Biegam, bo muszę - Eliot Pepsi - ebook + książka

Biegam, bo muszę ebook

Eliot Pepsi

3,6

Opis

Nigdy nie jest za późno, by pobiec po szczęście

Cola Eliot ma 44 lata, kiedy jej dotychczasowe życie, bezczelnie i bez zapowiedzi, wywraca się do góry nogami. Porzuca ją wieloletni narzeczony z grubym portfelem, zostawiając Colę sfrustrowaną, spłukaną, z lękami, hipochondrią i 10-kilogramową nadwagą. Na szczęście ratuje ją… bieganie. I to właśnie ono, wbrew pozorom, jest głównym bohaterem tej książki, w której historia 44-latki przeplata się z cennymi poradami dla początkujących biegaczek i biegaczy.
“Biegam, bo muszę” to barwna, nie zawsze poprawna politycznie, ale za to pełna błyskotliwego humoru opowieść o nauce kochania siebie, pokonywaniu własnych demonów i o tym, że nigdy nie jest za późno na wielką zmianę. Czasem wystarczy iść pobiegać.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 79

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (8 ocen)
3
1
2
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Rzepeciontko

Z braku laku…

Książka generalnie taka o niczym, nie do końca rozumiem koncepcję autora. Szybko się czyta, jednak wartość merytoryczna w mojej opinii znikoma.
00

Popularność




„Biegam, bo muszę”

Twoja książka z kluczem!

Rozdziały parzyste:

Poradnik początkującego biegacza

Rozdziały nieparzyste:

Historia pewnej biegaczki, czyli jak za jednym zamachem pozbyć się nerwicy lękowej, dwunastu kilogramów na plecach (i brzuchu), zdobyć nowego chłopaka (fajnego) i mieć na kolejną ratę kredytu lewą nogą do lusterka, czyli na luzie i bez spinki. A przede wszystkim wybudzić się z głębokiego snu.

Rozdział 1

I kto grubej zabroni?

Pewnego szarego i mglistego (w domyśle dołującego) poranka, jak wtedy gdy Mary Poppins pierwszy raz odwiedziła dom pani Banks poszukującej nowej niani dla swoich źle wychowanych dzieci, Cola Eliot poczuła, że licho nie śpi. Urodzinowy wykwit na brodzie to nie trądzik młodzieńczy. To też nie marka Acne topowych niepojęcie stylówek XS pasujących na ogromnego Szweda. Czaisz? W rozmiarze XS! Ale ty wyglądasz w nich paskudnie modnie jak pyza w wigwamie. Chyba że masz ze cztery kilo niedowagi. Ale kto ma dzisiaj niedowagę? Tak czy siak, dwie czerwone krosty na żuchwie zwiastowały zaburzenia hormonalne, ku pociesze, zdarzenie niepowszechne. Cola w tym czasie miała niewiele dziecięcej radości, ale cerę nie najgorszą. Gdy czterdziestka czwórka okazała się instynktownym i niemal bezwiednym wiekiem zrozumienia, dlaczego w życiu innych jakoś świeci słońce, a w jej, Coli Eliot, nawet nie było księżyca. Ktoś tu z dziewczyny żartował. Nie było sputnika Reptilian nawet. Żadnych płaskoziemców ani węszących spisek foliarzy.

Rozumiała swoją niepopularność. Mogłaś być każdym. Dziwaczką, snobką, szpanerką z lekką rozbieżnością oczu, z krzywymi nogami, mogłaś powtarzać frazesy z serialu, mogłaś nie śmierdzieć sukcesem finansowym, ale powinnaś być chuda. Już to samo w sobie było towarzysko interesujące. Stąd ta zmowa przeciwko tobie. Oni wszyscy się zmówili.

Ale o tym później, bo w tej wczesnej wrześniowej godzinie nic jeszcze nie zapowiadało wywrócenia się życia do góry dnem. Chociaż wisiało już w krakowskim powietrzu przeczucie zmiany lub tylko dziewczyńska melancholia. Tu w końcu cała rodzina Kossaków zawiodła się każdy na każdym. Dulską rozczarował mąż Felicjan pogodnym usposobieniem pozbawionego ambicji idioty. A rozwydrzona dzieciarnia niejednego wystawiła do wiatru. Wyłamywanie parasolek ohydnymi przeciągami na krakowskim rynku – chleb powszedni. Angielski splin pani Banks przy tym to pestka. I chociaż wojewoda zakazał stawiania kominków, nie zdziwko, że wyszpanowana jak krochmal Wola Justowska, dymiła bardziej niż łódzkie fabryki z Ziemi obiecanej. I po co te naciągane metafory? W niecce Krakowie mieli swoje zadymienie nie do podrobienia.

Coca Eliot jak co rano w postaci pozbawionego siły mięśni i elastyczności stawów, przybierającego formę naczynia, w którym ulokowało się kształtociało mogła spodziewać się pierwszego napadu lęku. Aś się Cola rozlała. Gumofilc na usługach nasranych do głowy programów straszących, w tym tego z nagłym tąpnięciem podłogi. Że dom się może zaklęśnie. Że go ziemia wciągnie. Każda stumetrowa deska przywieziona w całości i osadzona na legarach z dala od kleju dla pospólstwa. Podłoga ułożona nie na dziko, tym bardziej nie w zygzaki, za to w długie, niczym niedzielone pięciolinie. Gładkie, ciemne, nasycone wyrafinowanie odbitym światłem wosku. Lśniące, nie błyszczące. I właśnie to wykwintne drewniane coś, jadące przez pół Polski w jakże long wehikule mogło się w każdym momencie zapaść w nicość, w jakąś tam czarną dziurę. Może z drugiej strony będącą słońcem? Chociaż z powodu oszczędności każdego systemu obliczeniowego nikomu nie opłacałoby się takich rzeczy symulować. No i sami widzicie, jaka to nudziara.

Azaliż wystarczająco absurdalna sytuacja wydarza się każdemu, kto tkwi po szyję w wirtualnej grze, zalogowawszy się wcześniej do grubego ciała gracza sprawiającego głównie kłopoty. Oprócz tłuszczu w pasie, wciąż w lękach, wliczając ataki paniki oraz fobie, niemodnie starszego od wszystkich wokół z pominięciem własnych starszych ciała. A do tego wkrótce porzuconego przez długoletniego narzeczonego. Jeszcze tylko z biglem wystrzelać się na płasko z liścia po obwisłych policzkach. Linia żuchwy zakłócona pierwszymi buldogami, plus te sporadyczne pryszcze.

Fizyka klasyczna zdefiniowana przez Izaaka, człowieka od jabłka i grawitacji, nie działa, bo gdyby działała, natychmiast, w ułamku sekundy świat właśnie by się zapadł. Miało to jakiś związek z jądrami atomów i ich orbitami. Dlatego Coca Eliot, składająca się praktycznie ze wszystkich fobii świata (z wyłączeniem, nie wiedzieć czemu, agorafobii), bała się. Podobno gorsze od w sensie ścisłym kiły, oprócz szpitalnictwa, okazywały się wstrząsy po penicylinie jako remedium. Nic dziwnego, że połykając całkiem nową witaminę, jakże rozwarstwiona wewnętrznie się stawała. Strach przed niedożywieniem versus potencjalna alergia na niacynę, a co tu mówić o antybiotyku? Który facet zniesie kogoś takiego w domu? Pańskie jaja, męka. Strzykające, czterdziestoletnie z hakiem kolano sugerowało co najmniej boreliozę, może RZS albo tocznia? Żarty na bok. W każdym razie coś strasznego i rozciągniętego w czasie. Była gruba, fobie dodatkowo ją pogrubiały.

Gruba, nie jak bania, dało się to upchnąć w ramach odzieży. Coś jak tygodniowe zakupy w nieustawnym bagażniku niemodnego auta (modne zaiwaniają z ogromnymi, pustymi bagażnikami, a tylne siedzenia ze specjalną dopłatą za klimę nigdy nie są używane), które zawsze udaje się w końcu docisnąć klapą. Twarz nalana, ale do przyjęcia, gdyby nie strach w gałach starej Bambi, zatopionych w podbrwiowym cieście świnki Peggy. Dwie postaci z kreskówki w jednej kryjówce czarnych ray-banów. Owszem, podbrwiowe ciasto za nieduże (dla forsiastych) pieniądze można było u Zawiszy usunąć w poniedziałek i w sobotę już się czilautować w klubie (w czasach bezwirusowych). Jednak należało posiadać minimum odwagi na kontakt ze skalpelem zamiast tony strachu.

Zamieszkując z długoletnim narzeczonym w domu pod lasem, gdzie wszyscy chcieli mieszkać, Coli dla odmiany chciało się rzygać właśnie ze strachu. Obfitość pożądanych w matriksie przedmiotów upchano na dużej przestrzeni ekstrawertycznego salonu z przyległościami. Otwarty na przestrzał wielofunkcyjny parter z tymi szlachetnymi dechami na podłodze bez jednego podziału, nie przytłaczał, ale wiało od niego drogim halnym. Sztucznością dekoracji z magazynu „Interior” za 10 euro. Szczęściara Banks miała męża radcę Banksa, ale nie nasza grubaska. Jeżeli kogoś razi nazywanie jej dziewczyną, to już naprawdę jego widzimisię. Przy tej masie kłopotów zwracanie uwagi na trafność rysopisu nie stanowiło problemu.

To przesada, wbijano młotkiem oczywistości do głowy Eliot Coli. Na pewno przez tyle lat nie grzęzłaś w ruchomych piaskach gruźliczego sanatorium. Żeby aż tak się bać wszystkiego? A co na to długoletni narzeczony? Roztrzęsiona galareta obok niego, w przenośni i zdaje się dosłownie. Przybierasz Cola kształt fotela, jak coca-cola w puszce, jak zupa miso w czarce, tak ty rozlewasz się na tapczanie ciastem naleśnikowym. Tu się będzie piekło naleśniciekło. Tu się będzie jadło naleśniczadło.

I brał długoletni narzeczony kawałek ciastobrzucha w dwa niewiele zgięte palce, kciuk i wskazujący i lekko potrząsając, mówił:

– Zrób coś z tym.

Ale jak tu być smukłą, ubitą i giętką, gdy oprócz wzmacniania bicepsa i karku przy parkowaniu tyłem, nieufna kamerze cofania, pchając wózek w dużym sklepie, ciało leżało odłogiem? Nie musieć jak szympansica jedną łapą uczepiona gałęzi, drugą trzymać pod pachą czworonożne potomstwo. Nie musieć być zwinną jak antenatka w futrze zwartą sylwetką wyrywająca światu pożywienie dla siebie i dzieciaków, takie szpetne dawało rezultaty.

Obowiązujący złoty standard modelki, wiotkość magicznie cienkiego ciała, gdzie się tam mieści żołądek i cała reszta? Kanon sznurówkowatości nie do utrzymania w pionie już przy średnim wietrze. Na sopockim molo znana modelka, Gisele czy Anna, ledwo trzymając się barierki, usiłowała nie odlecieć w kipiel, podczas gdy jej ciało łopotało jak wstążka. Elegancki latawiec w dżinsach i białym tiszercie z dodatkiem ogonka od Coco Chanel. Mewa, przysiadłszy na barierce, obserwowała dramat z obojętnością mewy, gdyż trzymanie pionu miała we krwi drako. Zresztą w necie cały szołbiz był do niedawna drako, dopóki im się nie znudziło podkręcanie amplitudy głupoty. Jakby było mało, że wszyscy wirowali w głębokim uśpieniu z planetą Ziemia, biorąc grę wyliczoną przez komputer za swoje życie. Musieli być jeszcze jaszczurami? Dorota Rabczewska illuminatus? Bardzo dziwne.

Liczyło się tylko to, że prawie połowa ludzi na świecie chciała wyglądać chudo. Chociaż z powodu braku mięśni ich ciała nie nadawały się do robienia naprawdę ciekawych rzeczy. Jak noszenie tobołów w Himalajach, samodzielne odkręcanie słoików twist, czy chociaż uprawianie sportów ulicznych. Trzeba jednak przyznać, że po adiustacji stylisty owe ciała jak ulał pasowały do Lamborghini czy Ferrari u boku wymagającego chłopaka zwanego: playboy. Jednak w żadnej innej sytuacji nie miały sensownego zastosowania lub jakiegoś praktycznego wykorzystania.

Rozdział 2

Szafa trzydrzwiowa też biega

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
1. I kto grubej zabroni?
2. Szafa trzydrzwiowa też biega
3. Porzucona
4. Chcesz dowodów?
5. I my poznajemy w końcu Prosiaka
6. Świadectwo zdrowia
7. Totalnie niekochana
8. Bolesna prawda numer jeden: najlepsze buty są najgorsze.
9. Cola Eliot i sport
10. Rozgrzewka i schłodzenie
11. Tuż przed przełomem
12. Co jeść?
13. Zazdrość
14. Oddychanie
15. Bieżnia
16. Kolka biegacza
17. Sztuczny doping
18. Nawadnianie
19. Niewiniątko. Dość oczerniania grubych byłych narzeczonych
20. Czas biegania
21. Bieganie
22. Przykładowy ośmiotygodniowy schemat, jak dojść do biegania 30 minut bez przerwy
23 . Tekstylia i tekstury
24. Tempo
25. Uratowana bez szpilek
26. Psychiczne wygrywanie bitwy
27. Po co ona znowu biegnie?
28. Ultramaraton?
29. Nadczłowiek i biegacza fajtłapa
30. Czego nie powinni robić, a nagminnie robią biegacze:
31. Moc jest z tobą
32. Dlaczego niektórzy biegają, a jednak nie chudną?
33. Motywacja zawsze puka dwa razy
34. Co da ci bieganie? 11 ważnych profitów

Biegam, bo muszę

ISBN: 978-83-8219-969-7

© Pepsi Eliot i Wydawnictwo Novae Res 2022

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt

jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu

wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

Redakcja: Magdalena Polak

Korekta: Katarzyna Zioła-Zemczak

Okładka: Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Zaczytani sp. z o.o. sp. k.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek