Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Brutalność, konsekwencja, oddanie to wartości, jakimi kieruje się głowa rodziny Gusto. Wkraczając do świata mafii, musisz przestrzegać ich zasad. Jeśli tego nie zrobisz – szybko odpadasz z tej brutalnej gry. Stawką jest Twoje życie.
Louis Gusto stoi na czele własnej rodziny i zmaga się nie tylko z półświatkiem, ale także z krnąbrną siostrą Rozalie, która jest jego całkowitym przeciwieństwem. Los bywa przewrotny. Pewnego dnia Rozalie ucieka z domu i trafia w ręce Jacoba – największego wroga Louisa. Jak potoczą się ich losy? Czy mężczyzna rządzący twardą ręką wykorzysta sytuację i spróbuje przejąć jego interesy? Czy dawna miłość jest w stanie zmienić bezwzględnego człowieka w czułego partnera? Czy mrok, który rozgościł się na dobre w sercach bohaterów, w końcu nimi zawładnie i upomni się o swoje?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 256
Ostrzeżenie!
Powieść zawiera brutalne sceny i nie jest przeznaczona dla wrażliwych czytelników. Czytacie na własną odpowiedzialność. Treść książki jest fikcją literacką. Opisane drastyczne sceny w żadnym stopniu nie są przez Autorkę popierane. Możliwy dyskomfort podczas czytania. W książce znajdują się sceny przemocy i wykorzystania seksualnego.
Książka dla osób 18+
Nie naśladujcie bohaterów!
PROLOG
Ustawiłem sześć pustych puszek na murku za domem. Załadowałem magazynek plastikowymi kulkami. Moja nowa ulubiona zabawka, którą dostałem od tatusia. Mama nie była zadowolona, że tata podarował mi broń. Ja jednak bardzo się ucieszyłem, bo nigdy nie dostawałem od niego żadnych prezentów. Chciałem tak jak on nosić przy sobie pistolet, aby chronić mamusię. Musiałem tylko potrenować, aby kulka trafiała idealnie w cel, który obiorę. Stanąłem w lekkim rozkroku i uniosłem ręce. Przymknąłem jedno oko i położyłem palec na spuście...
– Jacob! – usłyszałem głos ojca. Wystraszyłem się i spudłowałem, gdy moje ręce poszybowały ku górze.
– Idę! – krzyknąłem. Puszki zostawiłem na miejscu, broń schowałem za pasek spodni i naciągnąłem koszulkę.
– To nie jest dobry pomysł, żeby tam z tobą jechał – powiedziała mama i spojrzała w moją stronę.
– To jest bardzo dobry pomysł. Jacob musi w końcu zacząć się wdrażać, aby mógł w przyszłości godnie mnie zastąpić – oświadczył, a ja nie miałem pojęcia, o czym oni mówią.
– Najpierw pistolet na kulki, a teraz zamierzasz go zabierać do Gusto, tylko po co? Żeby ci szklankę z whisky podawał? – dopytywała matka.
– Gusto też ma dzieci i może przez przypadek wygadają coś młodemu, a on mi przekaże.
Mama pokręciła głową niezadowolona, ale to zawsze tatusia zdanie się liczyło i jak powiedział, tak musiało być.
– Zmykaj do auta – rozkazał, przenosząc na mnie wzrok. – Niedługo wrócimy! – rzucił do mamy i sam wsiadł do samochodu.
– Gdzie jedziemy? – zapytałem, gdy wyjechaliśmy z podwórka.
– Poznasz Louisa i Rozalie. Zapamiętaj, co mówili, a później mi wszystko opowiesz – zakomunikował, a ja przytaknąłem głową. – Postaraj się, bo inaczej kolacji dziś nie zjesz, jeśli nie będę z ciebie zadowolony.
Przełknąłem ślinę i ponownie pokiwałem głową. Z tatusiem się nie dyskutowało, a jak coś zapowiedział, tak było.
– Cześć, jestem Rozalie – powiedziała dziewczynka z uśmiechem na ustach, wyciągając do mnie swoją małą dłoń. – A tam stoi mój brat Louis. – Wskazała palcem na stojącego nieopodal chłopca. – Nie przejmuj się nim, on nie lubi nawet samego siebie. – Zachichotała, gdy uścisnąłem jej rękę w geście powitania. – Jak masz na imię?
– Jacob – odparłem automatycznie, zerkając na chłopaka, który patrzył się na mnie tak, jakbym był jego wrogiem, a przecież nawet mnie nie zna. Dziewczynka za to była jego całkowitym przeciwieństwem.
– Lubisz lody czekoladowe? Gosposia właśnie takie robi – zapytała, a ja przytaknąłem.
Lubiłem, i to bardzo.
– Ja wolę lizaki truskawkowe, ale lody też mogą być – kontynuowała Rozalie.
Złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę domu. Polubiłem ją, choć dopiero się poznaliśmy. Spojrzałem na chłopaka, który sugestywnie przejechał palcem po szyi. Doskonale wiedziałem, co to oznacza. Mam się trzymać z daleka od niego i jego siostry, lecz nie mogłem – miałem od ojca zadanie do wykonania.
ROZDZIAŁ 1
Louis
Przyprowadź nasze pupilki! – rozkazałem tonem nieznoszącym sprzeciwu mojej prawej ręce Rodrigo i patrzyłem niewzruszony, jak kutas przypięty kajdankami za nadgarstki, które zwisały z sufitu na łańcuchach, ledwo dyszy.
Ze mną nie ma zabawy w kotka i myszkę; wchodzisz mi w drogę, możesz mieć pewność, że przypłacisz to życiem. Nie mogę pozwolić, aby ktoś zszargał moją reputację i traktował jak ciepłą kluchę. Ten oszukał mnie na gruby hajs, a do tego zrobił w chuja, nie mogłem mu tego wybaczyć. Jego śmierć będzie przykładem dla innych, że z rodziną Gusto się nie zadziera. Doskonale wiedziałem, że mafijny świat szybko się dowie, dlaczego go ukarałem. Już moi ludzie o to zadbają, a dług i tak ściągnę. Usłyszałem powarkiwania za drzwiami moich wygłodniałych krwiożerczych psów. Uśmiechnąłem się złośliwie, gdy Olio ze strachem w oczach łypał na mnie jednym okiem. Zdawał sobie sprawę, jaki czeka go los. Ostatnimi siłami zaczął się szarpać. Niestety nic tym nie wskórał, bo był mocno przywiązany. W dodatku został zakneblowany i nie miał jak błagać o litość. Jego gęba była spuchnięta od licznych ciosów Rodrigo, a po spotkaniu z moim nożem z prawego boku leciała mu krew. Jej metaliczny zapach był wyczuwalny w pomieszczeniu, tak jak wilgoci i zgnilizny. Jednym słowem czuć było odór śmierci.
Olio machał zawzięcie nogami, ślizgając się w kałuży krwi i własnego moczu. Wyciągnąłem telefon, aby pstryknąć mu pamiątkową fotę, lecz nieprzeczytana wiadomość od mojej młodszej siostry Rozalie przyciągnęła mój wzrok. Przesunąłem palcem, żeby zniknął pasek z powiadomieniem. Wiadomość musi poczekać, teraz mam ważniejsze sprawy.
– No w końcu – mruknąłem zniecierpliwiony na widok dwóch rosłych psów i Rodrigo, który ledwo trzymał na smyczach moje bestie.
– Z trudem dałem im radę, gdy wyczuły krew – wysapał, przywiązując je do metalowego kółka w ścianie.
Psiaki naprężyły mięśnie i warczały głośno. Nie spuszczały oka ze swojej ofiary, stale się oblizując.
– Weź się za siłownię, bo zrobię wyścigi i jak sobie z nimi nie poradzisz, to i ciebie opierdolą – rzuciłem, a Rodrigo spojrzał na mnie hardo, jakby czekając na wyzwanie. Parsknąłem śmiechem, trącając go w ramię. – Żartowałem, choć nie powiem, mogłoby to być niezłe widowisko.
– Żarty szefa są powalające – sarknął, a ja uniosłem brew.
Gdyby ktoś inny tak się do mnie odezwał, w najlepszym wypadku już by leżał z kulką w łbie.
– Uważaj sobie – rzuciłem oschle, odpinając pierwszego psa, gdy on złapał za karabińczyk od smyczy i uwolnił drugiego. – Smacznego, pieski – mruknąłem do nich. Obydwa rzuciły się, aby dopaść się do najlepszych kąsków z ciała zdrajcy. Ich mlaskanie to jak melodia dla moich uszu. – Zrób mi fotę, jak już się najedzą, a reszty się pozbądź! – rozkazałem, po czym ruszyłem w stronę wyjścia.
Mogło to trochę potrwać, a ja nie miałem czasu na przedstawienia. Idąc do swojego gabinetu, ponownie wyciągnąłem telefon. Tym razem zamierzałem odczytać wiadomość od siostry.
Cześć, wielki bossie. Jutro wracam do domu, pamiętasz?
Przystanąłem i przeczesałem włosy palcami. Oczywiście, że zapomniałem. Zakląłem pod nosem, bo jutro mieliśmy zebranie w sprawie przerzutu koki, a moja kochana siostrzyczka lubiła wciskać nos tam, gdzie nie trzeba. Zerknąłem na datę w telefonie, pomstując, że jej wakacje na Malediwach nie mogły trwać o jeden dzień dłużej albo ja mogłem zapamiętać ten cholerny dzień przyjazdu. Wystukałem odpowiedź:
Tyle razy mówiłem, żebyś się tak do mnie nie zwracała! Oczywiście, że pamiętam. Rodrigo po ciebie przyjedzie.
Wysłałem wiadomość tekstową, westchnąłem i ruszyłem przed siebie. Musiałem się napić czegoś mocniejszego i przemyśleć to, co ten śmieć w piwnicy mi powiedział. Trzeba było coś z tym zrobić! Zajebanie tego chuja to dopiero wierzchołek góry lodowej i będę musiał zlecić śledztwo, kto jeszcze podpierdala mi pod nosem odbiorców koki i ma takie jaja, żeby się wpieprzać na nie swój teren. W moich szeregach polecą łby za spierdolenie roboty, niech tylko dowiem się, która gnida nie trzymała jęzora za zębami!
ROZDZIAŁ 2
Rodrigo
Beznamiętnym wzrokiem patrzyłem, jak psy rozszarpywały tego zdrajcę. Skrępowany szamotał się przez kilka chwil, lecz później albo zemdlał, albo jeden z psów rozerwał mu ostrymi zębiskami tętnicę udową. Nie widziałem takiej jatki po raz pierwszy. Louis lubił znęcać się nad swoją ofiarą, aby sama widziała strach, który odbijał się w ślepiach psów. Jeden z pupilków szefa zdążył się nażreć, bo już leniwie zlizywał krew z betonowej posadzki.
Przysiadłem na krześle i odpaliłem fajkę, patrząc na syf w całej piwnicy. Na ścianach były kawałki mięsa i plamy z krwi. Całe szczęście, że nie ja musiałem to zeskrobywać i czyścić. Po egzekucjach trzeba było zniszczyć wszystkie dowody, w tym ślady DNA ze ścian, a drugim aspektem był smród rozkładających się części ciała, który niewątpliwie nie należał do przyjemnych.
Wypuściłem ostatni dymek z płuc i zdeptałem peta butem. Upewniłem się, że psy skończyły konsumpcję, po czym wydałem im komendę i zapiąłem smycze na ich kolczatkach. Musiałem je zaprowadzić na tyły rezydencji, gdzie był ich kojec. Jak zawsze wracały ociężale z przejedzenia. Zrobiłem jeszcze fotę dla szefa i wysłałem MMS, nim wyszedłem z piwnicy.Wystukałem też wiadomość na ekranie telefonu do ludzi z ochrony, gdy zamknąłem już psy w kojcu i powiesiłem smycze na haku.
Wasza kolej.
Odczytałem jeszcze wiadomość od szefa.
Jutro wraca Rozalie, odbierzesz ją z lotniska.
Odpisałem zwięźle.
Okej.
Siostra szefa to była moja zguba. Całkowite przeciwieństwo nas wszystkich. Szalona dziewczyna, która zawsze przypadkiem pakowała się w kłopoty, ale za to z czystym sercem. Nie skrzywdziłaby nawet muchy. Rozalie jest atrakcyjna, ale do tego bardzo inteligentna. Często próbowała ze mną flirtować, a ja wtedy zachowywałem się jak ostatni dupek. To siostra szefa, była poza moim zasięgiem. Gdybym ją tknął, już bym wisiał przywiązany za nadgarstki i rozrywany przez psy. Mógłby mnie też powolnie torturować. Wiedział, jak skutecznie zadać ból, żeby największy twardziel błagał o szybką śmierć.
Kobieta, choć wiedziała, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami i skąd pochodzi kasa na jej wycieczki, ciuchy i wszystkie zachcianki, nigdy nie przeciwstawiła się bratu. Zdawała sobie sprawę, że albo będzie siedzieć cicho, albo nie będzie miał dla niej litości.
Zawsze mnie dziwiło, jak jej się udało zachować dobroć i optymizm w takim miejscu, w jakim się wychowała. Mimo że szef nie bawił się w aranżowane małżeństwa, to wiadomo było, że nie odda jej byle komu. Nawet z tym dziewczyna miała pod górkę, bo on nie dopuszczał, aby byle kto się do niej zbliżał. Na swój sposób ją chronił.
Parsknąłem pod nosem na samą myśl, jak mu mówię, że chciałbym, aby zaakceptował mnie i Rozalie jako parę. Prędzej by mi kutasa odstrzelił, niż by się na to zgodził. Właśnie dlatego kobieta była dla mnie nieosiągalna, nie miałem co do tego złudnych nadziei.
– Co cię tak bawi?
Usłyszałem głos szefa, gdy przekroczyłem próg kuchni. Stał oparty o szafki i skubał winogrona z misy. Uniósł jedną brew, nie spuszczając ze mnie lodowatego spojrzenia, które stało się podejrzliwe, gdy cisza między nami się przedłużała. Odchrząknąłem, ale wiedziałem, że nie ma co ściemniać, bo szef miał szósty zmysł do wyczuwania łgarstwa. Mimo wszystko nie powiedziałem wprost, o czym myślałem.
– Co bym musiał zrobić, aby szef mnie dał na pożarcie psom. Stwierdziłem jednak, że nie chcę tego sprawdzać – odparłem, myjąc ręce w zlewozmywaku i szybko zmieniając temat. – Chłopaki kończą robotę.
– Czy jest coś, o czym chciałbyś mi powiedzieć? – warknął, niespodziewanie łapiąc mnie za gardło i patrząc mi prosto w oczy.
Z ledwością przełknąłem ślinę, starając się wyartykułować cokolwiek. Lekko poluźnił chwyt.
– Nie, szefie, to tylko moje głupie myśli.
Uwierzył mi, bo już po chwili zabrał dłoń i pokiwał głową.
– Uważaj, o czym myślisz, bo szybko mogę spełnić twoje najskrytsze marzenia – syknął, a ja pokiwałem głową.
Odbił się od szafki i nim wyszedł, rzucił do mnie przez ramię:
– Pamiętaj o Rozalie.
Dopiero gdy Louis opuścił kuchnię, wypuściłem tlen z płuc. Szef potrafił być w porządku, ale ostatnio zdecydowanie chodził w morderczym nastroju. Doskonale wiedziałem dlaczego. Tak było zawsze, gdy zbliżała się rocznica zabójstwa Carmen, pierwszej miłości Louisa, która wraz ze śmiercią zabrała jego serce do grobu. To już trzecia rocznica. Ta kulka była przeznaczona dla Louisa, ale zabójca, którego wynajął Bruno, na szczęście dla szefa chyba miał zeza. Bruno w przeciwieństwie do Olia z piwnicy zabito od razu, dostał kulkę w łeb. Pamiętam jak dziś, gdy jego mózg rozbryzgał się dookoła. Wtedy szef stracił ostatnią cząstkę człowieczeństwa i zmienił się na dobre, stając się maszyną do zabijania wszystkich, którzy stanęli mu na drodze.
Mam to na uwadze i wiem, że mnie także darzy ograniczonym zaufaniem, o czym przed chwilą dobitnie mi przypomniał.