Zryw Monsunowy - Thea Guanzon - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Zryw Monsunowy ebook i audiobook

Thea Guanzon

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

201 osób interesuje się tą książką

Opis

Dwa serca krążą wokół siebie w oku cyklonu w wyczekiwanej kontynuacji Wojen Huraganowych.

 

Po spędzeniu całego dotychczasowego życia na walce Alaric i Talasyn zostali wciągnięci w sojusz między swoimi ojczyznami. Ta unia miała zakończyć wojnę; jednakże małżeństwo z zaprzysiężonym wrogiem nie przyniosło im spokoju. Teraz Talasyn musi odgrywać rolę kooperującej imperatorki Alarica, podczas gdy jej sprzymierzeńcy potajemnie spiskują, by obalić jego rządy. Ale im dłużej ta dwójka jest ze sobą, tym trudniej jest im ignorować strzelające między nimi iskry. Czy kiedy nadejdzie czas na działanie, Talasyn zdoła zaufać mężowi, czy może zostanie zmuszona zignorować pragnienia serca na rzecz dobra wielu?

 

Jako mistrz Legionu Wykuwających Cienie Alaric przez całe życie przygotowywał się na walkę, ale ślub z Tkającą Światło może okazać się najniebezpieczniejszym zadaniem, z jakim do tej pory musiał się zmierzyć. I podczas gdy napięcie między narodami się zwiększa, jemu przyjdzie się skupić na większym zagrożeniu – Bezksiężycowym Mroku, magicznym kataklizmie, zdolnym unicestwić wszystko. Tylko on i Talasyn mogą go powstrzymać, tworząc potężny amalgamat światła i cieni, czego nikt inny nie jest w stanie odtworzyć. Uratowanie świata przed tą katastrofą jest zaledwie wstępem do bardziej złowieszczych intryg ojca Alarica. Tymczasem jego żona stanowi żywy płomień w otaczającej go ciemności, kuszący go, by porzucił lojalność i uległ swoim pragnieniom.

 

Wojny Huraganowe jeszcze się nie skończyły i teraz nadszedł czas, by zdecydować, za co i za kogo chce się walczyć. Cały świat patrzy na tę rozgrywkę z zapartym tchem, tkwiąc w centrum zawieruchy rozpętanej nową magią i starymi tajemnicami mogącymi zmienić wszystko.

 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.

Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 505

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 12 godz. 43 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Monika Wrońska

Oceny
4,6 (24 oceny)
17
5
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Aster22

Dobrze spędzony czas

Świetnie się czyta, chyba nawet druga część lepsza niż pierwsza.Czekam na kolejny tom.
10
yvonne_01

Nie oderwiesz się od lektury

Nie mogę się doczekać następnej części!
10
Tamtamo

Nie oderwiesz się od lektury

Czekam z niecierpliwością na kontynuację!
00
PaniMeduza82
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

potrzebuję 3 części na już!!!
00
karlikowam

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna kontynuacja. Mam nadzieję, że na kolejną część nie trzeba będzie długo czekać.
00



Tytuł oryginału: A Monsoon Rising

Copyright © Thea Guanzon 2024

Copyright © for Polish edition by Wydawnictwo Nowe Strony, Oświęcim 2025

All rights reserved · Wszystkie prawa zastrzeżone

Redaktorka prowadząca: Sandra Pętecka

Redakcja: Alicja Chybińska

Korekta: Anna Łakuta, Martyna Góralewska, Dominika Kalisz

Skład i łamanie: Michał Swędrowski

Oprawa graficzna książki: Paulina Klimek

Projekt okładki: Kelly Chong

ISBN 978-83-8418-073-0 · Wydawnictwo Nowe Strony · Oświęcim 2025

Grupa Wydawnicza Dariusz Marszałek

Rozdział pierwszy

Lekki wiatr zapowiadający roztopy na Wyżynach przetoczył się po jałowych równinach i wpadł ze świstem przez jedyne okno w sali audiencyjnej Regenta. Tam napotkał na swojej drodze kłębiące się opary magii cieni, dryfujące od jednej kamiennej ściany do drugiej, i został przez nie pożarty, znikając razem ze światłem dziennym. Mrok spowijał całą komnatę poza jednym jasnym kątem, gdzie w kałuży promieni słonecznych leżał sariman, przygwożdżony do stołu odzianymi w rękawice dłońmi.

Co jakiś czas ptak szarpał się niespokojnie, próbując wydostać z uścisku trzech oprawców, a z jego zakrzywionego złotego dzioba wydobywało się żałosne świergotanie. Jego oczy zaokrągliły się niczym miedziaki na widok zbliżającego się do niego czwartego Zaklinacza. Ten wszedł w pole hamujące magię i dzierżył w dłoni szklaną strzykawkę o stalowej wydrążonej igle błyszczącej chłodem w ciemności.

Zaklinacze Gaherisa wyglądali na bardziej zatrwożonych od sarimana. Nie było to nic przyjemnego – czuć, jak magia zostaje wyssana i nagle pozostawia po sobie pustą przestrzeń w duszy, tam, gdzie wcześniej znajdował się eter. I choć Alaric stał w bezpiecznej odległości, przed tronem swego ojca, to i jego żyły skurczyły się na to wspomnienie tak bardzo przyprawiające go o mdłości, że palce w rękawicach mu drgnęły i musiał powstrzymać chęć sprawdzenia, czy wciąż zdoła otworzyć Wrota Cieni.

– Ta przeklęta bestia ani na chwilę nie przestaje śpiewać. – Pełen złości pomruk dobiegający z tronu w kształcie sztyletu wplótł się w melodyjne zawodzenie ptaka. – Nawet jeśli twój pobyt w Nenavarze nie przyczynił się do pozyskania jakichkolwiek wskazówek, jak można wykorzystać jego możliwości, to czy przynajmniej się dowiedziałeś, co zrobić, żeby to ptaszysko się zamknęło?

Alaric pomyślał o układzie wzmacniającym, o kręgu przewodów oraz słojach ze szkła metalicznego rozłożonych na marmurowej posadzce w Sklepieniu Niebios. Ciekłe rdzenie z rubinową krwią zawieszoną w szafirowej magii deszczu.

Pokręcił głową.

– Czemu w ogóle cię o to pytam? – Gorzkie rozczarowanie wymalowało się bardzo wyraźnie na przesyconej zmarszczkami, bliznami i bruzdami twarzy Gaherisa. – Popłynąłeś na południowy wschód i niczego nie odkryłeś. Po co ty w ogóle istniejesz, Imperatorze?

Piosenka sarimana nabrała piskliwych tonów, kiedy igła została wprowadzona w jego szyję. I ten dźwięk, kojarzący mu się z garścią żelaznych gwoździ przeciąganych po porcelanie, po siedmiokroć rozdzierał Alarica od środka. Ale nie mógł pokazać, jak to na niego wpływało. Nie przed Gaherisem.

Regent wyglądał, jakby przez te dziesięć dni, które minęły od czasu, gdy imperialna delegacja Kesathu wróciła z Nenavaru, a ptak został podarowany mu przez commodore Mathire, postarzał się o dekadę. Był szczuplejszy i bardziej wymizerowany, a głębokie bruzdy znaczyły zmęczoną skórę pod szarymi oczami, tak podobnymi do oczu Imperatora.

– Ojcze, jeśli ptak nie przestanie śpiewać – zaczął przedstawiać propozycję, wiedząc, że Gaheris zabierał ze sobą sarimana wszędzie – to może mógłby zostać tutaj, w sali audiencyjnej, kiedy ty udasz się na spoczynek?

– Żeby każda pomywaczka z długim językiem oraz tępy stajenny w Cytadeli mógł rozpaplać, że mamy tak bezcenną przewagę? – Gaheris uderzył otwartą dłonią w podłokietnik tronu i otaczające go macki ciemności wyrwały się jeszcze wyżej, napędzane jego wściekłością. Jego paranoją. – Gadasz bzdury na temat mojego zdrowia, choć powinniśmy rozmawiać o twojej żonie.

Przestraszeni wybuchem Regenta, Zaklinacze szybko dokończyli powierzone im zadanie, przenosząc całą zawartość strzykawki do fiolki i wciskając w nią korek. A potem nałożyli ziołowy środek dezynfekujący w miejsce, skąd pobrali krew, włożyli zwierzę do bogato zdobionej klatki z mosiądzu, pokłonili się Gaherisowi, a następnie Alaricowi i szybko opuścili salę, gonieni przez Wrota Cieni.

– Skup się na mnie, synu – mruknął Gaheris, kiedy zostali sami. – Po Bezksiężycowym Mroku magia Tkającej Światło nie pozostanie dłużej potrzebna. Prawdopodobnie nie zajdzie też konieczność dalszego stwarzania pozorów pokoju z Nenavarem. Musimy uderzyć szybko, jeśli mamy włączyć te wyspy do wspólnoty Nocnego Imperium. A więc po tym, gdy razem z żoną zatrzymasz Szczelinę Pustki, sprowadzisz ją tutaj, powołując się na klauzulę w waszym kontrakcie małżeńskim, wedle której musi ona od czasu do czasu zjawiać się w Cytadeli.

– Co jeśli do tego czasu nie znajdziesz sposobu, by pozbawić ją magii?

– Wciąż mamy sarimana, więc z pewnością zdołamy utrzymać ją w ryzach.

– Chcesz, żeby została twoim zakładnikiem – odparł beznamiętnym tonem Alaric.

– Wszak Nenavareńczycy chętniej spełnią nasze prośby, jeśli ich Lachis’ka będzie zdana na naszą łaskę, czyż nie? – Gaheris posłał mu coś na kształt uśmiechu; pozbawione radości rozciągnięcie cienkich jak pergamin ust. – A jeśli okażą się oporni, to, cóż, wtedy przypomnimy im, co nasze działa strzelające magią pustki zrobiły z ich smokami.

Te upiorne wizje przetoczyły się przez umysł Alarica. Talasyn pozbawiona Pasma Światła, smoki spadające z nieba, ich pochłonięte przez zgniliznę truchła znikające pod powierzchnią Wszechmorza. Cień zapadający nad Dominium, kesatheńskie sztormowce przemieniające dumną, prastarą cywilizację w ruiny. Właśnie to wydarzyło się ze wszystkimi sardoviańskimi państwami narodowymi.

– Zraniliśmy jednego smoka, a są ich jeszcze setki – wydusił z siebie Alaric, ignorując posmak żółci wypełniający jego usta. – Nie jestem pewien, czy nasz zapas Pustospadu zdoła…

– Zostaw to mnie i moim Zaklinaczom – warknął Gaheris. – Jeśli zużyjemy go całego podczas napaści, to po niej możemy wziąć go więcej, nie wspominając nawet o świeżych kryształach eterowych oraz innych bogactwach, jakie Nenavar ma do zaoferowania. Twoim jedynym zadaniem, Imperatorze, jest sprowadzenie tu swojej żony. – I potem umilkł, wykrzywiając usta w szyderczym uśmiechu. – Nie martw się. Dziewczyna bardziej przyda nam się żywa niż martwa, tym bardziej że po tym, jak odbierzemy jej Pasmo Światła, zacznę lepiej znosić jej obecność. Nie zabiję jej. – Jego następne słowa ociekały pogardą. – Nie zrobiłbym ci tego.

– To ty nalegałeś na to małżeństwo – odpowiedział Alaric, skrzętnie skrywając uczucia. Nie pokazał po sobie zawahania. – Ona nic dla mnie nie znaczy.

– Mam taką nadzieję – odparł Gaheris. – Dorastała na Kontynencie. Walczyła dla Sardovii. Te więzi są głębokie, więc nie możesz jej ufać.

Mężczyzna wiedział o tym od samego początku. Ale usłyszeć to z ust ojca… Odniósł wrażenie, jakby coś rozdzierało jego pierś, lecz znosił ten ból w milczeniu.

– Kiedy zjawi się tu za kilka dni na koronację – ciągnął Gaheris – trzymaj ją pod kluczem. Nie może biegać po Cytadeli i dowiadywać się o ostatnich zamieszkach. Poinformuj generałów, że jeśli któryś z nich chociażby o tym wspomni, to każę przybić jego język do bram miasta.

Te wspomniane przez Gaherisa „ostatnie zamieszki” stanowiły serię insurekcji mających miejsce w kilku miastach na całym terytorium dawnej Wszechosady. Podczas gdy Alaric przebywał w Nenavarze, Regent zajęty był gaszeniem tych pożarów, a nieobecność jego syna z całą pewnością tylko pogłębiła jego podirytowanie. Jednakże rewolty występowały zaledwie punktowo – na zbyt małą skalę i zbyt rozsiane po całym Imperium, by mogły coś zmienić.

– Tkająca Światło nie zaryzykuje utraty pokoju na rzecz kilku bojowników oporu – zaoponował Alaric. – Ona rozumie, czym by to groziło.

Szczelina Pustki miała się uwolnić za niecałe cztery miesiące, siejąc śmierć, ametystową i grzmiącą, w całym tym zakątku Liru. Jedynym sposobem na powstrzymanie jej pozostawało złączenie światła i cienia. Talasyn obiecała współpracę. Ona nie byłaby…

– Kiedyś powiedziałeś – zaczął Gaheris – że niewskazanym jest zawierzyć przyszłość sercu kobiety. I nie zamierzam pozwolić, by bezpieczeństwo moich ludzi zależało od czegoś tak kapryśnego.

Alaric zrobił wdech, a Gaheris nieznacznie się przygarbił, jakby spadł na niego ciężar owej deklaracji. Jakby w tej chwili rozciągnął się między nimi jakiś sznurek, napięty od wydarzeń minionych lat. Ojciec i syn, wspólnie uwikłani.

– Nie zapominaj o swojej matce – mruknął Regent. – Nie zapominaj o tym, jak nas zostawiła, kiedy praca stała się za ciężka. Kiedy to, czego chciała, nie pasowało już do tego, czego potrzebował Kesath, żeby przetrwać.

I tak zamierzam z tobą współpracować, powiedziała Talasyn wtedy na dachu, patrząc z żarem w oczach. Ale nigdy nie przekonasz mnie o tym, że Nocne Imperium ocaliło Sardovię przed samą sobą. Już raz ci mówiłam, że zemsta to nie to samo co sprawiedliwość, i nadal w to wierzę. Niezależnie od tego, czy uda ci się zbudować na Kontynencie lepszy świat, to wciąż będzie on zbudowany na krwi.

– Nie – odpowiedział Alaric zachrypniętym głosem. – Nie zapomniałem.

– To dobrze. Niech Legion nie spuszcza oczu z twojej żony podczas jej wizyty w Cytadeli – ostrzegł Gaheris. – Ponieważ ona pomoże bojownikom oporu, jeśli tylko otrzyma ku temu okazję. Jestem tego pewien.

Ciągnące się w nieskończoność góry Belian Dominium Nenavareńskiego niosły zaczątek pory wilgotnej na swoich skalistych ramionach – ciężkie, szare niczym ołów chmury kłębiące się nad dżunglami w kolorze żywej zieleni pokrywały wyniosłe szczyty, obiecując deszcz. Jednakże z najwyższego grzbietu wystrzeliła kolosalna kolumna złotego światła, przedzierając się przez stalowe niebo, wypełniając wilgotne powietrze na wiele kilometrów wokół grzmiącym hymnem przypominającym dźwięk szklanych dzwonów.

W samym sercu tej promieniejącej kolumny, wśród złotego światła i pulsującej siły, stała kobieta. Połyskujący blask zniekształcał rysy jej twarzy, ale dwie rzeczy pozostały ostro nakreślone: paciorki z wypalonej gliny nad jej gładkimi brwiami oraz płaczące niemowlę w ramionach, otulone haftowanymi tkaninami.

Magia błysnęła, a następnie skupiła się w jednym miejscu, odsłaniając ślady budynków, drabin, mostów wyżłobionych w popękanej ziemi w kolorze ochry. Wszystkie skupiono blisko siebie, tworząc wypalone słońcem miasto pnące się tak strzeliście, że górowało nad Wielkim Stepem z jego wysokimi trawami i przęślą.

Kobieta szła ścieżką z suszonej cegły, przemykając niezauważenie przez apatyczne tłumy, z dzieckiem przyciśniętym do piersi. Zatrzymała się przed budynkiem równie ponurym i rdzawym co reszta, po czym położyła wijący się ciężar na prowadzących do niego schodach.

– Wszystko będzie dobrze – wyszeptała, gładząc niemowlę po głowie. – Musisz pozostać silna, Alusino.

Talasyn się pochyliła, by przyjrzeć się twarzy kobiety, ale ta scena została utkana wyłącznie z eteru i wspomnień. Zniknęła wraz z Pasmem Światła i nieprzytrzymywana już przez fale wydobywające się z punktu przecięcia magii dziewczyna zatoczyła się do tyłu, poza fontannę z piaskowca. Kiedy wylądowała tyłkiem na skalistej posadzce, przeklęła soczyście, czując ból promieniujący do jej bioder i kręgosłupa. Niemal w tym samym momencie niebo przecięła błyskawica, podkreślając sękate wierzchołki drzew przodków, a potem rozbrzmiał łomot pioruna i spadł deszcz.

Wstała z pomrukiem. Mżawka zmoczyła jej warkocz i wpadła do oczu, gdy Talasyn próbowała pojąć, co zobaczyła. Co pokazała jej etersfera.

To był dzień, kiedy została zostawiona w sierocińcu Czaszy Dzioborożca – miasta zbudowanego z ubitej ziemi. Ta kobieta… te paciorki oznaczały, że pracowała jako służąca na nenavareńskim dworze. A wypowiedziane przez nią słowa już wcześniej przyszły do Talasyn we śnie, w dziupli drzewa przodków.

Indusa, przypomniała sobie – właśnie takie imię nosiła bona mająca zabrać ją na Wyspy Jutrzenki, gdzie miały bezpiecznie przeczekać nenavareńską wojnę domową z ludźmi matki Talasyn.

Jednakże Indusa zabrała ją w zupełnie przeciwnym kierunku. Na północny zachód, na Kontynent, do najbiedniejszego państwa narodowego Sardoviańskiej Wszechosady.

Czemu? Czy się zgubiły? Powiedziano jej, że dwie członkinie straży królewskiej także weszły na okręt powietrzny, którym wypłynęły ze stolicy Dominium ogarniętego szalejącą wojną domową – gdzie one były w tym wspomnieniu? I czemu Indusa zostawiła następczynię Smoczego Tronu w tak odległym miejscu?

Talasyn patrzyła morderczym wzrokiem na pustą fontannę stojącą na środku zarośniętego dziedzińca na górze Belian, pragnąc, by Szczelina Światła znów popłynęła z rzygaczy wyrzeźbionych na kształt smoków. Desperacko chciała zbadać ten nowy wątek, rozwinąć tę nić enigmatycznego gobelinu, jakim wydawała się jej przeszłość. Ale fontanna pozostała nieruchoma i tylko deszcz bębnił w kamienną powierzchnię.

Po tym, jak flota Alarica zniknęła jej z oczu, ulatując coraz wyżej na niebie Dominium, Talasyn odczekała kilka dni, po czym czmychnęła do świątyni Tkających Światło, by rozkoszować się nowo zdobytą wolnością, uzyskaną po postawieniu się Urdui. Już prawie od tygodnia uprawiała tu etermancję, zwiedzała okolicę i odbierała pełne obaw wiadomości od ojca, który został w Eskayi. To pierwszy raz od czasu jej przybycia, kiedy punkt przecięcia się wyładował. I nie zapowiadało się na to, żeby miał zrobić to znowu przed jej odejściem, co okazało się frustrujące.

Przynajmniej Szczelina Światła pokazała jej coś przydatnego, i owe obrazy wreszcie zajęły miejsce wszystkich tych wspomnień, które Talasyn stale, lecz bezowocnie starała się przegnać z głowy. Mgliste wizje i fantomowe doznania z jej nocy poślubnej: wygłodniałe usta na nagiej skórze, zdzierane ubrania, rumieniec na kolumnie bladego gardła, zachrypnięty głos w jej ciemnej sypialni, silne dłonie wiodące ją na wyżyny, przyciągające ją bliżej…

Za sobą usłyszała pęknięcie gałązki.

Odwróciła się na pięcie. To samo wydarzyło się kilka miesięcy temu – ktoś zakradł się do niej pod osłoną późnego wieczoru, kiedy to przyglądała się fontannie. Rzuciła się wtedy na Alarica, ogarnięta oślepiającą wściekłością. I rozpoczęła się walka, światło przeciwko cieniowi, a jego srebrne oczy lśniły w iskrach eteru.

Jednakże Nocny Imperator przebywał teraz w Kesath. A obecnie patrzył na nią – zachowując przy tym grzeczny dystans – Yanme Rapat, członek straży granicznej, który zatrzymał ją i Alarica, gdy po raz pierwszy zjawiła się w tych ruinach. Talasyn odnosiła wrażenie, jakby od tamtego czasu minęła cała wieczność.

Rapat jej zasalutował. Po pozłacanych kwiatach lotosu zdobiących jego mosiężny kirys spływały kropelki deszczu.

– Wasza wysokość. – Po chwili poprawił się niepewnie – Wasza królewska mość.

Talasyn przeszły ciarki, ale machnęła dłonią na te niewypowiedziane przeprosiny.

– Byłam Lachis’ką, zanim zostałam Nocną Imperatorką.

Czy w ogóle mogła już się nazywać Nocną Imperatorką? Chyba najpierw musiał ukoronować ją jej mąż, czyż nie?

Jej mąż. Bogowie. Właśnie w ten sposób myślała teraz o Alaricu Ossinaście.

– Wasza miłość stała się moim więźniem, jeszcze zanim została kimkolwiek. – Ton kapitana wypełnił żal. – Naprawdę jestem…

– Spełniałeś swój obowiązek – zapewniła go szybko. Zresztą to dzięki temu mężczyźnie została ponownie zjednoczona z jedyną rodziną, jaką miała. – Ale co ty tutaj robisz? – Do jej serca zakradła się podejrzliwość wraz z tą samą starą złością na Urduję za to, że ta nigdy nie zostawiała jej tak naprawdę samej. – To babka cię przysłała?

– Nie dzisiaj. – Rapat zamaszystym gestem wskazał okolice fontanny z piaskowca. – Twoja matka, lady Hanan, często odwiedzała to miejsce. Czasami przychodzę tu, by ją powspominać i opłakiwać, Lachis’ko.

Choć Talasyn czuła pewne zasmucenie, że pochopnie wyciągnęła wnioski na jego niekorzyść co do powodów, dla których się tu zjawił, to szybko żal zastąpiła nerwowa ekscytacja rozpalająca jej żyły.

– Dobrze znałeś moją matkę? Przyjaźniliście się?

– Jej świętej pamięci wysokość była bardzo samotna w Eskayi – odparł Rapat. – Gardziła polityką i nie miała cierpliwości do… wszystkich tych formalności i manewrów. Byłem jednym z jej niewielu powierników.

Talasyn spijała słowa z jego ust. Na dworze jej babki w Sklepieniu Niebios imię Hanan Ivralis zdawało się tematem tabu. Za każdym razem, kiedy Talasyn w rozmowie z kimś próbowała podyskutować o przeszłości, arystokraci zaczynali mówić o czymś zupełnie innym, a służący uciekali. Z kolei podjęcie tej kwestii z Elagbim także nie wchodziło w rachubę – wspomnienia z wojny domowej oraz śmierci żony przynosiły jej ojcu udrękę. Wystarczyła jedna wzmianka, by w miłych oczach taty pojawił się ogromny ból, a Talasyn nie chciała sprawiać mu przykrości. Tym bardziej że dopiero niedawno odnaleźli się na nowo.

Może Rapat mógł dać jej tę poszukiwaną część układanki. Na razie jednak wciąż czuła się skonsternowana.

– Czy często bywałeś wtedy na dworze, makaptanie?

Gdy tylko to pytanie wypłynęło z jej ust, przypomniała sobie coś, co powiedział książę Elagbi w noc, kiedy poznali się w komnacie przesłuchań w garnizonie. Yanme Rapat to dobry człowiek. I kompetentny żołnierz, chociaż wciąż cierpi z powodu faktu, że dziewiętnaście lat temu go zdegradowano.

Rapat posłał jej pełen napięcia uśmiech i potarł dłonią głowę z krótko przystrzyżonymi włosami.

– Jestem teraz makaptanem w przygranicznych regimentach. A byłem generałem Huktery przewodzącym obronie Eksayi. Moim zadaniem pozostawało powstrzymanie rebeliantów Sintana Silima od znalezienia punktu zaczepienia w stolicy i zawiodłem.

Talasyn zmarszczyła brwi.

– Ale rebelianci ostatecznie zostali pokonani, czyż nie?

– Dzięki twojemu ojcu, a nie mnie. Ja popełniłem wiele taktycznych błędów, a te zmusiły Zahiyę-lachis do ewakuacji… razem z tobą. To przez moje niedociągnięcia straciliśmy cię na tak długi czas. Jestem wdzięczny królowej Urdui za okazaną mi litość.

W tym, jak wypowiedział to ostatnie zdanie, pojawiła się pewna pustka; coś w jego spojrzeniu wskazywało na nieszczerość. Nie odnalazła w tym niczego zdradzieckiego, lecz z pewnością tkwiło tam zgorzknienie. Talasyn nie mogła go za to winić, i to nie tylko dlatego, że jej relacja z babką była napięta po konfrontacji, jaka rozegrała się między nimi rankiem po ślubie Talasyn.

Źle jest opierać swoje rządy o strach, pomyślała. I źle jest karać okazujących ci lojalność.

– Nie chcę dłużej przeszkadzać – odparł Rapat. – Oddalę się już.

– Nie, poczekaj…

Miała jeszcze mnóstwo rzeczy, o które chciała go zapytać. O Hanan, o to, jak została zmanipulowana przez szwagra, Sintana, by wysłać okręty wojenne na Kontynent. Ale Rapat wyglądał teraz na bardzo świadomego, że już i tak zdradził zbyt wiele.

– Nalegam, wasza wysokość – powiedział. – Jesteś córką lady Hanan. Masz większe prawo do tego miejsca niż ja. – I po tych słowach znów jej zasalutował i się oddalił, a Talasyn patrzyła za nim, czując ucisk w gardle. Drzewa przodków kołysały się na mokrej bryzie.

Jednakże tuż przed tym, gdy zniknął w przepastnej paszczy jednego z wielu kruszących się korytarzy wychodzących na dziedziniec, zatrzymał się gwałtownie. Jego opancerzone ciało ociekało napięciem. Z poważnym wyrazem twarzy, niemal przeszywającym, odwrócił się z powrotem do Talasyn.

– Lachis’ka. – Głos Rapata rozbrzmiał cicho, lecz to słowo i tak odbiło się echem w tym miejscu stworzonym z kamieni, liści i ukrytej magii. Nuta powagi pod kroplami deszczu podkreślana sporadycznym pomrukiem grzmotu. – Złożyłem przysięgę wobec Smoczego Tronu, przyrzekając wierność oraz obiecując oddać za niego życie, ale nie byłbym przyjacielem lady Hanan, gdybym nie powiedział ci o niechęci, jaką darzyły się nawzajem ona i Królowa Urduja. Zahiya-lachis była nadzwyczaj niezadowolona z tego, że lady Hanan nie chciała zostać obwołana jej następczynią, a z kolei lady Hanan nie chciała, by ten tytuł spadł na ciebie, dopóki nie dorosłaś do wieku, kiedy sama mogłaś zadecydować, czy go pragniesz. Więc… możesz zrobić z tą wiedzą, co zechcesz.

Talasyn poczuła mrowienie na karku. Słowa Rapata brzmiały jak ostrzeżenie i na końcu języka miała kolejne pytania. Jednakże zanim zdążyła je zadać, ten znikł.

Gdy się odwróciła, żeby zwinąć obozowisko, świat nagle zawirował jej przed oczami. Ruiny na górze Belian przeobraziły się w…

…głębokie błękitne wody, przewijające się w dole, jakby oglądano je z powietrza podczas lotu…

…starcza dłoń powykręcana artretyzmem, chwytająca się szczerbatej zaśnieżonej grani…

Kolejny grzmot wstrząsnął niebem i Talasyn podskoczyła, przestraszona. Obrazy się rozpłynęły i znów wyraźnie ujrzała przed sobą kamienny dziedziniec.

Co to?

Nie po raz pierwszy miała wizje. Kiedy była zaledwie sternikiem w sardoviańskich regimentach, widziała nenavareńskie smoki oraz koronę Urdui, jeszcze na długo zanim zobaczyła je na żywo jako dorosła. Jeszcze na długo przed tym, jak się dowiedziała, kim tak naprawdę jest, śniła o Eskayi, Indusie oraz żegnającej się z nią matce.

Nie wiedziała, co oznaczały te przebłyski. Nie wiedziała też, co znaczyły te nowe wizje. Talasyn spojrzała na pustą fontannę. Poczuła się bezradnie i ogarnęła ją dezorientacja. Pragnęła zostać tutaj do czasu, aż Szczelina Światła znów się aktywuje, ponieważ chciała poznać odpowiedzi na kolejne pytania.

Ale wiedziała, że jeśli nie opuści tego miejsca teraz, to spóźni się na umówione spotkanie.

Rozdział drugi

W sali treningowej rozbrzmiewał zgrzytliwy pisk Wrót Cieni, przyzwanych z etersfery, by utworzyć szpony – małe zakrzywione noże przypominające pazury drapieżnika. Często pozostawały ostatnią deską ratunku żołnierzy Kesathu podczas bliskich starć, gdy wszystkie bełty kusz zostały już wyczerpane, a miecze i włócznie wytrącone z rąk. Dzierżąc po jednym szponie w każdej dłoni, Alaric i Sevraim spotkali się na środku komnaty, by smagać i odparowywać ciosy, szukając słabego punktu w gardzie tego drugiego.

Dla Alarica ten sparring wydawał się dość przewidywalny, ponieważ trenowali razem od dziecka. Jednakże dzisiaj tyczkowaty legionista o mahoniowej cerze postawił na nową taktykę. Chcąc go zdezorientować, mielił ozorem, obierając sobie za cel żonę Nocnego Imperatora.

– Stałeś się powolny, wasza wysokość. – Zdyszany, kucnął, by uniknąć wykonanego po łuku ciosu przeciwnika. – Czyżby małżeństwo przytępiło zabójczy instynkt Nocnego Imperatora?

Przewrócił oczami. Podeszwą trafił w przeponę Sevraima i mężczyzna poleciał do tyłu nad posadzką. Legionista wylądował na plecach z pomrukiem, po czym rzucił jednym z noży w młodego władcę, który z łatwością uniknął atramentowoczarnego pocisku.

Alaric ruszył powolnym krokiem w kierunku powalonego przeciwnika. Bawił się szponami, przesuwając je niespiesznie po knykciach. Sevraim leżał plackiem na posadzce i uśmiechał się szeroko, lekceważąco, jakby nie miał pojęcia, jaka krzywda może go spotkać w najbliższej przyszłości.

– Czyżbyś tęsknił za swoją śliczną żonką? – spekulował. – Odliczał minuty do czasu, aż znów ją zobaczysz? Nie dziwię ci się. Talasyn to niezwykle fascynująca dziewczyna. Czy może powinienem powiedzieć: Alusina Ivralis? Rozumiem, czemu…

Mężczyzna postanowił zadać cios ostateczny. Legionista skoczył na równe nogi i zablokował go drugim szponem, a następnie przyzwał nowy do pustej dłoni i spróbował wepchnąć go Alaricowi między żebra. Jednakże jego przeciwnik właśnie tego się spodziewał, więc obrócił się, naparł ramieniem na szyję Sevraima i przyłożył utkane z cieni ostrze do jego gardła.

Lecz legionista pozostał niewzruszony.

– Jak myślisz, czy dzieci będą Wykuwającymi Cienie, czy Tkającymi Światło? – zapytał pogodnie. – Wizja małego księcia rozświetlającego te ponure sale ogrzewa moje zimne, skostniałe serce. Chociaż, z drugiej strony, najpierw może urodzić się wam córka i wtedy zostaniecie zmuszeni starać się dalej…

Zamilkł, kiedy ostrze jednego ze szponów zostało bez słowa przysunięte do jego policzka.

– W porządku, poddaję się! – zawołał, choć jego ramiona drżały od powstrzymywanego śmiechu, a dzierżone przez niego noże rozpłynęły się w kłębach dymu i legionista odtrącił dłonie Imperatora. – To by było na tyle, jeśli chodzi o moją nową technikę odwracania uwagi.

– Ja raczej nie nazwałbym tego techniką. – Broń Alarica również się rozpłynęła i mężczyzna pomaszerował na drugi koniec komnaty, gdzie zdjął ścierkę ze stojaka, włożył ją do beczki z deszczówką i otarł pot z brwi.

Wkrótce Sevraim stanął obok niego.

– Cóż, nie możesz mieć mi za złe, że próbowałem cię podpuszczać. Od powrotu masz dziwne humorki. Nawet częściej niż zazwyczaj. – Ignorując ścierki, legionista zanurzył całą głowę w beczce.

Żyła na skroni Alarica zapulsowała. Ponieważ nie dość, że woda została zanieczyszczona, to jeszcze on czuł się naprawdę zirytowany, bardziej, niż chciał to przyznać nawet przed sobą. Od kiedy opuścił Nenavar, prześladowało go jego ostatnie wspomnienie Talasyn. Stała na schodach Sklepienia Niebios i patrzyła za nim. A w tej chwili pewnie przygotowywała się do trzydniowej podróży statkiem powietrznym do Kesath na swoją koronację. Miała zostać jego Imperatorką. Perspektywa ponownego ujrzenia jej, nie w dżunglach Nenavaru, lecz na Kontynencie, gdzie echo wojny wciąż wisiało w powietrzu, wprawiała go w dziwnynastrój.

I z pewnością nie pomagało też to, że Sevraim podjął kwestię potomstwa. Niegdyś ten temat odpychał Alarica, teraz jednak przywoływał natrętne wspomnienia z nocy poślubnej. Jak łatwo byłoby mocniej przycisnąć Talasyn do swojego ciała, przylgnąć bardziej i…

Nie powinniśmy byli tego robić, powiedziała mu wtedy z kasztanowymi włosami w nieładzie oraz ustami spuchniętymi od pocałunków. Delikatna, głęboka woń jej podniecenia wciąż unosiła się w powietrzu, podczas gdy jego nasienie nadal oblepiało jej szczupłe palce.

Zaciskając zęby, Alaric odpędził to wspomnienie. Jego żona wyraziła się w tej sprawie bardzo jasno. Więc on teraz zapanował nad gorącymi emocjami, zanim zdążyłby je nazwać. Istniała jedna kwestia, którą należało poruszyć przed dotarciem tu jej statku.

– Musimy przedyskutować pewną sprawę – powiedział, gdy Sevraim wynurzył głowę z głębin beczki.

Choć zazwyczaj legionista zachowywał się dość nonszalancko, to wiedział, kiedy jego dowódca wymagał powagi. Przeciągnął więc ścierką po mokrych włosach, po czym zamarł, czekając czujnie i w skupieniu.

– Mój ojciec… – Alaric zacisnął szybko usta.

W sali treningowej nie było nikogo poza nimi, ale w czterech ścianach Cytadeli zawsze należało zachować ostrożność. Ściszył głos.

– Mój ojciec zdobył sarimana w Nenavarze. Kommodora Mathire schwytała go bez mojej wiedzy, gdy przeczesywaliśmy archipelag w poszukiwaniu niedobitków Sardoviańskiej Wszechosady.

– Chodzi o tego dziwnego ptaszka odcinającego dopływ Wrót Cieni? – Sevraim podrapał się po głowie, zdumiony. – Nienawidzę tych poczwar. Co regent Gaheris zamierza z nim zrobić?

Alaric uważnie przyjrzał się twarzy Sevraima. Od tamtego ranka, kiedy to wyszedł z komnaty ojca, Imperator ważył tę decyzję, rozpatrując potencjalne niebezpieczeństwa. Przekazanie tej informacji dalej uznanoby za zdradę i narażało ich obu na niebezpieczeństwo. Jeśli zbyt nisko oszacował lojalność Sevraima wobec Gaherisa, to wszystko mogło się rozpaść. Praktycznie całe życie znajomości, wspólnej walki oraz unikania śmierci – to miało zostać wystawione na próbę.

Ale nie widział innej możliwości. W atrium znajdowało się tylko dwóch Kesatheńczyków, gdy Ishan Vaikar wyjaśniała, jak Zaklinacze z Dominium zawiesili krew sarimana w Strumieniu Deszczu, żeby móc manipulować jej działaniem. Alaric nie chciał, by ta wiedza kiedykolwiek dotarła do Gaherisa.

Nawet jeśli wciąż wierzył, że służba Nocnemu Imperium to jedyna słuszna droga. Miało ono przywrócić ład i stabilność na Kontynencie oraz zapewnić bezpieczeństwo wszystkim Wykuwającym Cienie przed ich wrogami. Co do tego Alaric i jego ojciec się zgadzali.

Ale Gaheris szukał lepszej przyszłości z miejsca, w którym tkwił nadal, uwiązany do przeszłości. Według niego wojna pozostawała jedyną opcją. I choć Alaric wiedział, że nie mógł ufać Talasyn, to musiał znaleźć jakiś sposób na zapewnienie bezpieczeństwa Nocnemu Imperium, nie unicestwiając przy tym ani jej, ani Dominium.

Potrzebował więcej czasu.

Zachowanie neutralnego wyrazu twarzy oraz spokojnego tonu kosztowało Alarica niepokojąco dużo wysiłku.

– Regent Gaheris uważa, że sariman może stanowić klucz do pozbawienia Talasyn magii. Na stałe.

Sevraim uniósł brew, ale nic nie zdradził.

– Zrażenie do siebie Nenavarenki byłoby nieroztropne – dodał szybko Alaric. – Umowa handlowa i obustronny traktat o wzajemnej obronie, pozostające częścią sojuszu małżeńskiego, przyniosą Kesath znacznie więcej korzyści niż wszystko, co moglibyśmy zyskać z kolejnego konfliktu, szczególnie tak szybko po Wojnach Huraganowych. Mój ojciec jest mądrym mężczyzną, ale najwidoczniej w tym przypadku jego nienawiść do Tkających Światło czyni go nierozważnym. I choć to zrozumiałe, to również nieroztropne.

– A co ty sądzisz o Tkających Światło? – zapytał Sevraim.

Alaric prawie zbladł, lecz w ostatniej chwili udało mu się to powstrzymać.

Po bliższym przyjrzeniu się oczom mężczyzny oraz widocznemu w nich błyskowi Imperator doszedł do wniosku, że to raczej figlarność niż złośliwość. Jednakże wiedział też, że jako wojownik jego przyjaciel lubił przeciągać walkę, by uderzyć mocno, kiedy przeciwnik zaczynał czuć się pewniej. A więc nie mógł jeszcze odetchnąć z ulgą.

– Magia światła jest zarazą – odpowiedział Alaric, cytując tak często powtarzane przez ojca słowa. – Ale pochodzenie Talasyn daje nam dostęp do Nenavaru, a do tego potrzebujemy jej mocy. Na razie. Do czasu Bezksiężycowego Mroku.

Te słowa ciążyły mu na języku. I odnosił wrażenie, jakby były kłamstwem. Nie mógł powiedzieć Sevraimowi tego, że nawet jeśli według niego Pasmo Światła wydawało się odrażające, to czuł przeszywający ból na myśl o pozbawieniu Talasyn połączenia z nim.

Pozbawić magii, która rozpalała jej oczy i skórę od środka oraz nieraz prawie go zabiła, a jednak także połączyła się z jego, by stworzyć coś niespotykanego dotąd w całym Lirze.

Coś, co należało tylko do nich.

Przez niepokojąco długi czas Sevraim przyglądał mu się w milczeniu. Aż wreszcie wzruszył ramionami, jakby nie rozmawiali o niczym ważnym.

– Życzę naszemu szanownemu regentowi szczęścia w tym nowym przedsięwzięciu, choć nie mam pojęcia, jak jego Zaklinaczom uda się tego dokonać, zważywszy na to, że sarimany zduszają etermancję.

Ciężar, jaki Alaric nosił w sobie od czasu, kiedy po raz pierwszy usłyszał melodyjny śpiew ptaka rozbrzmiewający w ciemnej sali audiencyjnej ojca, wreszcie zaczął znikać.

– Nie masz pojęcia? – powtórzył, nie wierząc własnym uszom.

– Najmniejszego. – Sevraim posłał mu pogodny i łobuzerski uśmiech. – Nenavareńczycy nie powiedzieli nam nic o tych stworzeniach, czyż nie? Oni po prostu trzymają je w klatkach, by chronić się przed etermantami.

Alaric przełknął głośno ślinę. Znów mieli szesnaście lat i wpadli do Cytadeli po posmakowaniu po raz pierwszy mirtu różanego oraz wina ryżowego, a Sevraim głośno, i bełkotliwie, przysięgał na swoje życie, że nie powie o niczym Gaherisowi. Ta sprawa pozostawała zdecydowanie poważniejsza od uczestnictwa w zakazanej libacji, ale legionista nie zdradził go wtedy, a obecnie w sali treningowej panowała taka sama atmosfera solidarności.

I buntu.

Tak najlepiej dla Kesathu, pomyślał Alaric. Nie możemy sobie pozwolić na rozpoczęcie kolejnej wojny.

Jednakże i tak zżerało go poczucie winy, a do tego ogarniał przypływ adrenaliny, tak bardzo przypominający to, co czuł w tych chwilach buntu, na jakie pozwalał sobie nocą w dzieciństwie. Lecz z wdzięcznością wartą wielu lat znajomości zgodził się z tym, co powiedział Sevraim.

– Nie. Nigdy nam tego nie wytłumaczono.

Lidagat, jedna z największych wysp Dominium, a zarazem najbardziej wysunięta na południe, była krainą jezior połączonych pasami ziem i dżunglą oraz sieciami dla statków powietrznych. Jeziora podobno powstały z łez smoka – tak dokładnie Bakuna, Pożeracza Świata, płaczącego, kiedy jego ukochana, Iyaram, pierwsza Zahiya-lachis, znalazła się u kresu życia. A gdy już się wypłakał, wystrzelił w niebo i dokonał zemsty na świecie, który przyniósł mu tak głęboki smutek.

Talasyn myślała o tej legendzie, wyglądając przez okno prywatnego pokoju znajdującego się na najwyższym piętrze herbaciarni. Znajdowała się w Esecie, drugim największym mieście Lidagatu. Podobnie do wszystkich innych osad na tej wyspie także Eset został wybudowany na jeziorze; jego drewniane budynki, z pomalowanymi na żywe kolory i zakrzywionymi do góry dachami, ustawiono na palach wznoszących się ponad wodę, a łączyły je duże, wygięte w łuk mosty przypominające wzgórza. Herbaciarnia nie stanowiła wyjątku od tej reguły, a pomieszczenie wynajęte przez Talasyn zapewniało rozległy widok na zmarszczoną wodę w dole, równie szarą co grzmiące niebo na górze.

Podpierając brodę na jednej dłoni i ignorując herbatę oraz słodycze stojące na stole przed nią, wpatrywała się w głębiny jeziora. Wyobrażała sobie, jak Bakun odleciał przed wiekami – wężowaty lewiatan porwany przez zawieruchę wściekłości i żalu, otwierający ogromną paszczę na tyle szeroko, by zgnieść ósmy księżyc Liru między niszczycielsko ostrymi kłami.

Według legendy właśnie w ten sposób w Nenavarze pojawił się rzadki kamień szlachetny, vulana, twardszy od diamentu, bardziej połyskliwy od moissanitu. Podobno to kawałki ósmego księżyca rozsypane po wyspach, gdy wypadły z paszczy Bakuna.

Talasyn uniosła wolną dłoń, rozczapierzyła palce i popatrzyła przez nie na ciemną wodę i jeszcze ciemniejsze chmury, a następnie zmarszczyła brwi, kiedy przeniosła wzrok na obrączkę. Oprawiona w złoto vulana lśniła niczym gwiazda zerwana z niebios. Alaric miał taki sam kamień na swojej, choć nie zdawał sobie sprawy z jego znaczenia.

– Nie powinno cię obchodzić to, czy ma to dla niego jakiekolwiek znaczenie – skarciła się na głos.

Bambusowe drzwi do pomieszczenia zostały rozsunięte i Lachis’ka podskoczyła przestraszona.

Po zamknięciu za sobą nowo przybyła osoba zdjęła z głowy brązowy kaptur, odsłaniając siwiejące loki oraz opaskę ze stali i miedzi na skórzanym pasku w miejscu, w którym powinno znajdować się oko.

Działając instynktownie, pod wpływem lat treningów, Talasyn skoczyła na równe nogi i zasalutowała.

– Nie ma takiej potrzeby. – Ideth Vela szybkim gestem nakazała jej zająć miejsce. – Nie jesteś już moim żołnierzem. Tak właściwie to ja powinnam salutować tobie.

– Proszę, nie rób tego – odpowiedziała z uczuciem dziewczyna.

Widziała Velę po raz pierwszy od czasu ślubu i przygnieciona poczuciem winy utraciła na chwilę powietrze w płucach. Gdyby Amiranta się dowiedziała, co Talasyn zrobiła z Alarikiem…

Spokój. To pierwszy krok do tego, by Vela nigdy się o tym nie dowiedziała. Musiała zachować spokój.

– Jak się wszyscy mają? – zapytała, czując nutę dumy z tego, jak normalnie zabrzmiał jej głos.

Gdyby się nie znała, nigdy by nie zgadła, że była głupią dziewuchą gnaną na wyżyny zdrady z powodu nieposkromionej żądzy.

– Jakoś żyją. – Jej dawna dowódczyni usiadła naprzeciwko, z wyraźnym napięciem malującym się na brązowej twarzy.

Talasyn napisała do nich wczoraj i najwidoczniej Vela opuściła wyspy Sigwad w środku nocy, żeby nie zostać dostrzeżoną przez nenavareńskie patrole, a następnie ukryła się gdzieś tutaj, w Lidagacie, do czasu ich spotkania.

Najwyraźniej Amaranta nie była w nastroju na grzeczności, ponieważ od razu zmieniła temat.

– Ten młody lord, który przekazał mi wiadomość od ciebie i sprowadził mnie tutaj… jesteś pewna, że można mu zaufać? Kiedy tu płynęliśmy, wydawał się bardzo… – wykrzywiła usta z pogardą – …rozmowny.

– Surakwel Mantes jest mi winien dług własny – wyjaśniła Talasyn. – Nie przepada za Nocnym Imperium i tak właściwie, to prosił królową Urduję, żeby pomogła Wszechosadzie podczas Wojen Huraganowych. – A poza tym, pomyślała, on i Alaric próbowali się pozabijać, gdy się poznali. – Możemy mu zaufać.

– Dobrze. – Amiranta nalała do dwóch filiżanek jadowicie zielonej mikstury z dzbanka. – A skoro mowa o twojej babce, to zaskoczyło mnie, że udało ci się wymknąć w biały dzień.

– Zahiya-lachis nie ma już wpływu na to, kiedy wychodzę z domu.

Bogowie, czuła się cudownie, mówiąc to na głos. Chociaż Talasyn nie dotrzymała obietnicy danej Urdui, że nie zamierza kontaktować się z Sardovianami, to nie miała żadnych wyrzutów sumienia. Jej babka o niczym nie wiedziała, a czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.

– Zamieszkałam w Iantas. Teraz mam własny dom.

– Dokładnie tak. Ponieważ jesteś mężatką… – Vela przyjrzała się jej surowo jednym okiem. – Mężatką, która wkrótce zostanie Nocną Imperatorką.

Talasyn zajęła się dodawaniem czubatych łyżeczek miodu do herbaty. Nie tylko dlatego, że chciała poprawić smak gorzkiej wody z liśćmi, bo ta pewnie już nigdy nie miała jej posmakować, ale też ponieważ nie chciała się wiercić, kiedy Vela jej się tak przyglądała.

Lecz wtedy ktoś zapukał do drzwi. Vela i Talasyn szybko spojrzały po sobie, wstały i ostrożnie podeszły do źródła dźwięku, napinając palce, gotowe użyć etermancji.

Podczas gdy Ideth zajęła miejsce przy przylegającej do drzwi ścianie, tak, by nie zobaczono jej od razu, dziewczyna zaczęła je odsuwać, gotowa powiedzieć coś miłego w razie, gdyby okazało się, że to pracownik herbaciarni, oraz przywołując magię przepływającą przez jej żyły w razie, gdyby okazało się, że ona i Amiranta zostały odkryte. Po przesunięciu prostokątnego panelu z bambusa…

…ujrzała parę oczu w kolorze orzecha włoskiego.

– Miałeś czuwać! – wysyczała Talasyn, wciągając Surakwela Mantesa za kołnierz do pomieszczenia. A potem stojąca za nią i równie podirytowana Vela znów zamknęła drzwi.

– Grupa mniejszych lordów przepływająca przez Eset… zostałem zauważony. – Mężczyzna od razu podszedł do dzbanka i nalał sobie trochę do filiżanki. – Powiedziałem im, że widzę się z przyjaciółką, co z pewnością wydało się mniej podejrzane, niż gdybym czaił się sam na korytarzu. – Przyjrzał się kobietom wyczekująco, patrząc na nie spod przydługiej brązowej grzywki. – Więc o czym rozmawialiśmy?

Vela wyglądała na nieporuszoną tą nagłą zmianą sytuacji, a po dołączeniu z Talasyn do Surakwela przy stole nie marnowała więcej czasu.

– Naprawy i modyfikacje naszych okrętów tutaj, w Dominium, idą bardzo wolno – oznajmiła. – Technologia nenavareńska i sardoviańska nie są kompatybilne, więc łączenie ich nie jest łatwe, ale posuwamy się naprzód.

– To za mało – stwierdziła cicho dziewczyna. – Potrzebujemy floty Huktery, lecz dwór Dominium zbuntowałby się, gdyby królowa Urduja złamała traktat z Kesathem dla czegoś tak niepewnego. Potrzebujemy więcej ludzi po swojej stronie, by przekonać arystokrację. Potrzebujemy kolejnych sojuszników.

– Dokładnie tak. I właśnie dlatego znów zaczęłam wysyłać posłańców do innych narodów – poinformowała ją Vela. – Wyekspediowałam najlepszych szpiegów i polityków, a oni z całą pewnością dyskretnie infiltrują odpowiednie środowiska z ludźmi, którzy nie wydadzą nas Kesathowi i negocjują z nimi umowy. Oczywiście znajdują się w niekorzystnej sytuacji, ponieważ nie możemy powiedzieć, gdzie się ukrywamy, warto jednak spróbować. A poza tym mają sporo czasu, zważywszy na to, że nie możemy się nigdzie przenieść do nadejścia Bezksiężycowego Mroku.

– Ale czy to nie jest niebezpieczne? – zapytała Talasyn. – Jeśli królowa Urduja się o tym dowie…

– Nic w tej całej sytuacji nie jest bezpieczne. – Vela upiła maleńki łyk herbaty. – Choć wydaje mi się, że Nenavareńczycy nie bez powodu nie patrolują już wód na południowy zachód od Oka Boga Sztormu. Jeśli się nie mylę, twoja babka oczekuje, że wykorzystam ten czas na zebranie sympatyzujących z nami narodów, żeby Sardovia mogła posłużyć się dodatkowymi oddziałami do wywarcia wpływów i przekonania dworu do wzięcia udziału w wojnie. – Spojrzała na Talasyn znad porcelanowej filiżanki. – I ty też musisz mądrze wykorzystać ten czas. Oraz swoją nową rolę.

Do tej pory Surakwel z typowym dla Nenavareńczyków szacunkiem pozwalał kobietom mówić, nie przerywał im i się nie wtrącał, lecz na wspomnienie o tej „nowej roli” Talasyn wykrzyknął:

– Jak ty to znosisz, Lachis’ko? Małżeństwo z tym… tym figurantem całego zła…

– To dzięki temu, że Talasyn wżeniła się w ród rządzący Nocnym Imperium, może naprawdę udać się nam wyzwolić Kontynent – przypomniała mu Vela.

– Ale i tak! – Surakwel odwrócił się do Talasyn. – Czy kiedy Alaric Ossinast leżał w twoim łóżku, nie czułaś pokusy, by wbić mu nóż w serce?

– Na swoją obronę powiem tylko – zaczęła – że on leżał w moim łóżku raz. – Zanim go z niego wykopałam po tym, jak zrobiliśmy coś, o czym nie zamierzam nikomu wspominać. – Choć jeśli ta sprawa z wbijaniem noża w serce ulegnie zmianie, to dam ci znać.

Wiatr zadął mocniej, wprawiając w ruch brzegi ich peleryn oraz cienkie firanki zawieszone w oknie. Wiatrowskazy zdobiące na potęgę dachy domostw Eset kręciły się szybko, a czarne chmury zasnuwające niebo przez całe popołudnie wreszcie spełniły swoją niemą obietnicę i zrzuciły ciężki deszcz, uderzający w wodę jeziora i wzburzający ją tak bardzo, że przy belkach podtrzymujących miasto ponad taflą pojawiła się piana.

– Jutro wypływasz do Kesath, prawda, Lachis’ko? – zapytał Surakwel.

– Tak – odparła Talasyn. – Nadchodzi burza. Czeka nas trudna podróż.

– W rzeczy samej, szykuje się sztorm. – Vela spojrzała na jezioro. I cokolwiek tam ujrzała, cokolwiek zobaczyła w antracytowych falach rozjaśnianych błyskawicami, sprawiło, że zrobiła głośny wdech. – Po Bezksiężycowym Mroku, Talasyn – przypomniała jej. – Bądź gotowa.

Dziewczyna zdołała tylko pokiwać głową. Kiedy wody Esetu wrzały w wałach, zimne powietrze przetoczyło się przez jej serce.

1 Powiedzenie znane wśród fanów Reylo (przyp. red.).