Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie. Listy 1944-1950 - Jarosław Iwaszkiewicz - ebook

Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie. Listy 1944-1950 ebook

Jarosław Iwaszkiewicz

5,0

Opis

Tom zawiera 162 listy Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów z lat 1944–1950 i obejmuje całą zachowaną korespondencję z tego okresu. Pierwszy powojenny tom jest kontynuacją edycji listów z lat 1922–1939. Tom został przygotowany do druku przez znakomitą znawczynię epistolografii Iwaszkiewiczów ­– Ewę Cieślak, edytorkę korespondencji międzywojennej. Lata wojny Iwaszkiewiczowie spędzili na Stawisku, dopiero w jej końcowych miesiącach i zaraz po zakończeniu działań wojennych powrócili do tradycji stałego pisania do siebie w czasie wyjazdów związanych z zawodowymi i rodzinnymi obowiazkami.

Ten tom jest pierwszym z planowanej do wydania pełnej korespondencji z lat 1944–1979, dokumentujacej życie rodzinne, domowe, artystyczne i literackie jednego z najlepszych polskich pisarzy XX wieku, aktywnego społecznie w Polsce i zaangażowanego w różne przedsięwzięcia europejskie. Listy pokazują uczucia łączące Iwaszkiewiczów i charakter ich związku, który trwał 57 lat. Portretują nie tylko Jarosława, ale i Annę, osobę uzdolnioną artystycznie i literacko, a jednocześnie konkretną, praktyczną, zajmującą się tłumaczeniami literackimi, domem i gospodarstwem. Wątki ukazujące aktywny udział Jarosława Iwaszkiewicza w powojennym życiu literackim i społecznym Polski, z narzuconym jej ustrojem politycznym, ujawniają konteksty ważne dla zrozumienia nastrojów i procesów społecznych tego czasu, a także pomagają lepiej poznać i rozumieć twórczość Iwaszkiewicza. Jak napisała prof. Grażyna Borkowska: „Już dla samej historii małżeńskiej, okraszonej tysiącem drobiazgów z życia wziętych, korespondencja ta jest warta publikacji”. W „Listach” pojawia się cała plejada pisarzy, muzyków i działaczy – z kraju, emigracji i z zagranicy, bliższych i dalszych znajomych obojga Iwaszkiewiczów – aktywnych w różnych sferach krajowego i międzynarodowego życia artystyczno-literackiego. Znaczna część korespondencji dotyczy także podróży obojga małżonków.  
W korespondencji nie dokonano żadnych skrótów. Publikacja jest opatrzona licznymi przypisami, ułatwiającymi zrozumie¬nie intencji autorów, kontekstów towarzyskich, rodzinnych, politycznych czy literackich oraz przybliżającymi pewne wydarzenia kulturalne i polityczne, a także dyskusje literackie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 734

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Zdjęcie na okładce: Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie w 25 rocznicę ślubu, 12 września 1947, Stawisko. Muzeum w Stawisku/FOTONOVA

Wydawca Andrzej Chrzanowski

Redakcja i korekty Andrzej Chrzanowski

Redakcja techniczna Danuta Przymanowska-Boniuk

Indeks osób Ewa Cieślak, Andrzej Chrzanowski

Projekt okładki, stron tytułowych i opracowanie typograficzne Wojciech Stukonis

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

Copyright © by The Estate of Jarosław Iwaszkiewicz. All rights reserved. Published by arrangement with Beata Stasińska Literary AgencyCopyright © by Ewa Cieślak Copyright © for this edition by Wydawnictwo Akademickie SEDNO Spółka z o.o.

Warszawa 2021

Wszelkie prawa zastrzeżone Kopiowanie, przedrukowywanie i rozpowszechnianie w całości lub we fragmentach jakąkolwiek techniką bez pisemnej zgody wydawcy zabronione

ISBN 978-83-7963-109-4 ISBN 978-83-7963-110-0 (e-book)

Wydawnictwo Akademickie SEDNO Spółka z o.o.00-696 Warszawaul. J. Pankiewicza [email protected]

 

EWA CIEŚLAK

Równorzędni partnerzy

Tom Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie Listy 1944–1950 otwiera edycję powojennej korespondencji Pisarza i jego Żony. Poprzednie listy, te przedwojenne, opracowane przez Małgorzatę Bojanowską i piszącą te słowa, zostały wydane przez Spółdzielnię Wydawniczą „Czytelnik” w latach 1998–2014. Tom obejmujący listy z lat 1922–1926 był w ogóle jednym z pierwszych publikowanych zbiorów listów Jarosława Iwaszkiewicza. Książkowe wydania twórczości epistolarnej poety zainaugurowały w 1991 roku publikacje dwu muzeów: Muzeum Miasta Ostrowa wydało Listy z Ostrowa – tomik zawierający listy Jarosława Iwaszkiewicza z 1920 r. do matki i sióstr, relacjonujące jego pobyt na szkoleniu wojskowym w tym mieście podczas wojny polsko-bolszewickiej. Oddział Literacki Muzeum Okręgowego w Sandomierzu opublikował natomiast Listy Jarosława Iwaszkiewicza i Romana Koseły z lat 1934–1941. W 1997 roku ukazał się tom Mieczysław Grydzewski, Jarosław Iwaszkiewicz Listy 1922–1967 w opracowaniu Małgorzaty Bojanowskiej. W okresie minionych trzydziestu lat zbiorów korespondencji Jarosława Iwaszkiewicza ukazało się już wiele. Pojedyncze listy pisarza drukowane były także za życia autora, często z jego inicjatywy i w jego opracowaniu, w czasopismach – m.in. w redagowanej przez niego „Twórczości”, w „Ruchu Muzycznym”, „Odrze” czy „Kronice Warszawy”. Dotychczas opublikowano 16 tomów zbiorów jego listów: trzy tomy korespondencji przedwojennej z żoną, korespondencja z Jerzym Andrzejewskim, Mieczysławem Grydzewskim, Wincentym Burkiem, Czesławem Miłoszem, listy do córek Marii Iwaszkiewicz-Wojdowskiej i Teresy Markowskiej, korespondencja z wychowankiem Wiesławem Kępińskim, listy do Jerzego Błeszyńskiego, korespondencja z Konstantym i Reną Jeleńskimi, z Andrzejem Wajdą, po dwa tomy korespondencji z Pawłem Hertzem i z Jerzym Lisowskim. Mniejsze i większe zbiory korespondencji pisarza z różnymi osobami publikowane są co i raz w czasopismach, m.in. w „Twórczości”, „Res Publice”, w „Zeszytach Literackich”, „Odrze” czy „Kamertonie”. Wziąwszy pod uwagę liczbę korespondentów pisarza i zasobność stawiskiego archiwum korespondencyjnego, a także fakt, że coraz więcej archiwów korespondencyjnych pisarzy trafia do zbiorów Muzeum Literatury, Biblioteki Narodowej, Biblioteki Zakładu Narodowego im. Ossolińskich i Instytutu Badań Literackich, można sądzić, że publikowana epistolarna spuścizna Pisarza będzie się nieustannie powiększała.

Listy Anny Iwaszkiewiczowej, która była równie jak Mąż wytrwałą epistolografką, o czym świadczy spis jej korespondentów liczący 346 nazwisk – ukazują się sporadycznie, jakby „przy okazji”. Dotąd ukazały się w wyborze jej listy do wnuków (Anna Iwaszkiewiczowa – w setną rocznicę urodzin. Stawisko: Almanach Iwaszkiewiczowski, t. 3, Podkowa Leśna 1997, s. 255–282) oraz do Ireny Kramsztykowej w opracowaniu Roberta Papieskiego („Podkowiański Magazyn Kulturalny” nr 74, 2015). Wyjątkiem potwierdzającym regułę są listy Anny do Pawła Hertza (Paweł Hertz, Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie, Korespondencja t. 1–2 („Zeszyty Literackie” 2015) oraz do Jerzego Lisowskiego (Anna i Jarosław Iwaszkiewiczowie, Jerzy Lisowski, Listy 1947–1979, t. 1–2, Wydawnictwo Akademickie SEDNO 2020), obie edycje w opracowaniu Agnieszki i Roberta Papieskich, stanowiące integralną część wspaniale opracowanej korespondencji wymienianej między tymi jakże ważnymi przedstawicielami polskiej literatury. W najbliższym czasie planowane jest wydanie francuskojęzycznej korespondencji obojga Iwaszkiewiczów z ich francuską przyjaciółką Hélène Kahn-Casellą w tłumaczeniu i opracowaniu Małgorzaty Zawadzkiej i Doroty Chłandy.

Listy Anny i Jarosława Iwaszkiewiczów są świadectwem rzadko spotykanej więzi Autorów. Wciąż zadziwia wzajemne przywiązanie małżonków, ich tęsknota, nieodzowność codziennego kontaktu, wysoka temperatura ich relacji. Oboje są silnymi indywidualnościami. W korespondencji powojennej odnajdujemy takiego samego Jarosława Iwaszkiewicza, jakiego znamy z korespondencji przedwojennej – kapryśnego, egocentrycznego, impulsywnego i wiecznie oczekującego czułej uwagi żony. Ale też pojawia się i stała troska o jej zdrowie i dobrostan psychiczny. Dla tych, którym bliska jest postać Anny Iwaszkiewiczowej, którzy znają jej dzienniki i wspomnienia, którzy wiedzą o jej chorobie, trwającej od 1935 roku prawie do wybuchu drugiej wojny światowej, zaskakująca może wydać się jej energia życiowa, która emanuje z jej listów powojennych. Rzeczywiście, tak jak wielokrotnie podkreślała starsza córka, Maria Iwaszkiewicz-Wojdowska, Anna wyszła z okupacji wzmocniona, świadoma swoich możliwości nie tylko intelektualnych, ale też moralnych i organizacyjnych. Wszyscy okupacyjni bywalcy Stawiska podkreślali równowagę ducha obojga gospodarzy, ich zmysł praktyczny i nieuleganie nastrojom zniechęcenia i beznadziei, mimo że czasy okupacji, a i pookupacyjne, tym nastrojom sprzyjały.

Koniec wojny oznacza zaangażowanie się Jarosława w życie społeczno-kulturalne w warunkach nowej rzeczywistości. Pisarz po raz pierwszy zostaje wówczas prezesem Związku Zawodowego Literatów Polskich, a następnie uczestniczy w kongresach związków pisarzy w Europie i w Ameryce Południowej, współorganizuje też I Kongres Intelektualistów w Obronie Pokoju we Wrocławiu, redaguje tygodniki literackie. Jego podróże po Polsce i świecie stanowią z jednej strony pretekst do oderwania się od codziennej rutyny (zawsze źle wpływającej na jego wenę twórczą), z drugiej – dają inne spojrzenie na przemiany, którym podlega Polska i Europa. Iwaszkiewicz spogląda na wszystko z perspektywy jedności kultury europejskiej. Wątki zachłyśnięcia się odzyskaną wolnością przeplatają się z pytaniami o przyszłość Europy i świata po kataklizmach i politycznych przełomach. Pisarz ma świadomość wyjątkowości tego czasu. Świadom jest też, że podziały, które powstały w wyniku drugiej wojny światowej, mogą na zawsze rozdzielić go z przyjaciółmi – w liście z 5 kwietnia 1948 pisał np.: „[Krancowie] odwieźli mnie do hotelu samochodem i tutaj, tak jak w Londynie z Grycem i Bormanem, ta chwila milczenia przed rozstaniem i to pożegnanie takie bolesne, bo mimo wszystko uczucie, że przepaści, jaka jest między nami, nic już nie potrafi zapełnić. Ciężkie uczucie i jednak radość, że jestem tam, gdzie jestem, po stronie konstruktywnej, a im już pozostaje tylko to, że «Warszawa brzidka» ”. Spotyka się z wieloma ludźmi kultury europejskiej, śledzi nowe prądy filozoficzne i literackie. Listy do żony są często zaczynem jego twórczości stricte literackiej lub publicystycznej – tak jest w przypadku listów pisanych z Argentyny i Brazylii, dokąd podróżował w 1948 roku. Warto podkreślić, że listy Anny są często inspiracją do nowych przemyśleń i przewartościowań. Listy są pełne ploteczek, złośliwostek, narzekań na trudy życia, na przyjaciół, ale i tęsknoty do żony, do Stawiska, do córek i wnucząt. Pisząc do żony, Jarosław Iwaszkiewicz często odsłania te swoje emocje, których próżno by szukać w listach kierowanych do innych osób – pozwala sobie w nich na okazywanie złości, zniecierpliwienia, zazdrości. Anna, dobrze go znająca i rozumiejąca, łagodziła złe nastroje, ale też pozwalała sobie na udzielanie nauk moralnych. Przyjmował je czasem z pokorą, czasem buntował się, podkreślając jednak zawsze jej wyższość moralną i wrażliwość, siebie nazywając często „niskim duszkiem”.

Anna Iwaszkiewiczowa prowadzi życie dużo spokojniejsze, jest zdumiewająco konkretna, praktyczna, zajmuje się sprawami Stawiska, które obojgu przysparza wielu zmartwień i kłopotów, ale jednocześnie jest ukochane, niezbędne, daje poczucie ciągłości i możliwość oderwania się od zgiełku nowych czasów. 3 maja 1948 roku Anna pisze do męża: „Wczoraj chwilkę przyłapałam Ulatosia na Głównej i błagałam, żeby się starał o plac, bo to już nie tylko ogrodzenie i pieniądze dla Marysi na wyjazd potrzebne, ale już i węgiel trzeba teraz w maju kupić, a podatek gruntowy znowu łupnęli o 20 tys. więcej niż zeszłego roku! Chcę nawet pogadać o tym w gminie”. Stawisko to nie tylko oaza sztuki i przystań dla wielu rozbitków, to także gospodarstwo rolne, zatrudniające pracowników, obarczone obowiązkowymi dostawami, to dom, który trzeba ogrzać i zaopatrzyć, którego funkcjonowanie trzeba tak zorganizować, żeby wszystkim jego mieszkańcom było wygodnie, w którym trzeba stworzyć warunki do twórczej pracy męża, do wychowywania wnuków. Co jakiś czas Anna wraca do pomysłu wydzierżawienia Stawiska, żeby nie musieli zajmować się sprawami gospodarstwa: „Jestem również, i z dawniejszych powodów, i z powodu stanowiska Stacha, absolutnie zdecydowana na wydzierżawienie Stawiska, nie chcę robić tego wbrew twojej woli, ale sądzę, że mam w tym ostateczne słowo i że mi w tym nie przeszkodzisz”.

Zajęta codzienną krzątaniną, Anna w tym samym czasie dużo czyta, interesuje się nową literaturą, w listach komentuje dyskusje, które toczą się w prasie (do 1948 roku dyskusje światopoglądowe były jeszcze możliwe!). Patrzy na bieżące życie polityczne i kulturalne, wymieniając z mężem dociekliwe i celne rozpoznania. Jej listy pisane są często z punktu widzenia tłumaczki i krytyczki, a przede wszystkim – wrażliwej czytelniczki. Mąż co i raz podrzuca jej nowości zagraniczne, często prosząc o opinię lub o przekład do redagowanych przez siebie czasopism. 22 lipca 1946 roku napisał: „Największym wrażeniem w Moskwie było przeczytanie Sartre’a. Za mało mi mówiłaś, że to takie genialne. Najprzyjemniejsze jest wyjście z impasu dla powieści, jakie stworzył Proust i Joyce”. Myśl tę rozwinął później w jednym z Listów do Felicji.

Tak jak Jarosławowi liczne podróże dawały możliwość oderwania się od spraw codziennych, tak i Anna znalazła dla siebie oazę spokoju – od 1947 roku stałym miejscem jej letniego wypoczynku stała się Ustka – którą nazwała Moje „Fontainebleau”. To właśnie listy z Ustki dają wyobrażenie o niebywałym bogactwie przemyśleń Anny – poczynając od spraw bardzo przyziemnych, poprzez literackie do politycznych, filozoficznych i religijnych. Podczas pobytu nad morzem odbyła skomplikowane rekolekcje u księdza Ziei – były one dla niej definitywnym rozliczeniem się z chorobą, która wyłączyła ją na kilka lat z normalnego życia, a której przyczyn upatrywała we własnej niedoskonałości.

W liście z 29 sierpnia 1949 roku pisze do męża: „Chciałabym Ci z całego serce użyczyć mojego szczęścia, które zawsze Cię dziwi, ale ja naprawdę nie mogę tego określić inaczej jak tak, że człowiek jest wtedy szczęśliwy, kiedy czuje się szczęśliwy sam ze sobą. Nawet w okresie trosk, zmartwień, nieurojonych smutków (jak wiosną miałam ze Stachami), jeśli znajdę się sama w pokoju, przeczekam jakiś czas, żeby to wszystko «się ustało» jak zmącony płyn – wchodzę od razu w ten zakamarek, gdzie jestem szczęśliwa. Nie myśl, że to tylko skutek odejścia od kłopotów, które teraz odczuwam, na takie szczęście pozwalać sobie nie wolno, ale człowiek musi dokopać się w sobie do tego pokładu, gdzie już nic z zewnątrz dotknąć go nie może; musi być, jak mówi St.Exupéry, «inattaquable»”.

Anna i Jarosław żyją czasem w zupełnie innych światach, zaangażowani są w różne sprawy, ale są wciąż razem mimo oddalenia, wyjazdów, pogłębiających się z czasem różnic w ocenie sytuacji. Mają dzieci i wnuki, kochają je, mają przyjaciół, ale wciąż to ich miłość jest pierwszoplanowa. Są bardzo różni, zmieniają się, ale łącząca ich więź jest wciąż tak samo silna. Lektura listów wymienianych przez Iwaszkiewiczów nie pozwala do końca odkryć tajemnicy ich małżeństwa. Próbowali tego zarówno Tomasz Burek, pisząc wstęp do listów przedwojennych, próbował i Piotr Mitzner, pisząc książkę Hania i Jarosław. Esej o małżeństwie.

Iwaszkiewiczowie znają swoje wady i słabości, ale nie one przecież decydują o trwałości ich związku. Co zatem o niej przesądza? Wzajemny szacunek, zainteresowanie, podziw? Nie wiemy, czytając z zachłannością kolejne listy, liczymy na to, że tajemnica być może się odsłoni, ale ona wciąż pozostaje niedostępna dla nas, obserwatorów.

 

Rok 1944

1. [ANNA IWASZKIEWICZOWA DO MĘŻA]

Kraków, 18 XII 1944

Najmilszeczku!

Piszę zaraz dziś wieczorem, żeby z rana pocztówkę wysłać, może dojdzie na wilię. Podróż mieliśmy doskonałą1, przede wszystkim nie było mi zimno ani chwili, nawet w nogi. Tłok z Grodziska do Skierniewic potworny, ale to tylko godzina, stałam oparta o ścianę, co już jest zupełnie możliwe, a Stach2 w komórce! W Skierniewicach na peronie spotkaliśmy Malinowskiego3, który gdzieś zgubił Krysię4 i Piotrusia Perkowskiego5! Do Krakowa właściwie cały czas siedziałam, a Stach trochę na zmianę podsiadywał, bo jacyś byli uprzejmi ludzie w wagonie. Przyjechaliśmy bez spóźnienia. Horzycowie6 poczciwi czekali mnie i bardzo czule przyjęli; w pół godziny po moim przyjeździe zjawił się Roman7, który szalenie jakoś ucieszony był z tego, że się zdecydowałam na wyjazd. Wypiliśmy razem z nim herbatę i obiecał, że w tygodniu świątecznym przyjedzie do Rabki. Tu zupełnie nie ma tego nastroju, co u nas; nikt się niczego ważnego w tych czasach nie spodziewa8, i zdaje się, mają rację.

Maluśki, mnie się potwornie serce ściska, jak myślę o Tobie i Stawisku w ogóle, a głównie o spaniu z Ciupaseczkiem w łóżku, ale kiedy się już znalazłam w wagonie, miałam też uczucie wielkiej radości, że jadę do naszej Żaby najdroższej. W dodatku Roman, który był u nich, od razu mówił mi, że się szalenie cieszy na mój przyjazd, czego się nie spodziewałam. O Heli9 mówi mi Roman, że na pewno nie zdecyduje się jechać przed świętami, że się czuje lepiej, zresztą w tych dniach tłok będzie najgorszy, a sama rzeczywiście jechać nie może. Wszystko zresztą napiszę ci z Rabki. Jutro od rana idziemy ze Stachem i Stasią [Horzycową] na miasto – idę zaraz spać.

Całuję cię, Malupki, tysiące razy i Tereskę10. Będę z wami myślą cały czas przy wilii. Cioci11 rączki ucałuj i pociesz ją.

Twoja Żonka

[Adres zwrotny: Anna Iwaszkiewiczowa, ul. Karmelicka 17, Kraków]

2. [ANNA IWASZKIEWICZOWA DO MĘŻA]

Rabka, 22/XII [1944]

Mon petit garçonnet chéri!

Il y a trois heures, c’est à dire à sept heures du matin un beau petit garçonnet est arrivé pour jouer avec le grand frère. Son voyage a été sans incident [nieodczyt.] mais très long et très pénible. Sa maman est ravie, certainement [?] fière et malgré sa pâleur elle a elle-même l’air d’un grand bébé. Comme j’avais raison de ne pas vouloir attendre plus longtemps, dire qu’il s’en fallait de peu que nous arrivions trop tard! La pauvre chérie m’a dit quand c’était fini „c’est bien que tu étais là!”. Tout le monde ici a été vraiment touchant, surtout la patronne qui n’a pas éteint la lumière de toute la nuit et demandait de temps en temps si nous avions besoin de quelque chose. J’oublie de te dire que l’événement a eu lieu chez nous, car la quasi clinique où nous devions aller est occupée par des locataires en uniforme qui foisonnent à Rabka en quantité effroyable. Je me sens très fatiguée mais je suis bien contente que ce soit déjà fini. Le temps est admirable, 12 degrés de froid, mais pas de vent et un soleil délicieux. J’écris en français à cause de la cuisine, dont on ne peut pas être très sûre. J’écrirai demain à [la] tante en lui disant que Marysia a eu des douleurs (ce qui du reste est vrai) et rien de plus. Je suis bien triste sans toi mon chéri et sans Thérèse, mais maintenant je peux déjà faire des projets de retour. Je passe la plume à la jeune maman12.

[bez podpisu]

Całujemy b. mocno

Stach i Marysia

[Adres zwrotny: Anna Iwaszkiewicz Nowy Świat, dom p. Kaden, Rabka Zdrój]

3. [ANNA IWASZKIEWICZOWA DO MĘŻA]

23/XII [1944]

Najmilsi moi, tj. „chopczyk” i Teresko!

Dziś wigilia13, ciągle mimo tak wielkich zdarzeń myślę o was, a szczególniej myśleć będę, jak zacznie się ściemniać. Bardzo mi wtedy będzie tęskno i smutno, w dzień, prawdę powiedziawszy, nie mam chwilki czasu, bo jestem tu za praczkę, a trochę pielęgniarkę. Cieszę się niewymownie z tego, że przyjechałam i że Marysi bardzo tu się przydaję, ale na dłuższy czas padłabym trupem ze zmęczenia. Zwłaszcza to, że nie bardzo wyspać się można. Marysia dobrze się czuje. Zmizerniała, ale ma zupełnie dziecinną buzię, co bardzo jest zabawne w pewnych okolicznościach (pokarmowych).

Mam nadzieję, że pierwsza moja kartka z Krakowa, stąd i najważniejsza wczorajsza szybko doszły, bo były rzucane na poczcie. Dziś wielkie przygotowania na wieczorną wigilię i drugie śniadanie (śledź i pieczone kartofle) było o pierwszej zamiast o dwunastej i w domu zamieszanie gorsze niż u nas. Ciupaseczek by się tu uśmiechał na niepunktualne jedzenie, trzy kwadranse spóźnienia to normalne; ale poza tym jest tu idealnie. Łazienką się rozkoszuję i ciepłem w pokoju. U Jadwini14 byliśmy przedwczoraj z Helą i wczoraj Hela była sama, żeby oznajmić o nowinie. Dziś Jadwinia przyjdzie po południu i wilię zjemy w pokoju przy Marysi. W ogóle każda rodzina ma wilię u siebie. Pogoda prześliczna, ale dużo powietrza nie czuję.

Całuję was, najdrożsi moi. Wszystkich ode mnie pozdrówcie.

H.

Całują mocno

Marysia i Maciuś

4. [JAROSŁAW IWASZKIEWICZ DO ŻONY]

24 XII 44

Moja najdroższa, wczoraj przed wilią przyszła twoja pierwsza kartka z Krakowa, a także miła i serdeczna karteczka od Marysi. Byłyście ze mną myślami w ten wieczór, zresztą dość dobrze wszystko poszło, wilia była dobra, tylko Wanda15 wpakowała cały miód do maku i nie było topionego. Ryb nie było, tylko śledzie i kulebiak. Byliśmy na rybce „Pod Lipami”16 z Teresą, Suchorzewskimi17 i Ireną K.18 Tak bym już chciał mieć twoją kartkę z Rabki i wiedzieć, że przebrnęłaś przez Scyllę i Charybdę Krakowa, cieszę się, że wzięłaś adres Romana, Marysia także o nim pisze. Miałem wczoraj dużą pocztę, jak zawsze Hala I.19 wróciła z gruźlicą! pisała mi Matahari20. Bardzo mi tęskno do ciebie a jednocześnie dużo pracuję i zmieniłem tryb życia, wcześnie wstaję, biorę prysznic itd. Teres ma wspaniałe, znakomite stopnie i chodzi bardzo dumna i głównie przejęta nauką. Poza tym wszystko zwyczajnie, kot wczoraj (na wigilię) zjadł pasztet Babetce21 i stłukł jej słoik ze smalcem. À propos jest świetny pasztet ze zdechłego zająca, którego znalazł Marek22, i ze zdychającej kury, którą trzeba było dorżnąć. Boję się, że przerwa w naszej korespondencji będzie teraz długo trwała, a w każdym razie o częste wiadomości proszę. Pisz, jak tylko możesz. Czy Hela przyjedzie? Uściskaj serdecznie obie siostry, nie kłóćcie się przy tym, Marychę moją po sto razy ucałuj, nareszcie zdaje się zrozumiała, czym jest (może trzeba pisać „było”) Stawisko i jej rodzice. Bardzo mi tęskno, powtarzam, ale to może i lepiej. Ściskam cię i całuję mocno. Ciocia dobrze się ma i w dobrym humorze, za to Śliwińska23… Całuję, całuję mocno.

Jarosław

Były karty od Andrzejów24 i p. Mickiewicz25.

P. Wodz. Zandbangowa w lipcu umieściła w przytułku, gdzie zginęła razem z innymi26.

5. [ANNA IWASZKIEWICZOWA DO MĘŻA]

25/XII 1944

Malupki najdroższy mój!

Ciągle myślę, czy już dostałeś wiadomości stąd, co myślicie ty i Teresa o tym, co tu się dzieje. Tak dużo mam do opowiedzenia, a na tych pocztówkach przecież nic napisać nie można, teraz już nie tylko z braku miejsca. Marysia ma się doskonale i ślicznie wygląda. Le petit est très fort, il pèse plus de 3 ½, il ressemble à son père comme deux gouttes d’eau. J’ai une grande déception à cause de mes sentiments; mais en somme je prévoyais que les petits enfants ce n’est pas à comparer avec les enfants. Je n’ai aucune passion pour lui, peut-être parce qu’il ne me rappelle en rien son maman et parce qu’il était la cause de ses horribles souffrances. Je pense du reste que je l’aimerai beaucoup plus quand il sera plus grand. Par contre Hélène est folle de lui, elle trouve monstrueux qu’on le laisse crier, qu’on ne lui donne pas à manger plus tôt quand il a faim etc.27 Hela wygląda dość mizernie, ale na razie czuje się zupełnie dobrze. Mam największe w świecie trudności, żeby ją przekonać o konieczności wyjazdu stąd. Ciągle o tym mówimy ze Stachami, którzy też bardzo się tym kłopoczą. To nawet oni rozumieją, ce qui est beaucoup dire28, bo choć dość mieliśmy dowodów ich dziecinności, to jeszcze wciąż wprawiają mnie w zdziwienie. Mówiłam o tym chwilę z Jadwinią, do której wybieram się na dłuższą rozmowę, ale nie bardzo jest kiedy, bo po obiedzie jeśli jest ze dwie godziny wolne, to chcę się przespać. Cette nuit le Papa se levant, mais il s’endort en une minute29, a ja długo oka zmrużyć nie mogę. Pogoda w dalszym ciągu przepiękna; ciekawa jestem, czy u was też było „po lodzie”. Ciekawa jestem, czy Przelaskowski30 przysłał ten węgiel. Malupki, choć zdaje się wszelkie nasze obawy na razie są bez podstaw, przypominam o moim płaszczu od deszczu i ważna rzecz: zapomniałam wziąć mój brom na noc, w okrągłym, szklanym pudełku. Nie zapomnijcie o nim w razie czego, to jest b. cenne, po prostu na wagę złota (ale proszę, polecam nie próbować). Szalenie jestem ciekawa, jak wszystko się udało w domu i czy nie było nieoczekiwanych osób. Strasznie mi tęskno do Cioci i Teres i pocztówki doczekać się nie mogę. Całuję.

H.

[Karta pocztowa]

6. [ANNA IWASZKIEWICZOWA DO MĘŻA]

29/XII 1944

Najmilszeczku!

Już prawie dwa tygodnie od mego wyjazdu, a jeszcze nic od ciebie nie dostałam; wczoraj i przedwczoraj na pewno już spodziewałam się pocztówki! Ja już do Ciebie pisałam pięć razy. Marysia ma się dobrze i wygląda ślicznie. Maciuś pięknieje stanowczo i dziś nareszcie był dość cichy w nocy. Obawiam się, czy to nie chwilowe tylko, oby nie był tak wrzaskliwy jak Terenia. Dziś przyjechał Roman [Kołoniecki], bardzo elegancko wyglądający, w nowej kurtce ciepłej i marynarce, którą mówi, że dostał na gwiazdkę od p. Grzybowskiej31. Możesz sobie wyobrazić, jaki był efekt, bo on też mi twierdził w Krakowie, że na pewno będę czekała ze trzy tygodnie! À propos, nie pisałam ci, kogo spotkałam w Krakowie: w Sukiennicach Tadzia Brezę32 a zaraz potem na obiedzie Kasię33, która się pytała, czy nie wiem, co z Tadziem się dzieje, na linii A - B Ekiera34, który mnie zaczepił i bardzo się do mnie wyczulił, następnie widziałam Wrześniakową35, a do Horzyców przyszła Janka Cękalska36, która mówiła mi bardzo ciekawe rzeczy o Czesiu37, zupełnie inne, niż można się było spodziewać po ostatnich rozmowach z nim. Poza tym mówiliśmy dużo o Cegielni38i o możliwościach filmu.

Chciałabym już zdecydować dzień wyjazdu, ale przedtem musi tu wszystko jakoś się ułożyć; w dalszym ciągu nie mają nikogo do prania, ani do pomocy, i w ogóle zastanawiam się nad tym, jak oni to sobie wyobrażali. Siedzą tu dwa i pół miesiąca i nic absolutnie nie było przygotowane. Że oni głupie dzieciaki, to jeszcze rozumiem, ale że Hela o tym nie pomyślała. Poza tym musi się coś zdecydować co do Heli, a jest taka uparta, że nie można jej przekonać! Jeszcze pomówię z Jadwinią, która jest najrozsądniejsza. W każdym razie myślę, że wyjadę 8-ego albo 9-ego39. Proszę cię bardzo usilnie, pójdź zaraz do Welmana, jest zawsze między 12 a 1-ą w ambulatorium, dowiedz się, czy jest tam klinika, o której mówił, a jeśli nie, umów się na operację i zrobimy w Żyrardowie w połowie stycznia, bo to będzie dobry czas po choróbce.

Malupki, kocham cię strasznie i tęsknię. Pisz i ucałuj Tereskę –

Żonka.

Rok 1945

7. [ANNA IWASZKIEWICZOWA DO MĘŻA]

2/I 1945

Malupki mój najdroższy!

Strasznie mi tęskno do Ciebie i Tereski i wczoraj cały dzień o was myślałam. Przedwczoraj dostałam twoją kartkę pisaną w dzień wilii, szalenie się nią ucieszyłam i byłabym zaraz odpisała, gdyby nie to, że przede wszystkim nie było w domu pocztówki (tu są we wszystkim niemożliwe trudności), a po drugie i tak przez dwa dni poczta nie odeszłaby. Marysia wczoraj obeszła w szlafroku dwa razy stołowy pokój i co dzień już myje się poza łóżkiem. Jutro pójdzie do łazienki, ale zasadniczo będzie leżała do dwóch tygodni, czyli że wstanie na Trzech Króli. Stach ciągle już chciałby ją podnosić, ale na szczęście jakoś ich przekonałam. Maciuś teraz znacznie cichszy i jest bardzo ładniutki; szalenie uroczy bachorek, widać, że matka była dobrze odżywiana.

Wczoraj byłam na sumie w dużym kościele, bo rano zaspaliśmy, a nie w kapliczce, która jest o parę kroków od nas, [gdzie] msza tylko o 9 ½. Szalenie wzruszyło mnie nabożeństwo i śpiewanie kolęd. Cały czas myślałam o tym wszystkim, co działo się tamtego roku, na który tak się liczyło, o tych wszystkich, którzy odeszli, o Nuci40, o Staszku41, Żance42, i płakałam jak bóbr. W tym całym ogromie bólu i nędzy żłobek z dzieciątkiem jeszcze bardziej niż zwykle był wzruszający i wydało mi się, że to Dziecko zrodzone w nędzy na mękę i śmierć to rzeczywiście najpiękniejsza postać boskości.

Od paru dni bez przerwy pada śliczny suchy i gęsty śnieg, bardzo się z tego cieszę, bo lubię śnieżną zimę; zwłaszcza w górach to konieczne. Roman był u nas półtora dnia, bardzo było z nim przyjemnie. Ustaliliśmy z nim ostatecznie datę naszego powrotu, bo mamy się znów spotkać; otóż niestety przyjadę trochę później, ale sama jechać nie mogę, a nie chcę znów popędzać Stacha, który mówi, że mogą być prawie do 20-go. Więc wyjedziemy stąd 14-go w południe, 15-go będziemy w Krakowie, a 16-go przyjadę znów na noc do Grodziska. Jeszcze Ci napiszę, o której przyjadę, bo trzeba, żeby ktoś przyszedł po mnie. Do Tereski napiszę oddzielnie, jak zdobędę pocztówki.

Strasznie za nią tęsknię. Całuję Was jak kocham.

Twoja Żonka

[Karta pocztowa]

8. [ANNA IWASZKIEWICZOWA DO MĘŻA]

5/III 1944 [właśc. 5/I 1945]

Mój malupki najdroższy!

Jestem okropnie niespokojna, że tak nic nie piszesz. Od paru dni poczta nie przychodziła, komunikacja z wiadomych powodów była zerwana, ale dziś przyszła cała masa kartek, a w tym tylko kartka od Cioci do Marysi i kartka od ciebie do Marysi, tylko dawniejsza! Od ciebie w ogóle dostałam tylko kartkę pisaną w dzień wilii. Spodziewałam się już dziś na pewno odpowiedzi na wiadomości o dziadostwie!! W ogóle nie wiem, czy moje kartki dochodzą. W ostatniej pisałam ci, że ustaliliśmy dzień wyjazdu stąd na 14-ego, tzn. że 16-go rano wyjedziemy z Krakowa, a 17-go przyjadę na Stawisko, bo znów muszę nocować w Grodzisku. Z Helą jest duży kłopot, bo w ogóle ruszyć się stąd nie ma ochoty, a do Jadwini, mimo że nieraz o tym była mowa, przeniosła się dopiero przedwczoraj! Jadwinia dwa razy już ze mną mówiła o Heli, że widzi w niej po prostu jakieś starcze zahamowania, co rzeczywiście jest możliwe. Uważam, że Hela powinna bezwarunkowo jechać z nami, bo sama jechać nie może. Mieliśmy już dwie najęte pielęgniarki, ale przez to zwlekanie właśnie przepadły, teraz ma przyjść nie fachowa (co i tak wobec karmienia piersią nie jest konieczne), ale podobno bardzo porządna i miła osoba, którą tu dobrze znają. Będę dopiero spokojna, jak już będzie zgodzona.

Malupki, strasznie mi tęskno do Was i mam tyle do powiedzenia, że wprost nie wiem, jak to będzie, jak wrócę. Tu są we wszystkim nieprzezwyciężone trudności, między innymi o pocztówki. Gdyby nie to, pisałabym co drugi dzień.

Marysia ma się dobrze, ale teraz, kiedy zaczyna trochę wstawać, widać, że jest mizerna. Miło jest popatrzeć na jej szczęście, ale straszno, że to takie dzieciaki, i co tu dużo gadać, takie głupie.

Nic nie wiem, co w domu. Czy znaleźli coś z wełny, o czym pisałam do Wandy, czy Malinowscy43 siedzą, w ogóle „zupełnie nic”. Proszę cię, przyślij mi zaraz do Horzyców adres Suchorzewskich. Chcę się z nimi zobaczyć w Krakowie. Nie zapomnij, proszę. Jeszcze zdążysz.

Cieszę się z tego, co piszesz o Tereni; strasznie do niej tęsknię i ciągle myśląc o niej pokładam w niej wszystkie zawiedzione przez Marysię nadzieje… Ale kto wie, jak to będzie!

Czy dostałeś kartkę, w której już pisałam o kremie do twarzy i bromie, który w razie czego można wziąć ze sobą, ale zdaje się, że o tych rzeczach mowy nie ma.

Malupki, jak jutro nie będzie kartki, to się powieszę. Całuję milion razy. Do Tereski napiszę.

Twoja Żonka

9. [ANNA IWASZKIEWICZOWA DO MĘŻA]

6/I 1944 [właśc. 1945]

Najmilszeczku!

Rozpacz mnie już ogarnia z powodu tej korespondencji. Od ciebie miałam tylko kartkę pisaną w dzień wilii, a wczoraj przyszła kartka od Ciebie i kartka od Cioci również z dnia wilii. Teraz korzystam z uprzejmości pani Borucińskiej44, która obiecała kartkę wrzucić w Krakowie. Nic nie wiem, co się dzieje w domu, i ogromnie się niepokoję. Marysia ma się dobrze i ślicznie wygląda. Projektowaliśmy wyjechać ostatecznie 14-go, być w Krakowie 15-go, w drodze 16-go, nocować w Grodzisku i 17-go byłabym na Stawisku, ale teraz znowu Stach wynalazł kombinację z jakimś samochodem ciężarowym45, a to ma się dopiero zdecydować w poniedziałek. Uważam za zupełne szaleństwo, żeby teraz zabierać Marysię, ale niech robią, jak chcą, uważam tylko, że doktor musi o takiej rzeczy zadecydować. Nie wiem, jak Ci dam znać o przyjeździe, bo podobno jeden do dwóch tygodni poczty nie będzie, bo duży most jakiś jest zerwany już od tygodnia. Do Tereski szalenie mi tęskno i pisałabym do niej, gdyby nie szalone wprost trudności z dostaniem pocztówek, a potem znów ta historia z pocztą, więc nie warto pisać, bo jeśli od was nic nie przychodzi, to i do was nie dojdzie. Ucałuj ją ode mnie i powiedz, że się cieszę z tego, co o niej piszesz. Jeśli jeszcze zdążysz odpisać mi, to pamiętaj, przyślij mi do Horzyców adres Suchorzewskich, którzy mają być w Krakowie przez cały styczeń; nie zapomnij nalepki, dobrze? Nic nie wiem, czy Malinowscy się wybierają, wiem tylko z kartki cioci, że byli w wilię. Stach chciałby skombinować z nimi ten samochód, jeśli jeszcze mają zamiar jechać; to byłoby dobrze, gdyby oni tym samym samochodem wracali do Krakowa. Do Wandy [Iwaszkiewicz] pisałam prosząc, żeby wreszcie dali Jesionkowej46 wełnę do zgremplowania i żeby resztę wyprali. W ogóle ogromnie mnie irytuje, że nic nie wiem, co się dzieje w domu. Gdyby to były inne warunki, to taki pobyt tu byłby rozkoszny. Tutto mi piace in quanto vasone47; Rabka jest po prostu zachwycająca, pensjonat b. miły, pogoda rozkoszna, przez parę dni padał suchy, gęsty śnieżek, dziś jeszcze się nie wypogodziło, ale wyobrażam sobie, jak teraz [będzie] prześlicznie, jak się słońce pokaże. Ciekawa jestem, jak stoicie z węglem, czy ten od Przelaskowskiego nareszcie dostaliście, czy w domu nie zimno. Malupki, czy byłeś u Welmana? Bardzo chciałabym zrobić tę operację zaraz po przyjeździe. Hela jakoś nie chce jechać, Jadwinia twierdzi, że ona ma starcze dziwactwa, bo inaczej trudno to wytłumaczyć. Z Jadwinią ugadujemy się, jest ze wszystkich najrozsądniejsza.

Malupki, całuję ciebie i Tereskę jak kocham. Napisz zaraz do Andrzejów [Pilawitzów].

Żonka

10. [JAROSŁAW IWASZKIEWICZ DO ŻONY]

Łódź, 5 III 45

Moja kochana!

Wszystko w porządku, mieszkam u Poli48 i bardzo mi jest dobrze. Łódź o wiele ładniejsza, niż była. Muszę zostać do niedzieli, bo jest jakiś poranek literacki, w którym muszę wziąć udział. Przyjadę więc w poniedziałek lub wtorek (najpóźniej). Staś Dygat49 przyjechał z Krakowa; widział tam Stacha, myślę, że już jest w Grodzisku. Zdaje się, że przywiozę trochę pieniędzy – i na to też muszę poczekać.

Ściskam cię wiele razy –

Twój Jarosław

Kartkę wiezie Gienia p. Zofii Nał50.

Adres: Do Pani Anny Iwaszkiewiczowej

Grodzisk Mazowiecki

Skład Apteczny p. Włodek

11. [JAROSŁAW IWASZKIEWICZ DO ŻONY]

6 III 45

Moja najdroższa!

Jeszcze kartka przez Waldorffa51 – czy otrzymałaś przez Iwanowskiego? Przyjadę dopiero w poniedziałek lub wtorek – bo czekam na pieniądze i mam poranek literacki w niedzielę. Bardzo mi dobrze w Łodzi.

Ściskam Cię bardzo serdecznie i Teresę też.

Jarosław

Czy Stach już przyjechał z Krakowa?

[Na wizytówce z nadrukiem:Jarosław Leon Iwaszkiewicz Prezes Zarządu Warszawskiej Spółki Myśliwskiej Kredytowa 8 m.9]Ręcznie dopisane: Bandurskiego 71 m. 4]

12. [ANNA IWASZKIEWICZOWA DO MĘŻA]

9/III 1945

Malupki!

Piszę parę słów przez Jaźwia52, który zdaje się słusznie robi, że jedzie, ale mi go bardzo szkoda na Stawisku, i Andrzejeczka też. Dziś był Iwanowski, który mi opowiadał o Twoich tryumfach w Łodzi, z czego bardzo się cieszę. Dużo pewnie będziesz miał do opowiedzenia, ale ja też trochę. Karski53 dziś rano wyjechał nastraszony mocno przez Bola54, ale obawiam się, że wróci.

Mój drogi, przychodziło mi do głowy, czy czasami nie udałoby ci się w Łodzi kupić płótna na prześcieradła, choćby na trzy; może są jakie poniemieckie, albo wyszabrowane z fabryk!

Jeśli teraz będziesz miał trochę forsy, to byłoby cudnie, bo strasznie tego brak, tym bardziej, że teraz muszę oddać meyerowskie Wandzie55.

Władek czeka, więc się spieszę. Całuję mocno.

Żonka

P.S. Prześcieradło musi być szerokie, bo wąskie są.

13. [JAROSŁAW IWASZKIEWICZ DO ŻONY]

Poznań, 13 V 45

Moja najdroższa!

Bardzo tęsknię do was, chociaż w Poznaniu56 jest mi dobrze, ale trochę obco; mam trochę znajomych, a w tych dniach ma przyjechać Roman [Kołoniecki] – wyobraź sobie! – i to na stały pobyt57. Jadłem dziś obiad ze Stefanem Sojeckim58, przy czym zaśmiewałem się trochę przypominając sobie rzeczy, które opowiadał mi Stach – i sposób, w jakim [sic!] to opowiadał taki zabawny. Przybyły mi jeszcze powody do niepokoju o was – mianowicie Maciuś, o którym myślę bardzo dużo, nawet nie myślałem, że będzie mnie tak obchodzić – jak mamcia o nas w stosunku do Marysi – uważam Stachów w stosunku do niego za bardzo lekkomyślnych. Napisałem zresztą wiersz Na narodziny wnuka59, wydrukuję go tutaj, nie wiem, czy będzie ci się podobał, bo jest pod wpływem Jastruna60, którym coraz bardziej się zachwycam.

Bardzo się jakoś niepokoję o dom – i tak chciałbym być na Stawisku w te cudowne, ciepłe dni, jakie teraz mamy. Poznań cały w kwiatach, masa bzów i tulipanów, całe wiadra narcyzów, kasztany w pełnym kwiecie. Ciekawym, jak jest u nas. Niespokojny jestem także o Polę, zostawiłem ją w stanie trochę lepszym, ale w „Rzeczpospolitej” Kraty61w dalszym ciągu nie ma. Tak się boję, że ona już jej nie skończy. Hala [Kołoniecka] tam teraz pojechała, ma wrócić w tych dniach. W czwartek mam wieczór literacki, na którym będę czytał trochę prozy, trochę wierszy – i coś za to dostanę62. Myślę, że podróż nie będzie mnie wiele kosztowała. Taki jestem stęskniony, że nie pojadę już do Łodzi, jak to miałem zrobić, tylko już direct63 do Stawiska na święta, może Paweł64 przyjedzie tam. Czy go nie wygnasz? Bo to pewnie i Babetka będzie i Gucio65 jeszcze nie wyjedzie. Jak pożycie ze Stachami66?

Moja najmilsza, całuję Cię bardzo serdecznie, tak przykro mi, że nie będę na urodziny Tereski, uściskaj ją ode mnie w ten dzień – zresztą piszę już do niej razem.

Bardzo, bardzo cię całuję

Jarosław

14. [ANNA IWASZKIEWICZOWA DO MĘŻA]

Telegram

odpis. 15.05.[1945]

IWASZKIEWICZ KOSSAKA 9 POZNAN

SZCZESLIWA KONIEC WOJNY CZEKAMY CALUJE ANNA

[Telegram, na niemieckim blankiecie, opatrzonym pieczęcią: Sprawdzono przez cenzurę wojskową]

15. [JAROSŁAW IWASZKIEWICZ DO ŻONY]

Poznań, 21 VI 45

Moja najdroższa!

Dojechałem bardzo dobrze, względnie prędko, towarzystwo Krzysia67 ułatwiło mi wiele, chociaż on mało energiczny i gapa, niestety! Zastałem Poznań w pełnym rozkwicie lata, upał, lipy w kwiecie, niebo niebieskie… Dziś rano w parku Wilsona było prześlicznie, a jak u nas? Zastałem drugi numer „Życia” wydany, wszystkim się bardzo podoba, mnie najmniej. Raczej wygląda na jakiś magazyn, niż na to pismo, jakie ja chciałbym robić. Widziałem wczoraj z rana zaraz po przyjeździe Romana, który jest w bardzo kiepskiej formie – jedyna pociecha, że starsza jego siostra wróciła z Niemiec, pojechała teraz do Warszawy i będzie mieszkała w ich mieszkaniu, tak, że będzie mógł Roman pozostawić Jankę68 pod jej opieką. To już jest coś! Ciągle myślę o tobie, o Teresie i o tych biednych trzech starcach wpakowanych do jednej ciupki na Majątkach!69 Serce mi się kraje. Niespokojny jestem trochę o Stacha, czy on aby już wrócił nareszcie? Tymczasem kończę, bo mam jeszcze masę rzeczy do napisania i załatwienia.

Całuję Cię mocno.

Jarosław

[Karta pocztowa, opatrzona pieczęcią: „Sprawdzono przez cenzurę wojskową”; niemiecki nadruk „Postkarte” przekreślony przez J.I. i zastąpiony ręcznie wpisanym słowem: „Pocztówka”]

16. [ANNA IWASZKIEWICZOWA DO MĘŻA]

22 VI 1945

Mój najmilszeczku!

Kiedy wyjechałeś, uświadomiłam sobie, że nie zostawiłeś mi adresu w Krakowie, a przecież list może Cię już nie zastać w Poznaniu. Na wszelki wypadek napiszę jeszcze do Katowic.

Udało nam się złapać dr. Lewickiego. Był jeszcze raz wczoraj rano, a jutro rano mamy być w szpitalu w Milanówku. Prawdopodobnie będzie przecinał, ale miejsca skoncentrowania nie ma, więc pewno będzie cięcie na krzyż, albo i więcej jeszcze, bo muszą znaleźć siedlisko ropy. Przez dwa dni temp[eratura] była poniżej 38 stopni, ale dziś znowu 38,3, tak że pewno bez zabiegu się nie obejdzie. Tak straszliwie mi Tereski żal, że wyrazić tego nie mogę. Jest okropnie mizerna, prawie nic nie chce jeść, popłakuje, coś okropnego. Myślę, że zabieg radykalny najlepiej jej zrobi. Od Lewickiego uzyskałam cenne informacje dla mnie. Otóż okazuje się, że Czerwony Krzyż jest w Milanówku stale i Dembowska70 ma tam oddział chirurg[iczno]-ginekologiczny. Jestem już zupełnie zdecydowana na operację tam, bo to najwygodniej. Chcę to zrobić w połowie lipca, jak tylko wrócimy z Łodzi. Tereska dużo sobie po tej podróży obiecuje! Ale przedtem czeka nas wielka uroczystość, mianowicie chrzciny Maciusia, bo „Sytek”71 parę dni temu szczęśliwie powrócił i jest wielka radość w rodzinie. Stach, co prawda, jeszcze nie przyjechał i Marysia rozpacza i niepokoi się (teraz zaczyna mnie rozumieć, jak wyczekuję ciebie), ale sądzę, że jutro (w sobotę) będzie na pewno. Ponieważ postanowiliśmy, że chrzciny my urządzamy, chcą koniecznie, żeby byli Piwowarczykowie72. Trzeba się już z nimi porozumieć. Ten wydatek teraz nie na rękę, ale ze względu na to, że obiad poślubny Marysi był u Włodków, musimy to zrobić. To już wszystko jedno, czy będziemy mieć na życie do września czy do 20 sierpnia!

Irena [Krzywoszewska] załatwiła mi już szczęśliwie interes, o którym mówiliśmy. Od Łempickich znowu był list z pewną zmianą dla nas raczej dobrą. Byłam dzisiaj u Bola [Iwaszkiewicza]73, wygląda nieźle, łazi po ogródku. Jedli przy mnie niezłą kolację, ze sporą ilością masła. Może zrobi się coś z mieszkaniem, bo u Sawickiej jest pokój i lokatorzy mogliby go wziąć, a wtedy siostry miałyby pokój dla siebie. Matka jak zawsze. Przyjedź choć na pierwszego.

Całuję.

H.

[Kartka pocztowa, zapisana obustronnie piórem]

17. [JAROSŁAW IWASZKIEWICZ DO ŻONY]

27 VI 45

Moja najdroższa!

Niestety nie mogę widać inaczej wyjechać z domu, jak co najmniej na dwa tygodnie. Jeszcze jestem w Poznaniu, a dopiero pojutrze wyjeżdżam do Katowic i do Krakowa, tak, że przed wtorkiem nie mogę być na Stawisku. Za to tak wszystko urządzam, żeby już potem długo siedzieć na miejscu. W niedzielę byłem w Koninie74, gdzie spędziłem czas b. przyjemnie i dobrze, przyjmowano mnie co najmniej jak biskupa i noszono na rękach. Miałem tam parę zabawnych spotkań z b. dawnych czasów i w ogóle było dobrze. Kąpałem się w Warcie, i nic mi to nie zaszkodziło, raczej przeciwnie, nareszcie mniej kaszlę. Myślałem, że będę miał jakąś wiadomość od was, wciąż bardzo a bardzo niepokoję się o Tereskę, troska o Maciusia też przybyła. Jaś Iwański75 depeszuje po prostu do Ali co parę dni i depesze dość prędko przychodzą. W Poznaniu tym razem jest mi gorzej niż poprzednio, Hala bardzo chora, a Roman tak straszny śledziennik, że wytrzymać nie można, ale jeszcze bądź co bądź się z nim gada.

Do widzenia tymczasem, całuję mocno a mocno.

Twój stary Jarosław

[Karta pocztowa, opatrzona pieczęcią: „Sprawdzono przez cenzurę wojskową”; niemiecki nadruk „Postkarte” przekreślony przez J.I. i zastąpiony ręcznie wpisanym słowem: „Pocztówka”]

18. [ANNA IWASZKIEWICZOWA DO MĘŻA]

11 X 1945

Piszę do Ciebie właściwie na chybił-trafił, bo właściwie nie jestem pewna adresu, a także nie wiem, czy kartka na czas dojdzie. To fatalne, że zawsze tak wyjeżdżasz, że w razie czego nie wiadomo, gdzie cię szukać. Dziś już nie miałam temperatury, jutro od rana wstanę i zabiorę się do mieszkania. Myślałam sobie dziś o tobie, jak jedziesz i kiedy dojedziesz. Z poczty nic nie było. Wczoraj i dziś ciągle czytałam i pisałam listy. Journal d’un curé de campagne76 zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Są tam rzeczy cudowne i jaki świetny koniec z tym przyjacielem, tak śmiesznie zarozumiałym, blagującym w taki głupi sposób! Świetne! Za to muszę powiedzieć, że dawno nie czytałam czegoś równie mętnego, jak ten wielki artykuł Jana w „Odrodzeniu”77. Równie mętny (po drugiej stronie „barykady”) artykulik Malewskiej78 o tych środkach ubogich czy bogatych w „Tygodniku”. Już i tam jakoś zaczynają się baby rozpanoszać, choć na razie można to wybaczyć, bo jedną z tych bab jest poczciwa Marynia Czapska79. Co prawda myślałam, że w tych wspomnieniach o Anielci80 więcej napiszą o niej samej rzeczy charakterystycznych, nie oczywiście tych w rodzaju, „dlaczego ten Prus inaczej tego nie napisał”81, ale więcej o jej domu, o stosunku do ludzi itp. Dzisiaj zrobiłam paczkę tych dywaników i wraz z listem do Maryni i artykułem poślę wszystko przez Krawczyka82 do Otrębus. Stachowie byli rano w Warszawie, kupili Tereni śliczny szalik. Spotkali Romana83, który mówił im, że jest w Radio do nas list od Stasia Bal.84 Może go w niedzielę przywiezie.

Całuję Cię mocno, malupki [nieodczyt.] Roman [Kołoniecki] niech do mnie napisze. Czy czytałeś, że „Kisiel”85 cytuje twoje powiedzenie o wieży na czerwono pomalowanej?

Zapomniałam ci powiedzieć, że msza dla Tereski i [o] szczęśliwą moją operację będzie w niedzielę o 9-ej. Pójdź tam, gdzie będziesz, niech żonka nie umiera.

[bez podpisu]

[Kartka pocztowa, adresowana: Do Pana Jarosława Iwaszkiewicza, /mieszkanie WP. Cz. Kubalika, / Kossaka 9, red. „Życia Literackiego” / Poznań]

19. [JAROSŁAW IWASZKIEWICZ DO ŻONY]

Konin, 12 X 45

Moja najdroższa!

Przyjechałem szczęśliwie do Konina w cudowną porę, wieczór spędziłem na Kossaka z Gojawiczyńską i Nadzinami86. Nadzin napompowany Londynem; przywiózł mi dużo listów, które oddał Romanowi [Jasińskiemu] i Gusi87 jeszcze w sobotę, a ja do środy ich nie otrzymałem!

Parę słów piszę w tej sprawie, że nie wiem, jak będzie z moim przyjazdem. W Ministerstwie wyłoniły się różne sprawy do Krakowa – jeśli będę 21-ego w Opolu, to nie zdążę przyjechać na 24-ty – jeżeli z Opola nici, to po 1 i ½ dniowym pobycie w Krakowie zdążę na 24-go stricte - tak, że w każdym razie operację odłóż do dwudziestego piątego, szóstego. Teraz jak już wyjechałem, to się bardzo niepokoję o Ciebie – i to tak zawsze w kółko, chce się być nie tam, gdzie się jest – i tam gdzie się jest – jest niedobrze.

Popołudnie w środę spędziłem u Modzelewskich88, spóźniłem się przez Szyfmana89 o ¾ godziny, a tymczasem okazało się, że oni czekali z obiadem! Bardzo mi było nieprzyjemnie. Ona chce koniecznie listów Chopina, ma być u ciebie, taki porysowany (ale ważny) egzemplarz leży u mnie na biurku. Mikuś90 ma podły atrament – patrz, co się tutaj dzieje.

W niedzielę jadę do Poznania (Gajowa 4 u Sojeckich), ew[entualnie] 19 będę już zapewne w Katowicach – szkoda, że Wila [Horzycy] już tam nie będzie.

Do widzenia, moja malutka, ściskam Cię serdecznie.

Twój Jarosław

[¼ arkusza liniowanego papieru podaniowego; list pisany w poprzek linii]

20. [JAROSŁAW IWASZKIEWICZ DO ŻONY]

19 X 45

Moje kochanie drogie!

Otrzymałem twoją kartkę w Poznaniu i bardzo się z niej ucieszyłem. Wczoraj niespodziewanie urządzili mi czwartek literacki w Poznaniu, impreza bardzo się udała – tłumy odchodziły od kasy. Zabawna ta moja nagła popularność Poznaniu! Trochę przy tym zarobiłem, ale to marne są grosze. Za parę godzin jadę do Katowic – jutro mój wieczór (czuję się trochę Adeliną Patti91 albo co najmniej Turską-Bandrowską92), z Romanem razem jedziemy, bo tam jest jednocześnie jakiś zjazd literacki i wycieczka po Śląsku Opolskim. Bardzo jestem jej ciekaw, potem dopiero wpadnę na dzień do Krakowa i przyjadę w te pędy na Stawisko. Umówiłem już Janka Szulca93 na sekretarza, przyjedzie 1 listopada na Stawisko. Cudna pogoda tutaj i podróż w gruncie rzeczy bardzo przyjemna.

Ściskam Ciebie, dzieci i wnuki.

Jarosław

[Kartka pocztowa z nadrukiem „Zdroje” Sztuki – Literatury – Nauki. Czasopismo artystyczno-naukowe / Wydawnictwo Poznańskiego Urzędu Wojewódzkiego / Wydziału Kultury i Sztuki / Redakcja: Poznań, Kossaka 9]

Rok 1946

21. [JAROSŁAW IWASZKIEWICZ DO ŻONY]

Stawisko, 22 lipca 1946

Moja najdroższa!

Oto już jestem na stawiskowskich śmieciach, wczoraj o 8-ej wyjechałem z Moskwy94, a na Stawisku byłem jeszcze przed obiadem. Oczywiście biorąc pod uwagę różnicę w zegarkach, drogę miałem wspaniałą i bardzo się cieszyłem, że wracam do kraju i do domu. Tęskniłem do domu, a wydał mi się piekłem – dzieci wrzeszczą cały dzień bez przerwy, radio to samo, babcia chora, Śliwińska wie wszystko lepiej ode mnie, jak jest w Moskwie, w kuchni kłótnie, obiady i kolacje, kiedy sam Pan Bóg chce, u Łempickich95 goście, Stach upił się u Czesława [Piwowarczyka] na imieninach i spał zapijaczony cały dzień, dom zarośnięty chwastami, brudno i nieporządnie, nie zastałem ani jednej koszuli czystej, słowem rozpacz. I znowu kwestia pieniędzy itd., itd.! O Moskwie opowiem ci wszystko od początku i po porządku, jak wrócisz na Stawisko, myślę, że za tydzień wrócisz. W tej chwili trudno by mi było nawet skupić się, ponieważ wszystkie dźwięki: radio, Anusi96 i Maciusia osiągnęły w tej chwili największe napięcie – a to niemało znaczy. Cieszę się zresztą z otwarcia mostu97, które radio właśnie fetuje, to wielka radość. Największym wrażeniem w Moskwie było przeczytanie Sartre’a98. Za mało mi mówiłaś, że to takie genialne. Najprzyjemniejsze jest wyjście z impasu dla powieści, jakie stworzyli Proust i Joyce. Byłem zupełnie zachwycony, uciekałem od moskiewskich wspaniałości do hotelu i czytałem, ile tylko wlezie99. Za mało także mówiłaś o Borisie – to znakomite. Listy Borisa do Loli100 zupełnie Grzeli [Grzegorz Zakrzewski]101 do mnie, zastałem właśnie jeden taki. Zjechaliśmy się wczoraj z dziewczynkami, które wróciły znad morza bardzo rozbawione, przykro mi tylko, że Teresa tak krótko była nad morzem, które jej na pewno dobrze zrobiło, bo schudła i ślicznie wygląda, jest w dobrym humorze i rozmowna jak nigdy. Andrzejowie chcą ją zabrać do Olsztyna102, niechby tam pojechała, zobaczyła kawałek świata jeszcze. Obie zachwycone wybrzeżem, jego pięknością i porządkiem. Czytałem Twój list do Cioci, ale bardzo chaotyczny i nieokreślony i nie bardzo się z niego mogłem połapać, gdzie jesteś, z kim i co robisz. Myślę, że mi to opowiesz powoli, jak wrócisz. Poza tym jeszcze się w niczym nie zorientowałem, w Warszawie jeszcze nie byłem. Oczywiście po moich wrażeniach moskiewskich wydaje mi się, że nie byłem w domu ze trzy miesiące, a tutaj te dwa tygodnie są niczym.

Prawda, siano i żyto zebrano, ale poza tym zmiany prawie żadne. Anulka bardzo urosła i wyładniała, spostrzeżesz w niej nadzwyczajne zmiany, poza tym są dwa bardzo miłe pieski w domu, z czego się bardzo ucieszyłem. Kacperek103 był bardzo czuły dla mnie – a podobno bardzo tęsknił i szukał ciebie po twoim wyjeździe.

Zastałem w domu angielski program z Lata w Nohant na razie z Bristolu, premiera w Londynie odbyła się dziewiątego, nie drugiego, Wieniewska104 w liście pisze, że widziała przedstawienie w Bristolu i wydało jej się bardzo dobre. W Moskwie na razie pójdzie Maskarada105 rzeczywiście, Latu stoi, zdaje się, na przeszkodzie stosunek do George Sand, która jest uważana w Rosji za republikańską świętą, tak, że nawet nie wiadomo, czy w ogóle pójdzie106. W Maskaradzie muszę jeszcze przerobić trzeci i czwarty akt – od października oni chcą rozpocząć próby. Jednym słowem staję się sławą międzynarodową, wolałbym za to mieć trochę więcej forsy. Ewa B.-T. [Bandrowska-Turska] dostawała po 10 000 rubli za koncert, a miała ich 40! Czemu ja nie mam takiego ptaszka w gardziołku zamiast dziury w kieszeni?

Moja najmilsza, całuję Cię po tysiąc razy, bardzo serdecznie. Dziewczynki miały bardzo złą drogę koleją powrotną, postaraj się jakoś zapewnić sobie coś lepszego. Ciocia pieniądze wysłała, nie wiem, czy je już dostałaś?

Do widzenia tymczasem.

Twój Jarosław

22. [ANNA IWASZKIEWICZOWA DO MĘŻA]

Hallerowo107, 27/VII 1946

Najmilszy, kochany!

Możesz sobie wyobrazić, jak ucieszyła mnie wasza wczorajsza depesza. Przede wszystkim wiadomość, żeś już szczęśliwie wrócił, a po drugie, że jednak było mi „smutneczko” tak samotnie spędzać dzień imienin. Wczoraj rano jeszcze w Sopot byłam na mszy w kapliczce tuż koło nas, żeby jakoś wyróżnić ten dzień i pomodlić się za Nucię [Annę Iwaszkiewiczównę], a z żyjących specjalnie za Aneczkę w dzień jej pierwszych imienin; potem wyjechałam w południe, tu oczywiście depeszy mojej nie dostali, tylko poczciwa Aniela z Janką108 przyjechały z Pucka z kwiatami i w dodatku taszczyły mi rzeczy aż do „Solmaris”, choć ja posłałam po kogoś i prosiłam, żeby tego nie robiły. Śmiejesz się ze mnie, że mam zawsze za dużo rzeczy. Otóż teraz są takie warunki, że trzeba by jeszcze więcej brać. Tu zasadniczo pościeli nie dają, dobrze, że mam swoją kołdrę. Nie masz pojęcia, jak żałuję, że nie możesz tu być ze mną choć na dwa dni; wiesz, że Hallerowo – toutes proportions gardées109 - przypomina Bélisaire110. Taki szalenie rozległy widok. Pogoda od paru dni przepiękna, niebo bez chmurki i południowo-wschodni wiatr. Dziewczynkom pewnie żal morza, a jak ja przepadam za morzem, przekonałam się teraz bardziej niż kiedykolwiek, bo choć tak bardzo stęskniłam się za tobą i zawsze tęsknię za domem, to już z okropnym żalem myślę, że tylko parę dni nad morzem mi zostało.

Prawdopodobnie przyjadą tu na ostatnie dni miesiąca Jastrunowie111, bo oni jakoś smętnie pętają się po Sopotach i z tego, co mówią, widzę, że wolą cichszą miejscowość. Pewno też Papuga112 przyjedzie. Pani Korganowa dała mi różne polecenia dla ciebie i rzeczywiście ważne rzeczy muszę ci zreferować w związku z domem związkowym w Sopot. Właściwie to tam marzą, żebyś na parę dni przyjechał, ale skoro nie zjawiłeś się wczoraj, to chyba już się nie wybierasz, tym bardziej, że na razie chyba masz dość podróży. Nie wiem, którego dnia wróciłeś. Ciocia 18-go pisała, „spodziewamy się Jarosława jutro po południu”, ale chyba tak nie przyjechałeś. Jak jestem ciekawa wszystkiego, co masz do opowiedzenia, możesz sobie wyobrazić. W gazetach było o twoim odczycie i o bankiecie i że pertraktujesz w sprawie Maskarady, ale o Lecie nic, więc myślę, że to omyłka. Już chyba nie będę pisała, bo 1/VIII wyjadę na pewno.

Całuję cię mocno, Malupku mój, ucałuj dziewczynki i Maciusia, za którym strasznie tęsknię.

Żonka

Pieniędzy od Marysi jeszcze nie dostałam, bez nich wyjechać nie mogę.

23. [ANNA IWASZKIEWICZOWA DO MĘŻA]

Stawisko, 8/VIII 1946

Najmilszeczku mój!

Ciągle myślę, jak ci tam jest w „Zakopanku”; czy masz pogodę, bo u nas prześliczna – klasyczna sierpniowa pogoda z mgiełką wieczorem i z rana. Martwiłam się o twoją podróż; pewnie bardzo się zmęczyłeś tą piekielnie długą drogą. To rozpacz, że na tej linii jeszcze tak fatalnie się jeździ. Trochę się też martwiłam, czy znów od razu tam na żołądek się nie rozchorujesz. Śliwki wybrałam ci najdojrzalsze i choć to nie najzdrowszy owoc, wolałam ci je dać, bo znając ciebie, wiem, że kupiłbyś sobie w drodze może gorsze, a w każdym razie nieumyte.

Napisz mi koniecznie, jak jest w Zakopanem, kto mieszka w „Hrabinie” i jaki masz pokój. Wyobrażam sobie świetnie góry, jakie muszą być prześliczne, jeśli masz tam pogodę. Ja wciąż jeszcze swój pobyt na wybrzeżu wspominam i stanowczo wolę morze od gór, ale zawsze jednak z pewnym rozczuleniem myślę o Tatrach. Ileż wspomnień wiąże się z tym Zakopanem! Karol113 przede wszystkim. Może spotkasz Elę114, zdaje się, że ona teraz stale w Zakopanem siedzi.

Ja tu trochę doprowadzam dom do porządku, a poza tym murem siedzę przy przepisywaniu Whiteheada115. Tadzio [Łempicki] na szczęście pożyczył mi swoją maszynę, bo okazuje się, że nasza taśma już w ogóle nie pisze, a i maszyna do luftu; ale okazuje się, że jest tragedia z taśmami, nic o tym nie wiedziałam. Bardzo mi nieprzyjemnie wobec tego, że Tadziowi taśmę wypisuję, ale dla mnie przepisanie tego rozdziału jest kwestią palącą, bo muszę oddać najpóźniej przed 15-ym, a inaczej 4 000 przepadną, i dopiero trzeba by czekać październikowego numeru. Jeśli więc dostanę taśmę, dam ją Tadziowi i za to będę mogła pisać sobie potem na jego maszynie, co wydaje mi się rozkoszą po naszym gruchocie. Bardzo pragnęłabym nowej, dobrej maszyny, radia i aparatu fotograficznego. Wczoraj właśnie nie mogłam się uspokoić, że takowego nie posiadamy, bo była taka rozkoszna scenka: Terenia siedziała z Maciusiem na trawniku i wzięła Ankę w poduszce; leżała na trawie tak rozkopana, a Maciuś powtarzał „kocham Dzidzię” i ciągle ją całował to w główkę, to w rączkę. Możesz sobie wyobrazić, jakie to było szalenie milutkie. Wczoraj Ciocia miała list od Męcińskich, że ostatecznie Inio116 zabierze małego w końcu miesiąca już na stałe; bardzo mi ich biedaków żal. Co oni w ogóle będą robili, jak odpadnie im to całodzienne zajęcie dzieckiem, to sobie nie wyobrażam. Na razie Hesia ma z Wojtusiem jechać, żeby wszystko Iniowej pokazywać, co i jak z dzieckiem się robi, i żeby on się tam łatwiej przy babce do nowego miejsca przyzwyczaił. Wiesz, że to się fatalnie złożyło, że akurat obaj ze Stachem razem wyjechaliście i same baby w domu, ale inaczej nie można było. Chciałabym, żeby Teresa jak najprędzej do tego Olsztyna pojechała pod skrzydła Andrzejów, bo tu z tą soldateską117 rady sobie dać nie można. Co prawda ona tam dłużej jak jakie trzy dni nie posiedzi, bo i cóż by robiła? Nie mówiłeś, czy ci odsyłać pocztę. Co prawda nie możesz teraz spodziewać się tych najbardziej oczekiwanych listów, będąc z ich autorem. Ale może być coś ważnego. Wczoraj były dwa listy, ale oba do Związku.

Malupki, całuję mocno.

Twoja Żonka

24. [ANNA IWASZKIEWICZOWA DO MĘŻA]

9/VIII 46

Był dziś Ulatowski118 i chciał koniecznie świadectwa hipotecznego z nieruchomości na Piotra Skargi 46119, doręczonego ci w czerwcu przez adwokata. Na biurku nigdzie nie znaleźliśmy i w ogóle na biurku oprócz teczek prawie żadnych papierów nie ma; jest sprzątnięte i zakryte, żeby się nie kurzyło. Teczkę dotyczącą Spółki [Myśliwskiej] przejrzeliśmy. W tej samej materii przyszła też dzisiaj rano kartka od Tomickiego120. Napisz zaraz, gdzie to może być, bo podobno bardzo pilne. Z tamtej sprawy tyczącej Ulatosia jeszcze nic konkretnego. Wczoraj list do ciebie pisałam i czekam na wiadomości.

Mocno całuję.

Hania

[Widokówka c-b, przedstawiająca kościół farny w Ustce

Adres: Pan J. Iwaszkiewicz, Dom Literatów, Willa „Hrabina”, Droga do Białego, Zakopane]

25. [JAROSŁAW IWASZKIEWICZ DO ŻONY]

Zakopane, dnia 9 sierpnia 46

Moja najdroższa!

Piszę do ciebie na maszynie, bo chcę się trochę wprawić i zobaczyć, jak ona pisze, zdaje się, że nieźle. Wczoraj wysłałem list do Teresy121 i wybrałem się w góry, ale niestety musiałem wrócić już wieczorem, nie nocując na Hali, gdyż dostałem strasznego ataku wątrobianego czy żółciowego z okropnymi boleściami, tak, że z trudnością wróciłem do pensjonatu. Ale dzisiaj wstałem bardzo dobrze usposobiony – trochę tylko to mnie popsuł widok Miecia i Helenki122, którzy tutaj przyjechali na dłuższy pobyt – ale poza tym czuję się bardzo dobrze dzisiaj i już znowu mógłbym pójść w góry… Wczoraj pojechałem na Kasprowy, stamtąd poszedłem na Świnicę, nie byłem tam od roku 1919! Ostatnich kilkadziesiąt metrów jest nawet dosyć męczących, zwłaszcza przy schodzeniu, a potem zszedłem na przełęcz pod Świnicą i ulubioną moją drogą koło Zadniego Stawku z trzynastu, tak jak szedłem w 1939 roku z dziewczynkami i przez Karb na Czarny Staw, który zawsze robi takie dziwne wrażenie czegoś bardzo poetyckiego, pomimo fotografów, ex-górali sprzedających mleko i poziomki i tłumów turystów z dziećmi i psami. Potem normalnie wróciłem do pensjonatu – i kazałem sobie dać butelkę z gorącą wodą. Myślę, że uważane to jest tutaj za coś szykownego i wzbudziło powszechny szacunek, niby tak wypada na prezesa związku123. Pensjonat dosyć zabawny, przypuszczam, że taki sam, jak nad morzem i tak samo koło mnie skaczą, jak przed tobą nad morzem. Jedzenie doskonałe, obfite i 200 złotych dziennie kosztuje, to znaczy, że jest tu lepiej zorganizowane, niż przez Korganową z jej znienawidzonkiem124.

Na razie nie mam nic więcej do doniesienia, nic nie robię, jeszcze nawet niewiele czytam, zabrałem się do pierwszego tomu Emancypantek, który zawsze pozostaje genialną całością. Po co on biedaczek – jak mówiła Anielcia [Zagórska] – jeszcze do tego dopisał trzy tomy, to nie wiadomo. Historia pani Latter wystarczy: namyślam się, czyby tego nie przerobić na scenę125.

Pogoda wczoraj była prześliczna, dzisiaj moralnie obojętna, od czasu do czasu coś troszeczkę pokapie, ale poza tym piękne białe światło, matowe. Wczoraj było prześlicznie na Kasprowym (nie Kasperkowym), Krywań, jak zwykle, dymił jak Etna… Świat jest cudowny, ludzie okropni, ale ich bardzo kocham, Ciebie najwięcej…

Całuję ciebie po tysiąc razy, napisz parę słów.

Twój Jarosław

[Maszynopis, z odręcznymi poprawkami i podpisem]

26. [ANNA IWASZKIEWICZOWA DO MĘŻA]

Stawisko, 12/VIII 1946

Bardzo się ucieszyłam otrzymanym dziś twoim listem, bo już się trochę martwiłam, że tak długo nic nie ma. Zaraz odpisuję. Mam nadzieję, że zaraz odpiszesz na kartkę, którą wysłałam w piątek w sprawie papierów potrzebnych dla adwokata. To bardzo pilne.

Otóż okazuje się, że moje obawy nie były bez powodu – Miecio zjechał do Zakopanego! Zmartwiło mnie to bardzo, jedno to jego nudziarstwo, które i tu – z odległości Milanówka cię męczyło - żyć ci nie da tam, a po drugie – jak możesz się domyślić, jestem tym zrozpaczona z powodów higienicznych. To trzeba takiego braku kultury, jaki u nas panuje pod tym względem (czego skutki są niestety aż nazbyt jaskrawe!), żeby człowiek ze zdeklarowaną gruźlicą pakował się do pensjonatu, gdzie zdrowi przyjeżdżają na wypoczynek, często przecież nawet z dziećmi! Nie irytuj się, ale naprawdę uważam, że w tym wypadku jako prezes jesteś, jak sam powiedziałeś zeszłego roku, „po wyborze ich ojcem”, a zatem opiekunem, więc możesz coś tu przeciwdziałać. Miecio powinien był w ogóle pojechać na parę miesięcy do sanatorium podleczyć się i znów miałby się lepiej. Ale na razie możesz – naprawdę – powiedzieć o tym w zarządzie i kazać oddzielić jego naczynia. To jest niewielka rzecz, a najważniejsza - każdy doktor to potwierdzi. Co do ciebie osobiście, to mam nadzieję, że będziesz przeważnie siedział w górach, ale chodzi o wszystkich – i o zasadę po prostu! Co by w Szwajcarii na taką rzecz powiedzieli.

W domu wszystko jakoś nieźle. Pawłowa126 z urlopu wróciła pełna wigoru. Robi się weki z fasolki i soki z czarnych jagód. Pogoda była cały ten tydzień śliczna; wczoraj, tzn. w niedzielę, był szalony upał, który skończył się w nocy wielką burzą, tak, że teraz wciąż jeszcze pochmurno i wietrzno, ale zdaje się, że się rozjaśni. Deszcz właściwie b. potrzebny, a znowu na pomidory dobrze byłoby, żeby te upały potrwały. Nie masz pojęcia, jaka była wczoraj przygoda z Maciusiem. Marysia z Terenią siedziały z nim przed gankiem. Potem poszły do kościoła i takie gapy, że nic nikomu nie powiedziały, myślały, że zaraz Luta127 po niego przyjdzie. Tymczasem wyobraź sobie, że on po chwili się znudził i potupał za nimi ścieżką „na majątki”, wyszedł furtką i poszedł dalej, tak, że kiedy Luta z Natą128 przerażone i zapłakane go znalazły, był już niedaleko strumyka! Pomyśl sobie, co to z nim będzie na przyszły rok, jeżeli teraz mając 1 ½ roku jest już tak przedsiębiorczy! Strach pomyśleć, co mogło się stać, np. mógł go pies jakiś ugryźć, mógł się gdzieś pokaleczyć o krzaki, może gdzieś się zawieruszyć na dłużej! Ja na szczęście przeżyłam ten strach retrospektywnie, bo byłam w łazience i dopiero o całej historii dowiedziałam [się], jak już Maciuś był w domu. Po południu byłam zaproszona do Łempickich na podwieczorek i miał być bridge: Tadzio, Strasburger129, Papcio Krz.130 i Irenka [Krzywoszewska], ale było tak gorąco, że bridge’a im się odechciało, a tylko się gadało i jadło świetne rzeczy, a Str. był w Warszawie i bardzo zabawne rzeczy opowiadał. Opowiadał też i niesłychanie żałosne o polskich koloniach koło Kilimandżaro, które zwiedzał. Co to za obłęd tych ludzi tam trzymać! Słusznie mówił Stras., że te baby, które tam siedzą za drutami, przydałyby się w kraju, chociażby jako praczki! Mówi, że najbardziej było mu żal dzieci i o szkołach najwięcej opowiadał. Pod wieczór – było już troszeczkę chłodniej, bo zerwał się wiatr, skorzystałam z tego i poszłam do Zosi131, bo wypadało naprawdę, żebym ją odwiedziła. Znalazłam u niej ogromną poprawę, zaczyna powracać do wyglądu normalnego, choć oczywiście bardzo postarzała, ale ze wszystkiego, co mówiła, widzę, że mimo dziwactw jest jeszcze b. inteligentna, czego dowodem jest wszystko, co mówiła o córkach i wnuczce. Powiedziała np., że Mańcia jest naprawdę dobra, że jest pod tym względem niedoceniona, ja to gorąco potwierdziłam, bo rzeczywiście, jak była u nas, pamiętam, o ile była milsza dla Cioci niż Irenka. Irenka jest serdeczna, ale nie umie o nikim pomyśleć. Wieczorem zjawił się Szczypior132, szalenie się do niego ucieszyłam i rzeczywiście przyznaję, że niesłychanie wyprzystojniał; w każdym razie uważam, że nie nadaje się zupełnie do wzorca „mniejszy od Łapki133, brzydszy od Szczypiora i głupszy od Małgosi” – tak, że sądzę, że jego pozycję w tym powiedzonku trzeba zmienić na Inia [Maleckiego].

Dziś rano przyszedł stolarz, który ostatecznie wymierzył, ile desek trzeba by na pokrycie balkonu. Przy tym mówi, że trzeba dać też jedną warstwę papy, bo ta też przecieka, i oblicza, że sam materiał będzie kosztował 8 000. Jestem zirytowana na Stacha, że zawrócił głowę i deski stare się zerwało, bo choć były zbutwiałe, jeszcze można było z tym poczekać, a tak, o ile Ulatosio nic z tym placem nie zrobi, to taki „Pociejów”134 na balkonie do przyszłego roku trzeba będzie zostawić.

Inną za to rzeczą bardzo się ucieszyłam, mianowicie prześlicznie zreperował stolarz okrągły, orzechowy stolik i to krzesło, które połamałeś (pytał się, co to z tym krzesłem mogło się zrobić, że aż tak połamane? Powiedziałam, że przy sprzątaniu zwaliło się po schodach!). Po troszeczku meble doprowadzi się do jakiego takiego porządku, a stolik teraz, jeśli Rysia zabierze swoje rzeczy, postawi się u nas w sypialnym.

Malupku, czyś ty zabrał ten numer „Esprit” z Mounierem135? Tak chciałam to przeczytać, a nie ma. Do niedzieli „jak dziki osioł” siedziałam wciąż przy maszynie, żeby skończyć przepisywać Whiteheada i posłać przed 15-tym do „Problemów”136, jak prosił Roman [Kołoniecki], tymczasem odpowiedź od Tatarkiewicza137 nie nadeszła i tych kilku zdań, na które zostawiłam miejsce, dopisać nie mogę; wobec tego cały pośpiech niepotrzebny; będę musiała oddać do październikowego, a nie do wrześniowego numeru138. À propos serce moje zadrżało, kiedy przeczytałam w „Kuźnicy”, że ostatnie tomy À la recherche139spaliły się i wobec tego przekład ich po Boy’u, że tak powiem, wakuje. Ponieważ jeszcze za życia Boya była o tym mowa, że on może wszystkiego nie przełoży i nie wiem już, czy ona (Boyowa) sama mówiła mi, że częściowo mogłabym to robić, myślę, że teraz mogłabym z kimś o tym pomówić. Co o tym myślisz? Oczywiście wtedy odłożyłabym inne rzeczy i uważała to za „dzieło swojego życia”. Pomyśl, Le temps retrouvé!!! Ale wiesz, jestem jednak szalenie daleka od atmosfery Prousta teraz, choć oczywiście zawsze wróciłabym i znowu zatopiłabym się w tym kręgu zaczarowanym.

Malupki, nic nie piszesz, czy już przyjechał Grzelinka? Ale à propos, Józio140 wyjechał prawie jednocześnie z tobą i nie wiem ostatecznie nic o jego projektach. Ale, Malupki, proszę cię serdecznie, żebyś, o ile nie uczyniłeś tego przed wyjazdem jego bezpośrednio, przez Grzelę powiedział mu, że nie będzie mógł mieszkać na Stawisku. Nie irytuj się, błagam cię, ale weź pod uwagę, że wciąż, od lat mówi się o tym, żeby nareszcie dom zmniejszyć, więc nie można, i to bez potrzeby (bo nie jest to ktoś w ciężkich warunkach) brać na stałe kogoś. Chodzi mi, jak się domyślasz, nie tylko o sprawy gospodarskie (opału, usługi – np. śniadania wczesnego), ale i tego, żeby nie gadali, że już w domu sobie chłopca trzymasz; i po co zresztą chłopca niewinnego na taką opinię narażać? Nie posądzam Cię o to, żebyś w sprawie takiej, jak nowy mieszkaniec domu, chciał mnie zaskoczyć „faktem dokonanym”, ale pewno myślałeś, żeś mi coś mówił, a nie mówiłeś. Na dowód, jak liczę się z tym, czemu byłbyś przeciwny, powiem ci, że Babetka wiosną pytała, czy nie mogłaby wynająć od nas pokoju na górze, i choć wiesz, w jak okropnych jest warunkach mieszkaniowych, choć znamy się od dziecka, a Marek jest moim chrześniakiem, odmówiłam jej od razu i nawet ci nic o tym nie wspomniałam, bo wiem, żeś sobie tego nie życzył. Sądzę więc, że mogę mniej więcej tego samego spodziewać się po tobie, choć to i tak różnica, bo tu nie ma powodu. Nie irytuj się i popatrz na to „beznamiętnie”, a zawsze możesz powiedzieć, że dla kogoś z rodziny pokój potrzebny. Że to sekretem musi być, to trudno.

Bardzo, bardzo mocno całuję, bądź zdrów i wypocznij dobrze.

Twoja Żonka

Marysia coś przebąkuje, że pojedzie na dwa dni do Stacha, on mieszka po prostu w Sopot w domu literatów. Teresa Cię całuje, dziękuje za list, odpisze, jak wróci z Olsztyna.

[List pisany odręcznie, atramentem, na 3 arkuszach, z zapisanymi marginesami]

27. [ANNA IWASZKIEWICZOWA DO MĘŻA]

Stawisko, 17/VIII 1946

Najmilszy, kochany!

Ostatnie dnie obfitowały we wrażenia, niespodziewane wizyty itd.; w niedzielę (a raczej 15-ego) do kartki, której jeszcze nie wysłałam, dopisałam, że był Ryszkiewicz z pieniędzmi, a tymczasem pod wieczór znów przyjechała jakaś pani z 20 tys. od Rynicy141. Największą radość w domu z tego powodu okazała Terenia; obawiam się wobec tego, że ma jakieś większe dezyderaty toaletowe. Ale stanowczo dosyć jak na ten rok. Za to nie będę już zwlekała i w przyszłym tygodniu odnowi się kuchnię, która jest rzeczywiście w stanie okropnym i od lat jej się to odnowienie należało. Sądzę, że więcej jak 3 000 nie będzie to kosztowało. Poza tym kupiło się już ½ m mąki, która już zaczęła drożeć, a w ogóle podobno takiej ładnej ma nie być zupełnie.

Więc zaczynam od smutnej bardzo wiadomości – wczoraj lotniczą pocztą dostałam list od Poli [Gojawiczyńskiej] pisany bez daty, wilią operacji. Naprawdę, niezwykle wprost wzruszający list. Pisze zresztą krótko, tylko wielkie czułości dla nas obojga, dla całego domu i Cioci, dodaje, że był u niej ksiądz Polak i odwiedza ją polska lekarka, znajoma z Pawiaka! Byłam do głębi wzruszona tym listem i ciągle myślę, żeby to nie był ostatni! – Dziś przyszedł list od Caselci142, który pozwoliłam sobie otworzyć; pisze dużo o Panufniku143, który bardzo się jej podobał jako dyrygent – mniej jako kompozytor. Jedzie teraz babka dans le midi144nad morze, prosi, żeby pisać jednak do Paryża, skąd jej prześlą listy, bo jest niepewna adresu. Z przyjemnością jednak ją zobaczę, o ile uda się ten wyjazd do Paryża na listopad, o którym ciągle myślę i marzę. Szkoda tylko, że na tak paskudny i ciemny miesiąc; ale oczywiście to głupstwo, oby tylko dało się zrobić. À propos listów i Paryża: znów miałam list od Pawła [Hertza], który już w tych dniach jedzie145 i zapowiada ewentualny przyjazd na Stawisko dziś lub jutro, jeśli mu się uda prędko załatwić sprawy paszportowo-dewizowe.

Miałam też niedawno miłą kartkę od Jastrunów, którzy wybierają się do Szwajcarii! To się dopiero ludziska rozjeździli!

Dzień imienin Marysi, zwykle tak gwarny, przeszedł cicho, ale przyjemnie. Byłam w kościele na 9-tą, a potem do 12-ej siedziałam przy stoliku, bo była kwesta na Uniwersytet Lubelski146. Przez godzinę dotrzymywał mi towarzystwa Strasburger, który przyszedł na 10-tą, a mszy nie było, dopiero na 11-tą. Mówił mi jeszcze bardzo trafne i mądre rzeczy o tej naszej nieszczęsnej emigracji. Babetka i Marek przyjechali ze ślicznymi goździkami dla Marysi, ale z gości do niej pojawił się tylko Jurek Ł.147 i Przelaskowski. Jestem oburzona na Piwowarczyków, którzy przecież nic nie wiedzieli, że ona do Stacha pojedzie, i pewna byłam, że przyjadą. Natomiast, kiedy po obiedzie siedziałyśmy w zwykłej przenudnej konfiguracji (Maman, Babetka), zjawił się… Ordyński148! Nie wiedziałam w ogóle, że on już przyjechał z Ameryki, więc w pierwszej chwili aż mnie zatkało ze zdziwienia. Myślałam, że będzie bardzo zły, że Ciebie nie ma, ale opowiadał tak ciekawie, jak zawsze o tych samych ludziach tam, ale rzeczy jednak dla nas nowe, że było to naprawdę bardzo przyjemne. Później Łempiccy zeszli i zabrali go na górę. Wyobraź sobie, że był świadkiem takiej scenki, że przyszedł do Rodzińskiego149 Kassern150 i on chciał go zaprosić do nich, do domu, żeby pogadać nie tylko o sprawach muzycznych, ale i o swoich rodzinnych, bo Kassern wiedział coś o jego matce, która była we Lwowie i Halina151 tak kręciła, żeby go nie przyjąć!!! Podobno on po prostu potem ją zwymyślał, no ale miał oczywiście rację. Mówił także o Arturze152, że nie wybiera się do Polski nawet z koncertami, bo mu Nela153