Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ola jest zdolną fryzjerką i prowadzi własny salon fryzur, Marcel to sławny pisarz i… niepoprawny kobieciarz. Spotkanie tych dwojga i zawarty przez nich niezwykły pakt spowodują prawdziwe trzęsienie ziemi w życiu każdego z nich. Okazuje się bowiem, że nie wszystko można zaplanować, zwłaszcza gdy w grę wchodzi miłość.
Czy Ola postawi wszystko na jedną kartę?
Czy Marcel się ustatkuje?
Jaką największą niespodziankę szykuje jeszcze dla nich los?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 366
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Marcel
Ekskluzywny salon fryzjerski pod dźwięczną nazwą OlizFryz, cokolwiek miało to znaczyć, mieścił się niedaleko jego domu, co stanowiło jedyny powód, dla którego siedział w tej chwili na skórzanej sofie w poczekalni czy recepcji, cholera wie, jak to pomieszczenie nazwać, i czekał, aż poproszą go na fotel. Nie był jedynym czekającym. Naprzeciw siedziała znudzona wymalowana lala z ustami wielkości dwóch bezdomnych ślimaków w ciąży, której czarny odrost gryzł się z resztą białego siana. Spódniczkę ledwo dało się zauważyć, a bluzka zaczynała się gdzieś w okolicy pach. Najbardziej ubraną częścią ciała pannicy były stopy uwięzione w sznurowanych czółenkach na niebotycznie wysokich i cienkich obcasach. Zorientowała się, że Marcel na nią patrzy, więc otaksowała go i kiedy jej wzrok zatrzymał się na omedze na jego nadgarstku, od razu rozciągnęła swoje ślimaki w zniewalającym uśmiechu i poprawiła się na kanapie. No już się rzucę – pomyślał i odwrócił zdegustowany wzrok. Miał dosyć czekania, ale przyszedł dwadzieścia minut przed umówioną godziną wizyty, więc pretensje mógł mieć tylko do siebie. Westchnął ostentacyjnie i spojrzał w stronę dziewczyny obsługującej recepcję. Ta uśmiechnęła się przepraszająco i gestem pokazała, że jeszcze dwie minuty.
Nagle rozległ się szelest najdroższej materii przetykany dźwięcznym głosem złotych dzwoneczków. Marcelowi zabrakło tchu, kiedy zrozumiał, że słyszy kobiecy śmiech. Z działu męskiego wyszła roześmiana dziewczyna i rozbawionymi oczami barwy mocno palonej kawy spojrzała na Marcela.
– Panie Braun, zapraszam.
Zniknęła, a Marcel wstał i poszedł za nią. W sekundę zdał sobie sprawę, że gdyby tym głosem poprosiła go o wskoczenie do kotła z wrzącą smołą, wykonałby polecenie bez mrugnięcia okiem. Siadając na fotelu, szybko przywołał się do porządku. Fryzjerka założyła mu pelerynę ochronną i od razu włożyła palce we włosy.
– Co robimy z pana fryzurą?
– Proszę się trzymać tego, co mam.
– W porządku.
Rozpoczęła pracę nad jego półgrzybkiem szybkimi, zdecydowanymi ruchami, całkowicie skupiając się na swoim zadaniu. W tym samym czasie Marcel skupił się na fizjonomii fryzjerki. Nie należała do jego ulubionego typu. Gustował w szczupłych, wysokich i hojnie obdarzonych biustem przedstawicielkach płci pięknej. Przy czym nie wybrzydzał, absolutnie nie przeszkadzało mu, kiedy piersi były dziełem dobrego chirurga. No i interesujące go panie zdecydowanie nie mogły przekraczać trzydziestki. Starsze jakoś go brzydziły. Jako sławny pisarz, laureat wielu nagród, człowiek chętnie zapraszany do telewizji śniadaniowych mógł dobierać sobie towarzyszki wedle własnego gustu i aktualnej fanaberii, z czego korzystał z lubością. Kobieta w lustrzanym odbiciu miała niezbyt imponujący wzrost i raczej pełne kształty. Włosy koloru gorzkiej czekolady związała w gustowny kucyk, który majtał się między łopatkami. Początkowo wziął ją za młodą dziewczynę, ale kiedy przyjrzał się dokładniej, stwierdził, że mogła mieć ponad trzydziestkę. Mała, stara i przy tuszy. Tyle że z głosem jak u nimfy leśnej, jak natchnienie kompozytora niebiańskiej muzyki.
– Długo tu pani pracuje? – zagaił rozmowę.
– Od początku istnienia zakładu, czyli jakieś pięć lat – odpowiedziała, nie przerywając pracy.
Przechodząca obok nich dziewczyna uśmiechnęła się do jego fryzjerki i obie parsknęły śmiechem. Znowu usłyszał perełki z dzwoneczkami. Jej śmiech opanowywał mózg i powodował, że uciekały wszystkie złe myśli. Sam miał ochotę się uśmiechnąć, ale tego nie zrobił.
– Widzę, że macie wesoło w pracy?
– Staramy się o dobrą atmosferę – odpowiedziała, patrząc na niego roześmianymi oczami.
– Szefostwo nie ma nic przeciw? To trochę nieprofesjonalne podejście do klienta.
Natychmiast spoważniała.
– Nie słyszałam o przypadku, żeby wesoły i zadowolony pracownik źle wykonywał powierzone mu obowiązki. Zestresowany i ponury na pewno robi błędy. Nie uważa pan?
Zgasiła go tak skutecznie, że wolał się już nie odzywać. Wrócił do obserwacji, a kobieta ewidentnie przyspieszyła pracę. Ładna była. Miała duże oczy i pięknie wykrojone usta. Jej cera o oliwkowym odcieniu idealnie współgrała z kolorem włosów. Nawet nie zauważył, w którym momencie skończyła go strzyc. Zorientował się dopiero, kiedy zdjęła mu pelerynkę i podziękowała. Ukłonił się grzecznie i wyszedł. W recepcji podszedł do kontuaru i uiścił niemały rachunek.
– Mógłbym się od razu zapisać na następną wizytę?
– Oczywiście – odparła dziewczyna. – Za trzy tygodnie?
– Wolałbym za dwa, jeżeli to nie problem. Prosiłbym do tej samej fryzjerki co dzisiaj.
Dziewczę zerknęło na monitor komputera, poklikało i uśmiechnęło się promiennie.
– Pani Aleksandra ma wolny termin w piątek dwudziestego czwartego maja o dziesiątej. Pasuje?
Zerknął na swój iPhone i kiwnął głową.
– Tak.
Zaznaczył w kalendarzu datę i godzinę, podziękował i wyszedł.
Aleksandra
Aleksandra weszła do recepcji i spojrzała z mocno zniesmaczoną miną na Mirkę siedzącą za kontuarem.
– Jak ten palant tu jeszcze raz przyjdzie, zapisz go do kogokolwiek, ale nie do mnie!
Mirka skrzywiła się i teatralnie rozłożyła ręce.
– Już się zapisał na za dwa tygodnie i wyraźnie sobie zażyczył do ciebie. Sorki, nie wiedziałam.
– Przepisz go Anecie, nie będę go strzygła. A na następny raz powiedz mu, że do końca roku nie mamy wolnych terminów.
– Jak sobie szefowa życzy – odparła ciut prześmiewczo, bo Aleksandra nie pozwalała do siebie tak mówić. – Ale wiesz, kim jest ten przystojniak, tak?
– Dla mnie zadufanym palantem. Starczy. Idę sobie zrobić kawę.
– W takim stanie lepiej meliskę sobie zaparz.
Aleksandra prychnęła i poszła do kuchni, której wyposażenie pozostawiało jeszcze wiele do życzenia. Sześć lat temu kupiła duży lokal usługowy na obrzeżach Starego Miasta w Gdańsku i przystosowała go do spełnienia marzeń. Po generalnym remoncie, który pochłonął wszystkie jej oszczędności i spory kredyt otrzymany na dobrych warunkach na otwarcie działalności gospodarczej, stworzyła salon fryzjerski z prawdziwego zdarzenia. Miał dwa osobne działy: damski i męski, piękną recepcję z poczekalnią, odpowiednią liczbę toalet, szatnię, kuchnię i jeszcze jedno, jak na razie niezagospodarowane, ale sporych rozmiarów pomieszczenie. Myślała o rozkręceniu w nim gabinetu kosmetycznego, więc miało własną łazienkę z prysznicem i potrzebne przyłącza wody. Na razie stało puste. Wyposażenie kuchni okazało się zbyt drogie. Środków wystarczyło na podstawowe urządzenia i jakiś stół, ale do tego, co zaplanowała, było zdecydowanie daleko. Najpierw musiała spłacić kredyt, co w obecnym tempie miało jej zająć jeszcze ze cztery lata. Mimo tej niedogodności zakład już przynosił całkiem ładne zyski. Pozwalał jej żyć bez strachu, że nie spłaci kredytu i splajtuje.
W trakcie czekania, aż ekspres zakończy pracę, rozległ się dzwonek jej prywatnego telefonu.
– Słucham, kochanie? – odebrała z uśmiechem.
– Cześć, maleńka – usłyszała zmysłowy głos męża. – Masz jakieś plany na wieczór?
– Późno kończę, pewnie będę zmęczona.
– Na kolację znajdziesz siłę – zadecydował. – Przyjadę po ciebie do salonu o dwudziestej, może być?
Szybko przypomniała sobie, o której ma ostatnie strzyżenie.
– Możesz być nawet dziewiętnasta trzydzieści.
– Genialnie, to jesteśmy umówieni, pa.
– Pa.
Rozłączył się, a Aleksandra ze zdecydowanie lepszym humorem dokończyła robienie kawy. Po takiej wiadomości reszta dnia zleciała szybko.
Mimo upływających lat wciąż stanowili dobre, kochające się małżeństwo. Nie wchodzili sobie w drogę, ponieważ na samym początku ustalili zasady, które od dziesięciu lat sprawdzały się doskonale. Jedno nie negowało decyzji zawodowych drugiego, nie patrzyli sobie w finanse. Aleksandra po ślubie wprowadziła się do apartamentu męża, a pieniądze uzyskane ze sprzedaży swojego małego mieszkania umieściła na lokacie terminowej. To właśnie one pomogły jej później w rozkręceniu własnego interesu. Nie mieli dzieci, bo nigdy nie było odpowiedniego momentu, żeby się na nie zdecydować. Najpierw Michał robił szybką karierę w korporacji i nie miał na nie czasu, a później Aleksandra wystartowała z własną działalnością i też nie mogła się rozpraszać. Ale nie cierpieli z tego powodu, brak potomstwa w niczym im nie przeszkadzał.
Michał wszedł do recepcji trochę po dziewiętnastej i przywitał się z Mirką. Poczekał chwilę na żonę i pojechali do miłej nadmorskiej knajpki serwującej świeże ryby i dania wegetariańskie. Zamówili i rozmawiali, czekając na potrawy.
– Jest jakaś przyczyna tej nagłej kolacji? – zapytała Aleksandra.
– Tak. Mam fantastyczne wiadomości, które wywindują komfort naszego życia na jeszcze wyższy poziom.
– Moim zdaniem jest on wystarczająco wysoki.
– A gdybym ci powiedział, że za niecałe dwa tygodnie będziesz mieszkała w apartamencie z widokiem na Ocean Atlantycki?
– Michał, rozmawialiśmy na ten temat przed ślubem i wyraźnie ci wtedy powiedziałam, że nie przeprowadzę się do Stanów.
– W tamtym czasie jechałbym jako zwykły imigrant. Teraz otrzymałem stanowisko dyrektora oddziału naszej firmy w Bostonie. Podpisałem kontrakt na dziesięć lat. Przecież nie muszę ci tłumaczyć, co to oznacza.
Aleksandrze odpłynęła krew z twarzy. Spojrzała na męża z nieskrywanym niedowierzaniem.
– Podpisałeś kontrakt? Już?
– Na co miałem czekać? Warunki negocjowałem przez ostatnie dwa miesiące i dostałem wszystko, o co walczyłem.
– I przez dwa miesiące nie przyszło ci do głowy zapytać mnie o zdanie?
– Ale po co mi twoje zdanie na temat mojego kontraktu? Nie znasz się na umowach handlowych i tego typu...
– O zdanie, czy zgodzę się na wyjazd – przerwała mu.
Zamilkł i popatrzył na nią zdziwiony.
– Nie zapytałem – zaczął wyjaśniać – ponieważ dla mnie jest oczywiste, że jako małżeństwo jedziemy tam razem. Firma wynajęła mi luksusową willę nad oceanem, dostaniesz samochód do dyspozycji. Jeżeli będziesz chciała pracować, pozwolę ci, ale nie będziesz musiała. Moim zdaniem warunki masz idealne.
– Michał, zwolnij, bo chyba nie rozumiem. Przed ślubem podpisaliśmy intercyzę i do dzisiaj każde rządzi swoimi pieniędzmi. Rachunki za media płacimy po połowie, wakacje czy wypad na weekend też każde sobie opłaca, a teraz mi mówisz, że nagle nie będę musiała pracować i przejdę na twoje utrzymanie w Bostonie?
– No nie przesadzaj. Mieszkasz w moim apartamencie od początku małżeństwa. Nie dołożyłaś się do jego kupna. Teraz go sprzedam, bo go nie potrzebuję. Jeżeli wynajmiesz ten twój lokal, powinnaś sobie nieźle poradzić z własnymi wydatkami w Stanach. Wszystko inne biorę na siebie.
– A jeżeli sobie nie poradzę, to wyrazisz zgodę na moją pracę. – Chyba nie wyczuł sarkazmu w jej głosie, ponieważ podszedł do tematu nad wyraz poważnie.
– Tak, ale na pewno nie będziesz mogła się zatrudnić jako fryzjerka. Wybacz, ale facet na moim stanowisku nie może sobie pozwolić, żeby jego żona wykonywała prosty, rzemieślniczy zawód. Od razu wyjdzie, że nie masz wyższego wykształcenia. Znajdę ci łatwe zajęcie w mojej firmie. Będziesz obsługiwała jakieś urządzenia, może niszczarkę, kserokopiarkę.
Dyskusję przerwał kelner, przynosząc ich zamówienie. Aleksandra spojrzała na swój talerz i nawet nie dotknęła widelca, za to Michał ochoczo wziął się do jedzenia. Nie mogła uwierzyć w słowa męża. Nigdy mu nie przeszkadzało, że pracowała jako fryzjerka i miała tylko maturę. Nie chwalił się tym i kiedy na przyjęciach czy spotkaniach towarzyskich ktoś ją pytał, co robi, on mówił o pracy w usługach, a później o własnym biznesie i ucinał temat. Przez myśl jej jednak nie przeszło, że ma jakieś „ale” do jej profesji i wykształcenia. Dopiero teraz boleśnie uświadomiła sobie, jak się wstydził zwykłego, rzemieślniczego zawodu i braku studiów żony!
– Michał, kiedy powiedziałam, że nigdy nie zgodzę się na przeprowadzkę do Stanów, mówiłam serio.
– Nie rób afery. Ten wyjazd to same korzyści.
– Nie dla mnie.
Odłożył sztućce i wytarł usta serwetką. Spojrzał na nią poważnie.
– Aleksandra, druga taka szansa mi się nie trafi i nie zamierzam z niej rezygnować, więc albo jedziesz ze mną, albo bierzemy rozwód. Doceń jednak, że chcę jechać tam z tobą. Masz tydzień na podjęcie decyzji, ponieważ kilka dni temu wystawiłem mój apartament na sprzedaż i jutro finalizuję umowę z nowymi właścicielami. Od podpisania dokumentów mamy siedem dni na opuszczenie mieszkania. Na trzy dni przeniesiemy się do hotelu, a później lecimy do Stanów. Tyle czasu powinno ci wystarczyć na zamknięcie działalności i zlecenie wynajmu lokalu odpowiedniej firmie. A teraz proszę cię, nie psuj mi już bardziej radości z kontraktu, dobrze?
Już się nie odezwała. Zmusiła się do uśmiechu i rozgrzebania jedzenia po talerzu. Wypiła za to sporo wina, ponieważ przyjąć tej rewelacji na trzeźwo zwyczajnie nie potrafiła.
Marcel
Wziął prysznic, zrobił porządek z zarostem i wysuszył włosy. Już miał sięgnąć po środek do zdyscyplinowania kosmyków, kiedy zerknął w lustro. Fryzura ułożyła się idealnie i pierwszy raz w życiu niczego nie musiał poprawiać żadną pastą albo żelem! Zdawało mu się, że każdy włos leży tam, gdzie jego miejsce. Przypomniała mu się fryzjerka, jej perlisty śmiech i wesołe oczy. Ogarnęła go przemożna ochota na przejście się do zakładu tylko po to, żeby znów usłyszeć jej głos. Co za absurdalna myśl – zganił sam siebie. Za godzinę miał spotkanie ze swoim wydawcą, a za trzy nagranie wywiadu dla telewizji regionalnej. Później musiał się skupić na dokończeniu kryminału i redakcji dwóch opowiadań do antologii. Na fryzjerkę nie miał czasu.
Spotkanie i wywiad poszły mu nad wyraz sprawnie. Ale o zbyciu ciut ponad normę namolnej dziennikarki, która koniecznie chciała iść z nim na obiad, nie mógł już tego powiedzieć. Lubił szybkie kobiety, ale to on miał je zaciągać do łóżka, nie odwrotnie. Kiedy same pchały mu się w łapy, odrzucało go na kilometr. Chciał czuć się myśliwym, zdobywcą, a nie ofiarą polowania, więc obiad zjadł sam. Po czternastej wsiadł do samochodu i pojechał do domu. Skręcił w bramę strzeżonego apartamentowca, w którym mieszkał, i musiał ostro zahamować, żeby nie rozjechać przechodzącej mu przed maską kobiety. W ostatniej chwili zorientował się, że to ona! Natychmiast uchylił szybę.
– Dzień dobry, pani Aleksandro!
Kobieta zatrzymała się i spojrzała najpierw na samochód, a później na Marcela. Zmarszczyła brwi, jakby szybko szukała w pamięci jego twarzy, po czym z uprzejmym uśmiechem odpowiedziała grzeczne „dzień dobry” i poszła dalej. Matko! Jaki ona miała głos. Nic tylko zamknąć oczy i słuchać. Pomyślał, że przy następnej wizycie będzie miał w kieszeni włączony dyktafon i ją sobie nagra. Fryzjerki uwielbiają gadać, więc sprowokuje ją do jakiejś opowieści, a później będzie mógł tego słuchać do znudzenia.
Zaparkował w podziemnym garażu i wjechał windą na najwyższe piętro. Rozsiadł się na tarasie w rattanowym fotelu z laptopem i drinkiem. Postanowił zacząć od redakcji. Pierwsze opowiadanie poszło mu nad wyraz szybko, drugie już oporniej, bo poprawek miał w nim sporo, a nienawidził ich jak ognia piekielnego. W końcu otworzył plik z powieścią i zaczął robić to, co kochał najbardziej – kreować nowy świat. Słowa spływały lekko z palców, tworząc zdania, które opowiadały płynącą z głowy Marcela kolejną fascynującą historię. Kiedy pisał, świat wokół przestawał istnieć, ale dzisiaj coś nie działało. Niby słowo po słowie zapełniał kolejne strony, skupiał się na fabule, jednak ciągle gdzieś z tyłu głowy słyszał to dźwięczne, cudowne „dzień dobry” Aleksandry. Po godzinie pisania z trzaskiem zamknął laptopa i siarczyście zaklął. Spojrzał na prawie nieruszonego drinka i wychylił go do dna. Wstał, podszedł do barku, po czym strzelił dwie kolejki czystej wódki. Odetchnął i spojrzał w okno. Zastanawiało go, co działo się w jego głowie. Panienka nie należała do specjalnie atrakcyjnych, bo wzrost miała marny, może maksymalnie metr sześćdziesiąt. Biust i owszem, zadowalający, brzuch też w miarę płaski, ale biodra krągłe i tyłek zbyt duży. Zapamiętał za to jej piękną, długą szyję i ładną twarz. No i ten jej cholerny głos! Zaczął się zastanawiać, jakie dźwięki wydawałaby w trakcie igraszek w łóżku. Jak brzmiałoby w jej ustach jego imię wypowiadane zmysłowym szeptem, kiedy uprawialiby delikatny seks, a jak wykrzyczane w trakcie ostrej jazdy? Jego wyobraźnia pogalopowała, tak że nie mógł jej już opanować. Poszedł na taras, złapał laptopa i otworzył plik zatytułowany „na później”. W ciągu godziny opisał kilka pikantnych scen dziejących się nie tylko w łóżku, lecz także w kuchni i na kanapie w recepcji zakładu, w którym kobieta pracowała. To mu nie wystarczyło. Sięgnął po telefon i zadzwonił do chętnej dziennikarki. Nie bawił się w konwenanse. Powiedział jej wprost, czego od niej chce. Po godzinie byli już w łóżku, a po dwóch kolejnych kazał jej się zabierać z mieszkania. Leżał i patrzył w sufit. Dziennikarka nie pomogła. Już teraz wiedział, że nic nie pomoże. Czuł, że ta mała fryzjerka opętała mu mózg i teraz zrobi wszystko, by ją dorwać. Wcześniej dwa razy przeżył takie zauroczenie, które po zaliczeniu towaru przeszło mu całkowicie, i dlatego wiedział, że musi ją przelecieć. Inaczej nie odzyska klarowności myśli. Wściekł się sam na siebie, przecież był rozsądnym, dorosłym facetem i byle baba nie powinna robić mu wody z mózgu! Wstał i wszedł pod zimny prysznic. Woda trochę go uspokoiła. W sumie czym on się przejmował? Z jego pozycją i prezencją zbałamucenie przeciętnej baby w najgorszym przypadku zajmowało mu kilka dni. A ze zwykłą fryzjereczką powinno pójść mu jeszcze sprawniej. Uśmiechnął się i już zaczął tkać intrygę.
Aleksandra
– Ja pierdzielę – odezwała się Mirka. – Postawił cię pod ścianą.
– I to betonową, zbrojoną stalą – westchnęła Aleksandra. – Z jednej strony go rozumiem. Stany to zawsze było jego marzenie. Za pierwszym razem, kiedy miał tam ofertę pracy, zrezygnował dla mnie i po kilku miesiącach wzięliśmy ślub. Powiedziałam mu, jeszcze zanim za niego wyszłam, że nigdy nie wyprowadzę się z kraju. Zaakceptował to i nie wracaliśmy do tematu. Dwa lata temu pojechał do Bostonu na delegację i od tamtego czasu jeździł coraz częściej.
– W zeszłym roku pojechaliście razem – zauważyła Mirka.
– Tak, i czułam się tam okropnie – przyznała szczerze. – Wszystko wydawało mi się takie obce. Niby znam angielski, ale bałam się odezwać, żeby nie pomylić wyrazów. Kurde, Mirka, nie dam rady tego zrobić. Jeszcze dochodzi słowo, które dałam mamie, że nigdy nie zostawię grobu Piotrka bez opieki.
W oczach Aleksandry pokazały się łzy.
– Ola, twój brat nie żyje już dwadzieścia lat. Jego grób nie może być pretekstem do zniszczenia sobie fajnego małżeństwa.
Aleksandra milczała chwilę, przełknęła łzy i spojrzała na przyjaciółkę.
– Dowiedziałam się wczoraj o pewnej rzeczy. On się wstydzi, że nie mam wyższego wykształcenia. Zawsze przy znajomych sprytnie omijał ten temat, a wczoraj powiedział mi to wprost.
W kilku zdaniach streściła koleżance rozmowę na temat jej pracy w Bostonie. Twarz Mirki stężała.
– Co za kutas! Ma za żonę jednego z najbardziej cenionych fachowców w branży, właścicielkę świetnie prosperującego zakładu, a przede wszystkim mądrą i piękną kobietę, i pozwala sobie na takie coś? Rzuć go zaraz!
– Mirka, spokojnie, to facet z dwoma fakultetami, zajmujący wysokie stanowisko i obracający się w kręgach ludzi z takim samym wykształceniem. Nie dziw mu się. Sama mam kompleksy z powodu braków w edukacji, ale Michał nigdy mi tego nie wypominał, nie wiem, co mu się nagle stało.
– Sodówa mu przypierdoliła w mózg i tyle. Pojedziesz do Stanów i będziesz musiała skakać, jak on ci każe. Nie rób sobie tego. Jesteś atrakcyjną babką i takich Michałów zaraz się do ciebie ustawi cała kolejka.
– Problem w tym, że ja nie chcę innych Michałów. Kocham mojego.
– No to co zrobisz?
– Nie mam pojęcia. Porozmawiam z nim, może damy radę jakoś pogodzić moje mieszkanie tutaj i jego tam.
– Ola, zagroził ci rozwodem – przypomniała jej uprzejmie. – Nie będzie negocjował.
Aleksandra zapatrzyła się w swój kubek.
– Nie mam pojęcia, jak to rozwiązać. Do Stanów na pewno się nie przeprowadzę, ale nie chcę niszczyć naszego małżeństwa.
– Gdyby cię naprawdę kochał, toby nie pojechał.
– Gdybym ja go naprawdę kochała, tobym pojechała – odbiła piłeczkę. – Mirka, ten kij ma dwa końce.
– Pani Aleksandro, kolejny klient – grzecznie ponagliła ją asystentka.
Zabrała się do pracy i zeszła ze stanowiska dopiero późnym wieczorem. Po powrocie do domu zobaczyła stertę kartonowych pudeł w holu i uśmiechniętego męża.
– Zacząłem już pakować swoje szpargały. Firma od przeprowadzek przyjedzie po nie za trzy dni, dlatego też musisz się pospieszyć. Zabierzemy tylko rzeczy osobiste, reszta zostaje dla nowych właścicieli.
Pokiwała głową i wzięła się do segregowania ubrań, butów i masy nazbieranych przez lata przedmiotów. Do północy zapełniła dwa duże worki na śmieci i cztery kartony. Ale kiedy Michał chciał ustawić jej pudła przy swoich i okleić odpowiednimi naklejkami z adresem, powstrzymała go.
– Te pójdą do mnie do zakładu. To rzeczy, których nie chcę, i dam je dziewczynom w pracy. Może wybiorą coś dla siebie.
– W takim razie zaniosę ci je do samochodu.
Zabrał pierwsze i poszedł, a Aleksandra poczuła w ustach gorzki posmak kłamstwa. Nie chciała mu powiedzieć, że zmieściła w tych czterech pudłach wszystkie swoje rzeczy oprócz książek. Spojrzała na trzy mocno zapchane regały. Wzięła kolejny karton i zaczęła wybierać najcenniejsze dla niej tytuły. Resztę postanowiła zostawić. Zanim Michał obrócił z pudłami, ona zdążyła spakować książki. Spojrzał na karton.
– Ten okleić do wysyłki?
– Poczekaj, może jeszcze któreś zamienię.
– Aleksandra, spójrz na mnie. – Chwilę patrzyła w karton, ale podniosła głowę. – Co się dzieje?
– Nie chcę tam jechać już teraz. Może ty pojedziesz, a ja przyjadę za jakiś czas. Na spokojnie pozamykam swoje sprawy, podszlifuję język...
Złapał jej dłonie w mocny uścisk i zajrzał głęboko w oczy. Trochę ją tym gestem przeraził, więc przestała mówić.
– Olu, jesteś dla mnie bardzo ważna. Przed ślubem dla ciebie zostałem w kraju, ale teraz nie odpuszczę. Znam cię zbyt dobrze, żeby się na to zgodzić. Jeżeli nie zmuszę cię do wyjazdu teraz, nigdy do mnie nie dołączysz. Zdaję sobie sprawę, czego od ciebie żądam. Wiem, jakie to dla ciebie trudne, ale to ci się opłaci, nam się opłaci.
– Jakoś nie widzę dla siebie korzyści...
– Mam zagwarantowane bardzo wysokie dochody i luksusowe warunki życia przez wiele lat, więc rzucisz w cholerę pracę i skupisz się na zdobyciu wykształcenia. Jestem już po wstępnej rozmowie na jednej z bostońskich uczelni, gdzie przygotujesz się do egzaminów na studia. W końcu będziesz mogła zostać kimś więcej niż zwykłym pracownikiem fizycznym. Czy to nie wspaniała szansa dla ciebie?
– Nie wpadłeś przypadkiem na to, że gdybym chciała iść na studia i przestać pracować jako fryzjerka, mogłam to zrobić już dawno temu w Polsce?
– Kochanie, studia zaoczne są bezwartościowe. Nic by ci nie dały. Teraz zaczniesz naukę na porządnej bostońskiej uczelni i będzie wspaniale. Będę miał żonę na odpowiednim poziomie, a ty w końcu pozbędziesz się poczucia, że masz niższe wykształcenie niż ja. – Pocałował ją czule. – Olu, wszystko się cudownie ułożyło, nie uważasz?
Odsunęła jego ręce i odeszła od niego, łapiąc się za ramiona. Zdała sobie sprawę, że rozmowa z nim nie ma sensu.
– Lubię swoją pracę i jestem dumna z tego, co osiągnęłam. Czasem rzeczywiście mam do siebie żal, że nie jestem po studiach, ale ten fakt nie przeszkadza mi w życiu. Wiem, ile jestem warta i jaką wiedzę mam w głowie, i nie potrzebuję papierka potwierdzającego ukończenie uczelni, żeby się dowartościować. Jeżeli przeszkadza ci mój zawód i brak wyższego wykształcenia, mogłeś to powiedzieć, zanim wzięliśmy ślub.
– Nie rozumiem, jesteś dumna z tego, że pracujesz fizycznie, i to w usługach?
– Jestem cenionym fachowcem w swoim zawodzie i prowadzę własny zakład. Jestem sama sobie szefem. Zarabiam na życie tym, co kocham robić, i nie mam zamiaru tego zmieniać. Tym bardziej w takim tempie i dla człowieka, który mną gardzi.
– Nie powiedziałem, że tobą gardzę.
– Dałeś wyraźnie do zrozumienia.
– Gardzę twoim zajęciem, bo wiem, że stać cię w życiu na więcej niż grzebanie w ludzkich kudłach! Czy ty nie rozumiesz, jaką szansę chcę ci dać?
Uniosła wyżej głowę i spojrzała mu hardo w oczy.
– Możesz anulować mój bilet i złożyć pozew rozwodowy. Dobranoc.
Odwróciła się na pięcie, weszła do sypialni i trzasnęła drzwiami. Michał nie odpuścił, wszedł za nią i złapał ją w ramiona.
– Olu, nie pozwolę ci zniszczyć naszego małżeństwa. Zbyt mocno cię kocham, żeby patrzeć, jak męczysz się w tym zakładzie. Jeżeli nie chcesz studiować, jakoś to zaakceptuję, będziesz mogła zająć się domem.
Pocałował ją mocno, podniósł z podłogi i zaniósł do łóżka. Chciała się odezwać, ale jej nie pozwolił, zamykając usta kolejnymi pocałunkami. Po chwili odpuściła i poddała się jego działaniom. Szybko ją rozebrał, rzucając ubraniami gdzie popadło. Kochali się długo i namiętnie, tak jak oboje lubili najbardziej. Zasnęli wtuleni w siebie, jakby nie wisiała nad nimi groźba rozpadu małżeństwa.
Ola obudziła się pierwsza i przez dłuższą chwilę przyglądała się twarzy śpiącego męża. Kochała go, wiedziała o tym. Wierzyła, że mimo wszystkich złych słów, które wczoraj padły, on też ją kochał. Ale uczucie to w tym przypadku za mało, żeby ich związek przetrwał. Nie mogła być z człowiekiem, który nie akceptował jej do końca i chciał ułożyć według własnego wzorca. Tak strasznie żal jej było wszystkich dobrych lat z Michałem, wspólnych kolacji, gapienia się w telewizor, spędzania czasu na cudownych wakacjach, gotowaniu razem, kłóceniu się o książki, idee i zwykłe drobiazgi. Zdawała sobie sprawę, że nawet gdyby się przełamała i pojechała z nim, długo nie wytrzymałaby roli kury domowej robiącej obiadki i czekającej na pana męża. Oszalałaby po pół roku takiej egzystencji. Zbyt dobrze znała samą siebie, dlatego wolała nawet nie próbować. Wstała, wzięła prysznic i poszła zrobić śniadanie. Michał przyszedł do kuchni przynęcony zapachem kawy i jajecznicy. Podszedł do żony, pocałował ją i usiadł przy zastawionym już stole.
– Michał, pół nocy myślałam o tym wszystkim...
– Ja też i doszedłem do wniosku, że jeżeli potrzebujesz czasu, dam ci go. Przebukuję dzisiaj twój bilet o miesiąc. Może jak zatęsknisz za mną, będzie ci łatwiej podjąć słuszną decyzję.
– Gdybym się jednak zdecydowała przeprowadzić, chcę pracować w swoim zawodzie. Nie wyobrażam sobie robienia czegokolwiek innego w życiu.
– Nie ma mowy. Albo idziesz na studia w Bostonie, albo nie pracujesz wcale.
Pokiwała jedynie głową, wypiła kawę i pojechała do pracy. Weszła z pudłami do pustego pokoju i ustawiła je pod ścianą. Rozejrzała się. Pomieszczenie z własną łazienką i dwoma oknami wychodzącymi na tył budynku, gdzie mieściło się wewnętrzne podwórko z niewielkim ogrodem, idealnie nadawało się na mieszkanie. Stwierdziła, że musi kupić łóżko, jakiś wieszak na ubrania i regał na książki. Wykorzystała godzinne okienko w pracy i pojechała po wszystko do najbliższego sklepu Ikea. Wieszak przywiozła od razu, a rozkładaną kanapę i regał mieli dostarczyć następnego dnia z samego rana, zanim jeszcze zakład zacznie pracę. Pomyślała, jak dobrze się złożyło, że nie zdążyła otworzyć tutaj gabinetu kosmetycznego. Późnym popołudniem przyszedł ślusarz i wstawił w drzwiach do pokoju zamek.
– Po co zamek? – zainteresowała się Mirka.
– Będę musiała tutaj pomieszkać jakiś czas, a nie chcę, żeby mi ktoś nieproszony wchodził.
– Przecież możesz mieszkać u mnie.
– Masz męża i dwoje malutkich dzieci. Ten pokój stoi pusty i ma dwadzieścia metrów kwadratowych.
– W sumie i tak cały dzień jesteś w pracy. – Mirka wzruszyła ramionami. – Dojazdy ci odpadną.
– To prawda. Będę mogła sprzedać samochód i szybciej spłacić kredyt.
Mirka przyjrzała się jej bardziej badawczo.
– Czyli nie jedziesz?
– Nie. To koniec mnie i Michała. Nieodwołalny. Jutro przywożę tutaj resztę rzeczy.