Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Najlepsze świąteczne Love Story!
Piotr Zetter, biznesmen o kamiennym sercu, partner aspirującej influencerki, z którą związał się z wygody i wyrachowania, w przedświątecznym okresie zaczyna kwestionować swoje życiowe wybory.
Wracając do domu nowo nabytym samochodem ulega wypadkowi, na skutek którego traci pamięć. Znika jego dotychczasowe życie, roszczeniowa partnerka, biznesowe układy. W ich miejscu pojawia się szpital w środku nicości i młoda lekarka z wielkimi niegdyś ambicjami. Życie obojga zmienia się w romantyczną komedię, jednak nie da się wymazać przeszłości i zacząć egzystować w bajce. Szczególnie, że Marita Monroe nie jest kobietą, która pozwoli wyrwać sobie tak dobrze sytuowanego i świetnie wyglądającego na ściankach partnera…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 256
Copyright © Agata Suchocka
Copyright © Wydawnictwo Replika, 2023
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja
Magdalena Kawka
Korekta
Paulina Kawka
Projekt okładki
Iza Szewczyk
Skład i łamanie
Izabela Szewczyk-Martin
Na stronie 5 wykorzystano rysunek autorstwa Agaty Suchockiej
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Dariusz Nowacki
Wydanie elektroniczne 2023
eISBN 978-83-67867-40-5
Wydawnictwo Replika
ul. Szarotkowa 134, 60-175 Poznań
www.replika.eu
Zaczynacie właśnie lekturę mojej pierwszej zimowo-świątecznej powieści. Wszyscy wiemy,o co chodziw takich książkach, prawda? „Pani Agato, proszę nam napisać ciepłą, podnoszącą na duchu opowieść, jak się uda (tak, tak, wiemy, żew pani przypadku to może być trudne do osiągnięcia…) toz czymś, co przy dużej dozie dobrej woli nazwiemy happy endem”.
Hmm?
Nie chodzio drobiazgowy research, szczegółowe oddanie procedur,w tym przypadku medycznych czy policyjnych, nieo wycyzelowany świat przedstawiony, dlatego więc moi bohaterowie robią coś, ale nie wiadomo dokładnie co,a akcja dzieje się gdzieś, lecz nie wiadomo, gdzie.
Mamy tu jednak wszystko to, cow takich książkach najważniejsze: zimę, świętaw tle, emocje, ciepło, nadziejęi roziskrzoną światełkami (bądź zakopanąw zaspachw środku nicości…) atmosferę. Gdy intryga się zawiązuje, to już, już nam się wydaje, iż wiemy, jak to wszystko się skończy.
Czy aby na pewno…?
Czytajcie więci bawcie się dobrze, pamiętając, by zmienić opony na zimowe! ;)
Żałował, że nie poprosiło wymianę opon na zimowe. Komplet wieziew bagażniku, bezużyteczny,a przecież bardzo by się teraz przydały.
Samochód ślizgał się niebezpiecznie na pośniegowym błocie, bo zamieć, którą gonił jeszcze przed kwadransem, przeszław śniegz deszczem. Nic nie zapowiada białych mikołajków, więc dzieciaki będą niepocieszone. Nie żeby specjalnie przejmował się dobrostanem dzieci,w końcu za nimi nie przepadał, ale gruba warstwa śniegu sprawiała, że znikałyz pola widzeniai starsi mogli spokojnie porozmawiaćo interesach.
A bliźnięta jego biznesowego partnera zawsze zasuwały na wysokim biegui wysokim wolumenie. Do tego jego dom działał jak wielkie pudło rezonansowe, więc nawet jeśli bawiły się na antresoli, toi tak hałas przebijał się do gabinetu.
Powinni byli umówić sięw biurze, obojętnie czy jego, czy Damiana, ale jakoś tak wyszło. To tylko formalności, ostatnie podpisyi fuzja wejdziew życie. Nawet nie zaprosili prawników, bo obaj mieli już dosyć tych wielogodzinnych posiadówek rozbrzmiewających niezrozumiałym dla maluczkich żargonem.
A Damian wrazz rodziną za kilka godzin mają samolot na Seszele, Malediwy czy tam do innego Honolulu. Dobrze naoliwiona biznesowa machina mogła działać bez jednegoz szefów, który co roku wybywał do ciepłych krajów na cały grudzieńi wracał po sylwestrze,z akumulatorami naładowanymi na kolejny rok.
Piotr rzucił okiem na siedzenie pasażera, na którym leżały nabyte na stacji benzynowej maskotki dla córek Damiana. Nawet nie pamiętał, ile dziewczynki mają już lat. Trzy? Więcej, pięć.A może już siedem? Niezbyt wyszukany prezent, nie da się ukryć, ale Piotr pamiętał aż za dobrze, że im większe badziewie wręcza się dziecku, tym bardziej ono się cieszy.
Włączył wycieraczki na najszybsze zamiatanie szybyi pokręcił sięw fotelu. Jeszcze nie przywykł do nowego profilowania, mimo że jechał już trzecią godzinę. Powinien się zatrzymać, odpocząć, zjeść hot-doga czy chociaż wypić kawę, ale czas naglił. Noi GPS wyprowadził go na jakieś bezdroża, bo wybrał najkrótszą trasę, zamiast wygodniejszej przez drogi szybkiego ruchu. Chciał zaoszczędzić kilkadziesiąt kilometrówi autostradowy bilet.
Zaśmiał się pod nosem.
Stare nawyki jednak trudno wyplenić.
To przecież przez taką oszczędność się dorobił. Na początku kariery liczył każdy grosz, oglądał każdy banknot pod światło. Nie dojadał, odkładając na rozkręcenie interesu. Jeździł rowerem.
Mógł przecież wejść do salonui wskazać palcem nową furę, było go na to stać. Ale nie, znalazł ten sam modelz przejechaną jakąś setką kilometrówi dzięki temu wartością mniejsząo kilkadziesiąt tysięcy.
Kilka tysięcy odłożone tu, kilka tam,i pyk, jesteś milionerem! Tak mu powtarzał ojciec, któryw czasach ustrojowych przemian nie wzbogacił się ani na sprzedaży kożuchów, ani fajek, ani na cinkciarstwie. Piotrek obiecał sobie, że nie zostanie takim drobnym cwaniaczkiem, że dorobi się na czymś tak spektakularnym, iż „Forbes”wciągnie go na listę najbogatszych Polaków.
Rozmarzył się.
W jego wizje wdarł się sygnał przychodzącego połączenia. Właśniew chwili, kiedy miał sobie zwizualizować na tle białej drogi własną twarz na okładce.
Marita.
Zaklął pod nosem.
Kupując prezentyo niej nie pamiętał. Planował już jakiś czas temu wyskoczyć do jubilera, ale te niekończące się rozmowy biznesowe tak bardzo go wypompowywały, że za każdym razem, wracając do domu późną nocą, zapominał. O takich porachi tak wszystkie sklepy były zamknięte. Noi czy Marita naprawdę potrzebuje kolejnych kolczyków albo pierścionka?
Oj tak, pierścionka potrzebowała, zaręczynowego, ale on nie był jeszcze gotowy na taką deklarację. Szczególnie, że oczekiwała od niego nie tylko zaobrączkowania, alei założenia rodziny.A to na razie nie wchodziłow grę, przynajmniej do czasu znalezienia się na tej liście krezusów.
A do tego jeszcze trochę brakowało.
Odebrał połączenie.
– No gdzie ty jesteś, do cholery?
Subtelna jak zwykle.
W dupie! – miał ochotę odpowiedzieć, bo tak wyglądała okolica za szybą. Jak czarna dupa. Czy może biała, bo znowu zaczęło sypać śniegiem.
– Jadę już – rzucił zamiast tego, siląc się na neutralny ton. – Zajadę do Damiana, podpiszę, co trzebai wpadam do domu się przebrać.
– Jak nie zdążymy, to…
– Zdążymy! – wszedł jejw słowo. – Ja się uszykujęw kwadrans. To tobie zajmuje to kilka godzin, więc lepiej już się zabierz za makijaż!
– Makijaż przyjedzie do mnie! – oburzyła się, bo przecież od czasu, gdy wybuchła jej influencerska kariera, nie malowała się sama. Noi połowę makijażu miała wydziaraną na stałe na twarzy.
– No to idź robić kawę makijażystce, pamiętasz, co mówiąw branży? Nie bądź suką dla maluczkich!A ja zjadę do domu przed ósmąi akurat zdążymy na dywani ściankę.
Rozłączył się, nie czekając na odpowiedź.
Nie cierpiał tego celebryckiego pajacowiska, alei tak znosił dzielnie pozowanie na ściankachi pokazywanie kamiennej twarzy reporterskim sępom. Ostatnimi czasy jednak miał na to coraz mniejszą ochotę.
Marita wybiła się niedawno,a była już sporo po trzydziestce. Zajęty swoimi sprawami nie bardzo śledził, jak buduje markęw internecie, jak wdzięczy się do telefonu, zachwalając kolejny kosmetyk czy nikomu tak naprawdę niepotrzebny gadżet. Ani się obejrzał,a już ciągała go po jakichś galach, pokazach mody, konwentach dobroczynnychi innych spędach ludzi znanychz tego, że są znani, choć tego nie cierpiał. Twierdziła, że są power couplei muszą pokazywać się razem. Piotr wzruszał tylko ramionamii z kamienną twarzą wpatrywał sięw obiektywy paparazzich. Na zdjęciach robiło to osobliwie upiorne, alei intrygujące wrażenie.
Noi dziś musieli zdążyć na jakąś galę dobroczynną, na którejz pewnością stawi się całe stado modeleki influencerek, więci Marity Monroe nie może zabraknąć.
Naprawdę liczył na to, że jeśli kiedykolwiek dojdzie do ślubu, to ona przestanie się wydurniaći porzuci ten kretyński pseudonim.
Marita Zetter, przecież to dobrze brzmi. Dobrze by wyglądało na eleganckiej wizytówce, takiej jakz American Psycho. Tylko że on wcale nie czuł potrzeby, by się oświadczyć. Musi odpocząć. Od interesów, zgiełku stolicy, od niej. Wyobraził sobie, że Marita siedzi oboki swoim zwyczajem wtrąca sięw to, jak on prowadzi.
Spojrzał raz jeszcze na fotel pasażerai poczuł, jak niewidzialne palce zaciskają się na jego krtani.
Wizytówki! Neseser!
KURWA!
Zostawiłu tego Czecha wszystkie dokumenty! Aktówkęz papierami, portfelem, karty kredytowe, dowód, paszport!
Zawrócił gwałtownie na pustej, ciemnej szosie, usiłując użyć ręcznego, ale zapomniał, że to przecież automat. Auto wykręciło pirueti nawet napęd na cztery koła nie zapobiegł wpadnięciuw poślizg.
Gdy samochódw końcu się zatrzymał,o mało nie lądującw rowie, Piotr zaklął donośnie. Właściwie chyba kląłi darł się cały czas, ale tego nie słyszał, bo przed oczyma ze strachui wściekłości latały mu białe plamy.A może to śnieg, który znowu zaczął padać wielkimi płatami?
Oparł przedramiona na kierownicyi czoło na skrzyżowanych rękach. Serce waliło mu jak oszalałe.W tym wiekui przy tym poziomie stresuo zawał nietrudno.
Musi wrócić po neseser.I zadzwonić do Marityz informacją, że pójdzie na galę sama. Oraz do Damiana, że dziś niczego już nie zdążą podpisać.
No chyba że depnie na gaz. Albo zadzwoni do faceta od samochodui poprosi go, by wyjechał mu naprzeciwko. Spotkają się za godzinkę. Zdąży ze wszystkim, może przecież podjechaćz tymi papierami na lotnisko.
Wziął głęboki oddechi wyjechał na szosę. Jak długo stał na poboczu, usiłując się uspokoić, skoro szybę zdążyła przykryć warstwa śniegu?W świetle reflektorów jazda przez taką zamieć wyglądała jak wchodzeniew prędkość nadświetlną. Musiał łokciem zahaczyćo wajchę wycieraczek, bo nie chodziły.
Wcisnął gaz do dechyi włączył wycieraczki.
W snopach światła ukazał się wielki ciemny kształt na tyczkowatych nogach.
Piotr skręcił gwałtownie, po czym nadepnął na hamulec. Tyle że to nie był hamulec, bo automaty mają dwa pedały.
Nie wiadomo, kto zdziwił się bardziej: Piotr tym, że auto wyrwało do przodui uderzyłow drzewo, czy jeleń, że tuż przed jego nosem przemknęła jakaś warcząca bestia.
Zanim Piotr stracił przytomność, pomyślał jeszcze, że szkoda samochodu,w końcu był prawie nieśmigany.
Majestatyczne zwierzę spokojnie przekroczyło jezdnię, zostawiając za sobą wrak. Z głośników samochodowego radia dobiegły ostatnie dźwięki Driving home for Christmas, po czym wszystko ucichło.
Uśmiechnęła się po raz ostatni, pomachała wystudiowanym przed lustrem gestemi zeszła ze ścianki.
Co za dupek! Obiecał, że się nie spóźni! Musiała naprędce wymyślić jakąś historyjkęo nagłej niedyspozycji partnerai zapewnić, że Piotr Zetter wpłaci spory datek na fundację, żeby zrekompensować swoją nieobecność.
Violka Pas rzuciła jej kpiarskie spojrzenie, wieszając się sugestywnie na ramieniu młodszego faceta. To ich fotki pojawią się jako pierwszew plotkarskich portalach. Marita nie mogła zrekompensować braku przystojniaka przy swoim boku choćby głębokim dekoltem, bo wyszłaz założenia, że skoro to gala dobroczynna, to nie wypada świecić cyckami.
Chyba tylko ona jedna poczyniła takie założenie. Inne prawie nic na sobie nie miały, choć trwał środek zimy. Jej biała, długa suknia możei wyglądała elegancko, ale nic poza tym. Tę partyjkę przegrała.
Obwiniała za nieudany wieczór nieobecnego Piotra, choć przecież to nie on wybrał jej kreację. Miała jednak wrażenie, że gdy stała przy jego boku odstrzelona jak jakaś kuguarzyca, to cieszył sięi chełpił tylko przez chwilę,a potemw domu urządzał sceny zazdrości.
Nie wiedziała, dlaczego inwestujew związekz facetem, który mimo że przekroczył czterdziestkę, wciąż zachowuje się jak gówniarz. Może dlatego, iż zarabiał kupę szmalui przy nim miała pewność, że gdy jej czasw mediach przeminie, starczy jej na waciki, pazurkii wychowanie dziecka. Chyba czas przedstawić mu planz surogatką, no bo przecież Marita nie zamierzała pozwolić ciąży na nieodwracalne zdeformowanie ciała.
Teraz nie będzieo tym myśleć.
Może iść do toaletyi nieco pogłębić ten dekolt? Albo zrobić rozcięcie, żeby było widać udo? Trochę szkoda kiecki za siedem koła, ale przecieżi tak więcej jej nie założy.
W cekinowej kopertówce zawibrowała komórka.
Teraz mu nie nawrzuca, bo ze sceny rozlegał się taki łomot, żei tak nic by nie usłyszał. Jakaś nastoletnia gwiazdka wyginała się, śpiewającz playbacku. Jak jej tam było? Ach tak, Livonna. Nowe pokolenie nadchodzi, biegną już młodszei zgrabniejsze, by zająć jej miejsce. Może jednak zajdziew tę ciąże, wylansuje na nowo trend na późne macierzyństwo?A potem wypuści serię ubranek dla mamyi dzidzi. Desperacki krok, ale chyba nie miała do wyboru zbyt wielu innych ścieżek. Kobiety po czterdziestce stają się niewidzialne, choćby wlaływ siebie hektolitry botoksui osocza. Jeśli ktoś je po tym zauważy, to tylko po to, by sięz nich nabijać.A jej do czterdziestki brakuje już tylko czterech lat.
Marita żyław nieustannym rozdarciu pomiędzy starzeniem sięz godnościąi niestarzeniem się wcale. Ta pierwsza opcja niezbyt do niej przemawiała, bo przy tak ciemnych włosach siwizna wyglądała po prostu niechlujnie. Nie chciała iśćw ślady tej aktoreczki czy tamtej prezenterki, które obnosiły sięz siwizną, dopóki nie porobiły im się bruzdy na czole. Teraz wyglądają po prostu jak stare baby, co tu kryć. Maritęz tej drużyny na razie wykluczały świetne geny meksykańskiego ojca. Latynosi naprawdę wolniej się starzeją. Do tego dobry makijaż, najdroższe kosmetyki, krioterapiai może pociągnie jeszcze sezon czy dwa bez drastycznych ingerencji chirurgicznych, bez botoksui wypełniaczy. Usta ma naturalnie pełne, więc nie grozi jej zostanie „glonojadzicą”.
Westchnęła, wydobywając telefonz torebki. Rzuciła okiem na wyświetlacz.
Damian.
A ten czego chce? Była prawie pewna, że to przez niego Piotrek nie pojawił się na gali.
Jestz tobą Piotr?
Poczuła potrzebę zamrugania ze zdziwienia, jak postaćw kreskówce.
A nie ma goz tobą?
Nie. Mówił, że się spóźni?
Nie dość, że zazdrośnik, to jeszcze nieodpowiedzialny buc! Przecież mieli podpisywać dziś jakieś ważne papiery, finalizować jakieś ważne deale! To nie do wiary, że cały ten biznes nie sypie się Piotrowiw rękach.
Po chwili przyszła refleksja: nie sypie się, bow kwestiach biznesowych Piotr Zetter zawsze jest skrupulatny. Nie pozwoliłby sobie na jakiekolwiek zaniedbanie, przecież twierdził, że to przełomowy moment, jego droga na szczyti listę milionerów!
Poczuła ukłucie niepokoju.
Szyku już tego wieczoru nie zada, więc równie dobrze może wyjśći dowiedzieć się, co się, do cholery, stało.
Odebrała płaszczz szatnii zamówiła Ubera.
Co za wstyd, wracaćz gali taksówką!
Potem zadzwoniła do Piotra.
Nie odebrał.
Usiłowała zachować kamienną twarz, gdy podczas wsiadania do auta słyszała za plecami migawki aparatów. Dobrze, że wybrała droższą opcję,a nie rozklekotaną hondę prowadzoną przez jakiegoś Hindusa.
Doktor Balicka patrzyła na obandażowaną głowę pacjenta,a na jej twarzy nie malowała się żadna emocja.
Dla odmiany cały personel szpitala wykazywał najróżniejsze emocje, od ciekawości, przez podejrzliwość, aż po strach. Krążyły teorie spiskowei przypuszczenia, na weekendowym dyżurze wrzało jakw ulu, bo oczywiście salowa musiała wszystko wygadać innym pacjentom.W tym szpitalu nie istniało coś takiego, jak tajemnica lekarska,i podobnie jakw miasteczku – nikt nie mógł mieć żadnych tajemnic.
Nieznajomyz obandażowaną głową miał. Sam był jedną wielką tajemnicą.
Mężczyznę przywieziono nieprzytomnegoz obitymi żebramii zmasakrowaną twarzą. Niełatwo było wydobyć goz wraku auta, które okręciło się wokół drzewa. Na tym odcinku trasy często dochodziło do kolizji ze zwierzętami, ale tym razem żadne nie ucierpiało. Nieopodal,w świeżym rozmiękłym śniegu, policjanci natrafili na ślady jelenia.Z pewnością mężczyzna usiłował wyminąć zwierzę, wpadłw poślizgi zatrzymał się na drzewie.
Przyczyna wypadku była oczywistai to nie ona wzbudzała niezdrowe podnieceniew szpitalu. Sensacją było to, że we wraku nie znaleziono żadnego dowodu tożsamości ani niczego, co pomogłoby zidentyfikować kierowcę. Przednia tablica rejestracyjna uległa zniszczeniu, tylnej albo nie było wcale, albo na skutek uderzenia odleciała tak daleko, że policjanci jej nie odnaleźli.
Noi proszę, pomyślała doktor Balicka, oto pierwszyw jej karierze pacjent NN.
Ciekawe kim jest?
Udawała, że wcale się nie ekscytuje, ale była podniecona tak samo jak pielęgniarki czy salowe. Jako dyżurująca na izbie przyjęć musiała jednak zachować zimną krewi nie mogła pokazać personelowi, żei ją zżera ciekawość.
Przecież ten człowiek jest czyimś ojcem, mężem, bratem! Być może czeka na niego rodzina. Pewnie ktoś się niepokoi, zachodziw głowę, co mogło się stać, dlaczego nie wrócił do domu na czas.
Ekscytacja przerodziła sięw zażenowanie. Wypadek był poważny, pacjent jestw stanie ciężkim, to nie pora na wyobrażanie sobie, że żyje sięw telenoweli albow romantycznej komedii. Teraz najważniejsze jest utrzymanie tego człowieka przy życiu. Gdy się obudzi, sam im powie, kim jest.
A co jeśli nie powie?
Musiałz całej siły przywalić głowąw kierownicę, bo gdy go przywieźli, twarz wyglądała tak, jakby ktoś przyłożył mu patelnią. Za kilka godzin pojawi się chirurg szczękowy,a jak się uda toi chirurg plastyk, którzy wspólnie oszacują, czy po rekonstrukcji pacjentw ogóle będzie przypominał siebie sprzed wypadku. Nie można było czekać aż rany zaczną się goić, trzeba operować jak najszybciej, więc będą działać po omacku. Balicka miała nadzieję, że podejdą do zadania ambicjonalniei pozbierają to, co zostało po konfrontacjiz kierownicą,w zgrabną całość.
Zagalopowała się. Nie pojawią się żadni specjaliści, tylko Stefan, chirurg-ortopeda, któryw prywatnej klinice robi cyckii liposukcje. Oby okazał się dość kompetentny.
Dlaczego tak bardzo przejmuje się tym mężczyzną? Widywała już tutaj gorsze rzeczy, latające luzem kończyny, organy wewnętrzne na nie swoich miejscach, ale to właśnie tym razem los pacjenta, pewnie za sprawą tych tajemniczych okoliczności, tak bardzo trafił jej do serca.
Zrobiło się trochę jakw komedii romantycznej,a może raczej jakw kryminale.
A jeśli ten facet jest przestępcą? Może ukradł samochód, słyszało sięo takich sprawach,o luksusowych autach kradzionych na zamówienie. No bo niby dlaczego nie miał przy sobie żadnych dokumentów? Ona się nad nim użala,a to jakiś bandzior!
Ostatnimi czasy łatwo przychodziło jej ferowanie takich wyroków.
Była ewidentnie przemęczona, drugą dobę na nogach,a zdrzemnęła sięw tym czasie może ze dwa razy po kilka minut.W taką pogodę zawsze zwożą mnóstwo połamańców, tej nocy też zleciła już kilka prześwietleń,w paru przypadkach nadzorowała zakładanie gipsu, wykonała kilkadziesiąt telefonów do krewnych staruszek, które po prostu musiały iść do kościoła, nawet ryzykując połamanie po drodze wszystkich kończyn. Jak niedziela, to niedziela, nie ma zmiłuj, kociołw piekle już czeka na tych, którzy na święta nie umyją okien.
Zaśmiała sięw duchu. Nigdy nie była jakoś specjalnie religijna,a mycie okienw środku zimy zdawało się jej absurdem. Święta zbliżały się wielkimi krokami,a jej okna pozostaną nieumyte. Co tuw końcu świętować?I tak przesiedzi Boże Narodzenie samaw domu. Nawet choinki nie postawi, bo już się nauczyła, że przy kocie to bez sensu. Dwa lataz rzędu zbierała pozostałości drzewka po powrocie ze świątecznego dyżuru. Dobrze, że Gabriel nie zaplątał sięw lampkii nie udusił pod jej nieobecność.
Wolała pracować niż siedziećw pustym mieszkaniu, szczególnie przy okazji świąt. Brała dyżury, których nie chciał nikt inny. Nawet kot, przyzwyczajony już do tego, że prawiew ogóle nie ma jejw domu, przestał czekać. Tutaj przynajmniej jest komuś potrzebna, dbao ludzkie zdrowie, poprawia jakość życia,a czasem nawet je ratuje, tak jakw tym przypadku.
Na zdjęciach rentgenowskich nie było na szczęście widać poważniejszych obrażeń, nie doszło również do krwotoku wewnętrznego. Największym problemem tajemniczego pechowcaz lasu był złamany obojczyki wstrząs mózgu, więc profilaktycznie utrzymywano gow stanie śpiączki farmakologicznej.
Odwiesiła kartę na ramę łóżka, przez moment patrzyła na monitorz parametrami życiowymi, po czym wyszłaz sali intensywnej terapii.
Postanowiła, że poczeka na przybycie chirurga, który przejmie dyżuri pacjenta,a ona pojedzie do domui przestanie wyobrażać sobie niestworzone historie. Przede wszystkim musiała się wyspać, by kolejną sprawą dla policji nie stał się jej lekarski błąd.
Ciąg dalszy w wersji pełnej