Banda z Burej. Tajemnica Gwiazdy Morza - Magdalena Witkiewicz - ebook + audiobook

Banda z Burej. Tajemnica Gwiazdy Morza ebook i audiobook

Magdalena Witkiewicz

4,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Najnowsza odsłona Bandy z Burej – serii, którą pokochali zarówno najmłodsi czytelnicy, jak i ich rodzice!

Gdy do miasteczka zawitało lato, wszyscy spodziewają się nastania spokoju. Ale czy faktycznie tak będzie? Jurek wraz z przyjaciółmi z bandy rozpoczyna letnie półkolonie w lokalnej restauracji. Gdy stosy pysznych naleśników piętrzą się na talerzach a smakowite zapachy rozchodzą się po kuchni, rezolutna grupka dzieci zaczyna odkrywać tajemnice restauracji. Kim właściwie jest nowa właścicielka „Gwiazdy Morza", która niespodziewanie pojawiła się w miasteczku? Do tego wszystkiego Jurek i jego przyjaciele muszą przygotować latem zadanie domowe i dowiedzieć się czegoś więcej o swoich bliskich oraz o rodzinnych relacjach. Jakie tajemnice skrywają przodkowie? I czy warto rozpamiętywać przeszłość by dokopać się do swoich korzeni? Banda z Burej znów rozpocznie śledztwo na własną rękę. Bo czym byłaby przyjaźń bez odrobiny szaleństwa? Magdalena Witkiewicz kolejny raz udowadnia, że rozumie współczesne dzieci jak mało kto.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 96

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 31 min

Oceny
4,8 (310 ocen)
270
33
4
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Pathriss

Nie oderwiesz się od lektury

Książka bardzo fajna , ponieważ jest to przygoda o chłopcu który nie znał tak dobrze swojej rodziny i gdy pani na wakacje zadała drzewo genealogiczne poznał dużo tajemnic których razem ze swoją bandą szukali.
30
joanpio

Nie oderwiesz się od lektury

Uważam, że autorka to bardzo mądra osoba, która w cudowny sposób przedstawia rzeczywostość dzieci. Pożytek dla dzieci i dla dorosłych!
20
Lukasz_osik

Nie oderwiesz się od lektury

ssssssssuuuuuupppppppeeeeeeerrrrrrrrr
20
Zapachy60

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna książka, bardzo mądra
20
ewa-kacper

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka Polecam
10

Popularność




RedakcjaAnna Sakiewicz
KorektaAnna Mieczkowska
Projekt graficzny okładkiŁukasz Silski
Skład i łamanieAgnieszka Kielak
IlustracjeŁukasz Silski
© Copyright by Skarpa Warszawska, Warszawa 2021 © Copyright by Magdalena Witkiewicz, Warszawa 2021
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-66939-78-3
Wydawca Agencja Wydawniczo-Reklamowa Skarpa Warszawska Sp. z o.o. ul. Borowskiego 2 lok. 24 03-475 Warszawa tel. 22 416 15 [email protected]
Konwersja: eLitera s.c.

Moim najwierniejszym fankom,Basi i Karolinie Tuszyńskim,które na każdym kroku udowadniają,że moje książki dla dzieci są tak naprawdęrównież dla dorosłych...

ROZDZIAŁ PIERWSZY

W KTÓRYM ZACZYNAJĄ SIĘ WAKACJE, MÓJ TATA SMARUJE SOBIE PIĘTY PRZETERMINOWANYM DROGIM KREMEM MAMY, A JA CHODZĘ PO CMENTARZU, ALE SIĘ NIE BOJĘ

Mam na imię Jurek. Mieszkam w naszym miasteczku z mamą i tatą. Moi znajomi myślą, że mogę wszystko, bo nigdy mi się nie stanie żadna krzywda. Znaczy tak myślą moi przyjaciele ze szkoły, a dokładniej z bandy z Burej, czyli Julka, Tymon i Wiktor. To, że nie stanie mi się żadna krzywda, nie zależy wcale od tego, jak wyglądam, bo nie wyglądam jak siłacz, tylko zupełnie normalnie, ale od tego, że moi rodzice mają psikadła albo smarowidła na wszystkie niebezpieczeństwa czyhające na człowieka. Czyli na mnie. Przynajmniej tak twierdzi Julka, która jest bardzo odważna, ale i tak uważa, że to ja powinienem wszędzie iść pierwszy i przecierać szlaki. Oczywiście ze względu na te psikadła ochronne.

Muszę wam się przyznać, że na początku wcale nie byłem taki odważny. Powiedziałbym nawet, że się wszystkiego bałem. Dosłownie wszystkiego. Oczywiście nikomu o tym nie mówiłem, i nadal nie mówię, bo mógłby się ktoś ze mnie śmiać, że jestem tchórzem. Teraz też się boję, ale trochę mniej.

No ale zacznijmy od początku... W Dziurze, czyli naszym miasteczku, mieszkam od urodzenia. Nigdy nie mieszkałem gdzie indziej. Mój tata też tutaj mieszka od urodzenia i podobno jego tata, i wcześniej jego tata, i jego tata... Mógłbym tak długo wyliczać. Cała nasza rodzina Jabłońskich mieszkała tu od dawna. Nawet jak się pójdzie na cmentarz, to można tam zobaczyć pełno grobów ludzi, którzy nazywali się tak jak ja. To znaczy nie konkretnie Jurek Jabłoński, ale mieli to samo nazwisko. Jurek to znaczy Jerzy. Nawet raz zobaczyłem grób innego Jerzego Jabłońskiego i zrobiło mi się trochę strasznie.

Lubię chodzić po cmentarzach i gdy widzę jakiś opuszczony grób, stawiam tam świeczkę. Julka mówi, że to jest upiorne, i dlatego nigdy ze mną nie chodzi na żadne cmentarze. Moi rodzice to chyba nawet nie wiedzą, że ja tam chodzę. Ale moi przyjaciele wiedzą i tak sobie myślę, że to właśnie dlatego uważają mnie za odważnego.

Dziwi mnie, że nikt z naszej bandy nie chce się ze mną wybrać, bo tam są ładne rzeźby i kwiaty. I w ogóle jest taka cisza, że można w spokoju o wszystkim pomyśleć. Czasem zastanawiam się, kim byli ludzie, którzy zostali tam pochowani, dla kogo byli ważni i co dobrego zrobili na świecie. Zupełnie nie wiem, czego się tam można bać. Ale chyba jednak czegoś, skoro Julka boi się tam chodzić. No a ja dzięki temu wychodzę na odważnego, chociaż przecież właściwie nic takiego nie robię, tylko spaceruję między grobami i myślę o różnych sprawach.

Z kolei moja mama twierdzi, że ja to przesadzam z tą odwagą. Ona się ciągle o coś martwi i tata nabija się z niej czasem, bo ona myśli, że na mnie wszędzie czyha jakieś niebezpieczeństwo. Stąd to psikanie i smarowanie wszystkim, czym popadnie.

Rodzice prowadzą w naszym miasteczku aptekę. Przed nimi prowadziła ją moja babcia, mama taty, a wcześniej robił to jej tata. Może to nawet taki nasz rodzinny biznes od wielu pokoleń, ale już nie wiemy, czy wszyscy nasi przodkowie się tym zajmowali. Apteka od zawsze nazywała się „Apteka pod Złotym Jabłkiem”. I nawet jak kiedyś po wielkiej wichurze znikł szyld i złote jabłko, które wisiało nad wejściem, i tak wszyscy tak o niej mówili.

Tata opowiadał mi legendę rodzinną, która głosi, że u Jabłońskich były jakieś „kłótnie i niesnaski”. Niesnaski to nieporozumienia. Krótko mówiąc, podobno dziadek ze swoim bratem nie mogli się dogadać i w końcu tak się pokłócili, że ten brat dziadka stwierdził, że z dziadkiem nie chce mieć nic do czynienia i że nawet zmienia nazwisko. Podobno poszło o jakąś tajną recepturę na krem. Na bardzo dobry krem. Ale nie wiem, czy ochronny, czy taki, dzięki któremu od razu jest się młodszym. Nie wiem też, czy to w ogóle jest prawda, bo mama kiedyś mówiła, że to wcale nie kłócili się bracia, tylko ojciec z synem, i nie o krem, ale o coś zupełnie innego. I tak naprawdę dalej nikt nic nie wie. Wiadomo jedynie, że były te niesnaski.

Moja mama w aptece robi kremy. Zbiera jakieś zioła, gotuje je, miesza i potem kręci krem. Tata mówi, że w normalnych domach w misach do miksera są jakieś słodkości albo chociaż bita śmietana, a u nas tylko kremy i kremy. Kiedyś nawet było coś, co wyglądało jak bita śmietana, ale posmakowałem i to było okropne! A podobno to był najlepszy krem, zrobiony według tajnej receptury mojej babci, która dziwnym trafem się zachowała. W mojej rodzinie się mówi, że gdy babcia wymyśliła ten krem, to wszyscy twierdzili, że po tygodniu stosowania ma się dziesięć lat mniej! Okropne, prawda? Przecież gdyby rodzice smarowali mnie tym kremem, to po kilku dniach musiałbym pieluchy nosić.

Tak mnie nastraszyli, że gdy go trochę zjadłem (ale większość wyplułem), to przez jakiś czas się bałem, że również zadziała, ale nie zauważyłem, żebym specjalnie odmłodniał. Na szczęście! Bo nie mógłbym chodzić do szkoły, tylko musiałbym iść znowu do przedszkola, a Julka mogłaby mnie wozić w wózku na spacery. Trochę by mi było wstyd. Jak by to wyglądało?! I czy gdybym odmłodniał o te dziesięć lat, to cały bym się skurczył, czy tylko twarz by mi odmłodniała?

Nawet kiedyś zapytałem o to mamę.

– Mama, a jak się człowiek smaruje tym kremem, co przepis na niego masz od babci, to cały młodnieje czy tylko twarz?

– Twarz, synku. A dokładniej to, co tym kremem smarujesz.

I sprawa się wyjaśniła. Miałbym tylko dziecinną twarz i ewentualnie prawą rękę. Tę, którą smarowałbym tę twarz. No chyba żebym tę rękę dokładnie umył po tym smarowaniu.

Zdecydowanie dziwnie wyglądałbym w wózku, więc bardzo uważałem, by się tym kremem nie smarować. Ale faktycznie działał chyba znakomicie, bo kiedy tata posmarował sobie nim pięty, to powiedział mamie, że ma stópki jak u niemowlaka. Tata ma jakieś czterdzieści lat, więc na pięty ten krem zadziałał w sposób niesamowity! Może dlatego, że był przeterminowany?

Tata smaruje sobie stopy wszystkimi przeterminowanymi kremami mamy. Nawet tymi, które bardzo dużo kosztowały. Mama czasem dostaje takie w prezencie, wcale ich nie używa, bo woli te, które sama zrobi, a potem szkoda je wyrzucić, więc tata smaruje nimi pięty.

No ale zboczyłem z tematu, bo przecież nie chcę opowiadać wam o piętach mojego taty, tylko o wakacjach, które miały być zupełnie normalne, bezpieczne, a wyszło jak zawsze. Czyli nienormalnie, trochę niebezpiecznie i jak to zwykle bywa, gdy zamieszana jest w coś banda z Burej, nieco kryminalnie!

Bo przecież po tych wszystkich aferach, które już do tej pory przeżyliśmy, nie mogło być inaczej.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki