Życie od nowa - Grabda Izabela - ebook + audiobook

Życie od nowa ebook

Grabda Izabela

4,2

Opis

“Jedno chce, to nie chce drugie”

Malwina nie przypuszczała, że cytat z wierszyka, którego uczy swoich podopiecznych w przedszkolu, stanie się mottem jej życia uczuciowego.

Prozaiczna, zdawałoby się pomyłka z zamówieniem podręczników, wywróciła jej poukładany świat do góry nogami a Piotr, właściciel firmy współpracującej z przedszkolem, w zagmatwany i pełen zwrotów akcji sposób stał się częścią codzienności Malwiny.

Czy Malwina zrobi wszystko, by urzeczywistnić marzenia? Czy Piotr zdoła przełamać bariery, by zdobyć i zatrzymać Malwinę?

Choć „Życie od nowa” to historia, która może przytrafić się każdemu z nas, to zaskakuje, jak najlepszy film akcji.

„Życie od nowa” to wyjątkowa opowieść o dojrzałej kobiecie, która w końcu musi wziąć swój los w swoje ręce. Książka Izabeli Grabdy pokazuje, że życie jest za krótkie, by patrzeć, jak przelatuje nam przez palce.
Justyna Leśniewicz, autorka powieści Melodia serc

Opowiedziana w lekkim stylu historia emanuje pozytywnymi emocjami i zostawia czytelnika z nadzieją, że życie może pozytywnie zaskoczyć, i to w najmniej spodziewanym momencie. Nigdy nie mów nigdy — chichocze los na kartach książki, a wy nieraz zaśmiejecie się z perypetii bohaterów. Polecam serdecznie!
Joanna Wtulich, autorka powieści Ćma

„Życie od nowa” to opowieść o przełamywaniu własnych lęków i nadziei na to, że nigdy nie wiadomo, pod jaką postacią przyjdzie do nas szczęście. Polecam.
Katarzyna Chojnacka-Musiał, Bibliotecznie

„Życie od nowa” to piękna i prawdziwa historia o odnajdywaniu siebie i przełamywaniu własnych słabości. Autorka zafundowała nam pełną ciepła, miłości oraz życiowych rozterek opowieść. Ta książka otuli was niczym ciepły kocyk w chłodne wieczory.
Malwina Nowak, Świat książkowy Mali

„Życie od nowa” opowiada o lęku, strachu, o ograniczeniach, ale to również zabawna i pełna ciepła historia. To lekka i przyjemna powieść, wywołująca szeroki uśmiech na twarzy. Polecam z całego serca!
Magda Zimna, Czytamy, bo kochamy

Historia o kobiecie, która jest niczym Mont Everest — trudna do zdobycia. To powieść pełna zaskakujących zwrotów akcji, która wciąga już od pierwszych stron. Zobaczcie, czy warto zacząć „Życie od nowa”. Gorąco polecam!
Agnieszka Rowka, Złotowłosa i książki

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 308

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (238 ocen)
116
74
28
13
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
19basia75

Nie oderwiesz się od lektury

świetna lektura,super się czyta
00
Siostra91

Całkiem niezła

Lektorka nie zachwyca. Bohaterowie bardzo schematyczni, tego autorka chyba nawet nie próbowała modyfikować. Mimo to książkę można potraktować jako dobry relaks. Wydawnictwo mogło się bardziej postarać o korektę, bo miejscami zdarzają się błędy. Jednak dość ciekawie spędziłam czas, mogę polecić.
00
Agata5253

Z braku laku…

strasznie rozwlekła fabuła, lektorka też nie zachwyciła
00
melchoria

Całkiem niezła

Bohaterka trochę histeryczna ale da się znieść.
00
Miroska561

Nie oderwiesz się od lektury

ciekawa historia ....
00

Popularność




Rozdział pierwszy

Malwina Kamieniecka stała w swoim biurze i patrzyła na kilka sporej wielkości paczek. Każda z otwartych przesyłek zerkała na nią kolorowymi okładkami podręczników do klasy drugiej szkoły podstawowej. Westchnęła i podparła się podboki.

– To jakaś farsa – mruknęła i podniosła oczy na swoją wice. – Masz formularzzamówienia?

Katarzyna podała jej wydruk i maila, potwierdzającego przyjęcie dorealizacji.

– Wszystko poszło jak należy – odezwała się. – To oni pomylili tytuł i przysłali nie te podręczniki i związane z nimi pomoce naukowe, które zamówiłyśmy. A teraz jeszcze żądają pieniędzy za szkolenie nauczycielek klas drugich. Wyobrażasz sobie? Żeby tego było mało, panienka na infolinii zmieszała mnie z błotem i powiedziała, że jeżeli zamawiamy tak drogi pakiet, powinniśmy najpierw sprawdzić, czy placówkę na to stać, a nie płacić tylko za podręczniki i pomoce, a potem bezczelnie wyłudzać gratisoweszkolenia.

Malwina wyjęła jeden z kolorowych podręczników i spojrzała na tytuł. Na zamówieniu widniało „Poznajemy literki”, a na podręczniku „Poznajemy wyrazy”. Pokiwała głową. Pomylili tytuły, a teraz nie chcą się przyznać. Tylko co ona ma zrobić z zestawem do nauki języka angielskiego dla klasy drugiej wprzedszkolu?

– Przecież z tą firmą nigdy nie było problemów. – W głosie Malwiny wyczuwało sięzakłopotanie.

– Dopóki nie zmienili nam handlowca – warknęłaKasia.

– Musimy im toodesłać.

– Niech najpierw przyślą zestaw, za który zapłaciłyśmy, a potem odeślemy tę pomyłkę! Nie zapominaj, że zakup jest finansowany z projektu unijnego i naszego samorządu. Jak coś będzie nie tak, to nam łbypourywają!

Malwina westchnęła i odłożyła książkę dokartonu.

– Boję się, że zrobi się z tego afera, skoro tak podchodzą do sprawy – powiedziała zrezygnowanym tonem. Nienawidziła takich sytuacji. – Podzwoń po podstawówkach, może któraś to od nasodkupi.

Katarzyna Kudrowska była niewysoką, drobną blondynką, z buzią sympatycznej nastolatki, ale kiedy zaczynała się wściekać, przeobrażała się w tygrysaszablastego.

– No chyba upadłaś na głowę! Malwina, to są środki unijne! Dzwoń do skubańców, niech zamienią to badziewie na nasz zestaw. I wyegzekwuj odpowiednie szkolenia! Narobili dziadostwa, niech prostują. Zażądaj rozmowy z prezesem, a jak odmówią, postrasz ich naszymprawnikiem!

– Nie mamyprawnika…

– Jakiegoś wykombinujemy! Nie pozwól sobie na takie zagrywki z ich strony. Jesteś w końcu ich klientem i dyrektorem tego przedszkola, mam rację? W ostateczności pierdyknij im oficjalnąskargą.

Malwina nienawidziła kłócić się z ludźmi. Zawsze starała się wszystko załatwić na spokojnie, bez awantur i niepotrzebnego hałasu. Tutaj chyba jednak nie da się w ten sposób, więc pokiwała głową nazgodę.

– Zrobię, jakmówisz.

Kaśka przewróciła oczami i unosząc ręce wyszła z dyrektorskiego gabinetu, mrucząc przy tym, jak zwykle w takichsytuacjach:

– I kto tu powinien byćszefem?

Malwina uśmiechnęła się. Nie pierwszy raz dostała ochrzan od Kasi za zbytnią uległość. Ale tak właśnie działały. Uzupełniały się wręcz koncertowo. Jeżeli należało się pokłócić, wkraczała pani wicedyrektor, a kiedy załagodzić, pałeczkę przejmowała panidyrektor.

Spojrzała na zegarek. Brakowało piętnastu minut do szesnastej, więc dzwonienie o tej porze raczej mijało się z celem. Odłożyła paczki pod ścianę, dokończyła kilka rozpoczętych spraw i zapytała przyjaciółkę, czy jedzie z nią na cmentarz. Jej wice potwierdziła i po pracy wsiadły do samochodu Malwiny. Na miejscu Kasia poszła na grób brata a Malwina stanęła nad ledwie miesiąc temu postawionym pomnikiem z szarego granitu, powalczyła chwilę z zapaleniem opornej świecy i postawiła na płycie. Spojrzała na wygrawerowane imię i nazwisko męża. Ładne, równe litery przypominały jej, że od ponad jedenastu miesięcy jest wdową. Nie miała z tym problemu, bo jej małżeństwo umarło wiele lat przed fizyczną śmierciąmałżonka.

– Sprawił się ten twój kamieniarz. – Usłyszała głos wicedyrektor. – Ale moim zdaniem pomnik zrobiłaś mu zabogaty.

Malwina spojrzała na przyjaciółkę lekko marszczącbrwi.

– Myślisz? – zapytała.

– Proszę cię! – Kaśka przewróciła oczami. – Od lat żyliście ze sobą jak średnio lubiący się lokatorzy, którzy ciągle na siebie warczą. Wszystkiego ci zakazywał, domagał się, żebyś chodziła ubrana jak zakonnica, a ty mu wiecznie ulegałaś. To nie był mąż tylko prostacki kretyn, który traktował cię jak służbę domową. A ty mu za to zafundowałaś pomnik za kilka tysięcy. Na twoim miejscu zostawiłabym mu kopczyk z ziemi, a za tę kasę pojechała na wczasy w pełnoluksusowejwersji.

– Kasia nie przesadzaj. – Malwina uśmiechnęła się lekko. – To nie do końca jego wina, że nasze małżeństwo nie spełniło ani jego, ani moich oczekiwań. Miałam osiemnaście lat, kiedy wychodziłam za mąż i zaraz potem na świat przyszły bliźniaki. Sama jeszcze nie wiedziałam, czego chcę od życia. Będąc nastolatką, łatwo jest pomylić chwilowe zauroczenie zmiłością.

– No niby masz rację – niechętnie zgodziła się Kasia. – Ale ty tym chwilowym zauroczeniem spieprzyłaś sobie dwadzieścia lat życia. Nigdy nie zrozumiem, dlaczego tak inteligentna osoba jak ty, zmarnowała się przy facecie, dla którego obiad podany na godzinę i mecze w telewizorze stanowiły istotę życia? Jego gniotło nawet to, że poszłaś na studia! Kobieto! Powinnaś go kopnąć w dupsko dawno temu, a nie robić do jego śmierci za uległą i grzecznążonkę.

– Kasia, przecież były dzieci do wychowania, zobowiązania wobec rodziny. Pomyśl, ile wstydu najedliby się w Bielawie moi rodzice, gdybym wzięłarozwód.

– To jest argument idealnie oddający twoje podejście do życia: „co ludzie powiedzą?” Bardziej przejmowałaś się, że twoja matka będzie musiała znieść trochę docinków ze strony głupich sąsiadek niż tym, że jesteśnieszczęśliwa.

– Nie wiesz, czy byłabym szczęśliwsza odchodząc od Arka – żachnęła się mało przekonującym tonemMalwina.

– Prawie rok jesteś bez małżonka, brakuje ci go i beczysz za nim ponocach?

Malwina jedynie zagryzła wargę, ale nie dała zawygraną.

– A co powiedziałabym dzieciom? Przecież ojcem był dobrym. Miałam im zniszczyć dzieciństwo, bo źle wybrałammęża?

– Nie wkurzaj mnie! Anka i Jacek wynieśli się z domu sporo lat temu, więc spokojnie mogłaś go kopnąć w ten nudny tyłek! Przecież oboje już w liceum mieszkali we Wrocławiu, a teraz kończą studia. Co cię przy tym złośliwym palancie trzymało jeszcze tyleczasu?

Malwina westchnęła. Wiedziała, że Kasia ma rację. Arek był prostym człowiekiem, dla którego ambicje żony, żeby skończyć studia i robić karierę, stanowiły kompletny absurd. Był gatunkiem faceta, który uważał, że miejsce żony jest w domu przy dzieciach i garach. Dlatego stanowili dobre małżeństwo do momentu, w którym bliźniaki poszły do przedszkola a Malwina rozpoczęła studia pedagogiczne. Arek nie mógł się pogodzić z tym ostatnim i robił wszystko, żeby Malwina nauki nie skończyła. Ale pomogli jej rodzice i osiągnęła cel. Uzyskała tytuł magistra i rozpoczęła pracę wprzedszkolu.

Z czasem, mąż zaakceptował pracującą żonę, jednak od tamtego czasu zaczęło między nimi mocno zgrzytać. Lata mijały wypełnione pracą, wychowaniem dzieci i milionem prozaicznych zajęć. Przyzwyczaili się do siebie, do swoich nawyków i wad. On oglądał mecze, a ona namiętnie czytała romanse i wypróbowywała kolejne przepisy na ciasta i ciasteczka. I pewnie jej życie dalej byłoby tak przewidywalnie nudne, gdyby nie rozległy zawał męża, który doprowadził do jego śmierci, zanim zdążyła przyjechać karetka. Na pogrzebie nie uroniła ani jednej łzy. Jakoś niepotrafiła.

– Ej, odpowiesz mi? – Usłyszała głos Kaśki i zorientowała się, że zbyt głęboko sięzamyśliła.

– Przepraszam, ruszyłaś wspomnienia. Masz rację co do mnie. Chyba teraz jestem sama na siebie zła, że mieszkałam z nim tyle lat. Po co ja to sobiezrobiłam?

– Dobrze że chociaż teraz zdajesz sobie sprawę z własnejgłupoty.

Spojrzała na Kasię i uśmiechnęłasię.

– Jedziemy? – zapytała Malwina, a Kasia tylko pokiwała głową i ruszyły dosamochodu.

W czasie małżeństwa Malwina dorobiła się domu, ale po śmierci Arka nie była w stanie go utrzymać, a żadne z bliźniaków nie chciało zostać w Bielawie, więc go sprzedała. Uzyskane pieniądze podzieliła pomiędzy dzieci i siebie. Kupiła połowę parterowego budynku w zabudowie bliźniaczej z użytkowym poddaszem i niewielkim ogrodem. Takich małych, uroczych domków w Bielawie znajdowało się całkiem sporo. Od lat stanowiły o kolorycie miejscowej architektury. Parter zajmował salon połączony z jadalnią, dużą kuchnia i niewielka łazienka. Z salonu wychodziło się na spory taras na tyłach domu, z którego z kolei można było zejść schodkami do ogrodu. Oprócz tego Malwina dysponowała łazienką i sypialnią na piętrze. Sąsiadów miała cichych i spokojnych. Z jednym wyjątkiem, zajmującym drugą połówkę bliźniaka. Ów „wyjątek” właśnie wyszedł przed dom i zamachnął się ogromną reklamówką, która wylądowała w objęciach bardzo młodego, całkiem przystojnegomężczyzny.

– Żebym cię tu więcej nie widziała! – wrzasnął „wyjątek” i spojrzał na Malwinę. – Czujesz, że ten debil mi sięoświadczył?

– To potworne – zakpiła. – Jak onmógł?

Malwina podeszła do sąsiadki, próbując się nie roześmiać. Przez kilka miesięcy mieszkania tutaj, takich scen widziała już ze trzy. Kalina, pisarka kryminałów i mocno pikantnych erotyków o wyglądzie równie ekscentrycznym co jej teksty, zmieniała facetów jak rękawiczki. Średnio raz w miesiącu zakochiwała się na zabój, na amen i do końca życia. Po drugiej akcji wyrzucania faceta przez Kalinę, Malwina doszła do wniosku, że ona rzeczywiście zakochuje się do końca życia, ale życia zauroczenia, w które akuratpopadała.

Różniły się jak ogień i woda. Dyrektorka bielawskiego przedszkola, zawsze grzeczna, cicha i stonowana, nieodzywająca się bez potrzeby. Ze względu na piastowane stanowisko bardzo dbała o reputację. Ubierała się skromnie, żadnych dekoltów i spódnic krótszych niż do połowy łydki. Włosów nigdy nie farbowała. Przyzwyczaiła się do ciemnego blondu z niewielkimi pasmami siwizny. Nosiła zawsze tę samą fryzurę: skromny i gustowny koczek nadkarkiem.

Wszystko miała na swoim miejscu, zaplanowane z wyprzedzeniem, daty urodzin znajomych i rodziny zaznaczone w kalendarzu, żeby nie zapomnieć złożyć życzeń. Każdemu starała się pomóc i cieszyła się, kiedy ta pomoc dawałaefekt.

A Kalina? Wulkan energii w kolorowych strojach. Miała na karku czterdziestkę i figurę, której zazdrościły jej nastolatki. Namiętnie wdawała się w romanse z młodymi mężczyznami i obojętne było jej zdanie wszystkich wokół. Zawodowo była jedną z najzdolniejszych pisarek w kraju. Wydawnictwa ustawiały się do niej w ogonku, a nakłady jej książek sprzedawały w ekspresowym tempie. Mimo całej tej ekscentryczności, nie pociągał jej wielki świat. Kochała Bielawę, Góry Sowie i swój zawalony książkamidomek.

– Ile miał lat? – zapytała Malwina, patrząc za wsiadającym do starego golfa młodzieńcem. – Nie wygląda na więcej niżdwadzieścia.

– Coś koło tego. – Kalina wzruszyła ramionami i spojrzała krytycznie na sąsiadkę. – Stary ci wykitował rok temu, a ty dalej w żałobnych szmatach? Dałabyś już spokój i ubrała się jakczłowiek.

Malwina zamknęła oczy. Ten temat też nie byłnowy.

– Tradycja mówi, żeby chodzić w żałobie dwanaście miesięcy. Pochowałam męża jedenaście miesięcy temu, więc trochę jeszcze pomęczysz się widokiem moich czarnychubrań.

– Ale z ciebie staroświecki beton – skwitowała pisarka i ruszyła do wejścia. – Idę do ciebie na obiad, bo pewnie cośmasz?

Kamieniecka pokiwała głową z uśmiechem i ruszyła za sąsiadką. Od kiedy Malwina zamieszkała obok, kocur Kaliny o dumnym imieniu Hildegard doszedł do wniosku, że nic nie stoi na przeszkodzie, by stołować się i spać w dwóch domach, więc kiedy otworzyła drzwi, zobaczyła czarną kupę futra śpiącą w najlepsze na stole w kuchni. Sąsiadka spojrzała na sierściucha i pokręciłagłową.

– Ciekawe, że jak właścicielami twojego domu byli Dwińscy, nawet do drzwi nie podszedł, a do ciebie praktycznie sięprzeprowadził.

– Zawsze chciałam mieć kota, ale mój mąż ich nielubił.

– To teraz masz kota i mnie w komplecie – odpowiedziała Kalina, bez skrępowania otwierając lodówkę. – Co wyjąć? Tengarnek?

– Tak, postaw nakuchence.

Malwina położyła torebkę na komodzie i poszła się przebrać do sypialni. Kiedy wróciła w miękkim, niebieskim dresie, Kalina podgrzała już zupę, nakryła do stołu tak, żeby nie obudzić kota i ukroiła kilka kromek chleba. Usiadły nad parującymi talerzami pełnymi klasycznej, pysznejjarzynówki.

– Kalinko, nie chciałabyś się ustatkować? Miećdzieci?

– Spójrz mi w oczy i szczerze odpowiedz: czy ja się nadaję na matkę? Ode mnie nawet kot spierdolił do ciebie i jakoś nie widzę, żeby miał zamiar wrócić. Dzieciak pewnie zrobiłby to samo. – Malwina roześmiała się w głos, czym obudziła Hildegarda. Kocur wstał, przeciągnął się i zajrzał do talerza Kaliny. Pochlipał trochę zupy, oblizał się i poszedł położyć się na fotel. – Tak mnie ciągle podpuszczasz z tym ustatkowaniem się, aty?

– Co ja? – zdziwiła sięMalwina.

– Kiedy drugi raz wyjdziesz zamąż?

– Chyba oszalałaś! W życiu tego niezrobię.

– Bo?

– Bo byłam mężatką, mam odchowane dzieci i nie w głowie mi takie rzeczy. Przecież w każdej chwili mogę zostaćbabcią!

Kalina zmrużyła oczy, oblizała łyżkę i wycelowała nią wrozmówczynię.

– Ty, ale wiesz, że dzielą nas jedynie czterylata?

– Czasem mam wrażenie, że ze dwadzieścia. Wyglądasz tak młodo i pięknie, że czuję się jakbyś była moją córką, a nie prawierówieśniczką.

– Bo robisz z siebie starą babę! – naskoczyła na nią. – Nijakie kiecki do pół łydki, bluzki pod szyję, płaskie buty i ta grzeczniutka fryzureczka! Weź się kobieto trochę za siebie, to się od facetów nieopędzisz!

– Kalinko, z moją nadwagą i na moim stanowisku nawet mi nie wypadainaczej…

– Nie pierdol o nadwadze – wpadła jej w słowo. – Masz fajne, pełne kształty, które można pięknie wyeksponować. Właśnie na stanowisku powinnaś świecić przykładem i wyglądać zajebiście, a nie jak własnababka.

Sprzątnęły po obiedzie, zrobiły kawę i rozkroiły resztkę sernika, który Malwina upiekła dwa dni wcześniej. Z tym wszystkim wyszły na taras i usiadły na schodach prowadzących do ogrodu. Malwina opowiedziała sąsiadce o problemie z dystrybutorem podręczników i przez następne pół godziny próbowały znaleźć rozwiązanie. Kalina oczywiście puściła w ruch wyobraźnię i zamordowała w perfidny sposób prezesa, bezczelną pannicę z infolinii i handlowca firmy. Sprawcami uczyniła wiceprezesa i jego kochankę, która była sekretarką prezesa i najbliższą przyjaciółką lafiryndy z infolinii, a zrobili to na zlecenie Malwiny. Przejęli władzę w firmie, żeby po jakimś czasie pozabijać się nawzajem. Po czym stwierdziła, że po kilku modyfikacjach będzie z tego genialny kryminał i biegnie spisać pomysł. Malwinie opowiedziana w mistrzowski sposób przez sąsiadkę historyjka poprawiła humor. Zrobiła sobie dzbanek ziołowej herbaty i do nocy czytała opasłe tomiszczeromansu.

***

– Ta pinda na infolinii poinformowała mnie, że mamy napisać reklamację i udowodnić im, że to oni zrobili błąd! Ich bezczelność zwala z nóg! – Kaśką aż zatrzęsło z oburzenia, kiedy z samego rana wpadła do dyrektorskiegogabinetu.

– Kasia, nie tak nerwowo – uspokoiła ją Malwina. – Podręczniki i pomoce naukowe potrzebujemy na wrzesień, a mamy dopiero początek maja. Napiszę pełną reklamację, jeżeli chcą, ale oprócz tego, spróbuj znaleźć numer telefonu prezesafirmy.

Kasia kiwnęła głową i wróciła do swojego gabinetu, a Malwina zabrała się za pisanie obszernej reklamacji z załącznikami w postaci kopii dokumentów zamówienia. Po piętnastu minutach wmaszerowała do niejkadrowa.

– Dzień dobry, pani dyrektor – przywitała się oficjalnie. Były ze sobą po imieniu, ale Danka zawsze witała się z nią w ten sposób, co wywoływało uśmiech Malwiny. – Dwie przedszkolanki dostarczyły zwolnienia lekarskie. Jedna ma grypę, a druga zachorowała naciążę.

– Pięknie – skrzywiła się w odpowiedzi na niewesołe wieści. – Które grupy zostały bezopieki?

– Muchomorki i Skrzaciki. Z tym że Skrzacikom trzeba będzie znaleźć kogoś nowego. Ale mamy dwa zgłoszenia młodych dziewczyn po studiach. Już dzwoniłam i za godzinę będą u ciebie na rozmowie. Na razie ściągnęłam Dominikę z urlopu i jakoś opanowałam sytuację, ale tylko dodwunastej.

– To ja wejdę do nich po południu. Masz dokumenty tychkandydatek?

– Tu jest wszystko. – Kadrowa położyła na biurku dwie teczki. – Zero doświadczenia, kompletneświeżynki.

Malwina zajrzała do akt, westchnęła i spojrzała napodwładną.

– Urząd Miasta urwie mi głowę za jeszcze jeden etat. Ale trudno, dzieciważniejsze.

– Możesz jeszcze rozdzielić tę grupę pomiędzy dwie inne i je przeładować. Co, w sumie, nic nie zmieni, bo będziesz musiała zatrudnić dodatkowepomoce.

– Prawda, lepiej zatrudnić jedną nową przedszkolankę niż dwie pomoce. Taki argument powinien urzędasów przekonać. No nic, dzisiaj porozmawiam z tymi dziewczynami, a jutro jakoś się zmuszę do wizyty uburmistrza.

– Burmistrz się zgodzi, przecież tak cię lubi. Powiedziałabym, że nawet bardzo. – Kadrowa uśmiechnęła sięznacząco.

– Danka, weź przestań. – Malwina przewróciła oczami, ale wypływającego na policzki rumieńca nie zdołałapowstrzymać.

Kadrowa zaśmiała się przyjaźnie i wyszła. Burmistrz, pan po sześćdziesiątce, dla każdej pani miał uśmiech i dobre słowo. Kochał wszystkie kobiety w mieście, a w urzędzie i podlegających mu placówkach w szczególności. Jednak na widok Malwiny rozpromieniał się jak wieczorne latarnie wzdłuż głównej ulicy miasta, z czego wszystkie jej koleżanki w pracy miały niezły ubaw, a Malwina tylko masę kłopotów. Zaraz po śmierci męża zadzwonił do niej z deklaracją wszelakiej pomocy. Zasugerował nawet, że gdyby chciała tylko porozmawiać, to każdego wieczoru jest do jej dyspozycji. Oczywiście tylko po to, żeby ulżyć jej w cierpieniu po stracie najważniejszej osoby w życiu. Od tamtej chwili unikała go jak ognia, ale będąc na stanowisku dyrektora przedszkola miejskiego, od czasu do czasu musiała się z nim zobaczyć. Zabrała się za reklamację i zanim zdążyły pokazać się kandydatki na przedszkolanki, napisała i wydrukowała wszystko razem z załącznikami. Pismo zaadresowała bezpośrednio do prezesa firmy. Nie omieszkała wspomnieć w delikatny sposób o możliwości skierowania sprawy na drogę prawną. Miała nadzieję, że zostanie mu ono dostarczone do rąk własnych. Podpisała papier, przywaliła pieczątkę i włożyła do koperty. Kasia odebrała przesyłkę i od razu pobiegła na pocztę. Po drodze zahaczyła o cukiernię i w ten sposób na śniadanie miały kawę i drożdżówki z serem. Później Malwina przewałkowała panny i bez większego zastanowienia jedną odrzuciła. Była dyrektorem, a przede wszystkim pedagogiem, już tak długo, że wystarczyło jej zamienić z człowiekiem kilka słów, by zorientować się, czy nadaje się on do pracy z dziećmi. Drugiej od razu zaproponowała, żeby poszła z nią do Skrzacików, na co dziewczyna zareagowała nad wyraz entuzjastycznie. Spodobała się Malwinie. Wesoła, skromna, z dobrymi ocenami na indeksie i werwą do pracy. A kiedy weszła do sali z dzieciakami, od razu kupiła je uśmiechem. Po trzech godzinach nowa przedszkolanka wróciła do gabinetu szefowej z usmarkaną bluzką i popisaną kredkami świecowymi spódnicą, ale to jej nie przeszkadzało. Uwielbiała najmłodsze grupy, trzylatki mogły robić z nią, co tylko chciały. Zresztą, kochała wszystkie dzieci. A im mniejsze, tym bardziej, czym całkowicie przekonała do siebie paniądyrektor.

O piętnastej do Malwiny zadzwoniła córka z informacją, że dzisiaj przyjedzie, co bardzo ją ucieszyło. Zdziwiła się trochę, kiedy zaraz po niej zadzwonił syn, z taką samą wiadomością. Zagadka rozwiązała się, kiedy weszłaKasia.

– Zamówiłam ci na jutro tort. Wiem, że zawsze pieczesz ciasto, ale dzisiaj o nim nie wspomniałaś, więc miałam obawy, że zapomniałaś o jutrzejszychurodzinach.

– Bo zapomniałam – potwierdziła zaskoczona. – Właśnie się zastanawiałam, dlaczego moje dzieciaki tak zgodnie zapowiedziały się na dzisiaj. Trochę dziwnie, bo zawsze przyjeżdżają w same urodziny. Dobrze zrobiłaś z tym tortem, bardzo cidziękuję.

– Nie ma za co. Ale mam prośbę. Ja i reszta twoich pracowników prosimy, żebyś jutro nie przychodziła na czarno. Nie musisz na kolorowo, ale nie wczarnym.

Malwina przygryzła wargę. Nie bardzo wypadało, ale z drugiej strony cieszyć się z urodzin w żałobnej czerni też tak jakośgłupio.

– Dobrze, jutro nie będę naczarno.

– Generalnie to już byśodpuściła.

– Jakoś mi tak niezręcznie od razu przejść na kolory. Może pochodzę po prostu nie w czarnych, a w ciemniejszych ubraniach przez ten miesiąc. Chyba sama już mamdosyć.

Kasia zmieniła wyraz twarzy, spoważniała.

– Malwina, rozumiem, gdybyś rzeczywiście kochała Arka. Gdybyście byli naprawdę dobrym małżeństwem, ale żyliście obok siebie, okazyjnie warcząc jedno na drugie. Zresztą, ten skubaniec nie zasługiwał nawet na jeden dzień chodzenia przez ciebie wżałobie.

– Kaśka! Tak nie można. Tradycja…

– Nie uważasz, że to trochę hipokryzja z twojej strony? – przerwała jej całkiem celnymstrzałem.

Malwina musiała zgodzić się z kumpelą. Chodziła w żałobie, bo tak nakazywała małomiasteczkowa norma społeczna, a nie z prawdziwego żalu. Powinna skończyć tęszopkę.

Dwie godziny później przywitała się z dziećmi. Kalina oczywiście nie odpuściła i też przyszła razem z kocurem, więc wspólnie świętowali przy ulubionym zajęciu jej i dzieci, jakim było pieczenie. Zrobili dwa serniki i szarlotkę. Jeden sernik został pochłonięty zaraz po wyjęciu z pieca, w towarzystwie butelki wina. Drugi i szarlotkę Malwina miała zabrać do przedszkola. Tort tortem, ale nie ma jak domowe ciasto. Pod koniec wizyty dzieci dostała od nich i Kaliny prezent. Trzymała w rękach voucher do najlepszego salonu fryzjersko-kosmetycznego w mieście i nie bardzo wiedziała, po co jej tokupili.

– Mamo, przyjechaliśmy z Antkiem dzisiaj, bo jutro masz umówioną wizytę. Dobrałyśmy ci z Kaliną odpowiedni zestaw zabiegów, więc nie musisz się tam nawet odzywać. Chcemy, żebyś od jutra zaczęła nowy Rozdział w swoimżyciu.

Malwina krytycznie spojrzała na długie włosy swojej sąsiadki, gdzie jasny blond przetykały pasemka we wszystkich kolorach tęczy, na co Kalina zareagowałaśmiechem.

– Nie bój się, nie zrobią ci tego samego co mnie. Ale zmienią fryzurę, wykonają porządną regulację i barwienie brwi. Pokażą, jak robić odpowiedni makijaż. Potem przetrzepię ci szafę i zrobię w niej trochęporządków.

– Ale… – próbowała zaoponować, jednak syn od razu wszedł jej wzdanie.

– Mamo, litości. Masz czterdzieści cztery lata, a nosisz się jak nasza babcia. Może tata lubił takie klimaty, ale jego już nie ma i daj spokój, dobrze? Zacznij wyglądać jak normalnakobieta.

– Czyli jak? – zaperzyła się, bo trochę ją jednak ubodły tesłowa.

– Jak atrakcyjna czterdziestka, a nie stara baba – powiedziałdosadnie.

– Malwina, Antek ma rację – wtrąciła Kalina. – Rozmawiałyśmy o tym nie dalej jak wczoraj i to dało mi do myślenia. We trójkę doszliśmy do wniosku, że jeżeli cię nie przymusimy, sama niczego nie zrobisz. Dlatego zaczynasz od zmiany fryzury i makijażu, jutro o piętnastej, a później bierzemy się zaubrania.

– I biżuterię – dodała z przekąsem Ania. – Zdejmij w końcu te wstrętne perełki z uszu i załóż cośfajnego.

– To prezent ślubny od waszego taty! Jak mam jezdjąć?

– Normalnie. Wyjmujesz ijuż.

Malwina zrozumiała, że bitwy nie wygra i będzie zmuszona do rewolucji. Jednak w głębi duszy sama zaczynała być ciekawa, co z tegowyjdzie.

***

Dzień urodzin zaczęła od rozmowy z burmistrzem o nowym etacie, który, jak przewidywała Danka, dostała bez problemu. Musiała się jedynie wyłgać od zaproszenia na kolację albo obiad i znieść jednoznaczne aluzje i spojrzenia. Po półgodzinie miała dosyć i z przyjemnością pojechała do przedszkola, gdzie przyjęła moc urodzinowych życzeń, piosenek, laurek i drobnych upominków od dzieciaków i bon prezentowy do jednej z odzieżowych sieciówek od koleżanek. Tort i ciasta zostały zjedzone do ostatniego okruszka. Tak jak obiecała, nie przyszła w czerni. Miała na sobie skromną, granatową sukienkę i grafitowy kardigan. Później pojawiła się Kalina i zabrała ją do salonuurody…

Po trzech godzinach zobaczyła w lustrze inną kobietę. Młodszą przynajmniej o dziesięćlat.

– Niesamowite – szepnęła zafascynowana przemianą, na co stojąca obok stylistka uśmiechnęła sięznacząco.

– Mówiłam, że nie ma się pani czego obawiać. Nie jesteśmy tutaj, żeby robić kobietom na złość, ale żeby wydobyć wszystko, co w nich najpiękniejsze. A pani jest piękną kobietą, tylko nie rozumiem, dlaczego ukrywała pani ten fakt przedświatem.

Malwina przygryzła wargę. Przecież nie powie jej, że mąż krzywił się i krytykował najdrobniejsze odstępstwa od naturalnego i skromnego wyglądu. Włożenie krótszej spódnicy czy umalowanie ust kończyło się awanturą, więc wolała podporządkować się jego woli. Raz, kiedy bez jego pozwolenia poszła skrócić włosy, przez kilka miesięcy atakował ją mnóstwem złośliwych docinków, że wygląda jak te puszczające się na prawo i lewo miotły. Pytał ją cicho, żeby dzieci nie słyszały, ilu facetów już złapała na tę nową fryzurę. A ona, zamiast zareagować, wolała się wypłakać w samotności iodpuścić.

Fryzjerka ścięła jej sięgające pasa włosy do ramion i wykonała stopniowanie tak sprytnie, że miała teraz na głowie burzę loków. Ponadto jej smutny, myszowaty blond z siwymi wstawkami zastąpił piękny odcień miodu z jaśniejszymi pasemkami. Kolor i cięcie odjęły jej lat, sprawiły, że poprawił się koloryt skóry, a niebieskie oczy nabrały blasku. Kiedy kosmetyczka wykonała hennę i nadała kształt brwiom, pociągnęła lekką kreskę na górnej powiece i nałożyła tusz na rzęsy, Malwinie odjęło mowę. Prosty zabieg sprawił, że miała większe i wyrazistsze oczy, których kolor przypominał rozkwitnięte niezapominajki. Czuła się tak cudownie, że miała ochotę wstać i uściskaćstylistkę.

Kalina przyszła z nią i pilnowała, żeby nie odmówiła wykonania któregokolwiek z zaplanowanych zabiegów. Teraz patrzyła z uśmiechem naefekt.

– Powiesz mi wreszcie, że miałamrację?

Malwina spojrzała na sąsiadkę i również sięuśmiechnęła.

– Powiem ci nie tylko, że miałaś rację, ale i poproszę o pomoc w uporządkowaniuubrań.

Kalina wstała z fotela i klasnęła w dłonie zradości.

– To spadamy pobiegać po sklepach. – Spojrzała na zegarek. – Jedziemy do Świdnicy, galeria jest czynna do dwudziestej pierwszej, więc mamy czas kupić ci kilka fatałaszków nastart.

Wsiadły do samochodu i po dwudziestu minutach znalazły się w świdnickiej galerii handlowej. Najpierw przejrzały asortyment kilku sklepów z ubraniami i ustaliły zasady doboru nowej garderoby dla Malwiny. Później zgarnęły z wieszaków sporo bluzek, spódnic i sukienek. Przy ich długości doszło do lekkiego spięcia, więc stanęło na dwóch długich, zwiewnych sukniach i trzech spódnicach tuż przed kolano. Z bluzkami był większy zgrzyt, ponieważ Malwina wybrała szerokie i pod samą szyję. Kalina ją wyśmiała, odwiesiła „worki” na wieszaki i sięgnęła po lekko dopasowane, ciut bardziej eksponujące biust i ramiona. Przeprowadziły wojnę o dżinsy, których Malwina nawet nie chciała dotknąć, a które w efekcie kupiła jako pierwsze. To samo dotyczyło długich, szerokich spodni, zbieranych w pasie ozdobnympaskiem.

W końcu Malwina przymierzyła sięgającą podłogi suknię koloru dojrzałych czereśni, z pięknie wykrojonym dekoltem i krótkimi rękawkami. Popatrzyła w lustro i odgarnęła miodowe loki, uważnie przyglądając się swojemu odbiciu. Nie była szczupła i wiotka jak Kalina. Miała setkę w biuście i biodrach, ale za to niezłe wcięcie w pasie, długą szyję i delikatnie wystające kości obojczyków, które suknia ładnie eksponowała. Pierwszy raz od wielu, wielu lat poczuła się po prostu ładną kobietą. Jakby po paru dekadach zrzuciła z siebie niewidzialność. Ale czy przyzwyczai się do tego, że zostanie dostrzeżona przez otoczenie? Przesunęła dłonią po odsłoniętym dekolcie. Bardzo nieśmiało pomyślała, że może jest chociaż w niewielkim stopniu tak atrakcyjna, jak bohaterki romansów, w których zaczytywała się od lat. Może coś ją w życiu jeszczeczeka?

Kalina odsunęła kotarę i aż gwizdnęła z podziwu, co od razu wyrwało Malwinę z tych dziwacznychmyśli.

– No laska, długo sama spać nie będziesz, jak wyskoczysz w tejkiecce.

– Zawsze już będę spać sama. – Policzki Malwiny nabrały rumieńców, ponieważ zdawało się jej, że wszystko, o czym przed chwilą pomyślała, ma wypisane na twarzy. – Co też ci w ogóle przychodzi dogłowy?

Kalina zmarszczyła brwi i spojrzała na sąsiadkę zukosa.

– Ty, ale przez te dwadzieścia kilka lat pożycia z małżonkiem miałaś jakieś skoki w bok, prawda?

Teraz wzrok Malwiny zdradził porządneoburzenie.

– Kalina, o co ty mnie posądzasz? Nie po to przysięgałam wierność przed ołtarzem, żeby puszczać się jak jakaś… – zapowietrzyło ją z oburzenia, na co Kalina tylko roześmiała się wgłos.

– Jak ja, naprzykład?

– Ale nie jesteś mężatką, nie ciebie miałam na myśli. – Malwina zaczęła się szybko tłumaczyć, bo naprawdę zrobiło jej się głupio, czym wzbudziła jeszcze większy wybuch śmiechuKaliny.

– Malwinko, obie wiemy, że puszczam się na prawo i lewo. Lubię tak żyć i wcale się z tym nie kryję. W towarzystwie, w jakim się obracam, ten typ zachowania to norma i dla mnie jesteś bardzo egzotyczna z tak sztywnym podejściem do moralności. Wydaje mi się, że nasze kumpelstwo każdej z nas dobrze robi. Ja patrzę twoimi oczyma, a ty trochę moimi i może z czasem przestaniesz potępiać takie puszczalskie baby jak ja, a mnie stateczne mężatki przestaną śmieszyć. I może trochę zrozumiem, o co chodzi wmałżeństwie?

– Mimo wszystko, przepraszam.

– Niepotrzebnie. A w tej sukni wyglądasz obłędnie. Tylko jest jeden problem, który zauważyłam już przy mierzeniu bluzek. Bielizna. Masz źle dobrany stanik, co psuje ci sylwetkę. Majtki też pewnie masz najtańsze narynku?

Malwina uśmiechnęła sięfiglarnie.

– Majtki to akurat moja ulubiona część garderoby i nigdy nie żałuję na niepieniędzy.

Uniosła bok sukni i pokazała Kalinie jedwabne figi z delikatną koronką w kolorze soczystej brzoskwini, na co Kalina pokiwała głową z uznaniem. Zabrały się za dalsze przymiarki. Na zakończenie dokupiły dwie pary butów na niewysokim obcasie, wypiły jeszcze kawę i wróciły do Bielawy objuczone sporą ilościątoreb.

– Wiesz co? – zagaiła Malwina, kiedy były w połowie drogi. – Nie będę robiła porządku w szafie. Po prostu wszystko z niejwywalę.

– Zuch dziewczyna – pochwaliła decyzję przyjaciółkiKalina.

W domu znalazły się późno, zmęczone, ale szczęśliwe. Przynajmniej Malwina, która chyba nigdy w życiu nie cieszyła się tak zurodzin.

Rano weszła do przedszkola i od razu wzbudziła sensację. W nowej fryzurze, makijażu, szarej bluzce zapinanej na drobne guziczki i śliwkowych spodniach z ozdobnym paskiem, których tak bardzo nie chciała kupić, wyglądała jak prawdziwa szefowa. Elegancka i piękna pani dyrektor. Nie wiedziała, jak reagować na wszystkie achy i ochy, dziękowała jedynie ze zdrowym rumieńcem. Niestety, żeby wejść do swojego gabinetu, musiała przejść cały parter przedszkola. Tylko jeden czterolatek z grupy Tygrysków rozpłakał się na jej widok i powiedział, że on chce starą panią dyrektor, czym wzbudził ogólny wybuch śmiechu. Malwinie jego reakcja pozwoliła opanować zażenowanie i obrócić podziw nad jej nowym wizerunkiem w żart. Kaśka była zachwycona, nie mogła się na nią napatrzeć i szczerze cieszyła się z tego, że jej przyjaciółka w końcu pokazała, jaką jest piękną kobietą. Po wszystkich achach i ochach, które jej zaserwowała na dzień dobry, postawiła na biurku przygotowaną wcześniej kawę i spojrzała na dyrektorkę, podpierając się pod boki. Malwina wiedziała, że taka postawa i mina nie wróżą dobrychwieści.

– Wcześniej nie miałam odwagi, ale teraz ci powiem – zaczęła poważnie wice, a dyrektorce natychmiast zrobiło się zimno ze strachu. – Nigdy twojego chłopa nie lubiłam. Zresztą, nikt go nie lubił. Tolerowali, owszem, ale ze względu na ciebie, bo wszyscy cię kochają. Osobiście nie cierpiałam go jak chyba nikogo na świecie i prawie się ucieszyłam, gdy zadzwoniłaś, że go szlag trafił. A teraz mam nadzieję, że znajdziesz sobie w końcu normalnego faceta, który będzie cię tak kochał, jak na to zasługujesz. To tyle, wypijkawę.

Odwróciła się i wyszła zostawiając osłupiałą przyjaciółkę samą. Kobieta po chwili uśmiechnęła się w duchu. Znając Kasię tyle lat, jej szczerość i tryb szybszego mówienia aniżeli myślenia, i tak długo wytrzymała, nie mówiąc jej o tym. Słowa wicedyrektor zastanowiły ją jednak. Na pogrzeb Arka przyszła delegacja z pracy męża, jej znajomi z pracy, jej rodzice, bo Arka dawno już nie żyli, i praktycznie nikt więcej. Nigdy nie miał kolegów, nigdy nikomu bezinteresownie nie pomógł. Kochał swoje mecze i programy informacyjne, i to mu wystarczało. Oprócz obiadu podanego na czas i spokoju przy oglądaniu telewizji, niczego więcej nie wymagał. I chciał, żeby Malwina towarzyszyła mu w tej nudnej egzystencji do końca. Spełniła obowiązek. Do ostatniegodnia.

Jeżeli wcześniej miała obiekcje, to w tym momencie je straciła i obiecała sobie solennie, że zaczyna życie od nowa. Zrobi to wszystko, czego nie mogła do tej pory, ograniczona własnymi lękami i nudnym mężem tradycjonalistą. Wiedziała, że nie będzie jej łatwo, bo zasznurowanego ciasno przez całe lata gorsetu posłusznej żony i matki nie zdejmie pstryknięciem palców. Wczoraj dopiero rozsupłała węzeł. Teraz powoli zacznie go popuszczaćtroki.

Życie od nowa

Copyright © Izabela Grabda

Copyright © Wydawnictwo Inanna

Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak

Copyright © for the cover photo by © Drobot Dean/Adobe Stock

Wszelkie prawa zastrzeżone. All rightsreserved.

Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2020r.

książka ISBN 978-83-7995-534-3

ebook ISBN 978-83-7995-535-0

Redaktor prowadzący: Ewelina Nawara

Redakcja: Katarzyna Chojnacka-Musiał

Korekta: Barbara Mikulska

Adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski

Projekt okładki: Aleksandra Bartczak

Skład i typografia: www.proAutor.pl

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgodywydawcy.

MORGANA Katarzyna Wolszczak

ul. Kormoranów 126/31

85-432 Bydgoszcz

[email protected]

www.inanna.pl

Książka najtaniej dostępna w księgarniach

www.MadBooks.pl

www.eBook.MadBooks.pl