Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zbiór zredagowanych wpisów z najbardziej poczytnego bloga we wszechświecie. To idealny rozwiązanie dla milionów czytelników, którzy uwielbiają wszystko, co związane z freakonomią. Ta książka – zaskakująca, elokwentna i dowcipna – to kolejny dowód geniuszu autorów. To ten sam geniusz, za sprawą którego odnieśli oni międzynarodowy sukces: 7 milionów sprzedanych egzemplarzy książki w 40 językach. Po publikacji Freakonomii jej autorzy założyli blog, który prowadzą do dziś. Piszą tam w mniej oficjalnym i bardziej osobistym stylu, a ich przemyślenia są czasem jeszcze bardziej szalone niż te zawarte w książce.
W niniejszym tekście odpowiadają na szereg dość niecodziennych pytań: Dlaczego obsługa pokładowa samolotu nie dostaje napiwków?
Jaką metodę ataku byś wybrał, gdybyś był terrorystą?
Dlaczego w KFC co chwila brakuje smażonego kurczaka?
Przez ostatnich dziesięć lat Steven D. Levitt i Stephen J. Dubner opublikowali na Freakonomics.com ponad 8 tysięcy wpisów. Sami otwarcie przyznają, że wiele z nich jest do niczego. Postanowili je wszystkie przejrzeć i wybrali te najlepsze z najlepszych. Dzięki temu dowiesz się, na jakie tematy ludzie kłamią, dlaczego warto rozważyć wprowadzenie podatku od seksu oraz… tak, tak… kiedy warto obrabować bank (odpowiedź: nigdy, zwrot z inwestycji jest strasznie marny). Levitt i Dubner piszą tu również sporo o własnych zainteresowaniach i pasjach, od hazardu, przez golfa i tryktraka, aż po wycofanie z obiegu jednocentówek.
Steven D. Levitt, profesor ekonomii na University of Chicago, został uhonorowany medalem John Bates Clark, wyróżnieniem przyznawanym najbardziej wpływowym amerykańskim ekonomistom przed czterdziestką. Jest również założycielem organizacji The Greatest Good, która stosuje koncepcje rodem z freakonomii w przedsięwzięciach biznesowych i filantropijnych.
Stephen J. Dubner jest wielokrotnie nagradzanym pisarzem, dziennikarzem oraz osobistością radiową i telewizyjną. Zrezygnował z pierwotnej ścieżki kariery – niedoszłej gwiazdy rocka – by pisać książki. Od tamtej pory uczył angielskiego na Columbii, pracował dla „New York Timesa”, a także opublikował trzy książki niezwiązane tematycznie z freakonomią.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 239
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Rafał Żak
153sceny filmowe z życia korporacji
Seks, kłamstwa i inne obowiązki służbowe
Menedżer projektu: Agnieszka Jarosiewicz
Redakcja: Milena Schefs
Korekta: Jadwiga Witecka
Skład: studio KARANDASZ
Rysunki: Marcin Treichel
Projekt okładki: Marcin Górski
Copyright © for the Polish edition by MT Biznes Ltd.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentów niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci zabronione. Wykonywanie kopii metodą elektroniczną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym, optycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji. Niniejsza publikacja została elektronicznie zabezpieczona przed nieautoryzowanym kopiowaniem, dystrybucją i użytkowaniem. Usuwanie, omijanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.
Warszawa 2016
MT Biznes sp. z o.o.
ul. Jutrzenki 118, 02-230 Warszawa
tel. (22) 632 64 20
www.mtbiznes.pl
e-mail: [email protected]
ISBN 978-83-8087-090-1 (format e-pub)
ISBN 978-83-8087-091-8 (format mobi)
Wersja elektroniczna:
Karol Ossowski
Skąd taki tytuł?
153… – bo tyle mniejszych lub większych materiałów (fragmentów) opiszę w książce.
…sceny filmowe… – bo skoncentruję się na materiałach audiowizualnych: filmach, serialach, rzadziej piosenkach, skeczach kabaretowych czy reklamach telewizyjnych. Jest tego naprawdę dużo, stąd wprowadzenie jakiegoś ograniczenia wydawało mi się konieczne.
…z życia korporacji – bo książka będzie o tym, jak w kulturze masowej prezentowany jest świat biznesu.
No i podtytuł.
Seks, kłamstwa i inne obowiązki służbowe
Oczywiście wybór takiego sformułowania ma podkręcić sprzedaż książki – wszak dzięki temu na okładce pojawi się słowo „seks”. A poważniej – właśnie o wszystkich tych elementach będzie tutaj mowa. Jest rozdział o seksie i innych historiach obyczajowych plus jedna seksualna ciekawostka, jest sporo o kłamstwach ludzi i korporacji, a o „innych obowiązkach służbowych” są wręcz całe rozdziały.
Wspólnie poszukamy odpowiedzi na pytanie, jak to się dzieje, że obraz biznesu w dziełach kultury masowej jest taki, jaki jest, na ile jest zgodny z prawdą i tym, co o biznesie myśli społeczeństwo. Zastanowimy się, czy to sztuka naśladuje życie, czy życie biznesowe naśladuje sztukę. Będzie okazja do tego, żeby wielokrotnie szczerze się pośmiać, czasem poczuć zadziwienie i zaskoczenie, czasem też pewnie zobaczyć siebie samego w krzywym zwierciadle.
W poprzednim akapicie użyłem nieco górnolotnego sformułowania „sztuka naśladuje życie”, co sugeruje, że będę się tu zajmował wielką sztuką. Otóż nie: jedynym kryterium pojawiania się cytatów z konkretnych filmów i seriali było dla mnie to, że w jakiś ciekawy sposób dotyczyły one świata biznesu. Nie kierowałem się ich wartością artystyczną czy ocenami krytyków, co oznacza, że znacznie częściej na kartach tej książki pojawia się kino popularne czy seriale masowe niż arcydzieła wygrywające festiwale w Sundance czy Cannes. Choć oczywiście znajdzie się także kilka tytułów nagrodzonych Oscarem czy Emmy.
Skąd moje zainteresowanie tym tematem? Gdzieś w połowie 2010 roku przeczytałem w prasie, że Ilona Łepkowska, scenarzystka takich seriali jak Klan, Na dobre i na złe czy M jak miłość rozpoczęła pracę nad scenariuszem filmu Och, Karol 2, który miał być remakiem filmu o tym samym tytule z 1985 roku. Podejrzewam, że sam fakt pisania kolejnego scenariusza przez znaną scenarzystkę niespecjalnie by mnie zainteresował – zwłaszcza, że jej wcześniejsze dokonania nie robiły na mnie dużego wrażenia. Jednak dowiedziałem się wtedy, że Karol, tytułowy bohater filmu, tym razem będzie trenerem biznesu. Co było – i jest – dla mnie o tyle ważne, że właśnie ten zawód sam wykonuję. Przypomnę, że w pierwotnej wersji Karol był architektem.
Możesz nie pamiętać tego filmu ani w wersji oryginalnej, ani w tej, która ostatecznie w 2011 roku pojawiła się na ekranach. Napiszę najkrócej, jak potrafię, o tym, co dla mnie miało znaczenie. Karol w obu filmach przedstawiany jest jako kobieciarz, podrywacz, namiętnie zdradzający swoją narzeczoną z licznymi kochankami. Zacząłem się wtedy zastanawiać, w jakim świetle stawia to zawód trenera i na ile ten film może mieć znaczenie dla postrzegania mojej roli zawodowej w społeczeństwie. Na ile rozpowszechni obraz trenerów jako współczesnych marynarzy, żyjących od romansu do romansu. Jak zobaczysz w dalszej części książki, taka obawa nie jest nieuzasadniona, bo szkolenia często kojarzą się ludziom z pewnym rozluźnieniem obyczajów.
Na szczęście okazało się, że film miał marginalne znaczenie dla budowania społecznego odbioru zawodu trenera, bo i sam okazał się raczej nieudaną produkcją filmową (był o włos od zdobycia nagrody za najgorszy film roku 2011). Na szczęście dla mnie ten temat okazał się bardzo inspirujący.
Od tamtej pory kwestia obrazu biznesu w kulturze masowej jest mi bliska. Staram się wyłapywać fragmenty filmów i seriali, w których portretowane są biznes i życie korporacyjne w swoich licznych przejawach. Z uwagi na to, czym się zajmuję na co dzień, zacząłem od obrazu HR-u, czyli od pracy działów personalnych, działów kadr, trenerów oraz innych osób tworzących ten segment biznesu. Najłatwiej było mi zauważać fragmenty dotyczące środowiska, z którego sam się wywodzę. Zacząłem metodycznie przeglądać seriale o tematyce okołobiurowej i odnotowywać ciekawe fragmenty. Zapisywałem wszystkie sceny z filmów związane z tym, czym się zajmuję. Z czasem rozszerzyłem krąg swoich zainteresowań na inne działy biznesu i inne grupy zawodowe. Tak oto w moich zbiorach zaczęły się pojawiać materiały dotyczące informatyków, sprzedawców, marketingowców, szefów, a także korporacji jako takiej i specyfiki życia biurowego.
W tej książce podzieliłem świat biznesu na kilkanaście obszarów. Opowiem o nich kolejno, w trzech osobnych częściach. Do każdej części zaproponuję zestaw materiałów wartych obejrzenia i skomentuję to, co będzie się w nich pojawiać. Oto poszczególne obszary mojej eksploracji:
Życie pracownika (rekrutacja, życie biurowe, szkolenia, wyjazdy integracyjne i zwalnianie).
Przegląd zawodów, kast i grup interesów (z uwzględnieniem takich zawodów, jak sekretarki, szefowie, pracownicy HR-u, informatycy, sprzedawcy, maklerzy giełdowi, konsultanci, marketingowcy, inżynierowie i lobbyści).
Korporacja jako twór opisywany w kulturze.
Wiem, że samo czytanie o materiałach wideo może być atrakcyjne i zajmujące. Będę się starał z całych sił, żeby tak właśnie było. Jednak suchy tekst nigdy nie przebije możliwości zobaczenia tych materiałów w ich oryginalnej postaci. Dlatego obok każdego cytatu znajdziesz adres strony internetowej. Po wpisaniu adresu w wyszukiwarce wyświetli ci się konkretna strona internetowa z materiałem, o którym piszę. Na stronie www.153sceny.plsą dostępne wszystkie te fragmenty, dobrze więc będzie czytać tę książkę przy komputerze albo tablecie.
Książka taka jak ta zawsze będzie niekompletna. Na pewno okaże się, że przegapiłem lub pominąłem jakiś świetny materiał, a dla jakiejś ważnej postaci nie starczyło miejsca. Ilość materiałów źródłowych, które należałoby przejrzeć, jest tak potężna, że przerasta moje skromne możliwości. I tutaj czas na dobrą wiadomość. Jak już wiesz, w książce są adresy stron odsyłających do materiałów multimedialnych. Wszystkie moje odkrycia zamieszczam na stronie www.153sceny.pl– i zamierzam nadal publikować tam materiały, które trafią do moich zbiorów już po zakończeniu pisania. Zachęcam cię do zaglądania tam raz na jakiś czas, by zobaczyć nowy materiał, rozwijający treści zawarte w książce. Możesz też współtworzyć stronę i zgłosić materiał, który twoim zdaniem jest wart uwagi, a który haniebnie pominąłem. Zamieszczę go wraz z informacją, kto mi go podsunął.
Studiowałem kiedyś przez dwa lata kulturoznawstwo (tak naprawdę zaliczyłem na tym kierunku garść przedmiotów). Wiem dzięki temu, że podczas analizy wiersza można wyróżnić czterostopowce anapestyczne z hiperkataleksą w klauzuli drugiego wersu. Nie będę się jednak silił na poprawną metodologicznie monografię, zawierającą analizę sposobów prowadzenia narracji w poszczególnych odcinkach drugiej serii wybranego serialu. Choć oczywiście obiecuję, że postaram się w miarę adekwatnie używać takich pojęć jak narracja, kompensacyjna rola kultury, tropy czy media masowe.
Chcę dostarczyć ci rozrywki i refleksji.
A zatem: dobrej zabawy!
Przez całą książkę będziemy przyglądać się głównie filmom i serialom. Zacznijmy więc od korzeni filmu. Cofnijmy się do 1895 roku. Jest 28 grudnia, jesteśmy w Paryżu, a dokładniej mówiąc, w Salonie Indyjskim „Grand-Cafe” przy bulwarze Kapucynów. Jesteśmy wśród trzydziestu pięciu osób zgromadzonych na widowni. Właśnie zaczyna się pierwsza w historii publiczna projekcja filmowa.
Tę projekcję zorganizowali bracia Lumière, konstruktorzy kinematografu. Od blisko roku eksperymentowali oni z urządzeniem, które byłoby w stanie odtwarzać nagrany wcześniej ruchomy obraz. Udało się. Seans, o którym piszę, składał się z kilku krótkich filmów, nagrywanych statyczną kamerą. Kamera rejestrowała przypadkowe fragmenty życia miejskiego.
Dlaczego ten seans ma znaczenie dla mojej książki? Jednym z prezentowanych wówczas filmów był obraz po tytułem Wyjście robotników z fabryki rodziny Lumière w Lyonie (La Sortie de l’usine Lumière à Lyon). Ten materiał nie jest zbyt spektakularny. Opis jego akcji z portalu Internet Movie Database brzmi tak:
Mężczyzna otwiera bramę do fabryki rodziny Lumière. Przez bramę i mniejsze drzwi obok niej wychodzą pracownicy i skręcają w lewo lub w prawo. Większość z nich to kobiety w długich sukniach i wielkich kapeluszach, niektórzy są mężczyznami. Nagle mężczyzna w długim fartuchu wybiega przed tłum, goniąc wielkiego psa. Kilka osób przechodzi przez bramę z rowerami. Kiedy już wszyscy pracownicy wychodzą, odźwierny zaczyna zamykać bramę[1].
http://153sceny.pl/zanim-zaczniemy/
Wyjście robotników z fabryki Lumière w Lyonie (La Sortie de l'usine Lumière à Lyon), Francja 1895
Reżyseria: August Marie Louis Lumière, Louis Jean Lumière
Pół żartem, pół serio można więc powiedzieć, że to pierwszy film, w którym został sportretowany świat przedsiębiorstw. Mamy więc dowód, że od samego początku świat kina interesuje się biznesem.
HISTORIA ŻYCIA W FIRMIE
Porządek tej części wyznaczy nam stereotypowy przebieg kontaktu przeciętnego człowieka z firmą. Firma go rekrutuje, wykorzystuje w pełni jego potencjał, a potem zwalnia.
Wiemy już, że dwa punkty będą dotyczyć początku i końca kontaktu człowieka z biznesem. Opowiem o tym, jak się rekrutuje i jak się zwalnia. Co prócz tego?
Pokażę codzienne życie biurowe, pokażę, jak się szkoli pracownika, jak się systemowo dba o jego motywację i jak nagradza się go wyjazdami integracyjnymi.
Na początek czas na obszar życia biznesowego chyba najczęściej portretowany w utworach kultury masowej. Weźmy pod lupę rekrutację, czyli proces naboru ludzi do organizacji, pozyskiwania ich z rynku. Jest ona wdzięcznym tematem z wielu powodów; napiszę o kilku, które przychodzą mi do głowy.
Po pierwsze rekrutację łatwo sobie wyobrazić: umie to zrobić większość potencjalnych odbiorców. Nawet jeśli mało wiemy o tym, jak wygląda życie w korporacji, dobrze kojarzymy takie wydarzenia, jak na przykład rozmowa kwalifikacyjna. Znaczna część z nas chociaż raz w życiu wzięła udział w takiej rozmowie. Z perspektywy twórców seriali i filmów rekrutacja jest bezpieczna, większość odbiorców zrozumie, o co chodzi w danej scenie.
Po drugie rozmowa kwalifikacyjna to sytuacja o dużym potencjale dramaturgicznym. Mamy tu jasno zdefiniowanych bohaterów i nieco skonfliktowane interesy. Możemy wyraźnie wskazać dobrych i złych, dwie siły z założenia stojące po dwóch stronach barykady. Po jednej stronie są przebiegli rekruterzy, po drugiej – biedny, przestraszony kandydat. Możemy snuć opowieści o odwiecznym starciu dobra ze złem. Jak przekonamy się za chwilkę, niezwykle rzadko osoby rekrutujące prezentowane są w bardziej korzystnym świetle niż kandydaci.
Po trzecie rekrutacja jest momentem starcia „normalnego” świata ze światem korporacji. Daje to nieograniczone możliwości naśmiewania się z procedur firmowych, zadawanych pytań i zachowań prezentowanych przez HR-owców w trakcie rozmów. Możemy stanąć po stronie „normalnego” bohatera i zobaczyć, jak wypadnie jego starcie z absurdami organizacji.
Nic dziwnego, że w filmach, serialach, skeczach kabaretowych można znaleźć mnóstwo scen rekrutacyjnych. Zobaczmy kilka z nich.
Wymagania stawiane kandydatom do pracy wyśmiewane są na wiele sposobów. Większość z nas zna określenie „dwudziestoletnia kandydatka z trzydziestoletnim doświadczeniem zawodowym”, które oddaje charakter wymogów w trakcie rekrutacji. Dużo mówi się o tym, jak wiele trzeba pokazać i udowodnić, żeby dostać pracę.
Jak zobaczymy poniżej, takie wymogi nie są wymysłem naszych czasów. Poznajmy personalnego Łukasika, szefa działu kadr w Warszawskim Przedsiębiorstwie Taksówkarskim, jednego z bohaterów kultowego serialu Zmiennicy. Łukasik jest człowiekiem, który stara się wiedzieć, co w trawie piszczy. Zajmuje się szukaniem przysłowiowych haków na wszystkich pracowników, a w szczególności na kierowców pracujących w firmie.
Scena przytoczona poniżej to właśnie rozmowa kwalifikacyjna. Łukasik prowadzi ją z główną bohaterką serialu, która próbuje dostać pracę kierowcy taksówki. Na razie próbuje tego dokonać jako kobieta. Jak wiemy, później z większym sukcesem spróbuje tego samego przebrana za mężczyznę.
PERSONALNY ŁUKASIK(przeglądając dokumenty): Prawo jazdy kategorii drugiej, zaświadczenie z pracy, opinia, świadectwo zdrowia, egzamin ze znajomości miasta, testy psychotechniczne, zaświadczenie o niekaralności, stały meldunek w Warszawie. Nic więcej pani nie ma?
KANDYDATKA: No… to jest wszystko, co mi kazano przynieść do pana personalnego.
ŁUKASIK: Widzi pani, zawód taksówkarza jest w zasadzie czysto męski. Zwracam uwagę na różnice międzypłciowe, gdyż schemat urawniłowki, który sprowadza je praktycznie do zera, był typowy dla minionego okresu. Kierowca u nas narażony jest na zaczepki ze strony nietrzeźwych i niekulturalnych pasażerów. Dla kobiety tak atrakcyjnej jak pani to zawód niebezpieczny. I vice versa. Przewożenie tak zwanych cór Koryntu. W dodatku etyka kierowcy wymaga, by nosił bagaże pasażerów, ciężkie niekiedy. Służba w WPT jest publiczna. Taksówkarz musi być gotów w każdej chwili udać się do Szczecina albo i dalej. Na dzień, dwa lub dłużej. Zachorowalność dla niego i dla jego dzieci praktycznie nie istnieje, gdyż wówczas ciężar pracy spada na jego zmiennika. I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej…
KANDYDATKA: Ale… ja jestem… wolna, silna i zdrowa. Proszę pana, ja nie takie ciężary dźwigałam. Na przykład tydzień temu, w spółdzielni, to nie takie walizeczki, ale pięćdziesiąt felg… i to naraz. Poza tym na zwolnieniu lekarskim nigdy nie byłam i… z pijakami sobie radzę. I to jak.
ŁUKASIK: Prezentuje pani typowo kobiecą logikę myślenia. To znaczy, logikę myślenia wybiórczego. Trzeba patrzeć na okrągło. Jest pani cenionym pracownikiem spółdzielni Tucholskich, braci. Bracia wykształcili panią na cenionego pracownika i my nie mamy prawa pani stamtąd wyrywać. Niech pani pójdzie do MPK, tam szukają kierowców z pani kwalifikacjami. Interes ogółu trzeba preferować… niestety.
(Wyprowadza kandydatkę za drzwi).
http://153sceny.pl/rekrutacja-1/
Zmiennicy, Polska 1986, emisja 1987–1988, odcinek 4
Reżyseria: Stanisław Bareja
Personalny Łukasik jeszcze wróci na łamy tej książki, wszak to jeden z najciekawszych przykładów pracownika działu personalnego. A na pewno najciekawszy na naszym podwórku.
Od czasu do czasu uciekniemy od filmów i seriali w stronę skeczy z programów satyrycznych. W przypadku rekrutacji zrobimy tak co najmniej kilkukrotnie. Zaczniemy od przeniesienia rekrutacji w czasy ludzi pierwotnych. Będzie to scena z brytyjskiego programu komediowego The Armstrong & Miller Show, nadawanego przez BBC One, emitowanego w latach 2007–2011.
Zobaczymy tu rozmowę rekrutacyjną toczącą się w czasach ludzi pierwotnych. Trójka rekruterów przepytuje kandydatów, którzy chcą dołączyć do ich plemienia. Język jest mocno uproszczony (wszak czasy mamy bardzo, bardzo dawne), choć łatwo się zorientować, że padają te same pytania i te same odpowiedzi co w dzisiejszych czasach nowoczesnych korporacji. Podobnie też kandydatowi zależy na zyskaniu nowej przynależności bardziej niż rekruterom na przyjęciu go w poczet członków plemienia. Komizm polega w zasadzie tylko na tym, że normalna, standardowa współczesna rozmowa kwalifikacyjna przeniesiona jest w czasy dawno minione.
REKRUTER 1: Tak więc chcesz przyłączyć się do plemienia.
KANDYDAT 1: Taaa.
REKRUTER 2: Co ty robić?
KANDYDAT 1: Ja być myśliwy.
REKRUTER 3: My mieć dużo myśliwych.
KANDYDAT 1: Ja też zbierać.
REKRUTER 2: Jesteś myśliwy zbieracz?
KANDYDAT 1: W tych czasach człowiek musi dużo umiejętności.
REKRUTER 3: Tak więc… gdzie się widzi za pięćdziesiąt księżyców?
KANDYDAT 1: Polować… może zbierać…
REKRUTER 2: Czemu opuścić poprzednie plemię?
KANDYDAT 1: To być małe plemię. Ja być gotowy na coś większego.
REKRUTER 2: Jak długo być z ostatnie plemię?
KANDYDAT 1: Dziesięć księżyców.
REKRUTER 2: Dziesięć księżyców? Ja słyszeć, że ty odejść po dwa księżyce! Ja słyszeć, że ty odejść i chodzić po łąkach z przyjaciel.
REKRUTER 1: To prawda?
REKRUTER 2: Ja znać wodza plemienia i wódz mi powiedzieć.
KANDYDAT 1: Ja tylko chcieć zobaczyć łąki. Ale już ochota na to odejść.
REKRUTER 1: My być w kontakcie.
KANDYDAT 1: Ale…
REKRUTER 1: Dużo człowiek do obejrzenia.
(Kandydat wychodzi).
REKRUTER 3: Szkoda.
REKRUTER 1: Następny!
(Wchodzi kolejny kandydat, wyciąga zza pazuchy połamaną tabliczkę).
KANDYDAT 2: Przepraszam! Spóźniony… CV połamać.
REKRUTER: To być długi dzień, ludziska.
http://153sceny.pl/rekrutacja-2/
The Armstrong & Miller Show, Wielka Brytania 2007–2010; sezon 2, odcinek 6
Reżyseria: Dominic Brigstocke
Pisałem, że rekrutujący zadają te same pytania co dzisiejsi pracownicy działów personalnych podczas rozmów kwalifikacyjnych. Szczególnie widać to w pytaniach:
Gdzie się widzi za pięćdziesiąt księżyców?
Jak długo być z ostatnie plemię?
Czemu opuścić poprzednie plemię?
Przyjrzyjmy się uważniej ostatniemu pytaniu: „Czemu opuścić poprzednie plemię?”. Kandydat odpowiada: „To być małe plemię. Ja być gotowy na coś większego”. Ten kandydat zachowuje się zgodnie z najlepszymi podpowiedziami dotyczącymi zachowania się podczas rozmów kwalifikacyjnych.
Napisałem, że rekrutacja często jest prezentowana jako starcie dobra ze złem. Zobaczmy więc, jak dziwacznymi metodami korporacje próbują zaskakiwać kandydatów w trakcie rozmów. W scenie z programu Peter Serafinowicz Show, emitowanego w telewizji BBC Two (w latach 2007–2008), zobaczymy Grega, kandydata starającego się o pracę, oraz rekrutera zadającego mu skomplikowane pytania. Ta scena w zabawny sposób pokazuje pokrętność metod doboru personelu, ale też grę, która toczy się pomiędzy kandydatem a rekrutującym. Ten pierwszy domyśla się, po co pada kolejne pytanie i jakie będą prawidłowe odpowiedzi czy prawidłowe zachowania. Ten drugi robi wszystko, żeby zaskoczyć kandydata.
Co ciekawe, tutaj sympatia widzów zostaje przy rekrutującym, który wydaje się mądrzejszy, sprytniejszy, lepiej ubrany. Cóż, z pewnością można też powiedzieć, że w tej rozmowie to on rozdaje karty.
REKRUTER: Greg, cóż, twoje CV robi wrażenie. Obawiam się jednak, że nie do końca pasujesz do naszej koncepcji.
GREG: Rozumiem, trudno. Dziękuję za rozpatrzenie mojej kandydatury.
REKRUTER: Miałem nadzieję, że właśnie to powiesz. Właśnie tak opanowanych osób potrzebujemy w naszym zespole. To był test, a ty go zdałeś. Witam w zespole, Greg.
GREG: Dziękuję! Mam rozumieć, że dostałem tę pracę?
REKRUTER: Nie! Oczywiście, że nie! Nie mam zamiaru zatrudniać naiwnych durni. To był test, Greg, a ty go oblałeś! Żegnam!
GREG: Cóż, więc do widzenia.
REKRUTER: Greg, właśnie o takie nonszalanckie podejście nam chodziło. Zdałeś test!
GREG: Naprawdę zdałem?
REKRUTER: Nie! To był test! Kwestionujesz moje zdanie! Nikt nie ma prawa kwestionować tego, co mówię! Jeśli nie masz nic przeciwko temu…
(Greg wstaje i kieruje się do wyjścia).
REKRUTER: Greg, zdałeś test wyjścia. Chodź, usiądź.
GREG: Więc… mam tę pracę?
REKRUTER: Tak, masz.
GREG: Na pewno?
REKRUTER: Na pewno! Och, Greg, witam w firmie. Przepraszam za te brednie z testami. Można się nieco pogubić, prawda?
GREG: Trochę tak, przyznaję.
REKRUTER: Nie! Dajesz się zbyt łatwo zwieść! Oblałeś test! A wiązałem z tobą takie duże nadzieje!
GREG: To jest żałosne!
REKRUTER: Gratulacje… to jest żałosne. Zdałeś test!
GREG: Na Boga, weź pan sobie sam tę pracę!
(Greg wychodzi z pokoju, na korytarzu słyszy…)
REKRUTER: Greeeeeg… To jest prawdziwy, ostateczny test. Jeśli słyszysz mój głos w swoim umyśle, to znaczy, że zdałeś. Greeeg! Naprawdę! Wracaj do pokoju, Greg, wracaj do pokoju!
(Greg wraca do pokoju).
REKRUTER: Nieee! Oblałeś test!
http://153sceny.pl/rekrutacja-3/
The Peter Serafinowicz Show, Wielka Brytania 2008; odcinek Christmas Special
Reżyseria: Peter Serafinowicz
Oczywiście rozmowa opisana powyżej jest absurdalna (pochodzi w końcu z programu komediowego), ale w realnym świecie kandydaci też często muszą domyślać się prawdziwych intencji rekrutera, ukrytych za pytaniami idiotycznymi na pierwszy rzut oka. Ale chyba musi być jakaś pokrętna logika zadawania pytań takich jak wymienione poniżej?
Wyjaśnij pojęcie „baza danych” w trzech zdaniach tak, aby zrozumiał to ośmiolatek.
Czy jest pani osobą wierzącą i czy jest pani zwolenniczką bicia dzieci?
Dlaczego szampony do włosów są w różnych kolorach, a piana jest zawsze biała?
Proszę omówić budowę łyżki do zupy.
Jak pana (pani) zdaniem zmieniłby się świat, gdyby możliwa stała się… teleportacja?
[2]
Rozmowy kwalifikacyjne przybierają czasem obrót zaskakujący dla kandydata. Widzieliśmy już takie przykłady. Zobaczmy więc kolejny. Tym razem będzie to skecz z brytyjskiego programu satyrycznego That Mitchell and Webb Look, emitowanego w latach 2006–2010. Jest to fragment pokazujący rozmowę komisji kwalifikacyjnej z kandydatem.
Dwie osoby z komisji zachowują się w miarę standardowo: zadają pytania o doświadczenia zawodowe kandydata i jego wizję przyszłej pracy. Jeden członek komisji, Derek, zachowuje się mniej standardowo. Obraża kandydata, podważa jego zdanie, przeszkadza w wypowiedziach. Słowem, wykorzystuje metodę znaną jako stress interview. W założeniu chodzi o takie prowadzenie rozmowy, by podnieść u kandydata poziom stresu. Ma to pomóc w sprawdzeniu, jak będzie się on zachowywał pod dużą presją. Uzasadnieniem stosowania takiego podejścia jest charakter przyszłej pracy. Jeśli nowy pracownik będzie często narażony na stres, warto sprawdzić, jak sobie z tym radzi. Zobaczmy więc, jak przebiega taka rozmowa.
REKRUTER: Witam, ta rozmowa powinna przebiec w miarę bezboleśnie. Scott, w firmie pracujesz od trzech lat?
KANDYDAT: Tak, od trzech lat, zgadza się.
DEREK: Uaghhhh!
REKRUTER: I do twoich obowiązków należały akcje marketingowe.
KANDYDAT: Ogólnie rzecz biorąc, chociaż moje obowiązki częściowo dotyczyły również dystrybucji.
DEREK: Jasne, jasne, na miłość boską!
REKRUTER: Powinienem wyjaśnić, że Derek jest dziś z nami po to, żeby wyrażać coś, co nazywamy „bardzo negatywną informacją zwrotną”. Chodzi o to, abyśmy mogli ocenić twoje umiejętności radzenia sobie w bardzo stresujących sytuacjach. Nie masz nic przeciwko temu?
KANDYDAT: A tak, rozumiem, nie ma problemu.
DEREK: Nie ma problemu, tak, nie ma problemu? Jak tylko nie ma problemu, to wszystko jest w porządku, tak?
REKRUTER: Czy mógłbyś opisać główne zadania stojące przed odpowiednim…
DEREK: Dupek!
REKRUTER: …twoim zdaniem kandydatem na to stanowisko?
KANDYDAT: Naszym głównym problemem, moim zdaniem, jest to, że zbyt duży nacisk kładziemy na naszych głównych klientów…
DEREK: Jaasne!
KANDYDAT: Oczywiście należy się o nich troszczyć…
DEREK: Ciota!
KANDYDAT: Jednak nie ma możliwości, by nasza firma odniosła znaczący sukces…
DEREK: Głupia ciota!
KANDYDAT: …na rynku, o ile nie uda nam się znaleźć sposobu – w krótszym lub dłuższym czasie – by przyciągnąć nowych klientów.
DEREK: Świetne, jakie to jest wszystko świetne, nie dam rady, muszę to zapisać.
KANDYDAT: Czy uda nam się to osiągnąć dzięki przeznaczeniu większej ilości środków…
DEREK: Absolutnie, taak.
KANDYDAT: …czy też będziemy musieli zmienić całe nasze podejście i opracować nowe strategie, to wszystko trzeba dogłębnie przemyśleć.
DEREK: To dobre, taa, taaa, dogłębnie, jaaasne.
KANDYDAT: Jednakże na pewno należy wziąć to pod uwagę…
DEREK: Ding! (odgłos maszyny do pisania)
KANDYDAT …przy opracowywaniu przyszłorocznego budżetu.
DEREK: Ding!
KANDYDAT: Myślę, że to główne zadania.
DEREK: Ding, ding, ding!
REKRUTER: To brzmi logicznie. Bardzo dobrze poradziłeś sobie z negatywną informacją zwrotną.
KANDYDAT: Dziękuję. On chyba ma już dość.
(Derek rzuca w głowę kandydata maszyną).
http://153sceny.pl/rekrutacja-4/
That Mitchell and Webb look, Wielka Brytania 2008 sezon 2, odcinek 1
Reżyseria: David Kerr
Zapis rozmowy wygląda absurdalnie i wydaje się, że taka sytuacja nie jest możliwa w realnym świecie. W rzeczywistości stress interview był popularny jeszcze kilka lat temu. Zwolennicy tej metody zadawali pytania wyprowadzające kandydata z równowagi oraz zachowywali się w sposób lekceważący. Do moich ulubionych pytań tego typu należą:
Ma pani na imię Kasia. Skąd takie pretensjonalne imię?
Czy jest pani konsekwentna? Jeśli tak, to skąd u pani ta kilkukilogramowa nadwaga?
Dlaczego dzisiaj pada?
To nie koniec. Jak pisze jeden z portali zajmujących się doradzaniem w procesie rekrutacji:
Jeśli osoba rekrutująca chce zdenerwować kandydata niemalże od samego początku, może:
nie odzywać się przez pierwsze 5 minut rozmowy;
udawać, że czyta SMS-y w telefonie, podczas gdy kandydat mówi;
ziewać lub udawać, że zasnęła;
wyśmiewać się z miejsca pochodzenia kandydata, jego byłej firmy, nazwiska itd.
Metoda zakłada też, że kandydatowi należą się wyjaśnienia, dlaczego komisja zachowuje się w tak ofensywny sposób. W przytoczonym powyżej przykładzie takie wytłumaczenie rzeczywiście się pojawia. Można więc powiedzieć, że wszystko jest w porządku.
Warto w tym miejscu pokazać jeszcze jedną scenę. Nie pochodzi ona z filmu zahaczającego o tematy biznesowe, ale czytelnie pokazuje, że stresowanie kandydatów podczas rozmowy kwalifikacyjnej nie jest charakterystyczne wyłącznie dla świata korporacji. Będzie to fragment z czarnej komedii Płytki grób. Trójka bohaterów zajmuje się właśnie rekrutowaniem współlokatora; mają duże mieszkanie i chcą podnająć jeden wolny pokój. Kolejno pojawiają się u nich kandydaci. Rekrutujący zadają im absurdalne, atakujące, poniżające pytania; im mniej podoba im się kandydat, tym ostrzejsze są kwestie, w których ma się wypowiedzieć. Poniżej zamieściłem zapis tej sceny. Zaczyna się od spotkania z kandydatem już na pierwszy rzut oka niepasującym do trójki bohaterów. To Cameron: niski, chudy, rudy, niepozorny.
ALEX (do swoich współlokatorów): Więc jak on ma na imię?
DAVID: Nie wiem, Campbell czy jakoś tak.
JULIET: Cameron.
ALEX: Cameron?
JULIET: Yhy.
ALEX: Naprawdę?
CAMERON: Tak.
ALEX (do Camerona): Czujesz się komfortowo, Cameron?
CAMERON: Tak, dziękuję.
ALEX: Widziałeś mieszkanie?
CAMERON: Tak.
ALEX: Podoba ci się?
CAMERON: Tak, jest wspaniałe.
ALEX: Oczywiście, czyż nie? Wszyscy je lubimy. Pokój do wynajęcia też jest niezły, nie sądzisz?
CAMERON: Tak.
ALEX: Przestronny, jasny, dobrze wyposażony i wszystkie takie tam pierdoły.
CAMERON: No cóż, tak.
ALEX: Tak. Powiedz mi więc, Cameron, ponieważ bardzo chcę to wiedzieć. Co, do cholery, pozwala ci myśleć, że chcemy dzielić takie mieszkanie z kimś takim jak ty? Wiesz, na pierwszy rzut oka – a ja rzadko się mylę – nie masz ani jednej cechy, której szukamy u przyszłego współlokatora. Takich rzeczy jak prezencja, charyzma, styl i czar. Myślę, że nie oczekujemy zbyt wiele, myślę, że nie jesteśmy nierozsądni. Spójrz na przykład na Davida. Jest biegłym księgowym, ale przynajmniej się stara. Problem polega na tym, że nie sądzę, żebyś ty się starał.
W dalszej części widzimy pytania zadawane innym kandydatom.
DAVID: To tylko kilka pytań.
ALEX: Chciałbym zapytać o twoje hobby.
JULIET: Dlaczego chcesz ten pokój?
DAVID: Palisz papierosy?
ALEX: Czy kiedy składasz w ofierze kozę i wyrywasz jej serce gołymi rękami, wzywasz ognie piekielne?
JULIET: Jedno uczciwe, bezpośrednie pytanie. Jesteś rozwiedziony czy nie?
ALEX(do kandydatki ubranej na czarno): Kiedy wstajesz rano, jak decydujesz, który odcień czerni włożyć na siebie?
DAVID: Odtworzę ci kilka sekund nagrania. Powiedz, co to za utwór, kto jest głównym wokalistą i podaj trzy jego hity nagrane później z innym zespołem.
JULIET: Porozmawiajmy otwarcie. Ten romans, którego nie masz. Nie masz go z mężczyzną czy z kobietą?
DAVID: Porozmawiajmy chwilkę o finansach korporacyjnych. Wrogie przejęcia. Są dobre czy złe?
ALEX: Kiedy po raz ostatni ktoś powiedział do ciebie dokładnie takie słowa: „Jesteś promieniem słońca w moim życiu”?
DAVID: Jak by pani zareagowała, gdybym powiedział, że jestem Antychrystem?
http://153sceny.pl/rekrutacja-5/
Płytki grób, Wielka Brytania 1994
Reżyseria: Danny Boyle
Nie każda osoba prowadząca rekrutację jest kompetentna i robi to we właściwy sposób. Przyjrzyjmy się dla przykładu, jak z tym tematem radzą sobie bohaterowie filmu Szefowie wrogowie 2. W pierwszej części trójka bohaterów zmaga się ze zwyrodniałymi szefami i snuje zuchwałe plany popełnienia na nich zbrodni doskonałej. W drugiej (znacząco słabszej) części Nick, Dale i Kurt próbują razem prowadzić biznes, co oznacza, że sami stają się szefami.
Warto przyjrzeć się scenie, w której we trójkę prowadzą rozmowy kwalifikacyjne. Celem jest zatrudnienie dobrych pracowników w firmie, którą właśnie powołali do życia. Rozmowy są charakterystyczne o tyle, że praktycznie wszyscy kandydaci zostają przyjęci. Największe szanse mają tu atrakcyjne kobiety bez kwalifikacji (takie kandydatki szczególnie chętnie zatrudnia Kurt), lecz przez sito rekrutacyjne przechodzą też gosposie domowe niemówiące po angielsku i kryminaliści.
(Atrakcyjna kandydatka)
NICK: Nie ma pani żadnego doświadczenia zawodowego?
KANDYDATKA: Czy to źle?
KURT: Żartuje pani? To wspaniale. Ma pani w sobie entuzjazm i świeżość.
DALE: I brak kwalifikacji.
KURT: Wie pani co? Ma pani tę pracę!
KANDYDATKA: Naprawdę?
DALE: Ups, to było nieoczekiwane i nieuzasadnione.
(Kandydatka długo opowiada coś po hiszpańsku, opowieść jest wzruszająca, Kurt zaczyna płakać).
NICK: Ma pani pracę.
DALE: Bez cienia wątpliwości.
(Kolejna atrakcyjna kandydatka)
NICK: Nie ma pani CV.
KURT: Nieważne, dobrze pani z oczu patrzy. Wydaje się pani skromną osobą.
DALE: Moment.
KURT: Jest pani przyjęta.
KANDYDATKA: Naprawdę?
KURT: Jeśli pani chce.
KANDYDATKA: Dziękuję.
(Kandydat wyglądający na przestępcę)
NICK: Był pan winny przestępstwa?
KANDYDAT: Gówno prawda!
DALE: Podbijam. Miałem podobną sytuację. Chcieli mi przybić przestępstwa seksualne na nieletnich.
KANDYDAT: Nie kumam się z pedofilami.
DALE: Ani ja.
KURT: Żaden z nas.
NICK: Nie popieramy takich zachowań.
DALE: Dajmy chłopu pracę i tyle. Nie chcę go zasmucać.
(Kolejna atrakcyjna kandydatka)
NICK: Słuchaj, Tiffany.
KURT: Jesteś przyjęta!
KANDYDATKA: Naprawdę?
KURT: Tak. (Wpada w objęcia kandydatki). Widzimy się w poniedziałek. A teraz uciekaj.
(Kandydatka wychodzi).
NICK: Skończ z zatrudnianiem seksownych, niewykwalifikowanych dam.
KURT: Po co być szefem, skoro nie możesz z tego korzystać?
DALE: Zdajesz sobie sprawę, że nie możesz z nimi sypiać?
KURT: O czym on mówi?
NICK: Jesteś szefem, to by było molestowanie seksualne.
DALE: Chciałem za to zabić szefową. Pamiętasz?
KURT: Mam je teraz zwolnić? Przecież dopiero je zatrudniliśmy.
NICK: Nie możesz ich zwolnić dlatego, że nie możesz z nimi spać. To też molestowanie seksualne.
KURT: No to po co w ogóle to wszystko robimy?
http://153sceny.pl/rekrutacja-6/
Szefowie wrogowie 2, USA 2014
Reżyseria: Sean Anders
Opisany fragment dotyczy prowadzenia rozmów rekrutacyjnych, jednak prócz tego pojawiają się w nim dwa ciekawe wątki życia biznesowego. Mamy zestaw niekompetentnych szefów (będzie o nich więcej w dalszej części książki) oraz wątki obyczajowe (też będzie o nich mowa).
Większość powyższych przykładów pokazuje rekrutację sprowadzoną do rozmowy kwalifikacyjnej. Czasem (rzadziej) wygrywa w niej kandydat, a czasem (znacznie częściej) prowadzący rozmowę. Jednak firmy korzystają także z innych metod, niekiedy bardziej skomplikowanych.
Opowiem teraz o dwóch filmach, w których zaprezentowano przedziwną procedurę rekrutacyjną. Gdyby chcieć wskazać, co zainspirowało scenarzystów, wybór padłby zapewne na ośrodek oceny (Assessment Center). Normalnie AC jest formą grupowego sprawdzania kompetencji pracowników w celach rekrutacyjnych. Kilkoro kandydatów gromadzi się w jednym miejscu i zaprasza do serii zadań sprawdzających różnorakie umiejętności. Część zadań wykonywanych jest indywidualnie, część wymaga interakcji z innymi uczestnikami procesu. Całość obserwuje kilku przygotowanych do tego asesorów, czyli osób, które w maksymalnie obiektywny sposób starają się oceniać kompetencje kandydatów. Badanie kwalifikacji w ośrodku oceny nie jest metodą nieetyczną – mało tego, jest najlepszym, najbardziej skutecznym podejściem do rekrutacji. Kandydat wybrany w trakcie dobrze prowadzonego AC ma spore szanse sprawdzić się również w realnej pracy.
To, co widzimy w filmach, o których opowiem, jest luźno inspirowane metodą AC. Mamy tu spotkanie kilku kandydatów, mamy rywalizację o miejsce pracy, mamy zadania, które kandydaci powinni wykonać grupowo. Na tym podobieństwa się kończą. W filmowych wersjach sama metoda wygląda na dużo bardziej diaboliczną.
Zacznę od dzieła historycznie pierwszego, czyli filmu Metoda. Grupa pracowników bierze udział w rekrutacji. W ciągu dnia stają przed zadaniami polegającymi na eliminowaniu kolejnych kandydatów z procesu selekcji. Dodatkowo ich zadaniem jest odkrycie, który z kandydatów jest naprawdę pracownikiem korporacji i bierze udział w rekrutacji tylko po to, żeby utrudnić zadanie prawdziwym kandydatom. Jak łatwo się domyślić, proces rekrutacji, nazywany metodą Grönholma, wyciąga z ludzi wszystko co najgorsze, żeruje na podstawowych instynktach przetrwania, celowo konfliktuje uczestników i każe im zachowywać się tak, jakby nie walczyli o pracę, a o życie.
Pod adresem poniżej można znaleźć zwiastun tego filmu.
http://153sceny.pl/rekrutacja-7/
Metoda, Argentyna–Hiszpania–Włochy 2005
Reżyseria: Marcelo Pineyro
Film jest adaptacją sztuki teatralnej hiszpańskiego dramaturga Jordiego Galcerána. W Polsce od 2007 roku tę sztukę w reżyserii Piotra Łazarkiewicza wystawia Teatr Polonia, a grają w niej Maria Seweryn, Tomasz Karolak, Rafał Mohr oraz Karol Wróblewski. Autorzy spektaklu piszą o nim tak:
METODA, pierwsza sztuka hiszpańskiego dramaturga Jordiego Galcerána prezentowana na scenach polskich, to kolejne spojrzenie na zdehumanizowany świat nowoczesnej korporacji. Cztery osoby zamknięte w jednym pomieszczeniu podlegają serii testów (określanych jako metoda Grönholma), służących wyselekcjonowaniu – metodą „doboru naturalnego” – najlepszych pracowników. Historia o agresji, o konformizmie, o pędzie do sukcesu za każdą cenę… A przede wszystkim o manipulacjach, jakim podlegamy w zglobalizowanym świecie, co gorsza: zgadzamy się na nie – dla pieniędzy. Wstrząsająca groteska o naszej codzienności[3].
Drugi przykład to film Test. Tutaj sytuacja jest podobna. Ośmioro kandydatów zostaje zgromadzonych w jednym pokoju. Każdy siedzi przy stole, na którym leżą kartka papieru z numerem kandydata i ołówek. W sali pojawia się przedstawiciel korporacji, który w kilku słowach tłumaczy kandydatom, na czym polega ich zadanie. Nie będę zdradzał fabuły, napiszę tylko, że każde słowo z instrukcji udzielonej przez egzaminatora okaże się istotne w ciągu osiemdziesięciominutowej próby.
EGZAMINATOR: Ja jestem egzaminatorem.
Słuchajcie uważnie każdego słowa, które powiem. Bo nie będzie powtórek. Pragnę przeprosić za trudy, jakie znosiliście, gdy docieraliście do tego pokoju. Ale presja i ból były konieczne. Elastyczność jest kluczowym atrybutem w tych mrocznych czasach. Więc jeśli nie przetrwacie naszego procesu selekcji, nie przetrwacie też w pracy. Wielu świetnie wykwalifikowanych kandydatów próbowało dotrzeć tak daleko, ale odpadli. Wam się udało. Teraz przed wami ostatni krok. Ostatnia przeszkoda dzieli was od celu, którym jest wstąpienie w nasze cenione szeregi.
Test jest prostą konfrontacją. Pokaże, kto opuści ten pokój z kontraktem o pracę, a kto opuści pokój z biletem do domu. Podczas tego egzaminu zdobędziecie trochę wiedzy o potędze tej organizacji. Możecie mi wierzyć, kiedy mówię, że w tym pokoju nie ma innego prawa poza naszym prawem. A jedyne zasady tutaj to nasze zasady. Macie przed sobą jedno pytanie i wymagana jest jedna odpowiedź. Jeśli spróbujecie komunikować się ze mną lub strażnikiem, zostaniecie zdyskwalifikowani.
Jeśli uszkodzicie swój arkusz – specjalnie lub przypadkowo – zostaniecie zdyskwalifikowani. Jeśli zdecydujecie się opuścić ten pokój z jakiegokolwiek powodu, zostaniecie zdyskwalifikowani.
Jakieś pytania?
Życzę powodzenia, panie i panowie. Całej waszej ósemce dajemy osiemdziesiąt minut. Macie osiemdziesiąt minut, aby przekonać nas do tego, że powinniście do nas dołączyć. Osiemdziesiąt minut, które zadecydują o następnych osiemdziesięciu latach waszego życia. Zaczynajcie.
http://153sceny.pl/rekrutacja-8/
Test, Wielka Brytania 2009
Reżyseria: Stuart Hazeldine
Te dwa filmy i dwie pokrętne metody rekrutacji pokazują, jakim miejscem potrafi być korporacja, i są pewną przestrogą dla odbiorców. To nie jest jedyny moment w tej książce, w którym taki obraz firm wyłania się z materiałów.
Najczęściej to rekrutujący jest portretowany jako mądrzejszy, sprytniejszy, sprawniejszy w procedurach. Czasem jednak role się odwracają – wówczas kandydat wypada w rozmowie korzystniej i lepiej.
Zaczniemy od przykładu z reklamy telewizyjnej, która jakiś czas temu gościła na naszych ekranach. Produktem reklamowanym była Pepsi Max, a fabuła wyglądała tak, jak opisuję poniżej. (Jeśli chcesz to zobaczyć, wpisz w wyszukiwarce odnośnik do filmu).
Na korytarzu czeka kilkunastu kandydatów do pracy. Otwierają się drzwi i rekrutujący wpuszcza do swojego gabinetu jednego z nich. Pozostali czekają i denerwują się coraz bardziej. W środku rekruter zadaje pytanie: „Dlaczego myśli pan, że jest odpowiedni na to stanowisko?”. Do tego momentu wszystko wyglądało na standardową rozmowę, ale nagle przestaje nią być. Kandydat zaczyna wykrzykiwać: „Nie bij mnie”, rozrywa koszulę, rozrzuca rzeczy, zanurza głowę w akwarium. Pozostali kandydaci słyszą, co się dzieje, i pośpiesznie uciekają do domu. Wreszcie nasz kandydat rzuca się na ścianę korytarza – wygląda to tak, jakby został wyrzucony z gabinetu. Ostatnie dwie osoby czekające na swoją kolejkę wychodzą. Na korytarzu zostaje tylko jedna osoba, którą rekruter zaprasza do środka. Reklama kończy się spotkaniem na zewnętrz biurowca trzech osób. Pierwsza to człowiek, który odegrał scenkę rzekomego pobicia. Druga to jeden z kandydatów czekających na swoją kolej, który wyszedł przerażony i pociągnął za sobą kilka osób. Trzecia to kandydat, który był ostatni w kolejce i w obliczu braku kontrkandydatów dostał pracę. Trójka przyjaciół „ograła” system i rekrutującego.
http://153sceny.pl/rekrutacja-9/
Reklama pepsi max, Agencja CLM & BBDO 2009
Reżyseria: Soixante Quinze
Kolejny przykład pochodzi z filmu Buntownik z wyboru. W dużym uproszczeniu film opowiada o Willu, uzdolnionym matematycznie chłopaku (w tej roli Matt Damon), który pracuje w charakterze sprzątacza w Massachusetts Institute of Technology. W pewnym momencie jego talent odkrywa profesor matematyki, który bierze go pod opiekę. Will woli jednak spędzać czas na piciu piwa i bójkach barowych z kolegami, którzy nie grzeszą talentami i siłą intelektu. To właśnie profesor, opiekun Willa, wysyła go na rozmowę kwalifikacyjną do pracy w korporacji. Chłopakowi nie uśmiecha się taki pomysł i wysyła na tę rozmowę swojego przyjaciela, Chuckiego (w tej roli Ben Affleck). Ten wprawdzie nie dostaje pracy, ale trudno odmówić mu wygranej w starciu z komisją. Oto zapis rozmowy kandydata z rekrutującymi.
REKRUTER: Nie jestem pewien, czy się rozumiemy. Oferujemy panu pracę.
CHUCKIE: Nikt nie pracuje bez zaliczki. Jeśli potraficie znaleźć kogoś takiego, macie moje błogosławieństwo. Ale nie będzie taki dobry jak ja.
REKRUTER: Proponujemy 84 tysiące dolarów rocznie plus świadczenia.
CHUCKIE: Zaliczka. Zaliczka.
REKRUTER: Domaga się pan od nas gotówki?
CHUCKIE: Wyluzujcie, tego nie powiedziałem. Ale wasza sytuacja mogłaby się niepomiernie poprawić, gdybym miał teraz w tylnej kieszeni 200 dolarów.
REKRUTER: Akurat nie mam… Larry?
REKRUTER 2: Mam siedemdziesiąt trzy dolary.
REKRUTER: Przyjmie pan czek?
(Chuckie odbiera gotówkę).
CHUCKIE: Coś wam powiem. Jesteście podejrzani. Tak, wy. Nie wiem, jaką reputację macie na mieście, ale od tej chwili będę was miał na oku. W sprawie powyższej natomiast proszę o kontakt z przytoczonym uprzednio adwokatem. Miłego dnia, panowie. A tymczasem trzymajcie ucho na pulsie.
http://153sceny.pl/rekrutacja-10/
Buntownik z wyboru, USA 1997
Reżyseria: Gus van Sant
Nie ma nic dziwnego w tym, że firmy rozwijają kompetencje swoich pracowników. Chodzi im przecież o to, żeby zatrudnieni ludzie pracowali coraz bardziej efektywnie i wydajnie. Stosunkowo łatwo można więc znaleźć materiały pokazujące ten wycinek firmowego życia.
Szkolenia są jednym z obszarów rzeczywistości biznesowej portretowanych w bardzo spójny sposób. Otóż za każdym razem, kiedy pojawiają się w filmach i serialach, pokazywane są jako szczyt nonsensu. Twórcy poszczególnych scen śmieją się albo z trenerów, albo z uczestników, albo jednocześnie z obydwu podmiotów wydarzenia. Nie sposób znaleźć ani jednej sceny, w której szkolenie jawi się jako wartościowe i sensowne.
Na poparcie tych słów można przytoczyć fragment, w którym śmiejemy się właśnie z uczestników szkoleń. Scena pochodzi z komedii Och, Karol 2, czyli z filmu, od którego – jak pisałem we wstępie – zaczęła się moja przygoda z gromadzeniem materiałów na temat obrazu biznesu w kulturze masowej. Karol (w tej roli Piotr Adamczyk), tytułowy bohater filmu, jest rozchwytywanym trenerem firmy pracującej dla największych korporacji na rynku. Poznajemy go, gdy spóźnia się właśnie na szkolenie, które miał prowadzić. Asystentka Mira szybko wprowadza go w tematykę, którą Karol ma się zająć podczas szkolenia. Drugi fragment sceny pokaże, że godzinne spóźnienie nie jest dla bohatera żadnym problemem, a uczestnicy są na tyle nierozgarnięci, że wierzą we wszystkie jego słowa. Pod koniec rozmowy są przekonani, że całe to spóźnienie było wyreżyserowane i potrzebne prowadzącemu do efektywnego przeprowadzenia szkolenia.
MIRA: No nareszcie, Karol. Dwudziestu pięciu szefów działów największych…
KAROL: Papiery daj mi! Nie trzeba.
MIRA: …największego banku w Polsce czeka na ciebie.
KAROL: Dobrze, jaki temat szkolenia?
MIRA: Nie jesteś przygotowany?
KAROL: Jestem przygotowany zawsze. Na wszystko. Temat szkolenia, jaki?
MIRA: Kamuflowanie asertywności w technikach negocjacyjnych.
KAROL: Nie trzeba… nie trzeba prezentacji. Poczekaj. Kamuflowanie w technikach negocjacyjnych. Gdzie?
MIRA: Na górze! Papiery!
KAROL: Zostaw.
(Karol wchodzi do sali, na sali słychać szum i pomruki niezadowolenia).
KAROL: Oj, niedobrze. Bardzo niedobrze. Daliście się podejść, panowie. Daliście się podejść jak dzieci. W negocjacjach najważniejsza jest zimna krew. Spokój. Opanowanie. Ukrywanie prawdziwych emocji. Wasza reakcja na moje dzisiejsze spóźnienie pokazuje dobitnie, że o tym wszystkim nie macie zielonego pojęcia. I właśnie dlatego będziemy musieli nad tym wspólnie popracować. To jest temat dzisiejszego szkolenia.
JEDEN Z UCZESTNIKÓW: Ale momencik, chwila, przecież pan się spóźnił ponad godzinę!
KAROL: Błąd. Ja się wcale nie spóźniłem. Ja tylko zademonstrowałem panom jedną z najstarszych i najprostszych technik negocjacyjnych, polegającą na wyprowadzeniu przeciwnika z równowagi jeszcze przed rozpoczęciem rozmów. I panowie wszyscy, bez wyjątku, daliście się na to nabrać. Przeczytajcie sobie panowie dokładnie temat dzisiejszych zajęć i zapamiętajcie go sobie. Kamuflowanie asertywności w technikach negocjacyjnych.
UCZESTNICY (z euforią): Brawo!
http://153sceny.pl/szkolenia-1/
Och, Karol 2, Polska 2011
Reżyseria: Piotr Wereśniak
W tym materiale śmialiśmy się z uczestników szkoleń, w kolejnych przyjdzie czas na szydzenie z niekompetencji trenera prowadzącego.
Zobaczmy teraz, jak może wyglądać szkolenie z różnic międzykulturowych. W Polsce takie szkolenia nie są przesadnie popularne, ale w Stanach Zjednoczonych są codziennością. Ich celem jest rozwijanie kompetencji w zakresie efektywnej współpracy osób pochodzących z różnych kultur oraz zaprezentowanie uczestnikom, na czym polega wykorzystanie różnic pomiędzy kulturami.
Scena, którą tu opisuję, pochodzi z amerykańskiej wersji serialu Biuro, a jej głównym bohaterem jest Michael Scott (i serial, i postać Michaela wrócą jeszcze w tej książce wielokrotnie). Pewnego dnia w firmie Dunder Mifflin, na terenie której toczy się akcja serialu, prowadzone jest szkolenie z zakresu różnic międzykulturowych. Michael jest zniesmaczony jego poziomem, a dokładnie tym, że prowadzący, Mr. Brown, nie bierze pod uwagę uwag Michaela dotyczących tego, jak szkolenie powinno wyglądać. Postanawia więc zorganizować tego samego dnia lepszą wersję szkolenia z zakresu różnic międzykulturowych. Zaprasza wszystkich pracowników do sali konferencyjnej. Szkolenie rozpoczyna się od krótkiej rozmowy z Oscarem, pracownikiem o meksykańskim pochodzeniu. W dalszej części Michael przedstawia ćwiczenie, które ma pomóc uczestnikom doświadczyć tego, na czym polegają różnice międzykulturowe.
MICHAEL: Dobrze, ponieważ to prowadzę, może się przedstawię? Jestem Michael i jestem po części: Anglikiem, Irlandczykiem, Niemcem i Szkotem – takie mini-Narody Zjednoczone. Ale czego część z was może nie wie, po części jestem rdzennym Amerykaninem.
OSCAR: W jakiej części?
MICHAEL: 2/15.
OSCAR: Ten ułamek jest bez sensu.
MICHAEL: Wiecie, ciężko mi o tym mówić. To boli. Kto następny? Rozruszajmy się. Kto? Przejdźmy tu. Oscar, twoja kolej!
OSCAR: Dobrze, Michael, moi rodzice urodzili się w Meksyku. Przenieśli się do USA rok przed moimi narodzinami. Więc ja dorosłem w Stanach, a moi rodzice to Meksykanie.
MICHAEL: Wspaniała historia, amerykański sen, prawda?
OSCAR: Dziękuję.
MICHAEL: Wolisz inne określenie niż Meksykanin? Jakieś mniej obraźliwe?
OSCAR: Meksykanin nie jest obraźliwe!
MICHAEL: W pewnych okolicznościach.
OSCAR: Niby jakich?
MICHAEL: Na przykład… nie wiem.
OSCAR: Jakich okolicznościach, Michael?
MICHAEL: Nie…
OSCAR: Musi być coś.
MICHAEL: Nie, pamiętam… szczerość, empatia, szacunek (…)
Mam tu coś, weźcie kartki i przyklejcie je do czoła… Nie patrzcie na nie! Weźcie je, przyklejcie i traktujcie innych jak rasę, którą mają na czole. Każdy ma inną, ale nikt nie wie jaką, więc wczujcie się w role, bo tak jest naprawdę, wiecie, że to nie ćwiczenie – tak jest w życiu.
(Uczestnicy szkolenia przyczepiają sobie do czoła karteczki z nazwą nacji bądź rasy, którą reprezentują).
PAM(z naklejoną kartką „Żyd”): Cześć, jak się masz?
STANLEY (z naklejoną kartką „murzyn”): Dobrze, a ty?
MICHAEL: Z życiem!
PAM: Świetnie.
STANLEY: Podziwiam sukces waszej kultury w Ameryce.
PAM: Dziękuję.
MICHAEL: No dalej! Olimpiada cierpień właśnie tutaj. Niewolnictwo kontra holokaust, dalej!
STANLEY (ściągając kartkę): Kim mam być?
MICHAEL: To było przypadkowe, nie planowaliśmy tego.
DWIGHT (z kartką „Azjata” na czole): Wiele kultur je ryż, to mi nie pomaga.
DWIGHT (zwracając się do Pam): Shalom, chcę wziąć kredyt.
PAM: To miłe, Dwight.
DWIGHT: Dobrze, teraz ty. To stereotyp, więc sprawnie pójdzie.
PAM: Dobrze. Lubię wasze jedzenie.
DWIGHT: Outback Steakhouse, jestem Australijczykiem, stary!
MICHAEL: Nie… Pam… „Lubię wasze jedzenie”? Nie no, z życiem! Z życiem, Pam! No dalej, niech będzie okropnie prawdziwie.
PAM: Dobrze, jeśli miałabym to zrobić na podstawie stereotypów, które są nieprawdziwe i z którymi się nie zgadzam, możesz nie być najlepszym kierowcą.
DWIGHT: Cholera, jestem kobietą?
MICHAEL (do kamery): Zauważcie, że nie kazałem nikomu być Arabem. Uznałem, że to będzie zbyt wybuchowe, bez urazy. Pomyślałem, że jeszcze za wcześnie na Arabów. Może za rok. Piłka po ich stronie.
http://153sceny.pl/szkolenia-2/
Biuro, USA 2005, sezon 1, odcinek 2
Reżyseria: Ken Kwapis
Michael Scott dosyć nieudolnie prowadzi szkolenie, tak jak nieudolnie wywiązuje się z obowiązków menedżera. W kolejnym materiale również pojawi się wątek absurdalnych ćwiczeń szkoleniowych, fundowanych uczestnikom przez prowadzących.
W dziedzinie szkoleń Michael Scott jest typowym amatorem. Nie dość, że brak mu kwalifikacji, to na dodatek jest – moim zdaniem – jednym z najgorszych szefów w historii kultury masowej. Nic więc dziwnego, że szkolenie wyglądało, jak wyglądało.
W innych filmach można jednak znaleźć przykłady, które pokazują, że nawet jeśli za szkolenie zabierają się profesjonalni trenerzy, sprawy nie toczą się lepiej. Posłużę się przykładem z rodzimego podwórka, a dokładniej filmem Dzień kobiet. Jego akcja toczy się w firmie Motylek, sieci dyskontów spożywczych. Główna bohaterka Halina zostaje właśnie mianowana kierowniczką jednego ze sklepów i zaproszona na serię korporacyjnych szkoleń. Praktycznie w każdej ze scen jest opisywany jakiś absurd związany z ich realizacją.
Na pierwszy ogień idzie wykorzystywanie szkoleń jako elementu prania mózgu. Ich celem ma być nie tyle rozwój kompetencji, ile formowanie pracownika zgodnie z wymogami korporacji, tak by później, w codziennej pracy, zachowywał się w pożądany sposób. W trakcie szkolenia zachęca się uczestników do skandowania najważniejszych dla firmy haseł oraz wykorzystuje się poczucie wspólnoty do tego, żeby bezkrytycznie budować „właściwe” postawy. W pierwszej ze scen trener zaczyna od zadania grupie ważnego pytania.
TRENER: Najważniejsze słowo dla kierownika sklepu? Pani wie? Może ktoś inny? Magiczne słowo na „p”.
HALINA: Przepraszam?
INNI UCZESTNICY: Promocja? Przecena? Popyt? Podaż? Podwyżka? Porządek?
TRENER(zapisuje słowo na tablicy): Produktywność. Powtórzmy razem.
UCZESTNICY (skandują coraz szybciej i coraz głośniej): Produktywność! Produktywność! Produktywność! Produktywność! Produktywność! Produktywność!
http://153sceny.pl/szkolenia-3/
Dzień kobiet, Polska 2012
Reżyseria: Maria Sadowska
W kolejnej scenie oglądamy ćwiczenie wykonywane przez grupę w terenie (w miarę typowe dla wydarzeń, których celem jest zintegrowanie ze sobą wielu uczestników). Kursanci biegają swobodnie naokoło trenerki i w pewnym momencie, na sygnał, chwytają za skakanki. Tworzą w ten sposób sznur ludzi połączonych liną. Ich zadaniem jest ustawić się tak, żeby oddać kształt litery wybranej przez trenerkę.
TRENERKA: Raz, raz, raz, raz, raz, biegniemy, biegniemy, kochani, biegniemy, raz, raz, raz. Stop! Uwaga, łapiemy za skakanki. I hop, hop, hop, hop. Jesteście zespołem. Jesteście zespołem. Hop, hop, hop, hop. Stop. Uwaga. Litera „p”. Pe! Pe! Pe! Pe! Pe! Pe! Pe! Pe! Pe! No, znowu nie wyszło. Słuchajcie! Współpracujcie. Jesteście zespołem. Tylko wtedy odniesiecie sukces, jeżeli będziecie razem. Jeszcze raz, ustawiamy się. Małe kółko, duże kółko. Uwaga. I raz, raz, raz, raz, raz, raz…
http://153sceny.pl/szkolenia-4/
Dzień kobiet, Polska 2012
Reżyseria: Maria Sadowska
Ostatni genialny fragment to scena, w której pracownicy podczas szkolenia wspólnie śpiewają piosenkę na temat tego, jak wspaniałym miejscem pracy jest firma Motylek. Halina jakoś nie potrafi się przełamać i włączyć w radosne śpiewy. Dla podkreślenia kontrastu chwilkę wcześniej widzimy scenę niedzielnej mszy, podczas której bohaterka wraz z pozostałymi wiernymi śpiewa pieśń religijną. Związki pomiędzy religią a świecką formą religii, którą jest przywiązanie do firmy, są tu bardzo wyraźne.
TRENER (do Haliny):A pani dlaczego nie śpiewa?
TRENERKA: Pani Halino, musi pani śpiewać ze wszystkimi. Na tym to polega, rozumie pani.
HALINA: Yhy.
TRENERKA: Odwagi.
TRENER: Jeszcze raz.
TRENERKA: Chwileczkę, kochani. Nie jesteście beznadziejni. Jesteście najlepsi. To będzie superteledysk. Raz, dwa, trzy, cztery.
UCZESTNICY(śpiewają): Motylek ci wszystko da, Motylek ci wszystko da. Bo on to wszystko ma! Motylek da wszystko ci. Najlepsze ceny w swe dni. Uwierz mi!
http://153sceny.pl/szkolenia-5/
Dzień kobiet, Polska 2012
Reżyseria: Maria Sadowska
W dyskusjach na temat filmu krytycy zwracali czasem uwagę na to, że scena z nagrywaniem euforycznej piosenki wychwalającej firmę jest przerysowana. Żeby szybko udowodnić, że jest inaczej, przytoczę dwa przykłady.