Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Emilia jest najlepszą tanatokosmetolożką w mieście. Lubi swoją pracę w zakładzie pogrzebowym, jednak ma większe ambicje. Jej życie zmienia się w komedię pomyłek, kiedy nagle umiera jej szef, a jego żona z dnia na dzień chce zamknąć interes. Tymczasem na YouTube trafia kontrowersyjny filmik z Emilią w roli głównej, a do domu niespodziewanie wraca ojciec dziewczyny, który właśnie wyłudził odszkodowanie od niemieckiego pracodawcy. Czy Emilce uda się zostać gwiazdą disco polo i uporać z bandą patologicznych nierobów z własnej rodziny?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 318
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
1
Emilia wpatrywała się w twarz Stanisława z przenikliwością. Właściwie to dobrze, że nie komentował niczego, gdy wolno i starannie nakładała mu makijaż. Gdyby dyskutował, mogłaby się wkurzyć i efekt końcowy nie byłby zadowalający, a ona nie lubiła poprawiać. Była zadowolona, gdy dobrze wychodziło od razu. Na makijażu znała się dobrze, w końcu zaczęła ćwiczyć przed lustrem matki jeszcze w podstawówce, wówczas sześcioklasowej, by w pierwszej gimnazjum chodzić do szkoły odszykowana jak rakieta, w nieskazitelnym, aczkolwiek kompletnie niestosownym, makijażu wieczorowym. Nie lubiła wspominać szkoły, bo nawet nauczyciele wołali na nią wtedy pudernica, ale przynajmniej miała teraz fach w rękach.
– Nie da się ukryć, Stanisław, że ani ojcem, ani dziadkiem roku nie jesteś. Mówią o tobie, że jesteś kutas jakich mało. Sknera, debil i jeszcze nie lubisz psów. Same wady. A ja kiedyś czesałam pieski, wiesz? Byłam psią fryzjerką. Może niedługo, ale miałam z tej pracy sporo kasy do czasu, aż jakaś wredna suka ugryzła mnie z palec, a jej właścicielka nie chciała mi pokazać świadectwa szczepienia. Wiesz, poszłam do lekarza i zrobili jej dym o ten papier. Słusznie, ponoć takie są przepisy, Stachu. Sanepid, policja i cały ten syf. W końcu wyszło, że kundel był szczepiony, ale palec nie bolał przez to mniej. Tylko że moja szefowa nie chciała słyszeć o tym, że wymagam od babska odszkodowania, bo to była jej stała klientka. Zgoniła wszystko na mnie, że niby szamponu suce nalałam do oczu. Jej powinnam nalać, debilce. No i musiałam odejść. – Westchnęła ciężko. – Wiesz, Stachu, niektórzy ludzie długo szukają swojego miejsca na ziemi. Ja na przykład często zmieniałam pracę, a tu, zobacz, pracuję już rok bez dwóch dni i nie jest tak źle. Ludzie mnie nie wkurzają, nikt mnie nie obmawia za plecami, nikt nie pogania, nie grozi, że zabierze premię i żaden pies mnie tu nie pogryzie. Spokój mam. Dobra robota. Pomyśl: mogę ci w twarz powiedzieć, że mówią o tobie w mieście, że lałeś żonę i grałeś w karty z okolicznymi sołtysami, że za babami latałeś, ale za brzydkimi i co mi zrobisz? Właśnie, Stachu. Nic mi nie zrobisz, a mogę sobie być tak szczera, jak chcę.
Pociągnęła jeszcze delikatnie pędzlem po czole, zgasiła lampę, wyprostowała plecy i przeszła do kolejnego stołu, gdzie leżał następny wymagający makijażu klient.
– Jak ty wyglądasz, Kamil?! – Od razu zaczęła od wymówek. – Nie dość, że matka nie może przestać płakać, że ci kupiła taki wielki motocykl, to jeszcze całą mordę masz, jakbyś nią asfalt szorował! Nie mogłeś ręką twarzy osłonić? Taki ostatni gest dobrej woli przed skręceniem karku by się przydał, ale nie pomyślałeś. No i mi narobiłeś roboty! Przecież tu nie ma ani kawałka skóry! Trudno, zrobię, co będę mogła, ale żebyś się potem nie krzywił. Jak narozrabiałeś, tak masz! Durny dzieciak. Ładny i durny. Z takimi jak ty zawsze jest gorzej. Popatrz na Stacha. Gładki jak bobas, zwykły zawałowiec. Ofiary wypadków nie są takie gładkie, jak inni klienci. Narozrabiałeś chłopaku i teraz mam ręce pełne roboty. Żeby chociaż zdjęcie jakieś zostawili, to by człowiek wiedział, do czego zmierza. Poczekaj, oblukam cię na fejsie, jak wyglądałeś wcześniej. Tak, wiem... Pewnie ty też mój profil podglądałeś. Wiem, że ci się podobam, bo ja wszystkim się podobam. Trochę za młody dla mnie jesteś i ja się boję motocyklistów, chociaż wiesz? „Gang dzikich wieprzy” był spoko, ale gangi to nie dla mnie. Nie będziemy się więcej kontaktować. To nasze ostatnie spotkanie, młody. Nie płacz, znajdziesz sobie inną laskę, albo i nie. A teraz zrobimy ci buziuchnę, żebyś był do siebie podobny, bo trochę się zapadłeś, a może to szczęka złamana. No, otwórz buziuchnę. Tu waciki, tam waciki i okrągłe masz poliki. Widzisz? Dla ciebie nawet gadam wierszem.
Wstała od stołu i przyniosła z półki pudło, w którym miała kilka sprejów. Czasem używała chemii zupełnie innego zastosowania, by utworzyć imitującą skórę powłokę.
Z daleka nanosiła kolejne cienkie warstwy, aż uzyskała zadowalający ją efekt. Co prawda teraz twarz chłopaka była w pomarańczowym plastilaku, ale guma nieźle imitowała skórę. Makijaż schowa pomarańczowy kolor, a nieboszczyk będzie podobny do siebie. Wolno nanosiła kolejne warstwy farby, aby twarz uzyskała zdrowy kolor ludzkiej skóry. Musiała czekać, aż kosmetyki przyschną, bo martwa skóra nie absorbowała niczego, a ona nie miała suszarki dmuchającej jedynie na zimno, a na ciepło raz spróbowała i to był zły pomysł. Miała wprawę i cierpliwość. Jej trupy naprawdę wyglądały jak żywe.
Skrzypienie drzwi na moment rozproszyło uwagę Emilki. Podniosła głowę. W drzwiach stała żona szefa. Nigdy nie przekraczała progu. Gestem dłoni wezwała do siebie pracownicę. Kobieta odłożyła pędzel, podeszła do szefowej uśmiechnięta nienaturalnie i dopiero gdy stanęła obok niej, w oczy uderzył ją kir i powaga, która kompletnie nie pasowała do przerażonej nieboszczykami pani Broni.
– Pani Emilio, mam dwie wiadomości i od razu przejdę do rzeczy. Mój mąż nie żyje. Wkrótce go przywiozą, proszę się nim zająć. To będzie pani ostatnie zlecenie. Potem zamykam ten interes i niestety, zostaje pani bez pracy. Jutro zrobię pani przelew z wypłatą.
– Ale co się stało? – zapytała ze zwykłej babskiej ciekawości.
– Mężowi? I tak się pani dowie od ludzi, to sama pani powiem. Pojechał ciul głupi na dziwki i serce mu nie wytrzymało, a w lesie nie miał mu kto udzielić pomocy. Nim karetka dojechała, było po wszystkim.
– Przykro mi, proszę pani – wyrecytowała grzecznościową formułkę, choć to, co faktycznie czuła, to niepokój i złość. Jej dobra praca właśnie się kończyła.
– Za to mi wstyd i na razie czuję tylko, że dobrze tak, ciulowi.
– Pani Broniu, jeśli popracowałabym jeszcze dwa dni, dostałabym zasiłek…
– Na co ci zasiłek, dziecko, gdy masz taki fach w ręku? Muszę dziś zakończyć twoją umowę, inaczej musiałabym zarejestrować na siebie tę okropną działalność i zapłacić ZUS za nas obie za cały miesiąc. Nic z tego, moja droga. Musisz sobie sama poradzić.
– Rozumiem. Wie pani co? Jest piętnasta. Ja właściwie już kończę na dziś. Zostało mi posprzątać. Stanisław jest gotowy, można go wydać rodzinie. Młodego odbiorą jutro koło jedenastej, może pani sama makijaż dokończyć. Skórę mu zrobiłam. Skoro jutro nie pracuję, trudno, musi pani poszukać kogoś, kto przygotuje szefa do pogrzebu. Może u konkurencji? Mam nadzieję, że z pani nie zedrą.
– Zaczekaj! Tak nie można!
– Można. Pani nie jest życzliwa, choć ją na to stać. Mnie nie stać. Muszę szukać pracy. To bardzo czasochłonne zajęcie.
– Zostawia mnie pani w takim momencie!? W żałobie? Pani jest złym człowiekiem.
– O pani można powiedzieć dokładnie to samo – odgryzła się Emilia. – Fakt, chwila jest zła, ale to pani wybór. Każda z nas dba tylko o swoje sprawy. Ja potrzebuję umowę jeszcze przez dwa dni, pani przez te dwa dni potrzebuje pracownika. Mamy jeszcze jedną babkę w lodówce. I szefa przywiozą. Nie wiem, jak się to organizuje, ale jeśli pani mnie nie zatrudni na oskładkowaną umowę, to ja nie mogę przyjść do pracy.
– Jak tak można do wdowy w rozpaczy!
– Pani nie jest w rozpaczy, tylko we wściekłości, że tak powiem. Chowam młodego do lodówki i idę do domu. Jeśli będę miała nową umowę na rano, proszę do mnie zadzwonić, inaczej nie mam po co wstawać na siódmą.
Wsunęła Kamila do lodówki, zabrała z blatu telefon, uprzątnęła kartoniki z mazidłami i już wychodziła, gdy zdenerwowana pani Bronia stanęła jej na drodze i, wymachując wskazującym palcem, nakazała jej:
– Jutro normalnie do pracy, umowa rano, moja siostra podpisze z tobą umowę na dwa dni. Będziesz oficjalnie zatrudniona jako pomoc w żłobku.
– W takim razie do jutra o siódmej. Pozamykać?
Szefowa kiwnęła głową i pomaszerowała do pomarańczowego SUV-a. Emilia uśmiechnęła się do swoich myśli. Jaka szkoda, że nie mogła odkupić od wdowy tego interesu.