Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Alice i Luca poznali się na włoskim wybrzeżu i od dwóch lat są parą. Przed Alice ostatni rok szkoły, a Luca wyjeżdża na studia ekonomiczne do San Francisco. To pierwszy prawdziwy test dla ich miłości. Zaczyna się burzliwy związek na odległość, rozmowy przez internet, sceny zazdrości, tęsknota i radość ze spotkań.
Kiedy Luca traci głowę dla innej dziewczyny, Alice odkrywa, że jej pasją jest dziennikarstwo i… pewien młody dziennikarz. Dziewczyna próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości i nagle podaje w wątpliwość wszystko, w co do tej pory wierzyła…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 316
Tytuł oryginału: Mi piaci ancora così
Copyright © Francesco Gungui
© 2010 Arnoldo Mondadori Editore S.p.A., Milano
Copyright © for the Polish translation by Akapit Press Sp. z o.o.
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
Projekt okładki: Justyna Zajączkowska Zdjęcie na okładce: Sebastien Gabriel/Unsplash
Tłumaczenie: Monika Motkowicz Redakcja: Izabela Wiercińska Korekta: Karolina Kaiser
ISBN 978-83-66106-24-6
Wydanie I, Łódź 2019
Akapit Press Sp. z o.o. ul. Łukowa 18 B, 93-410 Łódź tel./fax 42 680 93 70www.akapit-press.pl [email protected]
Skład i łamanie: Karolina Kaiser, mobisfera.pl
Skład wersji elektronicznej: [email protected]
A gdyby koniec świata nastąpił właśnie teraz? Gdyby nadeszło kolejne zlodowacenie? Tak wyglądałaby pierwsza scena filmu: chłopak z dziewczyną spacerują w parku, trzymając się za ręce, rozmawiają o wspólnych planach na przyszłość, natomiast nie wiedzą, że ich czas dobiega końca. Zazwyczaj w filmach bohaterowie w samą porę podskórnie wyczuwają, że zbliża się koniec świata i w ciągu dwudziestu czterech lub czterdziestu ośmiu godzin dokonują rzeczy, na które nigdy nie mieli odwagi.
– Luca, można wiedzieć, o czym myślisz? – pyta Alice. – Dlaczego zabrałeś mnie do parku?
– Przecież wiesz, że nie lubię rozmawiać na siedząco.
– Więc mów, zamieniam się w słuch.
– Co zrobiłabyś, gdybyś się dowiedziała, że nadchodzi koniec świata?
Alice przewraca oczami i uśmiecha się. Patrzy na mnie, potrząsając głową. Wie, że nie odpuszczę, póki nie uzyskam odpowiedzi.
– No dobra, pewnie chciałabym spędzić czas z ludźmi, których kocham. Wszyscy tak mówią, prawda? Ale co ma to wspólnego z tym, co chcesz mi powiedzieć?
– Nic, to była dygresja.
– Więc jakie wieści?
– Podjąłem decyzję. Chcę spróbować.
Spacerujemy wokół jeziora w Parku Sempione. To jedno z moich ulubionych miejsc w Mediolanie. Drzewa powoli gubią liście, a ja zastanawiam się, jak to się dzieje, że pływającym cały dzień w jeziorze kaczkom nie jest zimno.
Alice nic nie mówi, nie patrzy mi w oczy, tylko kroczy dziarsko przed siebie, ale jej dłoń delikatnie wysuwa się z mojej.
– Przykro mi. Chcę tego.
Alice nadal się nie odzywa, maszeruje ze wzrokiem wbitym w jezioro. Przy brzegu jakieś dziecko karmi stado kaczek.
– Więc już postanowione? – pyta, lecz widać, że inne myśli zaprzątają jej głowę.
– Tak mi się wydaje. Jeszcze nikomu nie mówiłem. Jesteś pierwsza.
– Kiedy się dowiesz, czy się dostaniesz?
– W lutym. Jeśli się dostanę, będę musiał wrócić w lecie.
– A co z dokumentami, wizą? Gdzie będziesz mieszkał? – pyta, ale jest jasne, że nie to chciałaby wiedzieć.
– Wynajmę sobie coś. Znalazłem stronę internetową z ogłoszeniami. Wyrobię sobie wizę turystyczną na trzy miesiące, a jeśli mnie przyjmą, dostanę pozwolenie na podjęcie nauki.
Alice uśmiecha się gorzko i potrząsa głową, jak zawsze wtedy, kiedy w jej głowie pojawia się smutna myśl.
– Co się dzieje? – pytam.
– A jak się nie dostaniesz?
– Wrócę tutaj i pójdę na jakieś studia. Ale chcę chociaż spróbować. Wiem, że to problematyczne, ale ty niedługo skończysz szkołę i wtedy wszystko będzie łatwiejsze. Będziesz mogła do mnie przyjechać i tam studiować. Koniec końców, ty też będziesz musiała podjąć decyzję.
– Ale ja nie chcę wyjeżdżać. Ja w ogóle nie wiem, czego chcę!
– Właśnie dlatego nie możemy teraz ograniczać naszych wyborów. Lepiej będzie, gdy każdy z nas pójdzie swoją drogą, a potem coś się wymyśli.
– Luca, problemem nie jestem ja ani my. Nie rozumiem, co skłoniło cię do zmiany decyzji. Dlaczego chcesz wyjechać tak daleko stąd? Jaki w tym cel? Przecież mógłbyś robić to w Mediolanie.
– Nie chcę mieszkać w Mediolanie, nie chcę mieszkać we Włoszech. Wszystko mnie brzydzi, politycy, ludzie.
– Co to ma znaczyć? Co to za teksty? – pyta Alice piskliwym głosem, który zdradza gniew.
– Oszuści, kanalie, naziści, banalność, dyskursy retoryczne. Ali, zaczynam nienawidzić ludzi. Nie powinno tak być, ale tak jest.
Alice uśmiecha się, słysząc te słowa. Nie potrafię wyjaśnić, dlaczego. To dowód, że nigdy jej nie zrozumiem.
– Luca, z wieloma rzeczami się zgadzam, podoba mi się, jak o nich mówisz. Ale dlaczego chcesz uciec? Dlaczego nie zostaniesz, by je zmienić?
– Nie uciekam, tylko chcę coś w życiu osiągnąć, coś wielkiego i pięknego. Na początek chciałbym stąd wyjechać.
– Rozwiązaniem jest studiowanie ekonomii w Stanach? Nie rozumiem. Mówiłeś o kinie, literaturze. Masz szeroki wachlarz zainteresowań. Co skłoniło cię do zmiany decyzji? Nie jesteś taki.
Alice zatrzymuje się i puszcza moją rękę. Spogląda w kierunku jeziora, jakby stanowiło niekończący się horyzont. Stado kaczek płynie do dziecka, które rzuca okruszki czerstwego chleba. Jedna kaczka zostaje z boku, jakby nie zależało jej na jedzeniu.
– Taki właśnie jesteś – mówi, wskazując kaczkę ruchem podbródka. – Zawsze taki byłeś, zachowywałeś dystans. Patrzyłeś na świat z boku, dlatego mi się podobałeś, dlatego się w tobie zakochałam. Byłam pewna, że gdy coś postanowisz, wymyślisz nieprawdopodobną rzecz, która mnie zadziwi. Ty natomiast nagle zauważasz dziecko, które rzuca okruchy chleba, posyłasz wszystko w diabły i rzucasz się w pogoń za okruchami z resztą stada.
– Wyjeżdżam właśnie dlatego, by tego uniknąć. Jeśli zostałbym, to znaczyłoby, że… a zresztą, nawet ty nie zrozumiesz.
– Chcę zrozumieć, ale to, co robisz, jest absurdalne. Chcesz wyjechać, żeby studiować ekonomię w Stanach. Co to znaczy? Chcesz zostać managerem? Od kiedy?
Alice milknie i opuszcza głowę. Nagle w jej torebce rozdzwonił się telefon, ale Alice go ignoruje.
– Co dziwne – ciągnie – twoi rodzice zachęcają cię, byś robił to, na co masz ochotę, w co naprawdę wierzysz, a ty…
– Nie rozumiesz, że właśnie w tym problem? Nie rozumiesz, że nie chcę tak żyć? Moi rodzice dokonali pewnych wyborów, ja chcę czegoś innego.
– Ucieczka jest rozwiązaniem?
– Ty naprawdę nie chcesz zrozumieć. Jeśli byłabyś moją przyjaciółką, stanęłabyś po mojej stronie.
– Jestem twoją przyjaciółką, ale jestem także twoją dziewczyną. Muszę zrozumieć, dlaczego nagle postanawiasz wyjechać na inny kontynent. Jak będzie wyglądał nasz związek?
– Ali, jest Skype, Facebook, atrakcyjne oferty na zagraniczne połączenia telefoniczne…
– Wszystko ok, przekonałaś mnie. Ależ jestem głupia, przecież jest Facebook.
Kawa z Mary w barze naprzeciwko szkoły to jeden z moich ulubionych rytuałów. W każdą środę, kiedy mam religię na pierwszej lekcji, spotykamy się w barze o ósmej trzydzieści na śniadanie. Ona relacjonuje swoje przejścia z chłopakami, ja opowiadam, co u mnie.
– Są tanie linie, przecież będziecie się widywać.
– Tylko że muszę chodzić do szkoły i nie mogę latać, kiedy mi się podoba.
– Czyli już postanowione? – pyta, porzucając na chwilę perswazję w stylu „związki na odległość to najpiękniejsza rzecz na ziemi”.
– Tak. Dziś ma porozmawiać z ojcem. Nie rozumiem, co skłoniło go do zmiany decyzji. Coś musiało się stać.
– Chyba można zmienić zdanie ot tak, nie zawsze musi się coś dziać, prawda?
– Oczywiście. Ale jeśli z dnia na dzień decydujesz się na coś zupełnie odwrotnego niż to, czego pragniesz, pojawiają się wątpliwości…
– Skarbie, niełatwe z was charaktery.
Przez chwilę milczymy. Do baru wchodzi dwóch mężczyzn w garniturach. W pośpiechu zmierzają do kontuaru. Są tak samo ubrani, mają na sobie ciemnoszare garnitury, brązowe buty, obaj mają lekką nadwagę, a gdy składają czarny parasol, mam wrażenie, że uczestniczę w pokazie tańca synchronicznego. Staram się wyobrazić sobie Lucę, mojego Lucę mającego kilka kilogramów więcej, kilka włosów mniej, w marynarce, pod krawatem. Moja wyobraźnia się buntuje.
– Co ci jest? – pyta Mary. Musiałam mieć dziwną minę.
– Nie chcę, by Luca tak wyglądał – mówię, wskazując ruchem podbródka dwóch nieznajomych.
Mary ogląda się za siebie, ale mężczyźni spoglądają już w naszym kierunku. Zerkają na nas kątem oka i wracają do dyskusji, jak gdyby nigdy nic. Mary nigdy nie pozostaje niezauważona. Tego ranka ma na sobie białą bluzeczkę z głębokim dekoltem, na którym pięknie prezentuje się sznur pereł, a pod stołem widoczne są długie nogi w czarnych rajstopach. W teorii ma na sobie także minispódniczkę, której praktycznie nie widać. Jeden trzepot rzęs Mary sprawia, że ogląda się za nią dziesięciu mężczyzn. Ja musiałabym spaść z baru na dziób, żeby zwróciło na mnie uwagę dziesięciu mężczyzn.
– Poza tym nie chcę być w związku na dystans! – krzyczę, by postawić sprawę jasno.
– A ja tak – mówi Mary, a łobuzerski uśmieszek maluje się na jej twarzy – związek przez kamerkę… wiesz, ile rzeczy może się wydarzyć?
– Co na przykład?
Mary nie odpowiada, tylko patrzy na mnie wymownie, trzepocząc rzęsami.
– Chyba nie masz na myśli tego, co myślę, że masz na myśli – mówię niepewnym głosem, choć wiem, że tak jest.
– Nie bądź takim świętoszkiem! – prowokuje Mary.
– Mam zrobić striptiz? – pytam z niedowierzaniem.
– Dlaczego nie?
– Dlatego, że nie jestem tobą.
– Mówiłabyś, że bardzo go kochasz i za nim tęsknisz – Mary dalej się ze mną droczy.– A całość doprawiłabym narzekaniem i kilkoma scenami zazdrości.
Mary dopija cappuccino. Spogląda na mnie ze spokojem i zwykle dokładnie w tym momencie trzeba zacząć się o nią martwić.
– Czego się boisz? – pyta.
Jak to czego się boję?
Boję się, że Luca pozna piękną dziewczynę i pójdzie z nią do łóżka, boję się, że odkryje ciekawsze, pełniejsze życie i niechętnie będzie wracał myślami do dawnego życia w Mediolanie, boję się, że zapomni o mnie, boję się, że oddalimy się od siebie, boję się, że nasze drogi się rozejdą, boję się, że ta rozłąka sprawi, że się rozstaniemy.
– Boję się, że go stracę – mówię.
– Luca jest w tobie zakochany. Jak długo jesteście razem?
– Dwa lata.
– Dwa lata? – pyta z niedowierzaniem w głosie.
– Zaczęliśmy ze sobą chodzić zeszłego lata, czyli jesteśmy razem ponad dwa lata.
– I ciągle masz wątpliwości?
– Nie mam wątpliwości co do nas, ale co do tego, co może się stać. Boję się, że nasz związek nie będzie dobrze funkcjonował, a poza tym wiesz, że między nami wiecznie jest coś nie tak.
– To z wami jest coś nie tak! Dlatego się tak kochacie…
Gdy docieram przed restaurację, drzwi wejściowe są jeszcze zamknięte. Okrążam budynek i wchodzę przez kuchnię. Na dziedzińcu zastaję Amehda, kucharza marokańskiego pochodzenia. Spogląda na mnie pytającym wzrokiem, paląc papierosa.
– Ojciec jest w środku? – pytam, choć wiem, że tam jest.
Kucharz kiwa głową i ruchem podbródka wskazuje kuchnię.
Gdy otwieram drzwi, do moich nozdrzy wdziera się zapach mięsa pieczonego na patelni, ten sam, który rozprzestrzenia się po domu, gdy tato przygotowuje posiłek dla całej rodziny.
Ojciec stoi przy kuchence pochłonięty gotowaniem. Uśmiecha się, gdy wkłada do folii aluminiowej dwie potężne sztuki mięsa. Piecze się już w niej kilka innych rodzajów mięs. Z radia płynie muzyka.
– Synuś! – wykrzykuje, gdy mnie widzi. – Co tu robisz?
– Muszę z tobą porozmawiać – mówię i jednocześnie po raz kolejny obiecuję sobie, że zachowam spokój i ograniczę się do zakomunikowania decyzji.
Ojciec odstawia mięso, wyciera dłonie w ścierkę i wpatruje się we mnie, mrużąc oczy. Na jego twarzy maluje się zmartwienie.
– Co się stało?
– Nic – odpowiadam, choć wiem, że jest odwrotnie. – Postanowiłem, że jednak spróbuję.
Nagle na kuchence bucha ogień, ojciec odwraca się, sprawnym gestem zdejmuje patelnię z palnika i zmniejsza ogień. Gdy wraca do mnie, na jego twarzy widzę rozczarowanie. Przywołuję na myśl wyraz twarzy Alice, gdy zakomunikowałem jej moją decyzję.
– Miałem nadzieję, że jeszcze to przemyślisz – mówi. – Rozmawialiśmy o tym, spotkałeś się nawet z moim znajomym z wydawnictwa.
– Ty mówiłeś – przerywam mu gwałtownie. – Co ma do tego twój znajomy z wydawnictwa?
– Już dobrze, przepraszam, nie chcę stawiać ci warunków. Chcę tylko powiedzieć, że na twoim miejscu jeszcze bym to przemyślał.
– Przemyślałem i podjąłem decyzję.
– Nie sądzę, żebyś dostatecznie przemyślał – odpowiada, po czym zdejmuje kawałki mięsa z patelni i przekłada je do garnka. Na patelni piętrzy się góra przypalonych resztek mięsa.
– Wiem, że ty byś tak nie postąpił, ale ja właśnie tego chcę.
– Ja tylko chcę, żebyś postąpił w sposób, który uważasz za słuszny.
Bingo! Czy słuszne jest robienie tego, co kochasz, bez zważania na konsekwencje? Czy może najpierw trzeba oceniać konsekwencje, kosztem poświęcenia marzeń?
– Nie chcę, żebyś żałował swojej decyzji – ciągnie, obficie podlewając przypalone resztki mięsa czerwonym winem, po czym drewnianą łyżką zdrapuje je z patelni. Widziałem chyba z tysiąc razy, jak przeprowadza tę operację, ale nie mogę sobie przypomnieć, jaki jest jej cel.
– Zawsze byłeś dla mnie wsparciem – mówię tonem, do którego nie jest przyzwyczajony. Ojciec spogląda na mnie, zbity z tropu.
– Co to ma znaczyć? – pyta, porzucając zajęcie.
– To, że mam dość słów, wywodów, racjonalnych argumentów, które koniec końców nie są prawdziwe.
– Nie rozumiem tego tonu.
– Nie chodzi o ton. Nie rozumiesz, że ja dokonuję wyboru, a jedyne, na co cię stać, to stwierdzenie, że popełniam błąd.
– Nie powiedziałem, że popełniasz błąd.
– Ale tak myślisz!
– A co mam zrobić, jeśli się nie zgadzam? Wydaje mi się, że rezygnujesz z marzeń.
– Mam gdzieś marzenia! – odpowiadam podniesionym głosem, definitywnie porzucając dobre zamiary. – Mam dość twoich wywodów.
– Mów, jak ci się podoba. Ja mam swój sposób komunikacji. Uspokójmy się.
Gasi ogień pod patelnią.
– Luca – ciągnie, ważąc słowa. – Mam kilka lat więcej niż ty i trochę więcej doświadczenia. Również przechodziłem przez okres, w którym ty obecnie się znajdujesz. Również dokonałem pewnych wyborów i dlatego uważam, że mogę udzielić ci kilku rad.
– A jakich to wyborów dokonałeś? Studiowałeś filozofię, jeździłeś po świecie, robiłeś wszystko, na co miałeś ochotę, w wieku trzydziestu lat napisałeś dwie książki – i co potem? Nic. Teraz jesteś kucharzem i ledwo wiążemy koniec z końcem. Podążałeś za marzeniami? Jeśli taki jest rezultat, to ja dziękuję. Nie chcę takiego życia. Nie chcę takiego życia, jak twoje!
Ojciec zaniemówił. Stoi ze zwieszoną głową, ma zaciśnięte usta. Nie potrafię zinterpretować wyrazu jego twarzy. Nie wiem, czy jest to gniew, czy rozczarowanie, ale żałuję słów, które wypowiedziałem pod jego adresem.
– Chciałem powiedzieć, że...
– Rób, co chcesz – przerywa mi oschle. – Ale nigdy o nic nie proś. Dokonuj wyborów. Nie chcę o niczym wiedzieć.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.