Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Vanelia Ksantos tak mówi o tej książce:
"Zegar melodii" ma dla mnie przede wszystkim wartość sentymentalną. Ilekroć czytam na nowo te wiersze, nie mogę się nadziwić, jak bardzo czułam się w tamtym czasie szczęśliwa. Oczywiście zdarzały się gorsze chwile, ale one przytrafiają się chyba każdemu i nie ma od tego ucieczki. Myślałam w takich chwilach, jak było mi podówczas źle... ale nie, tak naprawdę wcale tak nie było. Było bardzo, bardzo dobrze... przynajmniej w porównaniu z tym, czego doświadczyłam później. Jako człowiek żałuję, że zrozumiałam to tak późno. Jako autorka zaś mam nadzieję, że oprócz owej wartości sentymentalnej zbiorek posiada także pewną wartość artystyczną.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 59
Rok wydania: 2023
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Vanelia Ksantos
Zegar melodii
Wiersze
Wydawnictwo Inspiracje
Puławy 2023
Copyright © Vanelia Ksantos, 2023
Copyright © Wydawnictwo Inspiracje, 2023
Redakcja i skład: Monika Knapczyk
Projekt okładki: Monika Knapczyk
Ilustracja na okładce © Pixabay
Ilustracje w tekście © Pixabay
Zdjęcie na str. 112 © Monika Knapczyk
ISBN 978-83-962339-7-4
Wydanie II
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie całości
albo fragmentu – z wyjątkiem cytatów w artykułach
i recenzjach – możliwe jest tylko za zgodą wydawcy.
Wydawnictwo Inspiracje
Puławy 2023
E-mail: [email protected]
* * * [Miałam dziś sen]
Miałam dziś sen
Pójdziemy przez łąkę
Motyle wokół nas zatańczą
Czerwienić się będą maki
Zazłocą się kaczeńce
Wśród traw szmaragdowych
Drobna się jaszczurka prześliźnie
Zaszemrają cicho brzozy
I wierzby się płaczące uśmiechną
Bocian nad łąką zakołuje
Na skrzydłach czerwcowej bryzy
Niebo w stawie zalśni
Srebrzyście, perliście
Śmiać się będziemy w tę ciszę
Wezmę cię za rękę
Jak tu pięknie...! ‒ powiesz
To sen...! ‒ odszepnę
To sen…
Pieśń poranka
Zjawiasz się jak poranna rosa
Melodio srebrnodzwonna
Jak skowronek zawisasz na tle błękitu
Wplatasz gwiazdy w swój warkocz
Wybrzmiewasz bielą odległych szczytów
Chłodem jesteś i sercem płomienia
Dzika i nieposkromiona
Melodio nieutulona
Cichniesz i wzbierasz na nowo
Tęsknoto, o cudna tęsknoto
Na skrzydłach wiatru lekka i wolna
Melodio przeczysta jak złoto
Spływasz jak anioł w dolinę
Melodio niepojęta
Orłem jesteś i gołębicą
Potokiem światła na górskiej przełęczy
Kwiatem, co kielich rozwiera
Zbawieniem i dusz rozkoszą
Muzyko jak chleb święta
W łabędzi puch się stroisz
Melodio promiennooka
Jak drżenie fali na tafli jeziora
Ptasząt trelem jak wiosną poisz
Świtu jesteś ekstazą i upojeniem
A łagodność zmierzchu krzywdy ci nie czyni
Jak echo pobrzmiewasz gdzieś w mrokach
Leśne targasz listowie jak włosy dziewczęcia
Myśli zadumanie i serc dzikość
Ty jedna nieśmiertelna
O muzyko, boska muzyko!…
* * * [Rzeki, które nie płyną]
Rzeki, które nie płyną
Góry, które nie rosną
Szczęścia, które nie miną
Zima, co trwa bez wiosny
Lody, co nie pękają
Zawsze błękitne niebo
Muzyka się ciszą nie staje
Wiatr się nie kłania drzewom
Morze bez brzegu drugiego
Księżyc nie goni słońca
Dobro, co nie lęka się złego
Miłość, co nie zna końca
Przed zachodem
Wszystko, co się zdarzyło
Na zawsze we mnie zostanie
Każdy dzień, każda miłość
Bo życie to znaczy trwanie
Wczorajsze sny wracają dziś do mnie
Żyję w nich wszystkich naraz
Ludzie mówią: najłatwiej zapomnieć
A ja się nawet nie staram…
Taka cisza tu – na łące
Rozerwane splatam końce
Tym spokojem pustkę wypełnię
Żadnej pustki już nie ma we mnie
Zawsze, wszędzie jedno słońce
Rzucam most z brzegów tysiącem
Istnień, które trwały we mnie
Nie umiem spisać na straty
Bo nimi wszystkimi jestem
Tak żywo jak przed laty
Zanim słońce zaśnie
Żyję jego blaskiem
Zanim się ściemniło
Żyłam jego siłą
A teraz w ciemności
Posmakuję samotności
* * * [Tyle piękna]
Tyle piękna w tak małym obrazku
Pszenica malowana złotem
Ciemne mury lasów nie dają przejścia
Spękane kolumny starych pałaców
Omszałe tylko od północy
Bogowie przeklęli północ u zarania dziejów
Reszta świata błogosławiona słońcem
Miedziane światło zmierzchu na ugorach
I przestrzenie, zewsząd przestrzenie
Porywająca wolność
Melodia przestworzy wpleciona w jej warkocz
Śpiewa wciąż ciszej i ciszej...
Ona cię ukołysze
Ona będzie twoim marzeniem
I poznasz, zanim zaśniesz
Że to Polska właśnie…
* * * [A tym, którzy błagają]
… A tym, którzy błagają o litość
Kopniak w twarz
Niech nie żebrzą
Psy przeklęte
… A tym, którzy czekają na świt
Noc wieczna
Słońce ich nie obroni
Świat jest nasz
… A tym, którzy proszą zmiłowania
Męka wiecznego strachu
Tym jest piekło
Więc wyślijmy ich do wszystkich diabłów
… A tym, którzy utracili nadzieję
Wzgarda
Byliście moimi przyjaciółmi
Czeluść was pochłonie, druhowie
… A tym, którzy piszą takie wiersze
Męka wiecznego niespełnienia
Tym jest piekło
Tym jest piekło poetów
Gdyby
Gdyby człowieka zdobywało się jak górę
Dotarłabym do szczytu chociażby na klęczkach
Gdyby samotność była jak pustynia
Uparcie szłabym ku oazie
Gdyby miłość była jak źródlana woda
Chciałabym jak Mojżesz uderzać laską w skałę
Gdyby kupowało się ją w hipermarkecie
Sprzedałabym wszystko, co posiadam
Gdybym umiała zaczarowywać pieśnią
Byłabym jak fakir, co pożera węża
Gdybym przywoływała burzę
Potrafiłabym też zamknąć cię w błękicie
Ale ja jestem jak każde z ludzi
Mam dwie ręce i wodospady słów
Najdziwniejsza z dziwnych ballada
Płynęła niewidzialna, lekka jak marzenie
Z kraju do kraju – co też tam zastanie...
Lecz ludzie serca pozamykali
I nigdzie miejsca nie było dla niej
Igrała z falami, stepy przemierzała
Raz była delfinem, to znów smukłą łanią
We śnie szeptała, kryła się w muzyce
Lecz nigdy i nigdzie nikt nie czekał na nią
Deszczem płakała i łkała wichurą
To w biel, to w szarości smętnie się stroiła
To znów dźwięcznie się śmiała skowronkiem w błękicie
Słońcem całowała, motylem tańczyła
Nocami spoglądała księżycowym okiem
Błyszczała przyjaźnie w czarność rozrzucona
Lecz ludzie zajęci byli tym, co ziemskie
A ona wciąż jaśniała i gasła w gwiazd milionach
Niosła miłość
Lecz by kochać, zaufać trzeba
Niosła radość
A ludzie wołali: igrzysk i chleba!
Niosła pokój
A oni w proch obracali miasta
Niosła zachwyt
Lecz prędko się z niego wyrasta…
Niosła ciszę
A w ciszy niełatwo jest słyszeć
Niosła spełnienie
Lecz ludzie woleli posiadać…
Aż wreszcie skonała samotnie
Zmieszała z pyłem ziemi, wplotła w snów tkaninę
Rozpadła na drobiny jak łzy diamentowe
Każde źdźbło w sobie ma taką drobinę
Pamięta o niej tylko
Najdziwniejsza z dziwnych ballada…
Pytanie
Drę w strzępy gazety
Depczę z pasją książki
Wrzeszczę na przyjaciół
Niszczę telewizor
Wreszcie się przechylam
Przez otwarte okno
Jestem na krawędzi
I tylko patrzę...
Czy lepiej żyć w realnym świecie
Czy nie żyć wcale?
Po powrocie z Warszawy
Mój świat jest zielono – złocisto – błękitny
I nie obchodzi mnie wcale
Że tam biurowce
Że dynamiczny rozwój
Że miejsca pracy
Że cudzoziemcy
Że ulice szerokie
Moje miasto jest zielono – złocisto – błękitne
Takie jak lubię
I chociaż pewnie za małe
Za ciche
Za spokojne
Dla tych, co życie nawlekają jak koralik
Na sznury pędzących aut
Chociaż bez szans dla ambitnych
Tych, co wciąż – więcej, wyżej
Kocham je dziką
Irracjonalną miłością
Mój świat jest zielono – złocisto – błękitny
I takim chcę go znać
Już zawsze
Napiszę wiersz
Napiszę wiersz, jakiego jeszcze nie było
Wszystko w nim będzie grało, wszystko się mieniło
Napiszę wiersz całkiem zaczarowany
Wydumany, nadmuchany, rozedrgany
Rozświetlony jak ulice San Francisco
Romantyczny jak wieńczące szczyt zamczysko
Rozmarzony jak dziewczyna zakochana
Wesolutki tak jak świergot ptaków z rana
Tajemniczy jak Pandory sławna puszka
Wytęskniony jak urocza, dobra wróżka
Taki śliczny, że naprawdę być nie może –
− Nie wierzycie, że ja taki wiersz ułożę? −
Roztańczony jak najdziksze techno party
Nie za długi, nie za krótki – to nie żarty! −
Aż powstanie najwznioślejsza, cudna oda
Będę lepsza od Verlaine'a i Rimbouda*
Będzie magia, będzie bajka, będą pieśni górskich ech
Będą dziwy niesłychane, będzie elfów srebrny śmiech
Będzie słońce i ocean... a to pech!
Tak niewiele brakowało i znów nie!
Ta iskierka brakująca jak się zwie?
* Poeci francuscy z XIX w.
Dolina siedmiu dzwonów
W dolinie kwieciste dywany
I tysiącletnie są drzewa
A ja, biedaczyna kronikarz
O tej cudnej dolinie pieśń śpiewam