam i zaczęła ogar­niać mnie złość. Na szczę­ście jutro mia­łam być w pracy tylko na chwilę, by pomóc Betty, a potem mia­łam wolne na zor­ga­ni­zo­wa­nie wie­czoru panień­skiego Kim. Weszłam szybko na Face­bo­oka, utwo­rzy­łam wyda­rze­nie i zapro­si­łam na nie jej kole­żanki. Tak było naj­pro­ściej, nie chciało mi się do nich wszyst­kich dzwo­nić. Wie­czór panień­ski miał się odbyć osiem­na­stego maja, tydzień przed ślu­bem, w naj­mod­niej­szym klu­bie w Nowym Jorku, któ­rego wła­ści­cie­lem był Erick. To był wybór Kim­berly, nie mój, i w sumie się cie­szy­łam, bo mia­łam nadzieję, że może tam będzie. Może uda nam się poroz­ma­wiać? Chyba że nie chce mnie już znać i się nie zjawi.

„Prze­stań, Donell!” – skar­ciło mnie moje wewnętrzne „ja”. Za dużo o tym wszyst­kim myślę.

Roz­dział 2

Dzień zaczę­łam mono­ton­nie, tak jak wczo­raj. Zja­dłam śnia­da­nie, poje­cha­łam do pracy. Pomo­głam Betty w restau­ra­cji i o dru­giej byłam już wolna. Umó­wi­łam się z Kim w Star­buck­sie nie­da­leko Cen­tral Parku na kawę i ciastko, by obga­dać szcze­góły. Tele­fon dalej mil­czał.

– Megan, musisz to dla mnie zro­bić. Ja wiem, że jest późno, ale zadzwoń do niego i załatw nam lożę dla VIP-ów! Pro­szę! – powie­działa, upi­ja­jąc łyk bez­ko­fe­ino­wej latte.

– Nie ma mowy, Kim, nie będę go o nic pro­siła! – obu­rzy­łam się. Ona nie ma poję­cia, co ja teraz prze­ży­wam.

– Ale ina­czej nie dasz rady tego zała­twić. Loże rezer­wuje się tam z pół­rocz­nym wyprze­dze­niem. Nawet pokaźny napi­wek nie zała­twi sprawy. Takie mają zasady. A ja nie chcę zwy­kłego sto­lika wśród tłumu, tylko ele­gancką lożę! – Nabur­mu­szyła się jak mała dziew­czynka i skrzy­żo­wała ręce na piersi.

– Możemy iść do innego klubu, gdzie indziej na pewno znaj­dzie się loża od ręki dla sza­now­nej pani roz­piesz­czo­nej! – odpar­łam wku­rzona tym, że pró­buje na mnie swo­ich sztu­czek.

– Ale Meg, to jest naj­mod­niej­szy klub w mie­ście i to tam chcę iść! Bez zna­jo­mo­ści nie da rady zała­twić loży VIP, Han­nah mi mówiła. Jej kole­żanka chciała zapła­cić za nią kilka tysięcy, a i tak ode­szła z kwit­kiem. Pro­szę cię, nie bądź jędzą!

– Nie wiem, zoba­czę, co da się zro­bić. Zadzwo­nię tam i zapy­tam, ile to w ogóle będzie kosz­to­wało. Przy­po­mi­nam ci, że jestem na stażu, a od taty na twój panień­ski nie wezmę ani centa – zga­si­łam ją.

– No dobra, dobra, ale jeśli to zała­twisz, będę twoją dłuż­niczką do końca życia, Meg! To nasze ostat­nie wyj­ście razem, potem zostaną mi pie­lu­chy i kaszki! Chcę się zaba­wić jak ni­gdy! – stwier­dziła pod­eks­cy­to­wana.

– Zro­bię, co w mojej mocy – ucię­łam ten draż­liwy temat i ruszy­ły­śmy na przy­miarkę mojej sukienki. Oka­zała się ład­niej­sza, niż zapa­mię­ta­łam. Pod­kre­ślała moje krą­gło­ści, ale nie odsła­niała za dużo. Byłam do niej jed­nak fak­tycz­nie za blada, więc poje­cha­ły­śmy na opa­la­nie natry­skowe, które miało bez pro­blemu prze­trwać do ślubu. Pra­wie wszystko było zała­twione. No wła­śnie, pra­wie. Co ja mam zro­bić z tym cho­ler­nym klu­bem? Zadzwo­nić do niego czy nie? Posta­no­wi­łam, że na stro­nie inter­ne­to­wej znajdę numer do mene­dżera i posta­ram się z nim coś zała­twić. Wró­ci­ły­śmy do mojego miesz­ka­nia. Tata miał ode­brać Kim wie­czo­rem, więc mogły­śmy zadzwo­nić do klubu.

– Dzień dobry, nazy­wam się Megan Donell, zamie­rzam urzą­dzić w waszym klu­bie wie­czór panień­ski dla sio­stry i chcia­łam zapy­tać, czy jest moż­li­wość zare­zer­wo­wa­nia loży VIP na sobotę osiem­na­stego maja – zaczę­łam spo­koj­nie. Kim sie­działa obok i ści­skała z ner­wów moją dłoń.

– Witam panią, panno Donell! – przy­wi­tał się mene­dżer, jakby znał moje nazwi­sko i wie­dział, z kim roz­ma­wia. – Zaraz spraw­dzę, co mogę dla pani zro­bić. Pro­szę pocze­kać – powie­dział uprzej­mie, a w tele­fo­nie roz­brzmiała muzyczka, która miała umi­lić ocze­ki­wa­nie.

– I co? – spy­tała cicho Kim, cie­kawa jak dziecko w Boże Naro­dze­nie.

– Jesz­cze nic. Ma spraw­dzić, pocze­kaj! – odpo­wie­dzia­łam, macha­jąc na nią ręką.

– Jak ci się uda, to… – zaczęła Kim, ale prze­rwał jej mene­dżer klubu.

– Halo, jest pani jesz­cze? – Zasło­ni­łam ręką usta sio­stry, dając jej do zro­zu­mie­nia, że ma być cicho.

– Tak, tak, jestem – ode­zwa­łam się z nadzieją, że się uda.

– Na pole­ce­nie pana Ericka Evansa zare­zer­wo­wa­łem dla pań naj­więk­szą lożę w naszym klu­bie.

Erick mu kazał? A skąd on wie­dział, że będziemy chciały lożę? Prze­cież dopiero wczo­raj usta­li­łam to z Kim. Zamu­ro­wało mnie.

– Pan Evans? – zapy­ta­łam.

– Tak, wła­ści­ciel klubu. Uprze­dził mnie, że może pani dzwo­nić w tej spra­wie.

Byłam zaszo­ko­wana, ale i szczę­śliwa. Myślał o mnie, ale dla­czego się nie odzy­wał?

– To miło z jego strony. A jaki jest koszt wie­czoru w loży?

– Pan Evans pokrył już wszyst­kie koszty, łącz­nie z limu­zyną, która przy­wie­zie panie do klubu z dowol­nego miej­sca.

– A to dobre… – powie­dzia­łam, patrząc na Kim. – Prze­pra­szam, to nie do pana. W takim razie dzię­kuję za pomoc i infor­ma­cje. Pro­szę pozdro­wić ode mnie pana Evansa – powie­dzia­łam i zakoń­czy­łam roz­mowę. Pozdro­wić pana Evansa! Donell, ale z cie­bie idiotka!

– I co? – zapy­tała moja sio­stra, pra­wie wycho­dząc z sie­bie.

– Erick już wcze­śniej zare­zer­wo­wał dla nas lożę, mamy wszystko za darmo, w tym limu­zynę do dys­po­zy­cji na ten wie­czór – wyja­śni­łam, wciąż nie wie­rząc w to, co usły­sza­łam.

– Meg, kocham cię! Jesteś wielka! – Rzu­ciła mi się na szyję i uści­skała.

– Uwa­żaj, wariatko! – ochrza­ni­łam ją. – Nie ma za co – doda­łam i poca­ło­wa­łam ją w brzuch.

Wkrótce przy­je­chał tata. Kim od razu się wyga­dała, dokąd idziemy, i pochwa­liła się, że Erick wszystko zała­twił. Tata znowu zaczął wypy­ty­wać, kiedy go pozna i tak dalej, a ja nie potra­fi­łam mu odpo­wie­dzieć. Nawet nie wie­dzia­łam, czy jeste­śmy jesz­cze razem. Czy w ogóle kie­dyś byli­śmy parą? Tele­fon dalej mil­czał, ale fakt, że Erick zare­zer­wo­wał lożę i limu­zynę, uświa­do­mił mi, że jed­nak o mnie myśli i trosz­czy się, by nic mi się nie stało. Na pewno nie cho­dziło mu tylko o dobrą zabawę Kim i kole­ża­nek – dbał o moje szczę­ście. Mia­łam nadzieję, że pojawi się w klu­bie. Było już późno, więc wzię­łam prysz­nic i poszłam spać.

Kolejny tydzień minął szybko. Erick nie dawał żad­nego znaku. Pra­co­wa­łam, zała­twia­łam z Kim ostat­nie sprawy, spo­tka­łam się z rodzi­cami na lunch i zanim się obej­rza­łam, była już sobota, dzień naszej imprezy. Erick do tej pory się nie ode­zwał, więc albo o mnie zapo­mniał, albo szy­ko­wał jakąś nie­spo­dziankę, by się pogo­dzić. Mia­łam nadzieję, że cho­dzi o to dru­gie.

Roz­dział 3

Poprzed­nią noc ja, Kim i jej sie­dem­na­ście kole­ża­nek, które zapro­si­łam na Face­bo­oku, spę­dzi­ły­śmy w domu rodzi­ców na wstęp­nych przy­go­to­wa­niach do imprezy. Robi­ły­śmy mani­cure, pedi­cure i nakrę­ca­ły­śmy włosy na wałki. Jedna z kole­ża­nek była wiza­żystką, więc na nią spa­dło zada­nie poma­lo­wa­nia nas w dniu imprezy. Kim miała wło­żyć białą obci­słą mini, która pod­kre­śliła jej coraz bar­dziej zaokrą­gla­jący się brzu­szek – była już w pią­tym mie­siącu.

– Wyglą­dam jak słoń – stwier­dziła, sto­jąc przed lustrem.

– Daj spo­kój, jesteś w ciąży, Kim­berly! Zobacz, jakie masz zabój­cze nogi i jaki dekolt! – pocie­szyła ją Han­nah, jedna z dru­hen.

– Nie za krótka ta sukienka? – zapy­tał zatro­skany tata, zaglą­da­jąc dys­kret­nie do pokoju. – Cześć, dziew­czyny! Ale was dużo!

– Dzień dobry, panie Donell! – odpo­wie­działy chó­rem.

– Jestem gruba, tato! – pod­nio­sła głos Kim, po czym usia­dła nabur­mu­szona na łóżko.

– Gdzie? – spy­tał i zaczął się śmiać.

– Tato, nie dołuj mnie jesz­cze bar­dziej. Zobacz, wyglą­dam jak sło­nica! – rzu­ciła i nakryła brzuch poduszką.

– Jesteś naj­pięk­niej­szą panną młodą na całym świe­cie, kocha­nie. Robert ma ogromne szczę­ście, że zosta­niesz jego żoną!

No tak! Dla niego zawsze będziemy naj­pięk­niej­sze i naj­cu­dow­niej­sze.

– Dobra, tato, nie prze­szka­dzaj nam w bab­skich przy­go­to­wa­niach, mamy jesz­cze dużo roboty – wtrą­ci­łam i poca­ło­wa­łam go w poli­czek.

– O któ­rej ma przy­je­chać ta wasza limu­zyna? – dopy­tał przed wyj­ściem.

– O ósmej, tatku.

– Zawo­łam was na obiad, kiedy będzie gotowy. Mama popro­siła kucha­rza, żeby zro­bił coś spe­cjal­nego. A ja mam butelkę cri­stala na dobry począ­tek wie­czoru.

– Dobrze, dobrze, ale idź już! – wygo­ni­łam go ze śmie­chem.

W końcu udało nam się prze­ko­nać Kim­berly, że wygląda osza­ła­mia­jąco w tej sukience, i zde­cy­do­wała się nie prze­bie­rać. Dziew­czyny miały bar­dzo podobne czarne błysz­czące mini­su­kienki tak krót­kie, że nie­któ­rym było widać majtki. Ja, jako że byłam główną druhną i świad­kową, mia­łam wło­żyć wyzy­wa­jącą czer­woną kre­ację, w któ­rej czu­łam się – przy­znaję – nie­ziem­sko. Wie­dzia­łam, że kiedy Erick mnie w niej zoba­czy, osza­leje. Na­dal jed­nak mil­czał, więc nie mia­łam pew­no­ści, czy w ogóle tam będzie.

Rodzice nie pozwo­lili mi goto­wać, bo mia­łam zająć się Kim, a ja nie chcia­łam, by mama stała cały dzień w garach, więc zde­cy­do­wa­li­śmy się zatrud­nić kucha­rza. Obiad był pyszny, tak się naja­dłam, że nie byłam pewna, czy zmiesz­czę się w sukienkę. Kucharz przy­go­to­wał ulu­bione danie Kim: polę­dwicę wołową z opie­ka­nymi warzy­wami w śmie­ta­nowo-cytry­no­wym sosie i mar­chewki gla­zu­ro­wane. Dziew­czyny wychwa­lały umie­jęt­no­ści naszego kucha­rza. Powta­rzały też, jakich mamy cudow­nych i wylu­zo­wa­nych rodzi­ców. Dosko­nale wie­dzia­łam, o czym mówią – pomimo pie­nię­dzy nasi rodzice są nor­malni. Ale wylu­zo­wani nie są. Cie­kawe, ile razy tata zadzwoni do nas w trak­cie imprezy, by się upew­nić, że wszystko jest w porządku. Po chwili odpo­czynku zaczęły się wiel­kie przy­go­to­wa­nia.

Wśród sztucz­nych rzęs, dopi­nek wło­sów, pudru i lakieru do wło­sów szy­ko­wa­ły­śmy się jak na galę roz­da­nia Osca­rów. Chcia­łam się sama uma­lo­wać, jed­nak Kim uznała, że nie potra­fię nawet cie­nia do powiek nało­żyć, więc nie pozo­stało mi nic innego, jak liczyć na Mor­gan. Koło siód­mej były­śmy gotowe, wszyst­kie wyglą­da­ły­śmy bosko i były­śmy w bar­dzo impre­zo­wych humo­rach. Wypi­ły­śmy szam­pana i mogły­śmy już ruszać. Limu­zyna przy­je­chała równo o ósmej. Dziew­czyny na jej widok piały z zachwytu. Długa na kil­ka­na­ście metrów, dwu­dzie­sto­oso­bowa różowa limu­zyna Lin­coln. Wycho­dząc z domu, spoj­rza­łam w lustro w holu. Wow. Sama się sobą zachwy­ci­łam. Czer­wona krótka sukienka wyglą­dała na mnie obłęd­nie, a pasu­jące do stroju czarne plat­formy spra­wiły, że moje sto­sun­kowo krót­kie nogi wyda­wały się nie mieć końca. Poń­czo­chy paso­wały do czar­nej koron­ko­wej bie­li­zny, a ciemny maki­jaż pod­kre­ślał moje zie­lone oczy. Deli­kat­nie pokrę­cone włosy upię­łam w sek­sowny kok, do tego lek­kie czarne bolerko i koper­tówka. Wyglą­da­ły­śmy jak dziew­czyny „Play­boya”. Sza­leń­stwo zaczęło się już w limu­zy­nie, szam­pan lał się stru­mie­niami. Choć Kim ska­zana była na soki i drinki bez­al­ko­ho­lowe, widać było, że bawi się świet­nie. Mia­łam nadzieję, że nie upiję się za bar­dzo, bo to był wie­czór mojej sio­stry i musia­łam wszyst­kiego dopil­no­wać. Kie­rowca włą­czył muzykę i ruszy­ły­śmy w szam­pań­skich nastro­jach. Kim roz­pa­ko­wała pre­zenty, w któ­rych było wszystko, od jej ulu­bio­nych per­fum po gadżety ero­tyczne i sek­sowną bie­li­znę. Mia­ły­śmy przy tym nie­zły ubaw. Droga zajęła nam około pół­to­rej godziny, więc gdy pod­je­cha­ły­śmy pod klub, byłam już lekko wsta­wiona. Przed klu­bem cią­gnęła się kolejka. Było koło dzie­sią­tej i impreza zaczęła się roz­krę­cać. Wysy­pa­ły­śmy się z limu­zyny, zwra­ca­jąc na sie­bie uwagę wszyst­kich. Dzie­więt­na­ście pięk­nych lasek musiało robić wra­że­nie! Pode­szłam do sto­ją­cej przy drzwiach kobiety, by się przed­sta­wić i wejść od razu. Selek­cjo­ner spraw­dził, czy jeste­śmy na liście, i wpu­ścił nas do środka. Zauwa­ży­łam kilku cele­bry­tów. Kel­ner zapro­wa­dził nas do naszej loży. Na jej widok dziew­czyny znowu zaczęły pisz­czeć i sza­leć z zachwytu. Młody kel­ner, który miał obsłu­gi­wać nasz sto­lik przez całą noc, przy­niósł nam drinki i przy­stawki. Ericka ni­gdzie nie widzia­łam. DJ zaczął grać gło­śniej, gdy ludzie wysy­pali się na par­kiet. Sexy Chick Davida Guetty roz­grzało klub do czer­wo­no­ści. Ruszy­ły­śmy na par­kiet i chwilę póź­niej już na nim kró­lo­wa­ły­śmy. Kobiety patrzyły na nas z zazdro­ścią, a faceci pró­bo­wali nam dorów­nać. Spoj­rza­łam na Kim – była zachwy­cona, ja też nie­źle się bawi­łam. Gdy DJ puścił I Could Be the One, a zaraz po tym The Busi­ness Tiësta, klub osza­lał. Szu­miało mi w gło­wie, ale tań­czy­łam jak opę­tana, zapo­mi­na­jąc o wszyst­kich pro­ble­mach. Z transu wyrwała mnie Kim, która popro­siła, bym poszła z nią do toa­lety. Był straszny tłok, więc musia­ły­śmy chwilę pocze­kać. Cią­gle się roz­glą­da­łam, ale ni­gdzie nie dostrze­głam Ericka. Zaczę­łam się wku­rzać, bo nie wie­dzia­łam, co o tym myśleć. Alko­hol też swoje robił i zaczę­łam mieć głu­pie myśli. Było już po pół­nocy, gdy kel­ner przy­niósł kolejną por­cję kolo­ro­wych drin­ków i zaką­sek. Wie­dzia­łam, że będę tego żało­wała, ale wzię­łam drinka i ponow­nie ruszy­łam na par­kiet, do dziew­czyn. Gdy scho­dzi­łam po scho­dach z naszej loży, zauwa­ży­łam, że jakiś koleś się na mnie gapi. Spoj­rza­łam na niego, a on zaczął iść w moim kie­runku. Wyglą­dał jak model, wysoki, wyspor­to­wany. Cał­kiem nie­zły, ale daleko mu było do Ericka.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki