Baśka - Joanna Sokół - ebook

Baśka ebook

Joanna Sokół

5,0

Opis


Opowiadanie z cyklu #ebooknawalentynki


Dawno, dawno temu, w pięknym zamku otoczonym lasem, mieszkała księżniczka, razem ze swoim księciem. Żyli szczęśliwie i spokojnie, ale sielanka trwała jedynie w głowie księżniczki. Książę wyrósł na zdradziecką szuję, a urocza wróżka, która miała chronić zamek, okazała się paskudną czarownicą, udającą przyjaźń. Wbiła księżniczce nóż w serce, nawet się przy tym nie krzywiąc. Zraniona dziewczyna zrozumiała, że szczęście było jedynie wytworem jej wyobraźni.  Bo życie to nie bajka, księżniczki nie istnieją, książęta to zwykłe szumowiny, wróżki przeważnie ukrywają oblicze czarownicy, a zaufanie boli…


Baśka Wolna boleśnie przekona się, że jej bajkowe życie to stek kłamstw. Czy będzie potrafiła pozbierać się po zdradzie i znajdzie rozwiązanie swojej sytuacji?


Zima to magiczny czas, ale nawet magia ma swoją ciemną stronę.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 72

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (7 ocen)
7
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
pracanadksiazka

Nie oderwiesz się od lektury

To opowiadanie jest świetne! Najlepsze ze wszystkich dotychczasowych. Czuć tę magię przyciągania pomiędzy bohaterami i z wielką ochotą przeczytam ciąg dalszy losów Baśki i Jacka ! POLECAM! ❤️
40
agnieszkanieroda86

Nie oderwiesz się od lektury

‼️RECENZJA‼️ Kochani kolejne opowiadanie od Wydawnictwa Rewizja w cyklu #ebooknawalentynki. „Baśka” Joanny Sokół to opowiadanie, które pochłonęłam wieczorem i muszę powiedzieć, że autorka zaskoczyła mnie fabułą. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy w tym opowiadaniu. Autorka zaskoczyła mnie, i to bardzo pozytywnie. No ale co tam się dzieje i o czym jest to krótkie, ale bardzo zaskakujące opowiadanie. Tytułowa Baśka przyłapała swojego męża na zdradzie ze swoją najlepszą przyjaciółką… I co może zrobić kobieta zdradzona? Nasza bohaterka wsiada w samochód i odjeżdża jak najdalej od męża i przyjaciółki, którzy się świetnie bawili w łóżku. I pewnie sobie pomyślicie, że Baśka się wkurzyła i odeszła od męża, ale nie kochani nasza bohaterka pokazała swoją drugą naturę i muszę powiedzieć, że mnie zaskoczyła. Nie będę wam zdradzać co tam się wydarzyło i jaką nauczkę szykuje nasza Baśka, ale gwarantuję wam, że zaskoczy was i pokochacie ją tak jak ja. Kochani serdecznie i ogromnie po...
20
Madziukla_123

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo ciekawa historia. inna niż wszystkie. Baska to konkretna babka.
20
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

Warto przeczytać Polecam
10
breeAnna

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajnie napisana historia aż szkoda że taka krótka
10

Popularność




Dla tych, którzy marzenia zmieniają w rzeczywistość.

Dawno, dawno temu, w pięknym zamku otoczonym lasem, mieszkała księżniczka razem ze swoim księciem. Żyli szczęśliwie i spokojnie, ale sielanka trwała jedynie w głowie księżniczki. Książę wyrósł na zdradzieckiego chuja, a urocza wróżka, która miała chronić zamek, okazała się paskudną czarownicą udającą przyjaźń. Wbiła księżniczce nóż w serce, nawet się przy tym nie krzywiąc. Zraniona dziewczyna zrozumiała, że szczęście było jedynie wytworem jej wyobraźni. Bo życie to nie bajka, księżniczki nie istnieją, książęta to zwykłe szumowiny, wróżki przeważnie ukrywają oblicze czarownicy, a zaufanie boli…

* * *

Stałam w drzwiach sypialni od dobrych piętnastu minut i wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Zupełnie jakby mój mózg nie był w stanie zarejestrować obrazu, w który się wpatrywałam. Na olbrzymim łóżku na środku pokoju leżał mój mąż, a na nim siedziała nasza przyjaciółka. Chociaż powinnam raczej powiedzieć – była przyjaciółka. No, moja na pewno. Patrząc na to, jak Gośka radośnie ujeżdżała Szymona, bo spokojnym siedzeniem tego nie można było nazwać, oni swoją przyjaźń zacieśnili. Ta urocza dwójeczka była tak bardzo zajęta sobą nawzajem, że nie zauważyli tego, że obserwowałam ich od dłuższego czasu. Z każdym ruchem Małgorzaty, z każdym westchnieniem Szymona kolejna cząstka mnie umierała. Ten, jakże namiętny, spektakl ich nagich, splątanych ciał mocno i boleśnie hipnotyzował, zabierając dech. Szeptali do siebie prymitywne i wulgarne słowa, które dla nich musiały zdawać się czułe i subtelne. Nigdy, w całym naszym małżeńskim życiu nie słyszałam od męża wyznań tego typu. Gośka kołysała się w rytm poleceń Szymona, a ja miałam wrażenie, że oglądałam jakiś tani film porno. Poczułam się okropnie. Zupełnie jakby tym aktem, zdradzieckim seksem, śmiali mi się w twarz.

Sytuacja była niesamowicie żałosna, a banał jaki jej towarzyszył, spowodował, że zachciało mi się śmiać. Taki trochę śmiech przez łzy. Byłam pewna, że mój spokój był rodzajem jakiegoś szoku, który wywołał widok jaki zastałam po powrocie do domu – naszego domu, do którego wprowadziliśmy się zaledwie trzy lata temu. Który wciąż kończyliśmy urządzać. Domu, w którym mieliśmy się doczekać dzieci, wnuków, zestarzeć się razem. Zawsze miałam takie idiotycznie romantyczne marzenia, w których siedziałam z mężem przed kominkiem w zimowy wieczór i piłam grzane wino, przytulając się do Szymona, albo widziałam nas w ciepłe letnie wieczory na tarasie. Mieliśmy słuchać cykania świerszczy i oglądać zachód słońca. Ależ byłam naiwna. Skończona idiotka, która naczytała się za dużo romansideł, naoglądała zbyt wiele głupich filmów z happy endem. Poczułam jak żółć podchodzi mi do gardła na samą myśl, że miałam spojrzeć Szymkowi w oczy. Było mi niedobrze, a zapach seksu i podniecenia wgryzał się w moją skórę.

Według planu powinnam jeszcze być w Budapeszcie na szkoleniu, a Gośka razem ze mną. Choć wersja oficjalna podana zarządowi, mówiła że Małgorzata Borska aktualnie „umiera” na ropne zapalenie migdałków. Patrząc na to, co zastałam w domu po powrocie, to mój mąż był lekarzem i właśnie próbował uzdrowić Gośkę. Szkoda tylko, że migdałki były po drugiej stronie ciała, a on zabrał się za przetykanie nie tej części, którą powinien. Gdybym wiedziała, że Szymek bawi się w znachora, być może sama nie raz, nie dwa chętnie skorzystałabym z jego usług. Jak widać te były zarezerwowane jedynie dla wybranych. Patrząc na strój jego kochanki, to bliżej mu było jednak do weterynarza. Wiedziałam, że nigdy nie zdołam zapomnieć tego widoku. Gośka w skórzanej uprzęży, która oplatała jej szczupłe ciało, prezentowała się zjawiskowo. Gdyby nie cała sytuacja, pewnie byłabym skłonna zachwycić się jej wyglądem. Podejrzewam, że nie przeszkadzałby mi nawet puchaty ogonek, który zdobił jej tyłek. Cholernie zgrabny tyłek. Ten sam, o który byłam potwornie zazdrosna, od kiedy tylko zaczęłyśmy dojrzewać.

Lubiłam harnessy, chokery, gorsety. Zawsze podobały mi się stroje i dodatki dodające pikanterii. Szymon powtarzał, że jego to nie kręci. Wielokrotnie zbywał moje subtelne aluzje, mówiąc, że tego typu bielizna kojarzyła mu się z kurwami. Ciągle słyszałam, jak to niby pięknie wyglądam w delikatnych bawełnianych kompletach. No cóż, jak widać ja miałam być skromna, bo pikanterię i tak zwany pazur dostawał gdzie indziej.

Wróciłam wcześniej i najwidoczniej popełniłam największy błąd w swoim życiu. Zachciało mi się niespodzianek. W swojej durnej głowie, wymyśliłam plan, który zakładał zaskoczenie Szymka, seksowną bieliznę, wino i cudowny seks przy kominku. No cóż, część planu się udała. Zaskoczona byłam co prawda ja, ale za to tak bardzo, że zabrakło mi słów i siły na jakąkolwiek reakcję. Właściwie zaskoczona byłam za całą naszą trójkę razem wziętą.

Na ten moment sama nie wiedziałam co czułam. Gniew, żal, szok, to na pewno. Choć proporcje były płynne. Czułam, jak krew krąży mi w żyłach. Nie wiedziałam, co mam zrobić, jak się zachować. Przez tyle lat nic nie zauważyłam. Nic nie wzbudziło moich podejrzeń. Byłam przekonana, że to nie mógł być ich pierwszy raz. Sposób w jaki się poruszali, co do siebie mówili, to jak ona reagowała na najlżejszy dotyk Szymka, to wszystko dobitnie pokazywało mi, że działali jak dobrze naoliwiona maszyna. Takie zgranie nie brało się znikąd.

Gośka była dla mnie jak siostra. Nasze mamy były najlepszymi przyjaciółkami. Wychowywałyśmy się razem, praktycznie całe dzieciństwo spędziłyśmy na wspólnych zabawach i dziewczęcych kłótniach. Mieszkałyśmy po sąsiedzku. Nie raz, nie dwa jadałyśmy wspólne obiady, bo nasze mamy dzieliły się gotowaniem. Ta sama szkoła, te same studia, nawet pracowałyśmy w tej samej firmie. Papużki nierozłączki. Prawdziwe przyjaciółki na śmierć i życie. Myślałam, że mogę na niej polegać, że jest lojalna tak, jak ja byłam w stosunku do niej, że możemy sobie ufać. Wspierałam ją za każdym razem, gdy płakała mi w rękaw, po kolejnej nieudanej randce. Oddałam jej nawet mój ukochany sweter z MOHITO. Okej, może na niej faktycznie wyglądał lepiej, ale dla mnie miał wartość sentymentalną.

A teraz okazało się, że miałyśmy także wspólnego mężczyznę. Szkoda tylko, że ta ostatnia „wspólnota” działa się za moimi plecami. Całe moje nastoletnie i dorosłe życie byłam przekonana, że jednym z fundamentów mojej przyjaźni z Małgośką jest lojalność. A na to, że tak dobrze się dogadywałyśmy, miało wpływ między innymi to, że miałyśmy zupełnie różny gust, jeśli chodzi o mężczyzn. Szymon nie był w jej typie. Zawsze to podkreślała, czasami śmiejąc się ze mnie i żartując, że ona by Szymka nie wybrała, nawet gdyby był ostatnim facetem na ziemi. Jak pokazywała obecna sytuacja, każdy mógł zmienić zdanie.

Wyglądem również się różniłyśmy. Byłyśmy jak ogień i woda. Gosia była smukłą, wysoką, niebieskooką blondynką, o pięknej kobiecej figurze klepsydry. Długie falujące włosy sięgały jej do pasa. Delikatna twarz o kształcie serca i ciemne, podkręcone rzęsy nadawały jej wygląd anioła. Zawsze zadbana, pięknie pachnąca, w idealnym makijażu i ubraniu podkreślającym wszelkie atuty jej ciała prezentowała się zjawiskowo. Mówiła delikatnie, a wrodzona zdolność czarowania otoczenia, dodawała jej nutki tajemniczości. Gośka zdecydowanie nie wyglądała na swoje trzydzieści jeden lat. Mnie podobno też nikt nie dawał dwudziestu ośmiu. Byłam niższa o głowę od Małgośki, miałam burzę rudych loków sięgających do ramion, zielone oczy i piegi, na punkcie których mój mąż dziesięć lat temu oszalał. Dzisiejsza sytuacja pokazała mi, że najwyraźniej gusta się zmieniają. Zagryzłam mocno wewnętrzną stronę policzka. Poczułam ból, a smak krwi lekko mnie otrzeźwił i nie pozwolił rozkleić się w progu sypialni.

Zastanawiałam się przez moment, czy dać im w jakikolwiek sposób znać, że byłam tam i widziałam co robią, ale kierowana jakąś dziwną siłą wycofałam się bezszelestnie z piętra, na którym znajdowała się nasza sypialnia. Musiałam spokojnie zastanowić się co zrobić. Istniało ryzyko, że gdybym zareagowała teraz, to skończyłoby się to wszystko krwawo. W mojej głowie zrodziła się wizja wrzątku wylewanego na gołą dupę Gośki. I jeszcze obcas mojej ukochanej szpilki zagłębiający się w podbrzusze Szymona. Musiałam stamtąd uciekać jak najszybciej. Zbiegłam błyskawicznie na parter i najciszej jak tylko byłam w stanie wycofałam się na zewnątrz. Skoro nie usłyszeli jak wchodziłam, to nie powinni byli usłyszeć mojego wyjścia.

Zima w tym roku była wyjątkowo piękna. Styczeń okazał się mroźny, ale dziś mi to nie przeszkadzało. Miałam wrażenie, że moje serce zamarzło, zupełnie tak samo, jak woda w naszym oczku wodnym znajdującym się na środku ogrodu. Nie miałam pojęcia dlaczego zgodziłam się na tak beznadziejne usytuowanie tego zbiornika. W ogóle mi się to nie podobało, ale Gośka i Szymon zdołali mnie przekonać. Jak zawsze. Ilekroć nie zgadzałam się z Szymkiem, to Małgorzata skutecznie mieszała mi w głowie tak długo, aż zmieniałam zdanie.

Ogród i ścieżka prowadząca do domu prezentowały się majestatycznie, spowite białym puchem. Nienawidziłam zimy i śniegu, ale dziś zaspy przepięknie odbijały światła ogrodowych lamp. Bardzo się pokłóciliśmy z Szymkiem o oświetlenie. Pamiętam, że uparł się na te konkretne lampy, choć wiedział, że według mnie były szkaradne. Tutaj znów wtrąciła się Gosia, przekonując mnie, że mleczne kule dające ciepłe światło, będą idealne. Idąc do samochodu, uzmysłowiłam sobie, że wiele przedmiotów znajdujących się w wystroju naszego domu, zostało przeforsowanych przez tą zdradziecką kurwę. A ja, jak ta skończona idiotka, na wszystko radośnie przytaknęłam, ciesząc się z tego, jaką mam „cudowną” przyjaciółkę. Normalnie skarb, nie kobieta! Pokręciłam głową załamana. Jakby przyjrzeć się całej sytuacji dokładniej, to wyszłoby na to, że dziewięćdziesiąt procent wystroju było zrobione pod nich, a nie pod nas. Byłam największą frajerką na ziemi.

Cisza była kojąca, choć odgłos skrzypiącego śniegu pod naporem kroków brzmiał jak niemy krzyk mojego kończącego się małżeństwa. Moja melodramatyczność zaczynała mnie męczyć. Nie byłam histeryczką. Owszem, bardzo dużo analizowałam, prowadziłam niekończące się dialogi we własnej głowie, ale zawsze uważałam się za osobę twardo stąpającą po ziemi. Wyglądało na to, że dzisiejszy wieczór, był przełomowy w wielu kwestiach. Musiałam znaleźć jakieś spokojne miejsce, w którym mogłam ochłonąć. Albo upić się i dopiero ochłonąć. Ewentualnie skoncentrować się tylko na alkoholu, racjonalizm zostawiając na dzień następny, a najlepiej na następny tydzień, albo miesiąc.

Zupełnie nie zarejestrowałam drogi przebytej do samochodu. Wsiadłam machinalnie i wyjątkowo delikatnie ruszyłam spod bramy. Kochałam to auto. Prezent od Szymka z okazji naszej piątej rocznicy ślubu. Śliczna honda jazz w kolorze butelkowej zieleni była spełnieniem moich marzeń. Mała, zgrabna, z całkiem fajnym przyspieszeniem, dosłownie idealna.

Chciało mi się płakać, gdy przypomniałam sobie dzień w którym Szymek podarował mi kluczyki. Byliśmy szczęśliwi, naprawdę tak czułam. Cholera jasna, nasze życie nie mogło być aż taką farsą. Miałam nadzieję, że to wszystko co się wydarzyło, było tylko złym snem. Chciałam się obudzić koło mojego męża, popatrzeć na jego przystojną twarz i móc się uśmiechnąć do niego na dzień dobry. Chciałam by znów czarował mnie swoim spojrzeniem, bym palcami mogła przeczesywać jego śliczne blond pukle. Zawsze podobały mi się jego włosy – miękkie, gęste i błyszczące. Marzyłam by wtulić się w jego ramiona i poczuć się bezpiecznie. Chciałam spojrzeć w jego czarne oczy i zobaczyć w nich ten sam błysk, który widziałam w dniu naszego ślubu. Chciałam cofnąć czas i nigdy nie poznać go z Gośką. Wymazać ją z naszego życia. Choć to byłoby niewykonalne. Ta szmata była moją świadkową na ślubie. Pamiętam jak podczas wesela, tańczyła z Szymkiem. Teraz myślę, że zdecydowanie zbyt często. Cieszyłam się wtedy, że moja najlepsza przyjaciółka i miłość mojego życia tak dobrze się rozumieją. Czego mogłam chcieć więcej, niż tego żeby moje dwie ulubione osoby znalazły wspólny język. Wielka szkoda, że przesadzili z zacieśnieniem więzi.

Miałam nadzieję, że kochankowie byli nadal zajęci sobą i nie słyszeli jak odjeżdżam. Nie byłam gotowa na konfrontację, a dzięki temu, że nie ujawniłam swojej obecności, zyskałam trzy dni.

Copyright © Joanna Sokół

Copyright © Wydawnictwo ReWizja 

Wydanie I 

Wilkszyn 2023

ISBN 978-83-67520-29-4

Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części publikacji w jakiejkolwiek postaci zabronione bez wcześniejszej pisemnej zgody autora oraz wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pomocą nośników elektronicznych. 

Projekt okładki: Katarzyna Mordal 

Zdjęcie na okładce: stock.chroma.pl/R

Redakcja: Bogusława Brzezińska

Skład i łamanie: D.B. Foryś www.dbforys.pl

Wydawnictwo ReWizja