Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Tak mnie nakręcał, że było mi wszystko obojętne. Byłam gotowa oddać mu się na oczach ludzi, by tylko zaspokoił głód, który mnie trawił. Przy nim stawałam się dziką kotką w rui. Rozkosz, jaką mi dawał, była warta tego, by wystawić się na widok publiczny, była warta oddawania się mu w pociągu relacji Wrocław – Gdańsk. Adam pocierał mnie przez rajstopy, coraz bardziej wilgotne, a ja napierałam na jego dłoń, pragnąc więcej."
Kobieta jedzie na konferencję naukową, gdzie spotyka dawnego kochanka. Płomień między nimi wybucha na nowo, lecz oboje muszą wracać do domu do swoich rodzin. Jednak w pociągu czeka ją wielkie zaskoczenie...
Klub wypełniony po brzegi ludźmi, pędzący pociąg, a może ustronne miejsce w parku?
I ten lęk, ten dreszczyk emocji, czy ktoś Was nie nakryje na gorącym uczynku...
A może przeciwnie - ta świadomość, że ktoś zaraz może wejść, dodatkowo Cię podkręca?
Zbiór 10 pikantnych opowiadań spodoba się wszystkim, którzy w seksie szukają mocnych wrażeń i chętnie eksperymentują... nie tylko w łóżku!
Poczuć ją
Łowy
Pociąg
Momenty. Skradziona rozkosz
Noc w klubie: Potrójna przyjemność
Bardzo upalne lato
Wysokie loty
Słoneczne języki
Kontroler biletów
Koncert
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 166
Camille Bech, Andrea Hansen, Victoria Październy, Nadia Drozd, Ewa Maciejczuk, Annah Viki M., Catrina Curant, Erika Svensson, Alessandra Red
Tłumaczenie Emil Chłabko
Lust
LUST poleca: W miejscach publicznych - opowiadania erotyczne
Tłumaczenie Emil Chłabko
Tytuł oryginału LUST poleca: W miejscach publicznych - opowiadania erotyczne
Język oryginału duński
Zdjęcie na okładce: Shutterstock
Copyright © 2023 Camille Bech, Andrea Hansen, Victoria Październy, Nadia Drozd, Ewa Maciejczuk, Annah Viki M., Catrina Curant, Erika Svensson, Alessandra Red i LUST
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788727094229
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.
www.sagaegmont.com
Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.
Las mijany niepostrzeżenie. Małe miejscowości. Wełniste owce w nieruchomym krajobrazie. Gdy za bardzo kręci mi się w głowie, żeby patrzeć na to, co jest blisko, pozwalam, by wzrok spoczął na czymś w oddali. Myślę, że to dokładnie tak jak w życiu – skupiać się na tym, co w danej chwili daje najwięcej siły. Od czasu do czasu kołyszemy się we wspólnym ruchu. My, nieliczni pasażerowie wiezieni dokądś. Wagon się przechyla i ktoś podnosi wzrok. Prostuję się, próbując przybrać wygodniejszą pozycję na skrzypiącym siedzeniu. Fotele są tak skonstruowane, jakby zrobiono je po to, żeby człowiek nie mógł na nich zasnąć. Pewnie taki był zamysł. Gdy jadę pociągiem, zawsze patrzę przez okno, co prowadzi do tego, że sztywnieje mi kark. Ale nie mogę się powstrzymać. Deszcz padający na pustkowia jest dziś drobny i lekki jak niespieszny pocałunek. Widzę, że naprawdę mocny deszcz czai się i czeka w chmurach. Zdążą się zrobić niemal niebieskoczarne w oczekiwaniu na możliwość ujścia, zwalenia się na nas, siedzących i zakapsułowanych w wyściełanym metalowym olbrzymie. Chciałabym się kąpać w tym deszczu, zdjąć z siebie ubrania i leżeć pod niebem, gdy będzie się ono otwierać. Pozwolić mu przyjść, pozwolić mu spaść. Wagon znowu przechyla się i tym razem podnoszę wzrok.
Moje spojrzenie mimowolnie ląduje na kobiecie, która jedzie tyłem do kierunku jazdy, więc siedzi zwrócona do mnie po drugiej stronie przejścia. Czyta szeleszczącą gazetę i pije coś z tekturowego kubka. Przez chwilę przyglądam się jej palcom wokół tego kubka, a potem dostrzegam wystający niewielki skrawek herbacianej torebki i sznureczek na brzegu. Nie mogę rozpoznać rodzaju herbaty, kobieta jest oddalona o zbyt wiele rzędów. Jej palce wyglądają na zmarznięte. Bierze małe, ostrożne łyki, a mnie się wydaje, że kupiła herbatę głównie po to, żeby się rozgrzać. W wagonie czuć przeciąg, ale ja jak zwykle jestem ubrana za ciepło, więc mi to nie przeszkadza. Chciałabym zaoferować jej swój szal, który leży zwinięty i nieużywany na siedzeniu obok mnie. Wydałoby się to dziwne? Wyobrażam sobie, jak się uśmiecha i przyznaje, że trochę marznie. Zapytałaby, czy chcę się przysiąść, czy nie mam nic przeciwko, by jechać tyłem. Nie mam. Widzę w wyobraźni, jak siadam obok tej kobiety i spoglądam w kierunku miejsca, gdzie sama przed chwilą siedziałam i gdzie nadal znajduje się moje prawdziwe ciało. Jak wygląda? Jak ja wyglądam? Nagle zdaję sobie sprawę, że przypatruję się kobiecie nieco zbyt intensywnie, więc szybko z powrotem spoglądam w stronę okna, ale zdaje się, że niczego nie zauważyła. Wjeżdżamy do tunelu i gwałtowny szum przelatuje przez wagon. Podpatruję ją w ciemności, ale nie widzę nic poza rozmazanymi konturami. Nagle z powrotem wyjeżdżamy na światło, a ona napotyka moje spojrzenie. Natychmiast odwracam wzrok. Powinnam była to przewidzieć. Nie mogła czytać swojego dziennika w ciemnościach tunelu. Trochę trwa, zanim odważam się znowu na nią spojrzeć, i robię to ukradkiem. Tym razem przyglądam się nieco dokładniej. Wygląda, jakby była mniej więcej w moim wieku, ale może też być trochę starsza. Jej ciemne włosy są pozwijane i splecione w misterną fryzurę, która wydaje się staromodna i przesuwa się na bok, gdy zostaje przygnieciona do zagłówka. Ciepła, miękka bułeczka włosów, która przyciska się do jej szyi i ucha. Próbuję wyobrazić sobie własne potargane włosy, jak zawsze trochę nieposłuszne. Jak to wygląda z jej strony?
Do naszego wagonu wchodzi konduktorka, a ja zaczynam szukać biletu. Już raz go pokazywałam, ale myślę, że równie dobrze mogę to zrobić ponownie. Nie pamiętam, kiedy ta współpasażerka wsiadła, może na poprzedniej stacji. Pewnie byłam zbyt zajęta wyglądaniem przez okno, żeby ją zauważyć. Pokazuję bilet konduktorce, która idzie dalej. Zatrzymuje się przy kobiecie i mówi coś, na co tamta się śmieje i odpowiada twierdząco. Tak mi się wydaje. Znają się? Kobieta uśmiecha się, gdy konduktorka znika w następnym wagonie. To uśmiech, który mocno zaraża, a ja znowu patrzę w okno, żeby się nie zdradzić, że podsłuchiwałam. Pozwalam upłynąć, jak sądzę, kilku długim minutom. Zjeżdżamy do niewielkiej kotliny i liczba owiec wzrasta. Próbuję je policzyć i czuję, że prawie zapadam w drzemkę. Na chwilę zapominam o kobiecie i jej gazecie. Gdy pociąg się zatrzymuje, spoglądam w jej stronę, ale siedzi nadal. Nikt w naszym wagonie się nie rusza. Nie widzę zbyt dobrze pozostałych kilku pasażerów, poza kapeluszem i paroma szczytami głów o różnych kolorach i rodzajach włosów. Na małym peronie czekają stara kobieta z mężem, jak zgaduję, i odbierają młodego chłopaka, który ma nie więcej niż piętnaście lat. Nie widzę, żeby poza nim ktoś inny wsiadał lub wysiadał. Dalej czeka nas spokojna jazda przez góry. Jechałam wcześniej tym odcinkiem. Trasa do następnej stacji wiedzie przez cały szereg tuneli. Prawie godzina pojawiających się na zmianę tuneli i widoków, światła i ciemności. Kotlina była tylko małą zapowiedzią tego, co dopiero przed nami. Kobieta i ja będziemy nadal siedzieć w tym samym wagonie i oddychać tym samym powietrzem. Dlaczego nie zmieni miejsca, żeby nie jechać tyłem? Widzi, że ją obserwuję?
Pociąg znowu rusza, ten wielki potwór, który rozcina krajobraz na pół. Początkowo jedzie powoli i zaczyna się toczyć jak zwierzę, które rozciąga się po kilku miesiącach zimowego snu. Tym razem jest jednak inaczej. Wibracja w głębi silników, przyjemne brzęczenie w maszynerii, delikatne jak mruczenie kota. Nie wiem, czy ktoś oprócz mnie potrafi to uchwycić. To nie tyle dźwięk, co odczucie. W palcach u stóp, to łechtanie, drganie we wszystkich włosach na moim ciele, łaskotki wzdłuż wewnętrznej strony uda przez kość ogonową i kręgosłup aż do skóry głowy. Pamiętam to doznanie, odkąd miałam dwanaście lat i jechałam rowerem po żwirowej drodze przed domem rodziców. Już wcześniej jeździłam tamtędy wiele razy, ale wtedy po raz pierwszy tego doznałam. Żwir wywołał drganie biegnące przez rower i średniotwarde siodełko ku miękkości i młodości między moimi nogami. Tego lata często jeździłam rowerem w tę i z powrotem po żwirowej drodze, starając się wyglądać tak naturalnie, jak to tylko możliwe. Kolejnego lata straciło to swój czar, ale nadal pamiętam to doznanie, rozkosz rozciągającą się aż do ud. Gdy pociąg rusza, odczucie jest takie samo. Rozdzielam złączone kolana. Moje nogi pozostawały skrzyżowane przez całą podróż, więc teraz z całą pewnością pod spodniami mam czerwone pręgi. Z nogami uwolnionymi z zablokowanej pozycji bardziej się rozluźniam i nieco zanurzam w siedzenie. Zaczęło się delikatne, niemal niesłyszalne bębnienie o szybę. Może słyszę je tylko w wyobraźni, dźwięk zaczerpnięty z pamięci, gdy widzę krople spływające po szybie. Raz po raz, spokojnie, pada jedna po drugiej. Ich kolor jest fantastyczny, wręcz niemożliwy. Zawsze myślałam, że kolor kropel deszczu pochodzi ze świata magicznych istot – aniołów i jednorożców. A teraz jest taki jak ja i moje myśli. Słaby blask świeci przez małe bąbelki wody i sprawia, że są raz żółtawe, raz niebieskie, raz różowe. Brzęczenie dotarło do mojego łona, a ja czuję, jakie jest rozluźnione, i przypominam sobie, kiedy ostatni raz byłam naga w obecności drugiego człowieka. To było po suto zakrapianym wieczorze w barze, nic godnego zapamiętania. Następnego dnia spłukałam kaca filiżanką mocnej kawy na stacji benzynowej i nigdy nie miałam zamiaru tego powtarzać. Nie należy spotykać szybkich partnerów w barach, gdy obie zainteresowane strony mają fałszywe postrzeganie rzeczywistości i ograniczoną zdolność oceny. Powinno się to odbywać w znacznie bardziej zmysłowych miejscach. Przestrzeniach sprzyjających spotkaniom. Umożliwiającym spojrzenia i rzeczywisty kontakt. W pociągu.
Znowu spoglądam w stronę kobiety. Siedzi, notując coś w gazecie. Co pisze? Sądząc po tym, jak daleko zdawała się zajść w czytaniu, dotarła już do części z krzyżówkami. Zastanawiam się, czy głowi się nad jakimś słowem czy raczej rozwiązuje sudoku. Zawsze byłam słaba w krzyżówkach. Mała cierpliwość, słabe wyczucie językowe. Ale ma swój urok patrzenie, jak inni je rozwiązują, jak ich oczy zwężają się w skupieniu, jak próbują złożyć litery w kilku różnych kierunkach, żeby stworzyć słowo. Ci, którzy to robią, zdają się dzierżyć klucz do czegoś czułego i intymnego, do powolnej rozkoszy dokładnie teraz, w tym momencie, wraz z papierem gazetowym i przeciw niemu. Dzisiejsza krzyżówka dziś. Jutrzejsza krzyżówka jutro. Oczy kobiety nieruchomieją, gdy przykłada ołówek do warg i myśli, czy nie zapędziła się w kozi róg swoim ostatnim wyborem. Mięśnie wokół oczu układają się w niewielkie zmarszczki i niesamowicie trudne do zauważenia dołeczki tuż pod brwiami. Nie widzę tego, a jednak widzę. Wyobrażam sobie, że się przesiadła, żeby zrobić mi miejsce, i teraz rozwiązujemy krzyżówkę wspólnie.
Mój szal spoczywa na jej ramionach, a na nim spoczywają jej luźno upięte włosy. Zastanawiam się, czy jakiś włos zostanie na materiale. Chciałabym tego. Czuję jej odległe ciepło na siedzeniu, tym, na którym przed chwilą się znajdowała, i patrzę na litery nabazgrane w krzyżówce. Cienki, niemal szary papier zdobią słowa, takie jak: kleszcz, maruder i runda. Słowa, których nie używam na co dzień, ale kto ich właściwie używa? Pomagamy sobie nawzajem zgadnąć dłuższe słowo, a potem krótkie, którego nigdy nie słyszała. „Skok”. Noga zająca. Nie wiem, dlaczego to sobie przypomniałam, może to pamiątka z podstawówki. Kobieta się uśmiecha, dokładnie jak do konduktorki. Zdaje się zadowolona, że sobie pomagamy. To uczucie znowu we mnie wstępuje. Pyta o inne słowo, takie, którego jeszcze nie udało się jej zgadnąć. Jak brzmi jej głos? Mówi dialektem?
Wzdrygam się, złapana na gorącym uczynku przez samą siebie, gdy moje spojrzenie spoczywa na jej cienkich palcach, które znowu obejmują tekturowy kubek. Musi być już pusty albo zimny. Paznokcie są krótko obcięte, koniuszki palców niemal przezroczyste, białe od zimna. Będzie gorzej, gdy wjedziemy w góry. Zastanawiam się, dlaczego jest tak lekko ubrana. Ciemna spódnica, granatowa bluzka i cienkie buty. Ja mam na sobie spodnie, buty z cholewami i sweter z dzianiny. Mimo lata i tego, że na zewnątrz w ogóle nie jest szczególnie zimno, coś się dzieje z temperaturą w środkach transportu, zwłaszcza pociągach i samolotach. Wentylacja jest przeznaczona na lepszą pogodę. Powinnam zaproponować jej swój szal.
Kobieta bardziej naciąga szal i mocniej się nim otula. Pytam, czy jej zimno, choć nie mam jej nic więcej do zaoferowania. Potwierdza z pewnym zażenowaniem, że spieszyła się na pociąg tak bardzo, że zostawiła żakiet w taksówce. Śmieję się, a ona mi wtóruje. Nazywa siebie roztrzepańcem. Uspokajam, że może się zdarzyć najlepszym. Chwilę rozmawiamy o tym, skąd pochodzimy i dokąd jedziemy. O górach za oknem i jaka będzie pogoda, gdyż zanosi się na rzeczywiste oberwanie chmury. Ubolewa, że gdy niebo się otworzy, zmyje wszystkie skromne, drobne krople na szybie razem z magicznymi kolorami. Przez cały czas koncentruję się na jej głosie, jest ciepły i przypomina gruchanie. Nie wiem, o co pyta, nie wiem, co odpowiadam. Czasami nie wiem, która z nas mówi. To nie tak ważne.
Zostaję zbudzona ze swojego snu na jawie, gdy do wagonu wchodzi starsza pani sprzedająca słodycze i napoje. Kobieta kupuje jeszcze jeden kubek herbaty i pudełko miętowych pastylek. Ja kupuję kawę i kanapkę, które stawiam na stoliku przed sobą. Sprzedawczyni znika, a w wagonie rozlega się szelest wszystkich otwieranych opakowań. Powierzchnia kawy stanowi przeciwieństwo kropel deszczu po zewnętrznej stronie okna – jest mętna i matowa, i dziwnie zmieniają się jej barwy, tęczowe jak od chemikaliów albo benzyny w brudnej kałuży. Smakuje kwaśno i dość ostro, jakby zbiornik, w którym chlupotała podczas podróży, długo nie był czyszczony. Ostry smak lekko kłuje w nos, ale wypijam cały kubek, nie ruszając trójkątnych, jednorazowych opakowań z mlekiem, które dostałam do kawy. Na chwilę budzę się z ospałości i mam czas, żeby poobserwować nisko wiszące chmury. Chcę powiedzieć kobiecie, że już niedaleko, ale na mnie nie patrzy. Ma wzrok spuszczony na krzyżówkę, którą mogłybyśmy rozwiązać wspólnie.
Gdy krzyżówka jest rozwiązana, trochę na chybił trafił przeglądamy gazetę. Czytamy razem dłuższy reportaż albo krótkie newsy, o których dyskutujemy półgłosem. Mówię coś błyskotliwego na temat recenzji nowej restauracji, a kobieta się śmieje. Odruchowo kładzie rękę na moim kolanie. Dłoń jest niewielka i zimna, ale sztucznie rozgrzana od kubka herbaty. Jej palce są jeszcze szczuplejsze, niż wcześniej sądziłam. Przez to dłonie wyglądają jak małe, jasne pająki. Jedna trzymająca gorący tekturowy kubek, a druga, chłodna jak kamień, spoczywająca obok mojej rzepki. Czekam, aż ją zabierze, ale tego nie robi.
Wjeżdżamy w pierwszą ciemność. Pociąg rozpoczął swoją wspinaczkę i właśnie pochłania nas pierwszy z kilku tuneli. Miękki kobierzec mroku jest gęsty i gładki, przywodzi na myśl ciężkie aksamitne kotary w starym teatrze. Ale kotary w teatrze są zwykle czerwone. Ten aksamit, w który się teraz zanurzamy, ma głęboki odcień zieleni albo może granatu jak bluzka marszcząca się na piersi kobiety. Pewnie, że nie mogę teraz tego zobaczyć, pewnie, że to tylko wyobrażenie. Ale wydaje mi się, że widzę dwie nogi, które jaśnieją zwrócone w moją stronę, nagie w tunelu. Światło sygnalizacji informującej o wyjściu awaryjnym przelatuje za oknem, rozświetlając na moment zarys jej twarzy – półotwarte usta, zgięty kark. Dopiero teraz wydaje mi się bardzo dekadencka. Ze swoimi ubraniami i fryzurą, a także oszczędnie umalowaną twarzą mogłaby pasować do innego dziesięciolecia, do innej epoki albo innego kontekstu. Mogłaby pracować w luksusowym francuskim butiku, takim, w którym sprzedaje się perfumy i jedwabne apaszki. Zastanawiam się, o czym myśli, teraz, kiedy nie może czytać. O kimś, do kogo właśnie jedzie, albo o tym, skąd wraca?
Milcząc, siedzimy obok siebie w ciemności. Ssanie spowodowane przez pociąg pędzący w tunelu sprawia, że rozlega się głośny odgłos przeciągu, który dudni za oknem. Siedzimy jednak w milczeniu. Jej ręka na moim kolanie. Przełykam ślinę. Gdy się wysilam, słyszę dźwięk swoich brzdąkających blisko kolczyków, tłumiony głośnym szumem powietrza, przez które się przeciskamy. W wagonie dudni i na pół sekundy kobieta wciska koniuszki palców w moją skórę. Nie mocno, ale wystarczająco, żebym to poczuła. Przechodzi mnie wewnętrzny dreszcz. Na nowo odczuwam wibracje płynące z wnętrza pociągu. Żwir. Małe, płaskie kamienne bloki podtrzymujące szyny, po których właśnie przejeżdżamy, drżą wraz ze mną. Przez ciemną, brudną stal czuję skałę, górę, całą jej istotę. Przez materiał moich spodni, przez ciemność dociera do mojej skóry, a także dalej, do dłoni kobiety.
Rozbłyskujące nagle w przedziale światło, gdy wyjeżdżamy z tunelu, niemal sprawia ból. Przez kilka sekund jestem oślepiona i w tym momencie myślę o wszystkim, co słyszałam o światełku na końcu tunelu. Kilkoro pasażerów, których dokładnie tak jak mnie zaskoczyła gwałtowna zmiana nastroju, poprawia się na swoich miejscach. Wjechaliśmy trochę pod górę, ale zanim będziemy mogli zacząć zjazd z drugiej strony, mamy jeszcze kawałek. Spoglądam na jezioro, tak lśniące i spokojne, że wygląda jak skrawek nieba, który spadł na ziemię. Dalszy podjazd będzie oznaczać, że wjeżdżamy dokładnie w deszczową chmurę i stajemy się częścią jej wilgoci i ciemności. Zastanawiam się, ile owiec chodzi tam, na dole, czy pada, a jeśli tak, to jak ciężka staje się ich wełna. Chciałabym kiedyś pracować w gospodarstwie, choćby tylko po to, żeby wyciskać deszczówkę z grubej owczej wełny i czuć jej zapach wraz z zapachem natury po deszczu. Zapach narodzin pogody, pól i budzącej się ziemi. Zdaje się jednak, że żaden porządny deszcz nie pada jeszcze w dolinie. Światło znowu znika i to ostatnia rzecz, jaką tam widzę. Druga ciemność spowija z mniejszą gwałtownością, pozwalając stopniowo się z nią oswoić. Przez kilkaset metrów tory są oświetlone przez lampy, pewnie ze względu na budowę. W półświetle odważam się znowu rzucić spojrzenie na kobietę. Tutaj może nadal czytać, ale tego nie robi. Siedzi i uśmiecha się do czegoś, w czym nie uczestniczę. Szukam w jej twarzy choćby małego znaku tego, o czym myśli. Widzi mnie? Widzi też siebie, rozebraną w moich myślach?
Zaczęłam teraz polować na jej uśmiech i czuję delikatne ukłucie za każdym razem, gdy udaje mi się go na moment dostać. Zaczepiła we mnie mały haczyk i ciągnie go do siebie, a ja się zastanawiam, czy tylko ja to widzę, czy jest to świadome z jej strony. Gdy lampy znikają w tunelu, nie widzę już jej uśmiechu, ale czuję go na policzku. Jej ciepły oddech przenika przez chłodne powietrze i kładzie się na mojej twarzy jak potwierdzenie, rozpościera się jak pole elektryczne. Kobieta pochyla się, a ja czuję, jak jej twarz zbliża się w ciemności. Przykłada usta do linii mojej szczęki i zostawia mały ślad. Siedzę zupełnie nieruchomo, podczas gdy jej wargi formują drobną ścieżkę małych, delikatnych pocałunków w stronę mojego ucha. Niezmierna czułość i powolność jej ruchów całkowicie mnie hipnotyzują. Porusza się w ciemności w kontrolowany i metodyczny sposób, a ja mogę tylko siedzieć bez ruchu i czekać. Zasysa płatek mojego ucha, wędruje po nim językiem, szepcze coś, czego nie rozumiem. W tunelu głośno szumi, a może to wewnątrz mnie znajduje się tunel? Lekkie ugryzienie w płatek ucha i coś się we mnie rozciąga i rozluźnia, jakiś punkt głęboko w piersi, który uzmysławia mi, że chcę więcej. Współpasażerka odchyla się ode mnie i zmienia pozycję na siedzeniu. Dopiero wtedy zdaję sobie sprawę z ciepła, które zaległo nad naszymi siedzeniami jak kopuła. W pozostałej części pociągu jest zimno i hulają przeciągi, ale my stworzyłyśmy własną bańkę wibrująco ciepłej wilgoci. Majaczy nad nami jak chmury nad górami i grozi, że się otworzy. Chwytam jej spojrzenie w ciemności, białko oka i ciemną tęczówkę w środku. Źrenica jest niewidoczna, a jednak czuję, jak kobieta świdruje mnie wzrokiem.
Nie przemyślawszy tego do końca, wstaję z siedzenia i podchodzę do niej, mijam jej oczy w ciemności i idę dalej jak w transie do toalety na końcu wagonu. Dokładnie w momencie, gdy zamykam za sobą drzwi, słyszę, jak szum puszcza pociąg z uścisku, i znów wyjeżdżamy na światło dnia i ciszę. A ja stoję nadal w ciemnej, obskurnej toalecie z czołem opartym o chwiejne przesuwane drzwi. Nie zapalam światła. Pulsowanie pociągu jest teraz we mnie i nie potrafię go odróżnić od uderzeń własnego serca. Ciągle mnie łaskocze płatek ucha po jej ugryzieniu, tym, którego wcale nie zrobiła, i podnoszę do niego palec. Myśląc o kobiecie, przypominam sobie osobę z baru zeszłej zimy i to, jakie uczucie sprawiał jej dotyk. Przyciskam czoło mocniej do drzwi, zamykam oczy i rozpinam guzik dżinsów, a potem suwak. Moje palce są gorące, gdy wprowadzam je do majtek jeden po drugim, i zanim zdążę się powstrzymać, wydaję głośny jęk. Mam nadzieję, że nie słychać tego w wagonie.
Najczęściej, gdy się onanizuję w toalecie w pracy, to jest rutyna. Przewijam w myślach jakiś stary numerek jak sekwencję filmową albo może coś, o czym czytałam, i przez chwilę pozwalam palcom rutynowo pracować. Jestem już wilgotniejsza niż zwykle, a dzieje się to tak szybko, że sama się dziwię. To uczucie mnie przytłacza. Pocieram kciuk o łechtaczkę mocniej niż zazwyczaj, aż dostaję w nim skurczu, i zamiast tego do łona muszę przyciskać knykcie. Muskają o łechtaczkę jeden po drugim jak naszyjnik z pereł. Gdy dochodzę, muszę się przytrzymać, żeby nie stracić równowagi. Całkowicie przepocona stoję, jak stałam, nadal przyklejona do drzwi. Jak długo byłam tu, w środku?
Gdy myję ręce i wracam na swoje miejsce, znowu jest ciemno, dokładnie jak wtedy, gdy je opuszczałam. Z początku nie mam odwagi spojrzeć na kobietę, przestraszona, że mnie przejrzy. Ale stopniowo rozluźniam się w mroku i ostatecznie szukam jej twarzy wśród ciemności. Widzę jej kontury. Widzę ją. I chcę, żeby mnie przejrzała.
Znowu światło. Nasze spojrzenia się spotykają. Pociąg z powrotem wyjeżdża z tunelu z tak dużą prędkością, że nikt nie ma czasu zareagować. Wszystkie dusze w przedziale zastygają na swoich miejscach, niespodziewanie przyłapane akurat na tym, czym się zajmowały w ciemności, a moje spojrzenie jest utkwione w spojrzeniu kobiety. Odwzajemnia je, patrzy prosto na mnie, ale nie jest to spojrzenie nieprzyjazne. Trudno mi je rozszyfrować i mogę tylko dziękować swojemu sprzyjającemu ciału za to, że nie płonę teraz rumieńcem. A jednak mam poczucie, jakby mogła zajrzeć do mojego wnętrza, czytać moje myśli, czuć moje tętno pod już zbyt ciepłym swetrem. Myślę o owcach w dolinie, uwięzionych w deszczu i obciążonych mokrą wełną. Sama czuję się uwięziona w uścisku wagonu, a pod swetrem jestem mokra od potu i mam pewność, że on mnie zdradza. W oczach kobiety pojawia się błysk, figlarny płomyk w tej normalnie tak przyjaznej twarzy, a ja drżę z błogości i od napięcia mam sucho w gardle. Żadna z nas nie musi przerywać kontaktu wzrokowego, bo zaraz znowu jesteśmy w tunelu. Jakiś pasażer, który próbował czytać, wydaje okrzyk niezadowolenia, ale ja czuję ulgę, że ponownie spowiła nas matowa ciemność. Tym razem nie ma lamp, które rozświetlają roboty na torach, tylko gęsta, nieprzenikniona ciemność i drgające szyny. Znowu czuję je w ciele.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.