Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wstrząsająca historia osoby współuzależnionej – partnerki nałogowego hazardzisty
Hazard to jeden z najbardziej podstępnych nałogów. Nie ma nieprzyjemnego zapachu ani wyglądu, pozwala z łatwością utrzymywać pozory normalności. Bliscy hazardzisty dowiadują się o problemie dopiero wtedy, gdy otrzymują kolejne wiadomości od banków czy firm udzielających tzw. chwilówek. Od tej pory każdy dzień naznaczony jest strachem, niepewnością i brakiem wiary w przyszłość.
Właśnie tak było z Agnieszką, której piękny sen o miłości zmienił się niepostrzeżenie w koszmar. A początki były idealne – kwiaty, wspólne wieczory przy winie i kartach, romantyczne wyznania wklepywane w internetowy komunikator. W końcu jednak ukochany pokazał swoją prawdziwą twarz, a Agnieszka uwierzyła, że uda jej się trwać przy nim mimo wszystko…
Jak wyrwać się z matni współuzależnienia? I czy to w ogóle możliwe, gdy miłość wydaje się silniejsza niż zdrowy rozsądek?
Właśnie się pakuję i wyjeżdżam. Jak tylko wróci Klaudia, to oddam jej telefon i klucze. A przyczyną tego wszystkiego jest moje złe postępowanie. Po wzięciu kredytu w PKO, chciałem się odegrać i wziąłem w Lukasie 5000 zł. Nie miałem jak spłacać, więc pożyczyłem od taty 1000 zł na ratę, ale jest już kolejna do spłaty. Miałaś rację, że jestem hazardzistą. Przez granie straciłem wszystko, co kocham. Wybacz mi…
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam ten SMS, doznałam szoku. Przeczytałam go kilka razy i cały czas nie dowierzałam zawartym w nim słowom. Długi? Przegrane pieniądze? Jak? Gdzie? Kiedy?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 337
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Właśnie się pakuję i wyjeżdżam. Jak tylko wróci Klaudia, to oddam jej telefon i klucze. A przyczyną tego wszystkiego jest moje złe postępowanie. Po wzięciu kredytu w PKO, chciałem się odegrać i wziąłem w Lukasie 5000 zł. Nie miałem jak spłacać, więc pożyczyłem od taty 1000 zł na ratę, ale jest już kolejna do spłaty. Miałaś rację, że jestem hazardzistą. Przez granie straciłem wszystko, co kocham. Wybacz mi…
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam ten SMS, doznałam szoku. Przeczytałam go kilka razy i cały czas nie dowierzałam zawartym w nim słowom. Długi? Przegrane pieniądze? Jak? Gdzie? Kiedy?
NIEBO
W listopadzie dwa tysiące dziesiątego roku byłam kilka tygodni przed rozprawą rozwodową. Miałam na utrzymaniu dwoje dzieci: dziewięcioletnią Klaudię i dwuletniego Mikołaja. Korzystałam z urlopu wychowawczego, więc dysponowałam skromnymi środkami na utrzymanie. Mieszkałam z rodzicami i czasami pomagałam mojej mamie w jej sklepie spożywczym, który znajdował się w naszym domu. Był to jedyny sklep we wsi, w której żyliśmy. Znałam niemalże osobiście wszystkich klientów, a praca była bardziej przyjemna niż ciężka. Rodzice pomagali mi przy dzieciach, a ja trochę odciążałam ich w obowiązkach. To była taka relacja wymiany. Mogłabym śmiało powiedzieć, że odkąd mój mąż był nieobecny, żyło mi się o wiele lepiej i mogłam skupić się na…
No właśnie, co takiego wydarzyło się w listopadzie tego odległego roku? Na początku brzydkiego i słotnego miesiąca zaczęło się coś cudownego, co odmieniło moje życie i dało mi początkowo dużo szczęścia.
Pewnego deszczowego wieczoru na początku listopada, kiedy w domu zrobiło się całkiem cicho, ponieważ dzieci w końcu zasnęły, wykąpałam się, usiadłam jak zwykle do komputera i zaczęłam przeglądać dobrze znane mi strony, aby się odstresować oraz zrelaksować. To prawda, że Internet od rozstania z mężem był dla mnie odskocznią od codzienności. Fascynowały mnie czaty i przeglądanie profili chłopaków na różnych, modnych wtedy portalach, takich jak Fotka i Badoo. Była w nich pewna tajemniczość. Chociaż muszę przyznać, że po wielu miesiącach poszukiwania kogoś wartościowego moje nadzieje na poznanie superfaceta w sieci słabły. Miałam pecha, ponieważ zawsze trafiał się chłopak fajny w rozmowie, ale mieszkający kilkaset kilometrów ode mnie albo zajęty.
Od kilku miesięcy rozmawiałam z Michałem z Ostrowa, ale niestety był żonaty. Tego dnia go jednak nie było. Weszłam na swój profil na Fotce, ale tam też nic specjalnego się nie działo, więc postanowiłam sama wziąć sprawy w swoje ręce i nie czekać, aż ktoś odnajdzie mnie. W wyszukiwarkę wpisałam, że szukam mężczyzny z miejscowości „Grudziądz +20km”, „wiek 25–35 lat”.
No cóż, rozpiętość wieku była duża, ale musiałam trochę poszerzyć zakres ewentualnych poszukiwań. Wcisnęłam enter i pojawiło się dziewiętnaście stron. Hmm… sporo tego. Nie miałam fizycznej możliwości, żeby wejść na wszystkie profile, gdyż było ich kilkaset. Chyba jednak za bardzo się rozkręciłam. Z każdej strony wybierałam mniej więcej trzy osoby z ciekawym awatarem. Spodobało mi się zdjęcie ze zbliżeniem oka. Wyglądało dosyć ciekawie, ale niestety się rozczarowałam. Chłopak był kompletnie nie w moim typie.
Kilku było w moim wieku i wolnych, ale ominęłam ich właśnie z tego powodu, że z pewnością szukali niezajętej dziewczyny. Nie chciałam, aby ktoś pomyślał, że mam dwójkę dzieci, nie wyszło mi z facetem i szukam tatusia. Miałam świadomość tego, że większość chłopaków w moim wieku było wolnych, szukających dziewczyny bez zobowiązań, dopiero myślących o założeniu rodziny. Chciałam raczej kogoś z bagażem życiowym podobnym do mojego, a więc mężczyzny po rozwodzie, kilka lat starszego, z dziećmi lub bez.
Kris był na trzeciej stronie. Dwa pierwsze zdjęcia mnie nie zachwyciły. Pierwsze takie średnie, na którym był w żółtej koszulce, na drugim stał przy samochodzie, chyba z zagraniczną rejestracją. Nie, koleś chwalący się autem to zupełnie nie moja bajka. Dla mnie z pewnością nie miała znaczenia marka samochodu. Jednak jego trzeciemu zdjęciu przypatrywałam się dłuższą chwilę.
Prawdopodobnie zrobione było również za granicą. Miał czarne włosy ułożone na żel, piwne oczy, a na sobie białą bluzę i dżinsy. Coś w nim jednak było. Przejrzałam opis: był wolny, nie miał dzieci, rocznik osiem jeden, czyli prawie mój rówieśnik. Chyba wolałabym, żeby był trochę starszy. Ale ten wzrost, hmm… Sto siedemdziesiąt osiem centymetrów to trochę za mało. Był wyższy ode mnie, to fakt, ale wolałabym, żeby miał chociaż sto osiemdziesiąt. To była moja zmora od zawsze – niscy faceci. Przy stu siedemdziesięciu dwóch centymetrach uchodziłam za wysoką dziewczynę. Po założeniu wysokich obcasów mierzyłam około stu osiemdziesięciu. Ostatnio jednak aż tak wysokich butów nie nosiłam, więc ewentualnie nie byłabym wyższa od niego.
Dalej już nikogo ciekawego nie znalazłam. Michał też się nie pojawił i nie mając nic więcej do zrobienia, położyłam się wcześniej spać. W końcu opieka nad Mikołajem pochłaniała mnie od rana do wieczora. Miał dopiero dwa latka, a dzieci w tym wieku są w ciągłym ruchu. W ciągu kilku następnych dni pomagałam mojej mamie prowadzić jej niewielki sklep. Po południu bawiłam się z dziećmi, gotowałam pyszne potrawy, oglądałam telewizję i sprzątałam moje małe mieszkanie, wydzielone z domu rodziców, a wieczorem szukałam mojej stałej rozrywki w Internecie.
Michała poznałam w lipcu na czacie Wirtualnej Polski. Od pewnego czasu nasze rozmowy przybrały jednak za bardzo seksualny charakter i coraz bardziej mi się to nie podobało. Miał żonę i musiał się przed nią ukrywać. Nie mogliśmy więc rozmawiać normalnie przez Skype’a lub telefon, tylko pisaliśmy do siebie wiadomości. Ta znajomość nic a nic nie posuwała się do przodu. Kiedy mnie widział, pisał, że jestem piękna i uwielbia na mnie patrzeć. Z racji tego, że mieszkał daleko, nasze ewentualne spotkanie było odłożone w dość daleką i cieplejszą, wiosenno-letnią przyszłość.
Natomiast Tataagatki (Bogdan), czyli drugi facet, którego poznałam jakiś czas temu przez Internet, pojawiał się cyklicznie, pisząc do mnie wiadomości przez stronę Fotki. Dwa razy rozmawialiśmy przez Skype’a, kiedy był w kafejce internetowej. Był ode mnie starszy o siedem lat, miał żonę Agnieszkę (moją imienniczkę) i oczywiście córkę Agatkę, jak to wynikało z nazwy jego profilu. Pracował w Niemczech i na brak pieniędzy nie narzekał. Miał problemy z żoną, podobnie jak wielu mężczyzn, z powodu rozłąki. Jednak przemawiał do mnie bardziej niż Michał. Wyrażał po prostu większe zainteresowanie dla moich trosk, tyle że pojawiał się dość nieregularnie.
Po kilku dniach otrzymałam wiadomość od Krisa. Musiał zauważyć, że odwiedziłam jego profil.
Kris:
Cześć Aguś!
Z pewnością tak piękna dziewczyna jak Ty ma wielu adoratorów, ale gdybyś miała ochotę popisać ze mną i poznać mnie bliżej, to jestem do Twojej dyspozycji. Podaję mój numer gg: 421582. Moje wcześniejsze wiadomości chyba do Ciebie nie dochodziły, bo pisałem kilka razy, ale nie otrzymałem odpowiedzi.
Pozdrawiam Krzysiek
Aura:
Cześć Krzysiek,
Wbrew pozorom, nie mam aż tak wielu adoratorów, jak Ci się wydaje. To dziwne, ale nie dostałam od Ciebie żadnej wiadomości. W każdym razie chętnie z Tobą popiszę w wolnej chwili. Moje gg to 418495.
Pozdrawiam Agnieszka
I tak zaczęły się moje rozmowy przez GG z Krisem, a właściwie z Krzyśkiem. Były lekkie i przyjemne, a do tego cudownie wciągające i fascynujące. Mała różnica wieku sprawiała, że mieliśmy podobne odczucia co do tych samych momentów z przeszłości. W naszym przypadku były to pierwsze gry komputerowe czy też dość charakterystyczny Eurobusiness, w który niejednokrotnie później graliśmy.
Pewnego dnia Krzysiek zaproponował rozmowę przez Skype’a. Zgodziłam się, gdyż byłam go ciekawa, tak bardziej realnie. Wyniknął jednak jakiś problem z głośnikiem w jego komputerze i skończyło się na tym, że tylko się widzieliśmy, a i tak pisaliśmy na klawiaturach. Byłam jednak zadowolona z takiego obrotu sprawy, ponieważ nie krępowało mnie to aż tak bardzo jak rozmowa.
Dziwne, ale przez Skype’a nie wydawał mi się aż taki przystojny jak na zdjęciach. Stwierdziłam, że to dobrze, gdyż nigdy nie pragnęłam bardzo przystojnego chłopaka. Uważałam, że przystojniacy za bardzo skupiali się na swoim wyglądzie i od dziewczyny w każdej sytuacji wymagali idealnego wizerunku, czyli nienagannego makijażu, seksownych modnych ciuchów, czy też zakładania szpilek. Pasowało mi to, że Krzysiek był taki średni. Zawsze miałam facetów przeciętnych z wyglądu, a często nawet brzydali, ale dzięki temu to oni prawili mi komplementy, a nie na odwrót. Teraz już jednak wiem, że wygląd nie zawsze idzie w parze z charakterem. Z jednej strony jest tak, że przystojny chłopak ma mnóstwo zalet i niekoniecznie jest zapatrzony w siebie. Z drugiej strony zdarza się, że ten mniej urodziwy dopuszcza się zdrady. Ludzie są różni i na każdego należy patrzeć indywidualnie.
Wracając do mojej nowej znajomości z Krzyśkiem… Mieszkaliśmy stosunkowo blisko siebie i dzieliło nas tylko dwadzieścia kilometrów, więc trochę się przeraziłam, kiedy zaproponował spotkanie. Spodziewałam się, że będziemy pisać co najmniej przez kilka tygodni przez GG, poznamy się jak łyse konie i dopiero wtedy zaplanujemy jakieś romantyczne wyjście.
Krzysiek wybierał się akurat na imprezę do Millenium. Byłam tam może dwa razy. Początek wypadł jednak na jego niekorzyść. Pomyślałam, że chce ze mną potańczyć i nawet nie wpadł na to, aby po mnie przyjechać, a na dodatek napisał, że przeważnie jest bez kasy. Po co mi taki chłopak, który przetrwania pieniądze? Miałam dzieci i myślałam już w inny sposób. Stanęło na tym, że poszedł na tę imprezę sam, ponieważ nie wykazałam chęci spotkania.
Nawet mi wtedy wpadł do głowy taki pomysł, aby pojawić się tam znienacka i zrobić mu miłą lub niemiłą niespodziankę, ale ostatecznie z niego zrezygnowałam. Zapytał jeszcze, czy zadzwonię do niego następnego dnia, gdyż nie ma nic na karcie. To była już druga rzecz na jego niekorzyść. Pomyślałam sobie: „Co on sobie wyobraża, to ja mam do niego jeszcze dzwonić?!”. Po zamknięciu sklepu miałam jednak ochotę to zrobić, ale ostatecznie tamtego dnia zrezygnowałam z kontaktu z nim. Było już późno i na pewno przygotowywał się na imprezę, więc w końcu nie wykonałam telefonu.
Późnym wieczorem dostałam SMS. Pisał od kolegi, że miałam się odezwać, ale może jestem zajęta rozmową na czacie z jakimś przystojniakiem. Od razu odruchowo wcisnęłam zieloną słuchawkę, ale muzyka była tak głośna, że Krzysiek musiał wyjść do drugiego pomieszczenia, aby było lepiej słychać, chociaż to i tak niewiele pomogło. To była nasza pierwsza rozmowa przez telefon, a on zaczął narzekać, że mu zimno. Mówił, że wypił trzy piwa, zaczął mi śpiewać. To już był trzeci nietakt w ostatnich kilku dniach. Pomyślałam: „No tak, jest nieodpowiedzialny, tylko na imprezy chodzi, a na dodatek dzwonię do niego, a on wstawiony”.
Coś jednak nie pozwalało mi przerwać tej rozmowy. Po dobrych kilku minutach uświadomiłam sobie, że rozmawiamy na mój koszt. Powiedziałam, że na pewno sporo kasy wzięło mi z konta, i chciałam się rozłączyć, ale on mnie uspokajał, że mamy telefon w tej samej sieci i możemy długo rozmawiać. Uparłam się jednak, aby wybrać specjalny kod za dziesięć złotych, by móc z nim rozmawiać bez limitu. Gdy odłożyłam słuchawkę, ze zdumieniem stwierdziłam, że z konta ubyło mi trzynaście złotych, więc szybko wzięłam ten bezpłatny numer do niego, abyśmy mogli rozmawiać bez przeszkód.
W sumie na telefon do niego tamtego dnia straciłam dwadzieścia trzy złote i nie była to mała kwota jak na jedną, niezbyt długą rozmowę. Po opłaceniu bezpłatnego numeru zadzwoniłam ponownie, ponieważ chciałam mu wyjaśnić, dlaczego się nie spotkaliśmy.
Powiedziałam, że od kilku miesięcy jestem zaangażowana w znajomość internetową, ale oczywiście nie zdradziłam najintymniejszych szczegółów. I wtedy się zaczęło. Odparł, że jestem nieszczera, gdyż mu nie powiedziałam o tym od razu i zrobiłam to z myślą o sobie, aby spotkać się z nim i z Michałem, a potem wybrać lepszego. Ciągnął swój wywód dalej. Powiedział, że przez Skype’a wyglądałam jak anioł, ale wolałby mieć brzydszą dziewczynę o lepszym charakterze. Ogólnie tak mi nagadał, że byłam na niego strasznie zła. Nie zgadzałam się z jego opinią, więc wymienialiśmy swoje poglądy dosyć długo. Impreza powoli się kończyła, wyszedł na dwór i stwierdził, że jest bardzo zimno (było wówczas mroźno). Miał problem, aby dostać się do domu i sama nie wiem, jak tam w końcu dotarł.
Następnego dnia starałam się o tym nie myśleć. Cały dzień byłam zajęta i komputer włączyłam dopiero wieczorem. Za pośrednictwem komunikatora otrzymałam wiadomość od Krzyśka, w której napisał, że zdecydował się dać mi święty spokój, ponieważ to wszystko nie jest na jego nerwy. Spojrzałam na godzinę wysłania. Wiadomość została napisana z samego rana, ale zauważyłam, że jest dostępny, więc zdecydowałam się na nią odpisać. Odpowiedział od razu, że mam zablokować jego kontakt na GG i wycofać bezpłatne rozmowy do niego. Zadeklarował, że odda mi pieniądze, które straciłam na telefon. Wspomniał też, że źle się czuje i nie ma siły pisać. Wyraziłam troskę o niego, więc wyjaśnił, że jest chory i ma gorączkę, a następnego dnia musi iść do pracy.
Z pewnością rozchorował się po imprezie. Poradziłam mu, aby wziął tabletkę na zbicie temperatury, ale odpisał, że mama już się nim zajmuje. Kontakt nam się jednak nie urwał, gdyż po dwóch dniach zapytał mnie, czy wejdę na wideorozmowę przez Skype’a. Weszłam, a on nadal nie miał sprawnego mikrofonu w komputerze, więc wybrałam jego numer telefonu, którego oczywiście nie skasowałam. Bezpłatnych rozmów również nie dezaktywowałam.
Przegadaliśmy trzy godziny. Następnego dnia znowu zadzwoniłam, kolejnego napisałam, że właśnie się rozwiodłam i zapytałam, czy mogę zadzwonić, a po dwóch dniach umówiliśmy się na spotkanie na jego osiedlu.
Spotkanie miało się odbyć w niedzielę, krótko przed świętami, dziewiętnastego grudnia, i być neutralne, czyli spacer z jego psem, a dodatkowo bitwa na śnieżki, ponieważ w końcu zawitała do nas zima ze śniegiem. Poczucie humoru mieliśmy podobne i dlatego wpadł nam do głowy taki szalony pomysł. Miałam zajęcia na uczelni, ale tylko ćwiczenia, które miały się skończyć tuż przed jedenastą. Pożyczyłam samochód od rodziców. W swoim nie miałam wymienionych opon na zimowe i wolałam nie ryzykować.
Kiedy zaparkowałam na parkingu niedaleko jego bloku, okazało się, że w tej okolicy mieszka moja ciocia. Dawno u niej nie byłam i zabudowa wydała mi się nieco zmieniona, szczególnie w tych zimowych warunkach. Kiedy zamknęłam samochód, a po chwili jeszcze raz sprawdziłam, czy zamknęłam, ruszyłam powoli w dół po zaśnieżonym chodniku w kierunku bloku numer sześć.
Nigdzie nie było widać psa ani tym bardziej jego właściciela. Sprawdziłam godzinę, dochodziła jedenasta, ale może rzeczywiście byłam trochę za wcześnie. Przystanęłam, zastanawiałam się, czy podejść bliżej i cofnęłam się kilka kroków. Po kilku metrach zawróciłam i w końcu go zobaczyłam. Wyszedł z klatki schodowej w bluzce z krótkim rękawem, a właściwie z niej wybiegł. Zawołał mnie i powiedział, abym weszła na górę, do mieszkania, ponieważ jest zbyt zimno na spacer. W domu powitał mnie oczywiście… szczekający pies, ale rodzice szybko go odciągnęli, a my poszliśmy do pokoju Krzyśka.
Moje wrażenie, no cóż, było pozytywne, i to bardzo. Wyglądał o wiele lepiej niż na zdjęciach i przez Skype’a. Jednak był przystojniakiem, których omijałam z daleka, na dodatek wysokim. Okazało się, że miał sto osiemdziesiąt dwa centymetry wzrostu, a na profilu była po prostu pomyłka, co wcale mnie nie zmartwiło, gdyż oczywiście wolałam wysokich mężczyzn. Miał czarne włosy i piwne, po prostu cudowne, oczy oraz śliczne zmarszczki wokół nich, kiedy się uśmiechał.
Od samego początku widziałam, że jest mną zainteresowany. Najpierw siedzieliśmy naprzeciwko siebie i rozmawialiśmy. Był we mnie wpatrzony jak w obrazek. Powiedział, że wyglądam tak niewinnie, że w życiu nie pomyślałby, że mam już taki bagaż życiowy. Kilka razy niemalże mnie dotknął. Najpierw przysunął się bliżej, kiedy pokazywał mi zdjęcie swojej wielkiej miłości z przeszłości i widać było, że jeszcze to przeżywał. Później, kiedy usiadłam przed jego laptopem, ponieważ chciał mi coś pokazać, pochylił się nade mną, a ja czułam, że zaraz dotknie brodą moich włosów.
Ja jednak potraktowałam nasze spotkanie bardziej po koleżeńsku. Chciałam zacząć nawiązywać znajomości z różnymi ludźmi. Miał zostać po prostu moim kolegą. W tamtym momencie bardziej liczył się dla mnie Michał i mówiłam mu o tym otwarcie. Dzięki temu, że niczego sobie nie obiecywałam, byłam na tym spotkaniu bardziej swobodna niż zazwyczaj w tego typu sytuacjach. Zniknęła gdzieś moja nieśmiałość, tym bardziej że naprawdę nadawaliśmy na tych samych falach. Doszło tylko do jednej chwili, w której poważnie spojrzeliśmy sobie w oczy, ale czar prysł, gdyż palnęłam coś o Michale (kilka miesięcy później, kiedy byliśmy już razem, Krzyś powiedział mi, że w tamtym momencie chciał mnie pocałować, a ja mu odpowiedziałam, że cieszę się z jego powściągliwości, ponieważ pomyślałabym, że jak każdy facet nie potrafi się powstrzymać).
Dobry czas szybko się skończył. Krzysiek odprowadził mnie do samochodu i na pożegnanie pocałował w policzek. Wróciłam do domu, ale o tym muśnięciu jego ust nie mogłam zapomnieć.
Drugie nasze spotkanie nastąpiło dwa dni po pierwszym. Kontakt nadal mieliśmy z sobą codzienny – albo za pośrednictwem Skype’a, albo przez telefon, albo przez GG. Tamtego dnia jego rodziców nie było akurat w domu. Do jego mieszkania trafiłam już bez większego problemu. W moim ubiorze królował ulubiony czarny kolor. Po krótkim powitaniu pocałunkiem w policzek czułam się dość swobodnie. Nadal byłam trochę podekscytowana nową znajomością, ale zdziwiłam się, że aż tak bardzo jej nie przeżywałam. Krzysiek zaproponował, że zrobi kawę. Kiedy zapytałam o mleko, okazało się, że nie mają w domu ani kropelki.
– Od dzieciństwa nie lubię mleka – wyjaśnił. – Moi rodzice też za nim nie przepadają, więc w ogóle go nie kupujemy.
– Szkoda – odparłam. – Nigdy nie piję kawy bez mleka, ale trudno, jakoś to przeżyję. Poproszę w takim razie chociaż o cukier, żeby jakoś sobie ten brak osłodzić.
Poszliśmy z powrotem do jego pokoju. Rozglądałam się tam z zaciekawieniem. Było to stosunkowo małe pomieszczenie. Na ścianach wisiało kilka mniejszych obrazków i jeden duży, z wodospadem, podświetlany różnymi kolorami. Mieszkał w tym pokoju od niedawna, więc za całe jego urządzenie odpowiedzialna była jego mama.
Krzysiek przed dwoma miesiącami przyjechał z Anglii. Pracował tam przez trzy lata, z różnym skutkiem. Kiedy wyjechał z Polski, okazało się że pracy na budowie, do której pojechał, wystarczyło tylko na kilka tygodni i nie była tak dobrze opłacana, jak mu obiecano. Później imał się różnych zajęć: pracował w bibliotece, w myjni samochodowej, był kierowcą, na dłużej osiadając w Norwich. Po kilku latach postanowił wrócić do Polski.
Z jego wyjazdem za granicę wiązała się historia miłosna, o której mi opowiedział. Nie zakończyła się jednak szczęśliwie. Przed wyjazdem miał dziewczynę, której zdjęcie widziałam wcześniej. Był w niej bardzo zakochany. Po około roku związku pojawiły się między nimi plany o ślubie i Krzysiek postanowił wyjechać do Anglii, aby je zrealizować, ale wszystko potoczyło się nie tak, jak miało. Początkowo bardzo za nią tęsknił, przyjeżdżał jednak dosyć rzadko, mniej więcej raz na kilka miesięcy. Planował, aby go odwiedziła, ale któregoś dnia wszystko się skończyło, i to dość prozaicznie. Zadzwonił do niego kolega z informacją, że jest z jego dziewczyną na jednej imprezie. Przesłał mu zdjęcie Karoliny, ponieważ tak miała na imię, na którym całuje się z innym chłopakiem. Później zamknęła się z nim w osobnym pokoju i wszystko było już jasne.
– Prędzej dałbym sobie rękę uciąć, niż uwierzyłbym w to, że moja dziewczyna mnie zdradzi – powiedział. – No i teraz nie miałbym już ręki.
Całą sprawę wyjaśnili sobie telefonicznie. Karolina tłumaczyła, że była pijana. Płakała i zaklinała się, że to on jest największą miłością jej życia, ale prośby nie miały już żadnego znaczenia. Krzysiek powiedział, że zdrada jest dla niego ostatecznością i nie wyobraża sobie życia z dziewczyną, którą inny facet całował, dotykał, pieścił, odgarniał jej włosy i tym podobne rzeczy. Takie miał zasady i powiedział, że nigdy ich już nie zmieni. Chociaż przyznał, że może gdyby pomyślała, aby przyjechać do niego do Anglii i wytłumaczyć wszystko w cztery oczy, to może byłby cień, ale dosłownie tylko cień szansy na wybaczenie, gdyby ją zobaczył. Być może jego serce zmiękłoby na jej widok.
Karolina jednak tego nie zrobiła, a on pił przez tydzień, aby to wszystko odreagować. Nie przyjechał do Polski przez kolejnych kilka miesięcy. Cierpiał samotnie. Jakby tego było mało, historia Krzyśka i Karoliny miała tragiczny finał. Po jakimś czasie okazało się, że dziewczyna zaszła w ciążę i nie było nawet najmniejszego prawdopodobieństwa, że mogłoby to być jego dziecko, ponieważ bardzo długo się nie widzieli. Z racji tego że mieszkali w Polsce na jednym osiedlu, nie uniknęli spotkania, kiedy Krzysiek przyjechał po kilku miesiącach. Jego była dziewczyna była już wtedy w zaawansowanej ciąży. Nie wyszło jej z chłopakiem, z którym się przespała, i nadal chciała wrócić do Krzyśka, ale już nic nie dało się zrobić. On znowu wyjechał do Anglii i ich kontakt urwał się na stałe.
– To znaczy, że gdybyście byli razem, to w ogóle nie doszłoby do naszego spotkania? – zapytałam.
– Na to wygląda – odpowiedział. – Taki już jestem, że kiedy mam dziewczynę, to jest ona moim oczkiem w głowie i inne dla mnie w ogóle nie istnieją.
– To z jednej strony mogę się cieszyć, że tak potoczyły się wasze losy, ponieważ w innym wypadku nie byłoby mnie teraz tutaj. I nigdy nie napisałbyś do mnie.
– Mogłabyś tu być jedynie w charakterze mojej koleżanki.
– Koleżanki? – zapytałam zdumiona. – A chciałbyś, żeby było inaczej?
Prawie nie zdążyłam zadać tego pytania, ponieważ w jednej chwili znalazłam się w jego ramionach i jednocześnie zatopiliśmy się w pocałunku, który… o zgrozo! kompletnie nam nie wyszedł. Zahaczyłam swoimi zębami o jego zęby. Masakra. Jak to się stało, że nie mogliśmy tego zrobić jak normalni ludzie?
Po chwili usiadłam na jego kolanach okrakiem. Jeszcze raz spróbowaliśmy. Starłam się, aby tym razem było lepiej, ale musiałam maksymalnie się skupić, aby znowu nie wyszło niezręcznie. Wyszło lepiej, ale nie aż tak rewelacyjnie, jak bym chciała. Ten pierwszy niefortunny raz odebrał mi całą przyjemność naszego pierwszego pocałunku. Krzysiek próbował zdjąć ze mnie sukienkę, którą założyłam jako tunikę do legginsów, ale że wszystko było w czarnym kolorze i mój strój zlewał się w jedną całość, nie udało mu się tego zrobić.
– Jak to się ściąga? – pytał, próbując rozpaczliwie znaleźć brzeg mojej obcisłej sukienki.
W żaden sposób nie mógł jej ze mnie zdjąć. Jego mozolne próby trochę mnie otrzeźwiły. Zdałam sobie sprawę z tego, co próbuje zrobić.
– Nie, nie, nie – zaprotestowałam. – Tak naprawdę to nie mam aż tak dużo czasu.
W pośpiechu zeszłam z jego kolan, poprawiłam ubranie i stwierdziłam, że na mnie już pora. Dopiłam swoją kawę i dość szybko się pożegnaliśmy. Tym razem poprosiłam, aby nie odprowadzał mnie do samochodu. Wyjaśniłam, że muszę wracać do domu, ponieważ nie chcę, aby moi rodzice się martwili.
Kiedy wracałam, całą drogę myślałam o tym, co się wydarzyło. Palił mnie ten pocałunek. Ze wstydu raczej niż z doznanej przyjemności. Nie mogłam uwierzyć, że wyszło aż tak niefortunnie. Nigdy w przeszłości nie zdarzyła mi się taka sytuacja. To prawda, że przez dłuższy czas nie miałam faceta i z nikim się nie całowałam od dobrych kilku miesięcy, ale przecież tego, do cholery, się nie zapomina.
Na szczęście jednak feralny pocałunek, który nastąpił między nami, nie wpłynął na oziębienie naszych stosunków. Żadne z nas do tego nie wracało, a rozmowy powróciły normalne, w lekko żartobliwym tonie, pełne ciepłych słów i adoracji z jego strony.
Dwudziestego czwartego grudnia, w Wigilię, przez cały poranek byłam jeszcze w ferworze świątecznych zajęć i ostatnich przygotowań. Umówiłam się wcześniej z moją mamą, kto za co będzie odpowiedzialny. Został mi jeszcze do usmażenia karp i przygotowanie do niego śmietany. Chciałam się jak najszybciej z tym uporać, aby mieć jeszcze chwilę dla siebie przed kolacją. Rzeczywiście w kuchni z gotowaniem i sprzątaniem uwinęłam się do dwunastej. Zadzwoniłam, jak co dzień, do Krzyśka i zapytałam, jak spędza Wigilię. Powiedział, że zostaje z rodzicami w domu i już nie może się doczekać wieczoru, ponieważ jego mama robi mnóstwo pysznych potraw.
Nie miałam tego dnia zbyt wiele czasu, aby z nim rozmawiać. Umówiliśmy się na rozmowę na GG wieczorem, o bliżej nieustalonej godzinie. Po tej rozmowie zabrałam się za przygotowanie ubrań dla siebie i dla dzieci na wieczór. Klaudii wybrałam czarną sukienkę w białe kwiatki z białą lamówką, która pięknie kontrastowała z ciemnym tłem. Mikołajkowi natomiast wyprasowałam jasną koszulę w kratkę i dżinsy. Dla siebie wybrałam klasyczną czarną spódnicę i białą bluzkę koszulową na guziki, z wiązaniem z przodu. Wykąpałam się, wysuszyłam włosy i je wyprostowałam. Ubrałam się, zrobiłam makijaż i pomalowałam paznokcie. Na koniec jeszcze narzuciłam na siebie kolorowe bolerko, które sama zrobiłam na szydełku.
Dzieci wyszykowałam później, aby nie zdążyły pobrudzić ubrań przed kolacją. Była piętnasta i jeszcze się nie ściemniało. Włączyłam światełka na choince i nie mogłam się doczekać tego najpiękniejszego i najbardziej magicznego wieczoru w całym roku, kiedy wszyscy są dla siebie bardziej życzliwi.
Zostawiłam dzieci przed telewizorem i poszłam do rodziców, aby zapakować do wielkiego worka wszystkie prezenty i przygotować strój Świętego Mikołaja, w który miał się przebrać mój tata. Mama powoli nakrywała do wielkiego stołu w jadalni. Pięknie go udekorowała – biały obrus i jednolita biała zastawa. Przy każdym nakryciu położyła białą serwetkę ze świątecznym, subtelnym złotym wzorem. Na środku postawiła duży świecznik w kolorze mosiądzu, który dostali z tatą na dwudziestą piątą rocznicę ślubu.
– Pięknie przygotowałaś stół na kolację wigilijną – powiedziałam. – Pasuje tu ten świecznik.
– W końcu jest niepowtarzalna okazja, aby zapalić te piękne świece w kształcie róż – powiedziała.
Odsłoniłam brzeg stołu, aby sprawdzić, czy tradycyjnie znajduje się tam sianko, i stwierdziłam, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Przyprowadziłam dzieci, ponieważ powoli nastawał zmierzch. Zaczęliśmy wypatrywać pierwszej gwiazdki i kiedy tylko się pojawiła, moja mama przyniosła opłatek, którym się podzieliliśmy, składając sobie serdeczne życzenia. Mikołajek był trochę zaskoczony nową sytuacją, ale był przy tym taki słodki, że wywoływał uśmiech na twarzach nas wszystkich.
Zanim zasiedliśmy do stołu, Klaudia przeczytała fragment z Ewangelii świętego Łukasza o narodzeniu Pana Jezusa, a następnie rozpoczęła się kolacja, na którą czekaliśmy z niecierpliwością od samego rana. Delektowałam się potrawami, które pojawiały się u nas w zasadzie raz do roku, a więc barszczem mojej mamy i jej klopsikami grzybowymi. Dzieci zjadły niewiele – z tych wszystkich wigilijnych potraw Mikołajek prawie nic, ponieważ był jeszcze malutki, natomiast Klaudia bardziej była przejęta oczekiwaniem na prezenty niż jedzeniem. W końcu jednak nastąpiła ta wyczekiwana przez nią chwila i do naszych drzwi zapukał Święty Mikołaj, dzwoniąc wielkim dzwonkiem. Mikołajkowi strasznie szybko biło serce, kiedy trzymałam go na kolanach. Niepewnie wyciągał rączkę po prezent, tuląc się jednocześnie do mnie. W każdym razie Święty Mikołaj to zauważył i po rozdaniu prezentów pospiesznie zaczął się wycofywać, tłumacząc się tym, że ma jeszcze strasznie dużo pracy.
Po kolacji nastąpiło rozprężenie. Dzieci zaspokoiły swoją ciekawość i ekscytowały się nowymi zabawkami. Sprzątnęłam z mamą po kolacji, przygotowałyśmy ciasto, kawę i wino. Przenieśliśmy się do salonu na piętrze i próbowałam z tatą złożyć kolejkę. Mikołajek siedział w środku i bacznie się tym naszym próbom przyglądał. W tym czasie Klaudia czytała baśnie ze swojej nowej książki, którą podarował jej Święty Mikołaj, ale najbardziej podobały jej się w niej piękne, kolorowe ilustracje.
O dwudziestej pierwszej bardzo znużony Mikołajek w końcu zasnął i musiałam go położyć w sypialni mojej mamy. Klaudia też chciała zostać na noc u babci. Poszłam do pokoju mojej siostry, która mieszkała w Anglii, zapaliłam świece, których blask wprawił mnie w cudowny nastrój, włączyłam komputer, by załadował się system, i z niecierpliwością czekałam, aż moje słoneczko na GG zmieni status na „dostępny”. Mimo że po chwili pojawił się żółty kolor, nie usłyszałam dźwięku przychodzącej wiadomości. Otworzyłam chat, ale Kris był niedostępny. To mnie zastanowiło. Było już późno. Powinien dawno być po kolacji. Nie zmartwiłam się jednak, gdyż w zamian za to wybrałam jego numer i zadzwoniłam. Po kilku sygnałach odebrał, złożył mi życzenia i nagle zaproponował spotkanie.
– Ale teraz? – pytałam zaskoczona. – Chcesz do mnie przyjechać? Na pewno możesz? Nic nie piłeś?
– Tak, mogę przyjechać. Powiedz mi tylko, jak dojechać do ciebie, i już za godzinę będę z tobą.
Wpadłam w panikę, ponieważ w ogóle się tego nie spodziewałam. Jak to? On u mnie, w moim mieszkaniu? Jak na to zareagują moi rodzice? Myślałam raczej, że spędzę miło i przyjemnie wieczór z lampką wina i w cudownej atmosferze będę prowadziła przemiłą i przezabawną konwersację z moim… No właśnie, kolegą, przyjacielem, nowym chłopakiem? Jakoś mi to wszystko nie pasowało. Nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na pytanie, kim chciałabym, aby był dla mnie Krzysiek. Cały czas tkwiła we mnie sprawa z Michałem i chciałam najpierw sprawdzić, co wyjdzie z mojej znajomości z nim.
Zgodziłam się jednak, aby Krzysiek do mnie przyjechał, wytłumaczyłam mu drogę, rzuciłam mamie na odchodnym, że będę miała gościa, i szybko – z talerzem ciasta i butelką chłodnej pepsi – wyszłam z domu do mojego mieszkania. Gdy tylko wystawiłam stopę na zewnątrz natychmiast pożałowałam tego, że zgodziłam się na przyjazd Krzyśka. Była straszna gołoledź. Dawno takiej nie widziałam. Wszystko było oblodzone, nie tylko płytki na tarasie, ale dosłownie wszystko, nawet klamki, poręcze i balustrady. Ledwie doszłam po schodach na górny taras. O mało co się nie wywróciłam z talerzem pełnym ciasta. Gdy tylko weszłam do mojego mieszkania, a nie było to łatwe, zadzwoniłam do Krzysia, aby odwołać spotkanie.
– Tak wiem – powiedział. – Jest strasznie ślisko. Ale ja już wyjechałem i jestem na moście. Zadzwonię, jak będę na miejscu. To była pierwsza w prawo za wiaduktem nad autostradą?
– Tak, skręcisz tam i za około kilometr będziesz przed moim domem. Taki pomarańczowy, piętrowy, na górce.
Czas do przyjazdu Krzyśka minął mi w ogromnym napięciu i zdenerwowaniu. Z jednej strony byłam podekscytowana, a z drugiej bałam się reakcji moich rodziców. Od zawsze miałam z tym problem. Raczej bardzo rzadko zapraszałam moich chłopaków do domu. Rodzice zawsze mieli jakieś „ale”, często coś im nie pasowało. Chłopak był za mało wykształcony, czy też pochodził z kiepskiej rodziny. Tak przecież było z moim byłym mężem Andrzejem. Wolałam więc spotykać się z nimi poza domem, ale teraz klamka już zapadła.
Na szczęście mój tata położył się wcześniej spać, ponieważ pracował następnego dnia. Był maszynistą, więc święta go nie obowiązywały, pociągi jeżdżą każdego dnia. Wiedziałam, że musi wstać następnego dnia o trzeciej rano i na pewno już spał. Dochodziła dwudziesta trzecia, kiedy Krzysiek zadzwonił i powiedział, że chyba pomylił drogę, ponieważ znalazł się w jakimś lesie.
– Na pewno przejechałeś tę drogę za wiaduktem. Możesz powiedzieć, czy minąłeś jakiś drogowskaz? – zapytałam.
– Tak, właśnie minąłem tablicę „Lipinki 8”.
– O nie, to musisz zaraz zawrócić. Przejechałeś mój wjazd o cztery kilometry. Zawróć i skręć bezpośrednio przed wiaduktem nad autostradą w lewo.
Po około dziesięciu minutach usłyszałam cichy warkot silnika na podwórku. Przyjechał! Moje napięcie osiągnęło punkt kulminacyjny. Wyszłam ostrożnie na dwór, również z powodu tej niespotykanej gołoledzi, aby pokazać mu wejście do mieszkania.
– Jesteś nareszcie – powiedziałam, kiedy go zobaczyłam.
W ciemnościach zobaczyłam jego czarne włosy, które lekko połyskiwały od wilgoci, i łagodne spojrzenie. Miał rozpiętą kurtkę, a pod nią niebieską koszulę. Wyglądał jak zwykle oszałamiająco. Powitaliśmy się szybkim buziakiem. Krzysiek chciał mi złożyć życzenia, ale szybko zaprowadziłam go po schodach na górę, ponieważ jak najszybciej chciałam się znaleźć w moim mieszkaniu, aby nie zobaczyli nas przypadkiem moi rodzice. W domu złożyliśmy sobie jeszcze raz życzenia świąteczne. Zaproponowałam kawę i przyniosłam ciasto orzechowe, które najlepiej mi ostatnio wychodziło. Krzysiek usiadł w fotelu po drugiej stronie ławy. Nie mogłam w to uwierzyć, to było niewiarygodne, że spotkaliśmy się w Wigilię. Rozmawialiśmy, było przyjemnie i bardzo nastrojowo. Miałam likier kawowy, kupiony na specjalną okazję. Wypiliśmy kilka kieliszków – był przepyszny, taki uwielbiałam najbardziej. Kiedy wypiliśmy kawę, Krzysiu położył się na chwilę na kanapie, aby odpocząć po całym dzisiejszym jedzeniu, i powiedział:
– Chodź tu do mnie, chcę cię przytulić.
Położyłam się obok, kładąc głowę na jego ramieniu. Objął mnie i gładził moje włosy. Szepnął mi do ucha:
– Jesteś taka piękna.
Było mi przyjemnie i błogo od jego bliskości, ciepła i oddechu, które czułam tak realnie. Położyłam rękę na jego klatce piersiowej i zaczęłam ją głaskać – delikatnie i czule. Sięgnęłam do górnego guzika jego koszuli. Był malutki i trudno było odpiąć go jedną ręką. Kiedy mi się to udało, rozchyliłam materiał i sięgnęłam do kolejnego guzika, z którym również się trochę namęczyłam, odpinając go jedną ręką. Głaskałam przy tym jego klatkę piersiową. Była owłosiona, i to bardzo. Oczywiście już przy naszym pierwszym spotkaniu zauważyłam włosy nieznacznie wystające spod jego koszulki. Teraz byłam jednak bardzo zaskoczona, gdyż nie spodziewałam się takiego widoku. Zawsze mnie odrzucało na widok bardzo owłosionych mężczyzn. Wydawało mi się, że nie mogłabym być z kimś takim, ponieważ przeszkadzałoby mi to za bardzo.
Moja koleżanka miała męża, który też miał dużo włosów na ciele i często tak żartobliwie o tym opowiadała, że śmiałyśmy się z tego do łez. Szczerze mówiąc, gdy przekonałam się o tym sama na żywo i moje palce prześlizgiwały się po jego nagim ciele, pomiędzy tymi włosami, to absolutnie mi to nie przeszkadzało. Zresztą u takiego chłopaka jak Krzysiu, u takiego przystojniaka, wszystko pasowało do siebie idealnie. Było to bardzo męskie.
Zresztą miał czarne włosy, piwne oczy, był śniady, miał ciemne włosy na rękach, więc to, jak prezentował się bez koszuli, było dopełnieniem całości. Mój były mąż był blondynem i wyglądał zupełnie inaczej. Dla mnie to był całkowity kontrast, ale jak najbardziej na plus.
W końcu uporałam się ze wszystkimi guzikami i zobaczyłam go w całej okazałości. Byłam oszołomiona, ale nie pozwolił mi długo czekać. Pocałował mnie namiętnie i o dziwo w tym pocałunku nie było już początkowej niezręczności i sztuczności. Pochylił się nade mną i tym razem on zaczął rozpinać guziki mojej bluzki, co poszło mu zdecydowanie szybciej. Odpiął zamek spódniczki i po chwili byłam tylko w samej bieliźnie. Poczułam się obnażona i zawstydzona, ponieważ wiedziałam, że moje ciało nie jest tak idealne jak jego. Krzyś jednak na tym nie poprzestał. Podłożył dłonie pod moje plecy, rozpiął mi stanik i zdjął go, na co mu pozwoliłam. Za chwilę sięgnął do majtek. Leżałam przed nim naga.
Po raz drugi tego dnia powiedział, że jestem piękna. Zawstydziło mnie to. Po prostu wiedziałam, że tak nie jest. Nie wierzyłam, że leżę bez ubrania przed facetem, którego tak mało znam. Krzysiu po chwili sam pozbył się swoich spodni i bokserek tak szybko, że prawie nic nie zobaczyłam i położył się na mnie. Zaczął mnie całować, pieścił moją szyję i piersi. Byłam oszołomiona, podniecona i bardzo go pragnęłam. Od tak dawna się z nikim nie kochałam, że moje pożądanie odezwało się ze zdwojoną siłą.
Kiedy skończyliśmy się kochać, byłam szczęśliwa. Leżeliśmy przytuleni jeszcze przez jakiś czas, a on całował moje włosy i głaskał moje ramiona. Byłam trochę zła na siebie, że zrobiliśmy to po tak krótkim okresie znajomości. Myślałam raczej, że będę chciała kochać się z nim dopiero po kilku miesiącach, aż zdobędę pewność, że naprawdę mu na mnie zależy. Na szczęście Krzyś był bardzo delikatny i nie zrobił nic wbrew mojej woli. Nie miałam jednak pewności, czy po tym wszystkim szybko się mną nie znudzi.
Czas mijał, a my nadal leżeliśmy przytuleni. Sprawdziłam godzinę. Dochodziła trzecia nad ranem. Spanikowałam, nie wierzyłam, że było już tak późno. Przecież nie mógł zostać do rana! Nie mogłam do tego dopuścić. Zresztą mój tata miał za godzinę wyjeżdżać do pracy. Wiedziałam, że lada chwila wstanie, aby się ubierać. Zerwałam się na równe nogi jak oparzona.
– Musisz jechać do domu – powiedziałam zdenerwowana. – Za pół godziny mój tata będzie wyjeżdżał do pracy i nie może zobaczyć twojego samochodu, bo jeszcze gotów tu przyjść i zrobić nam awanturę.
– Nie no, daj spokój, na pewno tu nie przyjdzie.
– Nie znasz go. Założę się, że gotów jest to zrobić. Nie chciałabym, aby spotkała cię jakaś przykrość.
Krzysiek w końcu musiał mi uwierzyć, gdyż zaczął, aczkolwiek niechętnie, poszukiwać swoich rzeczy. Ubierał się niezbyt sprawnie, cały czas mi nie dowierzając, ale w końcu, po około dziesięciu minutach, pocałowałam go na pożegnanie z obietnicą, że odezwę się następnego dnia, jak tylko wstanę. Kiedy odjechał, poczułam ulgę. Położyłam się do łóżka i po jakimś czasie usłyszałam odgłosy zamykanych drzwi i kroków na schodach w drugiej części domu. W krótkim czasie zasnęłam. To był dzień pełen wrażeń.
Reszta świąt minęła w rodzinnej i trochę leniwej atmosferze z pysznym jedzeniem i ciekawymi filmami w tle. Oczywiście kontakt z Krzysiem był – albo telefoniczny, albo internetowy, coraz bardziej jednak intymny. Z tego powodu tak bardzo nie mogłam doczekać się kolejnego spotkania. Tym razem rodzice byli uprzedzeni o zaproszeniu go na sylwestra.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Byłam partnerką hazardzisty
ISBN: 978-83-8313-242-6
© Agnieszka Polakowska i Wydawnictwo Novae Res 2022
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt
jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu
wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.
Redakcja: Jędrzej Szulga
Korekta: Bogusława Brzezińska
Okładka: Wiola Pierzgalska
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek