10 sposobów na podgrzanie atmosfery – zbiór opowiadań erotycznych na przetrwanie zimy - VER, M. Martinez & K. Krakowiak, Catrina Curant, Ewa Maciejczuk, SheWolf, Chrystelle LeRoy - ebook + audiobook

10 sposobów na podgrzanie atmosfery – zbiór opowiadań erotycznych na przetrwanie zimy ebook

VER, M. Martinez & K. Krakowiak, Catrina Curant, Ewa Maciejczuk, – Shewolf, Chrystelle Leroy

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

„– Zawsze tyle gadasz? – rzucił, a ona parsknęła.

– A ty zawsze jesteś takim bucem? – odwarknęła zirytowana jego tonem. Zatrzymał się nagle, złapał ją za ramię i nachylił się tak, że prawie dotknął jej policzka nosem. Wciągnęła głęboko powietrze, pachniał lasem, niczym innym. Zapach mchu, kory, liści, deszczu. Zamarła, a gdy powietrze z jego ust owiało ciepłem jej policzek, zadrżała. Musiał to wyczuć, zacisk na ramieniu złagodniał.

– Tylko gdy podoba mi się dużo za młoda kobieta – odpowiedział cicho, a potem puścił ją i ruszył szybko, nie czekając, czy nadąży."

Ich dwoje: tajemniczy mężczyzna w lesie, który powinien być dla niej zakazany. I młoda dziewczyna, której przypadkiem pomaga. Napięcie, erotyzm i zbyt duża różnica wieku. Ona dopiero wkracza w życie. On przeżył dużo, do tego jest dominujący i doskonale wie, że Julia nie jest dla niego.

Las pachnie pożądaniem, które musi zostać ugaszone, bo wszystko pochłonie. Lato zapowiada się wilgotne i gorące, dokładnie takie, jak jej usta. Odważysz się wejść... do lasu?

Kto powiedział, że tylko latem można przeżyć ognisty romans? Autorki Lust pokazują, że jest to możliwe przez cały rok, nawet w środku mroźnej zimy.

Warto sięgnąć po zbiór 10 pikantnych, niegrzecznych opowiadań, które rozgrzeją Was lepiej niż kubek parującej herbaty z imbirem.

To antologia dla odważnych i wyzwolonych, które i którzy nie boją się testować własnych granic!

W skład zbioru wchodzą następujące opowiadania:

Niezwykle ciepła zima w Montrealu

Dolce Vita

Spotkanie we mgle

Las pachnący namiętnością

Plan Alfa

Wspólnicy

Licytacja, czyli historia miłości za 821 zł

Miłość na wakacje

Ranczo

Intrygujący świadek

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 209

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność



Podobne


Chrystelle LeRoy, SheWolf, Ewa Maciejczuk, Catrina Curant, M. Martinez & K. Krakowiak, VER

10 sposobów na podgrzanie atmosfery – zbiór opowiadań erotycznych na przetrwanie zimy

Lust

10 sposobów na podgrzanie atmosfery – zbiór opowiadań erotycznych na przetrwanie zimy

TłumaczenieLUST

Zdjęcie na okładce: Shutterstock

Copyright © 2023 Chrystelle LeRoy, SheWolf, Ewa Maciejczuk, Catrina Curant, M. Martinez & K. Krakowiak, VER i LUST

Wszystkie prawa zastrzeżone

ISBN: 9788727091488 

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

www.sagaegmont.com

Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.

Niezwykle ciepła zima w Montrealu - opowiadanie erotyczne

Długie zimy tym się wyróżniają, że ciągną się w nieskończoność, zwłaszcza w takim mieście jak Montreal, które leży daleko na północy. Można jeszcze dodać, że jest ciemno i ponuro, ale i tak wiadomo, o co chodzi. Są takie dni, jak na przykład dziś, kiedy marzę o plaży, leżeniu w słońcu, o szumie fal kołyszących moje myśli. Szczerze mówiąc, naprawdę pilnie potrzebuję słońca, ciepłego morza i rajskiej plaży! Ale mój napięty budżet pozwala mi najwyżej na lampę słoneczną. Tak więc do kwietnia jest zimno. Praca, zimno, sen i znów od nowa! A na poprawę humoru mam w biurze masę dokumentów do wypełnienia, i tak całymi dniami. Moje pokłady optymizmu biorą się chyba ze zdolności do improwizowania.

Ostatnio dziewczyny z mojego teamu są jakieś takie wesolutkie. Chyba nie ma to nic wspólnego z popularnymi serialami (i tak wszystkich w nich uśmiercają) ani z sukcesami lokalnej drużyny hokejowej, bo jej fanów w biurze raczej nie ma. Tak czy inaczej, dzieje się coś dziwnego. Muszę dowiedzieć się, o co chodzi. Fascynująca zagadka, choć w skali mikro, ale zważywszy na to, że akurat ten luty trwa z osiem tygodni, małe śledztwo musi mi wystarczyć.

Przerwa na kawę to idealny czas, żeby złapać Marianne, naszą biurową smukłą blondynkę. Jest singielką, jak ja, i to pełną życia, nawet gdy wciąż pada śnieg, co jest nie lada osiągnięciem. Marianne pracuje w dziale komunikacji i ma w sobie dużo empatii, co zamierzam bezwstydnie wykorzystać.

Jako dziewczyna finezyjna i subtelna szybko przechodzę do sedna, choć nie obyło się bez wstępnej gadki o serialach, które dla osoby po czterdziestce (czyli mnie) są źródłem rozrywki. Zagadnięta, dlaczego dziewczyny w biurze są w tak zaskakująco dobrym nastroju, Marianne spojrzała na mnie, po czym zapytała:

‒ Clara, kojarzysz te wszystkie modne bary z happy hour od piątej do siódmej, które otwierają się w dziwnych miejscach?

Czy je kojarzę? To miasto może poszczycić się długą tradycją mniej lub bardziej legalnych barów w najbardziej ekscentrycznych dzielnicach, często w starych albo nawet w czynnych fabrykach, gdzie między dwoma sklepami stoi bar. Otóż tak, jak najbardziej je kojarzę!

‒ No to wyobraź sobie ‒ ciągnęła podekscytowana Marianne, z którą rozumiemy się w pół słowa, a czasem nawet bez słów ‒ że znaleźliśmy najmodniejszy bar, najlepszą miejscówkę w całym Montrealu.

Najmodniejszy bar i najlepsza miejscówka? Dość odważne stwierdzenie. Normalne, tradycyjne bary praktycznie zniknęły z krajobrazu miasta z powodu powszechnej pogoni za oryginalnością i ekscentrycznością. Marianne bardzo mnie zaintrygowała, a gdy to dostrzegła, dodała z uśmieszkiem:

‒ Chodź tam ze mną jutro po pracy. – Zrobiła pauzę, budując napięcie. ‒ Ale obowiązkowo musisz wziąć kostium kąpielowy.

Kostium kąpielowy? Chyba ją pogięło. Żeby pokonać drogę do samochodu, muszę wcisnąć na siebie więcej warstw ciuchów niż astronauta na spacer po Marsie.

Marianne znów milczała przez chwilę, po czym oznajmiła z tajemniczą miną:

‒ Zobaczysz, spodoba ci się.

Przez resztę dnia próbowałam wyciągnąć z niej coś więcej na temat baru, ale nic z tego.

Następnego dnia wyszłam po pracy z biura z kostiumem kąpielowym i ręcznikiem plażowym w torbie, co jest dość nietypowe na oblodzonych chodnikach Montrealu. Pojechałam samochodem za Marianne w kierunku dzielnicy przemysłowej, niedaleko rzeki, kawałek za Cité du Multimédia. Marianne wjechała na parking, a ja za nią, wciąż trochę zdezorientowana. W pobliżu, poza rzędami równo ustawionych kontenerów, nie było żadnych budynków, po prostu absolutnie nic.

Jednak obok kontenerów ustawił się sznurek samochodów. Marianne zatrzymała się, a ja tuż za nią, już trochę poirytowana. Zastanawiałam się, czy koleżanka nie robi sobie ze mnie jaj. Ale nie, bo Marianne wysiadła z samochodu i ruszyła w stronę ściany kontenerów, dając mi znak, żebym poszła za nią. Pomyślałam wtedy, że może powinnam już zacząć się martwić.

Marianne poczekała na mnie z szerokim uśmiechem, po czym podeszła do metalowej ściany i pchnęła ją. Jakimś cudem ten kawałek ściany otworzył się, bo to były drzwi! Dwóch twardzieli, ubranych całkiem elegancko jak na wyprawę polarną, otaksowało nas z góry do dołu i przepuściło przez kurtynę powietrzną, która oddzielała lutową aurę, którą została za nami, od nieznanego, w które wkraczałyśmy.

Ujrzałam sporych rozmiarów pomieszczenie, gdzie zostawiłyśmy ciepłe płaszcze, czapki, kurtki i kozaki, i przeszłyśmy do luksusowej przebieralni basenowej. Rzadko bywam na basenie, bo wizja zanurzenia się w cementowej, prostokątnej dziurze wypchanej rozedrganymi rękami i nogami oraz pachnącej chlorem jakoś do mnie nie przemawiała.

Marianne roześmiała się, widząc moją minę.

‒ No chodź, sezon na bikini uważam za otwarty! Nie zawiedziesz się, zobaczysz!

Na szczęście wciąż całkiem nieźle wyglądam w dwuczęściowym stroju. Wzięłam też ze sobą sarong, żeby mieć się czym okryć, bo nie miałam pojęcia, czego się tu spodziewać. Ale Marianne miała ten sam pomysł, co mnie uspokoiło.

Uzbrojone w ręczniki i torby plażowe znalazłyśmy się w hm, jak by to powiedzieć… Wyobraźcie sobie nadmorską plażę ukrytą w blaszanej puszce – tak to mniej więcej wyglądało. Jakbym nagle znalazła się na karaibskiej plaży, pełnej barów o dachach z liści palmowych, gdzie kameralny band na scenie cicho gra muzykę typową dla tropikalnych klimatów, nie zagłuszając jednak gwaru rozmów i szumu morza. Niektórzy spacerowali wzdłuż nabrzeża, inni siedzieli przy barze, ale większość gości po prostu odpoczywała na piasku lub na leżakach ustawionych tuż nad wodą. Były nawet fale!

Nigdy nie widziałam czegoś takiego. Gdyby nie sztuczne oświetlenie, naprawdę bym pomyślała, że jestem gdzieś na Kubie albo Dominikanie. Stworzenie tego miejsca musiało kosztować kupę kasy, a w dodatku ta ekscentryczna lokalizacja… Ta plaża była niesamowita!

Marianne nie przesadziła ani trochę. Przez pierwszych kilka minut byłam w szoku, ale przyjemnym. Słoneczna plażo, happy hour, uwaga, nadchodzę! Teraz rozumiem, skąd ten dobry nastrój dziewczyn w biurze. Jeśli chodzi o kelnerów, to wszyscy byli jak z agencji modeli. Kelnerkom też niczego nie brakowało.

Nagle jeden z mężczyzn, dotąd zajęty szykowaniem drinków za barem, podniósł głowę, dostrzegł Marianne i z szerokim uśmiechem pomachał do niej, dając znać, żeby do niego podeszła. No, no, najwyraźniej moja kumpela ma tu swoje wtyki.

Podeszłyśmy do baru, za którym stał on, dobrze zbudowany mężczyzna po czterdziestce, wciąż przystojny, nieco szpakowaty i oczywiście opalony. Usiadłyśmy na stołkach, a Marianne przejęła inicjatywę, dokonując prezentacji:

‒ Clara, to jest Armand, jeden z właścicieli tego wspaniałego przybytku.

Armand uśmiechnął się. Ach, te jego intensywnie brązowe oczy i szczere spojrzenie. Poczułam mocny uścisk jego dłoni.

‒ Miło cię poznać, Clara. I co? Podoba ci się nasz pomysł? ‒ zapytał.

– Plaża w środku zimy? Jestem na tak! I jeszcze punkt za lokalizację.

‒ Potrzebowaliśmy dużo przestrzeni za małe pieniądze, bo wiedzieliśmy, że to będzie kosztowne przedsięwzięcie, a dzięki odpowiednim kontaktom nasza sława szybko się rozniosła przez marketing szeptany ‒ opowiadał z uśmiechem.

‒ Jak udało wam się odtworzyć fale morskie z linią horyzontu w tle? ‒ zapytałam zaciekawiona, gdy podawał nam drinki.

‒ Tak naprawdę nie ma tu więcej wody niż w basenie dla delfinów i orek w oceanarium, ale nasz basen jest szerszy i płytszy ‒ odpowiedział. ‒ Projekcje obrazów i gra świateł sprawiają wrażenie, że przestrzeń jest o wiele większa niż w rzeczywistości. To bardzo proste!

‒ Taka prostota, która wymaga dużej wiedzy i doświadczenia, prawda?

Armand spojrzał na mnie z zainteresowaniem.

‒ Zanim się tym zająłem, pracowałem jako architekt w różnych parkach rozrywki. Chciałem w końcu otworzyć coś własnego, co nie wymagałoby ode mnie ciągłych podróży. A czego mieszkańcy Montrealu są najbardziej spragnieni zimą?

‒ Słońca i plaży! ‒ ze śmiechem odparła Marianne.

Zaczynam powoli łapać, kim jest przystojny Armand. Spodobał mi się. Miał duże, spracowane dłonie, którymi sam zbudował swój biznes. Widać, że facet ma łeb do interesów. O proszę, Marianne właśnie oddaliła się z jakimś ciemnowłosym kolesiem, który miał lekki mięsień piwny, ale wciąż był całkiem przystojny. Chyba na nią czekał.

Nie wiem, co mam ze sobą zrobić, a nawet nie wiem, czy w ogóle coś chcę robić poza leżeniem na plaży. Hm, mogłabym rozważyć wszystkie możliwości przy drinku. Gdy Armand skończył obsługiwać innych klientów, znów do mnie podszedł, patrząc na mnie uważnie. Myślę, że ja też mu się spodobałam. Miał w sobie coś, co sprawiało, że ludzie czuli się przy nim komfortowo, i to było autentyczne. Wyglądał na kogoś, kto po prostu lubi kontakt z ludźmi.

Pochylił się nade mną ze słowami:

‒ Jutro mam wolne. Jeśli chcesz, mogę cię oprowadzić.

Oho, zaproszenie!

– Jasne, czemu nie? ‒ Posłałam mu najbardziej uroczy z moich uśmiechów.

Zostałam w barze trochę dłużej, ale zaczęli się schodzić inni goście, więc postanowiłam się wymknąć. Miałam ochotę cieszyć się słońcem i plażą, nawet jeśli były sztuczne.

Wracając do domu, bezskutecznie próbowałam przypomnieć sobie, kiedy ostatnio czułam się tak podekscytowana, i to w lutym.

Następnego dnia wystąpiłam w nieco bardziej skąpym, seksownym bikini. Moje piersi bez chirurgicznych interwencji nadal były dość kształtne, okrągłe i jędrne, a w tym bikini wyglądały jeszcze lepiej. Armand czekał na mnie przy barze, gdzie już ktoś go zastąpił. Miał na sobie szorty, białą lnianą koszulę i również białe tenisówki. Nie ma co, potrafił się seksownie ubrać.

Oprowadził mnie po swoim królestwie, które okazało znacznie bardziej skomplikowaną biznesową konstrukcja, niż mogłoby się wydawać. Obejmowało pięć barów, trzy tarasy, siłownię pod chmurką, a nawet miejsce do nauki snorkelingu. Kiedy szliśmy, nasze ramiona zaczęły ocierać się o siebie, dłonie dotykać, a palce splatać.

Gdy zatrzymaliśmy się przed furtką zamkniętą na kłódkę, Armand wyjął klucz z kieszeni i otworzył ją. Nagle znaleźliśmy się na skrawku plaży osłoniętym gęstymi zaroślami. Sama już nie wiem, czy były prawdziwe, czy nie. Armand zbliżył się do mnie, a ja położyłam ręce na jego umięśnionej klatce piersiowej i przycisnęłam usta do jego ust. Jego język odnalazł mój, a smakował i pachniał jak lato i ciepły piasek. Czyli to było to, czego tak bardzo pragnęłam! Może to był tylko przelotny sen czy iluzja, ale za to jaka przyjemna.

Moje dłonie pieściły jego muskularny tors i dotykały masywnych, jędrnych ud wyrzeźbionych ciężką pracą fizyczną. Armand delikatnie pieścił moje piersi, całując szyję i schodząc coraz niżej. Poczułam, że rozpina mi strój kąpielowy. Gdy jego palce odnalazły moje sutki, zaczął je pieścić i delikatnie ugniatać. Jęknęłam podniecona. Położyłam rękę na jego kroczu, i przekonałam się, że też jest pobudzony. Pomasowałam go delikatnie przez spodnie. Zbliżył twarz do moich piersi i zaczął je delikatnie całować. Wziął jeden z sutków do ust i delikatnie go przygryzł, zostawiając malinkę.

Jęknęłam jeszcze głośniej w zachwycie, a potem rozpięłam mu spodnie i dotknęłam jego penisa. Był wielki, sterczący, o delikatnej skórze. Ściskałam go delikatnie w dłoni jak cenny przedmiot, któremu mogę nadać dowolny kształt. Teraz to Armand jęczał z rozkoszy.

Położyliśmy się na piasku, a Armand pieścił moje nogi i uda. Zsuwał się ustami coraz niżej, w kierunku mojego brzucha, a po chwili jego usta znów zbliżały się do moich. Czułam, że całą płonę. Moja dłoń delikatnie chwyciła jego wyprężony członek i pokierowała do mojego wnętrza. Wtargnął we mnie i powoli wypełniał, a ja krzyczałam w miłosnej ekstazie. Armand wbijał się we mnie coraz mocniej. Z każdym jego pchnięciem odczuwana przeze mnie przyjemność rosła i rosła, aż zalała mnie fala niewypowiedzianej rozkoszy. Po chwili poczułam, że Armand też dochodzi, a ja z podniecenia szczytowałam jeszcze raz, potęgując swoją ekstazę.

Cicho i spokojnie leżeliśmy przytuleni do siebie, ale wkrótce poczułam, że członek Armanda jest znowu nabrzmiały. Pochyliłam się, wzięłam go do ust i zaczęłam delikatnie pieścić językiem, przesuwając go w górę i w dół. Czułam, jak pulsuje. Armand jęczał z podniecenia, ale po chwili delikatnie dotknął mojej głowy, dając mi znać, że chce być znowu we mnie.

Nie mogłam mu tej przyjemności odmówić, sobie zresztą też nie. Wchodził we mnie raz po raz, czułam, jak wypełnia mnie, rozpalając wszystkie komórki ciała. Doszłam mocno, a potem jeszcze raz. Armand podarował mi największą rozkosz mojego życia, a po wszystkim wziął mnie w ramiona.

Nigdy wcześniej nie kochałam się na plaży, a plaża Armanda miała to coś, tę egzotykę, której na próżno szukać gdzie indziej. Wiem już, że reszta tej zimy będzie inna niż zwykle.

Armand patrzył na mnie z uczuciem i przez długi czas leżeliśmy, wymieniając się drobnymi gestami czułości, które towarzyszą tym cudnym chwilom po udanym seksie i prędzej czy później znów do niego prowadzą.

Tylko że nie byliśmy na prawdziwej plaży, był dzień powszedni, a jutro musieliśmy iść do pracy. Wróciliśmy więc do szatni, do sterty zimowych ubrań, do szarej rzeczywistości. Zastanawiałam się, jak bardzo gorzka będzie jej zemsta. Czy uda mi się zachować choćby część tej iluzji dla siebie?

Armand odprowadził mnie do wyjścia, a przed drzwiami spojrzał mi w oczy. Chyba wiedział, o co chcę go zapytać, choć wolałabym, żeby to on zadał mi to pytanie. To by znaczyło, że jest mną zainteresowany.

Tak więc choć bardzo tego nie chciałam, to jednak musiałam spytać:

‒ Zobaczymy się jeszcze?

Nie potrafiłam rozszyfrować wyrazu jego twarzy. Wciąż patrzył na mnie tak czule, jak wcześniej.

‒ Zobaczymy się, Claro ‒ odpowiedział ‒ ale nie teraz. Najpierw muszę się zająć czymś ważnym. Ale obiecuję, że dam ci znać, jak tylko będę mógł.

Pocałował mnie, a ja wróciłam w mordercze objęcia polarnej nocy. Byłam skonsternowana i nie do końca pocieszona. Powiedział, że tak, że chce się spotkać. Ale co takiego musiał najpierw załatwić? Może ma kogoś? Może właśnie się rozstają? A może dostał nową pracę? A może musi zająć się dziećmi?

Cholera, po prostu dobrze się bawiłam i nie powinnam mieć żadnych oczekiwań czy złudzeń, nie powinnam też zadawać głupich pytań! A jednak nie mogłam się od nich opędzić. W końcu mogę spotykać się również z innymi facetami, poza tym pracuję i mam inne rzeczy na głowie. Pomyślałam więc, że muszę mu po prostu dać czas, by mógł zająć się swoimi ważnymi sprawami. Pożyjemy, zobaczymy.

Zazwyczaj jestem bardzo dyskretna, jeśli chodzi o moje sprawy osobiste, ale następnego dnia nie mogłam się powstrzymać i przy kawie musiałam zwierzyć się Marianne.

‒ Hm ‒ odparła. ‒ Powiedział ci, że chce cię znowu zobaczyć, tak?

‒ No tak…

‒ Dał ci to wyraźnie do zrozumienia czy powiedział tak tylko po to, żeby cię nie urazić i pozbyć się ciebie?

– Nie, nie sądzę. To do niego nie pasuje.

‒ Wydaje mi się, że to uczciwy, szczery facet, Clara. Gdyby nie chciał, powiedziałby to wprost. Nie powinnaś się tym zadręczać. Na pewno wkrótce się z tobą skontaktuje, tak jak obiecał ‒ podsumowała Marianne.

Wróciłam na plażę następnego dnia, a także dwa dni później, ale Armand zniknął bez śladu, a bez niego plażowanie nie było tak atrakcyjne.

Od tygodnia nie miałam żadnych wieści od mojego kochanka. Wyglądało na to, że wraz z upływem czasu nasza relacja runęła jak zamek z piasku.

Któregoś popołudnia, kiedy w podłym nastroju wróciłam do pracy po przerwie na lunch, znalazłam koło komputera małą paczuszkę w ozdobnym papierze. Marianne mrugnęła do mnie, gdy szłam korytarzem, a moje serce biło jak szalone, gdy rozpakowywałam prezent. W środku znalazłam bardzo efektowne drewniane pudełko pokryte rzeźbionymi motywami drzew, palm i tropikalnych kwiatów. Bez dwóch zdań była to ręczna robota.

W środku wśród suszonych kwiatów znajdowało się zaproszenie i piękny srebrny naszyjnik z medalionem, chyba z onyksu, a na nim kamea z wyrzeźbionym ptakiem. Na bileciku napisano:

Najdroższa Claro, zapraszam Cię na parapetówkę.

Poniżej był adres, data imprezy i podpis nadawcy:

Armand.

Byłam w siódmym niebie! Zaproszenie na jutrzejszy wieczór! Moja iluzja na powrót ożyła, a nawet lepiej. Armand nie zapomniał o mnie. I o ile mogłam sugerować się tą dbałością o szczegóły, tym drewnianym pudełkiem i wisiorkiem – może naprawdę nie byłam mu obojętna.

Następnego dnia ubrana w moją najlepszą sukienkę odpaliłam samochód i ruszyłam pod wskazany adres, Chez Armand, do mojej iluzji, która przetrwała. Ulica, przy której mieszkał, znajdowała się w popularnej dzielnicy miasta, ale okolica wyglądała raczej niepozornie.

Byłam trochę zawiedziona, bo nie umiałam sobie wyobrazić Armanda w miejscu, które kojarzy się z monotonią życia codziennego, a gdy dotarłam na wskazaną ulicę, poczułam się jeszcze bardziej rozczarowana, bo owa ulica składała się z identycznych szeregowców.

Jednak pod numerem widocznym na zaproszeniu znajdował się niski, prostokątny dom z czerwonej cegły. To był jeden z tych ciekawych dziewiętnastowiecznych domków, powszechnie znanych jako „shoebox”, bo rzeczywiście przypominają pudełko na buty. Są rozsiane po całym mieście i nie do końca wiadomo, dlaczego je budowano. Określenie „pudełko na buty” świetnie obrazuje ich metraż, bo mają pewnie nie więcej niż trzydzieści, czterdzieści metrów kwadratowych. Budynek otaczały wysokie klony, przez co wydawał się jeszcze mniejszy. Znajdował się na końcu długiego podwórka, a z podjazdu odgarnięto śnieg.

W środku świeciło się światło, a drzwi zdobił wieniec z liści palmowych. Nie miałam żadnych wątpliwości, to musiało być tu. Otworzyłam drzwi, znalazłam się w sporym przedsionku i stanęłam oszołomiona, bo ten przedsionek zajmował całą przestrzeń domu Armanda!

Znalazłam wieszak na ubrania, zdjęłam zimowe okrycie i zerknęłam na wiszące na ścianach dzieła sztuki ze słonecznego Meksyku, Kuby czy Karaibów, uosabiające to, czego w tych krajach nie brakuje, a czego spragnieni są mieszkańcy Montrealu w długie, mroźne dni od listopada do kwietnia, czyli odrobiny ciepła. Pośrodku znajdowały się schody prowadzące w dół. To wszystko? Gdzie jest ten jego dom? Czy mój przystojny Armand postanowił zamieszkać w piwnicy?

‒ Witaj, Claro.

Armand stał u podnóża schodów i patrzył na mnie z uśmiechem, a moje serce zabiło mocniej. Prawie zapomniałam, jaki jest przystojny.

Zeszłam na dół, a on wziął mnie za rękę i szerokim gestem wskazał wnętrze.

‒ Zapraszam w moje skromne progi, droga Claro.

Nie spuszczał ze mnie wzroku, a oczy mu się śmiały. Ależ byłam zaskoczona! Mieszkanie Armanda zajmowało cały teren pod podwórkiem. Było to rozległe loftowe wnętrze o wysokości około trzech metrów. Podłogę i ściany pokryto na przemian drewnem i mozaikami. Czułam się, jakbym była w małej hacjendzie. Wszechobecne tropikalne rośliny i prekolumbijskie posążki jeszcze bardziej podkreślały egzotyczny klimat wnętrza. W ścianę wbudowano olbrzymie akwarium z tropikalnymi rybami. Wnętrze zalane było przygaszonym światłem o niebieskiej barwie.

Armand pocałował mnie i wyjaśnił wesoło:

‒ Chciałem stworzyć coś innego, coś oryginalnego, ale gdzie znaleźć taką przestrzeń w naszym mieście za rozsądną cenę? Wtedy przyszło mi do głowy, że mogę kupić tę działkę, odrestaurować to małe „pudełko” i zaadaptować całą przestrzeń podziemną na część mieszkalną, a dom wykorzystać jako przedsionek.

‒ Fantastyczny pomysł! ‒ odpowiedziałam podekscytowana. Otoczyłam go ramionami i namiętnie pocałowałam. ‒ Dziękuję za zaproszenie ‒ szepnęłam mu do ucha.

‒ Cała przyjemność po mojej stronie ‒ odparł, całując mnie w szyję.

Moje ręce krążyły po całym jego ciele. Chciałam poczuć jego skórę pod palcami. Armand zaprowadził mnie na szerokie łóżko przykryte delikatnymi tkaninami i jedwabnymi poduszkami godnymi maharadży. Znowu przylgnęliśmy do siebie ustami, a on zaczął zdejmować ze mnie ubranie. Najpierw spódniczkę, potem majtki, a po chwili z zadowoleniem zajął się guziczkami bluzki i zaczął gładzić odsłonięte piersi. Moje ciało płonęło pod dotykiem jego ust i dłoni, a ja zapragnęłam spróbować czegoś innego.

‒ Chcę cię w sobie poczuć, ale w tylnej dziurce. Tylko bądź delikatny… Chcesz tego? Wiesz, jak to robić?

‒ Oczywiście ‒ odparł podekscytowany, odpowiadając na oba pytania jednocześnie i patrząc na mnie czule.

Sięgnął po coś do szafki przy łóżku, a po chwili poczułam w swojej pupie jego palce pokryte chłodnym lubrykantem. Drugą dłonią pocierał moją łechtaczkę. Następnie powoli zaczął na mnie napierać, aż wszedł we mnie od tyłu, nie przestając pieścić palcami. To było zupełnie inne doznanie, ale niewątpliwie bardzo przyjemne. Z mojego gardła wydobywały się coraz głośniejsze jęki, narastając w rytm ruchów bioder i palców Armanda. Moje pożądanie rosło i rosło, aż wstrząsnęła mną fala orgazmu. Drżałam i unosiłam się na fali obłędnej przyjemności. Armand też eksplodował z krzykiem i wyczerpany padł na łóżko, a potem nachylił się nade mną. Z małej komody, której dotąd nie zauważyłam, wydobył butelkę tequili i napełnił dwa kieliszki.

Alkohol tak mnie ożywił, że w jednej chwili byłam gotowa na powtórkę! Armand wpadł na pomysł, byśmy wzięli razem prysznic, co bardzo mi się spodobało. Wanna i kabina prysznicowa były ozdobione mozaikami w jasnych odcieniach błękitu i szmaragdu.

Woda spływała po nas, gdy Armand mnie namydlał. Jego ręce ślizgały się po mnie, a ja zacisnęłam dłonie na jego członku i też zaczęłam go namydlać. Jego penis prostował się, pęczniał i sztywniał. Gdy woda zmyła z niego resztki mydła, pochyliłam się i wzięłam go do ust. Moje wargi objęły go ciasno, zaczęłam rytmicznie poruszać głową w górę i w dół, natomiast Armand wydawał z siebie jęki rozkoszy.

Ale miałam ochotę na coś innego. Wstałam, obróciłam się twarzą do ściany i oparłam się o nią rękami. Armand wszedł we mnie, kąsając moją szyję i całując ramiona. Jego penis wypełniał mnie coraz mocniej. Cała płonęłam, gdy Armand mnie penetrował, najpierw powoli, potem coraz szybciej. Byłam jak pijana z rozkoszy, uczucie przyjemności narastało, aż znowu doszłam, doświadczając długiej i niezwykłej rozkoszy. Armand wkrótce do mnie dołączył, a później powoli osunęliśmy się do wanny.

Po prysznicu wsunęliśmy się w chłodną pościel. Armand małym przyciskiem zgasił światła, zostawiając tylko małe niebieskie przypodłogowe żaróweczki, które delikatnie świeciły w ciemności.

Przytulił mnie i zachwyceni wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem. Tej zimy byłam pełna nadziei. Wszystko się mogło wydarzyć.

O opowiadaniu Niezwykle ciepła zima w Montrealu

„Położyłam ręce na jego umięśnionej klatce piersiowej i przycisnęłam usta do jego ust. Jego język odnalazł mój, Armand smakował i pachniał jak lato i ciepły piasek. Czyli to było to, czego tak bardzo pragnęłam!”

Zima w Montrealu jest zimna, ciemna, a przede wszystkim długa. Zimno, praca, zimno, sen, jak mawia Clara. Dlaczego więc jej koleżanki z pracy są w tym roku takie radosne?

W towarzystwie jednej z nich Clara udaje się na happy hour do nowego baru w Montrealu, gdzie odkrywa rajską oazę i poznaje przystojnego Armanda. To opalony biznesmen w szortach i tenisówkach, który potrafi ją rozgrzać nawet w lutym. Z jednej strony Armand sprawia wrażenie zainteresowanego, z drugiej jednak zachowuje dystans. Czy to była tylko iluzja? Czym życie zaskoczy seksowną czterdziestolatkę?

Idealne opowiadanie dla wszystkich poszukujących egzotyki i gorących wrażeń.

Dolce Vita – opowiadanie erotyczne

– Podoba ci się? – zapytał.

– Tak, proszę – jęknęła. – Nie przestawaj.

– Bardzo ładnie. Tak, błagaj mnie, chcę słyszeć, jak mnie błagasz. – Uwielbiał widzieć swoją żonę tak uległą.

– Proszę, nie przerywaj, nie możesz teraz przerwać. – Jej oddech był coraz cięższy i czuła, jak uginają się pod nią kolana, a mięśnie jej pleców napinają się z jego każdym pchnięciem. Westchnęła, kiedy jego penis nagle się z niej wysunął. Była tak blisko orgazmu, kiedy on jednym szybkim ruchem przerzucił ją, jak gdyby jej ciało nic nie ważyło. Znalazła się pod nim.

– Unieś dla mnie biodra, kochanie – wyszeptał i poczuła, jak jego twardy penis dotyka jej ud. Zadrżała, kiedy nagle w nią wszedł – tak głęboko i mocno, jak gdyby pieprzył ją pierwszy raz, jak gdyby nie miał jej nigdy wcześniej. Jego ręka zacisnęła się na jej szyi, a pchnięcia stały się jeszcze ostrzejsze.

– Na litość boską! – Alessandra zamknęła z trzaskiem książkę i odchyliła się w fotelu. Nogi położyła wysoko na balustradzie balkonu, z którego rozciągał się widok na panoramę jeziora. Słońce zachodziło właśnie za górami, których stoki schodziły łagodnie do wody na przeciwległym brzegu Como. Szmaragdowa w dzień woda była teraz złota. Alessandra uwielbiała te długie, sierpniowe wieczory, kiedy silne światło traciło na intensywności i w końcu słabł upał parnego włoskiego lata. Wzięła łyk wina, opróżniając trzeci tego wieczoru kieliszek, i przez chwilę delektowała się pozostającymi na języku, drobnymi bąbelkami. Alkohol był już ciepły – znak, że spędziła na czytaniu więcej czasu, niż myślała. Z westchnieniem i nie bez żalu odłożyła książkę na stolik i weszła do pustego pokoju hotelowego.

Nie tak wyobrażała sobie te wakacje. Te wspaniałe i romantyczne wakacje, które miały być czasem tylko dla nich. Byli parą już niemal dwa lata, ale nigdy nie spędzili razem prawdziwych wakacji, nie licząc krótkiego, dwudniowego wyjazdu na południe Włoch, gdzie firma Andrei przeprowadzała akurat serię szkoleń. Pomyśleli wtedy, że to doskonała okazja na weekend we dwoje, nawet jeśli jej narzeczony będzie musiał podzielić swój czas pomiędzy nią a obowiązki służbowe. Nie byłoby to w końcu nic nowego – choć oboje pracowali dużo, a ich kariery dynamicznie się rozwijały, Alessandra miała wrażenie, że coraz częściej rywalizuje o czas narzeczonego z jego pracą. Od dawna rozmawiali jednak o wspólnym wyjeździe tylko we dwoje, a obietnica doskonałych wakacji w najbardziej romantycznym miejscu na świecie pozwalała Alessandrze wybaczyć Andrei kolejne odwoływane przez niego spotkania i pozostawiane bez odpowiedzi wiadomości.

Wszystko zapowiadało się lepiej, niż mogła to sobie wymarzyć. Pokój hotelowy, zarezerwowany dla nich przez Andreę, rozmiarem przewyższał jej pierwsze mieszkanie, które wynajmowała w jednej z artystycznych dzielnic Mediolanu, kiedy była jeszcze studentką. Prosto z sypialni wyjść można było na taras, który schowany w cieniu palm zapewniał prywatność, pozwalając jednocześnie zachwycać się zniewalającą panoramą jeziora. Na jego brzegu, obok prywatnej plaży, mieściła się niewielka przystań, a stojące w niej luksusowe drewniane łodzie były tylko jedną z wielu przyjemności przeznaczonych dla gości hotelu. To miały być wakacje ze snów – tylko ona i jej przystojny narzeczony, razem w gorącym, letnim słońcu, pijani winem musującym, uprawiający zmysłowy, niepohamowany seks.

Nie minął jednak jeszcze pierwszy z dwóch tygodni ich wakacji, kiedy Alessandra zrozumiała, że zapierająca dech w piersiach panorama jeziora Como i luksusowe hotelowe wnętrza nie wystarczą, by przywrócić namiętność ich związkowi. Odkąd tylko przyjechali, jej narzeczony wydawał się nieobecny myślami. Uprawiali seks tylko raz, pierwszej nocy, tak jakby było to coś, co chociaż raz wypada zrobić na wspólnych wakacjach.

Alessandra miała wtedy nadzieję, że satynowa pościel i wypita przy kolacji butelka czerwonego wina sprawią, że jej narzeczony będzie na nią napalony i będą pieprzyć się, aż wyczerpani i spoceni zasną ze zmęczenia. Zobaczyła nawet iskierkę w jego oku, kiedy zrzuciła z siebie cienką, czarną sukienkę i odsłoniła seksowną bieliznę, która ledwo tylko zakrywała jej cipkę i sutki, nie pozostawiając wiele dla wyobraźni. Kiedy jednak uklęknęła, żeby wziąć go do ust, Andrea jednym ruchem obrócił ją na plecy i od razu w nią wszedł. Zaskoczona leżała tak tylko z szeroko rozłożonymi nogami, czując jednocześnie złość i odrzucenie. Patrzyła się w sufit, kiedy on rytmicznie wchodził w nią, oddychając ciężko. Gdy w końcu się spuścił, wstał i bez słowa wyszedł z pokoju, składając na jej czole szybki pocałunek na znak podziękowania. Alessandra usłyszała dźwięk odkręcanej pod prysznicem wody i poczuła wzbierającą w niej nagle falę smutku. Cicho odwróciła się na łóżku i zamknęła oczy. Zasypiając, czuła, jak sperma wypływa powoli spomiędzy jej nóg, prosto na pościel.

Andrea był klasycznie przystojnym mężczyzną – wysoki, zawsze nienagannie ubrany i pachnący perfumami, które Alessandra sama dla niego wybrała i dała w prezencie. Podobał jej się. Był zresztą takim typem mężczyzny, który podoba się każdej kobiecie. To prawda, na pierwszy rzut oka był niemal doskonały. Inteligentny, czarujący, o wyraźnie zarysowanych mięśniach, o które dbał, ćwicząc na jednej z prywatnych siłowni w Mediolanie. Mężczyźni mu zazdrościli, a kobiety chciały się z nim pieprzyć. Ale Andrea wybrał ją, zaprosił ją do swojego doskonałego życia i chciał, by była jego częścią. Razem tworzyli piękną parę, pasowali do siebie. I choć na początku ich związku była przekonana, że to prawda, teraz nie była już tak pewna.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.