Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Złamana na całe życie, początkująca dziennikarka Ada skrywa pewną bolesną tajemnicę. W najmniej oczekiwanym momencie poznaje Igora – mężczyznę, który weźmie od niej wszystko albo nie zechce nic.
Ada się boi. Nie umie ufać, choć bardzo chciałaby mieć u swego boku kogoś takiego jak Igor – silnego mężczyznę, przy którym mogłaby swobodnie oddychać i z którym mogłaby podzielić się przeszłością. Trudno jej jednak uwierzyć w jego bezgraniczną miłość, zrozumienie i oddanie w tak krótkim czasie. Igor to facet zdecydowany na wspólne życie z Adą, lecz ona być może nigdy nie będzie gotowa, by dać mu siebie.
Kiedy okazuje się, że jej miłość jest równie mocna – na ich wspólnej drodze pojawia się ten, który spędza dziewczynie sen z powiek. Wtedy też zaufanie, namiętność i uczucie, czyli wszystko, czego młoda kobieta tak bardzo potrzebuje, wybuchają między Adą a Igorem z wielką siłą.
Czy to wystarczy, by odpędzić demony przeszłości?
Zostań na zawsze naszej Anety Sołopy chwyta za serce już od pierwszych stron! Wzruszająca i przepełniona emocjami historia Ady i lgora sprawi, że nawet największe niedowiarki uwierzą w moc przeznaczenia. Dajcie się zatem porwać opowieści, która rozświetli mrok.
Polecam gorąco!
@madziara.malfoy, Magdalena Spirydowicz
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 257
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tej autorki w Wydawnictwie WasPos
CYKL PRZEKROCZYĆ GRANICĘ
Przekroczyć granicę. Tom 1
Przekroczyć granicę. Tom 2
POZOSTAŁE POZYCJE
Za wszelką cenę
Przypadkowa znajomość
Jej tajemnica
Rozmowy nocą
Zostań na zawsze
Wszystkie pozycje dostępne również w formie e-booka
Copyright © by Aneta Sołopa, 2023Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2024All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Aneta Krajewska
Projekt okładki: Magdalena Czmochowska
Zdjęcie na okładce: © by Adobe AI
Ilustracje wewnątrz książki: Obraz Gordon Johnson z Pixabay
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie
ISBN 978-83-8290-505-2
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 1
Zapowiada się piękny dzień. Lipiec w tym roku jest wyjątkowo upalny. Właśnie kończymy kolejny rok studiów. Marzy nam się, aby wziąć koc i pójść na ukwieconą łąkę z koszem pełnym pyszności.
Ale nie.
Żadna z nas nie ma na to czasu. Wszystko, na co możemy sobie pozwolić, to mały drink w naszym ulubionym barze, który w soboty zamienia się w dyskotekę.
Ja sama rzadko tu przychodzę, więc mówienie „mój ulubiony bar” jest już grubą przesadą. Moja obsesja, że ktoś może mi czegoś dosypać do drinka, na to nie pozwala. No i w ogóle niespecjalnie lubię wychodzić z domu, najczęściej tylko do pracy, na zakupy i z powrotem.
Ale tym razem daję się namówić koleżankom z roku.
– To przecież koniec semestru, musisz iść – przekonują.
Dla mnie nie jest to tylko koniec kolejnego etapu nauczania i zdobywania wykształcenia.
Mam jeszcze coś innego do świętowania.
Od niedawna zaczęłam pracę w gazecie. Mam niewielką rubryczkę do samodzielnego prowadzenia. Redaktor naczelny, a także moi wykładowcy i ludzie, którzy widzieli, jak piszę, mówili, że mam lekkie pióro. Głównie jednak zajmuję się pisaniem prześmiewczych tekstów na temat naszych polityków, celebrytów i innych znanych osób. Redaguję też większość tekstów każdego numeru i komuś wyżej to się zaczyna podobać.
W ostatnich dniach naczelny wezwał mnie do siebie i oznajmił, że nowy współwłaściciel chce mnie poznać osobiście. To bardzo dobry powód do świętowania.
No dobrze, powiem prawdę.
Jesteśmy tu po prostu dlatego, że dziewczyny mają kolejną wymówkę, aby się napić i rozerwać. Niech im będzie, tym razem przystaję na to niemalże z ochotą.
Już pół godziny stoję przed otwartą szafą, próbując wybrać coś odpowiedniego. Nie mogę ciągle wyglądać jak zakonnica, ale też nie może to być nic wyzywającego. Bóg wie, kto w tym barze będzie jeszcze siedział. No, nie mam w co się ubrać, marudzę i marudzę sama do siebie.
W końcu rzuca mi się w oczy typowo sportowa, czerwona sukienka z białymi lampasami po bokach, akurat do kolan, z krótkimi rękawami, bez większego dekoltu. Okej, niech będzie to. Do tego zamierzam włożyć trampki, moją nową, czarną ramoneskę i będzie w porządku.
Czerwone jak cegły włosy zostawiam dzisiaj rozpuszczone, a usta maluję dla odmiany różową pomadką. Jak szaleć, to szaleć, myślę sobie.
Tuż przed siódmą zjawiam się przed barem, gdzie dziewczyny czekają już całą ekipą. Wieczór jest naprawdę upalny, tak samo jak i dzień, więc moja ramoneska musi zawisnąć na ramieniu. Dziewczyny aż gwiżdżą na mój widok.
– Co się stało? – pytam, rozglądając się dookoła.
– Ada w sukience, muszę to gdzieś zapisać! – odpowiada Magda, najbliższa z moich koleżanek, całując mnie w policzek.
Ona jedyna domyśla się czegokolwiek o moim nastawieniu, na szczęście nigdy niczego nie komentuje ani nie prosi o wyjaśnienia. I pewnie dlatego jest mi najbliższa.
Poznałyśmy się na pierwszym roku edytorstwa, teraz ona pracuje dla korpo, a ja – od niedawna w gazecie. Każda z nas ma już co robić, więc takie wspólne wypady rzadko się nam zdarzają.
Dziewczyny mówią i mówią i w sumie nawet się cieszę, że z nimi wyszłam.
Jeszcze zanim wejdziemy, pierwszą kolejkę z zakorkowanej porządnie butelki pijemy za mnie! Za moją nową pracę, nowe stanowisko i nowy, zajebisty sukces. Wznosimy toast, a dziewczyny śpiewają mi Sto lat i biją brawo.
Wszystkie są wolne. Założyły gang samotnych czarownic, do którego według nich należę. Ale co z tym gangiem dalej – chyba same nie wiedzą.
Wchodzimy do środka i zajmujemy miejsca w loży obok stołu bilardowego. Dziewczyny uznają, że tu będą miały najlepszy widok, by móc wyhaczyć kogoś do wspólnego imprezowania.
Nie gram w bilard. Uważam, że to gra, która przykuwa męskie nachalne oczy do kobiecych tyłków. A od tego już niedaleko do jednego. Dziewczyny mnie nie namawiają. Przez cztery lata zdążyły dość dobrze poznać zarówno mnie, jak i różne moje obsesje.
Wyjmuję więc butelkę małej whisky pod stołem, wlewam do pustej szklanki i mieszam z colą z puszki, którą kupiłam przy barze.
Tak jest po prostu najbezpieczniej, ale niebezpieczne jest to, że ktoś spoza moich znajomych mógłby to zobaczyć.
Po jakichś piętnastu minutach dziewczyny wracają do stolika i zamawiają kilka kolejek wódki. Chichoczą jak nastolatki, a ja staram się rozumieć, co do mnie mówią.
Wypijam jednego słabego drinka i chcę się zmywać, ale Magda mnie szturcha i szturcha, wskazując na bar.
Siedzi tam najprzystojniejszy facet, jakiego kiedykolwiek widziałam. Ubrany w samego Armaniego. Garnitur skrojony na miarę, śnieżnobiała koszula, lekko poluzowany krawat. Włosy czarne jak węgiel, krótko przystrzyżone, twarz pociągła z wystającymi kośćmi policzkowymi, smukła.
I te oczy – przenikliwe, również czarne jak noc. Wydatne usta, które z pewnością niejedną kobietę całowały, a na kolanach delikatne jak u kobiety dłonie.
Skąd to skojarzenie o całowaniu?
Do tego gapi się właśnie na mnie, czego Magda nie omieszkuje mi co chwilę szeptać do ucha. Po kilku minutach spoglądam ponownie w jego stronę, a Supermen podnosi swojego drinka, patrząc prosto na mnie. To mnie szokuje do tego stopnia, że również podnoszę swojego.
To się jeszcze nie zdarzyło!
Kurwa, kto to jest i czemu gapi się akurat na mnie, kiedy wokół jest tyle pięknych, fajnie ubranych dziewczyn?
To na pewno jakiś zboczeniec, myślę sobie.
A potem cichy głosik w mojej głowie podpowiada mi bezczelnie, że moja obsesja mnie wykończy.
Ubezpieczony zawsze zabezpieczony, jak to mówią.
Nie zamierzam się nabrać na ten słodki lep. Zresztą, jak na żaden inny. Pora na ciebie, Ada, pora do domu.
Jest tak głośno, że w tym hałasie nie mogę zadzwonić po taksówkę. Proszę więc Magdę, aby wyszła ze mną na zewnątrz.
Zanim uda się nam opuścić zgrupowanie, podchodzi do mnie kelner ze szklaneczką whisky i szepcze, że pan Supermen przy barze ma życzenie, abym z nim wypiła.
Chyba, kurwa, się przesłyszałam.
Wszystko we mnie broni się przed atakiem paniki, a jednocześnie zastanawiam się, czego ten nieznajomy chce.
Zaczynam oddychać głęboko, trzymając Magdę za ramię. Słyszę, jak powtarza mi prosto do ucha: spokojnie to ja, spokojnie to ja, aż wreszcie to pomaga. Kilka głębszych oddechów i naprawdę jest mi lepiej.
Postanawiam się nie dać. Biorę drinka i swoje rzeczy, Magda wychodzi zamówić dla mnie taksówkę, a ja podchodzę do baru, stawiając szklankę przed Supermenem.
– Czego pan tu dosypał? – pytam, krzyżując ręce na piersiach.
– Słucham? – odpowiada pytaniem na pytanie, chociaż dobrze słyszał, co mówię.
– Zapytałam, czego pan tu dosypał – powtarzam spokojnie.
Patrzę mu w oczy, ale i on nie odwraca wzroku. Uśmiecha się, a moim oczom ukazują się białe, równe zęby.
– Zapewniam panią, że nie muszę się uciekać do takich sztuczek. Kobiety zazwyczaj same rozkładają przede mną nogi – odpowiada, również krzyżując ręce na piersiach.
Czuję się, jakby mi ktoś dał w twarz otwartą dłonią. Co za palant.
– Jak miło wiedzieć, z jakimi kobietami się pan zadaje. Wszystkich pan mierzy swoją miarą? – pytam ostro, wprawiając go w osłupienie, i wychodzę.
Taksówka już na mnie czeka.
Nie zastanawiając się, wsiadam i odjeżdżam do domu, nie obejrzawszy się za siebie. Jestem bardzo zdenerwowana. Dzisiaj znowu mogło mi się przydarzyć coś złego. Albo to moja paranoja.
Spoglądam na zegarek, jest chwilę po dziesiątej. Dzwonię do brata i pokrótce opowiadam mu, co się stało. Słucha mnie z uwagą, a potem naprawdę stwierdza, że to moje urojenia.
– Nieważne. Możesz mnie jutro zawieźć do pracy czy nie? – pytam niecierpliwie.
– Mogę. Ale umów się z psychologiem, bo znowu zaczynasz świrować – odpowiada groźnie.
A ja po prostu całą sobą czuję, że tym razem to nie jest moja wyobraźnia.
Nie mogę spać.
Co chwilę się budzę, śni mi się, że mnie ktoś goni i naprawdę mnie łapie. Co za koszmar.
Dzisiaj zaczynam o siódmej. Muszę zrobić na jutro numer i do dziewiątej posłać go do drukarni. Podoba mi się ta praca. Jest nas niewielu, a ja dostałam swój zamykany kąt i niczego więcej mi nie trzeba.
Zanim wsiądę do auta, rozglądam się kilka razy w cztery strony świata, a Patryk patrzy na mnie spod byka.
– Hej – witam się, zdejmując apaszkę „nierozpoznawalności” w aucie.
Mój brat tylko kręci głową. Kurwa, o co mu chodzi? Już zapomniał, jak to było? I jak trudno było mi się pozbierać? O to też go pytam.
– Ale ty się nie pozbierałaś. Musisz z tym walczyć, ta obsesja cię wykończy – odpowiada, a potem dodaje: – Dlaczego nie zaczniesz się z kimś spotykać? Może to by ci pomogło i poczułabyś się bezpieczniej? Może po prostu wpadłaś temu facetowi w oko!
– Przestań! – krzyczę z paniką w głosie. – Jeszcze by tego brakowało, żebym kogoś unieszczęśliwiła, to po pierwsze. A po drugie, ja nigdy nie będę w stanie być w związku. Zapamiętaj to sobie – mówię zdecydowanie.
Na to mój kochany brat nie znajduje już żadnej riposty.
Kiedy parkuje pod biurowcem, w którym moja gazeta wynajmuje piętro, błagam go jeszcze, żeby odprowadził mnie pod drzwi. Jest naprawdę wściekły i zmartwiony, ale przynajmniej przestaje się stawiać. Bierze mój laptop i wchodzimy razem do środka.
Rozdział 2
Kiedy zjawiam się pod drzwiami, z przeszklonego pokoiku redaktora naczelnego spoglądają na mnie te same czarne oczy, co wczoraj przy barze.
A jednak. Kurwa, znalazł mnie i chce osaczyć.
– Patryk, to on – mówię, pociągając brata za ramię do swojego gabineciku metr na dwa, jak to zwykłam mówić.
– Ten z baru? – pyta mój brat zszokowany.
Chwyta mnie za rękę, a ja z całej siły staram się nie dopuścić do ataku. Oddycham i oddycham, mój brat mówi i mówi, aż naprawdę czujemy, że jestem spokojna.
– Mówiłam ci, kurwa, że nie przesadzam – szepczę ze złością.
– Dobrze. Idziemy tam i zaraz dowiemy się, o co mu chodzi – mówi Patryk, ciągnąc mnie w stronę drzwi.
Kiedy widzi, że lekko się opieram, a raczej wcale nie zamierzam wyjść, dodaje:
– A jeśli nie, to przynajmniej Krzysztof się dowie, co to za pajac, a ja dam mu w mordę. – Patryk nie puka, tylko wchodzi „z drzwiami”.
– Czego pan chce od mojej siostry? – pyta głośno ostrym jak brzytwa tonem, stając naprzeciwko Supermena.
Mój Supermen wstaje, są z moim bratem równi wzrostem. Poprawia swoją marynarkę i wyciąga rękę do Patryka, na co mój wspaniały brat nie reaguje. Ukrywam się za jego plecami, bojowo nastawiona. Tajemniczy nieznajomy jest naprawdę przystojny, można się w nim zakochać.
Albo zatracić, jak kto woli.
Ani tego, ani tego nie chcę.
– Zaraz, zaraz – zaczyna Krzysztof, redaktor naczelny gazety, którego znamy tak dobrze.
Był przyjacielem naszego taty; jak tylko dowiedział się, że szukam pracy, od razu wziął mnie pod swoje skrzydła, otaczając ojcowską opieką, której od lat mi brakowało.
– To jakieś nieporozumienie.
– Ten pan to nieporozumienie – przerywa mu Patryk. – Wczoraj proponował Adzie drinka, chociaż widział ją pierwszy raz na oczy. Zachciało się panu niewinnych dziewczyn? – docieka mój brat, na co Supermen tylko się uśmiecha.
– To jest nowy współwłaściciel! – krzyczy Krzysztof, stając między dwoma byczkami.
Z wrażenia aż zakrywam usta dłonią. Patryk nie za bardzo wie, co zrobić, więc po prostu obraca się i piorunuje mnie spojrzeniem.
– Mówiłem Adzie, że chce ją poznać – zakańcza Krzysztof i od razu widać, że mówi to z ulgą.
– Dzień dobry – wita się Supermen chłodnym głosem.
Tym razem i Patryk, i ja wyciągamy ręce. No, i właśnie chuj strzelił moją błyskotliwą karierę.
Patryk jest na mnie wściekły i nie ma się czemu dziwić. Przeprasza ładnie mówiąc, że zaraz tu wrócę, ale musi zamienić ze mną dwa słowa na osobności.
– Widzisz? – pyta, na co tylko zwieszam głowę. – Teraz przy mnie zadzwonisz do psychologa. Już – dodaje, podając mi komórkę.
Kurwa, czuję się naprawdę źle. Patryk więcej mi nie uwierzy. Zastanawiam się też, skąd, do chuja, mogłam wiedzieć, że jakiś przypadkowy facet w barze okaże się moim szefem.
Jestem jednak posłuszna, wiem, że Patryk chce dla mnie dobrze i rozmowa na pewno mi się przyda. Umawiam się na najbliższy wolny termin, żegnam Patryka przepraszającym głosem i teraz czeka mnie najgorsze. Biorę dwa głębokie oddechy i wracam pod gabinet naczelnego, tym razem grzecznie pukam do drzwi.
– Ada… – zaczyna Krzysztof, ale powstrzymuję go ruchem ręki.
Podchodzę do Supermena, który wstaje z fotela, i wyciągnąwszy dłoń, mówię:
– Bardzo pana przepraszam za dziś. Naprawdę nie sądziłam, że może pan być moim szefem. Taka sytuacja się więcej nie powtórzy.
– To ja przepraszam – odpowiada, potrząsając moją dłonią.
Mierzymy się wzrokiem i jestem lekko zaskoczona.
– Nie powinienem był proponować drinka obcej osobie. Ale w ramach przeprosin proponuję kolację – dodaje, jeszcze bardziej mącąc mi w głowie. – Pana Krzysztofa też oczywiście zapraszam, razem z żoną, żeby nie czuła się pani niekomfortowo. Omówimy kilka spraw w luźniej atmosferze, a także miałbym dla was kilka propozycji. Jak pani to widzi?
Spoglądam zaskoczonym wzrokiem na Krzysztofa, a on na mnie. Kiwa lekko głową, zatem odpowiadam, że chętnie, nie chcąc już z nim dziś zadzierać.
– Dobrze, a więc dziś o siódmej? W Toskanii. Przyjadę po panią – oznajmia i po prostu wychodzi, nie dając mi możliwości protestu.
Z wrażenia opadam na krzesło. Jest przystojny, inteligentny, a do tego pewnie bogaty.
A ja nawet nie znam jego imienia! Będę musiała to naprawić.
Krzysztof wygląda jak chmura gradowa. I znowu zaczyna mnie pouczać, że nie muszę się wszystkiego bać.
No właśnie.
Oni nigdy tego nie zrozumieją – ani Krzysztof, ani Patryk, ani moja siostra, nikt. Ja się nie boję, ja po prostu chcę zapobiec każdemu nieszczęściu, które może mnie spotkać, żeby potem się nie bać.
Wracam do domu po czternastej. Kąpię się i postanawiam zajrzeć do swojej szafy, w której ostatnio ciągle czegoś brakuje. Nie dam mu tej satysfakcji i pozapinam się pod samą szyję.
Wyjmuję więc swoją najlepszą i najnowszą bluzkę z zielonej satyny, bez rękawów, ale i bez dekoltu. Do tego wkładam czarne, dopasowane spodnie z wysokim stanem i lekkie mokasyny. Przeglądam się w lustrze. Zawsze jak chcesz, żeby coś ci wyszło – wyjdzie, ale odwrotnie.
Ten zestaw idealnie opina moje wdzięki, tu i tam. I chociaż są schowane, resztę pozostawiają wyobraźni. No nic, nie mam już czasu, zaraz będzie auto, a pan Supermen pewnie nie lubi spóźnialskich. Zresztą, ja też nie lubię się spóźniać i wolę się już więcej dzisiaj nie narażać. Wieczór jest piękny, gorący i słoneczny. W powietrzu czuć zbliżającą się burzę.
Auto, które po mnie podjeżdża, okazuje się najprawdziwszą limuzyną.
Kiedy parkuje tuż przed moimi stopami, wysiada z niej prawdziwy mężczyzna. Spodnie od garnituru leżą na nim nienagannie, do tego włożył czarną, idealnie skrojoną koszulę z rękawami podwiniętymi w trzy czwarte.
Ma czarne, lśniące włosy, a jego jeszcze bardziej czarne oczy wymownie spoglądają na mój strój.
Podchodzi do mnie i wyciąga rękę. Podaję mu swoją, a wtedy przeszywa mnie prąd. Po raz pierwszy w życiu czuję się naprawdę podniecona.
– Może po prostu zaczniemy od nowa? – proponuje ugodowo.
Nie jestem w stanie odpowiedzieć, więc tylko kiwam głową.
– Igor Romantowski – przedstawia się, otwierając przede mną drzwi jak prawdziwy dżentelmen.
– Ada Markiewicz – odpowiadam z uśmiechem.
Jedziemy w milczeniu.
Ciągle kołacze mi się w głowie jego nazwisko i pewność, że skądś je znam, ale nie mogę sobie przypomnieć skąd.
Tuż przez siódmą docieramy na miejsce. Mój Supermen instruuje swojego szofera i wysiadamy z auta.
Widząc, z jakiej fury wyskakuję, Krzysztof omal nie mdleje z wrażenia.
Witam się z Anną szybkim cmoknięciem w policzek, Krzysztof zapoznaje ją z Igorem, a w następnej chwili kelner prowadzi nas do stolika. Restauracja wygląda wspaniale. To najlepsza włoska knajpa we Wrocławiu. I z pewnością najdroższa.
Fototapety przedstawiające morze i plażę oraz budynki porośnięte krzewami winogrona sprawiają wrażenie, jakby przeniesiono je z Sycylii.
Kelner prowadzi nas do zaciemnionego stolika zasłoniętego z jednej strony parawanem, podaje karty i cichutko się ulatnia. Rozsiadamy się wygodnie, rozglądając się po wnętrzu, każde pogrążone we własnych myślach.
Po kilku minutach obsługa wraca i kelner zaczyna nalewać wino pełną wprawy ręką.
– Pomyślałem, że zamówię dla nas coś zapoznawczego. Chciałbym, abyśmy mówili sobie po imieniu – mówi Supermen, uśmiechając się bezpośrednio do mnie.
Wolę naprawdę nie wiedzieć, ile kosztuje tu butelka wina. Nie lubię wina w ogóle. Jeśli alkohol – tylko whisky. Toteż kiedy kelner podchodzi do mnie, dziękuję grzecznie, zakrywając swój kieliszek dłonią.
– Nie pijesz? – pyta Igor zdziwionym głosem, trzymając swój kieliszek w ręce.
Napięcie między nami jest niemal namacalne. Supermen wyraźnie czeka na odpowiedź, tak jak i pozostali.
– Nie lubię wina – odpowiadam szczerze.
Lepiej zachować trzeźwość umysłu przy takim facecie jak Igor.
– Co więc pijesz, Adrianno?
Matko boska. To, w jaki sposób wymawia moje imię, wstrząsa moim ciałem. Ależ ma seks… nawet w głosie.
Spoglądam w stronę Krzysztofa, ale tylko kręci głową z dezaprobatą. Jego wzrok mówi wyraźnie, że trzeba było wziąć to wino i przestać się zachowywać jak dziecko. Supermen od razu dostrzega naszą szybką wymianę spojrzeń, chwyta mnie za rękę i dodaje:
– Lubię szczerych ludzi, nie potakiwaczy. Zapamiętaj to.
Całą sobą skupiam się na jego delikatnej dłoni trzymającej moją i łagodnym spojrzeniu.
– Whisky – odpowiadam od razu.
Mam ochotę zabić Krzysztofa. Wychodzę na oszustkę, a tak naprawdę ja też wolę szczerość. Igor przywołuje kelnera i po kilku chwilach trzymam w dłoni szklaneczkę złocistego trunku z domieszką lodu.
– Wznieśmy toast za owocną współpracę. Mam nadzieję, że cię nie zanudzimy, Anno – mówi Supermen, podnosząc swój kieliszek.
Śmiejemy się nareszcie i atmosfera staje się luźniejsza.
Pijąc, Supermen patrzy mi w oczy. Mój trunek jest wspaniały. Nie wiem, co wybrał, ale pewnie dostałabym zawrotów głowy nie tylko od nazwy.
Na przystawkę wybieram melona w szynce parmeńskiej, Anna idzie w moje ślady, a chłopcy biorą po sałatce z kaczką. Na drugie zamawiam kurczaka po toskańsku, Anna ravioli, Krzysztof też, a Supermen pociesza się stekiem wołowym. Igor prosi nas, abyśmy zgodzili się zjeść na deser to, co sam zamówi.
Nie ma sprawy, myślę sobie. Mam nadzieję, że znowu się pomyli i zamówi tort bezowy, którego nie cierpię, a wtedy to już otwarcie mu powiem, że nie zna się na kobietach kompletnie.
Zanim przystawki zostaną podane, Igor opowiada, że to jego pierwsza styczność z tego typu branżą, ale to go raczej nie zniechęca, tylko motywuje. Ma teraz większość udziałów w naszej gazecie i chce z nami porozmawiać, co zrobić, żeby sprzedaż była lepsza.
Mówi, że w dobie Internetu nie jest łatwo się przebić, choć i tak nie jest z nami najgorzej. Znam te statystyki, ale uważam, że czytelnika trzeba zaskoczyć czymś nowym. Ludzie lubią informacje, ale jeśli w kółko czyta się tylko o wypadkach i polityce, staje się to nudne i gazeta przestaje być interesująca. Już wystarczająco zewsząd informacji o nieszczęściach. Po co jeszcze ludziom dokładać?
Kiedy Supermen pyta mnie o zdanie, właśnie tak to przedstawiam. Słucha mnie z uwagą, patrząc prosto w oczy. Muszę wytrzymać ten wzrok, dopóki kelner nie przyniesie naszych przystawek.
Jemy w milczeniu, a gdy kończymy, Igor nalewa jeszcze po kieliszku wina.
– To może jakieś propozycje? – pyta, patrząc to na mnie, to na Krzysztofa.
Oj, oj, mój naczelny wcale się nie przygotował. Po jego minie widzę, że intensywnie myśli, co odpowiedzieć. Nie czekam więc dłużej, tylko sama zaczynam mówić.
– Moglibyśmy dodać jakąś krzyżówkę, horoskop lub sudoku. Wszystkie gazety to mają, a nasza nie. Mój tata do śmierci rozwiązywał krzyżówki w gazetach. I wiele jest podobnych osób wśród tego starszego pokolenia. Poza tym – mówię, widząc, że Igor chce coś wtrącić – zrezygnowałabym z rubryki o zdrowiu i urodzie dla kobiet. Wydaje mi się, że artykuł w gazecie to ostatnia rzecz, którą bym przeczytała, gdybym miała jakiś problem zdrowotny.
– Anno, jak myślisz? – pyta Igor, przenosząc wzrok ze mnie na nią.
Jest speszona, uśmiecha się jednak nieśmiało, ale ochoczo potwierdza moją tezę.
Zachęcona przez Supermena, kontynuuję:
– Zamiast tego moglibyśmy każdego tygodnia zamieszczać informacje o tym, jak się żyje w innych krajach, jakie są zwyczaje i tradycje, co wolno, a czego nie. Takie krótkie, ale ważne informacje. Ciekawostki.
– Nie mówiłaś mi o tym wcześniej. – Krzysztof jest zaskoczony, choć nie rozumiem dlaczego.
– Bo ty boisz się zmian jak diabeł święconej wody – odrzekam z uśmiechem, podnosząc szklankę na zgodę.
Igor też się uśmiecha, ciągle na mnie patrząc.
– Jak to widzisz, te ciekawostki? Zaproponuj coś – docieka zainteresowany.
– Weźmy na przykład Zjednoczone Emiraty Arabskie – odpowiadam po chwili zastanowienia. – Mnie by to zaciekawiło, czy jest tam wielożeństwo, jakie są prawa kobiet, w co im wolno się ubierać, dlaczego mają prohibicję. Przecież to są fajne informacje i nawet przydatne dla celów turystycznych. – Przerywam i wtedy do głowy wpada mi jeszcze lepszy pomysł. – Mam koleżankę, która redaguje broszury dla biura turystycznego. Moglibyśmy z nimi podpisać umowę na jakąś niedrogą reklamę, a my już we dwie coś byśmy wymyśliły.
– Wspaniałe pomysły. Krzysztof, zatrudniłeś prawdziwy skarb – komplementuje moje nowe, słodkie i uległe ja Igor, podnosząc kieliszek w moją stronę.
Jestem z siebie dumna, a kątem oka widzę, że połechtanemu komplementami Krzysztofowi też urósł tors. Supermen naprawdę mnie docenia, bo po obiedzie proponuje coś jeszcze.
– Przejmując gazetę, nie miałem o tym pojęcia, więc postanowiłem przynajmniej przeczytać, o czym piszecie. Już dawno nic nie rozbawiło mnie tak z rana przy kawie, jak twój prześmiewczy tekst o politycznej aferze z ostatniego miesiąca. Pomyślałem wtedy, że mając taką ekipę, dam radę. I wpadłem na coś jeszcze. – Przerywa, wzbudzając, w nas, słuchaczach, napięcie. – Jeśli się uda, w przyszłym miesiącu zdobędę udziały w jednej ze stacji telewizyjnych. Moglibyśmy stworzyć coś podobnego, ale na żywo – dodaje, a my słuchamy z zaciekawieniem, choć to nijak się ma do naszej gazety. – Krótkie historie, śmieszne scenki, jakieś znane lub mniej znane osoby i celebryci wyśmiewaliby u nas samych siebie lub swoich sąsiadów. Wydaje mi się, że ludzie potrzebują takiej rozrywki, a w polskiej telewizji nie ma niczego takiego od lat – tłumaczy.
Spoglądam na Krzysztofa, który dziś wyjątkowo dużo pije, a mało mówi. Jest to nawet niezły pomysł, ale to nie ma nic wspólnego z czasopismem. Tak też się do tych rewelacji odnoszę.
– Ale ja bym chciał, żebyś została kimś w rodzaju prowadzącej. To byłby twój program – mówi, szokując nas wszystkich.
Zamurowuje mnie do tego stopnia, że buzię mam otwartą i nie wygląda to najlepiej, póki Krzysztof mnie nie szturcha. Nigdy bym się na to nie zgodziła. Byłabym wtedy rozpoznawalna i tylko miała kłopoty. A i bez tego miałam już dość kłopotów w życiu.
– Dzięki za zaufanie, ale raczej nie. Mogłabym oczywiście pisać program, scenariusz lub same teksty, ale nic więcej – odpowiadam szczerze.
– Większość kobiet wiele by oddała za taką szansę – zaznacza Igor, przypatrując mi się uważnie.
Właśnie się zastanawia, czy naprawdę odmawiam, czy robię z siebie damę, którą trzeba prosić, aby przyjęła szansę od losu.
– Jak już zdążyłeś zauważyć, nie jestem taka jak większość kobiet – mówię spokojnym, ale stanowczym głosem.
– Ada! – krzyczy Krzysztof, próbując mnie powstrzymać, na co Igor nie reaguje.
– Rzeczywiście, przy tobie czuję się, jakbym nigdy żadnej kobiety nie spotkał – odpowiada Supermen, patrząc mi głęboko w oczy.
Jezu, mogłabym się zatracić w tym spojrzeniu. Cieszę się, że dopiero dostaję drugą szklaneczkę. Gdyby było ich więcej, kto wie co mogłoby się wydarzyć.
Po deserze, który na szczęście nie jest tortem bezowym, jestem już tak pełna, spokojna i rozluźniona, że nie potrzebuję niczego więcej niż łóżka.
Krzysztof spogląda na zegarek i okazuje się, że muszą wychodzić. Jest już wpół do jedenastej, a opiekunkę do dziewczynek mają tylko do jedenastej. Wychodzi zadzwonić po taksówkę, a Anna do toalety.
Patrzę w dal, kątem oka widząc, że Igor nie spuszcza ze mnie wzroku. Kiedy wraca naczelny i oświadcza, że taksówka zaraz będzie, zaczynam się zbierać. Igor natychmiast reaguje:
– Ty też wychodzisz?
– Skąd pomysł, że zostaję? – pytam, udając zdziwienie. – Zabierzemy się razem, to po drodze.
– Myślałem, że jeszcze porozmawiamy.
Odwracam się, krzyżując ręce na piersiach, i spoglądam mu w oczy. Widzę w nich nadzieję. Ale mój wzrok wyraża wściekłość.
Proszę Annę, żeby zaczekali na mnie chwilę w taksówce, a kiedy opuszczają restaurację, podchodzę do Supermena bardzo blisko i mówię dosadnie, aby zrozumiał.
– Będzie się pan musiał jeszcze bardziej postarać, żeby zostać ze mną sam na sam. Zwykła kolacja nie wystarczy.
I wychodzę, wprawiając go w osłupienie. Krzysztof jest już tak pijany, że nawet nie wie, czy jadę z nimi, czy nie. Żegnam Annę i biegnę do swojego mieszkania. Kładę się do łóżka z głową pełną myśli. Igor mi się po prostu podoba. Niezaprzeczalnie.
Nigdy się jeszcze tak nie czułam.
Całą noc o nim śnię i cieszę się, że kolejny dzień mam wolny, bo muszę poukładać sobie kilka ważnych spraw. Najpierw jednak postanawiam wyskoczyć po coś do jedzenia. Kiedy otwieram drzwi, moim oczom ukazuje się bukiet czerwonych róż z liścikiem.
Trochę mnie to niepokoi, ale postanawiam przynajmniej zajrzeć do bilecika. Na pierwszej stronie widnieje numer telefonu, a na drugiej tekst wykaligrafowany pięknym pismem.
Czy tak jest wystarczająco dobrze, żeby zostać z Tobą sam na sam i na przykład zjeść kolację?
PS Wiesz, ile osób w tym mieście ma mój prywatny numer telefonu?
Śmieję się. Róże są piękne i pewnie niejedną kobietę rozłożyłyby na łopatki, ale nie mnie. Po raz kolejny nie trafia. Nie cierpię róż, kojarzą mi się z bólem i przywołują przykre wspomnienia, o których chcę zapomnieć.
Ale podoba mi się, jak Igor się stara.
Dla mnie to zupełna nowość. Nigdy jeszcze nikt tak o mnie nie zabiegał. Czego on może chcieć? Czy naprawdę powinnam uwierzyć, że jest mną zainteresowany?
I gdybyśmy nawet mogli się spotykać – a przecież i tak będziemy, bo jest moim szefem – czy udźwignie tę prawdę, którą kiedyś będę musiała mu wyjawić?
Co ja właściwie czuję?
Znam go raptem dwa dni, a już zawojował moje serce. Wcześniej nikt nawet nie był blisko, a każdego, kto dawał choćby jakiś sygnał, zdecydowanie odtrącałam. Czy ten był jakiś inny, bardziej odpowiedni?
W zasadzie powinnam go nie lubić za te teksty o kobietach, jakie to niby jesteśmy łatwe. A to mnie właśnie bardziej podnieca, jak widać – za wszelką cenę chcę mu udowodnić, że gówno wie, i zburzyć ten stereotyp. I ewidentnie on czegoś chce.
No cóż, myślę sobie. Jakieś przeznaczenie mnie do niego pcha, nie ma co tego ukrywać. Postanawiam umówić się z nim na kolację, ale na moich warunkach. Niech się jednak jeszcze pomęczy.
Cześć. Może i znasz wiele kobiet, ale z pewnością nie mnie. Następnym razem niech to będą tulipany.
PS Z kobiet? Pewnie pół miasta.
Taką wiadomość wysyłam do Supermena godzinę później. Celowo nie piszę niczego o kolacji. Chcę dać nam jeszcze trochę czasu.
A raczej sobie.
Rozdział 3
Jakież jest moje zaskoczenie, kiedy następnego dnia tuż przed dziewiątą czeka już w moim pokoiku metr na dwa. Jest czwartek, mam masę roboty przed weekendem i naprawdę nie mam ochoty go widzieć.
– Dzień dobry – mruczę niewyraźnie.
Na biurku stoją dwie kawy kupione w moim ulubionym Starbucksie. Ciekawe, z jaką kawą nie trafił… Igor wita się uśmiechem, podsuwając kubek.
– Latte bez cukru, z mlekiem – oznajmia.
– Wow. Rozmawiałeś pewnie z Krzysztofem?
– Przyznaję się – odpowiada uczciwie, kładąc rękę na sercu. – Nie chciałem jeszcze bardziej się spalić w twoich oczach.
Rozbawia mnie tym, naprawdę.
Rzucam laptop i papiery na fotel w rogu. Siadam na swoim miejscu i spoglądam na niego. Biorę głęboki oddech i zaczynam mówić.
– Powiedz mi, czego chcesz.
– Zjeść z tobą kolację, poznać cię.
– Ale dlaczego? – pytam raz jeszcze, nie spuszczając z niego oka. – Jest na świecie tyle pięknych, mądrych i zabawnych kobiet, a ty chcesz poznać właśnie mnie?
– Czy którejś z tych cech ci brakuje? – docieka Igor, rozsiadając się wygodniej na krześle.
Jest taki przystojny, kiedy tak siedzi rozluźniony i elegancki. Ale ja muszę przestać o tym myśleć i być dzisiaj poważna. A on musi wziąć sobie moje słowa do serca.
– Daj mi szansę. Jedna kolacja i się odczepię, jeśli nie będziesz chciała niczego więcej.
– Jedna? – pytam bardziej siebie niż jego. – Okej, ale na moich warunkach – dodaję, uśmiechając się szeroko.
– Z uśmiechem ci do twarzy. Jakie to warunki?
– Zjemy u mnie. Ugotuję coś, wypijemy drinka i to wszystko. Jesteś moim szefem, nie możemy się spotykać.
– Zgadzam się, może być u ciebie – odpowiada ugodowo, nachylając się do mnie przez biurko.
Czuję zapach jego cudownych, męskich perfum, który natychmiast uderza mi do głowy.
– Do niedawna nie wiedziałaś, że jestem twoim szefem. Gdzie jest napisane, że nie możemy się spotykać?
– W zasadach etycznych. Nie możesz ciągle przychodzić do mojego biura. Ludzie i tak nas już obserwują, co sobie pomyślą?
– Może pomyślą, że omawiamy jakieś ważne sprawy związane z gazetą. Nie wpadłaś na to? Z twoją inteligencją?
– Igor… – zaczynam, wzdychając. – Po prostu nie. Nie możemy. Kropka. Nic o mnie nie wiesz, na razie niczego nie udało ci się zgadnąć, a twoje nastawienie do kobiet sprawia, że chcę dać ci w twarz.
Uśmiecha się, obchodzi biurko i staje przy oknie, mówiąc:
– To mi się właśnie najbardziej podoba. Twoja tajemniczość, zdecydowanie i ta bojowa natura. Zaimponowałaś mi ciętym językiem i nieprzeciętną inteligencją. Wczoraj naprawdę mówiłem szczerze: czytając coś, nigdy nie ubawiłem się tak, jak przy twoich tekstach. Od razu chciałem cię poznać, ale w Internecie znalazłem śladowe ilości czegokolwiek na twój temat.
Nic dziwnego, myślę sobie. Sama zniknęłam z sieci, żeby już nikt nie mógł mnie rozpoznać.
– Nie masz kont na portalach społecznościowych, jakbyś nie istniała. Ale jesteś tu, żywa, piękna i ze mną rozmawiasz. Jakimś cudem to wiele dla mnie znaczy.
Brak mi słów.
Znowu gapię się na Supermena z otwartymi ustami, nie wiedząc, co odpowiedzieć i jak to potraktować.
Okej, może i jestem naprawdę fajna, kiedy pozwalam, żeby ktoś poznał mnie lepiej. Wśród kobiet, między którymi się obraca, pewnie jestem wyjątkiem. I to mi się podoba.
Czuję jedno całą sobą: to jest ktoś, komu mogłabym dać się poznać. Ale i tak najgorsza będzie prawda, której kiedyś będzie musiał się dowiedzieć.
– Dobrze – odpowiadam w końcu po kilkunastu sekundach rozważań. – Kolacja u mnie. Jutro o siódmej. I proszę cię, nie przychodź tu więcej, chyba że do Krzysztofa – dodaję, otwierając drzwi.
Igor kłania się, uśmiecha i macha mi na do widzenia.
Patrzę za nim w dal, a w moim sercu dzieje się burza.
Po raz pierwszy jestem z kimś tak blisko, choć jeszcze nic się nie wydarzyło. Po raz pierwszy ktoś przyjdzie do mojego domu, poza moim rodzeństwem i koleżankami. Po raz pierwszy zaczynam komuś ufać. Dziś mam sesję z psychologiem, będę musiała o tym opowiedzieć, może on coś wywnioskuje.
Trzy dni temu byłam gotowa spanikować na jego widok, tak bardzo się bałam, a dziś? Zapraszam go do siebie.
A teraz?
Po raz pierwszy nie rozkładam wszystkiego na czynniki pierwsze, tylko robię coś, można by powiedzieć, pochopnie, pod wpływem impulsu i uroku Igora. Czy to ma jakiś sens?
Tego wszystkiego słucha mój psycholog i właściwie przyjaciel, który zawodowo zajmuje się moimi problemami już od pięciu lat.
Jest tym, który jakoś mnie pozbierał. Nie jest to najszczęśliwsze klejenie, brakuje kilku elementów, ale przynajmniej przypominam siebie bardziej niż jeszcze trzy lata temu.
Mam jednak problemy – z zaufaniem, z obsesjami, nie możemy sobie poradzić z atakami paniki, choć one nie są już częste. Ale mimo to śmiało mogę powiedzieć, że zawdzięczam mu życie.
– Co o tym myślisz? – pytam Maćka, który mógłby być moim ojcem, ale jesteśmy na ty od początku.
Drapie się po brodzie, zamyślonym wzrokiem spogląda na mnie znad swoich notatek i tylko mruczy coś pod nosem niezrozumiale.
Czekam.
Tu, w tym pokoju, jestem bardziej spokojna niż gdziekolwiek indziej na świecie.
– Ada, kiedy słuchałem twojej opowieść, z radością stwierdziłem, że jesteś inna. Zauważyłaś to? – pyta, oczywiście nie mówiąc, dlaczego uważa, że jestem inna.
Tutaj muszę sama wszystko wypracować.
– Czy mój głos brzmiał bardziej wesoło? – dociekam zaciekawiona.
– Też, oczywiście. Ale najważniejsze jest to, że mówisz, o tym mężczyźnie z przejęciem i uczuciem. Wpuściłaś go do swojego serca? – mówiąc to, patrzy mi głęboko w oczy.
To jest zajebiście mądre pytanie. Długo myślę nad odpowiedzią, aż wreszcie dukam cichutko.
– Jestem blisko. Pragnę tego.
– Boisz się?
– Nie – odpowiadam pewnie. – Nie boję się go wpuścić. Boję się, że stanie się bliski, a potem odejdzie.
– Więc boisz się spróbować i zaryzykować? A wiesz, że każdy związek, małżeństwo czy partnerstwo stawia przed nami taką obawę? Ale przynajmniej nie boisz się już o to, że zrobi ci coś złego. Widzisz, jaki krok zrobiłaś?
Śmieję się i odpowiadam z ironią.
– Maciek, co to za postęp, jeśli jeden strach zamieniłam na drugi?
– A jednak. To dwa różne stany lękowe. Jeden jest całkiem normalny dla dziewięćdziesięciu procent ludzkości. Drugi pojawia się tylko w twojej głowie, wiesz o tym.
Wiem, myślę sobie. Ale wciąż nie wiem, jak sobie z tym radzić.
– Chcesz zapobiegać, nie leczyć, to zrozumiałe. Podoba mi się jednak twoje nastawienie. On też nie proponuje ci od razu małżeństwa. Tak się buduje relacja. Najpierw jakiś drink, kolacja, rozmowa. Wy akurat możecie mieć niezliczone tematy do rozmów, będziecie przecież razem pracować. Tak się właśnie budzi uczucie – mówi.
– Wiesz dobrze, że to znam tylko z teorii – odpowiadam, patrząc na zegarek.
Zbliża się koniec naszej sesji. Wstaję więc z fotela i zaczynam zbierać swoje rzeczy.
– Potrzebowałaś tej rozmowy. Ale bardziej potrzebujesz rozmowy z nim – dodaje Maciek, wychodząc za mną.
Reguluję opłatę w recepcji i wychodzę, machnąwszy mu na pożegnanie.
Głowę mam spokojną, ale serce ciągle drży. Igor to facet, który dostanie wszystko, albo nie będzie miał nic. A ja być może nigdy nie będę gotowa, żeby dać mu wszystko.
Jak bardzo się mylę, okazuje się już kolejnego dnia.
W piątek wychodzę z pracy o czternastej. W domu rozstawiam gaz pieprzowy w czterech strategicznych miejscach, przygotowuję też na wszelki wypadek swój straszak. Dwie komórki mam schowane i naładowane, jedną w łazience, drugą w sypialni.
Zaufanie zaufaniem, myślę sobie, ale moja paranoja ciągle mnie trzyma jak w potrzasku.
Kiedy kończę sprzątanie i przygotowuję wszystko na kolację, jadę do galerii kupić jakieś nowe ubranie.
Uznaję, że tym razem pozwolę sobie na coś bardziej odważnego. Nie wyzywającego, ale odważnego. Maciek ma rację. Zmieniam się z każdą chwilą. Miesiąc temu… ba, nawet tydzień temu nie pomyślałabym, że będę się stroić dla faceta.
Kupuję krótki kombinezon w duże, kwiatowe wzory, na grubych ramiączkach. Spodenki są dość szerokie, a góra układa się w bardotkę. Do tego zostaję po prostu w kapciach, bez makijażu i z rozpuszczonymi włosami. Kupuję butelkę dobrej whisky, a w cukierni zamawiam trzy desery. W razie dokładki, myślę sobie.
Tuż przed siódmą włączam kamerę i podsłuch. Trudno, musi tak być, póki zaufanie jakoś się nie zrodzi.
Zjawia się punktualnie. Zanim zdążę otworzyć drzwi, biorę dwa głębokie oddechy.
Igor jest naprawdę przystojny. Dzisiaj włożył białą, bawełnianą koszulkę polo, do tego chinosy, z lekko podwiniętymi nogawkami przy kostkach i wsuwane loafersy. Bluzka idealnie opina mięśnie jego ramion.
W dłoni trzyma bukiet tulipanów różnych kolorów i butelkę highland park, whisky, za którą trzeba zapłacić około tysiąca złotych. Jezu, co za facet. Uśmiecha się tak szeroko, jakby zjadł właśnie nieziemsko smaczne ciastko.
– Wejdź – zapraszam go, odsuwając się, aby mógł przejść.
Zdejmuje buty i zaczyna się rozglądać po moim małym mieszkanku. Kuchnię mam połączoną z salonem. Nie mam nawet stołu, tylko niski stoliczek kawowy, zupełnie niepasujący do tego, żeby przy nim siedział taki wielki mężczyzna jak Igor.
Nigdy nie zapraszam wielu znajomych, więc stół nie jest mi potrzebny, a kolację i przekąski podaję na wyspie, przy której można usiąść na hokerach.
Główne danie jeszcze dochodzi, dlatego nie mam czasu zająć się gościem. Proszę go zatem, aby się rozgościł i nalał po drinku.
Wyjmuję jednak swoją butelkę, co Supermen kwituje krzywym spojrzeniem, ale nie komentuje.
Podchodzi do witryny, za którą mam szklaneczki, alkohole i zdjęcia mojej rodziny. Długo się im przygląda, aż wreszcie muszę go poprosić do wyspy.
Zrobiłam makaron ze szpinakiem i łososiem na ciepło, do tego na zimno sałatkę grecką, faszerowane papryczki i deskę serów. I oczywiście w lodówce chłodzi się deser z cukierni obok.
– Wiesz, że jedyną kobietą, która do tej pory coś dla mnie ugotowała, jest moja mama? – stwierdza, próbując makaronu.
Uśmiecham się szeroko, upijając większy łyk drinka. Jest wspaniały, zimny i niezbyt mocny.
– Naprawdę smaczne. Widzę na zdjęciach, że oprócz brata masz jeszcze siostrę?
– Tak… – odpowiadam. – I siostrzeńca.
– A twoi rodzice? – pyta, przyglądając mi się.
Nie jest to najszczęśliwszy temat do rozmów, ale cóż. Muszę mu odpowiedzieć, jeśli chcemy się lepiej poznać.
– Zginęli w wypadku pięć lat temu.
– Przykro mi – mówi, dostrzegłszy cień bólu i lęku w moich oczach.
Chwyta mnie za dłoń, ale szybko ją puszczam i sięgam po sałatkę. Nie chcę się dzisiaj rozkleić. Nie przy nim.
– A twoja rodzina? – dopytuję się, zmieniając temat.
– Naprawdę nic nie wiesz o mojej rodzinie?
– Nie – odpowiadam szczerze. – Niby skąd?
– Myślałem, że przynajmniej googlowałaś na mój temat.
Tym stwierdzeniem rozbawia mnie do łez. To chyba będzie miły wieczór.
– Nie mam tego w zwyczaju, jak inne kobiety, które znasz – odpowiadam, kończąc swojego drinka.
Wstaję jednak po następnego i po chwili wracam do stołu. Igor nie spuszcza mnie z oczu, jak zawsze.
Swoją szklankę też opróżnia, więc wstaję ponownie, aby mu dolać.
Rozmawiamy na różne tematy, o moich studiach i jeszcze niesprecyzowanych planach na przyszłość, aż Igor zaczyna mi się przyglądać z uwagą, jakby chciał zapytać, i wreszcie pyta.
– Dlaczego nie otworzyłaś mojej?
– Wiem, ile mogła kosztować ta butelka. Postawię ją na wystawie, szkoda otwierać – odpowiadam zdawkowo.
– Boisz się mnie?
Bardzo mądre pytanie. Jak dotąd w moim życiu spotykałam samych inteligentnych facetów, choć nie wiem sama, czy to dobrze, czy źle.
– Nie boję. Już nie. Inaczej nie zaprosiłabym cię do domu. A poza tobą było tu może dziesięć innych osób, więc doceń, proszę, mój gest i opowiedz coś o swojej rodzinie, bo o tym chyba rozmawialiśmy – odpowiadam spokojnie, nakładając nam po papryczce.
– Prędzej czy później odkryję twoją tajemnicę – stwierdza pewnie, ciągle mnie obserwując.
Mało brakuje, żebym prychnęła z ironią, ale to byłoby już niegrzeczne. Pytam więc, czy tylko po to tu przyszedł.
– Nie, oczywiście, że nie – reflektuje się szybko. – Chciałem ci jeszcze raz powiedzieć, że nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty. A mam już trzydzieści wiosen. Nie zdarzyło się jeszcze, żeby kobieta odmówiła mi drinka, kolacji lub rozmowy.
A więc jest siedem lat starszy. Nie dużo, ale i nie mało. Czeka na odpowiedź z cierpliwością. Układam sobie wszystko w głowie, aż w końcu przychodzi mi do niej coś naprawdę okropnego.
– Igor… powiedziałam ci już, że nie możesz mnie porównywać z żadną inną kobietą. Właśnie stwierdzam, że tego nie cierpię. I uwierz mi, że zaskoczę cię jeszcze nie raz, więc wszystko, co do tej pory wiedziałeś o płci pięknej, wrzuć do kosza i będziemy mogli zacząć od początku – oferuję ugodowo, nalewając nam jeszcze po jednym.
Czuję się trzeźwo, toteż nie boję się wypić jeszcze jednego, choć myślę, że to będzie już ostatni.
Kiwa głową, na znak, że się zgadza, i zaczyna opowiadać o swojej rodzinie.
– Mam brata i trzy siostry – zaczyna opowiadać. – Rodzice, z najmłodszą z nich, mieszkają tuż pod miastem, ona jeszcze studiuje i w zasadzie jest mi najbliższa ze wszystkich. Kolejna z sióstr jest w ciąży, a trzecia w przyszłym roku bierze ślub.
No, no, myślę sobie. Ciekawe.
– Brat mieszka w Warszawie i nie mam z nim kontaktu, chyba że podczas jakichś większych rodzinnych uroczystości – mówi, jakoś tak krzywo się uśmiechając.
Rozumiem od razu, że o tę sprawę nie powinnam więcej pytać. No cóż, każdy ma prawo do swoich tajemnic.
– Moi rodzice są właścicielami koncernu naftowego, kilku klinik beauty, mają udziały w stacjach benzynowych i jeszcze kilku biznesach…
– Czekaj! – przerywam mu, bo wreszcie rozumiem, skąd znam ich nazwisko. – Ty jesteś z tych Romantowskich?! W zeszłym miesiącu gazety, Internet i telewizja huczały na twój temat. Przejąłeś udziały drugiej największej stacji benzynowej w Polsce. Doszło do fuzji i teraz wszystko będzie pod jedną nazwą. To ty ich wykupiłeś?
Uśmiecha się, wstając z krzesła.
Bierze swojego drinka i zaczyna się przechadzać po moim małym saloniku, aż dociera do kanapy i siada, oglądając się za mną.
Jestem do tego stopnia ciekawa, że nie zważając na konsekwencje, zupełnie zapominając o swojej paranoi, siadam obok.
– To ja. Byli niewypłacalni już jakiś czas, a dla nas to okazja.
– Musisz być bogaty – szepczę z uznaniem.
Właściwie to mnie nie obchodzi, ale chcę wiedzieć z ciekawości.
– Mógłbym codziennie przynosić ci butelkę highlanda – odpowiada, patrząc mi w oczy.
Przysuwa się do mnie bardzo blisko. Dzieli nas już kilka centymetrów, a moje myśli pędzą z zawrotną prędkością. Oddycham coraz szybciej, tysiące motyli rozlatuje się w moim brzuchu, a żołądek podchodzi mi do serca. To wszystko dzieje się po raz pierwszy, do tej pory tylko o tym słuchałam lub czytałam.
A kiedy Igor tak patrzy na mnie tymi swoimi czarnymi oczami pełnymi pożądania, czuję, że jestem nie na żarty zauroczona tym mężczyzną.
Odsuwam się jednak, odwracam wzrok i wypijam swojego drinka do końca. Nie, ten mi nie wystarczy, potrzebuję jeszcze jednego, myślę sobie.
Igor znowu wygląda na zaskoczonego. Mogę się domyślić dlaczego. Zaprosiłam go do swojego domu, czujemy się naprawdę swobodnie, więc w ostateczności daję mu powód, aby myślał, że dzisiaj mnie przeleci.
Ale to nie będzie dziś. Ani w ogóle w najbliższej przyszłości.
Postanawiam więcej nie wstawać do lodówki.
Po prostu biorę lód do wiadereczka, a whisky i colę w drugą rękę.
Mój Supermen pije niemieszaną, ale dla mnie jest zbyt mocna. Zapada między nami grobowa cisza, biorę więc pilot i włączam kanał z muzyką. Jest już po dziesiątej. Te trzy godziny zleciały nie wiadomo kiedy. Każde z nas przez dłuższą chwilę pogrążone jest we własnych myślach, aż Igor przerywa milczenie.
– Wyglądasz dzisiaj naprawdę pięknie. Uwielbiam twoją naturalność.
– Dzięki. To miłe, że ktoś to docenia w dobie tej całej sztuczności.
– Kurwa, Ada, fiut mi twardnieje, kiedy patrzę, jak pijesz tego drinka – mówi, zaskakując mnie szczerością.
Od tego wyznania czuję, że zrobiło mi się mokro w majtkach. Patrzymy sobie w oczy dłuższą chwilę i niemalże widzę między nami tę chemię i zmysłowość.
Odsuwam się jednak po raz kolejny. Tym razem proszę go, żeby wyszedł, używając argumentu, że jest już późno. Nie protestuje. Po prostu wstaje, odstawia swoją pustą szklankę i wolnym krokiem podchodzi do drzwi.
Wstaję za nim, trochę się chwiejąc. Czekam oparta o wyspę, aż włoży buty. Wtedy widzę stanowczość i zdecydowanie w jego oczach.
Pokonuje dzielący nas dystans jednym krokiem, chwyta mnie dłońmi za szyję tak delikatnie, jak to tylko możliwe, kciukami głaszcząc kości policzkowe, i mnie całuje.
Najpierw muska moje wargi, jakby na próbę, czy się temu poddam, ale we mnie już wszystko wrze i robię to chętnie. W głowie szumi z podniecenia, od alkoholu, bliskości i tego uczucia, które się we mnie rodzi.
Po chwili pod naciskiem jego warg muszę rozchylić swoje. Igor pachnie wspaniale, usta są delikatne i zmysłowo wilgotne. Przygryza moją dolną wargę, wsuwając język do środka. Szybko odnajduje mój i zaczyna się z nim bawić. Na tę pieszczotę obejmuję mocniej jego twarz, przysuwam się instynktownie i zatapiam palce w jego lśniących włosach.
Igor, nie przerywając, podnosi mnie i sadza na wyspie. Jesteśmy tak blisko, że czuję jego penisa na swoim kolanie. I wtedy cały rozsądek do mnie wraca, krew przestaje buzować, a podniecenie delikatnie opada.
– Igor… – szepczę, lekko go od siebie odpychając. Kładę ręce na jego umięśnionym torsie, cofam głowę i spoglądam mu w oczy. – Nie możemy.
– Dlaczego? – pyta, nie poddając się.
Całuje mnie po szyi, to jest naprawdę wspaniałe i podniecające. Ale po prostu nie mogę.
– Nie dziś. Może kiedyś – odpowiadam już nie na żarty poważnie.
Wzdycha tylko, ale się uśmiecha i mruczy mi do ucha.
– A więc to nie będzie pierwsze i ostatnie spotkanie?
Cholera. Sama się usidliłam.
Nie mogę jednak zaprzeczać, że niczego bardziej nie pragnę, jak znowu go spotkać.
– Jeśli będziesz chciał… – zaczynam, a on patrzy na mnie tymi swoimi czarnymi oczami i odrzeka:
– Nigdy niczego ani nikogo bardziej nie pragnąłem. Będziesz moja, choćbym miał czekać sto lat – zakańcza, a w drzwiach dodaje: – myśl o mnie.
No tak.
Ciekawe, jak miałabym kiedykolwiek przestać? Wpadłam po uszy. Mój Supermen jest męski, uroczy i wspaniale całuje. Ciągle czuję te usta na swoich, ten ciepły dotyk delikatnych dłoni.
Wszystko odtwarzam na nowo i na nowo. Nie boję się go, chcę tylko więcej i więcej.
To pierwszy raz, kiedy mój rozsądek naprawdę zasypia i daje czas sercu. Mój instynkt samozachowawczy kompletnie przestaje działać i czuję, że jeśli to właśnie miłość, to jestem zakochana po uszy.
I faktycznie, niewiele śpię tej nocy. Budzi mnie telefon od mojego Supermena i kapeć w ustach.
– Jak się czujesz? – pyta na wstępie, a ja nie do końca znam odpowiedź na to pytanie.
– Nie wiem. Jeszcze się nie czuję… a ty?
– Całą noc zastanawiałem się, dlaczego odmówiłaś. Okej, wiem, że nie jesteś typem kobiety, która idzie do łóżka z pierwszym lepszym lub na pierwszej randce, ale widziałem w twoich oczach żar. Zrobiłem coś nie tak?
Jezu. On o siódmej rano zastanawia się, czy zrobił coś nie tak. Kompletnie mnie zaskakuje, podnoszę się jednak z łóżka, żeby wreszcie zacząć myśleć.
– To nie twoja wina. To ja – odpowiadam nie za bardzo składnie, właściwie niczego nie wyjaśniając.
– Dobrze. Nie będę nalegał na odpowiedź. Słyszę, że nie jesteś całkiem przytomna. Spotkamy się, kiedy wrócę? – dopytuje się, na co kiwam głową i dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że przecież nie może mnie zobaczyć.
– Okej – ziewam, rozłączając się.
Za moment dociera do mnie prawda. Nie ma go, gdzieś pojechał. Jest mi smutno, że nawet nie powiedział mi dokąd. Wzdycham i z braku sił po prostu znowu zasypiam.
Zamiast cieszyć się wolną, piękną sobotą, ja zaczynam się nad sobą użalać i zastanawiać. Co taki facet jak Igor widzi we mnie? Niczym się nie wyróżniam, kompletnie niczym.
A on?
Przystojny, bogaty, zabawny. Kurwa, i jeszcze ta moja pokiereszowana druga strona. Muszę jak najszybciej powiedzieć mu prawdę, zanim oboje się zaangażujemy. Niech ma czas na ucieczkę.
Dzwonię więc do mojego Supermena po południu, ale nie odbiera. I nie oddzwania. Widzę go za to w telewizji.
Podpisuje gigantyczny transfer swojego majątku do mediów publicznych. Przekazanie odbywa się w Kopenhadze, głównej siedzibie nowego prezesa. Mówią, że uciekł tam z powodu nieuregulowania należności podatkowych.
No tak, Igor wspominał, że będzie miał udziały w dużej telewizji, ale nie spodziewałam się, że w największej.
W poniedziałek stwierdzam, że naprawdę za nim tęsknię. Nie odzywa się i nawet to rozumiem. Ale mimo wszystko co chwilę zaglądam do telefonu. Krzysztof wpada do mnie w połowie dnia i siada naprzeciwko. Minę ma bardzo poważną, odkładam więc pisanie i pytam, co się stało.
– Nie zdążyliśmy porozmawiać, ale miałaś ostatnio świetne i świeże pomysły – zaczyna.
Widzę, że się wije i nie do tego zmierza, toteż milczę, czekając na ciąg dalszy.
– Igora teraz nie ma, ale zapowiedział, że jak wróci, zaczynamy prawdziwą pracę i zmianę ramówki gazety. Chcę cię zapytać, czy widziałaś, jak na ciebie patrzył.
To jest dla mnie szok. Nie sądziłam, że Krzysztof jest taki spostrzegawczy, chyba że żona mu coś podpowiedziała. Nie zamierzam mu się zwierzać. Postanawiam, że będę udawać głupią.
– Naprawdę? – dopytuję się zdziwiona. – Jak patrzył? Myślałam, że interesuje go to, co mam do powiedzenia, a nie mój tyłek.
– Nie o to mi chodzi…
– A o co? – Mój głos z wściekłości przyjmuje barwę falsetu. – Uważasz, że taka kobieta jak ja może coś osiągnąć, tylko wskakując szefowi do łóżka?
– Nie. Jezu, nie to chciałem powiedzieć…
– A co chciałeś powiedzieć?! – krzyczę.
– Może wpadłaś mu w oko, może będzie chciał to wykorzystać. Chcę, żebyś na siebie uważała. To nie jest facet, z którym można sobie żartować.
Zamurowało mnie. Krzyżuję ręce na piersi w geście obrony i każę Krzysztofowi po prostu wyjść. Może się o mnie martwić po cichu, nie chcę tego wiedzieć. Zwłaszcza że tego nie potrzebuję. Mój Supermen mnie ochroni.
Ale czy przed samym sobą?