9,99 zł
Milioner Andreas Ferrante dowiaduje się, że aby odziedziczyć rodzinną posiadłość w Prowansji, musi poślubić Siennę Baker, córkę gospodyni, i wytrwać w tym małżeństwie przynajmniej pół roku. To dla obojga trudny warunek, bo choć wychowywali się w tym samym domu, od lat się nienawidzą. Jednak by zachować majątek, pobierają się, pełni obaw, jak przetrwają te sześć miesięcy. Nieoczekiwanie życie z tą szaloną i nieprzewidywalną dziewczyną zaczyna się Andreasowi podobać…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 145
Tłumaczenie: Natalia Wiśniewska
Wcześnie rano Andreas odebrał telefon od swojej młodszej siostry Miette.
− Tata nie żyje.
Te trzy słowa, które w normalnych okolicznościach powinny wywołać burzę emocji, dla Andreasa nic nie znaczyły.
− Kiedy pogrzeb? – zapytał rzeczowo.
− W czwartek – odparła Miette. – Przyjdziesz?
Andreas zerknął na kobietę śpiącą u jego boku w dużym łóżku hotelowym. Potarł szorstki policzek, wzdychając z frustracją. Ojciec zawsze wiedział, jak pokrzyżować mu plany; nawet na śmierć wybrał sobie najmniej odpowiedni moment. W przyszłym tygodniu, gdy tylko zakończy interesy w Waszyngtonie, zamierzał oświadczyć się Portii Briscoe. W walizce miał nawet pierścionek zaręczynowy. Jeśli przegapi tę okazję, będzie musiał czekać, aż nadarzy się kolejna. Nie chciał, żeby jego zaręczyny i ślub kojarzyły się z jakimkolwiek fragmentem życia jego ojca, nawet jeśli miałoby to dotyczyć śmierci.
− Andreas? – Piskliwy głos Miette przywrócił go do rzeczywistości. – Jeśli nie chcesz tego zrobić dla taty, zrób to dla mnie. Wiesz, jak bardzo nie znoszę pogrzebów… zwłaszcza po śmierci mamy.
Andreas poczuł ukłucie gniewu na myśl o tym, jak ich piękna matka padła ofiarą zdrady. Był przekonany, że zmarła właśnie z tego powodu, a nie przez raka, który zaatakował jej organizm. Wstyd, gdy odkryła, że jej mąż sypiał z pomocą domową, gdy ona staczała kolejne bitwy podczas chemioterapii, złamały jej serce.
Później sytuację pogorszyła jeszcze bezczelność jędzowatej Nell Baker i jej puszczalskiej córki Sienny, przez które ostatnie pożegnanie matki zamieniło się w tanią operę mydlaną.
− Będę – obiecał.
Pierwszą osobą, którą Sienna ujrzała zaraz po przybyciu na odbywający się w Rzymie pogrzeb, był Andreas Ferrante. Przez całe jej ciało przebiegł zimny dreszcz, a serce zaczęło bić jak oszalałe. Chociaż nie widziała go od lat, nie miała wątpliwości, że to on.
Siedział w jednej z pierwszych ławek okazałej katedry. Chociaż był zwrócony plecami do niej, prezentował się wspaniale jak zawsze. Jego ciemne, lśniące włosy muskały biały kołnierzyk koszuli ukrytej pod doskonale skrojoną marynarką.
Odwrócił głowę i pochylił się, żeby szepnąć coś do ucha młodej kobiety. Na widok pięknego profilu Sienna oparła dłoń na piersi, próbując uspokoić serce szamoczące się niczym ryba w sieci. Przez lata robiła wszystko co w jej mocy, by o nim nie myśleć. Należał do tej części jej życia, której bardzo się wstydziła – i którą dawno pogrzebała w odmętach przeszłości. Była bardzo młoda i naiwna, a do tego brakowało jej doświadczenia i pewności siebie. Nie pomyślała o konsekwencjach przekręcenia prawdy. Która siedemnastolatka by o nich pomyślała?
Andreas najwyraźniej poczuł na sobie jej spojrzenie, ponieważ obrócił się i napotkał jej wzrok. To, co ujrzała w jego orzechowych oczach, mogła określić tylko jednym słowem: furia. Uśmiechnęła się słabo, żeby ukryć przerażenie, po czym pospiesznie ruszyła do najbliższej ławki. Czuła, że jeśli szybko nie usiądzie, nogi odmówią jej posłuszeństwa.
Ukradkiem zerknęła na kobietę siedzącą obok Andreasa. Rozpoznała w niej jego ostatnią kochankę, przynajmniej tak podawała prasa. Portia Briscoe wytrwała dłużej od innych kobiet, przez co Sienna zaczęła się zastanawiać, czy plotki o zaręczynach mogą skrywać ziarno prawdy.
Nigdy nie wierzyła, że Andreas Ferrante jest zdolny do miłości. Odkąd pamiętała, wiódł życie playboya. Wiedziała jednak, że we właściwym momencie powinien sprostać oczekiwaniom rodziny i wybrać odpowiednią kandydatkę na żonę.
Sądząc po wyglądzie, można było stwierdzić, że Portia Briscoe nadawała się na kolejną panią Ferrante. Była piękną kobietą, która za nic w świecie nie wyszłaby z domu bez misternie ułożonej fryzury i idealnie wykonanego makijażu. Nosiła wyłącznie stroje od najlepszych projektantów, miała nieskazitelnie białe zęby i gładką skórę przywodzącą na myśl porcelanę. Prawdopodobnie mogła pochwalić się również nieskazitelnym życiorysem – takim, w którym nie było miejsca na skandale i wstyd.
Jeszcze przed końcem mszy za zmarłego Sienna wymknęła się z kościoła. Nie była pewna, dlaczego postanowiła okazać szacunek człowiekowi, którego nawet nie lubiła. Przeczytała o jego śmierci w jednej z gazet i natychmiast pomyślała o swojej matce. Wiedziała, że Nell kochała Guida Ferrante.
Nell pracowała dla rodziny Ferrante przez lata, ale Guido nie raz dał jej do zrozumienia, że traktuje ją jak kogoś więcej niż gosposię. Sienna zbyt dobrze pamiętała skandal, który jej matka wywołała na pogrzebie Evaline Ferrante. Po tym wydarzeniu dziennikarze oszaleli; zaatakowali niczym stado wygłodniałych hien. Gdy przyglądała się, jak oczerniają Nell i potęgują w niej uczucie wstydu, przysięgła sobie, że nigdy nie dopuści do tego, by znaleźć się na łasce potężnego mężczyzny. To ona zamierzała sprawować kontrolę w każdym związku, na jaki się zdecyduje. Dlatego też nigdy nie mogła pozwolić sobie na miłość.
− Przepraszam najmocniej – zwrócił się do niej elegancki mężczyzna przed sześćdziesiątką. – Czy pani nazywa się Sienna Louise Baker?
Automatycznie przyjęła pozycję obronną.
− A kto pyta?
Mężczyzna wyciągnął rękę.
− Proszę pozwolić, że się przedstawię. Jestem Lorenzo Di Salle, prawnik Guida Ferrante.
Sienna uścisnęła jego dłoń.
− Bardzo mi miło, ale proszę mi wybaczyć, bo na mnie już czas.
Kolejne słowa prawnika sprawiły, że znieruchomiała w pół kroku.
− Proszę, aby pojawiła się pani na odczytaniu testamentu zmarłego.
Odwróciła się wolno i spojrzała zdumiona na swojego rozmówcę.
− Słucham?
− Jako spadkobierczyni jest pani…
− Spadkobierczyni? – wydała stłumiony okrzyk. – Ale dlaczego?
− Signor Ferrante zapisał pani posiadłość.
− Jaką posiadłość?
− Chateau de Chalvy w Prowansji – wyjaśnił rzeczowo starszy mężczyzna.
Serce Sienny zabiło niespokojnie.
− Musiała zajść pomyłka. To był dom rodzinny Evaline Ferrante. Powinno go odziedziczyć któreś z jej dzieci, Andreas albo Miette.
− Signor Ferrante nalegał, żeby pozostawić go pani – dodał prawnik z łagodnym uśmiechem. – Istnieją jednak pewne warunki.
Sienna zmrużyła oczy.
− Proszę jaśniej.
Lorenzo Di Salle pokręcił głową.
− Testament zostanie odczytany jutro o piętnastej w bibliotece willi należącej do rodu Ferrante. Proszę pojawić się punktualnie.
Andreas krążył po bibliotece, czując się jak tygrys w klatce. Upłynęło wiele lat od jego ostatniej wizyty w domu rodzinnym. Podczas ostatniej nocy, którą w nim spędził, siedemnastoletnia Sienna została znaleziona naga w jego sypialni. Nie dość, że skłamała na temat wydarzeń, które rzekomo miały miejsce, to jeszcze zrobiła z niego zbereźnika. Doskonale grała rolę niewinnej ofiary. Inaczej ojciec nigdy nie uwzględniłby jej w testamencie. W końcu kim dla niego była? Nikim. Córką gosposi. Rozwiązłą nastolatką, która polowała na bogatego męża i ostatecznie wzięła ślub dla pieniędzy.
Nagle drzwi stanęły otworem i do środka weszła Sienna Baker. Zachowywała się, jakby była u siebie w domu. Nie zadała sobie trudu, żeby ubrać się stosownie do sytuacji. Krótka dżinsowa spódnica i opięta biała bluzka odsłaniały zdecydowanie zbyt wiele pięknie opalonego ciała. Zgrabne długie nogi i niewiarygodnie wąska talia zrobiłyby wrażenie na każdym mężczyźnie. I chociaż nie miała na twarzy ani grama makijażu, a jej jasne włosy spływały luźno na ramiona, wyglądała tak, jakby zeszła z planu zdjęciowego.
Andreas odniósł wrażenie, że wszyscy zgromadzeni w pokoju wstrzymali oddech. Wielokrotnie był świadkiem takich sytuacji. Naturalne piękno tej kobiety po prostu przyprawiało o zawrót głowy. On sam nie potrafił mu się oprzeć, chociaż wiele lat poświęcił na walkę z pokusą.
Zirytowany zerknął na zegarek, po czym posłał jej pogardliwe spojrzenie.
− Spóźniłaś się.
Spojrzała na niego zuchwale, przerzucając włosy przez ramię.
− Nie rób sceny z powodu dwóch minut, bogaty chłopczyku – odparła.
Prawnik rozłożył dokumenty na biurku.
− Możemy zaczynać? – zapytał. – Mamy wiele do omówienia. Zacznijmy od Miette…
Andreas wysłuchał testamentu na stojąco. Cieszył się, że ojciec zabezpieczył jego młodszą siostrą. Z drugiej strony wcale tego nie potrzebowała. Razem z mężem prowadziła w Londynie dobrze prosperującą firmę. Mimo to nie zamierzał patrzeć bezczynnie, jak wygryza ją ta mała naciągaczka. Szczęśliwie Miette odziedziczyła rodzinną posiadłość w Rzymie i środki trwałe warte miliony w postaci funduszu powierniczego dla dwójki jej dzieci. Rezultat był zadowalający, jeśli wziąć pod uwagę, że Miette nie była z ojcem blisko przez ostatnie lata.
Andreas poczuł narastające napięcie. Zawsze czuł się tak w obecności Sienny. Właśnie z jej powodu unikał rodzinnego domu. Przez lata nie przekroczył progu tego domu, nawet po to, by towarzyszyć matce podczas ostatnich tygodni jej życia. Wszystko z powodu oszustwa chciwej dziewczyny. Nienawidził jej za to z całego serca.
Tymczasem prawnik poprosił wszystkich prócz nich dwojga o opuszczenie biblioteki, zanim rozłożył dokumenty przed Andreasem.
− Chateau de Chalvy w Prowansji stanie się własnością pana i pani Sienny Baker pod warunkiem, że zawrą państwo związek małżeński i zamieszkają razem na co najmniej sześć miesięcy.
Andreas sądził, że umysł płata mu figle. Potem przeżył prawdziwy szok. Nie mógł wydobyć słowa. Stał więc tylko, wpatrując się w prawnika.
− Pan chyba żartuje – odezwał się po chwili.
− Bynajmniej – powiedział Lorenzo Di Salle. – Pański ojciec zmienił testament miesiąc temu. Był wówczas śmiertelnie poważny. Jeśli nie zawrą państwo małżeństwa na określony czas, posiadłość przejdzie w ręce dalekich krewnych.
Andreas dobrze wiedział, o jakich dalekich krewnych wspomniał prawnik. Chodziło o jego kuzyna, nałogowego hazardzistę, który bez wątpienia sprzedałby posiadłość, żeby spłacić długi. Musiał przyznać, że ojciec zastawił idealną pułapkę. Musiał zaakceptować jego warunki, żeby dostać to, czego pragnął.
− Nie wyjdę za niego! – Sienna zerwała się na równe nogi. Jej niebieskie oczy miotały błyskawice.
Andreas zmierzył ją wzrokiem.
− Usiądź i zamilcz.
Uniosła dumnie głowę.
− Nie zostanę twoją żoną.
− Bardzo miło mi to słyszeć – rzucił oschle Andreas, zanim zwrócił się do prawnika: − Musi istnieć inne rozwiązanie. Właśnie zamierzałem się oświadczyć. Nie mogę zmienić teraz planów.
Prawnik rozłożył bezradnie ręce.
− W zapisie nie ma żadnej luki – wyjaśnił. – Jeśli choć jedno z was odmówi współpracy, automatycznie to drugie odziedziczy wszystko.
− Co takiego? – wykrzyknęli Andreas i Sienna jednocześnie.
Andreas spojrzał na nią krzywo, zanim zwrócił się do prawnika.
− Chce pan powiedzieć, że jeśli nie zgodzę się jej poślubić, to ona odziedziczy Chateau de Chalvy i pozostałe dobra?
Lorenzo skinął głową.
− A jeśli się pobierzecie i jedno z was wycofa się przed upływem sześciu miesięcy, straci wszystko na rzecz tego drugiego.
− Ale dlaczego sześć miesięcy?
Andreas przewrócił oczami.
− Pewnie wiedział, że gdyby to potrwało chociaż dzień dłużej, wylądowałbym w więzieniu za morderstwo.
− Po warunkiem, że bym cię nie ubiegła.
− Co się stanie po upływie sześciu miesięcy, jeśli postanowimy podporządkować się woli ojca? – zapytał Andreas, ignorując komentarz Sienny.
− Pan otrzyma zamek, a pani pokaźny czek.
− Za to, że przez sześć miesięcy będzie udawała wielką damę, którą nie jest? To oburzające! – zirytował się Andreas.
Sienna wydęła wargi.
− Żadne pieniądze nie wynagrodzą mi koszmarnych sześciu miesięcy w twoim towarzystwie.
Andreas zmrużył oczy.
− To ty go do tego nakłoniłaś – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Dopilnowałaś, żeby spisał ten niedorzeczny testament. Pewnie od dawna planowałaś położyć swoje chciwe łapska na jego pieniądzach.
Wytrzymała jego spojrzenie.
− Od pięciu lat nie rozmawiałam z twoim ojcem – odparła lodowatym głosem. – A on nie zadał sobie nawet trudu, żeby wysłać mi kartkę albo kwiaty, gdy zmarła moja matka, nie wspominając o tym, że nie pojawił się na pogrzebie.
− Dlaczego przyszłaś na jego pogrzeb, skoro tak bardzo go nienawidzisz?
Uniosła dumnie głowę.
− Tak się składa, że znalazłam się tam przypadkiem. Byłam przymierzyć suknię na ślub siostry.
− Słyszałem o twojej dawno zaginionej siostrze bliźniaczce – przyznał Andreas. – Właściwie to czytałem o niej w gazecie. Boże, miej nas w opiece, jeśli choć trochę przypomina ciebie.
Miała ochotę go spoliczkować.
Tymczasem prawnik zamknął teczkę, po czym wstał.
− Mają państwo tydzień na podjęcie decyzji – oświadczył. – Radzę dobrze ją rozważyć. Oboje mają państwo wiele do stracenia, jeśli nie dojdą do porozumienia.
− Nie mam się nad czym zastanawiać – rzuciła hardo Sienna. – Nie zamierzam wyjść za niego za mąż.
Andreas roześmiał się.
− Kogo próbujesz nabrać, Sienno – rzucił pogardliwie. – Żadna siła nie odciągnęłaby cię od takich pieniędzy.
Oparła ręce na biodrach, podeszła do niego tak blisko, że dzieliło ich ledwie kilka centymetrów, i wysyczała mu w twarz:
− W takim razie patrz.
Odwróciła się na pięcie i zniknęła za drzwiami.
− Napisali tutaj, że Andreas Ferrante i jego kochanka się rozstali – powiedziała dwa dni później Kate Henley, współlokatorka Sienny. Zerknęła znad gazety, marszcząc czoło. – Przecież powiedziałaś, że mieli się zaręczyć.
Sienna zabrała się do mycia lśniącego czystością kubka.
− Andreas Ferrante mnie nie interesuje. Może sobie robić, co mu się żywnie podoba.
− Zaczekaj chwilę… − Kate zaszeleściła gazetą. – Mój Boże! To prawda?
Sienna napotkała wzrok rozemocjonowanej kobiety.
− Co takiego?
− Zdaniem autora tekstu ty jesteś powodem ich rozstania. Podobno zerwali przez ciebie!
− Daj mi to. – Sienna ściągnęła brwi, chwytając gazetę.
W miarę, jak czytała artykuł, jej serce biło coraz szybciej. Jedno zdanie wywarło na niej największe wrażenie: „Znany miliarder Andreas Ferrante przyznał, że długo utrzymywany w tajemnicy związek ze Sienną Baker, córką byłej gosposi jego rodziny, zniszczył jego relacje z dziedziczką Portią Briscoe”.
− To stek bzdur! – Sienna cisnęła gazetę na stół, przewracając przy okazji karton z mlekiem. – Niech to szlag! – Chwyciła papierowy ręcznik i z furią zaczęła wycierać zalany blat.
− Dlaczego miałby mówić coś takiego? – zapytała Kate.
Sienna zacisnęła zęby, wrzucając do zlewu przesiąknięty papier.
− Bo chce, żebym wyszła za niego za mąż.
− Chyba żartujesz.
− Niestety nie. Tak czy inaczej, nie zamierzam zostać jego żoną.
− Chcesz mi powiedzieć, że Andreas Ferrante, bogaty playboy, najprzystojniejszy facet na świecie, jeśli nie we wszechświecie, poprosił cię o rękę, a ty odmówiłaś?
Sienna spojrzała z irytacją na Kate.
− Nie jest aż tak przystojny, a jego konta bankowe mnie nie interesują. Już raz wyszłam za mąż dla pieniędzy i nie zamierzam tego powtórzyć.
− Przecież twierdziłaś, że kochałaś Briana – zdumiała się Kate. – Na jego pogrzebie wypłakiwałaś sobie oczy.
Sienna pomyślała o swoim zmarłym mężu. W ciągu ostatnich miesięcy jego życia bardzo się z nim zżyła. Musiała jednak przyznać, że nie poślubiła go z miłości. Gdy straciła matkę, bardziej niż kiedykolwiek przedtem potrzebowała stabilizacji i poczucia bezpieczeństwa. Po jej śmierci wydarzyło się coś potwornego: po nadużyciu alkoholu Sienna obudziła się w łóżku obcego mężczyzny. Wtedy pojawił się Brian Littlemore. Dzięki niemu odzyskała spokój i szacunek. Podobnie jak ona Brian został zmuszony do życia w kłamstwie, jednak ich małżeństwo opierało się na szczerości i zaufaniu. Opowiedział jej swoją historię. Pokochała go za to i przysięgła, że nigdy nie zdradzi jego sekretów.
− Brian był dobrym człowiekiem – powiedziała. – Aż do śmierci przedkładał dobro rodziny nad własne.
− Szkoda, że lepiej cię nie zabezpieczył – odparła Kate, sięgając po ścierkę. – Jeśli szybko nie znajdziesz pracy, będziesz musiała poprosić o pożyczkę swoją bogatą siostrę.
Sienna wciąż odczuwała zdziwienie na myśl o swojej siostrze bliźniaczce. Matka oddała Gisele zaraz po narodzinach. Pewien bogaty Australijczyk sowicie jej to wynagrodził. On i jego żona nie mogli mieć dzieci, więc zapłacili Nell za jedną z jej córek i wychowali Gisele jak swoją. Nell zabrała ten sekret do grobu. Sienna odkryła go przypadkowo, gdy dwa miesiące temu wybrała się do Australii. Zawsze chciała się tam wybrać, a po śmierci Briana musiała zmienić otoczenie, żeby pozbierać myśli. Przypadkowe spotkanie z siostrą w centrum handlowym na zawsze odmieniło jej życie.
Chociaż Sienna znalazła dla siostry miejsce w sercu, nadal nie czuła się wobec niej w porządku. Skandal z sekstaśmą, w który została uwikłana Sienna, bardzo zaszkodził Gisele. Gdy przeklęty film trafił do internetu, narzeczony Gisele, Emilio, oskarżył ją o zdradę. Dopiero odkrycie prawdy o istnieniu Sienny doprowadziło do szczęśliwego finału: ślubu, który miał się odbyć wkrótce w Rzymie. Mimo wszystko Sienna nie zdołała pozbyć się wyrzutów sumienia. Przez nią Gisele i Emilio stracili dwa cenne lata oraz dziecko. Nie była pewna, czy kiedykolwiek zdoła im to wynagrodzić.
Tak czy inaczej, Kate miała rację. Sienna potrzebowała stałego źródła dochodu. Dawniej pomagała Brianowi prowadzić jego sklepy z antykami. Później jego rodzina usunęła ją z interesu. Z kolei fundusz powierniczy, który dla niej założył, stopniał z powodu trudnej sytuacji gospodarczej. I w ten oto sposób musiała pożegnać się z marzeniami o własnym domu, prawdopodobnie na zawsze.
Gdyby przyjęła pieniądze, które zapisał jej Guido Ferrante, mogłaby nie tylko kupić piękną posiadłość, ale także żyć dostatnio do końca swoich dni. Co więcej mogłaby poświęcić się swojej pasji: fotografii. Kto wie, może zdołałaby na tym zarabiać. Byłoby cudownie, gdyby świat poznał ją dzięki talentowi, a nie kolejnym skandalom.
Przygryzła wargę, rozważając wszystkie za i przeciw. Żeby spełnić warunki umowy, musiałaby na sześć miesięcy zostać żoną swojego największego wroga.
Mimowolnie wzdrygnęła się na myśl o silnych ramionach Andreasa, jego długich nogach splecionych z jej nogami i szerokim torsie, po czym pospiesznie wytarła wilgotne ręce i chwyciła torbę oraz klucze.
− Wyjeżdżam – oświadczyła stanowczo. – Nie wiem, kiedy wrócę. Przyślę ci pieniądze na czynsz.
Kate odwróciła się gwałtownie z pustym kartonem po mleku w jednej ręce i mokrą ścierką w drugiej.
− Zamierzasz się zgodzić?
Sienna spojrzała na nią ponuro.
− To będzie najdłuższych sześć miesięcy w moim życiu.
− Sześć miesięcy? – Kate zmarszczyła czoło. – Czy małżeństwo nie powinno trwać do śmierci?
− Nie to.
− Nie zamierzasz się spakować? – zapytała Kate, nie odrywając oczu od koleżanki. – Nie możesz pokazać mu się w porwanych dżinsach i koszulce!
Sienna zarzuciła torbę na ramię.
− Jeśli Andreas Ferrante chce, żebym ubierała się tak jak jego kochanki, będzie musiał za to zapłacić.
− Signor Ferrante jest na spotkaniu z zespołem projektantów i nie można mu przeszkadzać – wyrecytowała recepcjonistka.
− Proszę mu powiedzieć, że przyszła jego narzeczona – odparła Sienna z uśmiechem.
Kobieta otworzyła szeroko oczy.
− Nie jestem pewna… − zaczęła z wahaniem.
− Proszę mu przekazać, że jeśli zaraz się ze mną nie spotka, odwołam ślub – dodała Sienna stanowczo.
Recepcjonistka chwyciła słuchawkę interkomu i powiedziała coś po włosku. Potem z głośnika popłynął głos Andreasa.
− Powiedz, żeby zaczekała w recepcji.
Sienna pochyliła się nad biurkiem i chwyciła słuchawkę.
− Przywlecz tutaj swój tyłek, Andreas. Musimy omówić kilka spraw.
− Sala konferencyjna, za dziesięć minut – rzucił zwięźle.
− Recepcja, w tej chwili – wycedziła Sienna przez zaciśnięte zęby.
− Cara – mruknął – taka niecierpliwość rozpala mnie do czerwoności. Tak bardzo za mną tęskniłaś?
Sienna przywołała na twarz sztuczny uśmiech.
− Najdroższy, nawet sobie nie wyobrażasz, jak potwornie czuję się bez twojej bliskości. Odchodzę od zmysłów, gdy cię przy mnie nie ma. Cierpiałam prawdziwe katusze bez twoich pocałunków, twojego dotyku i tych wszystkich rzeczy…
− Porozmawiamy o tym na osobności – przerwał jej chłodno.
Sienna uśmiechnęła się do wstrząśniętej recepcjonistki.
− Nawet sobie pani nie wyobraża, jak wielki i wspaniały jest jego…
− Sienna, przyjdź do mnie w tej chwili.
Sienna odsunęła się od biurka, po czym rzuciła przez ramię:
− Czyż on nie jest uroczy?
Sienna weszła do sali konferencyjnej, w której czekał na nią Andreas. Jego twarz zdradzała gniew.
− Co ty, do diabła, wyprawiasz? – zapytał, zanim zdążyła zamknąć drzwi.
Sienna spojrzała na niego z pogardą.
− Przeczytałam w gazecie, że jesteśmy zaręczeni, więc staram się dopasować do sytuacji.
Ściągnął usta.
− To nie ja poinformowałem media. – Przeczesał włosy palcami. – Wiesz, co mówią o odrzuconej kobiecie…
− To sprawka idealnej Portii? – Sienna uniosła brwi. – Założę się, że nie przeczytała poradnika o unikaniu wpadek towarzyskich.
− Miała zostać moją żoną – warknął. – Nic dziwnego, że się wścieka. – Zaczął krążyć po sali, pocierając czoło. − Musimy się dogadać – powiedział po chwili. – To tylko sześć miesięcy. Potem będziemy wolni. Oboje możemy na tym zyskać.
Sienna usiadła na jednym z krzeseł.
− Co będę z tego miała?
Przystanął na moment, żeby na nią spojrzeć.
− Mnóstwo forsy – mruknął gniewnie.
Nie oderwała od niego wzroku.
− Chcę więcej.
− Ile?
− Proponuję, żebyś podwoił stawkę.
Zacisnął zęby.
− Mogę ją zwiększyć o jedną czwartą pierwotnej sumy.
− O jedną trzecią – poprawiła go z uśmiechem niewiniątka.
Andreas uderzył pięściami w stół.
− Niech cię szlag! Nie dostaniesz ani centa więcej ponad to, co zostało określone w testamencie.
Odsunąwszy krzesło, Sienna wstała z gracją.
− W takim razie ta rozmowa dobiegła końca.
Ruszyła do drzwi. Dopiero jednak gdy sięgnęła do klamki, Andreas odezwał się ponownie:
− W porządku. Proponuję jedną trzecią tego, co zapisał ci mój ojciec.
Sienna spojrzała na niego.
− Naprawdę zależy ci na tym zamku.
Mięśnie jego twarzy zdradzały napięcie.
− Należał do mojej matki – odparł. – Zrobię wszystko, co trzeba, żeby nie wpadł w chciwe łapska mojego kuzyna.
− Nawet się ze mną ożenisz?
Zachichotał ponuro.
− Tak, chociaż nadal trudno mi w to uwierzyć. Z drugiej strony, potrafię wyobrazić sobie gorsze rzeczy od małżeństwa z tobą.
− W takim razie masz bujniejszą wyobraźnię niż ja, bo mnie nic takiego nie przychodzi do głowy – zakomunikowała, ponownie siadając na krześle.
Atmosfera była napięta do granic możliwości. Andreas przyglądał jej się tak intensywnie, że Sienna poczuła się, jakby była naga. W końcu już widział ją w stroju Ewy.
Skrzywiła się na to wspomnienie. Kiedyś pragnęła, by był jej pierwszym kochankiem. Marzyła o tym miesiącami. Fantazjowała, że uwolni ją od ciężkiego życia, które musiała wieść razem z matką. Przez lata wielokrotnie zmieniały miejsce zamieszkania. Nigdy nie wiedziały, do jakiego domu trafią ani jacy będą kolejni pracodawcy. Ponadto Sienna wciąż musiała przenosić się z jednej szkoły do drugiej i szukać nowych znajomych. Nigdy nie potrafiła się jednak przystosować. Gdziekolwiek się udały, nie opuszczało jej uczucie wyobcowania.
Wszystko zmieniło się, gdy jej matka otrzymała posadę gospodyni w willi rodziny Ferrante, w Rzymie. To była piękna posiadłość z cudownym ogrodem, dużym basenem i kortem tenisowym – miła odmiana po ciasnych, zatęchłych mieszkankach, w których dotychczas pomieszkiwały.
Poza tym pierwszy raz w życiu Sienna widziała swoją matkę szczęśliwą i spokojną. Nie chciała tego stracić. Dlatego też szybko obmyśliła plan. Postanowiła rozkochać w sobie Andreasa, przystojnego, bogatego dziedzica. Naiwnie myślała, że miłość i pożądanie, które ich połączą, pomogą pokonać wszelkie przeszkody.
Wiele razy czuła na sobie spojrzenie jego orzechowych oczu, gdy wieczorami pomagała podawać do stołu podczas rodzinnych kolacji. Wyczuwała jego podniecenie i wiedziała, że jej pragnie. Gdy pochylała się przy nim, żeby postawić filiżankę z herbatą, poruszał się niespokojnie. Czasem, jakby przypadkowo, muskała włosami jego ramię, a wtedy nieruchomiał na ułamek sekundy.
Pewnej nocy postanowiła zaczekać na niego w jego sypialni. Ubrana jedynie w skąpą bieliznę, rozłożyła się na jego łóżku. Była zdenerwowana i jednocześnie nie mogła doczekać się tego spotkania.
Gdy drzwi stanęły otworem, Andreas przez moment napawał się jej widokiem. Jednak później zmienił się na twarzy.
− W co ty ze mną pogrywasz? – rzucił gniewnie. – Ubierz się i wyjdź stąd natychmiast.
Sienna czuła się upokorzona i oszukana.
− Wiem, że mnie pragniesz – odparła stanowczo. – Chcę, żebyś się ze mną kochał.
Chociaż bardzo starał się to ukryć, całe jego ciało zdradzało, że chętnie skorzystałby z zaproszenia.
− Mylisz się – odparł mimo wszystko.
Sienna podeszła do niego, by udowodnić, że oszukuje nie tylko ją, ale i siebie.
− Pragnę cię, Andreas – mruknęła uwodzicielsko, wyciągając rękę.
Chwycił ją za przedramię w chwili, gdy ktoś otworzył drzwi.
Sienna odepchnęła od siebie wspomnienia. Nie chciała rozpamiętywać potwornej scysji pomiędzy Andreasem a jego ojcem. Nie chciała pamiętać wszystkich kłamstw, które popłynęły z jej ust. Tak bardzo się bała, że jej matka straci ukochaną pracę, że nie myślała o konsekwencjach. Po tamtej nocy Andreas nigdy więcej nie pojawił się w domu, nawet żeby odwiedzić umierającą matkę.
A teraz stał za biurkiem i mierzył ją chłodnym spojrzeniem.
− Musimy omówić kilka szczegółów – powiedział. – Zapis w testamencie zobowiązuje nas do życia jak mąż i żona, co oznacza, że będziesz musiała spać tam gdzie ja.
Sienna skoczyła na równe nogi.
− Nie zamierzam z tobą sypiać!
Przewrócił oczami, jakby usłyszał najgłupszą rzecz na świecie.
− Nie chodzi o łóżko, Sienno. Mamy spać pod jednym dachem – wyjaśnił. – Chodzi o odgrywanie przedstawienia dla publiczności.
− Chcesz powiedzieć, że mamy się zachowywać, jakbyśmy rzeczywiście pragnęli tego małżeństwa?
− Niestety, tak.
− Czyś ty oszalał? – jęknęła. – Nie zgadzam się na to! Nie mogę udawać zakochanej kobiety! Poza tym wszyscy dobrze wiedzą, jak bardzo cię nienawidzę.
− Obiecuję, że gdy tylko nie będziemy na widoku, pozwolę ci skakać mi do gardła.
Sienna nabrała powietrza i wypuściła je powoli.
− Ile mamy czasu, żeby przedstawić światu oficjalne stanowisko? – zapytała po chwili.
− Możliwie jak najszybciej – odparł ponuro. – Mam tylko nadzieję, że nie liczysz na wielką fetę?
Spojrzała na niego pobłażliwie.
− Każda panna młoda marzy o pięknym ślubie.
− O ile dobrze pamiętam, wyszłaś już raz za mąż… − Z jego oczu wyzierała pogarda. – Za mężczyznę, który mógłby być twoim dziadkiem.
Sienna uniosła dumnie głowę.
− Przynajmniej go kochałam.
Wykrzywił usta w szyderczym grymasie.
− Kochałaś jego pieniądze, podstępna żmijo. Musiał ci płacić za każdym razem, kiedy chciał wejść do twojej sypialni?
Uśmiechnęła się szeroko, jakby usłyszała coś niezwykle zabawnego.
− Chciałbyś to wiedzieć, prawda?
Odepchnął się od biurka, po czym wsunął ręce w kieszenie, jakby się bał, że jeśli tego nie zrobi, to ją udusi. Sienna obserwowała go z satysfakcją. Podobała jej się myśl, że zdołała wytrącić z równowagi na pozór niewzruszonego mężczyznę.
Andreas potrzebował trochę czasu, żeby się uspokoić. Oczywiście doskonale wiedział, że Sienna umyślnie go drażniła − próbowała wydobyć z niego wszystko to, co pierwotne i prymitywne. Ale reakcja jego ciała pozostawała dla niego zagadką.
Przez całe życie szczycił się opanowaniem i zdolnością trzeźwej oceny sytuacji. Jak każdy zdrowy mężczyzna miał swoje potrzeby i nie próbował tego ukrywać. Zawsze jednak starannie dobierał kochanki: wszystkie były wyrafinowanymi kobietami z klasą. Żadna z nich nie przypominała krnąbrnej harpii, ale też żadna z nich nie rozbudzała w nim takiego pożądania jak ta, z którą przyszło mu się zmagać ostatnio.
Sienna miała w sobie coś takiego, co rozpalało go do czerwoności – coś, nad czym nie miał kontroli. Chciał porwać ją w ramiona, zerwać z niej ubranie i uprawiać z nią dziki, bezwstydny seks. Była zakazanym owocem, który kusił z wielką mocą.
Jego ojciec musiał zdawać sobie z tego sprawę. Prawdopodobnie uznał, że największą karą dla Andreasa będzie przywiązanie go do Sienny i zmuszenie, by dzień po dniu patrzył, jak paraduje przed nim ze swoim seksapilem. Ale czy to możliwe, żeby ojciec aż tak bardzo go nienawidził?
Ponownie spojrzał na Siennę. W międzyczasie zdążyła wrócić na krzesło. Siedziała wygodnie, z rękami skrzyżowanymi na piersi i nogami opartymi na jego biurku. Przypominała zbuntowaną uczennicę wezwaną do gabinetu dyrektora. Właściwie co chwilę wcielała się w nową rolę. Z grzesznej syreny potrafiła niepostrzeżenie przeobrazić się w niewinną ofiarę.
Andreas nie miał pojęcia, jak sobie z nią poradzić. Jednak zważywszy na warunki testamentu, nie miał wyjścia. Będzie musiał znaleźć na nią sposób, nawet jeśli to oznaczało wywalczenie sobie miejsca w jej łóżku. Każda kropla krwi była warta tego, co mógł ocalić.
− Gdzie się zatrzymałaś? – zapytał.
− Jeszcze niczego sobie nie znalazłam – odparła. – Dopiero przyleciałam.
− Gdzie twój bagaż?
− Niczego ze sobą nie zabrałam. Pomyślałam, że pozwolę ci zadbać o moją garderobę. Uznałam, że to, co noszę na co dzień, nie przypadnie ci do gustu.
Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
− Podróżowanie z jedną parą dżinsów, koszulką i torebką nie jest typowe dla młodych kobiet. Te, które znam, wożą ze sobą tyle kosmetyków i przyborów toaletowych, że trzeba kilku rosłych tragarzy, żeby je przenieść z miejsca na miejsce.
− Jestem tania w utrzymaniu – powiedziała z miną niewiniątka.
− Wątpię – mruknął.
Opuściła szczupłe nogi na ziemię.
− Muszę się gdzieś zatrzymać, dopóki nie dopełnimy formalności – stwierdziła rzeczowo. – Pięciogwiazdkowy hotel świetnie się nada.
− Możesz zamieszkać w mojej willi. – Zapisał jej adres na kartce, którą następnie jej podał. – Chcę cię mieć na krótkiej smyczy.
− Boisz się, że podzielę się swoją historią z prasą, tak jak to zrobiła twoja była narzeczona? – zapytała z uśmiechem, wsuwając zwiniętą kartkę za dekolt bluzki.
− Ona nie była moją narzeczoną – wyjaśnił, odrywając wzrok od jej bujnych piersi. – Nie zdążyłem się oświadczyć, chociaż kupiłem już pierścionek. Możesz go pożyczyć.
− Nie ma mowy – żachnęła się. – Chcę własny pierścionek.
Andreas podszedł do niej i natychmiast tego pożałował. Jej zapach uderzył mu do głowy, a widok pełnych ust zaparł dech. Na moment zatrzymał wzrok na drobnych piegach znaczących kształtny nos, zanim spojrzał jej prosto w oczy.
− Dla ciebie to tylko gra?
Jej niebieskie oczy zalśniły.
− Chciałeś mnie pocałować?
− Raczej udusić.
− Spróbuj mnie dotknąć, a zobaczysz, co się stanie – ostrzegła wojowniczo.
Andreas dobrze wiedział, co miała na myśli. Nie potrafił sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek wcześniej czuł tak potężne pożądanie. Czuł się tak, jakby z powrotem stał się naładowanym hormonami nastolatkiem.
− Zejdź mi z oczu – syknął.
Odrzuciła jasne włosy na plecy.
− Jeśli mam się u ciebie zatrzymać, musisz dać mi klucze – powiedziała, jak gdyby nigdy nic.