Zawodnik - Marzena Miłek - ebook + książka
BESTSELLER

Zawodnik ebook

Miłek Marzena

3,9

Opis

Jego pasją od dziecka był boks. Dziadek wraz z ojcem wprowadzili go w ten świat. Chociaż ojciec nie stanął nigdy na ringu zabierał go na każdy mecz bokserski. Dziadek były trener uczył go ciosów i uników odkąd skończył siedem lat.

Ona pochodzi z niewielkiego miasta Lakewood. Przeprowadza się do Nowego Jorku,żeby zacząć nowe życie.

Co się stanie gdy ich drogi się skrzyżują?

Ona chciała tylko tańczyć.

Dla niego liczyła się tylko walka na ringu.

 

Marzena Miłek zabierze Was do świata, w którym boks oraz taniec są marzeniem dwojga ludzi. Dwie dusze, które potrafią rozpętać burzę, spotykają się w jednej książce. To piękna historia miłosna pokazująca prostotę uczucia, a zarazem bolesną drogę do pokonania przeciwności losu. Polecam serdecznie! - Magdalena Spirydowicz, madziara.malfoy

 

Oto powrót w wielkim stylu!

Nowe erotyczne oblicze Marzeny Miłek rozpali waszą wyobraźnię.

Namiętna historia dwojga ludzi, dla których dotąd najważniejsza była pasja. - At. Michalak, autorka

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 196

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (153 oceny)
77
23
28
16
9
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
malachowskala

Nie polecam

szkoda z że jeszcze pqninze sklepu nie miała swojego podrozdziału....
30
Kindziaks1234

Z braku laku…

Bardzo dziwny styl pisania, nie da się w ogóle wczuć w emocje bohaterów. :(
30
ElzMan

Nie polecam

Bardzo długo czekałam aż ta książka pojawi się na legimi... Po opisie miałam nadzieję że będzie to całkiem fajna książka ale jak bardzo się zawiodłam, chaotyczna, zbyt dużo postaci i perspektyw... Nie dałam rady doczytać do końca, niestety bardzo się zawiodłam
30
lezak_2006

Nie polecam

Jedna gwiazdka dla tego czegoś to i tak za dużo, więc niech będzie, że za okładkę. Cieszę się ogromnie, że mam abonament Legimi, więc nie straciłam pieniędzy na kupno tej szmiry. Żal mi tylko straconego na nią czasu. Nie dość, że "autorka" nie ma pomysłu i umiejętności, by rozwinąć fabułę (bo wydanie papierowe ma niecałe 240 stron, ebook o wiele mniej - w tym strony tytułowe i redakcyjne, recenzje blogerki i innej autorki wydawnictwa, dedykację, spis treści, podziękowania, no i oczywiście nie można zapomnieć o playliście, bo to takie trendy), to w celu wypełnienia stron porywa się na prowadzenie równoległe niepotrzebnego wątku innej pary. Marzena Miłek nie posiada warsztatu, by napisać przyzwoitą opowieść. Zauważalny jest brak podstawowej wiedzy na temat deklinacji i poprawnego stylu budowania zdań. Do tego widać, że ma ubogi zasób słownictwa - ile razy można posługiwać się jednym wyrazem, no chyba że "umięśniony" to jakieś słowo klucz. Naprawdę tak trudno wspomóc się słownikiem synoni...
20
agusia2-7

Nie polecam

Strasznie się to czyta.
00

Popularność




Marzena Miłek zabierze Was do świata, w którym boks oraz taniec są marzeniem dwojga ludzi. Dwie dusze, które potrafią rozpętać burzę, spotykają się w jednej książce. To piękna historia miłosna pokazująca prostotę uczucia, a zarazem bolesną drogę do pokonania przeciwności losu. Polecamserdecznie!Magdalena Spirydowicz, madziara.malfoy

Oto powrót w wielkim stylu! Nowe erotyczne oblicze Marzeny Miłek rozpali waszą wyobraźnię. Namiętna historia dwojga ludzi, dla których dotąd najważniejsza byłapasja.At. Michalak, autorka

Copyright © by Marzena Miłek, 2020Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialnościkarnej.

Redakcja:Kinga Szelest

Korekta I: Paulina Aleksandra Grubek

Korekta II:Magdalena Zięba-Stępnik

Zdjęcie na okładce:© by sakkmesterke/123rf

Projekt okładki: Justyna Sieprawska

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna:Adam Buzek, [email protected]

Ilustracje przy nagłówkach:by pngtree.com

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-67024-83-9

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Epilog

Podziękowania

Playlista

Mojemumężowi,Moimczytelnikom.

Prolog

Jason

Stoję na ringu jak codzień.

Walka z cieniem to moje ulubione zajęcie, zaraz po walce z przeciwnikiem. Moje umięśnione ciało wykonuje płynne i zdecydowane ruchy. Największą moją zaletą jest szybkość, nad którą pracuję od siódmego roku życia. Dziadek przekazał mi całą swoją wiedzę na temat boksu. Poznałem niemal wszystkie techniki wyprowadzania ciosów; wiem, kiedy i jaki unik zastosować. Przewiduję zamiary przeciwników, patrząc im w oczy. Oceniam ich siłę i sprawność po gestach, jakie wykonują. Na temat boksu wiem więcej niż niejeden uznany zawodnik. Nie wiem natomiast, co to miłość… i nie chcęwiedzieć.

Maya

Uczucie, jakie towarzyszy podczas tańca, dla jednych jest przyjemnością, rozrywką czy formą relaksu. Dla mnie taniec jest życiową pasją, z którą wiążę przyszłość. Wyjeżdżając do Nowego Jorku, wiedziałam, że nie będzie mi łatwo, ale przecież cel uświęca środki, a ja zamierzam walczyć. O siebie, o szansę na uczęszczanie do szkoły marzeń. Nawet jeśli będę musiała pracować na dwa etaty, osiągnę to, czegopragnę…

Rozdział 1

Jason

Oglądanie walk to jedna z licznych rozrywek bogatych dzieciaków, kobiet kochających umięśnionych i ociekających testosteronem mężczyzn oraz pasjonatów boksu. Tych ostatnich jest jednak najmniej. Wszyscy jesteśmy tego świadomi i wcale nam to nie przeszkadza. Oni chcą rozrywki, my ją im dajemy, przy okazji rozwijając pasję, przynajmniej tak jest w moimprzypadku.

Pamiętam, kiedy dziadek pierwszy raz zabrał mnie na salę treningową. Nie była taka duża jak ta, w której trenuję obecnie, ale dla mnie w tamtym czasie była majestatyczna. Powiedział mi wówczas, że jeśli człowiek ma swoją pasję, jego życie nigdy nie będzie puste, a dopełnieniem powinna być miłość do drugiej osoby i założenie rodziny. Wtedy w to jeszcze wierzyłem. W tę całą miłość. Teraz…

Dziadek poznał babcię na jakieś wycieczce. Jeśli dobrze pamiętam, na Hawajach. Pojechał tam ze swoim starszym bratem. Mówił, że to była miłość od pierwszego wejrzenia. Tak bardzo ją pokochał, że namówił, aby z nim wróciła. Zrobiła to. Opuściła Hawaje i przeniosła się do Stanów. Nigdy nie słyszałem, żeby mu to wypominała. We wszystkim się zgadzali. Zawsze. Chociaż babcia nie podzielała pasji dziadka, zawsze go wspierała. Tolerowała jego wyjazdy na walki, wielogodzinne przebywanie na hali, odtwarzane w kółko walki na video, wizyty kolegów, fanatyków tego sportu, z którymi potrafił przegadać niejedną noc. Tak, kochali się. Dziadek był w nią wpatrzony jak w obrazek. Zawsze powtarzał, że nawet boks stawia na drugim miejscu, bo babcia jest tegowarta.

Można by powiedzieć, że było idealnie, aż ona odeszła… Umarła, gdy miałem jedenaście lat. Dziadek się załamał. Właściwie to wszyscy byliśmy załamani. Była duszą naszej rodziny, ale to dziadek najbardziej to przeżył. Coś w nim pękło. Nadal kocha boks. Nadal mnie trenuje, ale często łapię go na tym, że odpływa, stracił ten zapał. Nie chodzi tu o jego wiek, bo sport utrzymuje go w dobrej formie. Trudno wytłumaczyć, co to, może ten błysk w oku, który dostrzegam, jak wchodzi na halę. Została mu już tylko ona. Jest tak do teraz. Tak jakby mógł się realizować w pełni, bo była babcia, a jak jej zabrakło, on stał się niepełny. Ze swoim odejściem zabrała bezpowrotnie częśćjego.

Dlatego uważam, że miłość to syf. Psuje wszystko. Bo co, jak się skończy? Jak dziewczyna jednak nie kocha tak, jak zapewnia? Nudzi się i odchodzi? Ja mam jedną miłość i to jej pozostanę wierny. To boks. A kobiety? Kobiety to piękne ciała i seks. Tak ma zostać. Tak jest lepiej. Dlatego od dziecka trenuję i nie przestanę, dopóki starczy misił.

W naszym klubie uchodzę za najlepszego. Jestem wysoki, co nie zawsze działa na plus, ale nadrabiam szybkością. Pieniądze, które zarabiam na walkach – tych legalnych i tych mniej legalnych – pozwalają mi w pełni oddać się temu, co robię. Ciemnobrązowe oczy, długie brązowe włosy i umięśnione ciało, gdzieniegdzie oznaczone bliznami oraz tatuażami, przyciągają kobiety jak magnes, a ja potrafię to wykorzystać. Mimo dwudziestu ośmiu lat jestem sam. Tak jakzdecydowałem.

Nie dam się zniszczyć żadnejkobiecie.

Maya

Życie w wielkim mieście nie jest łatwe, jeśli ma się dwadzieścia lat. Opuściłam rodzinne miasto, żeby spełnić swoje marzenie w Juilliard Dance School. Rodzina nigdy nie pochwalała mojej pasji. Żeby móc uczęszczać na lekcje tańca, roznosiłam ulotki i pilnowałam dzieci, czasem też dorabiałam w sklepie, wykładając towar napółki.

To wcale nie jest tak, że mojej rodziny nie stać na pomoc. Problem tkwi w samej szkole. Moi rodzice studiowali prawo, a całe ich życie, w tym rodzinne, kręci się wyłącznie wokół pracy. Wiele razy się zastanawiałam, po co im w ogóle dziecko, skoro i tak nigdy nie mieli czasu choćby na rozmowę. Byli dla mnie jak obcy ludzie w drogich kostiumach, których mijałam rano na korytarzu. Od zawsze zajmowała się mną gosposia. Rozalia była cudowną kobietą. Coś jak babcia i przyjaciółka w jednym. Kryła mnie w pierwszych latach nauki, jak zamiast na lekcje etyki chodziłam na lekcje tańca. Oczywiście za własnepieniądze.

Gdy skończyłam osiemnaście lat, odważyłam się przyznać do swojejpasji.

Ojciec gniotąc ulotkę z warsztatów tanecznych, zmiażdżył moje marzenia. Kategorycznie zabronił mi dalszych lekcji i nakazał wybór kierunku studiów. Rzecz jasna ten był ograniczony: prawnik, lekarz, architekt. Ja jednak chciałamtańczyć.

Wciąż za mało zarabiałam, chwytając się dorywczych prac. Koniec ostatniej klasy liceum zmusił mnie do podjęcia radykalnej decyzji. Tak właśnie wylądowałam tu, gdzie jestem, i tylko kilka kroków dzieli mnie od osiągnięciacelu.

Gdy już uzbierałam odpowiednią na początek sumę, przyjechałam do Nowego Jorku. Wydawać by się mogło, że dla młodej kobiety o blond włosach, niebieskozielonych oczach i doskonałej figurze znalezienie pracy nie będzie problematyczne. Nic bardziej mylnego. Znalezienie mieszkania okazało się łatwiejsze, chociaż wynikło z przypadku. Stałam właśnie na chodniku, wgapiając się w podniszczony budynek z ledwo widocznym napisem „Motel”, gdy młoda dziewczyna wieszała w gablocie ogłoszenie o poszukiwaniu współlokatorki. Dalej poszło z górki. Tak oto zamieszkałam wraz z Maggie, rudowłosą, szaloną kobietą, w dwupokojowym skromnymmieszkanku.

*

– Idziesz szukać pracy? – pyta Maggie, wychodząc z łazienki w samymręczniku.

Rozczesuje długie, kręcone rude włosy, patrząc, jak ja swoje blond zaplątam w warkocz, a przynajmniej próbuję to zrobić. Niestety z marnym, jak do tej pory, skutkiem.

– Tak – odpowiadam, wkładając skórzaną kurtkę na idealnie wyprasowanąbluzkę.

Otrzepuję z niewidzialnego kurzu czarne dopasowane do moich długich nógspodnie.

Jestem perfekcjonistką, zwłaszcza w tańcu. Robię wszystko tak, żeby nikt nie mógł się doczepić i żebym ja sama byłazadowolona.

*

Lokal, w którym mam nadzieję dostać pracę, jest skromny, ale czysty i schludny. Ma też ten klimat, który sprawia, że ludzie chcą tu wracać. Rozglądam się po wnętrzu i śmiało mogę stwierdzić, że nawet jeśli nie dostanę tej pracy, to chętnie wrócę tu jakoklient.

– W czym mogę pomóc? – pyta niska szatynka z fryzurą naboba.

Jej duże niebieskie oczy patrzą na mnie niezwykle przyjaźnie, dzięki czemu uśmiecham sięszeroko.

– Ja w sprawie pracy, czy ogłoszenie jestaktualne?

– Tak, oczywiście, pójdę po kierownika – odpowiada i znika gdzieś nazapleczu.

Po chwili staje przede mną wysoki, szczupły mężczyzna o kruczoczarnych włosach i niesłychanie błękitnych oczach, w wieku około trzydziestu pięciulat.

– Witam, nazywam się Ted Cross i jestem tu kierownikiem – oznajmia, podając mirękę.

– Dzień dobry, Maya Anwar. – Ściskam jego dużądłoń.

– Przejdźmy może do biura – proponuje Ted, wskazując kierunek. – Masz przy sobie wszystkie dokumenty? – pyta, gdy już znajdujemy się wpomieszczeniu.

– Jasne, proszę. – Podaję mu teczkę, którą w pośpiechu wyciągam ztorby.

Oboje siadamy, a Ted przegląda moje dokumenty z niezwykłą uwagą. Niestety nie mam się zbytnio czym pochwalić wCV.

– Nie masz zbyt dużego doświadczenia, co mnie nie dziwi, biorąc pod uwagę twój młody wiek. Lucy, jak tu zaczynała, była jeszcze młodsza – oświadczaTed.

Cóż, potwierdził tylko to, czego sama jestem świadoma. Ale kto toLucy?

– Lucy?

– Tak, Lucy. To ta dziewczyna, z którąrozmawiałaś.

Kiwamgłową.

Ted przez chwilę milczy, jakby rozważał za iprzeciw.

– Dobra, niech stracę, przyjmuję cię – decyduje.

Z trudem powstrzymuję się przed rzuceniem mu się na szyję. Zamiast tego szczerze się uśmiecham i dziękuję, może odrobinę zbyt głośno iradośnie.

– Lucy, wytłumacz, proszę, wszystko Mayi. Od jutra zaczyna tu pracę – zwraca się do niej Ted, gdy wychodzimy z jegobiura.

Chyba nie widzi błysku w oku Lucy, który pojawił się, jak tylko się do niej odezwał. On nie, ale ja już tak i postanawiam, że muszę coś z tym zrobić. Lucy wygląda na miłą osobę. Jestem przekonana, że taka jest. Może mogłoby być coś między nimi. Nie zauważyłam obrączki na palcuTeda…

Rozdział 2

Jason

Dzisiejszy trening odbywam ze swoim przyjacielem, a zarazem sparing partnerem Samem. Różnimy się jak ogień i woda. Mało kto jest w stanie zrozumieć, że ktoś taki jak Sam – miły, pomocny, uroczy i wesoły – może przyjaźnić się z kimś takim jak ja. Nigdy nie dbam o dobre relacje z otoczeniem. Jedyne, co może zdefiniować moją osobowość, to to, że sam jestem sobie panem i boks jest dla mnienajważniejszy.

Czy jestem zarozumiały? Chamski? Gburowaty? Po trzykroć tak, ale nie zmienię tego, bo nie chcę. Mimo to z Samem tworzymy idealny przyjacielski duet, dogadujemy się zawsze, no prawie zawsze. Podczas gdy Sam roztacza swój urok, by poderwać kobietę, ja tylko mrugam okiem. Jeszcze nie tak dawno mój przyjaciel był znacznie bardziej nieśmiały i zakompleksiony. Gdy pierwszy raz przekroczył próg hali, wyglądał, jakby miał zemdleć. Okazało się, że postanowił trenować boks, żeby zaimponować dziewczynie. Dziewczyny nie udało mu się zdobyć, ale za to pokochał ten sport i nabrał pewności siebie. Jest prawdziwym przyjacielem, takim, za którym mógłbym skoczyć w ogień. Mimo że czasem mam ochotę mu przywalić, tak jakteraz.

– Sam, skupsię!

Po raz kolejny objawia się mój charakter. Od samego rana nie mam humoru i nawet trening nie potrafi tego zmienić. Sam podnosi wyżej tarczę bokserską i mocniej zapiera się nogami. Prawa, lewa. Prawą zadaję ciosy z siłą i precyzją. Zatracam się w tym tak bardzo, że nie zauważam, jak przypieram do narożnika mojego przyjaciela. Opuszczam wzdłuż ciała odziane w czerwone rękawice pięści. Mój oddech jest ciężki i szybki. Znowu mnie poniosło. Szlag!

– Stary, co ztobą?

Jego pytanie zawisa międzynami.

Prawda jest taka, że sam nie wiem, co mnie tak wkurzyło. Odkąd wyszedłem rano ze swojego mieszkania, wszystko było nie tak. Najpierw zapomniałem kluczy od auta i musiałem się cofnąć. Później, jak wyjeżdżałem zza zakrętu, przez ulicę przebiegła mi jakaś blondynka. Nieważne, że było tam przejście dla pieszych – było pomarańczowe, do cholery! Do tego ta dziewucha miała czelność zwymyślać mnie od ślepych palantów, a jak wyszedłem z auta, żeby ustawić ją do pionu, roześmiała się. Zwyczajnie roześmiała i kazała mi spadać, bo nie ma czasu na dyskusje z dupkami. Po czym jak gdyby nigdy nic sobie poszła. Żadna małolata nie będzie mi pyskować. Jak tylko ją dorwę, to…

– Jedna pokręcona dziewucha ośmieliła się popsuć mi dzień – streszczam.

Sam już otwiera usta, zapewne, by dopytać się o szczegóły, gdy podchodzi do nas mójdziadek.

– Co tam, chłopaki? – rzuca.

Pojawienie się dziadka momentalnie kieruje moje myśli na inny tor. Dziadek jest dla mnie kimś w rodzaju autorytetu. Zawsze mnie wspierał i to dzięki niemu pokochałem boks. Ten niepozorny siedemdziesięciopięcioletni człowiek ma bardzo dużą wiedzę, którą chętnie mi przekazuje. Czasem i Sam ma okazję się czegoś dowiedzieć, ale czy z tegokorzysta?

– Gotowy do dzisiejszej walki? – pyta staruszek, z czułością spoglądając namatę.

– Dziadku, ja zawsze jestem gotowy – odpowiadam z pełnymprzekonaniem.

– To dobrze, chłopaku, todobrze.

Tylko on może mówić do mnie „chłopaku”, w jego ustach to komplement. Staruszek zamyśla się na chwilę. W najbliższym czasie jego wnuka czeka kilka walk. Myślę, że się o mniemartwi.

*

Dwudziesta wybiła szybciej, niż się spodziewałem. Nie boję się tej walki. Znam już styl swojego przeciwnika. Odkąd dowiedziałem się, z kim dziś walczę, zdobyłem wszystkie potrzebne mi informacje. Byłem nawet na jego walce. Zawsze tak robię, trzeba poznać swojego wroga, a najbardziej jego słabestrony.

Sam zawija mi ręce bandażem. Milczy. Dobrze wie, że nie lubię rozmawiać przed walką, to niepotrzebnierozprasza.

Staję na ringu. Ekscytacja zbliżającą się walką i krzyki publiczności podnoszą mi poziom adrenaliny. Tak, to jest to. Kocham moment, kiedy naprzeciwko staje mój przeciwnik. Patrzę mu w oczy. Oceniam, decyduję, jak rozpocząć. Prawie dorównuje mi wzrostem. Ma łysą głowę i czarne jak węgiel tęczówki, którymi łypie na mnie groźnie. Ja jednak nic sobie z tego nie robię, uśmiecham się ironicznie, unosząc zaledwie kącik ust. Wiem, że za chwilę po raz kolejny będę robił to, co kocham. Będęwalczył.

Jeszcze tylko długonoga blondynka w skąpym stroju przejdzie parę razy po ringu, usłyszę gong i sięzacznie.

Gdy rozległ się gong, przeciwnik zaatakował jako pierwszy. Pozwoliłem mu na to. Sprawnie wykonałem unik i prawy prosty łysego przeciął powietrze. Wykorzystuję sytuację i uderzam w korpus. Grymas na twarzy wyprowadzonego z równowagi przeciwnika daje mi chwilową satysfakcję, ale nie pozwala spocząć na laurach. Walka toczy się dalej. Długość moich ramion znacznie ułatwia mi utrzymanie dystansu przy zadawaniu ciosów. Już jest mój! Kilka celnych strzałów i uników później rozlega się gong kończący pierwszą rundę. Siadam w swoim narożniku, w którym czekają na mnie dziadek i Sam. Opłukuję usta wodą i patrzę, jak seksowna blondynka przechadza się po ringu z wielkądwójką.

Gong.

Ponownie pierwszy atakuje łysy, tym razem w brzuch. Jego ruch działa na mnie jak płachta na byka. Ruszam na niego całą masą i serią ciosów. Prawa, lewa, prawa i wszystkie celne. Przeciwnik nie ma już szans. Koniec tej zabawy. Przywieram do niego i atakuję następną serią krótkich ciosów w prawy bok. Widzę, że ma dość. Odpycham go gwałtownie i zanim zdąży się zamachnąć, wyprowadzam prawy sierpowy. Nokaut.

Piski i krzyki zachwyconej publiczności. Kobiety pobudzone i spragnione, ich zdaniem, prawdziwego mężczyzny. Jedna z nich stoi na tyle blisko, by móc zwrócić moją uwagę. Cóż, udaje jej się to. Niska, ciemnowłosa, hojnie obdarzona przez naturę biustem… hmm. Jak dla mnie trochę zbyt mocno umalowana, jednak jej opięta sukienka rekompensuje brak naturalności. Nie żeby to był mój typ, ale w tej chwili jest mi wszystko jedno. Kolejna wygrana walka, wysoki poziom adrenaliny i ciało ociekające testosteronem potrzebuje ukojenia. Przygodny seks nadaje się do tegoidealnie.

Wyciągam rękę w stronę ciemnowłosej, chwyta ją z entuzjazmem małej dziewczynki, która właśnie dostała swoją wymarzoną zabawkę. Zabieram ją do szatni. Szybko zamykam drzwi na wypadek, gdyby komuś zachciało się tu zajrzeć. Kobieta chce coś powiedzieć, ale jej na to nie pozwalam, wpijając się w jej pomalowane krwistoczerwoną szminką usta. Pocałunek nie jest zbyt długi, ponieważ szybko przenoszę się na jej szyję, przy okazji zsuwając ramiączka jej sukienki, która mimo iż obcisła swobodnie opada po gładkiej skórze. Odrywam się od jej szyi, skanując jej ciało. Duże piersi nie okala żaden stanik, dzięki czemu mogę podziwiać teraz dumnie sterczące sutki, którym postanawiam poświęcić odrobinę uwagi, dlatego zamykam usta na jednym z nich, zasysając go lekko, a drugi delikatnie podszczypuję palcami. Kobiecie wyrywa się cichy jęk, ale nie daję jej okazji do przyzwyczajenia się i odrywamwargi.

Zjeżdżam wzrokiem na mikroskopijnej wielkości koronkowe stringi. Oblizuję się na myśl, że już za chwilę będę w cipce, którą okrywają. Szybkim ruchem odwracam dziewczynę plecami do siebie i opieram o ławkę, tak by wypięła w moją stronę swój krągły tyłek. Kobieta piszczy, gdy jednym ruchem zrywam jej majtki i pochylam ją bardziej do przodu, jeszcze mocniej eksponując jej pośladki. Zapiera się rękoma i rozstawia szerzej nogi, by dać mi lepszy dostęp. Innego zaproszenia nie potrzebuję. Zsuwam spodenki do kolan. Mój sztywny fiut aż rwie się, by wypełnić tę małą cipkę, kiedy nagle zamieram. Prezerwatywa. Jebana gumka, nigdy jej nie ma, kiedy jest potrzebna. Zrezygnowany i wkurwiony odsuwam się odnieznajomej.

Ta widząc, że coś się dzieje, odwraca się do mnieprzodem.

– Biorę tabletki – zapewnia, idealnie odczytując mojewahanie.

Zastanawiam się, ale tylko przez chwilę, bo ciemnowłosa robi coś, co nie pozwala mi odpuścić. Sunie swoją małą dłonią od szyi aż do dużej piersi, by zacisnąć na niej swoje palce. Drugą dłoń umieszcza między udami i lekko pociera. Jej gardło opuszcza ochrypły jęk, gdy zanurza w sobiepalce.

Kurwa! To ażboli!

Nie wytrzymuję, gdy wkłada do swoich czerwonych ust błyszczące od soków palce i ssie je jak kutasa. Jednym ruchem odwracam ją do poprzedniej pozycji i wbijam się w jej wnętrze aż po nasadę. Zaczynam się w niej poruszać szybko i ostro. Jej jęki i mój ciężki oddech odbijają się echem od ścian. Chwytam ją za pośladki, żeby wbić się głębiej i podziwiać, jak mój fiut znika w jej małej cipce z każdym pchnięciem. Ciemnowłosa drży pod wpływem orgazmu, który zawładnął jej ciałem. Ja jednak nie przestaję nawet wtedy, gdy ona prawie bez sił opada na ławkę. Po kilku kolejnych mocnych ruchach osiągam szczyt. Wychodzę z niej, naciągam spodenki, które opadły mi do kostek, i opieram się o najbliższą ścianę, żeby unormować oddech. W tym czasie kobieta, nadal ciężko dysząc, wkłada sukienkę, o majtkach może już zapomnieć. Podchodzi do mnie zmysłowym krokiem, mimo że jej ciało lekko drży po przebytym orgazmie, i kładzie swoją małą dłoń na mojej piersi. Zmusza mnie tym, bym spojrzał jej w oczy. Patrzę w ciemne tęczówki, widząc w nich swojeodbicie.

– Idź już – mówięchłodno.

Ciemnowłosa wygląda na zaskoczoną, lecz później na jej twarzy malują się tylko zawód i złość. Nie wiem, na co liczyła, ale ja nie szukam kobiety. Jednorazowy numerek i tyle. Wychodzi, głośno trzaskając drzwiami. Nie słyszy mojego śmiechu. Przychodząc tu ze mną, powinna była wiedzieć, na co się pisze. Powinna była też być zadowolona, w końcu dostała jeden z lepszych orgazmów w swoimżyciu.

Rozdział 3

Sam

– Hej, Sam! Pozwól tu nachwilę!

Dociera do nas głos Stana Younga, przerywając nasz sparing. Jason niezrażony tym faktem kiwa mi głową, dając znać, że sobie poradzi, i od razu rozpoczyna „walkę zcieniem”.

– Co jest, szefie? – pytam, ocierając pot z twarzy białymręcznikiem.

– Mam dla ciebie zadanie. – Ton głosu Stana sugeruje, że to cośpoważnego.

Stan Young na pewno nie zalicza się do ludzi, których można oszukać lub obrażać. Swoją działalność traktuje bardzo poważnie. Dwie hale, jedna sportowo-widowiskowa, druga bokserska i siłownia. Tym zajmuje się na co dzień. Stan skrupulatnie dobiera zarówno pracowników, jak i zawodników, nie pozwala na alkohol w czasie pracy, narkotyki i broń Boże sterydy. Te ostatnie głównie u zawodników. Do boksu podchodzi w sposób wyjątkowy, każda walka przynosi mu czterokrotnie większy zysk niż siłownia i hala bokserska razem wzięte. Często jest twardy i nieustępliwy, zwłaszcza dla inwestorów. Szczególnie tych, którzy chcą zarobić na reklamie swoich gównianych produktów, nie promując zawodników, jak należy. A na takie akcje Stan niepozwala.

– I doceń to, że wybrałem właśnie ciebie – kontynuuje – bo to znaczy, że tylko ty nadajesz się do tego zadania i że ci ufam. – Wymachuje palcem wskazującym przed mojątwarzą.

– W takim razie słucham. – Zaplatam ramiona na klatce piersiowej i skupiam na nimuwagę.

– Poszukasz dla mnie czterech kobiet – wypala, a ja unoszę brwi, będąc wszoku.

Nie, w sumie szok to spore niedopowiedzenie. Czy ten Stan oszalał? Nie trudnię się stręczycielstwem po godzinach, docholery!

– Szefie, z całym szacunkiem, ale… dziwki?

Nie, żebym coś do nich miał. To ich sprawa, czym się zajmują i z jakiego powodu. Osobiście nie gustuję w takiej formie zaspokajania potrzeb, ale co ktolubi.

– Sam, nie! – Unosi ręce w obronnym geście. – Źle mnie zrozumiałeś, nie chcę dziwek. To mają być hostessy. Tylko takie porządne, ładne, zgrabne i powtarzam: niedziwki!

Można powiedzieć, że kamień spadł mi zserca.

– A do czego one są potrzebne? – pytam, bo to i tak nietypowasprawa.

To klub bokserski, a dziewczyny, które tu zaglądają, robią to wyłącznie po to, by popatrzeć na trenującychzawodników.

– Jak dobrze wiesz, niedługo odbędzie się wielka gala. Walki głównie pokazowe… zresztą co ja ci tłumaczę? Przecież tam będziesz. Wracając do sprawy, brakuje mi personelu, a konkretnie hostess. W obsłudze będzie kilku barmanów, ale na salę nie mam kogodać.

– A jakaś agencja, która zajmuje się takimi zleceniami? – proponuję.

– Nie ufam im – kwituje szybko. – Zawsze może znaleźć się jakaś dziewczyna, której wpadnie do głowy szukanie kandydata na męża wśród gości. Zaznaczam, że będą tu naprawdę grube ryby i nie ma mowy, żeby wybuchł jakiś skandal obyczajowy powiązany z naszymklubem.

Widzę, jak Stan wpada w panikę, dlatego kładę mu dłoń na ramieniu, by chociaż trochę go uspokoić. Ta gala zapowiada się ciekawie i ściągną tu sami zamożni amatorzy tego sportu. Wcale się nie dziwię, że Stan tak się tymprzejmuje.

– Spokojnie, coś się wymyśli – stwierdzam, lecz nie wiem, czy z przekonaniem. – Tylko powiedz, gdzie ja mam właściwie szukać tych chętnych? Wkościele?

Stan na moje słowa głośno się śmieje, po chwili jednak robi się poważny. Jego twarz nabiera surowego wyrazu, jak w momencie, kiedy przedstawiał mi swój genialnypomysł.

– Może księgarnie albo kawiarnie? Nie wiem, wymyśl coś. Aha, i masz na to dwa dni – mówi i jak gdyby nigdy nicodchodzi.

Zostawia mnie z głową pełną pytań. Mam mało czasu, więc muszę rozpocząć poszukiwania od zaraz. Ale najpierw prysznic. Ogarnięty wychodzę z budynku i kieruję się, gdzie mnie nogi poniosą. Rozglądam się za miejscem, w którym mógłbym znaleźć potencjalne kandydatki. Przecież to chyba niewykonalne! Internet odpada. Nie mam czasu na sprawdzenie ich intencji. Może jakiś butik? Nie zastanowiłem się jeszcze, co powiem, jak już jakąś wypatrzę, ale to mało ważne. Później będę się martwić. Pierwszy na moim celowniku znajduje się sklepobuwniczy.

Od czegoś trzeba zacząć, nonie?

W środku nie ma zbyt wielu ludzi. Prawie same kobiety, niestety albo około czterdziestki, albo z gromadką dzieci u boku. Moją uwagę przykuwa pracownica. Dziewczyna ma około pięciu stóp wzrostu i długie czarne włosy związane w kucyk. Ładna buzia. Jej ubiór świadczy o skromności. Waham się, ale ostatecznie postanawiam podejść. Gala odbywa się w weekend, więc myślę, że nie miałaby problemu zdyspozycją.

– Czym mogę służyć? – pyta, obdarzając mnie serdecznymuśmiechem.

Przełykam ślinę i dyplomatycznie przekazuję, z czym przychodzę. Czarnowłosa z początku robi minę, po której spodziewam się siarczystego policzka. Jednak mruży oczy i milknie na chwilę, jakby kalkulowała za iprzeciw.

– Zgadzam się, ale żadnego obmacywania czy czegoś. To ma być praca i tylko praca. Poza tym ja mamchłopaka.

– To jest legalne. Stan Young jest poważnym przedsiębiorcą, wszystko można z nim ustalić osobiście lub telefonicznie – zapewniam.

Wyciągam z kieszeni jedną z lekko wymiętych ulotek i podaję dziewczynie. Ogląda ją uważnie, po czym wyciąga spod lady skrawek papieru i zapisuje na nim ciąg cyfr. Biorę jej numer i pełen średnio uzasadnionej dumy wyruszam na dalszeposzukiwania.

*

Po dwugodzinnym spacerze obfitującym w odwiedziny księgarni, sklepów z zabawkami i butików z bielizną, gdzie w ostatnim prawie zarobiłem spodziewanego wcześniej policzka, niestety nie udało mi się znaleźć kolejnej kandydatki. Zrezygnowany idędalej.

Los chce, żebym zainteresował się niewielkim lokalem po drugiej stronie ulicy. A może to nie los, a głód? Wchodzę do środka, witają mnie aromat kawy i minimalistyczny wystrój. Za ladą stoi niewysoka ciemnowłosa dziewczyna o dużych niebieskich oczach. Biją od niej serdeczność i skromność. Niestety jest trochę za niska. Mogłaby mieć problem z lawirowaniem między gośćmi z tacą pełnądrinków.

– Witam, co podać? – pytauprzejmie.

No skoro los tak chciał – on albo mój żołądek – to czemu by tego niewykorzystać?

– A co proponujesz? – Uśmiecham sięczarująco.

Kobieta odwzajemnia uśmiech i podaje mi kartę. Przeglądam ją, nie odchodząc od lady. Wybieram kawę i szarlotkę, po czym zajmuję stolik przy oknie. Może kogośwypatrzę?

– Proszę, panazamówienie.

Odwracam głowę. Zamiast tej w krótkich ciemnych włosach widzę zupełnie inną. Blondynka o niebieskozielonych oczach i figurze modelki. Dośćwysoka.

Strzał wdziesiątkę.

Uśmiecham się, dziękując, i odprowadzam ją wzrokiem. Odchodzi z taką gracją, jakby tańczyła. Pospiesznie zjadam swoją porcję ciasta i podchodzę do lady. Trzeba kuć żelazo, póki gorące, nonie?

– Przepraszam – zagaduję do wcześniej poznanej kobiety o intensywnie niebieskimspojrzeniu.

– Tak?

– Mógłbym porozmawiać z tą blondynką, która przyniosła mizamówienie?

– Czy coś się stało? Coś nie tak z zamówieniem? – dopytuje się zniepokojem.

– Nie, nie, chcę ją jedynie o coś zapytać – zapewniam.

Dziewczyna tylko uśmiecha się z widoczną ulgą, po czym mruży oczy; jak dla mnie dość sugestywnie. Czy ona pomyślała, że zamierzam umówić się z jej koleżanką? Zapewne. Owszem, ładna jest i nie dziwię się, że ta mogła tak pomyśleć, ale ja zdecydowanie wolęrude.

– Maya! – woła po chwili. – Maya, mogę cię tuprosić?

Czyli ma na imięMaya.

Rozdział 4

Maya

Praca kelnerki nie jest szczytem moich marzeń, a zwłaszcza ambicji. Nie chodzi tu o sam zawód, bo do niego nic nie mam, ale w mojej sytuacji liczy się każdy grosz. Mimo to lokal ma świetny klimat i oferuje pyszne jedzenie, a współpracownicy okazali się bardzosympatyczni.

Ta praca nie jest wcale taka zła, niestety gorzej z zarobkami. Po przeliczeniu wydatków prawie nic nie zostaje na jedzenie, a o zachciankach w ogóle nie ma mowy. Już wiem, że będę musiała znaleźć dodatkowe zajęcie. Cały dzień o tym myślałam, w czasie przerwy nawet sprawdzałam ogłoszenia w gazecie, zakreślając co ciekawszeoferty.

– Maya, mogę cię tu prosić? – Słyszęnawoływanie.

Odkładam ręcznik, którym wycierałam filiżanki, wychodzę z kuchni i zastaję koleżankę z facetem, którego wcześniejobsługiwałam.

Lucy z uśmiechem wskazuje naniego.

– Pan do ciebie, Maya – mówi i zaraz znika wkuchni.

– W czym mogę pomóc? – pytam.

Mam nadzieję, że nie chce się ze mną umówić, bo na to nie mam ani czasu, ani ochoty. Chociaż jest przystojny, nie przeczę. Niebieskie oczy, krótko przystrzyżone blond włosy, zadziorny uśmiech i to niezaprzeczalnie umięśnione ciało, widoczne przez opiętą koszulkę. Niejednej na pewno zawrócił wgłowie.

– Nazywam się Sam Thompson i mam dla ciebie pewnąpropozycję.

Unoszę brwi, bo nie oszukujmy się, zabrzmiało to bardzo dwuznacznie. Moja mina zapewne świadczy o tym, że czekam na wyjaśnienie, bo nieznajomy chrząka znacząco itłumaczy:

– Właściciel klubu sportowego, do którego należę, Stan Young, organizuje galę bokserską. Będzie to parę walk. Wśród widzów ma się pojawić kilka szych. Szefowi zależy, żeby, jak on to ujmuje, wszystko było dopięte na ostatni guzik. Dlatego kazał mi znaleźć cztery chętne kobiety do obsługi imprezy. Konkretniejhostessy.

Mówi szybko, żywo gestykulując. Słucham go, chociaż brzmi to trochę niedorzecznie, no bo kto chodzi po knajpach i szuka pracownic? Przez chwilę rozważam tę opcję, w ten sposób mogłabym poprawić swoją sytuację materialną. Boję się jednak, że pod przykrywką jednorazowej pracy może czaić się coś niedobrego. A może to nawet jakiś żart ityle.

Ukrytakamera?

– To poważna propozycja? Nie zgrywasz się? – pytamsceptycznie.

– Jak najbardziej poważna. – Uśmiecha siępromiennie.

– Nie jestem przekonana co do tej oferty, no bo jaką mi dajesz gwarancję, że żaden napalony oblech nie zacznie się do mniedobierać?

Widzę sporoluk.

– Ja jestem tą gwarancją – mówi dumnie, klepiąc się w pierś, a ja wybuchamśmiechem.

– Proszę cię, przecież my się w ogóle nie znamy – odpowiadam, dalej rozbawiona. – I bez obrazy, ale nie mam powodu, by ciwierzyć.

– Wiem, ale gwarantuję ci, że ani ja, ani żaden inny zawodnik nie pozwolimy, żeby którejkolwiek z was spadł włos z głowy. Szef też tego dopilnuje – zapewniagorliwie.

– A skąd mam mieć pewność, że ten twój szef i może nawet ty nie próbujecie zwerbować mnie do agencji czycoś?

Sam wygląda na urażonego, ale chyba jest w stanie zrozumieć mojeobawy.

– Zrobimy tak, tu masz adres, przyjdź i sama się przekonaj, że to nie podstęp. – Wręcza mi lekko już sfatygowaną ulotkę hali bokserskiej, którą musiał nosić ze sobą bardzodługo.

Oglądam ją uważnie i stwierdzam, że nic się nie stanie, jeśli tam pójdę po pracy i sama się przekonam, jak jest. Przecież rozmowa do niczego mnie niezobowiązuje.

– Okej, niech ci będzie, zajrzę tamdzisiaj.

Uśmiech wpływa na przystojną twarz mężczyzny, on kiwa głową i od razu kieruje się dodrzwi.

– Do zobaczenia, Mayu! – woła naodchodne.

– Sam, zaczekaj! – zatrzymujęgo.

– Tak?

– Ilu potrzebujesz tychdziewczyn?

– Jeszcze dwóch, oczywiście, jeśli ty się zgodzisz. A co, masz kogoś, kto się nadaje? – dopytuje sięzaciekawiony.

Podstępny uśmiech wpływa na moją twarzy. We dwie zawszeraźniej.

– Myślę, żetak.

– Świetnie. W takim razie ja ruszam na dalsze poszukiwania, do zobaczenia. – Sam żegna się po raz drugi, puszcza do mnie oko i znika za drzwiamilokalu.

*

Ściskając w ręku ulotkę, idę pod wskazany adres. Według tego, co jest na niej zapisane, szef ma tam urzędować jeszcze przez najbliższe czterdzieści minut. Niestety nie mogłam urwać się szybciej z pracy, dlatego teraz musiałam nadrabiać kroku, bo na taksówkę zwyczajnie mnie nie stać, a najbliższy autobus w tym kierunku miał nadjechać za dwadzieściaminut.

Zmęczona i zestresowana docieram w końcu na miejsce. Hala robi wrażenie. Z zewnątrz niby zwykły budynek, jednak sposób rozmieszczenia okien jasno sygnalizuje, że nie są one po to, by przez nie patrzeć, tylko by odświeżyćwnętrze.

Pcham jedną część ciężkich dwuskrzydłowych drzwi i wchodzę do środka. Korytarz jest całkowicienieoświetlony.

Musi minąć chwila, zanim moje oczy przyzwyczają się do ciemności. Dzięki łunie słabego światła widocznej z końca korytarza mogę poznać dalszą drogę. Trochę na wyczucie, pomagając sobie dotykaniem ścian, idę w tym kierunku. Sala wewnątrz okazuje się niewiele jaśniejsza, są włączone jedynie trzy lampy, co przy tak dużym metrażu zbyt wiele światła nie daje. Rozglądam się za jakimiś drzwiami czy czymkolwiek, co mogłoby uchodzić za wejście do biura. Na samym środku znajduje się ring, reszta pomieszczenia wyposażona jest w różne sprzęty, zapewne bokserskie, których nazw i tak nie znam. Moją uwagę przykuwa mężczyzna w oddalonym kącie sali. Jest odwrócony do mnie tyłem i uderza w wielki podczepiony do sufituworek.

Jakim cudem go wcześniej nie zauważyłam? Ach, no tak, byłam zajętapodziwianiem.

Nie mogę oderwać od niego wzroku. Jest bardzo wysoki i umięśniony, a jego długie, kręcone i mokre od potu włosy kołyszą się z każdym ruchem jego ciała. Podchodzę bliżej, podświadomie robiąc to jak najciszej. Podziwiam, jak pot wolno spływa po jego umięśnionych plecach w kierunku zawieszonych nisko na biodrach spodenek. Czuję nagłą suchość w ustach i mimowolnie przygryzam wargę. Odnoszę wrażenie, że skądś kojarzę tę sylwetkę, ale w tej chwili całkowicie nie mogę zebraćmyśli.

– Szuka panikogoś?

Podskakuję wystraszona i szybko się odwracam. Mam teraz przed sobą mężczyznę sporo po czterdziestce, z lekką siwizną i surowym wyrazem twarzy. Z jego szarych oczu bije taka powaga, że mimowolnie się spinam. Czuję się jak jakiś przestępca złapany na gorącym uczynku. Ten dalej mierzy mnie wzrokiem, zapewne czekając naodpowiedź.

– Dzień dobry, Maya Anwar, przyszłam w sprawie pracy, przysłał mnie Sam. Czy mam przyjemność z panem Youngiem? – pytam.

Mam cichą nadzieję, że to nie on okaże się właścicielem, bo przyznaję, trochę mnieprzeraża.

– Tak, to ja, Stan Young, miło mi panią poznać. – Wyciąga rękę, na co z wahaniem odpowiadam tym samym. A jednak właściciel. – Może przejdziemy do biura omówić szczegóły? – proponuje i nie czekając na mnie, rusza w sobie tylko znanymkierunku.

Nie pozostaje mi nic innego jak podążyć za nim. Ostatni raz przenoszę wzrok na trenującego mężczyznę… To jest… niemożliwe. To się nie dzieje naprawdę. Już wiem, skąd to wrażenie, że gdzieś widziałam tę sylwetkę. To ten buc! Ten sam, który omal nie rozjechał mnie na przejściu dla pieszych, jak parę dni temu szłam do pracy! Miałam nadzieję nie spotkać go nigdy więcej, a teraz… teraz właśnie patrzę mu woczy.

Jason

Uderzam w worek od godziny. Nic się nie liczy, to mój świat, zatracam się wnim.

Docierają do mnie jakieś głosy. Z początku je olewam, ale ciekawość w końcu wygrywa. Widzę, jak Stan rozmawia z jakąś dziewczyną. Stoi tyłem do mnie, więc jedyne, co mogę dostrzec, to jej długie do połowy pleców blond włosy, zgrabne nogi i seksowny tyłek, opięty obcisłymi jeansami. Nie zdradzając swojej obecności, spokojnie kontynuuję lustrowanie jej sylwetki, podchodząc nieco bliżej. Ciekawe po co tu przyszła? Nie wygląda jak potencjalna zawodniczka. Zresztą podopiecznymi Stana są wyłącznie mężczyźni, nie sądzę, żeby miało się to zmienić. Z babami są same kłopoty. Chyba trochę odpłynąłem, bo Stan rusza w stronę swojego biura, a blondynka za nim. Już mam wrócić do treningu, gdy ta nagle się odwraca. Nasze spojrzenia się krzyżują, patrzę w jej jasnetęczówki.

To jest, kurwa, niemożliwe!

Spoglądam właśnie w oczy dziewczyny, która nie tak dawno wyskoczyła mi przed maskę samochodu. Tę samą, która miała czelność mnie zwyzywać! Mnie! I ja pomyślałem, że ma seksowny tyłek? Nie ma! I co ona tu, do kurwy nędzy, robi?!

Rozdział 5

Maya

Zupełnie zapomniałam, że miałam coś zrobić… znaczy iść za moim potencjalnym pracodawcą. Zamiast tego zwyczajnie stoję jak słup soli i wpatruję w tego napuszonegotroglodytę.

Cała wcześniejsza fascynacja jego idealnie wyrzeźbionym ciałem i seksownie ociekającym potem odeszła wzapomnienie.

Wspomnienia z feralnego poranka powracają ze zdwojoną siłą. Teraz jest tylko gniew. Ten dureń nawet mnie nie przeprosił! Mógł mnie przecież zabić, no może nie od razu zabić, ale na pewno trwale uszkodzić. Po wyrazie jego twarzy i napiętej sylwetce wnioskuję, że i on mnierozpoznał.

Pamiętam, że miał tupet, żeby wyjść z samochodu i próbować zwalić winę namnie.

– Wszystko w porządku? – Stan Young wyrywa mnie z letargu, w który się wprowadziłam, patrząc na tegomięśniaka.

Już mam coś odpowiedzieć, ale ubiega mnie chrapliwy, okraszony dużą dozą gniewu głos tego nieznającego przepisów drogowychpółgłówka.

– Co ona tu robi?! – pyta, a jego wzrok wręcz wypala w moim cieledziurę.

Moje ciało przechodzi dreszcz, nawet Stan wydaje się zaskoczony tym tonem, a przecież muszą się dobrze znać. Co z tym facetem jest nie tak? Oprócz tego, że jest dupkiem? Chamem, gburem… ech, nieważne.

– Maya przyszła tu w sprawie pracy – odpowiada mu Stan, a jego zmarszczone brwi wyrażają głębokąkonsternację.

Bokser prycha i zaczyna kręcić głową z niedowierzaniem. Zapiera się silnymi ramionami pod boki i przenosi swój kpiący wzrok na właścicielaklubu.

– A co ona ma tu niby robić? Sprzątać kible? – Uśmiecha sięchamsko.

Czuję, jak po moim ciele rozlewa się fala gniewu. Nie gniewu, wkurwienia. Co on sobie myśli? Odwracam się w jegostronę.

– Słuchaj no, ty nadęty wielkoludzie z