Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Prof. Tomasz Szarota, wybitny historyk II wojny światowej, zajmujący się zwłaszcza okupacją niemiecką na ziemiach polskich, przewodniczący jury Nagrody Klio, podjął temat pierwszej większej egzekucji dokonanej przez Niemców w rejonie Warszawy. Miała ona miejsce prawdopodobnie 13 listopada 1939 roku w Lesie Natolińskim, a zginęło w niej 15 Polaków, w tym ojciec profesora Rafał Marceli Blüth.
Autor opisuje pierwsze tygodnie okupacji niemieckiej, która od początku okazała się bardzo brutalna dla ludności polskiej i żydowskiej. Przejawem terroru były aresztowania i zabójstwa osób z różnych środowisk, które oskarżano o rozmaite „przestępstwa” przeciwko zarządzeniom okupanta, m.in. przechowywanie broni czy zrywanie plakatów. Temu jest poświęcony pierwszy z pięciu rozdziałów książki.
W kolejnych rozdziałach autor przedstawia okoliczności egzekucji oraz powojenne ekshumacje i śledztwa jej dotyczące, a także przedstawia ofiary - wśród nich byli: ziemianin, przedstawiciele inteligencji, oficer rezerwy, przedsiębiorca, robotnik, rolnicy, w tym chłopi z podbiłgorajskiej wsi Zastawie, zadenuncjowani za posiadanie broni przejętej od żołnierzy Wojska Polskiego. Na koniec ukazuje zabiegi o upamiętnienie tych ludzi w Natolinie, gdzie ma stanąć pomnik.
Książka jest cenna, gdyż pokazuje nie tylko jedno konkretne wydarzenie, ale podstawy warsztatu historyka, który często musi się zamienić w detektywa i rekonstruować przeszłość, losy ludzkie ze strzępów informacji. Dowodzi też, że terror niemiecki w Polsce był z góry zaplanowany i bezwzględnie realizowany już od wkroczenia Wehrmachtu i wzmagał się wraz z rozwojem aparatu okupacyjnego. W książce znajdzie się wiele ilustracji.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 174
Ludwik Landau, autor Kroniki lat wojny i okupacji, zanotował w niej 19 listopada 1939 r.: Dzisiejsza polska gazeta warszawska umieszcza na czele numeru listę osób rozstrzelanych, jak podaje obwieszczenie, za przechowywanie broni lub za plądrowanie. Lista obejmuje 15 nazwisk osób z różnych miejscowości i różnego pochodzenia społecznego: jest tam np. pięciu robotników rolnych i chłopów z jednej wsi, ziemianin spod Garwolina, przedstawiciele inteligencji1. Jeśli dziś, po kilkudziesięciu latach, spojrzymy na tę samą stronę wydawanego przez Niemców „Nowego Kuriera Warszawskiego”, przekonamy się, jak trafne było spostrzeżenie kronikarza. Owych piętnastu skazanych na śmierć mężczyzn, to rzeczywiście jakby przekrój polskiego społeczeństwa! Znaleźli się wszak wśród nich, oprócz owych pięciu chłopów z odległej od Warszawy wsi Zastawie (w pow. biłgorajskim), właściciela majątku Wilga pod Garwolinem i warszawskiego Żyda, także: stolarz, oficer zawodowy, piekarz, student (chłopski syn), bokser zawodowy, muzyk, żołnierz, wracający z wojny do rodzinnej wsi, i typowy inteligent, ów literat, doktor Rafał Marceli Blüth – mój Ojciec. Jestem pogrobowcem, urodziłem się kilka tygodni po Jego śmierci.
Ludwik Landau nie przytoczył zakończenia cytowanego przezeń Komunikatu policji, które brzmiało: Wyroki wykonano. Aż do wiosny 1971 r. data i miejsce egzekucji były nieznane. O tym, że przeprowadzono ją pomiędzy 13 a 17 listopada 1939 r., dowiedzieliśmy się dopiero dzięki ekshumacji ofiar. Doszło do niej zresztą przez przypadek, gdyż poszukiwano w parku Natolińskim szczątków zamordowanego przez Niemców prezydenta Warszawy, Stefana Starzyńskiego2.
Konsekwencją ekshumacji było wszczęcie przez Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce śledztwa, mającego na celu ustalenie okoliczności, sprawców i odpowiedzialnych za popełnioną zbrodnię. Kierowała nim z wielkim zaangażowaniem sędzia Lidia Kwiatkowska. Zebrano wówczas nie tylko relacje od świadków egzekucji, ale udało się także dotrzeć i spisać zeznania żyjących jeszcze członków rodzin ofiar. Ponieważ w latach 2004–2008 działająca w ramach Instytutu Pamięci Narodowej Okręgowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Warszawie kontynuowała rozpoczęte w 1971 r. śledztwo w sprawie egzekucji natolińskiej; dokumentacja na jej temat stwarzała szansę, by zacząć myśleć o jej wykorzystaniu w postaci opracowania naukowego. Gdy w 2016 r. Centrum Europejskie w Natolinie postanowiło zająć się upamiętnieniem miejsca egzekucji, a zarazem zgromadzeniem wszystkich istniejących materiałów oraz poszukiwaniem dodatkowych, do napisania książki przymierzał się, zajmujący się tym wszystkim z ramienia College of Europe wicedyrektor Grzegorz Tkaczyk. Po pewnym czasie zaniechał tego pomysłu.
Ja zdecydowałem się na wykonanie tego zadania dopiero w 2019 r., czyli w 80. rocznicę popełnionej przez Niemców zbrodni, gdyż mimo trwających od 1995 r. moich starań, wciąż, z zupełnie dla mnie niezrozumiałych powodów, nie dochodziło do upamiętnienia egzekucji, co postulowałem, zwracając się o to do istniejącej wówczas Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa.
W tytule mej książki egzekucja w Natolinie została nazwana – zapomnianą. Jest to o tyle uzasadnione, że choć na skutek ekshumacji z 1971 r. przez kilka miesięcy było o niej głośno w prasie centralnej i regionalnej, to wciąż miejsce tej egzekucji nie zostało włączone do „warszawskiego pierścienia śmierci”3. Zresztą niemal wszystkie egzekucje przeprowadzone w latach 1939–1945 na ziemiach polskich, okupowanych przez hitlerowską Trzecią Rzeszę, są dziś zapomniane! Właściwie pamiętamy zaledwie o kilku z nich, takich jak: „krwawa niedziela” w Bydgoszczy, rozstrzelanie obrońców Poczty Gdańskiej, mord dokonany na 107 Polakach w podwarszawskim Wawrze czy egzekucję w Palmirach, gdzie zabici zostali przez Niemców m.in.: Mieczysław Niedziałkowski, Maciej Rataj i Janusz Kusociński. Wciąż zupełnie zapomnianą jest egzekucja z 6 stycznia 1940 r. w Szwedzkich Górach na skraju Puszczy Kampinoskiej, gdzie rozstrzelano aż 96 osób!4.
Egzekucja w Natolinie jest co prawda tylko jedną z setek, o których zapomnieliśmy, natomiast jest, jak sądzę, jedyną o której można napisać książkę opowiadającą o jej ofiarach. Paradoksalnie przyczynił się do tego komunikat policji o wydanych wyrokach śmierci, gdyż w obwieszczeniu podano nie tylko imiona i nazwiska skazanych, ale także, niemal zawsze: datę i miejsce urodzenia, wykonywany zawód oraz miejsce zamieszkania. Tak dokładnych informacji w innych podobnych obwieszczeniach po prostu brak. Te uzyskane z „Nowego Kuriera Warszawskiego” umożliwiły nie tylko odnalezienie rodzin ofiar i uzyskanie od nich relacji, ale także dotarcie do dokumentów urzędowych, m.in. aktów urodzenia ofiar, czy nawiązanie kontaktów z instytucjami posiadającymi dane o ich działalności zawodowej. Za pośrednictwem Kolegium Europejskiego w Natolinie cały materiał otrzymany przez nich z IPN dostałem do dyspozycji w postaci kserokopii, wraz z wynikami ich własnych poszukiwań, choćby zlecanych osobom zajmujących się badaniami genealogicznymi. Tym samym nic już nie stało na przeszkodzie bym mógł przystąpić do pisania tej książki.
Zapomniana egzekucja… składa się z pięciu rozdziałów. Pierwszy z nich, spełniający funkcję wprowadzenia, nosi tytuł Egzekucje w „warszawskim pierścieniu śmierci” w pierwszych trzech miesiącach okupacji. Jest to w moich zamierzeniach oparte na nowych ustaleniach badawczych, uzupełnienie podstawowego w tym zakresie dzieła Władysława Bartoszewskiego. Egzekucja w Natolinie zostanie tu pokazana na tle wszystkich 11 obwieszczeń wydanych w Warszawie przez władze okupacyjne pomiędzy 13 października a 8 grudnia 1939 r., przekazujących do wiadomości publicznej informacje o zapadłych wyrokach śmierci i ich wykonaniu. To odnoszące się do rozstrzelania 15 mężczyzn było ósmym z kolei5. W rozdziale tym znajdą się nowe dane o przedstawicielach policyjnych władz okupacyjnych odpowiedzialnych za popełniane zbrodnie, przede wszystkim o SS-Obersturmbannführerze (podpułkowniku) Josefie Meisingerze. To on, jako Komendant Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa na dystrykt warszawski, podpisał Komunikat policji opublikowany 19 listopada 1939 r. Przypomnę w tym rozdziale postać pierwszej rozstrzelanej przez Niemców warszawianki Elżbiety Zahorskiej6, zwracając jednocześnie uwagę na fakt, że właściwie nic nie wiemy o pierwszym rozstrzelanym warszawiaku, szoferze Karolu Leszniewskim7, czy wdowie Eugenii Włodarz, zabitej tuż po Elżbiecie Zahorskiej na dziedzińcu Fortu Bema 2 listopada 1939 r.
Rozdział II opowiada o dwukrotnym odnalezieniu w parku Natolińskim miejsca egzekucji przeprowadzonej tam w listopadzie 1939 r. Dopiero w trakcie śledztwa IPN, dzięki nawiązaniu kontaktów z Polskim Czerwonym Krzyżem, w 2007 r. okazało się, że już w marcu 1945 r. znaleziono w lesie, będącym częścią parku Natolińskiego, miejsce pochowania ofiar egzekucji. Chociaż z grobu wydobyto dokumenty czterech jej ofiar (w tym mego Ojca), nie zdawano sobie sprawy, że to ofiary zbrodni, o której informowało obwieszczenie opublikowane w „NKW”. Potwierdzeniem informacji pochodzących z akt PCK okazało się odnalezienie w 2016 r. w aktach GKBZHwP materiałów ankiety sądów grodzkich, dotyczących rejestrowanych tuż po wojnie miejsc straceń. Gdy na to samo miejsce egzekucji natrafiono w 1971 r., nikt nie wiedział, że w 1945 r. już je odnaleziono. Opisuję, jak doszło do ekshumacji ofiar w 1971 r., jak ją przeprowadzono oraz pogrzeb ofiar, który odbył się 13 listopada 1971 r. na warszawskim cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej.
Rozdział III poświęcony jest na omówienie przebiegu egzekucji opartego na relacjach naocznych świadków. Aż sześć osób widziało przywiezienie skazańców samochodem ciężarowym z Warszawy oraz pochód pod eskortą, z rękami podniesionymi do góry, na miejsce, gdzie ich zastrzelono. Istotnym fragmentem tego rozdziału są rozważania dotyczące dokładnej daty egzekucji. Moim zdaniem 13 listopada 1939 r. nie jest wykluczony, ale bezpieczniej mówić, że nastąpiła ona pomiędzy 13 a 17 listopada 1939 r.
Rozdział IV przynosi wiadomości o ofiarach zbrodni popełnionej w Natolinie. Moim zadaniem jest ocalenie tych ludzi od zapomnienia i przywrócenie o nich pamięci. Nie ukrywam, że postępuję w ten sposób konsekwentnie podczas trwającej już kilkadziesiąt lat pracy w zawodzie historyka8. Rekonstrukcja, choć w ogólnych zarysach, biografii każdego z 15 rozstrzelanych mężczyzn bynajmniej nie była łatwa. Konieczna okazała się choćby weryfikacja danych osobowych, jakie zostały podane w komunikacie policji, opublikowanym 19 listopada 1939 r. Są tam pomyłki nie tylko przy nazwiskach i imionach, ale także w datach i miejscach urodzenia. Świadectwem tego, że do pewnych ustaleń można było dojść dopiero w trakcie przygotowywania mej książki do druku, jest fakt, że mylne informacje zawiera nie tylko tablica pamiątkowa na grobie na cmentarzu przy ul. Wałbrzyskiej9, ale także na pomniku, który ma stanąć w parku Natolińskim10. Brak niemieckiej dokumentacji dotyczącej skazania na śmierć 15 rozstrzelanych tam mężczyzn nie przy wszystkich pozwala na wyjaśnienie okoliczności i przyczyn ich aresztowania, a następnie wydania wyroku sądowego.
Rozdział V – to opis Długiej drogi do upamiętnienia zbrodni i jej ofiar, trwającej ćwierćwiecze. Za jej początek trzeba uznać mój list, jaki skierowałem w tej sprawie 18 października 1996 r. do sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Andrzeja Przewoźnika. Zwracałem się z prośbą o podjęcie starań, by przypomnieć wydarzenia sprzed kilkudziesięciu lat, sugerując postawienie w parku Natolińskim dużego polnego kamienia z wyrytym na nim napisem. Andrzej Przewoźnik zaproponował współdziałanie ówczesnemu wicewojewodzie warszawskiemu, Zdzisławowi Tokarskiemu. Prawdopodobnie z jego inicjatywy, ale bez powiadomienia o tym ROPWiM w 1998 r., kamień polny, ale bez jakiegokolwiek napisu, został umieszczony na terenie parku Natolińskiego. Na mój list z 2008 r. A. Przewoźnik odpowiedział, że Rada powróci do idei upamiętnienia zamordowanych. Dwa lata później zginął w katastrofie smoleńskiej.
W 2010 r. na terenie parku Natolińskiego „na stanowisku rezerwat Las Natoliński” zostały przeprowadzone badania archeologiczne. Ich celem było precyzyjne zlokalizowanie miejsca rozstrzelania i pochówku 15 osób w dniu 13 listopada 1939 r., których ciała ekshumowano w 1971 r. w ramach śledztwa prowadzonego przez Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. W 2015 r., widząc brak rezultatu działań ROPWiM (od 2013 r. sam byłem jej członkiem), zwróciłem się do mieszczącego się w Natolinie Kolegium Europejskiego z pytaniem, czy mogłoby się zająć upamiętnieniem popełnionej zbrodni na terenie, które stało się ich siedzibą. Wyrażono na to zgodę. Rok później College of Europe otrzymało z Instytutu Pamięci Narodowej kserokopie materiałów zarówno śledztwa prowadzonego w latach 1971–1972 przez GKBZHwP, jak i tego z lat 2004–2008, prowadzonego przez IPN. Z czasem narodził się pomysł wystawienia w Parku Natolińskim pomnika oraz zorganizowania uroczystości z okazji jego odsłonięcia. Burmistrz Wilanowa ze względów formalnych, dla mnie niezrozumiałych, aż do 2019 r. nie wyrażał zgody na wystawienie pomnika. Wreszcie zapadła jednak decyzja pozytywna – uroczystość zaplanowano na maj 2020 r. Teraz natomiast na przeszkodzie stanął koronawirus!
Egzekucje w „warszawskim pierścieniu śmierci” w pierwszych trzech miesiącach okupacji
Wyniki swych wieloletnich i bardzo rzetelnych badań dotyczących hitlerowskiego terroru w okupowanej stolicy Władysław Bartoszewski zaprezentował już pół wieku temu11. Oczywiście stan naszej wiedzy o popełnionych tu niemieckich zbrodniach nieco się w międzyczasie powiększył, głównie dzięki nowym ustaleniom, nie tylko polskich, ale także niemieckich badaczy, nie dysponujemy jednak żadnymi, wcześniej nieznanymi dokumentami władz okupacyjnych, które zmieniłyby obraz nakreślony przez W. Bartoszewskiego w jego znakomitym Warszawskim pierścieniu śmierci. Nie mamy podstaw, by dziś podważyć wprowadzone przezeń dane liczbowe, mówiące o ofiarach zarówno tych egzekucji, o których informowały ogłaszane przez Niemców obwieszczenia, jak i tych, przeprowadzanych przez nich w zupełnej tajemnicy i bez informowania o nich kogokolwiek, poza własnymi władzami.
Z podliczenia podanych przez Bartoszewskiego liczb ofiar poszczególnych egzekucji, ustalonych na podstawie zarówno niemieckich obwieszczeń, jak i powojennych ekshumacji, a także dokonywanych szacunków, wynika, że od października do grudnia 1939 r., w Warszawie i jej okolicach zostało rozstrzelanych ok. 1500 obywateli państwa polskiego12. Byli wśród nich: Polacy i Żydzi, chłopi, robotnicy, przedstawiciele drobnomieszczaństwa i inteligencji. Na szczególne podkreślenie zasługuje fakt, że w ogromnej większości były to już wówczas, a są dla nas także dziś, ofiary całkowicie anonimowe. Przykładem służyć tu może miejsce zbrodni, jakim był warszawski Ogród Sejmowy. Bartoszewski przyjmuje, że rozstrzelano tam kilkuset Polaków, a zdaniem Janusza Gumkowskiego, byłego dyrektora Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, jakie przytacza, zginęło tam „co najmniej 1000 osób”.
Ta anonimowość ofiar odnosi się bynajmniej nie tylko do owych trzech pierwszych miesięcy okupacji. Dzięki powojennym ekshumacjom udało się stwierdzić, że w podwarszawskich Palmirach od grudnia 1939 r. do lipca 1941 r. Niemcy zamordowali ok. 1700 Polaków, ale zdołano ustalić zaledwie 860 nazwisk ofiar, czyli połowę13. Dla Paryża miejscem straceń, takim jak dla Warszawy są Palmiry, było położone na wschód od miasta wzgórze Mont Valérien. W okresie od 1 stycznia 1941 r. do 15 czerwca 1944 r. rozstrzelano tam dokładnie 1007 Francuzów, uczestników Résistance. Dzięki zachowanym raportom policyjnym znamy dziś nie tylko imię i nazwisko każdego z nich, ale także: zawód, datę urodzenia, kraj skąd pochodził (wielu podało – Polska/Pologne), także miejsce zamieszkania w momencie aresztowania14.
W tym rozdziale chcę pokazać egzekucję w Natolinie, której ta książka jest poświęcona, na tle innych, popełnionych owej jesieni 1939 r. w Warszawie lub w okolicznych miejscowościach zbrodni. Najpierw zajmę się tymi rozporządzeniami władz okupacyjnych, na podstawie których wojskowe i policyjne sądy doraźne wydawały wyroki śmierci. Wyroki, dodajmy, nie tylko przez nasze powojenne prawodawstwo, ale także przez ustawodawstwo RFN uznane za bezprawne!15.
Warszawiacy bardzo wcześnie dowiedzieli się, za co okupant przewiduje dla nich najwyższy wymiar kary. 8 października 1939 r., a więc tydzień po zajęciu miasta, ówczesny niemiecki komendant garnizonu gen. Conrad von Cochenhausen, w opublikowanym obwieszczeniu oznajmiał: Od czasu okupacji miasta Warszawy zdarzało się kilkakrotnie, że kable telefoniczne, założone przez wojsko niemieckie, zostały pocięte, a w niektórych miejscach częściowo usunięte. Wobec powyższego zarządzam: W razie ujęcia sprawcy, zostaje on ukarany karą śmierci. Jeżeli sprawcę nie można ustalić, wówczas 5 mężczyzn z bloku domów, w pobliżu których zdarzenie miało miejsce, zostaje ukaranych grzywną, względnie zaaresztowaniem16. Tym samym zapowiadano stosowanie odpowiedzialności zbiorowej! Rzecz znamienna, że przecinanie kabli było latem 1940 r. pierwszym przejawem cywilnego oporu przeciw najeźdźcy także w okupowanej Francji17. Bez wątpienia u nas i tam traktowano to jako akt sabotażu. W wydanym 31 października 1939 r. przez Hansa Franka rozporządzeniu celem zwalczania czynów gwałtu w Generalnym Gubernatorstwie paragraf drugi głosił: Kto umyślnie uszkadza urządzenia władz Niemieckich, rzeczy służące do pracy władzom Niemieckim [konsekwentnie pisanym wielką literą – T.S.] lub urządzenia użyteczności publicznej, ulega karze śmierci18.
Jeżeli przyjrzymy się przedrukowanym w Warszawskim pierścieniu śmierci jedenastu opublikowanym przez władze okupacyjne obwieszczeniom czy komunikatom o wydanych wyrokach śmierci, to okaże się że pomiędzy 13 października a 16 listopada w pierwszych siedmiu z nich podano nazwiska 22 skazanych, z których aż 18 (czyli 82%) rozstrzelano za „posiadanie” względnie „przechowywanie broni”19. Nigdy nie dowiemy się, którzy z nich rzeczywiście posiadali jakąkolwiek własną broń, nawet myśliwską, a którzy tylko jakąś broń ukryli, daną im na przechowanie, choćby przez idących do niewoli polskich żołnierzy. Nie dysponujemy przecież żadnym sprawozdaniem z przebiegu aresztowania którejkolwiek z osób skazanych potem na śmierć i rozstrzelanych!
Na jakiej jednak podstawie „prawnej” okupacyjne sądy doraźne, wojskowe (wojenne) i policyjne wymierzały ten najwyższy wymiar kary? Odpowiednie rozporządzenia nakazujące oddawanie posiadanej broni, amunicji czy materiałów wybuchowych i zapowiadające karę śmierci za dalsze ich przechowywanie wydawały już na samym progu okupacji lokalne władze najeźdźcy; w Krakowie 6 września, w Poznaniu 11 września20. Dla całego obszaru okupacji niemieckiej najistotniejsze było rozporządzenie „o posiadaniu broni” wydane 12 września 1939 r. przez gen. Walthera von Brauchitscha. Podpisał je jako Naczelny Dowódca Wojska, choć jego niemiecki tytuł Oberbefehlshaber des Herres należałoby tłumaczyć jako Naczelny Dowódca Wojsk Lądowych. Rozporządzenie to, w dwu językach, było rozplakatowane, nadane przez radio, a następnie opublikowane w urzędowym „Verordnungsblatt für die besetzten Gebiete in Polen”. Oto paragraf pierwszy tego rozporządzenia: Wszelką broń, amunicję, granaty ręczne, środki wybuchowe i wszelki sprzęt wojenny należy oddać. Paragraf drugi zapowiadał: Kto wbrew temu rozporządzeniu posiada broń, amunicję, granaty ręczne, materiały wybuchowe albo inny sprzęt wojenny, karany będzie śmiercią21.
Ten sam generał von Brauchitsch 21 września 1939 r. wydał rozporządzenie, uzupełniające przed chwilą zacytowane, a odnoszące się do działalności sądów doraźnych. Znalazło się tu następujące polecenie: Należy zanotować na piśmie nazwisko skazanego, czyn, dzień i miejsce skazania i wykonania wyroku oraz nazwiska składu sędziowskiego22. Nie bardzo sobie wyobrażam, by tego rodzaju sprawozdania nie były sporządzane. Trudno jednak się dziwić, że w obliczu klęski Trzeciej Rzeszy zniszczono je z uwagi na nazwiska sędziów-zbrodniarzy.
W znanym nam już rozporządzeniu Hansa Franka z 31 października 1939 r. stwierdzono (paragraf 7), że przepisy z rozporządzenia Naczelnego Dowódcy Wojska z 12 września „zostają niedotknięte”. Jest tu także mowa o funkcjonowaniu sądów doraźnych (paragraf 12): Należy zanotować na piśmie nazwiska sędziów, skazanego oraz świadków, na których zeznaniach skazanie opiera się, a również czyn karny oraz dzień skazania i wykonania wyroku23. Jeśli sprawozdanie z przebiegu posiedzenia sądu doraźnego, wydającego wyrok śmierci, odnotowało nazwisko świadka, to w wypadku posiadania lub ukrycia broni, świadkiem musiał być denuncjator. To kolejny powód, że to sądowe sprawozdanie zniszczono… Pragnę tu zwrócić uwagę na ważny, mało znany dokument, a mianowicie wydane 17 grudnia 1939 r. rozporządzenie policyjne O udzielaniu nagród osobom przyczyniającym się do wykrycia kryjówek broni. Podpisał je Wyższy Dowódca SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie SS-Obergruppenführer (generał) Friedrich Wilhelm Krüger. Za denuncjację przewidywano nagrodę w kwocie 1 000 złotych24. Podejrzewam, że niejednego, niestety, skusiła ta nagroda. Dodam, że Hans Frank w rozporządzeniu z 26 listopada 1941 r. powtórzył, że posiadanie broni będzie karane śmiercią25. Obwieszczenie ósme, a więc to, które nas w tej książce najbardziej interesuje, opublikowane zostało, jak już wiemy ze wstępu, w „Nowym Kurierze Warszawskim” 19 listopada 1939 r. Informowano w nim, że 15 wymienionych mężczyzn zostało skazanych na karę śmierci za wykroczenie przeciw zarządzeniu o zakazie posiadania broni z dnia 12.9.1939 r. i za plądrowanie. Tu po raz pierwszy i jedyny przywołano datę rozporządzenia gen. von Brauchitscha. Przy nazwiskach skazanych, wyjątkowo, podano także: zawód, datę i miejsce urodzenia, też miejsce zamieszkania, ale nie zaznaczono, u którego z nich znaleziono broń, a który przywłaszczył sobie cudze mienie, a więc został rozstrzelany za rabunek, nazwany tu plądrowaniem. W wypadku egzekucji owych 15 mężczyzn w Natolinie, dzięki najpierw przeprowadzonej w 1971 r. ekshumacji, a potem wszczętemu śledztwu dało się ustalić, kogo skazano za posiadanie broni. Szerzej piszę o tym w rozdziale IV, tu przekazuję tylko informację, że było to pięciu chłopów z jednej wsi, którym idący do niewoli polscy żołnierze dali broń na przechowanie, by nie dostała się w ręce Niemców, i którzy zostali zadenuncjowani przez sąsiadów – kolonistów niemieckich: chłopski syn, żołnierz, który po powrocie do domu ukrył broń i też został zdradzony przez sąsiadów, ziemianin, posiadacz broni myśliwskiej, którego zadenuncjował zarządca jego majątku (znane jest jego nazwisko!), emerytowany oficer, a zapewne także literat – mój Ojciec – u którego podczas rewizji znaleziono maskę gazową, potraktowano widocznie jako „sprzęt wojenny”26. Wynikałoby z tego, że siedmiu pozostałych skazano za plądrowanie. Podejrzewam, że żaden z nich nie zajmował się rabowaniem cudzych mieszkań, w kilku wypadkach znam powody aresztowania, w innych mogę snuć co do tego tylko domysły.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
L. Landau, Kronika lat wojny i okupacji, t. I, Wrzesień 1939 – listopad 1940, do druku przygotowali Z. Landau i J. Tomaszewski, Warszawa, PWN, 1962, s. 87. Karol Irzykowski w swym dzienniku dzień wcześniej, w sobotę 18 XI 1939 r., zanotował: Dzisiejszy „Nowy Kurier Warszawski” podaje nazwiska 15 osób, rozstrzelanych za ukrywanie broni. W tym czasie „gadzinówka”, choć z datą niedzielną, sprzedawana była w sobotę; K. Irzykowski, Dziennik, t. 2: 1916–1944, pod red. A. Lama, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2001, s.440. [wróć]
Szerzej piszę o tym w mej książce: Tajemnica śmierci Stefana Starzyńskiego, Bellona, Warszawa, 2020, s. 143–147. [wróć]
W pierwszych dwóch wydaniach swej książki Warszawski pierścień śmierci 1939–1944. Terror hitlerowski w okupowanej stolicy z 1976 i 1970 r. Władysław Bartoszewski nie mógł tego uczynić, gdyż miejsce egzekucji zostało odkryte w Natolinie dopiero podczas ekshumacji w 1971 r. Natolina jako miejsca zbrodni brak jednak także w indeksie topograficznym w wydaniu trzecim z 2008 r. [wróć]
Przypomniano sobie o tej zbrodni, gdy w wydanej przez Znak w 2016 r. książce Emila Marata i Michała Wójcika Ptaki drapieżne. Historia Lucjana „Sępa” Wiśniewskiego, likwidatora z kontrwywiadu AK zamieszczono wspomnienie bohatera tej książki – świadka egzekucji. Powstał wówczas komitet dla uczczenia pamięci ofiar, zajmujący się wystawieniem pomnika. [wróć]
Tekst, niestety z błędami w pisowni imion, nazwisk oraz miejscowości, opublikował W. Bartoszewski Warszawski pierścień śmierci…, wyd. trzecie, s. 47–48. [wróć]
Zafascynowany tą postacią zgłosiłem chęć napisania jej życiorysu dla Polskiego Słownika Biograficznego, a zebrany materiał pozwala myśleć o szansie powstania książki. [wróć]
Prawdopodobnie jest już za późno, byśmy mogli jeszcze czegokolwiek się o nim dowiedzieć. Korzystam z okazji, by pokazać, jak w stolicy Francji czci się pamięć pierwszego rozstrzelanego 23 grudnia 1940 r. paryżanina, Jacques’a Bonsergenta. [wróć]
Nie bez satysfakcji podaję alfabetyczną listę postaci, które bądź starałem się ocalić od zapomnienia, bądź przywrócić, względnie utrwalić o nich pamięć: Kazimierz Gorzkowski, Anna Jachnina, Stanisław Jankowski „Agaton”, Edward Jurgens, Edward Kossoy, Franz Mawick, Wacław Micuta, Zygmunt Nowakowski, Stefan Rowecki „Grot”, Józef Rybicki, Stanisław Sachnowski, Irena Sendlerowa, Antoni Sobański, Stefan Starzyński, Telesfor Szpadkowski, Zdzisław Żórawski. [wróć]
Mylnie podano tam trzy nazwiska: zamiast Głowiński jest Głobowiński, zamiast Nowotczyński – Nowoczyński i zamiast Stanicki – Stadnicki. [wróć]
Umieszczonych na pomniku nazwisk ofiar ze mną nie konsultowano. [wróć]
Pierwszą jego publikacją na ten temat był, jak go sam nazwie, „szkic dokumentacyjny” Egzekucje publiczne w Warszawie w latach 1939–1944, zamieszczony w tomie I „Biuletynu Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce”, 1946, s. 211–229 (przedruk: W. Bartoszewski, Pisma wybrane, tom I, oprac. A.K. Kunert, Universitas, Kraków 2007, s. 119–136). Pierwsze wydanie Warszawskiego pierścienia śmierci ukazało się w 1967 r. nakładem szybko potem zlikwidowanej Zachodniej Agencji Prasowej, w roku następnym wyszły angielska, a w 1969 r. niemiecka edycja tej książki. Wydanie drugie z 1970 r. zostało rozszerzone i na jego podstawie Świat Książki ją wznowił, jako wydanie trzecie, uzupełnione tylko przedrukiem krajowych i zagranicznych recenzji wydań poprzednich. [wróć]
Wyliczenia opieram na podstawie informacji zamieszczonych, [w] W. Bartoszewski, Warszawski pierścień śmierci 1939–1944. Terror hitlerowski w okupowanej stolicy, wyd. III uzupełnione, Świat Książki, Warszawa 2008 (dalej cyt. Warszawski pierścień…), s. 42–58 oraz 449–450. [wróć]
Warszawski pierścień…, s. 116. [wróć]
S. Klarsfeld, L. Tsavery, 1007 fusillés du Mont Valérien par mi lesquels 174 juifs, Paris 1995. [wróć]
Obie izby niemieckiego parlamentu, a więc Bundestag i Bundesrat w dniu 25 sierpnia 1998 r. uchwaliły ustawę „o uchyleniu narodowosocjalistycznych bezprawnych wyroków wydanych w postępowaniach karnych w okresie od 10 stycznia 1933 r.”. Niestety w załączonych do ustawy wyliczeniu 59 bezprawnych rozporządzeń czy przepisów prawnych tylko jedno dotyczy skierowanego przeciwko Polakom i Żydom z 4 grudnia 1941 r. Ewidentne jest, że w ustawie powinna być mowa o wszystkich wyrokach sądów niemieckich, jakie zostały wydane na terenach okupowanych przez Trzecią Rzeszę podczas drugiej wojny światowej. Por. odpowiedź zastępcy prokuratora generalnego prof. Witolda Kuleszy na interpelację poselską, wygłoszoną w Sejmie 25 maja 2004 r. Dokumentację otrzymałem od prokuratora Radosława Ignatiewa. [wróć]
Por. T. Szarota, Okupowanej Warszawy dzień powszedni, wyd. czwarte rozszerzone, Czytelnik, Warszawa 2010, s. 27–28. [wróć]
Wynika to ze wzmianek, jakie w swych raportach umieścił latem 1940 r. ówczesny szef Militärverwaltung w okupowanej Francji gen. Alfred Streccius, Institut für Zeitgeschichte w Monachium, mikrofilm MA 497/1. [wróć]
Tekst tego rozporządzenia opublikowano w wydawnictwie Okupacja i ruch oporu w dzienniku Hansa Franka 1939–1945, tom I: 1939–1942, Książka i Wiedza, Warszawa 1970, s. 126–128. Dwujęzyczny tekst został ogłoszony w „Verordnungsblatt des Generagouverneurs für die besetzten polnischen Gebiete”, nr 2 z 2 listopada 1939, s. 9–11. [wróć]
Warszawski pierścień…, s. 42–47. [wróć]
Już w dniu zajęcia Krakowa wydane zostało przez okupanta Rozporządzenie dotyczące oddania broni, amunicji i materiału wybuchowego. Grożono, że Niestosowanie się do rozporządzenia podlega najsurowszym karom (ciężkie więzienie i kara śmierci). Równa kara grozi temu, kto o istnieniu broni itp. wie, a jej właściwym urzędom nie zgłosi; T. Wroński, Kronika okupowanego Krakowa, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1974, s. 16. Niemiecki komendant zajętego Poznania wydał podobne rozporządzenie 11 września 1939 r., zapowiadając: „Każda osoba spotkana z bronią bądź posiadająca broń w domu będzie rozstrzelana”; C. Łuczak, Dzień po dniu w okupowanym Poznaniu, Wydawnictwo Poznańskie Poznań 1989, s. 14. [wróć]
Dwujęzyczne rozporządzenie gen. von Brauchitscha opublikowane zostało w „Verordnungsblatt für die besetzten Gebiete in Polen”, nr 3 z 13 września 1939. Tekst niemiecki przedrukował, K.M. Pospieszalski, [w:] Hitlerowskie „prawo” okupacyjne w Polsce. Wybór dokumentów, cz. I: Ziemie „wcielone”, Instytut Zachodni, Poznań 1952, s. 45–46. Reprodukcję dwujęzycznego plakatu zamieścił S. Dąbrowa-Kostka w albumie Hitlerowskie plakaty śmierci, Krajowa Agencja Wydawnicza, Kraków 1983, s.52. Gen. Brauchitsch zmarł w 1948 r. w brytyjskim szpitalu wojskowym. [wróć]
Tekst dwujęzycznego rozporządzenia „Verordnungsblatt für die besetzten Gebiete in Polen” nr 4 z 23 września 1939 r., s. 9–10; tekst niemiecki, K.M. Pospieszalski, op. cit., s. 47. [wróć]
Por. przyp. 9. [wróć]
Faksymile tego dwujęzycznego rozporządzenia zamieszcza w swym albumie S. Dąbrowa-Kostka, przyp. 11, s. 69. [wróć]
K.M. Pospieszalski, Hitlerowskie „prawo” okupacyjne w Polsce, cz. II: Generalne Gubernatorstwo, Instytut Zachodni, Poznań 1958, s. 508. [wróć]
Por. T. Szarota, Mój Ojciec, [w:] R.M. Blüth, „Likwidacja leninowskiej elity” oraz inne pisma sowietologiczne 1933–1938, oprac. M. Kornat, Biblioteka „Więzi”, Warszawa 2016, s. 275. [wróć]