Zakątek szczęścia. Wiatr wspomnień - Dorota Schrammek - ebook

Zakątek szczęścia. Wiatr wspomnień ebook

Dorota Schrammek

4,7

Opis

Pobierowo latem tętni życiem. Do poznanych już wcześniej bohaterów cyklu Zakątek Szczęścia dołączają nowi. Jakie skrywają sekrety? Czy przeszłość zdominuje to, co tu i teraz?
Wiatr wspomnień jest wielowątkową, refleksyjną opowieścią o zwykłych ludziach, zaufaniu i marzeniach. To, że miłość jest lekarstwem dla duszy, nie dla każdego staje się oczywiste. A los lubi płatać figle...
Dorota Schrammek w swych powieściach prezentuje różne postawy ludzkie, motywy podejmowanych decyzji, a przede wszystkim podpowiada Czytelnikom, co i jak warto zmienić, aby życie było bardziej udane i szczęśliwsze.
Wiatr wspomnień to trzeci tom z serii Zakątek Szczęścia w nowym poprawionym wydaniu

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 263

Rok wydania: 2024

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (7 ocen)
5
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej książki nie może być reprodukowana w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób bez pisemnej zgody wydawcy.

Projekt okładki i stron tytułowych

Anna Damasiewicz

Redakcja

Justyna Nosal-Bartniczuk

Zdjęcia na okładce

© Annatamila | Fotolia.com

Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz opracowanie wersji elektronicznej

Grzegorz Bociek

Korekta

Barbara Kaszubowska

Niniejsza powieść to fikcja literacka. Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń rzeczywistych jest w tej książce niezamierzone i przypadkowe.

Wydanie I, Katowice 2016

Wydawnictwo Szara Godzina s.c.

[email protected]

www.szaragodzina.pl

© Copyright by Wydawnictwo Szara Godzina, 2016

ISBN 978-83-67813-82-2

Prolog

Morze szumiało leniwie, jakby zostało zbudzone ze snu. Na mokrym, niedotkniętym jeszcze promieniami słońca piasku widniały tropy mew. Gdzieniegdzie swoje ślady zostawiły psy wyprowadzone na pierwszy spacer. Nieliczni ludzie ustawiali parawany, zdecydowanie zaznaczając prywatność na kilku metrach piasku. Jeszcze przed ósmą zostanie zajęta cała powierzchnia plaży od szkieletu zjeżdżalni wodnej do wieży ratowniczej. Miejscowi dziwili się, jak turyści są w stanie rozpoznać, który parawan do nich należy.

Jak co roku w ostatnim tygodniu czerwca Pobierowo przeżywało oblężenie. Jedna z najpiękniejszych miejscowości nad Bałtykiem kusiła turystów nie tylko czystą wodą, ale i atmosferą zupełnie inną od tej panującej w komercyjnych i drogich kurortach. Były miejsca, których nie zdominował postęp, dzięki czemu wyglądały zupełnie tak samo jak dwadzieścia lat wcześniej. Pobierowo było taką oazą. Nic dziwnego, że dzień po zakończeniu roku szkolnego wszystkie drogi prowadziły właśnie tutaj.

***

Matylda wracała z cmentarza. Każdy poranek rozpoczynała od odwiedzin grobu Władysława. Minęły cztery miesiące od jego śmierci, a ona z trudem uczyła się życia w pojedynkę. Tęsknotę starała się zagłuszyć rzuceniem w wir nowych obowiązków. Dzięki Bogu zgodziła się na kandydowanie na wójta. Podczas przedterminowych wyborów to jej mieszkańcy powierzyli zarządzanie gminą. Zupełnie jak kiedyś Władysławowi, pomyślała. Czuła, że kontynuuje dzieło zmarłego męża, a jego dotychczasowe osiągnięcia i praca nie idą na marne. Miała dwóch kontrkandydatów, którzy przegrali z kretesem. Antoni Woźnica na wieść o zgłoszeniu kandydatury Matyldy prawie się wycofał. Była pewna, że to przez gryzące go wyrzuty sumienia. W końcu to Woźnica przyczynił się do ogromnego stresu, który zawładnął jej mężem, a w konsekwencji do powtórnego udaru i śmierci Władysława. I choć nigdy wprost nie oskarżyła Woźnicy, to za każdym razem, ilekroć go widziała, czuła wzbierającą falę złości i dławienie w gardle. Mężczyzna nie zmienił przyzwyczajeń i nadal wysyłał do urzędu absurdalne pisma, jednak robił to na mniejszą skalę niż przed paroma miesiącami.

Jan Widacki, emerytowany pułkownik, poprowadził jej kampanię wyborczą. Pogrążona w żałobie Matylda nie miała do niej głowy. Ocknęła się, gdy po wygranych wyborach po raz pierwszy usiadła na dotychczasowym miejscu Władysława. Zajrzała do skreślonych jego ręką notatek, podpisanych charakterystycznym zawijasem pism, spojrzała na ulubiony kubek męża, który sekretarka postawiła przed nią i… rozpłakała się. Milena Turowska przyniosła zapas chusteczek i cierpliwie czekała, aż pierwszy ból przeminie. Przez kilka kolejnych dni tłumaczyła Matyldzie, jakie obowiązki ją czekają i na czym powinna priorytetowo skupić uwagę. Dzień po dniu dokładnie i wyczerpująco odpowiadała na wszystkie pytania i pomagała odnaleźć się żonie zmarłego zwierzchnika w nowej sytuacji. Władysław miał szczęście. Ta dziewczyna to prawdziwy skarb, Matylda wielokrotnie powtarzała w duchu.

Po kilku miesiącach pracy pani wójt zżyła się ze współpracownikami. Każdy wiedział, że dzień zaczyna od wizyty na cmentarzu. Odwiedzała grób męża wczesnym rankiem, gdy jeszcze nie było tam spacerujących rodzin ani turystów, którzy lubili wędrować po tym pełnym ciszy i zadumy miejscu.

Pomnik nagrobny został postawiony przez zakład kamieniarski zaledwie przed dwoma tygodniami. Poprosiła o niewielką drewnianą ławeczkę, na której teraz przysiadywała i rozmawiała z Władysławem. Tego ranka opowiadała mu o projekcie nowego boiska w Niechorzu, o budowanej właśnie suszarni odpadów w Pobierowie, ale najważniejszym punktem monologu był przyjazd dzieci z Wrocławia.

– Jutro przyjdę do ciebie z Amelką – opowiadała, uśmiechając się nieznacznie. Była pewna, że Władysław robił w tej chwili to samo. Uwielbiał wnuczkę! Na wspomnienie jego zachwytu nad tą małą istotką po twarzy Matyldy stoczyły się dwie łzy. Szkoda, że nie będzie widział, jak dziewczynka rośnie i się rozwija. Miała rok i osiem miesięcy. Nie rozumiała, że dziadek nie żyje. Całe szczęście, że mały Władzio bezpiecznie rósł w brzuszku Doroty.

Kilka dni temu przyszli rodzice poznali płeć mającego urodzić się jesienią dziecka. Potwierdziły się ich przypuszczenia, że tym razem to będzie syn. Imieniem po dziadku chcieli uczcić pamięć o tym niezwykle ciepłym i kochającym człowieku.

– Dorota i Amelka zostaną przez cały lipiec – kontynuowała opowiadanie Matylda. – Piotr przywiezie je, ale po kilku dniach musi wrócić do Wrocławia. Chce przygotować pokoik dla maleństwa. Dostał też dobrze płatne zlecenie sesji fotograficznej. Teraz każdy grosz im się przyda. Razem z nimi przyjedzie Aldona z małą Ewą. Pamiętasz, jak dwa lata temu poznali się w naszym pensjonacie? Nie sądziłam, że narodzi się między nimi aż taka przyjaźń. Ja też ogromnie polubiłam tę kaleką dziewczynę. Szkoda, że nie wyszło jej z ojcem Ewuni, Michałem. Wydawał się porządnym mężczyzną. Pewnie taki jest, tylko nie nadaje się do życia w rodzinie. Podobno pomagał skazańcom w więzieniach i namawiał ich, by wrócili na dobrą drogę. Taki cywilny ksiądz. Aha! Aldona poprosiła mnie o pomoc w znalezieniu noclegu dla grupy wychowanków z domu dziecka z Wrocławia. Znalazłam wolne pokoje w schronisku młodzieżowym. Naszym. Pobierowskim. Niech te dzieci zaznają czegoś miłego w nieszczęśliwym dzieciństwie. Należy się im chwila radości. Jak myślisz, czy gmina może im zafundować jakieś atrakcje? Dyrektor placówki opowiedział mi o trudnościach w zdobyciu pieniędzy na przyjazd nad morze. Muszę zadzwonić do zarządcy kolejki wąskotorowej. Sądzę, że dałby radę przewieźć te dzieci za darmo. – Matylda zamknęła oczy i wyobraziła sobie, jak Władysław skinął aprobująco. – Zadzwonię też do Parku Wieloryba w Rewalu, żeby wpuścili tam dzieci bezpłatnie. Pomyślę, co jeszcze można zrobić.

Wstała z ławki i rozejrzała się po cmentarzu. Trawa była króciutka, dopiero co skoszona. W rogu pod odmalowanym płotem stał śmietnik.

– Ten nowy ksiądz, który nastał po proboszczu Zygmuncie, dba o to miejsce. A taka byłam mu nieprzychylna! – Matylda znowu zaczęła zwierzać się zmarłemu mężowi. – Co też podkusiło starego kapłana, aby zimą wybierać się na narty! Zachciało mu się zjeżdżać po białym puchu. No i złamał nogę w kilku miejscach. Od lutego nie może wyjść ze szpitala. Myślałam, że na jego miejsce przyślą jakiegoś majestatycznego kapłana, a trafił się nam przystojny trzydziestolatek. Byłam pewna, że starsze parafianki zaprotestują, ale gdzie tam! Tak im przypadł do gustu, że jeszcze chętniej chodzą do kościoła – zachichotała. – I młodzież przyciąga do Boga. Kilka zbłąkanych zatwardziałych dusz zaczęło znowu odwiedzać świątynię. – Nie dodała, że chodzi o kobiece zatwardziałe dusze. Nie wspomniała też, że ma wątpliwości co do tego, czy to wiara i odzyskana miłość do Najwyższego spowodowały owe nawrócenia.

Młody zastępca dotychczasowego proboszcza – ksiądz Wiktor – był sympatycznym i niezwykle przystojnym mężczyzną. Elokwentny, oczytany, z poczuciem humoru, szybko zjednał sobie nowych parafian. Matylda odnosiła wrażenie, że kilka pań zadurzyło się w nim. Na wyścigi przynosiły na plebanię domowe wypieki, obiadki i ogródkowe specjały. Ksiądz każdej wylewnie dziękował, a smakołyki w większości przekazywał ubogim mieszkańcom. Matylda pamiętała własne zaskoczenie pierwszą z jego próśb, którą do niej skierował zaraz po przeniesieniu go do Pobierowa. Otóż dyskretnie poprosił ją o spis najbiedniejszych rodzin. Nie dopytywała. Gdy wizytowała miejscowy ośrodek pomocy, usłyszała rozmowę dwóch petentek. Wychwalały młodego księdza, opowiadając o rzeczach, jakie im przywoził. Wkrótce parafianie zaczęli nazywać go swoim proboszczem.

– Tak wspaniałego ciasta truskawkowego i konfitur dawno nie jadłam! – mówiła jedna. – Przez dwa tygodnie będę się żywiła tymi specjałami i zaoszczędzę pieniądze na wykup leków.

– A mnie ksiądz Wiktor przywiózł skrzynkę pomidorów i cukinii. Zrobiłam zapas leczo na całą zimę!

Kilka dni później Matylda zaprosiła proboszcza do siebie. Delikatnie rozpoczęła rozmowę o jego pomocy najuboższym.

– Pani wójt – uśmiechnął się młody mężczyzna – nic nie poradzę na to, że parafianki chętnie obdarowują mnie smakołykami. W każdym probostwie tak miałem. Tłumaczenia, że nie ma takiej potrzeby, mijają się z celem. Dlatego postanowiłem wykorzystać to w dobrej sprawie. Otrzymane jedzenie przekazuję ubogim. Nic się nie marnuje. I wilk syty, i owca cała. – Filuternie mrugnął okiem, więc Matylda nie mogła się nie roześmiać. – Jestem księdzem i to jest posługa mojego życia – dodał już całkiem poważnie. – W tym wypadku uroda nie pomaga. Wiem, że wielu paniom się podobam. Na swoją obronę dodam, że nie daję im żadnych podstaw, aby oczekiwały ode mnie czegoś więcej nad kapłaństwo.

Wiedziała, że to prawda. Zdążyła poznać młodego księdza.

Już ściskała mu rękę na pożegnanie, gdy coś sobie przypomniała.

– W Pobierowie niebawem ma się otworzyć gabinet ginekologiczny – powiedziała. – Jeszcze nie poznałam lekarza, który jest tym zainteresowany, ale nosi takie samo nazwisko jak ksiądz. Nazywa się Aleksander Sternau. Może jesteście rodziną? Nie jest to popularne nazwisko… – urwała, gdyż zauważyła, że proboszcz wygląda na zaskoczonego.

– Aleksander Sternau to mój brat – powiedział, nie patrząc jej w oczy. – Rzeczywiście jest ginekologiem.

– Dobrze, że otwiera gabinet w Pobierowie – rzekła Matylda. Była pewna, że dużą rolę w wyborze tej akurat miejscowości odegrał jego krewny. – Jest nam potrzebny lekarz tej specjalizacji.

Nie dostrzegła grymasu, jaki pojawił się wówczas na twarzy księdza Wiktora. Nad grobem Władysława pojawił się ten obraz, gdy wróciła do momentu tamtej rozmowy.

– Cieszę się, że latem będzie tutaj ginekolog – powiedziała głośno do zmarłego męża. – Szczególnie teraz, kiedy Dorotka ma tu spędzić wakacje. Będzie miała opiekę na miejscu. Wnet zaczyna siódmy miesiąc ciąży. Sama jestem ciekawa, jaki ma brzuszek! Z Amelką był ogromny, ale podobno gdy nosi się chłopca, to kobieta poszerza się w biodrach. Zresztą, sama zapytam o to lekarza. Dzisiaj ma odwiedzić mnie w urzędzie. Ciekawe czy jest tak samo przystojny jak jego brat.

Poprawiła znicz przy tablicy i wyrwała niewielkie zielsko próbujące wyrosnąć obok grobu. Pocałowała zdjęcie Władysława umieszczone w prawym górnym rogu kamiennej płyty i powoli ruszyła w stronę domu. Przed wyjazdem do pracy musiała jeszcze zjeść śniadanie i zrobić lekki makijaż. Przypomniała sobie, by zostawić dyspozycje dziewczynie, która pomaga jej sprzątać. Od momentu gdy została wójtem, jej doba niemiłosiernie się skurczyła.