Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Felix, reżyser teatralny, zostaje bezceremonialnie usunięty ze
stanowiska dyrektora artystycznego festiwalu w Makeshiweg.
Odcina się od świata. Gdy po latach życia w samotności
podejmuje się prowadzenia zajęć teatralnych w więzieniu,
niespodziewanie nadarza się okazja do zemsty…
Burza w interpretacji Margaret Atwood skrzy się od intryg
i zachwyca pisarskim rozmachem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 310
Patronat
jest znakiem towarowym Publicat S.A.
PUBLICAT S.A.
61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24
tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00
e-mail: [email protected], www.publicat.pl
Oddział we Wrocławiu
50-010 Wrocław, ul. Podwale 62
To jest pewne, że człowiek, co knuje zemstę,
zachowuje świeże swe rany, które w przeciwnym razie
zagoiłyby się i zarosły.
Francis Bacon, O zemście, tłum. Czesław Znamierowski
Choć na scenie wielu jest ludzi miłych,
są i tacy, którzy jeżą włos na głowie.
Charles Dickens
O, wiele
Musi być jeszcze innych kwietnych wysp
Na morzu Życia naszego i Męki!
Wiele łaskawych duchów się unosi
Środa, 13 marca 2013 roku
Światła gasną. Widownia cichnie.
NA DUŻYM EKRANIE PLAZMOWYM:Poszarpane litery na czarnym tle:
BURZA
według Williama Shakespeare’a
z udziałem
Trupy Teatralnej Zakładu Karnego we Fletcher
NA EKRANIE:Narrator w krótkiej fioletowej pelerynie, w jednej ręce trzyma gęsie pióro, w drugiej – sztywną kartkę z odręcznym napisem, którą unosi w stronę kamery.
NAPIS NA KARTCE: NAGŁA BURZA
NARRATOR: Za chwilę na morzu rozpęta się sztorm:
Słychać wichru wściekłe wycie, marynarze klną obficie,
Drą się w głos pasażerowie, cali drżą o swoje zdrowie:
Będzie dużo mocnych wrażeń, wrzaski jak w sennym koszmarze,
Lecz co jest prawdą, a co ściemą?
Z tym was zostawiam.
Uśmiecha się.
Już mnie tu nie ma.
Robi gest piórem. Cięcie. Błyskawica rozświetla ciężką burzową chmurę. Urywki z kanału meteorologicznego. Zdjęcie morskich fal. Zdjęcie deszczu. Odgłosy wichury.
Najazd kamery na jacht-zabawkę na tle rozfalowanej zasłony prysznicowej w ryby, poruszanej od spodu przez niewidoczne dłonie.
Zbliżenie na bosmana w czarnej czapce. Spoza kadru chlusta w niego woda. Jest do cna przemoknięty.
BOSMAN: Żwawo, bo się roztrzaskamy!
Dalej, odwagi!
Postawić żagle!
Ruszać się, zuchy!
Nie dajmy tej burzy
się zanurzyć!
GŁOSY SPOZA KADRU: Utoniemy!
BOSMAN: Z drogi! Nie włazić mi pod nogi!
Chlust! Strumień wody spoza kadru trafia go w twarz.
GŁOS SPOZA KADRU: Hola! Uważaj, co mówisz, draniu!
Masz tu przed sobą wielmożnych panów!
BOSMAN: Fale nie dbają o to wcale!
My tu z wichurą walczymy o życie,
A wy stoicie i się gapicie!
GŁOS SPOZA KADRU: Pijak!
BOSMAN: Kretyn!
GŁOS SPOZA KADRU: Już po nas!
GŁOS SPOZA KADRU: Rety!
Zbliżenie na Ariela w błękitnym czepku kąpielowym i opalizujących goglach narciarskich, z dolną połową twarzy pomalowaną na niebiesko. Ubrany jest w półprzezroczysty plastikowy płaszcz przeciwdeszczowy w biedronki, pszczoły i motyle. Za jego lewym ramieniem widać dziwny cień. Ariel śmieje się bezgłośnie, unosi prawą dłoń w niebieskiej gumowej rękawiczce. Błysk, grzmot.
GŁOS SPOZA KADRU: Do modlitwy!
BOSMAN: Tonący chwyta się brzytwy.
GŁOSY SPOZA KADRU: Zaraz nas na dno pośle wichura!
Nie zobaczymy już naszego króla!
Skaczcie za burtę, płyńcie do brzegu!
Ariel odrzuca głowę do tyłu i śmieje się uradowany. W rękach trzyma dwie szybko migoczące latarki o dużej mocy.
Ekran ciemnieje.
GŁOS Z WIDOWNI: Co jest?
INNY GŁOS: Wysiadło zasilanie.
INNY GŁOS: To pewnie burza śnieżna. Musiało zerwać linię.
Ciemno jak w grobie. Hałas na korytarzu. Krzyki. Wystrzały.
GŁOS Z WIDOWNI: Co się dzieje?
GŁOSY Z KORYTARZA: Alarm! Alarm!
GŁOS Z WIDOWNI: Kto tu dowodzi?
Trzy kolejne strzały.
GŁOS Z SALI: Nie ruszać się! Spokój! Wszyscy zostają na swoich miejscach!
Poniedziałek, 7 stycznia 2013 roku
Felix myje zęby. Najpierw jedne, a potem drugie, te sztuczne, które następnie wsuwa sobie do ust. Choć nałożył warstwę różowego kleju, nie siedzą tak, jak powinny. Może usta mu się kurczą? Uśmiecha się: jego uśmiech to iluzja. Pozór, udawanie, lecz kto by się domyślił?
Dawniej zadzwoniłby do dentysty i umówił się na wizytę. Komfortowy fotel obity skajem, troskliwa twarz o miętowym oddechu, lśniące narzędzia w sprawnych dłoniach. Ach, tak, już wszystko widzę. Proszę się nie martwić, zaraz poprawimy. Coś jak szybki przegląd samochodu u mechanika. Przy odrobinie szczęścia dostałby nawet słuchawki z muzyką i środek na uspokojenie.
Ale teraz nie stać go na tak profesjonalne zabiegi. Przysługuje mu tylko podstawowa opieka dentystyczna i dlatego jest zdany na łaskę i niełaskę swoich kapryśnych zębów. Niedobrze, jeszcze tego mu trzeba przed zbliżającym się występem: awarii protezy. Nase zabawy skońcone. Aktozy... To by dopełniło miary jego upokorzenia; nawet płuca oblewają mu się szkarłatem na samą myśl. Gdy słowa nie wybrzmiewają jak powinny, bez fałszu, z subtelnymi modulacjami, czar pryska. Widzowie zaczynają się wiercić, pokasłują, w antrakcie opuszczają teatr. To prawie jak śmierć.
– Ma me mi mo mu – mówi do upstrzonego pastą lustra nad kuchennym zlewem. Ściąga brwi, wysuwa podbródek. Wyszczerza zęby niczym osaczony szympans, jednocześnie groźny, wściekły i zrozpaczony.
Ależ nisko upadł. Co za poniżenie. Zapomniany przez wszystkich, żyje w norze na odludziu, bez jakichkolwiek wygód, podczas gdy Tony, ten obłudny gnojek i karierowicz, baluje z baronami, żłopie szampana, objada się kawiorem, językami skowronków i mlecznymi prosiętami, chadza na gale i pławi się w uwielbieniu swojej świty, oddanych fagasów...
[...]
Tytuł Czarci pomiot pochodzi z Burzy w przekładzie Piotra Kamińskiego.