Byle do przodu - Olga Rudnicka - ebook + audiobook + książka

Byle do przodu ebook

Olga Rudnicka

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Trup był, ale już sobie poszedł.

Maria marzy o własnej restauracji. O jej prowadzeniu, tak jak o gotowaniu, nie ma pojęcia, ale od czego jest kucharz i menedżer? Piotr, jej brat, zarządza centrum urody, choć nie odróżnia jogi od feng shui. Pomocy, zwłaszcza finansowej, w spełnieniu tych marzeń rodzeństwu udziela ojciec, bogaty przedsiębiorca.

Maria i Piotr nie mają złudzeń. Za darmo umarło. Ta propozycja musi mieć drugie dno. Co tak naprawdę planuje ich ojciec? Za wszelką cenę postanawiają się tego dowiedzieć. Szpiegostwo, szantaż, przekupstwo, nie cofną się przed niczym, by dociec prawdy i ubiec knowania ojca. Wszystkie chwyty są dozwolone!

Olga Rudnicka (ur. 1988) - znana autorka powieści sensacyjnych "Natalii 5", "Cichy wielbiciel", "Były sobie świnki trzy" i wielu, wielu innych. Miłośniczka zwierząt, natury i dobrego jedzenia. Kocha jazdę konną i dobrą książkę. Nigdy nie polubi kawy i hipokryzji. Zawsze będzie podążać za swoimi marzeniami.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 446

Oceny
4,3 (758 ocen)
382
242
106
21
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
lekturojad

Nie oderwiesz się od lektury

Miło spędzony czas 😊 zatęskniłam za detektyw Dominiczak 😁😁😁
00
Ewaor

Dobrze spędzony czas

Fajna zabawna historia , czysty relaks . Polecam
00
Elwira1980

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
nalka47

Nie polecam

słabiutka jak na panią Rudnicka., a może tylko nudna w porównaniu seria o Matyldxie
00
Duda1234

Dobrze spędzony czas

całkiem zabawna
00

Popularność




 

 

Copyright © Olga Rudnicka, 2018

 

Projekt okładki

Paweł Panczakiewicz

www.panczakiewicz.pl

 

Zdjęcia na okładce

© Christian Melfa/Arcangel Images

Zdjęcie autorki Anna Pińkowska

 

Redaktor prowadzący

Anna Derengowska

 

Redakcja

Joanna Habiera

 

Korekta

Grażyna Nawrocka

 

ISBN 978-83-8123-981-3

 

Warszawa 2018

 

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02–697 Warszawa, ul. Gintrowskiego 28

www.proszynski.pl

Maria z dumą spoglądała na białe obrusy i bukieciki konwalii w wazonikach. Od miesiąca uwijała się jak w ukropie, planowała, zamawiała, chodziła za projektantem jak pies, osobiście zatrudniała pracowników. I oto nadszedł wielki dzień. Za godzinę otworzy własną restaurację, swoje największe marzenie, dzięki ojcu, który – nieoczekiwanie dla całej rodziny – postanowił jej pomóc.

Piotr uważał, że coś się za tym kryje. Ją również dręczyło przeczucie, że za darmo umarło – jak mawiała matka. Ostatnim razem, gdy ojciec zabrał się za spełnianie marzeń swoich dzieci i zawiózł je do Disneylandu, chciał im osłodzić wielką nowinę o rozwodzie. Do tej pory na widok Myszki Miki łzy napływały Marii do oczu, a Kaczor Donald sprawiał, że świat ponownie walił się jej na głowę. Miała wówczas dwanaście lat i chociaż kilka jej koleżanek przeżyło rozstanie rodziców, ona sama nigdy nie sądziła, że mama i tata przestaną się lubić.

– Ojciec coś kombinuje. – Piotr nieufnie rozglądał się po wnętrzu.

– Nie psuj mi tego dnia – poprosiła.

– Wiesz, że mam rację.

– Cokolwiek planuje – jeżeli w ogóle – jesteśmy doroś­li. Nie musi nas pytać o zdanie. – Starała się za wszelką cenę zachować spokój.

– Bo on nie pyta. On obwieszcza – powiedział złowróżbnie.

– Niby co może kombinować? – Poddała się. To prawda, ojciec osiągnął sukces własną pracą i podawanie czegokolwiek na tacy komukolwiek, zwłaszcza własnym dzieciom, nie było w jego stylu.

– W ten sposób chce nam osłodzić nadchodzący koniec świata – upierał się przy swoim.

– A ojciec ma najświeższe informacje, bo chadza na piwo z Bogiem, który zwierzył mu się, że czeka nas kolejny potop? Dostałam restaurację na pocieszenie, bo na arce zabraknie dla mnie miejsca? – Ironia bywała skuteczną bronią przed złem całego świata, ale kto obroni ją przed własną podświadomością?

– Mam złe przeczucia.

– Salon fryzjerski wziąłeś z pocałowaniem ręki i jego tyłka włącznie – wytknęła bratu.

– Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda.

– Właśnie to robisz.

– Bo już go osiodłałem, a teraz zaczynam się martwić, że kuleje.

– Daj już spokój z tymi metaforami. Wiesz coś, czego ja nie wiem? – Spojrzała na niego uważnie. Brat, dwa lata starszy, miał urodę wiecznego chłopca i dokładnie tak się zachowywał. Złotowłosy bawidamek, który nigdy nie dorośnie. Różnili się od siebie jak dzień i noc. Z charakteru nie przypominał też żadnego z rodziców. Ojciec nie mógł jednak zakwestionować faktu, że jego plemniki ponad trzydzieści lat temu trafiły do właściwej macicy. Piotr wyglądał jak jego młodsza wersja. Ona bardziej przypominała matkę. Ciemne włosy i wielkie błękitne oczy. Ostre rysy twarzy niestety odziedziczyła po ojcu, tak samo jak wzrost i kościstą budowę ciała, co odebrało jej nadzieję na urodę w stylu Elizabeth Taylor, którą szczyciła się matka, dopóki nie osiwiała i nie utleniła się na blond.

– W zasadzie nie – po namyśle odpowiedział Piotr.

– Więc rusz dupę i zajmij się czymś – warknęła.

– Jesteś okropna. – Spojrzał na nią z wyrzutem.

– I stanę się jeszcze gorsza, jeśli się ode mnie nie odczepisz. Idę do kuchni upewnić się, czy wszystko gra, a ty sprawdź stoliki na tarasie.

– Mam je policzyć?

– Możesz. I zerknij, czy obrusy równo leżą, krzesła stoją na swoim miejscu, parasole są rozwinięte, kwiatki podlane. Rób cokolwiek, co mnie nie zdenerwuje – poleciła mu i energicznym krokiem ruszyła w stronę kuchni, skąd dolatywał aromatyczny zapach ziół.

Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, powtórzyła w myśli, odganiając złe przeczucie, które towarzyszyło jej od chwili, gdy ojciec zaproponował jej lokal na restaurację w jednej ze swoich nieruchomości. Udzielił jej pożyczki na preferencyjnych warunkach. Zrezygnował z czynszu przez pierwsze dwanaście miesięcy. Propozycja padła nieoczekiwanie podczas rodzinnej kolacji, na którą rzecz jasna matka nie została zaproszona. Darował sobie tego typu spotkania, gdy uznał, że są wystarczająco dorośli, czyli wówczas, gdy się rozwiódł.

Ojciec musiał przygotowywać się do tego znacznie wcześniej. Przedstawił im nie tylko pomysł, miejsce, ale i projekt umów. To nie była luźna propozycja, z której mógł się wycofać. To był starannie obmyślony plan, za którym jednak mogło się coś kryć. Dlatego nie zrezygnowała z pracy. Wykorzystała zaległy urlop, wzięła trochę bezpłatnego i zatrudniła menedżera, który zajmie się bieżącymi sprawami. Od jutra. Bo dziś restauracja należy tylko do niej. Beatrice miała być przyjemnym, przyjaznym miejscem, do którego ludzie lubią wracać, by wypić ulubioną kawę lub zjeść coś zdrowego, a nie kolejnym ekstrawaganckim lokalem, w którym wypada się pokazywać. W menu znalazły się wegetariańskie i wegańskie odpowiedniki popularnych dań oraz typowo włoskie dania, nie zabrakło oczywiście potraw bezglutenowych. Można też było zamówić własne kompozycje owocowo-warzywnych koktajli. Maria miała nadzieję, że różnorodność menu i przyjazna atmosfera sprawią, że ludzie pokochają jej marzenie.

Brat otrzymał podobną propozycję. Lokal. Pożyczka. Własna działalność. Zdecydował się na snobistyczny salon fryzjerski. O włosach miał takie samo pojęcie jak ona o gotowaniu, ale oboje skończyli wybrane przez ojca studia ekonomiczne. Będą prowadzić firmy, a nie osobiście strzyc czy gotować. Piotr uruchomił swoją tydzień wcześniej i już miał terminy zarezerwowane na kilka tygodni do przodu. Salon fryzjerski, połączony ze spa i usługami kosmetycznymi. Ściągnął dietetyka i jogin mastera. Kobiety miały walić do salonu drzwiami i oknami. I to był jego sekretny plan. Po co miałby się uganiać za spódniczkami, skoro one mogą ganiać za nim? Wychodził z założenia, że człowiek powinien pracować, by żyć, a nie żyć, by pracować. Na szczęście ojciec żadnemu z dzieci swojego pracoholizmu w genach nie przekazał. Oboje pracowali uczciwie i rzetelnie na swoje utrzymanie. I to nie w firmie ojca.

Zawróciła i pomaszerowała na taras, gdzie Piotr zajmował się podrywaniem młodziutkiej kelnerki. Nie mogła dłużej udawać przed samą sobą, że wszystko gra.

– To jest podejrzane – obwieściła złowrogo.

– Ile masz lat? – Piotr przerażonym wzrokiem obrzucił kelnerkę, której właśnie wręczył wizytówkę.

– Nie mówię o niej. – Maria wyrwała jej wizytówkę z ręki. – Dziewczyno, trzymaj się z dala od mojego brata. Jutro rano nie będzie pamiętał o twoim istnieniu.

– Moja siostra przesadza. – Próbował się uśmiechnąć.

– Jest dla ciebie za stary i zdecydowanie zbyt doświadczony. Poszukaj chłopaka w swoim wieku. A teraz zmykaj. Jesteś w pracy – powiedziała stanowczo. Złapała Piotra za rękę i pociągnęła do najdalszego stolika na tarasie, gdzie nikt nie mógł ich usłyszeć.

– Założę się, że miała więcej doświadczenia od ciebie – stwierdził markotnie.

– Poluj na panienki u siebie. Nie potrzeba mi tu zasmarkańców wypłakujących za tobą oczy. Miałeś rację co do ojca. Dostaliśmy kij z marchewką.

– Co proszę? – zdumiał się.

– Dostaliśmy własne firmy, ale na jego warunkach. O cokolwiek mu naprawdę chodzi, my nie mamy prawa głosu, bo zabierze nam marchewki i przywali kijem.

– Jak na ekonomistkę teksty masz bardzo obrazowe.

– Owszem. Wcześniej nie dokonałam stosownej wizualizacji naszego problemu, chociaż byłam świadoma, że trzyma nas w garści. Zachłysnęłam się szansą, którą dostałam, i nie zamierzam jej stracić. Cokolwiek ojciec sobie zażyczy – moją nerkę, kawałek wątroby – jestem gotowa mu to oddać, póki go nie spłacę co do grosza.

– Chcesz powiedzieć, że nawet gdybyś wcześniej zwizualizowała problem, wzięłabyś od niego kasę?

– Oczywiście. Uznaję swoją zależność w tym względzie. I ty również, co oznacza, że siedzimy oboje cicho jak mysz pod miotłą i nie wychylamy się bez potrzeby.

– Może umiera i przed śmiercią postanowił zrobić dla nas coś miłego? – zastanawiał się głośno.

– Więc my też będziemy mili, dopóki wieko trumny się za nim nie zatrzaśnie – oświadczyła stanowczo.

– Mówisz tak, jakby jego śmierć była ci obojętna.

– Oczywiście, że nie jest – obruszyła się. – Wkurza mnie, ale to mój ojciec. Nie życzę mu śmierci.

– Długiego życia też nie – zażartował, drapiąc się po głowie. Maria już jako dziecko była tak poważna, że uwielbiał wyprowadzać ją z równowagi. I zawsze była Marią. Żadną Marysią. Ani Manią. Nikt nie nazywał jej Marysią. Nigdy.

– Ojciec ma pięćdziesiąt pięć lat. O emeryturze pomyśli za dwadzieścia lat, nie wcześniej. Może nawet postanowi sprzedać firmę. Dał nam to, czego chcieliśmy, żebyśmy nie mieli pretensji. Nie wiem, o co mu chodzi, ale cokolwiek wymyślił, ma moje poparcie tak długo, aż wyjdę na swoje.

– Czyli oboje mamy dożywocie. Wystarczy, że wypowie nam umowy najmu i będzie po nas. – Palcem wskazującym przejechał sobie po gardle.

– Nie wiem jak ty, ale ja zamierzam odkupić od niego mój lokal. Do tej pory będę szeroko się uśmiechać i przytakiwać. Tobie radzę to samo. I nie wmawiaj mi, że dopiero teraz zacząłeś podejrzewać ojca. Wziąłeś te pieniądze, wiedząc, w co się pakujesz. Czasem zachowujesz się jak idiota, co nie oznacza, że nim jesteś.

– Nie wiem, jak zareagować na ten zawoalowany komplement – powiedział z zadumą. – Zanim będzie nas stać na wykup nieruchomości, może być nam potrzebny seans spirytystyczny.

Maria posłała mu krzywy uśmieszek i zawróciła na pięcie. Dyskusja była bezcelowa.

– Kuchnia nie sprawdzi się sama – rzuciła na odchodnym. Menedżerka miała pojawić się dziś, ale pracę zacznie od jutra. Dziś Maria sama wszystkiego dopilnuje. To, że nie potrafi gotować, nie oznacza, że nie potrafi jeść! No i cokolwiek by mówić, w końcu to jej restauracja!

Daniel z uznaniem rozglądał się po przytulnym wnętrzu. Maria nieźle sobie poradziła. Wrzosowe ściany, białe obrusy, konwalie w wazonikach, drewniana podłoga droższa niż wszystkie stoliki i krzesła. Skoro ludzie mają po niej chodzić, tańczyć i skakać, nie można było na niej oszczędzać.

Kobiecy wystrój, zachęcający do oświadczyn i organizowania przyjęć weselnych. Nie, żeby zamierzał się oświadczyć. Znali się dopiero pół roku, a Maria na samym początku postawiła sprawę jasno. Małżeństwo nie zajmowało wysokiego miejsca na liście jej marzeń. Właściwie nie zajmowało żadnego. Po prostu było jednym z punktów do odhaczenia na zasadzie, że jeśli trafi się dziecko, to ewentualnie można sprawę przemyśleć.

Musiał przyznać, że mu to odpowiadało. Po poprzednim związku, kiedy to dostał w twarz pierścionkiem zaręczynowym, który niby-narzeczona sama sobie kupiła, postanowił odpocząć od kobiet. Kiepsko mu to wyszło, bo kilka miesięcy po feralnym wieczorze „zaręczynowym” poznał Marię i jego plany diabli wzięli.

Maria Kopicka na pierwszy rzut oka nie była pięknością, za którą mężczyźni oglądają się na ulicy. Ciemne włosy zawsze starannie zaczesywała w ciasny kok, miała ostre kości policzkowe i trochę garbaty nos, ale za to oczy – wyrazisty błękit, który widywał tylko na pocztówkach – przyciągały go od pierwszej chwili, gdy ją ujrzał. A co najważniejsze, nie była emocjonalna ani pretensjonalna i zależało jej przede wszystkim na spokojnej, przyjacielskiej relacji bez kłótni, kaprysów i ogólnej huśtawki nastrojów, przez które przechodzą zakochani.

– Cześć. – Maria cmoknęła go w policzek i usiadła naprzeciw niego. – Jak leci?

– Właśnie chciałem zapytać o to samo, ale chyba nie muszę. Sporo osób. Trzy czwarte stolików zajęte. – Uśmiechnął się do niej.

Młoda kobieta odwzajemniła uśmiech, który łagodził ostre rysy jej twarzy.

– Połowa to znajomi z pracy. Przyszli z ciekawości – wyjaśniła. – A druga połowa to klientki Piotra, które dostały voucher.

– Więc nie płacą?

– Oczywiście, że płacą – oburzyła się.

– Zatem to goście.

– Niech ci będzie. Goście – przyznała. – Jak minął dzień?

– Spokojnie. A tobie?

– Pracowicie.

Maria nie była gadatliwa, ale odpowiadanie monosylabami nie leżało w jej naturze. Na ogół używała zdań złożonych, rzadziej pojedynczych.

– Co się dzieje? – zapytał, ujmując jej dłoń.

– Skąd ten pomysł?

– Przeczucie.

– Świat staje na głowie – kobiety używają młotków i śrubokrętów, a mężczyźni dorobili się w toku ewolucji kobiecej intuicji – zażartowała.

– Dążymy do obojnactwa – odparował. – Powiesz mi, w czym rzecz?

Maria znała go na tyle, by wiedzieć, że nie zwykł odpuszczać i zmiana tematu nie pomoże.

– Piotr i ja uważamy, że ojciec miał ukryte intencje, pomagając nam założyć własne firmy – wyjaśniła niechętnie.

– Węszysz spisek? – zaśmiał się, sądząc, że żartuje.

– Coś w tym stylu – przyznała i spuściła wzrok.

– Spisek mający na celu…? – Zawiesił głos w oczekiwaniu na odpowiedź.

– No właśnie. W normalnych okolicznościach po prostu bym się cieszyła z takiej okazji. I cieszę się, oczywiście, a jednocześnie szukam wyjść awaryjnych, rozumiesz? Ojciec uważa, że na szacunek zasługuje tylko człowiek, którym sam coś osiągnie, zdobędzie, bezinteresowne prezenty nie są w jego stylu. Im dłużej o tym myślę, tym więcej mam obaw.

– Poznałem twojego ojca. To człowiek rzeczowy i wymagający. Nie podarował wam świetnie prosperujących firm, pomógł tylko wystartować, a reszta zależy od was, więc…

– Myślisz, że przesadzam? I pewnie masz rację. – Tyle że Daniel nie miał pojęcia, jakim człowiekiem jest jej ojciec, że dobroczynność nie leży w jego naturze i zawsze coś ukrywa w zanadrzu. – Zjemy coś?

Daniel z ulgą przyjął zmianę tematu. Nie rozumiał obiekcji Marii. Przygotowania do otwarcia restauracji sprawiały jej radość. Kipiała energią, choć zarazem nie zrezygnowała z pracy. Nie oczekiwał, żeby opowiadała mu o wszystkim, co działo się w jej życiu, ale mimo to poczuł się pominięty, gdy na jej stoliku nocnym przez przypadek zauważył wizytówkę pośrednika obrotu nieruchomościami z adnotacją PILNE.

– Pewnie. – Postanowił na razie nie poruszać tego tematu. Miał tylko nadzieję, że nie szukała dla nich mieszkania. Nie miał nic przeciwko oddaniu jej części garderoby i półki w łazience. Ale wspólne mieszkanie? Zdecydowanie za wcześnie. – Co polecasz?

– Wszystko smakuje wyśmienicie – powiedziała. – Zamów to, na co masz ochotę. Pod warunkiem że jest w karcie – dodała szybko, widząc szelmowski błysk w oku Daniela.

Mrugnął do niej porozumiewawczo na znak, że właściwie odczytała jego intencje, po czym roześmiali się oboje.

– Kochanie, jesteś pewna, że to dobry pomysł?

Maria zamknęła oczy i w duchu policzyła do dziesięciu. Dwukrotnie.

– Mamo, kiedy ojciec zaproponował mi pomoc, nie pytałaś, czy to dobry pomysł, powiedziałaś tylko, cytuję: „Chciał mieć dzieci, niech płaci”.

– To powiedziałam na rozprawie rozwodowej – obruszyła się matka.

– Też – kwaśno skwitowała córka.

Hanna Kopicka – nazwisko po mężu – zgromiła Marię wzrokiem. Mogła mieć trzydzieści lat, ale nadal była jej dzieckiem.

– Po namyśle doszłam do wniosku, że przyjęcie prezentu było pochopne – odparła. – Ostatni prezent, który od niego dostałam, wiązał się z wizytą u adwokata dwa dni później. Najpierw Bahamy, potem rozwód. Wiesz, co mi powiedział? Chciał, żebym zachowała o nim dobre wspomnienia. Jak można zachować dobre wspomnienia po rozwodzie?!

– Mamo, to było osiemnaście lat temu! Ojciec wciąż wypłaca ci alimenty, chociaż nie musi! Co miesiąc dostajesz od niego prezent!

– Zrobiłby wszystko, żeby się mnie pozbyć. I nie zapominaj, że nie jestem na łasce byłego męża. Mam własny sklep! – powiedziała kwaśno, sięgając po papierosa.

Maria skrzywiła się z dezaprobatą.

– Znowu palisz?

– Jak to: znowu? – zdziwiła się matka. – Cały czas palę.

– Miałaś rzucić!

– Miałam też schudnąć. – Wzruszyła ramionami. – Bez papierosów się nie da.

– Nieprawda. Zapisz się na ćwiczenia.

– Mam się pocić publicznie? Oszalałaś?! – Kopicka zadrżała z przerażenia.

– Mamo, błagam cię. Dla własnego zdrowia powinnaś pomyśleć o…

– Kochanie, moje zdrowie, moja sprawa.

– Moja restauracja, moja sprawa – odparowała Maria.

– O nie! Jesteś moim dzieckiem i…

– Wychodząc z tego założenia – bezceremonialnie przerwała matce – twoje zdrowie to również moja sprawa, bo kiedy pewnego dnia padniesz, ja będę musiała się tobą zajmować. Zatem, mamo moja kochana, dbając o siebie, dbasz o mnie.

Kopicka zasznurowała usta. Problem z dziećmi nie polegał na tym, że dorastają. Problem polegał też na tym, że im były większe, tym rodzic starszy. I miał coraz mniej do powiedzenia.

– Ale wracając do restauracji… – Nie poddawała się.

– Co proponujesz? – Maria znów weszła jej w słowo. – Mam powiedzieć, że się rozmyśliłam i niech tatuś sam sprzątnie moje zabawki, jeśli chce się bawić w swojej piaskownicy? – zakpiła, odstawiając filiżankę z niedopitą kawą na szklany stolik.

– Oczywiście, że nie – oburzyła się matka. – Chciał mieć dzieci…

– Niech płaci – dokończyła córka. – Mamo, prowadzimy jakąś dziwną rozmowę bez początku, końca i jakiejkolwiek myśli przewodniej. Do czego właściwie zmierzamy?

– Tak konkretnie nie wiem, ale ogólnie rzecz ujmując, powinnyśmy ustalić, co mu chodzi po głowie. Wiedza to potęga.

– Powie nam sam, gdy uzna za stosowne. – Maria obstawała przy swoim, chociaż od kilku tygodni miała coraz większe problemy ze snem. Nie tylko z przemęczenia. Natrętne myśli nie pozwalały jej odpoczywać. I powoli dojrzewała w niej myśl, by w porę podjąć działania prewencyjne. Tylko jakie?

– Wszystkie jego prezenty zawsze zapowiadały złą wiadomość dla obdarowanego. Stanisław w ten sposób zagłusza wyrzuty sumienia. Wykorzystaj fazę, kiedy jeszcze je ma. Gdy ogłosi wielką nowinę, będzie za późno, poczuje się rozgrzeszony. Zważywszy na to, że wciąż z tym zwleka, musi to być sprawa wielkiego kalibru. Znając jego zamiary, będziesz przygotowana na jakiegoś trupa, którego wywlecze z szafy, a w najlepszym razie uda ci się to wykorzystać, by zabezpieczyć swoje interesy. Oraz interesy Piotra, rzecz jasna.

Maria w milczeniu przetrawiała słowa matki, która siedziała spokojnie w skórzanym fotelu, zapalając kolejnego papierosa i świdrując córkę niebieskimi oczami. Jasne włosy opadały jej falami na ramiona. Mimo nadwagi i zmarszczek wciąż była atrakcyjną kobietą.

– Powinnaś kogoś poznać – powiedziała nieoczekiwanie.

– Zmiana tematu ci nie pomoże.

– Nie zmieniam tematu. To luźna uwaga – odparła Maria. Uwaga matki przywołała wspomnienia znajomych schematów. Nieobecność na urodzinach? Prezent. Nieobecność na przedstawieniu szkolnym? Prezent. Przepędzenie jej pierwszego chłopaka? Prezent. Rozwód rodziców? Prezent. Nieobecność na absolutorium? Prezent.

– Z Piotrem też rozmawiałaś? – zapytała podejrzliwie. Brat był podatny na macierzyński wpływ. Łatwo mogła go w coś wmanewrować. Złoty chłopiec mamusi.

– Owszem. – Matka przyznała się od razu. – Uznał, że zbagatelizujesz jego ostrzeżenie, dlatego teraz ja rozmawiam z tobą. Po prostu spróbujcie się dowiedzieć, co jest grane. Za dobrze znam waszego ojca, by wierzyć w szczerość jego intencji. Oczywiście, kocha was i nie skrzywdzi celowo, ale siebie zawsze kochał bardziej. Jeśli nie doznał objawienia, nadal tak jest. I, co najistotniejsze, postawił was w sytuacji, w której nie możecie mu się sprzeciwić. Przemyśl to. – Ostatnie dwa zdania wypowiedziała złowróżbnym tonem.

– Oczywiście, mamo. Trudno odmówić ci racji – westchnęła Maria.

Ojciec i tak zrobi to, co będzie chciał. Jak zawsze zresztą. Miał swoje życie, a oni swoje. Musiała przyznać, że szanował ich prywatność, przynajmniej od czasu, gdy skończyli dwadzieścia pięć lat, i nie wtrącał się w ich decyzje. Nie wszystkie mu się podobały, lecz akceptował je. Powinni odwdzięczyć się tym samym. Myśl o szpiegowaniu ojca nie podobała jej się ani trochę. Słowa matki nasiliły jednak niepokój, który towarzyszył jej od tygodni. Warto zorientować się w sytuacji, choćby dla własnego spokoju.

Dochodziła dwudziesta trzecia, gdy wbiegała po schodach na trzecie piętro. Piotr z pewnością jeszcze nie poszedł do łóżka, a jeśli poszedł – przecież nie po to, by spać. Tak czy owak, na pewno mu w czymś przeszkodzi. Trudno, sam zaczął temat, który wcześniej tylko pałętał się gdzieś po obrzeżach podświadomości, a teraz nie dawał jej spokoju.

Kluczami wyjętymi z torebki otworzyła drzwi i bezceremonialnie weszła do mieszkania. Dzwonienie czy pukanie mijało się z celem. Musiałaby z całej siły kopać w drzwi, żeby się pofatygował i otworzył.

W salonie panował rozgardiasz. Butelka po czerwonym winie. Dwa kieliszki. Puste talerze i resztka czegoś, co wyglądało jak pizza.

– Wino do pizzy? Z kim on się zadaje? – mruknęła. Skierowała się prosto do sypialni. Załomotała pięścią w drzwi i zawołała: – Masz dwie minuty albo sama cię stamtąd wyciągnę!

– O Boże! – pisnęła przerażona dziewczyna. – To twoja żona?!

– Nie mam żony – odparł zły, że mu przerwano. – To tylko moja siostra. Potrzebuję więcej niż dwie minuty! – wrzasnął.

– Teraz masz już tylko minutę pięćdziesiąt! – odkrzyknęła.

– Cholera! – zaklął, spoglądając na leżącą pod nim dziewczynę, która oplatała go nogami. – Jak zawsze nie w porę!

– Chyba nie zamierzasz dokończyć? – wyjąkała czerwona jak burak.

– Nie zdążę – przyznał z żalem, zsuwając się z niej. – Poleż tu sobie, moja droga. Zaraz wracam.

– Żartujesz? – Nakryła nagie ciało prześcieradłem, naciągając je pod samą brodę.

– Nie zwykłem żartować z poważnych rzeczy, a seks niewątpliwie do nich należy – oznajmił uroczyście, ściągając prezerwatywę z członka nadal w fazie wzwodu. – Moja oziębła siostra nie potrafi docenić złożoności ludzkiej natury. Muszę to jakoś ukryć – podrapał się w zamyśleniu po jądrach, rzucając prezerwatywę na stolik przy łóżku.

Wcisnął się w wyjęte z szuflady slipki, mamrocząc z niezadowoleniem. Owinął się ręcznikiem, posłał dziewczynie całusa i wyszedł z sypialni.

Marię znalazł w kuchni, gdzie buszowała w lodówce.

– Fakt, że wyjadasz moje resztki, nie najlepiej świadczy o twojej restauracji – zauważył, siadając na wysokim stołku przy wystającym ze ściany blacie imitującym stół.

– Musimy porozmawiać – obwieściła z ustami pełnymi jogurtu truskawkowego.

– Byle szybko, zanim mój nastrój pryśnie – burknął.

– Nastrój?

Piotr wskazał palcem na wybrzuszenie pod ręcznikiem.

– Chcesz powiedzieć, że ty nadal… – Niemal zadławiła się z oburzenia. – Jesteś obleśny!

– Obleśny to będę za czterdzieści lat. Teraz jestem po prostu aktywny seksualnie – sprostował z szatańskim uśmiechem. Uwielbiał ją irytować. Kiedy Maria była oburzona, w zabawny sposób sznurowała usta i wyglądała wtedy jak karpik.

– Rozmawiałam z mamą. Teraz my musimy porozmawiać o ojcu!

– Teraz?

– Tak, teraz.

– Jeśli mnie pamięć nie myli, rozmawialiśmy. Spławiłaś mnie – wytknął jej.

– A teraz niczego bardziej nie pragnę, niż zająć się naszym problemem, zanim się urzeczywistni. Zainteresowany? – Maria twardo postawiła sprawę.

Z Piotrem należało postępować stanowczo. Starszy brat miał to do siebie, że zatrzymał się w rozwoju emocjonalnym na poziomie liceum i mimo ukończonych studiów i wrodzonej inteligencji pod wieloma względami przypominał nastolatka, który nieustannie podrywał jej koleżanki. I to skutecznie.

Piotr z żalem poczuł, jak potencja słabnie i znika wybrzuszenie pod ręcznikiem.

– Niech ci będzie – westchnął ciężko i wstał z krzesła. – Daj mi tylko chwilkę. Przeproszę moją dziewczynę i odeślę ją do domu.

Maria w odpowiedzi wbiła w niego ironiczne spojrzenie. Jego dziewczynę? Raczej kolejną panienkę na jedną noc, pomyślała z przekąsem. Myśli musiała mieć wypisane na twarzy, bo Piotr, wychodząc z kuchni, pokazał jej język, jak wtedy, gdy byli dziećmi.

– Skarbie, ubierz się, proszę. Zamówię ci taksówkę. – Usłyszała jego głos z sypialni. – To ważne. Moja siostra ma problemy i muszę jej pomóc.

Maria podeszła bliżej i nadstawiła uszu. Zaraz się okaże, że jest histeryczką i wariatką o skłonnościach samobójczych, a on musi uratować jej życie.

– Oczywiście, że to moja siostra! Po co miałbym kłamać?

Czyżby?, pomyślała z rozbawieniem.

– Problemy z facetem. Nie może się pozbierać. Jest trochę niestabilna emocjonalnie. Bardzo się o nią martwię.

A jednak, mruknęła z przekąsem.

– Jako kobieta powinnaś ją rozumieć.

Phi, prychnęła i wróciła do kuchni. W lodówce wypatrzyła resztki sałatki krabowej z jej restauracji. Bardzo smaczna, chętnie ją dokończy. Zamierzała też powiedzieć bratu parę słów do słuchu.

Kilka minut później Piotr w spodniach i rozpiętej koszuli wyszedł z sypialni. Tuż za nim dreptała dziewczyna, może dwudziestoletnia. Wyglądała znajomo. Maria zmarszczyła czoło. No tak, dwa tygodnie temu przyjęła ją do pracy.

– Piotr! – Otwartą dłonią uderzyła w blat. – Co ja mówiłam?!

– Żabciu, nie zwracaj uwagi. – Uśmiechnął się uspokajająco do wystraszonej blondynki. – Że musimy porozmawiać – odpowiedział siostrze. – Ale to za chwilę. – Myszko, taksówka zaraz podjedzie. Jutro do ciebie zadzwonię, dobrze? – zwrócił się do uczepionej jego ramienia dziewczyny, która wydała z siebie dziwny dźwięk, szeroko otwartymi oczami wpatrując się w Marię, jakby stał przed nią duch. Wieczór zapowiadał się interesująco, noc jeszcze bardziej, tymczasem spotkanie z szefową zapowiadało katastrofę życiową.

– Piotr, ustaliliśmy kilka zasad. Pamiętasz? – warknęła Maria.

– Mam trzymać się z dala od twoich prywatnych spraw i stracę jądra, gdy jeszcze raz przyłapiesz mnie z jedną ze swoich koleżanek – wyrecytował. – Ale co to ma do… Myszko! Chyba nie jesteś koleżanką…

– Nie jest – potwierdziła Maria. – Pracuje u mnie. Co ja mówiłam na temat dziewcząt z restauracji?

– E… – Wyczuł nadciągające kłopoty. – Że mam się trzymać od nich z daleka?

– A wsadzenie w nią członka nie narusza tej zasady?!

– Nie powinnaś wtrącać się w życie osobiste swoich pracowników. I nie zwracaj się tak do Myszki! – Mężnie stanął w obronie dziewczyny. Gdyby tylko przypomniał sobie jej imię…

– Nie mówię do niej, tylko do ciebie! I możesz być pewien, że gdy przyjmowałam ją do pracy, nie nazywała się Myszka! Nawet nie pamiętasz jej imienia, prawda?! – Patrzyła na niego groźnie.

– Oczywiście, że pamiętam! – oburzył się Piotr. – Masz mnie za idiotę?

– To chyba oczywiste! – krzyknęła, po czym zwróciła się do kelnerki. – Pani Ewo, nie zamierzam mieszać się do pani spraw. Jest pani dorosła. Mam tylko nadzieję, że pani relacje z moim bratem nie wpłyną negatywnie na pani pracę. I nie jestem niezrównoważona emocjonalnie, jak twierdzi mój brat! Mamy sprawy rodzinne do omówienia!

– Chce mnie pani zwolnić? – jęknęła wystraszona dziewczyna.

– Za kogo mnie pani uważa? – zirytowała się Maria.

– To chyba oczywiste – zadrwił Piotr.

– Nie zamierzam pani zwolnić – zapewniła, rzucając bratu wściekłe spojrzenie. – Nie interesuje mnie pani prywatny czas. – Najchętniej w punkcie pierwszym regulaminu zamieściłaby zakaz zbliżania się do jej brata. – Relacja z Piotrem to pani prywatna sprawa.

– Tak, proszę pani.

– Taksówka z pewnością już czeka. – Uśmiechem starała się złagodzić swój ostry ton.

Kelnerka rzuciła jej niepewne spojrzenie, po czym szybko wyszła z mieszkania.

– I co narobiłaś? – Piotr nie krył pretensji. – Więcej się ze mną nie umówi!

– Jeżeli to coś poważnego, osobiście ją przeproszę i będę druhną na waszym ślubie – zakpiła.

– Ślub to już stanowczo przesada. I przeżytek. Groza. Gehenna i koszty. Do tego…

– Nie pamiętałeś jej imienia, prawda? – zapytała uszczypliwie Maria, by przerwać tę błazenadę.

– Za to ty pamiętasz PESEL każdego swojego kochanka! – odciął się. – Przyszłaś uporządkować moje życie uczuciowe czy porozmawiać o ojcu?

– Ty nie masz życia uczuciowego. Twoje łóżkowe wyczyny mnie nie interesują, ale ciekawa jestem, czego nie zrozumiałeś w zdaniu: nie sypiaj z moimi pracownicami? – wyrzuciła z siebie bez tchu, co Piotr natychmiast zauważył.

– Jesteś jedyną mi znaną osobą, która nie oddycha, gdy mówi – wytknął jej z rozbawieniem.

– Rozmawiałam z mamą. Uświadomiła mi kilka rzeczy. – Maria uznała, że czas na zmianę tematu. Zbliżała się północ, a ona musi rano wcześnie wstać. Niektórzy muszą ciężko pracować, w przeciwieństwie do Piotra, który rzucił robotę z dnia na dzień, nie zaprzątając sobie głowy wypowiedzeniem. Wysłał szefowi krótką wiadomość mejlem i na tym zakończyła się jego finansowa kariera. Poprzedni pracodawca na pewno nie wystawi mu dobrych referencji…

– Po pierwsze, mój zagrożony bezrobociem bracie, ojciec nigdy nie dał nam nic bez powodu.

– Złośliwości mogłaś sobie darować. Resztę zresztą też, bo sam ci to powiedziałem kilka tygodni temu, ale mnie olałaś.

– Po drugie, mój bezmyślnie porzucający pracę bracie ze zrujnowaną opinią, prezent ojca zawsze poprzedzał złą wiadomość.

Piotr prychnął wzgardliwie, ale rozsądnie postanowił milczeć. Siostra nie zamierzała mu odpuścić. Im szybciej wyrzuci z siebie te wszystkie nieprzyjemne rzeczy, tym szybciej przejdzie do sedna.

– Po trzecie, mój bracie, przyszły utrzymanku podstarzałych femme fatale, otrzymaliśmy właśnie prezent, który w znacznej mierze nas od niego uzależnia.

– Brawo! – Zaklaskał. – Wygoniłaś Elwirę, żeby powiedzieć mi to, co już wiem!

– Ewę – poprawiła go automatycznie. – Przyszłam, bo musimy dowiedzieć się, co jest grane. Trzeba się przygotować na potencjalny cios i zapobiec naszej krzywdzie. Nie ma czasu do stracenia! – oświadczyła stanowczo.

– Z tym jestem skłonny się zgodzić i to bez złośliwości. Wspomnę tylko, że mamy kilkutygodniowe opóźnienie i może być za późno na działania prewencyjne.

– Po pierwsze, to tylko dwa tygodnie, a po drugie, mogłeś sam podjąć jakieś działania. Nie jesteś ubezwłasnowolniony.

– Znów się sprzeczamy – westchnął.

– Bo wciąż się wcinasz.

– Rozumiem, że rozmowa ze mną byłaby dla ciebie mniej stresująca, gdybym nie brał w niej udziału?

– Właśnie o tym mówię – jęknęła. – Mogłam sama wszystkim się zająć. Sama!

– Gdybyś miała pomysł, to nie przyszłabyś do mnie – zauważył z satysfakcją. Randka wywietrzała mu już z głowy. I z innych części ciała. – Wynajmiemy detektywa!

– Myślałam o tym, ale wolę nie angażować obcych osób w rodzinne sprawy. Dobrze wiesz, że nie wszystkie kontrole skarbowe w firmie ojca kończyły się dobrze. Raz miał nawet sprawę karnoskarbową.

– Ale jego adwokat wszystkie wygrał.

– Co nie zmienia faktu, że w grę może wchodzić coś, co nie powinno ujrzeć światła dziennego – upierała się.

– I sama zamierzasz coś znaleźć?

– Jak słusznie zauważyłeś, gdybym miała pomysł, nie przychodziłabym do ciebie. – Przeżuwała ostatni kęs sałatki. Nigdy nie miała problemu z przyznaniem się do błędu czy niewiedzy. Ludzie zwyczajne „nie wiem” czy „przykro mi, mój błąd” traktują z większą wyrozumiałością niż wówczas, gdy szydło wyjdzie z worka, jak mawiał ojciec. A wychodzi zawsze.

– Jak ty to robisz? – zapytał z podziwem.

– Co takiego?

– Nie wiem, jak to ubrać w słowa – przyznał.

– Trudno. Jest jeszcze jakieś wino? – zapytała.

– Jest. Przyda się. Mam pustkę w głowie. Poza detektywem nic nie przychodzi mi do głowy – odparł, po czym otworzył jedną z szafek kuchennych i wyjął butelkę czerwonego wina. Na suszarce stały dwa czyste kieliszki, napełnił je do połowy i jeden podał siostrze.

– Potrzebujemy szpiega – oznajmiła, upijając łyk, podczas gdy Piotr przygotowywał się do wzniesienia toastu za przymierze, które właśnie zawarli, i sukces, jaki ich czeka.

– Szpiega? – zdumiał się, zamierając z uniesionym kieliszkiem. Maria dopiero teraz zorientowała się w zamiarach brata, więc uderzyła swoim kieliszkiem o jego i powiedziała: – Zdrowie. Tak, szpiega.

– Takiego od szpiegostwa?

– Oczywiście, że nie! Skąd miałabym go wziąć? Potrzebujemy kogoś z otoczenia ojca, kto będzie nam donosił, co i jak.

– Aha… Czyli przykładowo kto?

– Nie mam pojęcia, z kim pracuje. Znam tylko Arletę, jego sekretarkę.

– Żartujesz? – zapytał z niedowierzaniem. – Ona niczego nam nie sprzeda!

– A kto mówi o kupowaniu?

– Jest wierna jak pies. I moim zdaniem podkochuje się w nim.

Maria wiedziała, że nie będzie łatwo. Sięgnęła po torebkę i wyjęła notes.

– Sporządzimy listę wszystkich pomysłów. Tych głupich też. Teraz – powiedziała z takim naciskiem, jakby brat oponował.

– W porządku.

Czuł, że za moment może wydarzyć się coś niesamowitego.

Albo zostanie rozstrzelany.

Obie opcje wchodziły w grę.

– Jutro! – Wycelowała w niego długopis. – Jutro każde z nas w samotności przejrzy dzisiejszą listę. Zapisze plusy i minusy każdej ewentualności oraz możliwości ich wykonania. Musimy rozważyć także legalność twoich pomysłów.

– Dlaczego tylko moich? – obruszył się.

– Bo ja z marszu odrzucę te, które grożą konfliktem z prawem. Ty niekoniecznie.

– A wątpliwe moralnie? – zapytał zaczepnie.

– Zamierzamy szpiegować własnego ojca. Naruszać jego prywatność. Ingerować w jego życie osobiste i zawodowe. To oczywiste, że wszystkie nasze pomysły będą wątpliwe moralnie, albowiem sprawa jest wątpliwa moralnie. Ale zarazem – lekko podniosła głos – życie stawia przed nami wyzwania, które musimy podjąć i…

– Jesteś pijana?

– Skąd ten pomysł? – spytała z całą godnością, na jaką było ją stać.

Do tej pory trzymała się nieźle, ale zdążyła wypić z matką pół butelki wina, nim zebrała się na odwagę, by przyjechać do brata, a teraz kończyła kolejny kieliszek wina. Głowę zawsze miała słabą. Dziś właśnie osiągnęła swój życiowy rekord w alkoholizowaniu się i jeszcze nie spadła z krzesła. Cud.

– Bo właśnie wygłosiłaś fragment swojej przemowy na zakończenie ogólniaka.

– Przestań drwić – zażądała. – Wpakowaliśmy się w tę sytuację, więc musimy sięgnąć po specjalne środki zaradcze. Umowa stoi? – Wyciągnęła do niego dłoń.

– Pełna współpraca – zapewnił, gotów podjąć każde wyzwanie, żeby zabezpieczyć swoją przyszłość. Nie był takim lekkoduchem, za jakiego go uważano. Oprócz jednej decyzji o rzuceniu pracy. Palce same śmignęły mu po klawiaturze, ocknął się dopiero wtedy, gdy na monitorze zobaczył komunikat „wiadomość wysłano”. I nawet nie mógł usprawiedliwiać się alkoholowym zamroczeniem, bo był trzeźwy jak przysłowiowa świnia. Jeśli ojciec wytoczy ciężkie działa, jedyne, co mu zostanie, to kelnerowanie u Marii. Innego stanowiska na pewno mu nie da.

Stanisław Kopicki, nieświadom dylematów moralnych córki, obaw syna oraz ponurych rozmyślań obgryzającej paznokcie byłej żony, wylegiwał się na białym piasku Wysp Kanaryjskich, gdzie ciężko pracował podczas delegacji służbowej, na którą sam siebie wysłał. Na spotkaniu z klientem był przed południem, zatem reszta dnia należała do niego. Posiadanie własnej firmy ma wiele zalet, rozmyślał pogodnie, poprawiając słomkowy kapelusz i popijając kolorowego drinka z parasolką. Miał nadzieję, że jego dzieci osiągną sukces. Pomysł Piotrusia na firmę odrobinę go zaskoczył. Nosił znamiona babskiej fanaberii, ale Stanisław po namyśle doszedł do wniosku, że plan był przyszłościowy. Kobiety – bez względu na wiek – zrobią wszystko, by zachować wieczną młodość, a gdyby mogły, to i nieśmiertelność w pakiecie.

Do tego ta moda na zdrową żywność, jakieś dziwne fitness, których nazwy nie potrafił wymówić, a co dopiero zapamiętać, jogę, medytacje i feng shui, mogły stanowić strzał w dziesiątkę. Obiecał, że pomoże i nie będzie się wtrącał, więc z szerokim uśmiechem wysłuchał biznesplanu Piotrusia, a potem tylko zapytał: „Synu, ile potrzebujesz?”.

Maria już jako dziecko była poważna, odpowiedzialna i rzetelna. Mimo to miał poważne obawy, czy poradzi sobie w branży, którą wybrała. Restauracje pojawiały się i znikały. Utrzymanie ich na powierzchni nie należało do najłatwiejszych. Sam nigdy nie zdecydowałby się na gastronomię, ale skoro dał słowo, musiał dotrzymać. Córka z pewnością wcześniej wszystko przemyślała, obliczyła, rozważyła. Miejsce było dobre, z ładnym widokiem na rzekę i sporą liczbą miejsc parkingowych. Miał nadzieję, że sobie poradzi.

Telefon wyrwał go z rozmyślań. Zerknął na wyświetlacz. Hania. Hm, zaniepokoił się lekko. Ostatni raz zadzwoniła, gdy jedno z dzieci trafiło do szpitala z podejrzeniem wstrząsu mózgu. Piotr oczywiście. Spadł z deskorolki. Tak to jest, jak dzieciakowi nie wystarcza chodnik i próbuje zjeżdżać po poręczach. To było pół roku temu.

– Witaj, Haniu – przywitał się jednak pogodnie.

– Stasiu – zaczęła stanowczo. – Czy ty kochasz nasze dzieci?

– A cóż to za pytanie? – zdziwił się.

– Bardzo proste, Stasiu. Dzieci są dorosłe. Aktywne zawodowo i seksualnie, ale to nadal są dzieci. Nasze dzieci. Dlatego ja się ciebie pytam, Staś, czy ty kochasz nasze dzieci teraz, gdy właśnie takie są. Dorosłe.

– Oczywiście, że je kocham – odparł zdecydowanie. – Dlaczego miałbym nie kochać?

– Otóż w tym właśnie rzecz, Staś. W tym rzecz. Powinieneś je kochać bez względu na wszystko. Matczyna miłość jest bezwarunkowa. Ale ojcowska?

– Haniu, do czego ty właściwie zmierzasz?

– Tak konkretnie to do niczego – przyznała. – Po prostu obawiam się, że te twoje prezenty to takie raczej interesowne były.

– Interesowne? Pewnie tak, Haniu, bo tu chodzi o interes, a nie kieszonkowe. Nie widzę nic złego w tym, że im pomogłem. Są wykształceni. Mają doświadczenie zawodowe. To dobry czas na coś własnego. Ale oni sami muszą rozwinąć skrzydła. Oczekujesz, że będę ich prowadzić za rączkę?

– Raczej obawiam się, czy będziesz im próbował je podciąć.

– Rączki?

– Skrzydła, Stasiu, skrzydła.

– Haniu, puknij się w głowę. Dlaczego miałbym im pomagać, a potem przeszkadzać? – Zirytował się. Ta kobieta zawsze potrafiła wyprowadzić go z równowagi.

– Tego to ja nie wiem, Staś, ale u ciebie zawsze jest coś za coś. Dobrze cię znam. Nie nauczysz starego psa nowych sztuczek – powiedziała.

– Może i mam ukryty cel – przyznał niechętnie.

– Wiedziałam! – zawołała triumfalnie.

– Ale możesz być pewna, że nie zamierzam wtrącać się w ich działalność i tobie też to radzę. Czyżbym z nas dwojga tylko ja pamiętał, że nasze dzieci mają prawo głosować, pić, palić i zawierać związki małżeńskie?

– Oczywiście, że nie – obruszyła się. – Dlatego nie rozmawiam z nimi, tylko z tobą. Musisz przyznać, że nigdy ich przeciwko tobie nie podburzałam, chociaż Bóg mi świadkiem, że aż mnie skręcało, taką miałam ochotę.

– Wiem i doceniam. Haniu, jestem na Kanarach. W delegacji. Nie mogę dłużej rozmawiać. – Miał dość tej rozmowy. Znowu coś sobie ubzdurała, a pamiętał doskonale, że Hania potrafiła prowadzić długie dyskusje o niczym.

– Na Kanarach? To znaczy na Wyspach Kanaryjskich?

– Tak, Haniu, w delegacji jestem i…

– Rany boskie, Staś! Ty wiesz, ile ja zapłacę za rozmowę?! Gadasz jak najęty, a minuty lecą! Czy ty myślisz, że mnie stać na takie brewerie?! – zawołała i rozłączyła się.

Uśmiechnął się pod nosem. Rozmowa kosztowała ją tyle samo co każda inna w Polsce. Nie zamierzał jednak wyprowadzać jej z błędu. Strasznie działała mu na nerwy, dlatego się z nią rozwiódł. Dobrze, że żadne z ich dzieci nie było do niej podobne.

Hanna Kopicka ze złością zdusiła niedopałek w kryształowej popielnicy. Nic się nie zmienił. Irytujący jak zawsze. Gdyby przed ślubem wiedziała, jak potrafi człowiekowi grać na nerwach, uciekłaby, gdzie pieprz rośnie, choćby i sprzed samego ołtarza. Zamiast od razu powiedzieć, gdzie jest, albo rozłączyć się i oddzwonić na swój koszt, to nie! Udawał, że nie wie, o co chodzi, i dopiero na koniec raczył ją poinformować, że na Wyspach Kanaryjskich jest! Jej w delegacje nigdy nie zabierał. Z tą sekretarką swoją jeździł! Arleta Jakaśtam! Pół świata z nim zjeździła. W pięciogwiazdkowych hotelach spała. Nawet na Lazurowe Wybrzeże zabrał Arletę i to jeszcze wtedy, gdy był mężem Hanny! I co?! Z tamtą nawet nie sypiał! Była przekonana, że są kochankami, a po rozwodzie jakąś inną babę sobie przygruchał!

– Zakłamany wieprzek – warknęła, zapalając kolejnego papierosa.

Sam fakt, że jej nie zdradzał, choć wielokrotnie mu to zarzucała, wkurzał ją niepomiernie, i to po tylu latach! Ustalili, że ona zajmie się domem i dziećmi, a on będzie na to zarabiał. I drań słowa dotrzymał. Nawet po rozwodzie. Za nic nie chciała być od niego zależna, a doświadczenie zawodowe miała zerowe, więc na rozwód zgodziła się pod warunkiem, że sfinansuje jej założenie sklepu i pierwszy rok działalności.

Najchętniej by go udusiła, ale jako była żona nie odziedziczyłaby po nim ani grosza. Wątpiła, by zapisał jej cokolwiek w testamencie. Sięgnęła po telefon. I czekoladkę, którą od razu wpakowała do ust.

– Kochanie – powiedziała niewyraźnie, gdy córka odebrała telefon. – Właśnie rozmawiałam z twoim ojcem. Przyznał, że miał ukryty cel, dając wam te pieniądze.

– Naprawdę? – zdumiała się Maria, choć matka potwierdziła tylko ich przypuszczenia. – Jakie?

– Pojęcia nie mam. Coś tam bredził o rozwijaniu skrzydeł i podcinaniu rączek. Ten człowiek tak mnie irytuje, że ze zdenerwowania połowy rozmowy nie pamiętam! – pożaliła się córce.

– Odcinaniu rączek? – zdziwiła się Maria. – Mamo, dobrze się czujesz? Nic nie rozumiem! Co odcinanie rączek ma wspólnego ze skrzydłami?

– Chyba nie ma.

– Czego nie ma?

– Wspólnego nic nie ma. To mogło być prowadzenie.

– Prowadzenie czego?

– Nie czego, tylko kogo.

– Mamo, skoncentruj się, proszę.

– Staram się dziecko, bardzo się staram, ale ten drań się ze mną rozwiódł, a teraz wyleguje się na Wyspach Kanaryjskich!

– Mamo, co się z tobą dzieje, u licha? Nigdy wcześniej nie miałaś pretensji o ten rozwód!

– Oczywiście, że miałam, ale wtedy byliście za mali, by was obciążać moim nieszczęściem! Teraz wreszcie możemy rozmawiać jak dorosła z dorosłą!

– Chcesz powiedzieć, że jesteś nieszczęśliwa od dwudziestu lat, bo ojciec się z tobą rozwiódł?!

– Od osiemnastu – poprawiła córkę z urazą. – I nie, nie jestem nieszczęśliwa z powodu rozwodu! Tak sobie tylko gadam, bo Staś jak zwykle wyprowadził mnie z równowagi. Wygadam się i będzie mi lepiej.

– No dobrze, mamo, rozumiem. Ale mogłabyś mi wytłumaczyć, o co chodzi z tymi skrzydłami i rączkami? – poprosiła Maria, siląc się na spokój.

Właśnie sobie uświadomiła, ile ona i Piotr zawdzięczają najlepszej przyjaciółce matki, cioci Dorocie. Może nawet zdrowie psychiczne. Jeżeli Hanna zawsze w ten sposób radziła sobie z emocjami, przez ostatnie kilkanaście lat ktoś musiał wysłuchiwać tego bełkotu, którym właśnie ją uraczyła.

– Że czas, byście rozwinęli skrzydła i nie będzie was prowadził za rączkę. Czy normalny człowiek jest w stanie to zrozumieć? – Hanna chyba sama nie wiedziała, że wreszcie udało jej się dość wiernie przekazać sens mężowskiej wypowiedzi.

– W tym kontekście, mamo, jak najbardziej. – Zdaje się, że jej rozmówczyni trochę ochłonęła, bo wreszcie zaczęła mówić logicznie. Pomijając retoryczne pytanie, które zadała.

– Jeżeli to jest ta ukryta motywacja ojca, to nie mamy powodu do obaw – uznała Maria.

– Oczywiście, że macie. Bo to powiedział wcześniej, przed tym, co powiedział później! – zdenerwowała się ponownie Hanna.

– A co powiedział później?

– Przyznał, że ma ukryty cel, ale nie zdradził jaki! I to nie jest powód do obaw twoim zdaniem?

– Hm…

Może mama coś źle zrozumiała? Źle przekazała? Niemniej, przeszłość krzyczała wielkimi literami, że coś się za tym wszystkim kryje. Maria miała już dość wałkowania w głowie tego samego. Najwyższa pora przejść do działania.

– Mamo, muszę wracać do pracy. Kończę.

– Przekażesz Piotrusiowi wszystko, co powiedziałam?

– Oczywiście. – To mogła obiecać z czystym sumieniem. – Zrobię to jeszcze dziś – oświadczyła, zerkając na zegarek.

Dochodziła szesnasta. Z bratem umówiła się na szesnastą trzydzieści. Jej lista była już gotowa. Piotruś pewnie nawali jak zawsze, pomyślała z sarkazmem, który zwykle powstrzymywała przy matce. Nie była zazdrosna o brata. Rodzice traktowali ich jednakowo, ale złotowłosy lekkoduch zwykle spadał na cztery łapy, cokolwiek by nabroił, a ona… Ona była grzeczną dziewczynką, nigdy nie wystawiała na próbę cierpliwości rodziców.

– Dopilnuję go – dodała jeszcze, zanim się rozłączyła.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI