Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wiersze wyprowadzające język: z domu, w pole, w szwendanie. Wyganiające myśl w intensywność, niech polata bez smyczy. Gesty goszczące, nieulegające kwestiom. Za to kwestujące na bogato, skupujące uwagę z rozproszeń. Teksty z debiutanckiej książki Joanny Łępickiej wpadają w oko nieproszone i o posłuch nie proszą, a przecież kładą fundamenty pod nową mowę, stawiają ściany wielonośne i na mapie poetyckiej odznaczają się solidnym gmaszyskiem. To całkiem spory zamach jak na „zeszyt ćwiczeń”!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 24
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
różne rodzaje skrótów; ruchomy bohater; skrzące się, białe kości niewiedzy;wewnętrzne rozwiązanie
sarna wie, co to życie, ale nie ja,
tratwa wie, co to życie, ale nie ja,
choć słowa są słabe, biją na oślep
i ten tekst żyje sam (że byłem
zbyt łatwopalny,
za mało wierny,
po prostu skończony),
GPS wie, co to życie, ale nie ja,
pęknięcia, wgniecenia, bąbelki wody,
święto wychodzenia w dzień
i święto wychodzenia w nocy,
przez co IUD wie, co to życie, ale nie ja,
maj wie, co to życie, ale nie ja,
w ogrodzeniu widzianym w dzień
i w ogrodzeniu widzianym w nocy,
ZOO wie, co to życie, ale nie ja,
cios wie, co to życie, ale nie ja,
zrobiłam błędy na swojej klawiaturze,
teraz to poprawiam (bo byłam
zbyt łatwopalna,
za mało wierna,
po prostu skończona),
znalazłam się w praniu suszonym na słońcu,
dzień oddał mi się we znaki, zupełnie,
córka nosi nazwisko i dostawia blask!
teraz ja będę królem,
drugą stroną wyjścia:
to czarna ciecz, gar ziemi.
To nowe, gorsze drożdże.
Śmietnik to gwiazda i zwierzę, które szczeka
o linii Mołotowa, bunkrach, które nie były schronami,
o prawie bez treści, porzuconej twierdzy.
Nie było drew do budowy tratew, a trafiłeś na sieć.
Kości leżą w jeziorze. Ktoś je wyciąga, przerabia na pokarm.
Ten wątek jest wyjściem w noc koniecznym jak potok,
w którym topił się pies mojego ojca.
Spacerem wzdłuż siebie. Pochyła obłość torfowiska.
Wzdłuż brzegu kilka znaków, które uczy się mówić
o imieniu Cygan, jego czarnej sierści.
rozwinięta forma ognia
niespokojny rozbiłem obóz o ścianę,
oświecony stanąłem na dnie i poczułem śmiałość,
rzucałem zbutwiałą twarz wokół mojego osiedla,
odnajdywałem figury różnej wielkości i kochałem się w nich,
tkwiłem bez ruchu w rysunku drzewa,
znienawidziłem mosty przez rzeki,
wydobywałem z ziemi kapucynów,
rozpalałem kończyny stołu i pasłem się w nich,
kopałem taflę maku,
miałem zdanie,
zostałem wierzbą i zabiło mnie koło,
zostałem makiem. Sikałem na kwiat,
widziałem zad świata z końca teleskopowej pałki,
widziałem zad świata i kochałem się w nim,
rosłem, nienawidziłem rosnąć,
usypałem drwa na rybnym rynku,
łupiłem ziarno,
czułem mięso w zakamarkach ust,
czułem mięso w sobie,
ssałem obnażoną pierś, kwitnąc.
Polerowałem szyszynkę w lesie,
nie znałem granic,
odwiedziłem bar i tańczyłem z własną wolą,
kwiliłem z głową pełną piachu,
nie bałem się śmierci,
odnajdywałem figury i kochałem je, raz jeszcze,
roztaczałem zapach kwiatom,
liczyłem do trzech.
Sonet
Mało co sprawiło mi tyle przyjemności, co jesienny krzew jeżyn.
Romantyzm. Od kury sąsiada do jeżyn jest 37 kroków. Tyle dzieliło Rim-
bauda od śmierci. Haha, Stara, mówiłam ci, że jestem stara i nie
potrafię pośmiać się w wierszu. Omijając Syreny Lesbos, nie
wejdziesz tu. Mama. Nie chce umierać na raka. Smagam cię wiatrem.
Pytanie, czy w dniu wyborów postawiła więcej krzyżyków? Dlaczego
znów nie widać drogi? Los nie schodzi z drogi. Unde? Quando? Liście,
nie chce mi się kruszyć wersów. Znów lato kłamie jesieni, że nic nie
nadchodzi. We mnie panuje, musi jasno. Dlaczego zagryzłeś kurę,
Rimbaud? Czy była pierwsza? Łasiła się? Jak przyjemność? Jak
przemoc chronologii? W wierszu? Ile można znosić w wierszu?
Czy to kradzież? Kura zniknęła. Być może sąsiad ją zabrał.