Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Niektóre wydarzenia w życiu człowieka zostawiają ślad na długie lata. Niektóre, zmieniają je na zawsze. Tak właśnie zadziałała umowa zawarta przez Olę i Marcela.
Życie Oli wywróciło się do góry nogami, ponieważ pokazał się w nim Olek. Natomiast perfekcyjny świat Marcela runął w przepaść.
Czy ponowne spotkanie tych dwojga wywoła kolejną rewolucję? Ściągnie im na głowy poważne kłopoty, czy pozwoli spokojnie cieszyć się życiem?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 333
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Aleksandra
Leżeli w łóżku i patrzyli na siebie. Westchnęła ciężko, co wywołało u niego wybuch śmiechu. Kolor oczu, usta, podbródek i nawet gatunek włosów. Jej syn stanowił idealne odwzorowanie swojego ojca. No cóż, będzie w przyszłości przystojnym mężczyzną.
– Wstajemy na śniadanko? – zapytała, uśmiechając się ciepło.
– Am! – potwierdził poważnie Aleksander i podniósł się.
Wzięła małego człowieka na ręce i zeszła do kuchni. Spojrzała na ścienny zegar, który wskazywał siódmą rano. Nastawiła ekspres, po czym wyjęła mleko z lodówki.
– Am! – dobiegło z wysokiego krzesełka przy blacie wyspy.
– Chwileczkę, panie głodomorze! Podgrzejemy mleko i zaraz będziesz jadł.
Postawiła garnuszek na płycie grzewczej i podała synowi łyżeczkę. Cały proces tworzenia kaszki z bananami Olek ubarwił głośnymi okrzykami „Am! Am! Am!”. Nic na świecie nie było dla niego ważniejsze od jedzenia. Usiadła z kawą i przyglądała się, jak z niegasnącym apetytem wcina posiłek. Nie przeszkadzało jej, że będzie sprzątała krzesełko, blat i myła usmarowanego do granic możliwości Olka, zanim pojadą do żłobka.
Wypiła już połowę porannej porcji kawy, kiedy usłyszeli trzask drzwi wejściowych, a zaraz później pojawiła się w kuchni wysoka i uśmiechnięta postać Pawła.
– Wuja, am! – przywitał się od razu Olek i machnął łyżeczką pełną kaszki.
– No pięknie – skwitowała Ola, ścierając z siebie śniadaniowy przysmak syna.
Paweł, śmiejąc się, postawił na blacie torbę z zakupami i ucałował Olę, a później potarmosił włoski chłopca.
– Idź się umyj i przygotuj do pracy. Zrobię ci śniadanie i przypilnuję tego głodomorka.
– Wystarczy, że go przypilnujesz, śniadaniem się nie kłopocz. – Uśmiechnęła się.
– Mowy nie ma – odpowiedział, wyjmując chleb tostowy i jajka. – Zjesz śniadanie albo nie wypuszczę cię z domu.
Uśmiechnęła się tylko i poszła na piętro. Była wdzięczna Pawłowi za te poranki ze świeżym pieczywem i czasem na spokojną krzątaninę wokół własnego wyglądu.
Kiedy po szybkim prysznicu kończyła ubieranie, usłyszała głośny śmiech Olka oraz stukot butów Pawła po schodach. Wyszła z garderoby i spojrzała na nich, dopinając ostatni guzik.
– Cholera, zdążyłaś. – Skrzywił się zabawnie Paweł, patrząc na już zapiętą bluzkę. Ola spojrzała na niego z politowaniem i wyciągnęła ręce po syna, ale go nie oddał. Puścił malca, a ten pobiegł do garderoby. – Ubiorę Olka, masz śniadanie na stole.
– Nie rozumiem, po co tak się wysilasz? Przecież masz własne dzieci. To im powinieneś poświęcać czas.
– Rozumiesz – stwierdził, a jego mina przestała wyrażać jakakolwiek wesołość. – W końcu o nim zapomnisz i będziemy szczęśliwi.
– Paweł, ile razy mam ci powtarzać, że nie chodzi o niego, tylko o mnie. On już dawno nic dla mnie nie znaczy. Jest jedynie zwykłym wspomnieniem.
– Więc tłumacz sobie, że robię to dla Olka. – Uśmiechnął się ciepło i przygarnął ją do siebie.
Oparła głowę o jego pierś i też go objęła. Często tak robili i czasem musiała mu przypomnieć, żeby ją puścił. Tak jak i dzisiaj.
– Pawełku, nie zdążę przez ciebie do pracy.
– Dostanę buziaka, to cię puszczę.
Zaśmiała się, spełniła prośbę i poszła do kuchni. Na widok tostów z jajecznicą poczuła, jak wcześniej wypita kawa podchodzi jej do gardła. Zmusiła się, żeby usiąść i wepchnąć w siebie chociaż połowę porcji. Nie chciała robić Pawłowi przykrości.
Od pogrzebu Ludmiły minęło ponad dwa i pół roku, a ona na samo wspomnienie tamtego dnia i koszmarnej chwili w gabinecie babci drętwiała. W tym przypadku czas nie leczył rany, nie pozwalał zatrzeć wspomnienia tonu głosu Marcela, kiedy rzucał oskarżeniem, że zaszła w ciążę specjalnie. Każde spojrzenie na Olka budziło demona. Nie pozwalało zapomnieć, otrząsnąć się z przeszłości. Paweł rzadko wspominał o Marcelu, ponieważ wiedział, że to zawsze psuło Oli nastrój. Po cholerę dzisiaj to powiedział? Spojrzała na schody, wstała i szybko zrzuciła połowę porcji do kosza. Resztę rozgrzebała na talerzu, próbując cokolwiek zjeść. Ale raz ruszona lawina myśli o ojcu dziecka poleciała bez jej zgody. Czy kiedyś wygoni go z serca? Pozwoli sobie na ułożenie życia bez cienia Marcela? Miała świadomość, że będzie to długi i bolesny proces, ponieważ Marcel okazał się największą i jedyną miłością jej życia. Na razie nie była gotowa zmierzyć się z wciąż mocno zakotwiczonym w jej sercu uczuciem.
Gdyby była mądrzejsza, dawno związałaby się z Pawłem. Raz w życiu wzięła ślub z miłości, drugi jej ślub był dobrym interesem, może trzeci należało wziąć z rozsądku? Powoli zaczynała brać pod uwagę taką możliwość, nawet nieźle jej szło akceptowanie Pawła w każdym aspekcie swojego życia. Ale zawsze porównywała go do Marcela, nie mogła się tego pozbyć i chyba tylko to jeszcze ją powstrzymywało przed powzięciem ostatecznej decyzji. Nie miała nadziei, że Marcel wróci. Wzmianki medialne o jego poczynaniach mówiły jasno, że świetnie się bawił, choć przez ostatnie kilka miesięcy zniknął z mediów. Nie mogła znaleźć o nim jakiejkolwiek informacji oprócz tej, że niedawno wydał kolejną książkę.
Po wyjeździe ze Stegny tamtego feralnego dnia całkowicie zerwała kontakt z Marcelem, Eweliną i wszystkimi znajomymi. Nie odpowiadała na telefony Eweliny tak długo, aż ta przestała dzwonić. Nie chciała, żeby dowiedziała się o dziecku, którego Marcel nie życzył sobie w swoim życiu.
Marcel... Na rozprawę rozwodową nie poszła. W jej imieniu wystąpił adwokat wskazany przez Maćka i po dwóch miesiącach od wydarzeń w Stegnie była wolna. Maciek powiedział jej, że może zawsze liczyć na jego pomoc. Podziękowała, ale nigdy nie skorzystała.
Jedyną osobą, która dowiedziała się, że jest w ciąży, był właśnie Paweł. Nie odbierała od niego telefonów, tak jak od Eweliny, ale nie odpuścił i po kilku miesiącach przyszedł do zakładu. Wściekł się na Marcela, że zostawił ją w ciąży i chciał od razu do niego jechać, żeby mu nakłaść za to po mordzie. Ola przez dwie godziny prosiła go, żeby tego nie robił. W końcu ochłonął i porozmawiał z nią szczerze. Powiedział wtedy, że Marcel wyprowadził się do Warszawy i nie przyjeżdża do Gdańska. Czasem rozmawiają przez telefon, ale spotykają się rzadko.
Paweł nie pozwolił się spławić i bardzo jej pomógł w pierwszych tygodniach po urodzeniu Olka. Teraz też często przychodził rano ze świeżym pieczywem i pomagał jej tak jak dzisiaj. Olek przepadał za Pawłem i jego dzieciakami. Ona zresztą też polubiła tę trójkę grzecznych i ułożonych młodych ludzi. Najstarszy, Kacper, studiował we Wrocławiu, młodszy, Piotr, chodził do trzeciej klasy liceum, a najmłodsza Alinka kończyła podstawówkę. Alinka, chyba pod jej wpływem, postanowiła iść do technikum fryzjerskiego i chciała pracować u Oli w zakładzie. Podniosła głowę, zerkając na schody. Musiała przyznać, że zarówno ona, jak i Olek, bardzo zżyli się z rodziną Pawła. Wiele niedziel i prawie każde święta spędzali razem.
Dobrze jej było z Pawłem. Łączyła ich mocna przyjaźń. Jednak Ola nie mogła się zmusić do czegoś więcej. Mężczyzna kilkukrotnie prosił ją, żeby za niego wyszła. Konsekwentnie odmawiała. Paweł nie naciskał, nie zmuszał i nie ponaglał. Cierpliwie czekał, aż zmieni zdanie i jednak przyjmie oświadczyny. A ona nie była w stanie się przełamać.
– Mama!
Z zamyślenia wyrwał ją głos Olka. Wstała od stołu i odebrała ubranego do wyjścia malca z rąk Pawła.
– Dlaczego nie zjadłaś? – zapytał z przyganą w głosie.
– Nie jestem w stanie zjeść kilograma jajecznicy i czterech tostów. Było pyszne, tylko z ilością przesadziłeś. Obiecuję, że dojem na obiad. Pawełku, dziękuję za śniadanie. I za Olka.
Uśmiechnęła się, postawiła syna na podłodze i zabrała się za wkładanie kurtki i butów.
– Do której będziesz w pracy?
– Do piętnastej. Odbiorę Olka.
– Mam dzisiaj wolne, więc gdybyś chciała...
– Poradzę sobie, dziękuję.
Wyszli przed dom, pożegnali się i Ola odwiozła syna do żłobka.
W pracy znalazła się trochę przed dziewiątą, ale już od ósmej panował spory ruch. Zakład szedł dobrze. Zatrudniała sześć fryzjerek i prawie taką samą liczbę obsługi dodatkowej. Ona, ze względu na dziecko, ograniczyła się do sześciu, siedmiu godzin dziennie.
W pracy nie przyznała się do ślubu i o dziwo ten fakt nigdzie nie wypłynął w mediach. A kiedy Mirka w końcu zauważyła, że Ola spodziewa się dziecka, powiedziała jej, że rozstali się z Marcelem z tego właśnie powodu i tyle. Pawła Mirka nie znosiła i wcale się z tym nie kryła.
– Dostawca porannych bułek zaszczycił cię dzisiaj wizytą? – zapytała na dzień dobry tonem ociekającym sarkazmem.
– Był. – Ola uśmiechnęła się, przyzwyczajona do takich tekstów. Nie miała siły walczyć z niechęcią przyjaciółki, która z czasem zaczęła ją bawić. – Dostałam ciepłe śniadanko i czas na prysznic.
– Plecki ci dobrze wydrapał szczoteczką z nocnego przepocenia?
– Przestań się nad nim znęcać. Chce dobrze.
Mina Mirki powiedziała Oli bardzo dosadnie, co myśli o dobrych chęciach jej przyjaciela.
– Jutro nie pracujesz, pamiętasz? – przypomniała jej, zmieniając temat.
– Dobrze, że mi o tym powiedziałaś. Nie potrafię się przyzwyczaić, że jedną sobotę w miesiącu mam niepracującą.
– Po dziesięciu latach przywykniesz – skwitowała. – Trzymaj grafik.
Ola odebrała kartkę i studiowała rozpiskę. Po chwili Mirka znów się odezwała:
– Czytałam ostatnią książkę Brauna. Fajnie mu wyszła.
– Super, będzie miał więcej kasy – mruknęła niby obojętnie, nie odrywając wzroku od kartki, ale w momencie przestała rozróżniać literki.
– Ola, mały ma już dwa lata. Może powinnaś...
– Nie – warknęła i poszła na dział męski.
Marcel
Wziął gorący prysznic, a teraz ochlapał twarz i kark zimną wodą przy umywalce. Spojrzał w lustro. To, co w nim zobaczył, wywołało skrzywienie ust. Sięgnął po ręcznik, wytarł mokre włosy, po czym wyszedł z łazienki. W kuchni nastawił ekspres i spojrzał na telefon. Nieodebrane połączenie od wydawcy, kolejne od Maćka. Najpierw oddzwonił do Dominika. Rozmawiali krótko i konkretnie na temat spotkań autorskich w styczniu i kilku ważnych umów. Później zadzwonił do Maćka.
– Cześć, stary, co tam? – przywitał się z prawnikiem.
– Cześć. Najemca twojego mieszkania zrezygnował. Mam je skierować do agencji i wynająć czy wracasz z banicji?
Już miał powiedzieć, że ma wynająć, ale coś go tknęło. Wyjął dzbanek z ekspresu i nalał pełen kubek kawy.
– Nawet dobrze się złożyło, nic nie rób. Muszę przyjechać na dłużej do Gdańska. Dominik chce przenegocjować umowy. Trochę mnie to martwi, bo jakoś się dziwnie zachowywał. Nie wiem, czy nie będzie chciał ze mnie zrezygnować.
– Przecież to żaden problem, każde inne wydawnictwo przyjmie cię z otwartymi ramionami, jeżeli Dominik przedstawi niedorzeczne żądania.
– Problem w tym, że nie chcę zmian i raczej ze wszystkim pójdę mu na rękę. Za dużo facetowi zawdzięczam, szczególnie po tym ostatnim wyskoku.
– Masz rację. – Usłyszał ciężkie westchnięcie prawnika. – Bez Dominika byłbyś teraz w niezłej dupie.
– Nawet mi nie przypominaj. – Skrzywił się na wspomnienie czasu spędzonego w klinice w Szwajcarii. – Przyjadę do Gdańska i zobaczymy, co jest grane. Zadzwoń do niego i ustal, jakie zmiany chce wprowadzić w umowy.
– Świetnie, będziemy mieli czas na flaszkę. Kiedy się pojawisz?
– Chyba nawet dzisiaj wsiądę w samochód i przyjadę.
– Już ci oddali prawo jazdy? – zakpił Maciek, na co Marcel wyraźnie prychnął. – Spokojnie, zajmę się umowami.
– Zarezerwuj sobie czas na flaszkę jutro, okej?
– Doskonały pomysł, pod warunkiem, że ty ograniczysz się do dwóch kieliszków. To na razie.
– Cześć.
Odłożył telefon i postanowił ruszyć od razu. Nie miał żadnych planów, więc pojedzie, wyśpi się i zaaklimatyzuje w swoim starym mieszkaniu. Może odwiedzi Ewelinę?
Ubrał się, spakował walizkę i związał włosy w kucyk. Po wielu próbach strzyżenia u innych niż Ola fryzjerek dał sobie spokój. Żadna nie potrafiła tak perfekcyjnie poradzić sobie z jego niesfornymi włosami i dlatego je zapuścił. Tak jak i brodę. Niezbyt długą, pasującą do spiętych włosów.
Ola... Westchnął na jej wspomnienie. Mimo upływu czasu tęsknił za nią. Za głosem, uśmiechem, błyskiem złości w oczach, kiedy wyprowadzał ją z równowagi. Kto wie, jak potoczyłyby się ich losy, gdyby nie wywinęła mu tak parszywego numeru. Wiedział od Pawła, że wychowuje to dziecko, podobno chłopak. Kiedyś poprosił przyjaciela o zdjęcie małego, ale odmówił. Powiedział mu, że jeżeli chce zobaczyć własnego syna, niech się pofatyguje osobiście. Od pewnego czasu coraz częściej myślał o tym malcu. Dlaczego? Nie miał pojęcia. Może terapia tak zadziałała? Chciał Olę samą, nie w pakiecie z dzieckiem. Ale ona wolała tego smarkacza zamiast niego. Nie zmieniło jednak faktu, że kiedy wrócił ze Szwajcarii, mijając matki z małymi dziećmi, łapał się na wyobrażaniu, jakby to było spacerować z własnym synem. Czy malec wzbudziłby w nim inne uczucia, niż zauważał u siebie w stosunku do obcych dzieci? Czym niby miały się one różnić? Dzieciak to dzieciak, wszystkie się brudzą, wszystkie wrzeszczą i są zdecydowanie zbyt absorbujące. A jednak ta sprawa coraz bardziej go nurtowała. Chyba zaczynał chcieć spojrzeć temu chłopcu w oczy.
Zamknął drzwi i poszedł do samochodu. Spojrzał na zegarek i stwierdził, że powinien dojechać na miejsce o piętnastej. Wrzucił walizkę do bagażnika, po czym ruszył.
Mijając drogowskaz na Gdańsk, znowu zaczął myśleć o Oli. Może spotka ją przypadkiem, a może po prostu zadzwoni i zaprosi na kawę? Na razie bez dzieciaka. Tylko ona. Przyjdzie do niego po pracy i... Zacisnął ręce na kierownicy. Myśl o jej nagim ciele zburzyła mu krew. Minęło tyle czasu, a on nadal nie potrafił pozbyć się opętania na jej punkcie. Żadna kobieta mu nie smakowała, żadna nie wzbudzała takiego pożądania jak ona.
Na początku próbował żyć jak dawniej. Zaliczać chętne panienki po spotkaniach autorskich, chodzić na imprezy i zachowywać się jak pan świata. Przez pierwsze kilka miesięcy nawet działało. Cieszył się zwycięstwem nad matką. Zaraz po śmierci Ludmiły zagroziła procesem o podział majątku, ale nasłał na nią Maćka, który ją skutecznie uciszył. Z Eweliną nie utrzymywał żadnych kontaktów. Nie widział w tym sensu. Nie była mu do niczego potrzebna. Próbował związać się z kilkoma kobietami, ale już po paru dniach zaczynały go nudzić, a najdalej po miesiącu drażnić do tego stopnia, że miał ochotę zostać mordercą. Nic z tych wyczynów nie dostało się do mediów, ale kosztowało go to sporo gotówki. W końcu dał sobie spokój. Żadna nie miała nawet procenta tego czaru, którego pod dostatkiem miała jego Ola. Jego... Zawsze tak o niej myślał. Zawsze już będzie jego Olą, największą niespodzianką i największą porażką w życiu. Pokręcił głową, marszcząc brwi. Czy już nigdy nie wyleczy się z tej kobiety?
W przydrożnej sieciówce kupił kawę. Dziewczyna, która wydała mu napój, rozpoznała go i poprosiła o autograf. Podpisał jej papierowy kubek, czym wywołał pisk radości. Uśmiechnął się. Dwa lata nie wydał żadnej książki, praktycznie zniknął z mediów, a i tak jeszcze zdarzało mu się wzbudzać emocje. Ruszył w dalszą drogę.
Później przyszedł w jego życiu długi czas załamania, przede wszystkim pisarskiego, hektolitrów wódki i separacji od ludzi. Zaszył się w wynajętym domu pod Warszawą i doprowadził do całkowitego dna, które zwieńczył spowodowaniem wypadku po pijaku. Na szczęście nic się nikomu nie stało i to znów za sprawą pieniędzy i pomocy Dominika, który wyciszył sprawę praktycznie do zera. Później była klinika, terapia i powrót do żywych, co zajęło mu pół roku. Pozbierał się, przełamał impas i zaczął pisać. Wydał kolejną książkę i wziął się za kontynuację tak dobrze przyjętego kryminału, do którego powstania przyczyniła się Ola. Powoli wracał dawny Marcel, ale ciągle nie mógł sobie wytłumaczyć, dlaczego tak zareagował. Dążył do tego, żeby nie wiązać się z Olą. Nie chciał małżeństwa, stałego związku, a w szczególności dzieci. Czyżby zagłuszał w ten sposób rosnące poczucie winy, że zostawił ją całkiem samą z problemem? A może odwrotnie, wyładował wściekłość, że uknuła sprytny plan usidlenia go i wmanewrowania w dziecko? Im dłużej o tym myślał, tym bardziej wszystko gmatwało mu się w głowie.
Na takich rozmyślaniach droga minęła szybko, więc już przed piętnastą był w Gdańsku. Wszedł do mieszkania i rozejrzał się. Prawie nic się tutaj nie zmieniło i nagle poczuł, że jest na swoim miejscu. Tego mieszkania brakowało mu jak powietrza. Kochał je. Położył walizkę w sypialni i zdjął kurtkę. Wszedł do kuchni i zorientował się, że nie zrobił zakupów. Lodówka i szafki były kompletnie puste po wyprowadzce lokatorów. Westchnął, założył na powrót kurtkę, po czym poszedł do mieszczących się kilka domów dalej delikatesów.
Po drodze minął zakład Oli i zobaczył samochód, który kupił jej wraz z domem. Była w pracy. Zerknął w witryny, ale nie zauważył jej wewnątrz.
W delikatesach kupił tylko kilka niezbędnych rzeczy. Przede wszystkim kawę i mleko. Wracał z pełną reklamówką w objęciach, zastanawiając się, czy może nie wejść jednak do zakładu. Tak tylko, żeby się przywitać i chociaż ją usłyszeć. Może umówić się na strzyżenie? I kiedy już miał postanowienie wprowadzić w czyn, zobaczył, jak kobieta wychodzi z zakładu i grzebie w torebce. Poznał tę torebkę. Była to pierwsza droga rzecz, jaką kupiła za pieniądze podarowane jej przez Ludmiłę. Uśmiechnął się odruchowo. Ola założyła kosmyk włosów za ucho i zatrzymała w połowie drogi pomiędzy drzwiami zakładu a samochodem. Nie zauważyła go.
– Dzień dobry, Olu – powiedział, kiedy znalazł się dwa kroki od niej.
Uniosła głowę i przez moment patrzyła zdziwiona, jakby szybko szukała w pamięci, skąd go zna. Nie zmieniła się kompletnie. Może miała dłuższe włosy. Przypomniał sobie identyczną scenę sprzed lat. Ale teraz nie zareagowała jak wtedy. Jej twarz pobladła, a ręce zadrżały.
– Marcel... – szepnęła.
– Wróciłem na trochę do Gdańska. Masz czas na kawę?
Wyprostowała się i spojrzała pewniej. Zobaczył, jak na moment zacisnęła szczęki.
– Nigdy już nie będę miała czasu na kawę z tobą. Żegnam.
Odwróciła się i wsiadła do samochodu. Odjechała, a on stał na chodniku i gapił się na odjeżdżające auto. Takiej reakcji się nie spodziewał. Po chwili ruszył dalej. Rozumiał jej pretensje, że nie chciał tego dziecka. Owszem, powiedział w złości, że nie chce jej więcej widzieć. Ale to przecież, do jasnej cholery, była jej wina! To ona zaszła w ciążę, nie pytając, czy on też tego chce. Przecież teraz wyciągnął rękę na zgodę, a ona potraktowała go jak gówno na bucie. Wkurzony wszedł do mieszkania i od razu zadzwonił do Maćka.
– Może masz ochotę na flaszkę już dzisiaj? – zapytał, kiedy prawnik odebrał telefon.
– Co ci tak psychikę zdenerwowało?
– Raczej kto? – sarknął i nieoczekiwanie usłyszał śmiech. – Przyjdziesz?
– A masz flaszkę?
– O, kurwa. – Zorientował się, że nie ma.
– To przyniosę. Zamów coś do jedzenia.
– Dzięki.
Godzinę później siedzieli przy stole zastawionym jedzeniem z chińskiej restauracji i butelką wódki.
– Jestem zdumiony, że dziwi cię jej reakcja – zaczął Maciek, kiedy Marcel powiedział mu, co się stało. – Zostawiłeś ją w ciąży, w dodatku samą jak palec. Fakt, z pokaźnym majątkiem, ale jednak samą. Wiedziałeś, że nie ma ani rodziców, ani nawet rodzeństwa, żeby miała jakiekolwiek wsparcie.
– Dostała bańkę na konto, mogła sobie wynająć pomoc – warknął.
– Nawet nie dotknęła tych pieniędzy. Kazała mi utworzyć z nich fundusz powierniczy dla Olka.
– Nie żartuj, to z czego ona żyje?
– Przecież ma zakład i ciężko pracuje. Rozwinęła go, pilnuje, żeby dobrze prosperował. Po miesiącu od urodzeniu Olka wróciła do pracy. Poradziła sobie ze wszystkim genialnie.
– No to nie rozumiem, dlaczego ma do mnie pretensje?
Maciek patrzył na niego przez moment z mocno wymalowanym niedowierzaniem.
– Poważnie jesteś takim idiotą? – zapytał. – Zdajesz sobie sprawę, ile niemowlak niesie ze sobą obowiązków, trosk i nieprzespanych nocy?
– Nie – przyznał, krzywiąc się. – Nie miałem wątpliwej przyjemności zaznajomienia się z problemem.
– To szkoda, bo może zrozumiałbyś, przez co przeszła. Na szczęście Paweł zorientował się w porę, że Ola jest w ciąży i pomógł jej. Znalazł odpowiednią opiekunkę, później żłobek, spędzał z nią i małym dużo czasu.
Marcel zagryzł zęby i pokręcił kieliszkiem. Nagle świadomość, że jego najlepszy przyjaciel mógł dotykać Oli i jego syna obudziła w nim niepohamowany napad wściekłości.
– Samarytanin pierdolony. Wiesz, czy oni...
– Nie zdziwiłbym się – dowalił mu. – Pewności nie mam, bo Paweł nie rusza tego tematu, a ja taktownie nie pytam. Ale przecież Ola i Olek cię absolutnie nie obchodzą, więc chyba nie powinno ci to robić różnicy, prawda?
Kieliszek Marcela poleciał przez długość jadalni i skończył kruchy żywot na kuchennych szafkach. Maciek tylko pokiwał głową.
– Gdyby to była prawda – podjął prawnik – nie zareagowałbyś w ten sposób teraz i nie zalałbyś pały tak skutecznie rok temu. Nie wiem, dlaczego sam sobie robisz na złość. Idź do niej, poznaj własne dziecko i chociaż spróbuj wybłagać przebaczenie.
– Nie chcę mieć dziecka, tylko ją! Nie rozumiesz?
– Marcel, debilu, ty MASZ dziecko i tego nie zmienisz. Jeżeli chcesz odzyskać Olę, musisz się z tym faktem pogodzić i zaakceptować małego. – Odwrócił na moment głowę i zacisnął usta w wąską kreskę. – W jednym przyznam ci rację. Naprawdę cię nie rozumiem. Przecież dziecko to najcenniejszy dar, jaki można dostać od życia. Nam walka o własne dzieci zajęła pięć lat i pochłonęła niewiarygodne ilości pieniędzy, a ty otrzymałeś syna od losu w prezencie i go nie chcesz. Przecież to cząstka ciebie, przedłużenie twojego życia. Jak możesz nie chcieć patrzeć, jak on rośnie, uczy się wszystkiego, jak kocha cię miłością bezgraniczną. Dlaczego pozbawiasz się przeżycia najfajniejszej przygody w swoim życiu? W imię czego to sobie robisz? Kilku pijackich imprez i łojenia panienek w każdym rozmiarze i kolorze? To jest dla ciebie ważniejsze niż kochająca cię, cudowna kobieta i wspaniały syn?
Marcel położył łokcie na blacie i zakrył twarz rękami. Powoli dochodziło do niego, że w głębi duszy musi przyznać Maćkowi rację. Po wydarzeniach z Olą nie potrafił się odnaleźć w dawnym sposobie życia. Coraz więcej myślał o synu i jego matce.
– Problem w tym, że ona mnie chyba nie kocha – mruknął.
– Gdyby tak było, dawno wyszłaby za Pawła. Od początku mówiłem ci, że robisz błąd. Skoro wszystko tak koncertowo spierdoliłeś, teraz chociaż postaraj się to naprawić.
Usłyszeli dzwonek do drzwi. Maciek się uśmiechnął, a Marcel zdziwił, kiedy w mieszkaniu pokazał się Paweł z litrową wódką w ręce. Zlustrował stół i uniósł brwi.
– Marcel, nie masz kieliszka? – zapytał z jawną kpiną w głosie. – Czyżbyś został abstynentem?
– Rozpierdolił kieliszek o meble – odpowiedział mu Maciek. – Taki ma dobry humor po spotkaniu z Olą.
– Już się z nią widziałeś?
– A co? Masz monopol na widywanie matki mojego syna? – warknął na przywitanie Marcel, ale wstał i uściskał przyjaciela.
– No wiesz, na razie z nas dwóch woli oglądać mnie. – Zaśmiał się i usiadł, a Marcel poszedł po kieliszki. – Wróciłeś, żeby w końcu zmienić ten stan rzeczy?
– A jest to jeszcze możliwe? – zapytał Marcel, stawiając przed Pawłem kieliszek. – Masz informacje z pierwszej ręki, więc powiedz mi prawdę.
– Po takim popisie głupoty, jaki dałeś, będzie ci ciężko. Nie mówi o tobie nigdy, a kiedy zaczynam temat, natychmiast go ucina. Raz tylko zapytała, gdzie mieszkasz, więc odpowiedziałem, że przeniosłeś się do Warszawy. Nawet dzisiaj rano...
– Co robiłeś u niej rano? – wpadł mu w słowo Marcel.
– Przywiozłem pieczywo i pomogłem z Olkiem. Często tak robię. Spokojnie, Marcelku, ona mnie na razie nie chce. – Zmarszczył brwi. – Chyba ma jakiś uraz do facetów, nie uważasz? Ale naprawdę ciężko pracuję nad przełamaniem tej niechęci.
Maciek parsknął śmiechem, a Marcel rozlał kolejkę.
– Zawsze była z ciebie złośliwa kurwa – mruknął i podniósł kieliszek.
– Zasłużyłeś, to się nie burz. – Paweł odbił piłeczkę i wypili. – Odpowiesz mi na pytanie?
Marcel westchnął ciężko i postukał kieliszkiem o blat.
– Coś mnie tu przygnało. Nie jestem pewien, czy tęsknota za miastem czy jednak za nią. Jedno wiem na pewno. Warszawa to nie moje miejsce, a panienki i imprezki po doświadczeniach z Olą straciły smak chyba już nieodwołalnie. Teraz Maciek uświadomił mi kilka istotnych rzeczy i dał do myślenia. Problem w tym, że nie wiem, czy chcę w życiu akurat Oli i dzieciaka...