14,90 zł
Detektyw Asbjørn Krag zajmuje się sprawą pozornie nieinteresującej kradzieży. Sytuacja jednak nieco się zmienia po zgłoszeniu kolejnej kradzieży, która miała miejsce dokładnie w tym samym pokoju hotelowym. Detektyw udaje się na miejsce, aby zbadać okoliczności zbrodni. Jeszcze tej samej nocy, w pokoju znajduje ciało lokatora. Czy uda się odnaleźć sprawcę? Jakie znaczenie ma pokój numer 8?
Sven Elvestad – norweski dziennikarz i klasyk skandynawskiej powieści detektywistycznej. Najbardziej znany z serii kryminałów o detektywie Asbjørnie Kragu oraz powieści opublikowanych pod pseudonimem Stein Riverton, przetłumaczonych na kilka języków, w tym niemiecki i angielski. Wczesne powieści Elvestada posiadają misterną konstrukcję fabuły i narracji. Niektóre z nich wykorzystywały sztuczki narracyjne przypisywane później Agacie Christie. Późniejsze książki autora bliższe są konwencji thrillera psychologicznego z nawiązaniami do teorii Freuda, która go fascynowała. Od 1972 w Norwegii przyznawana jest nagroda dla najlepszego pisarza literatury kryminalnej – Rivertonprisen.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 67
– Kochany Kragu – odpowiedział szef wydziału detektywów na pytanie Asbjørna Kraga – uważam za zupełnie nierozsądne, że pan, najdzielniejszy z naszego wydziału, marnuje swój czas dla takiej nędznej sprawy.
– Sprawa cała wydaje mi się prawdziwie interesująca – odparł detektyw.
– Nie mogę się z tym zgodzić. To zwykła kradzież hotelowa.
– Najzwyklejsze kradzieże mogą być ciekawe.
– Słusznie, ale w tym wypadku nie mogę się doszukać usprawiedliwienia dla pańskiego przypuszczenia.
Zaczął przeglądać szybko akta leżące przed nim na stole.
– Tu powiadomienie z 13 października z Hotelu Europa. Czytamy w nim, że poprzedniej nocy z pokoju numer osiem ukradziono walizę. Waliza wraz z zawartością przedstawiała wartość około dwudziestu pięciu koron. Czy to jest okoliczność budząca zainteresowanie u takiego jak pan człowieka?
Poklepał swego urzędnika dobrotliwie po ramieniu.
– Tak, sprawa brylantów żony generalnego konsula Berga to byłoby coś dla pana.
– Ale tą sprawą zajął się już jeden z moich kolegów, a pan wie, jak niechętnie mieszam się do spraw innych. Prócz tego przy tej kradzieży hotelowej zauważyłem szczegół budzący moje zainteresowanie.
– Myśli pan o tym dzwonieniu?
– Tak. Tego wieczoru, w którym popełniono kradzież dwa razy zadzwoniono z pokoju numer osiem, chociaż nikt z ludzi tam się nie znajdował.
– Służba hotelowa musiała się pomylić.
– To jest wykluczone. Bezpośrednio po głosie dzwonka udał się kelner oba razy do tego pokoju i za każdym razem pokój był pusty. Zbadanie tej okoliczności przenoszę ponad wszytko – oznajmił Krag stanowczo.
– Więc niech będzie, jak pan sobie życzy. Nie przypuszczam jednak, aby miało się z tego coś wyłonić.
Krag zamierzał właśnie wyjść, gdy zadzwonił telefon.
– Proszę zaczekać! – rzucił do niego szef i chwycił za słuchawkę.
Asbjørn Krag słyszał, gdy mówił:
– Tu wydział detektywów.
– Tak. Hotel Europa! Proszę!
Krag wsłuchiwał się zaciekawiony i studiował wyraz twarzy swego szefa, gdy ten słuchał i szybko stało się jasne, że tam, w hotelu, wydarzyło się coś ważnego. Głos szefa brzmiał nerwowo i pełny był zdziwienia, gdy pytał:
– W ten sam zupełnie sposób, co przedtem, powiada pan? No, to jest ciekawe! Tak, natychmiast ktoś stąd do was przyjdzie. – Odwiesił słuchawkę i rzekł do Kraga: – Jest to ciekawy zbieg zdarzeń. Popełniono nową kradzież w Hotelu Europa.
– Ach!
– Ukradziono znów walizę z pokoju numer osiem. Pozornie wśród tych samych okoliczności, co poprzednio!
– Widzi pan zatem, że moje wkroczenie w tę sprawę jest usprawiedliwione!
– W zupełności. Sprawa przedstawia się rzeczywiście ciekawiej aniżeli kradzież brylantów u generalnej konsulowej Berg – przyznał szef, uśmiechając się. – A wiec, życzę panu dużo szczęścia.
– Dziękuję – powiedział Krag i wziął papiery podane mu przez szefa. – Na pewno nie jest to łatwe zadanie, ale spodziewam się, że po upływie kilku dni rozwiążę zagadkę. Do widzenia!
Rozmowa ta odbyła się w piątek dnia 16 października o godzinie jedenastej przed południem, w biurze szefa.
Asbjørn Krag udał się teraz do swego własnego pokoju, rozłożył przed sobą papiery i zagłębił się w nich. Były to czysto policyjne urzędowe akta: krótkie pisemne powiadomienie o dokonaniu kradzieży, uwagi wachmistrza w tej sprawie i protokół spisany z gospodarzem i portierem hotelu. Akta prócz czysto rzeczowego podania faktów nie zawierały nic interesującego i Krag postanowił udać się natychmiast do hotelu, aby tam zaznajomić się z bliższymi szczegółami obu kradzieży.
Gospodarz, pan Kragerud, przyjął bardzo uprzejmie detektywa. Ujął go po przyjacielsku pod ramię i wyszeptał:
– Pst! Pst! Proszę tu o tym nic nie mówić.
Wyszli na pierwsze piętro, gdzie gospodarz miał swe prywatne biuro, elegancko urządzony pokój. Zadzwonił po kelnera i polecił przynieść wino i cygara.
– Zapewne chce się pan ode mnie dowiedzieć wszystkiego, aż do najdrobniejszych szczegółów – rzekł, podnosząc z błyszczącymi oczyma swą szklankę do Kraga i pozdrawiając nią Kraga w „nieszczęśliwym” hotelu. – Wobec tego muszę mieć coś, przy pomocy czego mógłbym zebrać myśli. Na wstępie przepraszam pana, że postępowałem tak tajemniczo, gdy witałem pana na dole. Ale wielkie ma dla mnie znaczenie, żeby nikt się o tych kradzieżach niczego nie dowiedział. Niestety nie jestem całkowicie pewny milczenia wszystkich moich ludzi. Wobec tego zagraża mi niebezpieczeństwo, że hotel mój zyska złą sławę i że goście będą go unikać.
– Ilu ludzi wie zatem o kradzieży?
– Prócz mnie, trzy osoby tu w hotelu. Portier nocny – Niemiec, nazwiskiem Schliemann – prócz tego służący pokoju numer osiem i portier dzienny Halvorsen.
– A okradzeni?
– Tych poprosiłem o milczenie, zwróciwszy im ich straty. Kosztuje mnie to wprawdzie pięćset koron. Ale cóż to znaczy, jeżeli sława mego hotelu jest zagrożona. Okradzionymi są: pewna pani, która właśnie odjechała do Trondhjem i pewien duński agent, który dotąd pokój ten zajmuje.
– Pierwsza kradzież zdarzyła się trzynastego, czyż nie tak? – Krag zapisał nazwiska w swoim notatniku i włożył go z powrotem do kieszeni.
– Tak, o godzinie pół do jedenastej w nocy. Portier nocny objął właśnie służbę i był z kelnerem w loży portierskiej, gdy z pokoju numer osiem, zadzwoniono. Kelner udał się natychmiast na górę, aby usłyszeć polecenie, spostrzega jednak ku swemu zdziwieniu, że nie ma nikogo w jasno oświetlonym pokoju. Schodzi na dół i powiadamia o tym portiera. Jeszcze raz spoglądają obaj na tablicę, aby się przekonać, czy na niej rzeczywiście numer osiem wyskoczył. Ponieważ jednak nic dalej się nie dzieje, zamyka portier klapkę z liczbą osiem i sadowią się znów obaj w loży.
…– Nagle dzwonienie odzywa się na nowo tym razem długie i silne. Portier i kelner patrzą równocześnie na tablicę. Znów wyskakuje numer osiem.
– Z pewnością musi ktoś być w pokoju, ty ośla głowo! – zawołał portier szyderczo. – Idź zaraz na górę!
…– Kelner spieszy na górę, szybko jak może, wraca jednakże po minucie.
– Ależ nie ma tam nikogo. Chodź ze mną, a sam zobaczysz! – powiada portierowi.
…– Portier mruczy pod nosem, że kelner zwariował, że stracił oczy, idzie jednak z nim na górę.
…– Otwierają drzwi do pokoju i przekonują się obaj, że pokój jest pusty. Obaj są nieco przestraszeni. Portierowi przychodzi jednak na myśl, że połączenia dzwonkowe muszą być w nieporządku i bada je dokładnie. Niczego nie znajduje, dzwonki działają bez błędu. Portier zasuwa numer osiem, kelner zostaje w pokoju i dzwoni z niego. Żadnego błędu, numer osiem wyskakuje. Aby się upewnić, dowiaduje się kelner w innych pokojach, czy ktoś nie dzwonił, nikt jednak nie dzwonił. Wobec tego można, zdaje się, ustalić, że 13 października zadzwoniono z pokoju absolutnie pustego. Brzmi to, jakby jakaś historyjka z duchami i ja zaczynam naprawdę wierzyć, że wchodzą tu w grę duchy.
– Kto zajmował ten pokój? – zapytał detektyw.
– Pewna pani z Trondhjem. W księdze przyjezdnych zapisała się, jako panna Schytte, modystka z Trondhjem. W chwili gdy zdarzyło się to tajemnicze dzwonienie, była w teatrze. Po spożyciu następnie kolacji w towarzystwie przyjaciółki i jakiegoś krewnego powróciła o kwadrans na pierwszą do hotelu. Portier nocny ją wpuścił. W dziesięć minut później zadzwoniono z jej pokoju, tym razem było to nerwowe, silne dzwonienie. Portier i kelner spieszą na górę i zastają tę panią w silnym podnieceniu.
– Okradziono mnie – zawołała – zniknęła moja walizka!
Obojgu z mojej służby udało się ją uspokoić, po czym mnie powiadomiono o wypadku. Dowiedziałem się, że ukradziono jej czarną, skórzaną walizkę, która oprócz rozmaitych rzeczy, zawierała pieniądze i nieco wartościowych przedmiotów. Ponieważ owa pani twierdziła, że kradzież naraziła ją na dotkliwą stratę, i że ona wcale nie jest zamożną, poprosiłem ją, zobowiązując się do pokrycia straty, aby nikomu o tym, co się wydarzyło, nie mówiła. Zgodziła się na to, a ja wyłożyłem natychmiast dwieście pięćdziesiąt koron na stół. Następnego dnia rano wyjechała owa pani do Trondhjem.
– Gzy może mi pan dokładnie opisać ową walizkę? – zapytał Krag.
– Tak, była to stosunkowo mało zniszczona, czarna, skórzana walizka z monogramem AS na tabliczce powyżej zamka. Oprócz kilku części ubrania zawierała ona kasetkę ze srebrnymi łyżeczkami do herbaty, które zakupiła tu w czasie swego pobytu, złoty zegarek wartości około stu koron i obrączkę wartości dwudziestu pięciu koron.
– Jej własną obrączkę?
– Nie, jego – odpowiedział gospodarz uśmiechając się. Jej ślub miał się odbyć za kilka dni w Trondhjem, a ona zakupiła tu obrączki na polecenie narzeczonego.
– Jakie litery były wygrawerowane na obrączce.
– BR. Inicjały narzeczonego.
– A zegarek złoty?
– Był to mały, złoty damski zegarek z jej inicjałami i datą 20.4.1900, datą jej bierzmowania. Na srebrnych łyżeczkach od herbaty wygrawerowaną była, pośród arabesek, litera K.
Detektyw notował wszystkie te szczegóły.
– Ale teraz przejdźmy do drugiej kradzieży – rzekł gospodarz, napełniwszy szklanki i podsuwając cygara do Kraga. – A ta jest tym bardziej zatrważająca, że jest dokładnym powtórzeniem pierwszej. Pokój numer osiem wynajęto przedwczoraj po nadejściu pociągu kontynentalnego pewnemu duńskiemu agentowi, panu Karolowi Binderupowi. Wczoraj był pan Binderup cały dzień na mieście, zajęty swymi interesami. Wieczorem spotkał kilku swych duńskich kolegów, z którymi poszedł razem do jakiegoś variétés1, a rozstał się z nimi dobrze po północy. Powrócił do hotelu około wpół do drugiej w nocy. W międzyczasie zadzwoniono znów o godzinie dziesiątej z pokoju numer osiem, chociaż kelner i portier wiedzieli, że nikogo w nim nie ma. Udają się razem na górę i przypuszczenie ich okazuje się słuszne: nie ma nikogo w pokoju! Powiadamiają mnie o tym natychmiast, a ja nakazuję jak najdokładniejsze przeszukanie pokoju. Szukamy pod łóżkiem, pod sofą, w szafie – nikogo nie znajdujemy. Nakazuję drzwi zamknąć, po czym nie dzwoni nic już z tego pokoju. Duńczyk powraca nieco podchmielony do pokoju i kładzie się zaraz do łóżka. Gdy jednak dziś o godzinie dziesiątej wstał, spostrzega, że jego walizka ręczna z przedmiotami srebrnymi zniknęła.
– Srebrne przedmioty?
– Tak, pan Binderup jest agentem handlowym pewnego jubilera, a jego walizka zawierała małą kolekcję srebrnych papierośnic, wartości co najmniej dwustu pięćdziesięciu koron. Jeśli tak dalej pójdzie, to będę zrujnowanym człowiekiem, jak łatwo pan to sobie może wyobrazić.
– Jeśli jednak biegał za interesami, to czy nie powinien mieć kolekcji ze sobą?
– Nie, twierdzi stanowczo, że pozostawił ją tutaj.
– Zaznaczył pan, że był nieco podchmielony, gdy do hotelu powrócił, mógł ją gdzieś przecież zostawić...
– Tak, przedstawiałem mu to także i miałem zamiar zrzucić z siebie wszelką odpowiedzialność, ale wówczas przywołał on portiera na świadka i ten musiał przyznać, że pan Binderup rano wyszedł bez walizki.
– Czy wiedział, że walizka jeszcze była, gdy do hotelu powrócił?
– Nie, tego nie mógł ustalić, wobec czego nie jest wykluczone, że skradziono ją, gdy był w łóżku.
– Bardzo jest nieprawdopodobne, żeby złodziej odważył się wejść do pokoju, gdy w nim się ktoś znajduje. Raczej należy przyjąć, że wykorzystał na to czas jego nieobecności.
– Słusznie. I oto poznał pan przebieg całej sprawy. Ale chcę pana prosić, by pan był łaskaw wszelkie dochodzenia prowadzić w jak największej tajemnicy.
– Naturalnie – rzekł Krag i powstał z miejsca. – Proszę mnie jeszcze zaprowadzić do pokoju numer osiem, abym mógł pokój zbadać dokładnie.
1 variétés – przedstawienie rozrywkowe złożone z piosenek, monologów, tańców i popisów akrobatycznych; tutaj teatr wystawiający takie przedstawienie.