Wyzwolenie - Stanisław Wyspiański - ebook + książka

Wyzwolenie ebook

Wyspiański Stanisław

3,7

Opis

Wyzwolenie to dramat Stanisława Wyspiańskiego, który został wydany w 1903 roku. Akcja utworu dzieje się na deskach krakowskiego teatru.

Za namową Muzy, główny bohater — Konrad, wymyśla przedstawienie teatralne na temat Polski. W spektaklu ukazuje, jednocześnie krytykując, mi.in. sytuację państwa, społeczeństwo czy stronnictwa i ideologie.

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

Stanisław Wyspiański
Wyzwolenie
Epoka: Modernizm Rodzaj: Dramat Gatunek: Tragedia

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 115

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (3 oceny)
1
1
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Stanisław Wyspiański

Wyzwolenie

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.

ISBN-978-83-288-4031-7

Wyzwolenie

Dramat w trzech aktach

Rzecz napisana w roku 1902. Dzieje się na scenie teatru krakowskiego.
Gdzieś przed siódmą wieczorem,
Kościół kończył nieszporem1,
bram teatru ledwo uchylono:
Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!
Podoba Ci się to, co robimy? Jesteśmy organizacją pożytku publicznego. Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/towarzystwo/

DEKORACJA

Wielka scena otworem, 
przestrzeń wokół ogromna; 
jeszcze gazu i ramp nie świecono. 
Kto ci ludzie pod ścianą? 
Cóż tu czynić im dano? 
Czy to rzesza biedaków bezdomna? 
Głowy wsparli strudzone, 
cóż ich twarze zmarszczone? 
Przecież pracę ich dzienną płacono. 
Scena wielka otwarta: 
Kościół Boga czy Czarta, 
czym się stanie ta sztuki gontyna2? 
Choć kurtyny zaklęte, 
widowisko zaczęte: 
oto wszedł ktoś, — puściła go warta. 
wszedł Konrad
Weszedł3, — uszedł baczności. — 
Czy raz pierwszy tu gości, 
bo się dziwno rozgląda i bada. 
Ci, co siedzą pod ścianą, 
gdzie kulisy składano, 
nasłuchują; on rozpowiada. 
Słów słuchają zdziwieni, 
czyli4 duchem pojęni5, 
skąd to idą te myśli Konrada? 
Czarny płaszcz go okrywa, 
ręce wiążą ogniwa, 
na rękach ma kajdany. 
To powolny, to rzutny, 
to zapalny, to smutny, 
w mowę własną dziwnie zasłuchany: 

KONRAD

Idę z daleka, nie wiem z raju czyli6 z piekła. 
Błyskawic gradem 
drży ziemia, z której pochodzę, 
we krwi brodzę, 
nazywam się Konradem. 
Rozpacz za mną się wlekła 
głową wężów, okropnym widziadłem, 
wyjąc: ZEMSTA. 
Byłem gwiazdą, 
gwiazdą stałą, niebios niewolnicą. 
Tam hen, ujęty łańcuchem, 
z wyprężonymi ramiony7, 
uwięzgłem8 duchem, 
gdzie gwiazd iskrzące skorpiony 
świecą 
w przestrzeni wieczystych głusz, 
gdzie gniazda bogów i dusz —  
i spadłem. 
Tę ziemię ukochałem 
szałem 
i w żądzy palącej posiadłem 
ciałem! — 
Jestem w każdym człowieku, żyję w każdym sercu. 
Po kwietnym łąk kobiercu, 
po skalnych paściach9, krzesanicach10
jestem niesion skrzydłami 
z płomieniem w licach. 
Ogień, płomienie w piersi! — 
Przyszedłem, — wy najpierwsi — 
wyciąga ręce ku tym, co siedzą w uboczach i mrocznych zakątach sceny
Przyszedłem — — — cyt — — przychodzę 
Myśli zmąciłem w drodze... 

CHÓR

Czego żądasz?  

KONRAD

Służby jedynej godziny.  

CHÓR

Czego żądasz?  

KONRAD

Przychodzę wprząc was do dzieła. 

CHÓR

Czego żądasz —?  

KONRAD

Na was myśl moja spoczęła. 
jakby przypomnieć chciał rzecz, z dawna już jemu znaną
Tam, kędyś trzeba dojść i wniść11
a mocą rozprzeć wrota, — — 
nie patrzeć pozad12... 
Nim zwiędnie kwiatu świeży liść, 
zanim ptacy13 zaświergocą swój świt 
nad śmiertelną mogiłą, 
nim pojmie14 ich martwota 
i wznieść pochodnię ponad! — 
Tam kędyś trzeba dojść i wniść 
siłą!! 
patrzy się po otaczających go robotnikach
Siła to wy. 

CHÓR

Czego żądasz?  

KONRAD

Poznałem w was siłę.  

CHÓR

Czego żądasz —?  

KONRAD

Wiem15: kościół, zamek, mogiłę. 
Te postawię i zburzę. 
zrywając ręce w silnym ruchu, poszarpnął kajdan
Zejmijcie16 mi kajdany. 

CHÓR

U rąk je dźwigasz, u nóg; 
drogą ty spracowany. 

KONRAD

Przeszedłem ciemnie dróg. — 
Zejmijcie z prawej ręki. 

CHÓR

Znaki więzień i męki.  

KONRAD

Zejmijcie z rąk i stóp. 

CHÓR

Krwią ubroczone17 stopy. 

KONRAD

Przeszedłem ognie prób; 
czoło poorał cierń. 

CHÓR

Jesteś wolny.  

KONRAD

Kto wy jesteście —?  

CHÓR

Chłopy. 

KONRAD

Kto wy jesteście —?  

CHÓR

Czerń18. 

ROBOTNIK

Śród parcia ludu onego na ostrza bagnetów, padła mi u stóp siostra moja, a krew chlusnęła na moją pierś, — chlusnęła ku oczom. Nic już nie widziałem dalej, jeno krew i krew siostrzaną.

KONRAD

Synu zemsty, — dzieła dokonam z wami i na czyn twój patrzeć będę. Tu będą się bawić, a wy będziecie patrzeć, aż przyjdzie godzina zemsty.

ROBOTNIK

Czekamy takiej godziny.

KONRAD

Oto usiądźcie tam w kątach i uboczach, aż zawezwę was, abyście wystąpili z czynem.

ROBOTNIK

Co rozkażesz —?

KONRAD

Będziecie czynić, co czynicie co wieczór w tym oto gmachu.

ROBOTNIK

I zwykłą dostaniemy zapłatę.

KONRAD

I zwykłą dostaniecie zapłatę.

ROBOTNIK

Dalej nic nie myślę.

KONRAD

Będziecie budować i burzyć.

ROBOTNIK

Tak upływa nam życie nasze. Synowie nasi zburzą, co my budujemy. Burzymy, co zbudowali ojcowie nasi.

KONRAD

Będziecie budować i burzyć w milczeniu i cokolwiek byście obaczyli, ktobykolwiek był na waszej drodze, przystąpcie nieubłagalni19 i podporę wyrwiecie, o którą wsparty i bel weźmiecie, którym się ogrodzą i otoczą, — i rzućcie precz, jako odrzuca się i odciska rumowisko, śmieć i łachy a rupiecie stargane. I ani pojrzycie, co czynić wam przyjdzie.

ROBOTNIK

Tacy jesteśmy.

KONRAD

Takich was widzę i tacy będziecie.

ROBOTNIK

Ujrzysz nas.

KONRAD

A teraz idźcie wypoczywać i czekajcie znaku:

ROBOTNIK

Kto nam da znak?

KONRAD

— — Zapadnie jakoby smuga mroku i cieniem przesłoni wszystko, co przed waszymi oczami.

ROBOTNIK

Oczy nasze nawykły do mroku.

INNY ROBOTNIK

Mrok mnie miły i łagodny.

ROBOTNIK

Noc upragniona i jedyna.

KONRAD

Po czynach waszych przyjdzie NOC.

CHÓR

Noc upragniona i jedyna.

KONRAD

Odejdźcie.

Oddalają się. Wchodzi Reżyser.

REŻYSER

A! witam pana, witam, witam! 
Ho, czasów tyle, kopę lat! 
Mamy tu scenę, — właśnie czytam 
o Romantyzmie, — przerósł świat. 
Romantyzm sobie buja, wodzi, 
coraz to wyżej, nie dba nic 
a światek coraz niżej schodzi. 
Cóż tam? Jest jaka sztuka? 

KONRAD

Nic. 

REŻYSER

Nic!? A my mamy wielką scenę: 
dwadzieścia kroków wszerz i wzdłuż. 
Przecież to miejsce dość obszerne, 
by w nim myśl polską zamknąć już, 
by się te iskry ducho-żerne, 
co u rozstajnych siedzą dróg, 
zeszły tu wszystkie za nasz próg 
w światło kinkietów, — zacząć ruch. 
Talenta bowiem są niezmierne, 
lecz trzeba, by w mnie wstąpił duch. 
To są syntezy pierwsze rzuty, 
lecz wymagają dysputy. 
Usuwa się z pierwszego planu. Wchodzi Muza.

KONRAD

O tajemnicza, piękna, którą 
uwielbiam, pozwól, 
że nazwę cię: »Literaturą«. 
Kimkolwiek jesteś, Muzo boska, 
cóż chmurzy czoło twoje? 

MUZA

Troska. 

KONRAD

Grasz —?

MUZA

Będę dzisiaj w grze cudowną, 
bo będę w grze kapryśną. 

KONRAD

Nawet kaprysy są rutyną 
u ciebie, — boska. — Wiedziesz chór 
wybranek? 

MUZA

Wieniec cór. 
We złotej konsze tu nadpłyną. 
Są eteryczne. 

KONRAD

Polki?! 

MUZA

Słyną! 

KONRAD

Ta pierwsza?  

MUZA

To harfiarka Lila, 
z rodu Wenedów. 

KONRAD

Zmartwychwstała. 

MUZA

W tym deszczu włosów, w rąk rzuceniu, 
w przegięciu, smętku, zaniedbaniu, 
w arfy miłosnym kołysaniu: 
Lila żebraczka. 

KONRAD

A ta druga? 

MUZA

To najmłodsza córa Popiela: 
Zosia, co wszędy kogoś ściga 
i goni zamyślona. 

KONRAD

To fryga 
narodowa. — A tamte? 

MUZA

Dziewki od pługa. 
Postacie, o których mowa, właśnie płyną w głębi we złotej konsze na kółkach i wysiadają na scenę.
Ja w teatrzykach amatorskich 
grywam markizy i hrabianki; 
za guwernantkę mnie półpanki 
biorą do swoich dworów; 
jestem gwiazdą doktorów 
przewodnią; — tyś bohater, słuchaj, 
tyś powinien był tu przyjść z pochodnią, — 
jak ja z gałązką wawrzynu. 
A jakież sobie miano przybrałeś? 

KONRAD

Wziąłem to Imię — zgadniesz z czynu: 
Czym będę, zgadniesz czym jestem; 
chcę działać. 

MUZA

Wiem, rozumiem: gestem. 

KONRAD

Czynem!  

MUZA

Gestem! 
Czegóż to chcesz? 

KONRAD

Wyzwolin.  

MUZA

Z czego? — Czy chcesz ducha 
wyzwolić, — alboż duch ma pęta; 
czy myśl, — myśl tak daleko biega 
wolna: — czy sercu co dolega —? 
Wyznaj, — ułożę rzecz na sceny, 
i MELANKOLIĘ zagram sama: 
ja, jako rola, wielka dama... 
a cały teatr mnie posłucha. 

KONRAD

Kochanka moja zwie się: wola! 

MUZA

Wola?! Być może. — Jakież dane? 
By zacząć sztukę, stworzyć dzieło, 
potrzeba męki, trudu, pasji, 
bólu, skarg, żalu, smętku, lęku, 
grozy, litości. 

KONRAD

Teatr stary. 

MUZA

Silne ma podstawy budowy. 
Chcesz tworzyć...? 

KONRAD

Tworzę. 

MUZA

Teatr?! 

KONRAD

Nowy. 

MUZA

Inny? 

KONRAD

Zobaczysz. — Patrz i uważ. 

MUZA

Wiem, zamiast pełnym latać lotem, 
nieledwie jako dziecko fruwasz; 
dopiero ja dać władzę mogę, 
dopiero ja cię wyprowadzę 
w świat... 

KONRAD

Idę, by walić młotem! 

MUZA

Czy tu potrzebna nowa forma, 
czy konieczna? 
Pewno jaka sprawa odwieczna; — 
by zeszła tylko Duze czy Sorma 
i kurtynę wznieść można. 
Sarah czy Modrzejewska... 
Oto jak myślę, sztukę, 
tragedię wprowadza artystka. 
W grze jej i w każdym geście 
tu będzie czaru lubystka, 
że wszyscy, jak tu jesteście, 
pod jej urokiem w błędzie, 
w złudzeniu... 

KONRAD

Że wszystko więc polega na... 

MUZA

Wypowiedzeniu. 

KONRAD

MUZO, chcę naród przedstawić. 

MUZA

A, to musi odbywać się tak, 
by naród mógł się bawić: 
Trzeba dekoracje ustawić, 
pamiętać o każdym sprzęcie, 
umieścić w budce suflera, 
jeśli kto tekstu nie spamięta, — 
za kulisami reżysera 
i inspicjenta 
i dać im skrócony szemat20. 
A gdy już wszystko gotowe, 
rozkazać grać na rozpoczęcie 
poloneza, jeśli polski temat, 
i rzucić, jako pierwszą kartę, 
wielkie Słowo. 

KONRAD

Chcesz, by wszystko było za umową.  

MUZA

Tekst dowolny, komedia del’arte. 

KONRAD

Strójcie mi, strójcie narodową scenę, 
niechajże ujrzę, jak dusza wam płonie; 
niechaj zobaczę dziś bogactwo całe 
i ogień rzucę ten, co pali w łonie 
i waszą zwołam Sławę! 
Teatr, świątynia sztuki, — o duszo przybywaj! 
Hej! Tu stawcie kolumny te, tutaj posągi. 
Dalej, przynieście ścianę, — ty mi śpiewaj 
hymnus tryumfu, a ty pieśń żałoby. 
Dalej! Ustawić bohaterów groby, 
pomniki: Boratyński-rycerz, rycerz-Kmita! 
Umocujcie je silnie, poprzystawiać drągi, 
przyśrubować, — ha Sołtyk, — a tutaj część sali, 
jakby sala sejmowa — stół do kart, gra w kości, 
Stroić, prędzej się stroić; dom stawiam piękności! 
Ledwo powiedział co, a już się stało:
Już dekorację znoszą całą;
już ustawiają, piętrzą, ładzą.
Aktorzy rzeszą się gromadzą,
kostiumy na się nawdziewają
te, w których potem role grają.
Teatr narodu, sztuka, polska sztuka! 
Chcemy go stroić, chcemy go malować, 
chcemy w teatrze tym Polskę budować! 
Żupany bierzcie, delije, kontusze; 
znoście mi lite pasy, krzywce, karabele, 
chłopskie gunie, sukmany, trzosy. Tłum w kościele! 
Niech w oczy biją kolory jaskrawe, 
niechaj rażą jak słońce. — Wstąg, wstążek, okrasy! 
Niechaj ich ujrzę razem, jakby w złote czasy. 
Razem, razem wy wszyscy, magnat, chłop i miasto. 
Siermiężni wy przystańcie około Pasyjki.  
Dalej wy, wy husaria, — wy z hrabią Henrykiem 
na czele, niedobitki — Sztandar ten z Maryjką. 
Szaraczki, wy artyści, fantazjusze, mnichy. 
Wy wszyscy! — Strójcie, strójcie się w ornaty, 
w ornamenta, złotogłów, we świąteczne szaty 
i zacznijcie bój myśli i szermierkę słowa — 
a ty im Muzo podaj ton. 

MUZA

Ja już gotowa. 

KONRAD

Oto ich widzę! Stoją około mnie żywi: 
ci, kunsztem sztuki pozwani do życia.  
Grajcie — a z pełnej duszy. Dobądźcie z ukrycia, 
co w was tajne, nie kryjcie. — A ty bądź przewodnia. 

REŻYSER

Hej światła!! 

MUZA

A w czyim ręku pochodnia?! 

KONRAD

Polska współczesna!  

MUZA

Tłumaczysz się jasno. 

REŻYSER

Światła niech błysną szerzej!  

KONRAD

Tu mnie ciasno. 

REŻYSER

Szerzej, wy razem, — rozstąpić się! Pozy! 
Przybierzcie pozy: 
litość, zmęczenie, gorycz, moment grozy. 

MUZA

Polskę współczesną twórzcie. 

REŻYSER

Sercem szczerem. 
Tak, jak ją widzim współcześnie dokoła. 

KONRAD

Zarwijcie waszych serc — —  

MUZA

Będzie bohaterem: 
kto wejdzie z wieńcem u czoła!  
„Tam-tam” nazywa się narzędzie
w orkiestrze, które dzwon udaje.
Jak mówią teatralne zwyczaje,
używa się mniej więcej wszędzie,
gdzie się do sztuki dzwon dodaje.
A więc w Kościuszce do przysięgi,
z dna wód w Zaczarowanym kole;
raz się z nim w górne idzie sprzęgi,
raz się znów staje z nim na dole.
Jest „tam-tam” rzeczą właśnie taką,
że zawsze się w nią tłucze jednako.
Wrażenie, jakie wywołuje,
jest tym, co w sobie kto poczuje.
„Tam-tam” jest w stanie dzwon Zygmuntów21
z przedziwną oddać dokładnością,
waży zaś ledwo kilka funtów
i każdy dźwignie go z łatwością,
co uprzystępnia szerszej masie
w teatrze drżeć przy tym hałasie,
imitującym nastrój dzwonu
z przedziwną subtelnością tonu.
O Zygmuncie! słyszałem ciebie
i natychmiast poznam, gdy usłyszę.
Niech ino się twój głos zakolebie
i przenikliwy wżre się w ciszę,
w ciszę półgwarną, półszemrzącą,
niech ino wpadną pierwsze tony,
tą melodyją dźwięku rwącą,
już wiem: żeś Ty jest w ruch puszczony,
że wołasz, wołasz: PÓJDŹCIE ZE MNĄ,
i wołasz wiek już nadaremno.
Oni się, co najwyżej, zasłuchają
i oczy mgłą im łez napłyną.
A gdy ty wołasz: WZNIJDŹ POTĘGO,
wrażenia u nich pierwsze miną.
A gdy ty wołasz: DZIEJÓW KSIĘGO,
ROZEWRZYJ KARTY NAD NARODEM.
NARODZIE, WRÓŻĘ, ZMARTWYCHWSTANIESZ,
choć stoją jeszcze, choć czekają,
czekają: kiedy brzmieć przestaniesz
i ton ostatni twój zawarczy...
Gdy więc za tobą pójść niegodni,
a częstych wrażeń tęsknią głodni,
na ten użytek „tam-tam” starczy.
Wie o tym dobrze i pamięta
REŻYSER (sztukę dziś prowadzi),
więc Konradowi „tam-tam” radzi:

REŻYSER

A gdy się ozwie „tam-tam”: dzwon, 
ty wejdź. 

MUZA

I bierz najwyższy ton! 

KONRAD

I nawet się nie spytasz, jaka słów będzie treść?  

MUZA

Chcę akcji, działaj, dajęć pole. 
Zagraj, jak zechcesz, twoją rolę, 
a możesz ich, gdzie zechcesz, wieść! 

KONRAD

A tamci? 

MUZA

Tamci będą grać 
za siebie też, — jak kogo stać. 
Konrad schodzi ze sceny, która zapełnia się tłumem aktorów i statystów.

REŻYSER

Role rozdane! — kto zaczyna? 
Na miejsca! — Wznosi się kurtyna! — 
To rzekł i klasnął tu trzy razy.
Rampa się nagle rozświetliła;
podnosi się zasłona z gazy,
która dotychczas wszystko kryła.
Gdy się już uporano z gazą,
Muza, której grę rozpocząć wypada,
suknię poprawia i układa,
wreszcie rozpoczyna z emfazą:

MUZA

Niebianką zstąpiłam do tych bram 
i Sztukę, której tajnie22 znam, 
przed wami głoszę! 
Serca w górę! Do góry głowy! Dumne czoła! 

REŻYSER

Czego pani tak woła?  

MUZA

W purpurę i złotogłów przyodziani: 
oto moi męże wybrani, 
a tamci w zgrzebnej koszuli, 
a tamci w wiecznej żałobie... 

REŻYSER

Daj spokój garderobie.  

MUZA

Pieśń moja wybieży przede mną 
na wasze spotkanie. 
O Pieśni, czyli23 ty nie będziesz daremną? 
O Pieśni, co się z tobą stanie? 
Będzieszli24 ulgą siostrze, bratu? 

REŻYSER

Widocznie brak ci tematu.  

MUZA

Przestworza! Hej, wy gromolice, 
co nosicie w płachtach błyskawice, 
wy, o których słyszałam w baśni, 
przydajcie siły słowom moim! 

REŻYSER

do Maszynisty, któremu daje za kulisy znak