Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Co nowego u sióstr Sucharskich?
Wyśmienity kryminał i pierwszorzędna komedia w jednym!
W mieszkaniu Janusza Zawady, dawnego wspólnika ojca sióstr Sucharskich, zostają znalezione pozbawione głowy zwłoki młodego mężczyzny, a sam starszy pan znika bez śladu. Czy to jego szczątki były w spalonym, porzuconym nad Wartą samochodzie? Pięciu Nataliom trudno w to uwierzyć. Dochodzenie prowadzone przez policję ujawnia, że Janusz Zawada nie był zwyczajnym starszym panem. W przeszłości współpracował z potężnym gangiem złodziei dzieł sztuki, a w skrytce bankowej miał brylanty warte miliony. Śledztwo trwa, giną kolejni świadkowie. Brylanty znikają, a na scenę wkraczają siostry Sucharskie...
Wciąga, intryguje, bawi i pozostawia niedosyt. Bo kto raz przestąpił próg domu w Mechlinie, nigdy nie będzie chciał go opuścić!
Anita Boharewicz, We-dwoje.pl o „Natalii 5”
Olga Rudnicka (ur. 1988) – absolwentka Pedagogiki w Wyższej Szkole Komunikacji i Zarządzania w Poznaniu; studentka Edukacji i rehabilitacji osób z niepełnosprawnością intelektualną na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Autorka powieści sensacyjnych: „Martwe Jezioro”, „Czy ten rudy kot to pies?”, „Zacisze 13”, „Zacisze 13. Powrót”, „Lilith”, „Natalii 5” i „Cichy wielbiciel”. Pracuje jako asystent osób niepełnosprawnych w PKPS w Śremie. Kocha jazdę konną, namiętnie czyta Joannę Chmielewską, Stephena Kinga, Joe Hilla, Tess Gerritssen i Jeffery’ego Deavera
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 460
Copyright © Olga Rudnicka, 2013
Projekt okładki
Paweł Panczakiewicz
www.panczakiewicz.pl
Zdjęcie na okładce
© Tempura/iStockphoto.com
Redaktor prowadzący
Anna Derengowska
Redakcja
Ewa Witan
Korekta
Agnieszka Ujma
ISBN 978-83-8097-904-8
Warszawa 2017
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Wstęp – od autorki
Pierwsze spotkanie z siostrami Sucharskimi nastąpiło w powieści „Natalii 5”. Pięć kobiet noszących to samo imię i nazwisko przybyło do biura notarialnego, gdzie się dowiedziały, że łączy je bliskie pokrewieństwo – są przyrodnimi siostrami. Jarosław Sucharski, ich ojciec, czterokrotny bigamista, zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, a jego córki odziedziczyły duży dom w Mechlinie, sporo gotówki i kilka tajemnic do rozwiązania. Siostry obejmują spadek i postanawiają wyjaśnić okoliczności zagadkowej śmierci ojca, szukają skradzionej przez nazistów podczas drugiej wojny światowej kolekcji, a także usiłują sobie poradzić z wzajemnymi relacjami.
Natalia Anna, nazywana Anną, trzydziestoletnia pracownica banku, jest nudna, sztywna, oficjalna. Dwa lata od niej młodsza Natalia Sucharska-Dębska lekko zaniedbana i zakompleksiona kura domowa, matka dwójki wścibskich dzieci, została porzucona przez męża. Dwudziestoczteroletnia Nata, była dziennikarka, równie błyskotliwa co złośliwa, marzy o karierze pisarki. Bezczelna i wojownicza Natalia Magdalena ma dwadzieścia jeden lat, studiuje historię, uwielbia grafiki Louisa Royo i naśladuje jego styl w życiu codziennym. Ostatnia z sióstr, Natalia Anastazja, zwana Natką, dziewiętnastoletnia maturzystka, nieśmiała i zahukana, kryje się za grubymi szkłami okularów, tonie w zbyt obszernych ogrodniczkach, a do tego potyka się o własne stopy i wiecznie rozwiązane sznurówki.
Akcja powieści „Przekręt” toczy się dwa lata później. Siostry nadal mieszkają w Mechlinie. W ciągu tych dwóch lat wspólnego życia zbliżyły się do siebie, co nie oznacza, że charaktery im się poprawiły. Nadal kłamią, oszukują, manipulują ludźmi, a jednocześnie tworzą zwarty front przeciwko wszystkim i wszystkiemu, bez względu na to, czy jest powód do walki czy też go nie ma. Kto zdołał poznać panny Sucharskie, ten dobrze wie, że domowa idylla w ich wykonaniu nie może trwać zbyt długo i wkrótce cała piątka niewątpliwie wpakuje się w kolejną kabałę. Tak więc nie powinno Was dziwić, że nie mogłam rozstać się z Nataliami i druga część napisała się sama. Rzecz jasna przy aktywnym współudziale bohaterek, które robią, co chcą, i zupełnie się nie liczą z moim zdaniem. Życzę przyjemnej lektury
Olga Rudnicka
1
Szczupła blondynka w zielonej sukience i z ogromną kokardą tego samego koloru, zdobiącą włosy związane w koński ogon, patrzyła niepewnie na siostry. Groźne spojrzenia tamtych dwóch sprawiły, że cofnęła się kilka kroków w głąb kuchni, gdzie przystanęła za marmurowym barkiem oddzielającym część roboczą od jadalni. W ciągu ostatnich dwóch lat, które siostry Sucharskie spędziły pod jednym dachem, w odziedziczonym po ojcu domu, u żadnej z nich nie ujawniły się wprawdzie skłonności do przemocy innej niż słowna, ale wyjątki potwierdzają regułę, a blondynka nie zamierzała sprawdzić na sobie słuszności tego przysłowia. Na wszelki wypadek zrobiła jeszcze kilka kroków w lewo, zbliżając się do drzwi, lecz wciąż nie opuszczała schronienia, jakie dawał jej marmurowy barek. Pierwszy raz od dłuższego czasu przeklinała niebotycznie wysokie obcasy, uniemożliwiające szybką ewakuację.
– No i? – spytała. Zdając sobie sprawę, że jej głos zabrzmiał słabo i piskliwie, odchrząknęła i spróbowała jeszcze raz: – I jak?
Kolejna próba również nie dała zamierzonego efektu. Jedyną odpowiedzią były chmurne spojrzenia pozostałych. Zdenerwowanie Naty szybko przerodziło się w irytację. Obrzuciła wojowniczym spojrzeniem stojące przed nią siostry i oparłszy ręce na biodrach, zapytała:
– Co jest? Mowę wam odjęło? Chyba pierwszy raz w życiu! – dodała zaczepnym tonem.
Anna cisnęła książkę na kuchenny stół i pierwsza przełamała wrogie milczenie.
– Jak mogłaś nas nie uprzedzić?! – wycedziła, z furią wbijając bladoniebieskie oczy w wystraszoną jej wybuchem młodszą siostrę. Potrząsnęła gniewnie głową, a platynowe włosy, obcięte do podbródka, zafalowały lekko i powróciły na swoje miejsce, nie naruszając nieskazitelnego wizerunku najstarszej z pięciu Sucharskich.
– Uprzedzić? Jak w ogóle mogła to napisać?! – Natalia z trudem panowała nad drżącym z gniewu głosem, który wreszcie zdołała odzyskać. Jej szare oczy skrzyły się gniewnie, gdy spoglądała na winowajczynię.
– Mówiłam, że mam zamiar napisać powieść. I to dwa lata temu już mówiłam! – zawołała obronnym tonem atakowana. – Nie potraktowałyście mnie poważnie, a ja…
– I co to ma być? – Natalia potrząsnęła książką przed nosem Naty, która na wszelki wypadek zrobiła dwa kolejne kroki w kierunku drzwi, by w razie potrzeby uciec z zasięgu rażenia. Barek na szczęście nie był wbudowany w ścianę, tylko kończył się łagodnym łukiem pozostawiając przestrzeń na tyle szeroką, by można spokojnie się tam poruszać. – Zemsta?! – Wciąż potrząsała książką, ściskając ją obiema rękami. Wbiła palce w miękką okładkę, aż pojawiły się lekkie pęknięcia. Niewątpliwie wyobrażała sobie zupełnie inny obiekt potrząsania, zgniatania i duszenia, ale w tej chwili miała w zasięgu rąk tylko ową nieszczęsną powieść. Rozzłoszczona kobieta jest zdolna do niebywałych rzeczy, które normalnemu człowiekowi nie przyszłyby do głowy. Jak daleko mogła się posunąć jej rozzłoszczona siostra – tego Nata nie wiedziała. I nie zależało jej na uzyskaniu tej wiedzy. Domowy regulamin zabraniał wprawdzie stosowania przemocy, ale nie uznała za rozsądne, by właśnie w tej chwili o tym przypominać. Zwłaszcza że wystarczyłoby przeprowadzić małe głosowanie i ten punkt szybko mógł ulec zmianie. No cóż, Magda i Natka na pewno mnie docenią, pomyślała z nadzieją. Gdy tylko tu dotrą, dodała w duchu. Ale w tej chwili liczenie na pomoc nieobecnych sióstr nie było dobrym pomysłem.
– Zemsta? – Dopiero po dłuższej chwili dotarły do niej słowa siostry. – A za co? Nic mi ostatnio nie zrobiłyście – odpowiedziała autentycznie zdziwiona.
– Jak to, ostatnio? – zapytała Anna. Zdumienie po takiej odpowiedzi Naty wyparło na chwilę gniew. – Jak to, ostatnio? – powtórzyła zdezorientowana, szukając wzrokiem pomocy u trzeciej z sióstr, która, równie zaskoczona, tylko wzruszyła ramionami.
– Nie ostatnio, ogólnie… – poprawiła się szybko Nata.
– Nie wierzyłyśmy, że potrafisz napisać książkę. O to ci chodzi, prawda? – dociekała Natalia. – No więc udowodniłaś, że potrafisz. I co? Zadowolona jesteś?!
– No o co wam chodzi? Przecież zmieniłam nazwiska i wszystko… – Nata była już naprawdę zła. Spodziewała się uznania za nieźle skonstruowaną historię. Oczywiście, liczyła się z drobnymi konstruktywnymi uwagami. Brała pod uwagę, że początkowo siostry mogą być niezadowolone, a potem do wszystkiego będą wtrącały swoje trzy grosze. A to przecież jej powieść. Tylko jej. Toteż pochwaliła się dopiero produktem finalnym. Piekła, które właśnie się rozpętało, absolutnie nie przewidziała.
– Każdy, kto nas zna, będzie wiedział, że to nie fikcja! – wrzasnęła piskliwie Anna i zażenowana swoim wybuchem, a zwłaszcza wysokimi tonami godnymi przedwojennej przekupki, opadła bezwładnie na stojące przy stole krzesło. Natalia obrzuciła opanowaną na ogół siostrę zaskoczonym spojrzeniem. Anna, sprawiająca zawsze wrażenie chłodnej i wymuskanej Królowej Śniegu, rzadko podnosiła głos, a już nigdy nie wrzeszczała. Nigdy.
– Mogłybyście mi pogratulować. – Teraz Nata nie kryła urazy i zaczęła perorować z oburzeniem, nie myśląc o ewentualnej przemocy: – Wiecie, ile pracy musiałam w to włożyć? Zamiast szczerze powiedzieć, że mi zazdrościcie…
– A może po prostu twoja książka nam się nie podoba? Może nie ma czego zazdrościć? – nadal złościła się Natalia.
– Nie podoba się wam? – Pisarka musiała uczciwie przyznać przed sobą, że tego aspektu sprawy nie wzięła pod uwagę. – Co wam się nie podoba?
– Jeszcze się pyta! – jęknęła z rozpaczą Anna.
– Wiesz, co mi się nie podoba? – Ton Natalii nie wróżył nic dobrego. – Wszystko! Zwłaszcza ten kawałek, że jestem zaniedbaną kurą domową. No spójrz na mnie! Spójrz! – Dźgnęła się palcem w pierś. – Czy ja wyglądam jak kura domowa? I to zaniedbana?
Nata przyjrzała jej się posłusznie. Spodnie z lśniącego, lejącego się materiału, matowa bluzka w kolorze fuksji, a także delikatny makijaż – wszystko to podkreślało urodę Natalii, a czółenka na szpilce wysmuklały jej figurę. Ciemne włosy w odcieniu gorzkiej czekolady spiralami opadały jej na ramiona i plecy. Podkreślone tuszem szare oczy przyciągały uwagę. Trzydziestoletnia siostra nie tylko nie wyglądała na swój wiek, ale też w niczym nie przypominała otyłej, zaniedbanej rozwódki sprzed dwóch lat, opisanej w powieści, zwłaszcza że Natalia zdążyła zrzucić kilka kilogramów umiejscowionych w strategicznych miejscach figury. I nie były to piersi.
– Teraz to nie – przyznała z ociąganiem. – Ale dwa lata temu…
– Nieważne, jak wyglądała dwa lata temu. – Anna zdecydowała się ponownie zabrać głos i zanim oburzona Natalia zdołała odpowiedzieć na to obcesowe stwierdzenie, kontynuowała: – Rzecz nie w tym, co kto mówił i jak wyglądał. To twoja subiektywna ocena i masz do niej prawo – oświadczyła łaskawie, po czym się zastrzegła: – Co nie oznacza, że muszę się zgadzać z takim postrzeganiem swojej osoby i naszych sióstr. Niemniej zwracam uwagę na pewien aspekt, którego niewątpliwie nie wzięłaś pod uwagę.
– Jaki aspekt?
– Kryminalny.
– Przecież aspekt kryminalny w całości siedzi! – zaprotestowała Nata.
Anna wymierzyła palcem w leżącą na stole książkę, przerywając tym samym mowę obrończą, którą zamierzała wygłosić autorka.
– Widzę, że ta kwestia umknęła twojej pamięci, ale mówiąc wprost, dwa lata temu oszukiwałyśmy, kłamałyśmy i składałyśmy fałszywe zeznania. O tym aspekcie kryminalnym mówię. I wcale nie jestem zimną, pozbawioną wrażliwości suką! – zakończyła z pretensją w głosie.
– Tego nie napisałam!
– Ale taki wniosek się nasuwa! Magda została puszczalską panienką, która wygląda jak postacie z chińskich bajek, a z Natki zrobiłaś życiową łamagę! – Na powrót zabrała głos Natalia.
– Ale przecież Magda naprawdę wygląda, jakby zeszła z plakatu Royo, a Natka – Nata wzruszyła ramionami – to Natka.
– Przecież Adrian to przeczyta… – ciągnęła już spokojniej Natalia. – Myślisz, że będzie zachwycony, kiedy potem dorwą się do tej książki jego koledzy z pracy, a okładka zapewne wyląduje w komisariacie na tablicy z listami gończymi! Rzuci mnie jak nic. A ja mam dwoje dzieci, które potrzebują ojca, nie tylko postrzelonych ciotek, karmiących je lodami i czekoladą. Dopiero zaczęłam układać sobie życie osobiste, a teraz… – Wykonała nieokreślony gest dłonią.
– Oj tam. – Nata starała się zbagatelizować sprawę. – Przecież świetnie wie, że kłamałyśmy, a teraz najwyżej dostanie potwierdzenie. I co z tego?
– Przypominam ci, że Marcin też to przeczyta – zauważyła z satysfakcją Anna. – I nie będzie zbyt wyrozumiały. – Starannie wygładziła niewidzialne zagniecenie na kremowej koszuli ze stójką i strzepnęła nieistniejący pyłek z satynowych spodni z kantem, które w połączeniu z balerinami stanowiły strój domowy. – Ani trochę – dodała, nie kryjąc złośliwości. – I wiesz, co ci powiem? Cokolwiek z tobą zrobi, ma moje pełne poparcie.
– Daj spokój, przecież Marcin nie aresztuje własnej dziewczyny… – Nata prychnęła pogardliwie, ale w jej głosie dało się słyszeć zwątpienie. Reakcja sióstr zdecydowanie nie przypadła jej do gustu. Może to kwestia wieku? Natalia miała na karku trzydziestkę, Anna dwa lata więcej. Chyba zbyt poważnie podchodziły do tematu. A Marcin… Z Marcinem ciągle się kłócą bez powodu, a teraz? Teraz to dopiero będzie miał powód, pomyślała. Gorączkowo przypominała sobie, co dokładnie napisała na jego temat. Z pewnością nie ma tam niczego, czego nie powiedziałam mu już prosto w oczy, zapewniała samą siebie, przygryzając nerwowo wargę.
– Kolegom chyba nie powie, że to prawda, bo musiałby się przyznać, że jest idiotą – uznała, lecz jej głos nie brzmiał jednak zbyt pewnie. Powie prawdę kolegom czy też nie – to inna sprawa, ale Nata nie miała wątpliwości, że jej samej będzie miał sporo do powiedzenia. Koledzy policjanci z pewnością go nie oszczędzą, a wtedy on nie oszczędzi jej. To się nazywa korelacja, pomyślała bez ładu i składu, zastanawiając się jednocześnie, czy spełnienie marzeń było tego wszystkiego warte. Odpowiedź nasuwała się sama. Tak. A jak Marcinowi coś nie pasuje, to jego problem, uznała buntowniczo.
– Obawiam się, że to cię nie uratuje – oświadczyła Anna, stwierdziwszy z zadowoleniem, że Naty nie ominie kara. – Trzeba było wcześniej się nad tym zastanowić. Muszę przyznać, że tylko myśl o tym, co cię czeka z rąk Marcina, powstrzymuje mnie przed zaciśnięciem palców na tej twojej chudej szyi.
– Ciekawe, czy długo będziesz jego dziewczyną, kiedy Marcin zobaczy, co o nim napisałaś… – dodała bezlitośnie Natalia. Gniew znów dał o sobie znać, bo podniosła głos: – Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś! Obsmarowałaś nas wszystkie tak, że wyglądamy jak nieczułe jędze, pozbawione wrażliwości, a nawet zwykłej ludzkiej przyzwoitości!
– Napisałam, jak było! – broniła się nieudolnie Nata.
– No właśnie!
Gwałtownie pchnięte z drugiej strony drzwi od kuchni uderzyły z hukiem w ścianę. Do środka wpadła jak wicher długowłosa brunetka, pobrzękując bransoletami na nadgarstkach.
– Trzeba było od razu wbić mi nóż w plecy! A potem przekręcić! I to najlepiej ze dwa razy, żeby bardziej bolało! Jak mogłaś?! Jak mogłaś mi to zrobić?! Napisałaś, że chodziłam na randki, kiedy już byłam z Darkiem! – wrzeszczała, gwałtownie machając rękoma.
– Przecież to prawda! – próbowała protestować Nata. Na wszelki wypadek umknęła jednak zza blatu, który nie stanowił przeszkody dla wysportowanej Magdy. Wycofała się za starsze siostry, jako że te zdążyły już wyładować złość.
– Właśnie o to chodzi! Nie powiedziałam policji, co robiłam, kiedy ojciec umierał. Nie miałam alibi i ryzykowałam aresztowanie, chociaż on sam się zabił, ale żadna z nas wtedy tego nie wiedziała, a teraz moja własna siostra opowiada całej Polsce o moich prywatnych sprawach?! Już nie żyjesz! – zagroziła.
– Przecież zmieniłam nazwiska…
– Och, przepraszam! Zmiana nazwiska z pewnością sprawi, że mój chłopak się nie zorientuje – ironizowała wściekła Magda. – Jak mogłam choć przez chwilę pomyśleć, że będzie inaczej. Przecież w kraju w co drugiej rodzinie jest pięć Natalii! I tylko jedna z nich chodzi z Darkiem!!!
– Niepotrzebnie dramatyzujesz. Przecież nic się nie stało… – Nata próbowała ułagodzić szalejącą młodszą siostrę. – To babskie czytadło. Darek nie ruszy tego nawet kijem…
Dalsza część planowanego wywodu została przerwana wtargnięciem do kuchni najmłodszej córki świętej pamięci Jarosława Sucharskiego. Na twarzy dziewczyny malowało się wzburzenie.
– Już po tobie! Jesteś martwa! – zagroziła autorce powieści Natka.
– No co z wami?! – Nata na wszelki wypadek zasłoniła się krzesłem. Kokarda niemal zupełnie się rozwiązała i zwisała jej smętnie za uchem. – Tak się czepiacie, jakby tylko o was chodziło. Przecież o sobie też wszystko uczciwie napisałam!
– Co mnie to obchodzi?! – wrzeszczała Natka. – To, co powiedziałam na temat mojej matki, było przeznaczone dla was, a nie dla całego świata! Ty wiesz, co się będzie działo, jak ona to przeczyta?! No wiesz?!
Blond grzywka opadła jej na oczy; Natka niecierpliwym ruchem odgarnęła ją z czoła i wbiła zdesperowane spojrzenie w sprawczynię zamieszania. Szczególnie irytowało ją przedstawienie jej jako łamagi potykającej się o własne sznurowadła i w okularach jak denka od butelek. Nawet jeśli to prawda, nie życzyła sobie, żeby jej nowi znajomi wiedzieli, że dwa lata temu była brzydulą. Od czasu gdy zmieniła styl ubierania, zaczęła nosić szkła kontaktowe i korzystać z usług fryzjera, Natka odkryła, że jest równie atrakcyjna jak starsze siostry, i nie zamierzała tego zmieniać.
– Jak one wszystkie to przeczytają – poprawiła ją Anna. – Obawiam się, że Nata nie oszczędziła nikogo. Musimy spojrzeć prawdzie w oczy, nasze matki nigdy nas nie lubiły, a teraz z pewnością znienawidzą. Adrian i Marcin najpierw was porzucą, a potem aresztują. I pewnie przy okazji mnie też. Może tak będzie lepiej? Moja reputacja po tej książce i tak legnie w gruzach – oświadczyła dramatycznie.
– Powiecie babciom, że ciocia Nata sama to wszystko wymyśliła i nic takiego nie było.
Na progu stanęła ośmioletnia córka Natalii, Anielka, i poważnymi szarymi oczami przyglądała się kłócącym się kobietom. W kuchni zapadła cisza. Siostry spojrzały na siebie z nadzieją. Pomysł był doskonały.
– Złote dziecko! – pochwaliła ją matka. – Właśnie tak zrobimy! Nata nawarzyła piwa i sama będzie je piła.
– Fakt. Mała ma rację… – Magda uśmiechnęła się złośliwie. – Rzucimy Natę lwicom na pożarcie i po prostu będziemy się przyglądały, jak ją zagryzą, przeżują i wyplują kosteczki.
– Jestem za. – Natka podniosła rękę w górę, jakby brała udział w głosowaniu.
– Nie wiem, czy zauważyłaś, ale wreszcie wszystkie zaczęłyśmy się dogadywać z naszymi matkami… – zaczęła swój wywód Anna, ponownie kierując wzrok na nieszczęsną powieściopisarkę.
– Tylko dlatego, że są zbyt zajęte kłótniami między sobą, żeby jeszcze zajmować się nami – odparowała sarkastycznie Nata. Skoro siostry wymyśliły zemstę, to do rękoczynów nie powinno jednak dojść.
– Więc teraz to się zmieni. Teraz będą się zajmować nami! A konkretnie tobą! – Magda wymierzyła palec w siostrę i nacisnęła wyimaginowany spust. Przesłanie było jednoznaczne. Nata została przeznaczona na odstrzał.
– Dobra. Dobra! Niech wam będzie! Jak się wszystkie zjawią, to wtedy będę się martwić! Na razie mam was wszystkie…
– To ja już bym zaczęła, ciociu Nato – ponownie wtrąciła się do rozmowy Anielka.
– Co…?
– Ja już bym się zaczęła martwić… – Dziewczynka smutno pokiwała ciemną główką, wskazując paluszkiem w kierunku salonu. W jej oczach malowało się współczucie.
2
– Bo wie pan, panie Januszu… – Anna upiła łyk kawy i odstawiając filiżankę na stolik, kontynuowała: – mnie tam osobiście ta książka nie przeszkadza. Przynajmniej nie za bardzo. Owszem, przyznaję, początkowo miałam pewne obawy. Dobre imię ojca, nasza opinia i tym podobne rzeczy… Ale z drugiej strony, nikt tak naprawdę nie wie, co się wydarzyło. To znaczy, nikt postronny. No i spójrzmy prawdzie w oczy, nasza historia jest tak nieprawdopodobna, że osobiście nigdy bym w nią nie uwierzyła, gdybym nie przeżyła tego wszystkiego sama. Obawiałam się trochę utraty reputacji zawodowej. Nata przedstawiła mnie w nie najlepszym świetle, ale kto z moich klientów czyta babskie czytadła? Nikt… Mam nadzieję. Ksawery się wściekł, ale cóż, przecież nie jest bez winy. Musi się z tym pogodzić. Siostry za nim nie przepadają, wie pan, ta afera z naszym ojcem… Ale jego samego osobiście nigdy źle nie potraktowały. Przynajmniej nie tak bardzo. Zawsze były raczej miłe i uprzejme. To, że uważają go za mięczaka i wymoczka, cytuję Magdę, panie Januszu, to cóż… Każdy ma prawo do własnego zdania…
– I właściwie to byłoby wszystko. – Natalia odetchnęła głęboko. – Owszem, nawrzucałam jej, ile wlezie, za tę książkę, ale… Między nami mówiąc… – ściszyła głos, mimo że poza nimi dwojgiem w mieszkaniu nikogo nie było – książka jest niezła. I trudno mieć do Naty pretensje. Nie popisałyśmy się! – Westchnęła. – I jeszcze jedno trzeba jej przyznać, dziećmi zajmuje się na medal. Niby to narzeka i krzywo na nie patrzy, ale kto zawozi i odbiera oboje ze szkoły? Nata. Kto pomaga im w lekcjach? Nata. Kto się nimi zajmuje, jak jadę na uczelnię? Nata. Kto zabiera je na lody? Nata. Chyba jakoś przeżyję tę książkę…
– I widzi pan, panie Januszu! – Nata krążyła po pokoju nie mogąc znaleźć sobie miejsca. – Nie dość, że ani słowa… Ani słowa! – podniosła głos – na temat samej książki nie powiedziały, to jeszcze pretensje! I o co? – Wyrzuciła ramiona w górę w geście oznaczającym kompletny brak zrozumienia dla postępowania sióstr. – O te parę słów prawdy? Przecież każdy, kto weźmie książkę do ręki, od razu wie, że to fikcja. No bo niech pan powie, panie Januszu, czy takie rzeczy dzieją się naprawdę? Nikt w to nie uwierzy. I jakby tego było mało, to zwaliły mi na głowę wszystkie nasze matki. Kazały mi mówić, że jakiekolwiek prawdopodobieństwo do osób żyjących czy martwych jest przypadkowe, a ja to wszystko zmyśliłam, bo jak nie, to sama będę martwa. A jeśli wziąć pod uwagę fragmenty wypowiedzi moich bohaterek pod adresem naszych matek, wyszło na to, że jestem podła i małostkowa. No dobra, niech im będzie. Wzięłam wszystko na siebie, bo co miałam zrobić? No co? Matki przyjadą i odjadą, a siostry zostaną. I Anielka… O! To mała żmija! Ale dobra, niech im będzie. To jeszcze dziecko i pewnie bierze przykład z mamusi. Można jej wybaczyć. Muszę jednak uczciwie przyznać, że mimo pogróżek nie zostawiły mnie samej na pastwę tamtych. Tylko dlatego postanowiłam im wybaczyć. Panie Januszu, chyba mam niemoc twórczą. Brak mi pomysłu na kolejną powieść… – Opadła bez tchu na sofę.
– Ta książka narobiła niezłego zamieszania, panie Januszu. Jeszcze żeby była kiepska, ale nie, Nata nie mogła napisać byle czego! – ironizowała Magda. – Najgorsze jest to, że nie mogę się przyznać do pokrewieństwa z autorką. W normalnych okolicznościach byłabym z niej dumna, ale sam pan przyzna, że okoliczności nie są normalne. U mnie na uczelni na szczęście nikt nie kojarzy zbieżności nazwisk. Tylko co mam zrobić z Darkiem? Dotąd udało mi się przed nim ukryć tę książkę. Wie pan, on się współczesnością nie interesuje. Same starocie… A jeżeli za kilka lat ją przeczyta, to może nie skojarzy? Wie pan, on w ogóle niewiele kojarzy, jeśli chodzi o czas teraźniejszy…
– Ci egzaminatorzy z ośrodka to są społecznie nieprzystosowani. Mój instruktor zawsze tak mówił i miał rację. Ile razy można zdawać egzamin na prawo jazdy? Przecież upośledzona nie jestem! Nie jestem, prawda? – upewniała się Natka, patrząc na pana Janusza. Gdy ten uśmiechnął się dobrotliwie, kontynuowała: – Byłam wściekła na ojca, wie pan? Nie dość, że nigdy go nie było, to jak już był, ciągle kłócił się z matką. Potem musiał się zabić, w dodatku zwalając mi na głowę cztery przyrodnie siostry! Cztery! Wyobraża pan sobie? Chociaż w sumie nie jest tak źle. Człowiek do różnych rzeczy może się przyzwyczaić. Mieszkamy w tym samym domu, ale nie musimy ze sobą rozmawiać ani nic z tych rzeczy… Wystarcza nam świadomość bycia razem. Potrafimy spędzić wspólnie cały dzień i nie odezwać się ani słowem, ale jak którejś brakuje… Dziwnie mi, wie pan, panie Januszu? Kiedy wszystkie jesteśmy w domu, to tak, jakby wszystkie kawałki puzzli były na swoim miejscu. I nie próbują mnie wychowywać ani nic. Przynajmniej nie za bardzo. No i dają się lubić. To znaczy, ja je lubię. Czasami. Z początku byłam wściekła na Natę za tę książkę, ale co tam… Całą winę wzięła na siebie i teraz moja matka głównie jej nienawidzi. Mnie to już standardowo. Wigilia była całkiem przyjemna, prawda? Tylko nie wiem, jak to będzie w Wielkanoc. To pierwsze święta po książce. Anielka i Przemek cieszą się z tylu babć. Wszystkie prezenty mają razy pięć…
3
Starszy mężczyzna z krótkimi siwymi włosami gładko przylegającymi do głowy i pomarszczoną twarzą uważnie wpatrywał się w długo oczekiwanego gościa. W jego niebieskich oczach migotały filuterne iskierki, gdy obserwował całą gamę odczuć widoczną na twarzy przybyłego. Poczynając od pełnej powagi koncentracji poprzez zdumienie, niedowierzanie, rozbawienie, a na oszołomieniu kończąc.
– Książkę przeczytałeś. Fakty znasz – odezwał się Zawada, gdy nagranie dobiegło końca. – Co do reszty – starszy mężczyzna wzruszył ramionami – możemy się tylko domyślać. Ale podejrzewam, że Nata dość wiernie przedstawiła wydarzenia z lata dwa tysiące ósmego roku.
– One są normalne? – Gość nie krył sceptycyzmu.
– Przez większość czasu – odparł żartobliwie pan Janusz. – Musisz zrozumieć jedną rzecz, Dawidzie. – Jego ton uległ zmianie; dźwięczała w nim powaga, gdy pochylił się w stronę rozmówcy. – To, co się wówczas wydarzyło, zupełnie odmieniło ich życie osobiste i zawodowe. Drogi chłopcze, postaw się na ich miejscu. Ojciec nie żyje. Okazał się bigamistą, popełnił samobójstwo i jakby tego było mało, spotykasz cztery obce kobiety, które noszą to samo imię i nazwisko i są twoimi przyrodnimi siostrami. Świadomość, że ojciec nadał im te same imiona, żeby mu się córki nie myliły, nie jest zbyt przyjemna. Nowa, stresująca sytuacja, afera za aferą, włamania, towarzyszące tym okolicznościom napięcie… Dziewczyny poradziły sobie najlepiej, jak tylko umiały.
– Hm…
Zawady nie dziwił ten brak przekonania.
– Musisz wziąć pod uwagę jeszcze kilka elementów – kontynuował. – Pięć zupełnie obcych, wrogo do siebie nastawionych kobiet w różnym wieku, o różnym doświadczeniu życiowym, wykształceniu i zainteresowaniach, zostało wyrwanych ze zwyczajnego uporządkowanego życia… – urwał i zaśmiał się do siebie. – Przepraszam, ich życie nie było aż tak uporządkowane. Tak naprawdę to wszystkie znalazły się na zakręcie. Anna nie miała niczego poza pracą. Natalia została sama z dwójką dzieci, bez domu i bez dochodów. Nata za wszelką cenę usiłowała się dostosować do narzeczonego prawnika i zaczęła nosić te idiotyczne sukienki… Cóż, nadal je nosi, ale teraz z innych powodów. Magda i Natka męczyły się z toksycznymi matkami. Śmierć ojca sprawiła, że znalazły się w nieciekawej sytuacji, ale zarazem stanowiła impuls do zmian, zdobycia niezależności i decydowania, jak ma wyglądać ich dalsze życie. Zostały zmuszone do wspólnego działania i muszę przyznać, że mi zaimponowały. – W głosie starszego pana brzmiała duma, która wprawiła w zdumienie jego rozmówcę.
– Żartujesz, prawda?
– Bynajmniej.
– Większość czasu spędziły na kłótniach, ich działania opierały się na kłamstwie i oszustwie… – wyliczał na palcach młodszy mężczyzna.
– Źle na to patrzysz, Dawidzie – odparł ze spokojem pan Janusz. – Kłócą się między sobą i są złośliwe, ale ich wzajemna lojalność budzi podziw. Nie znały się zupełnie i nic o sobie nie wiedziały, znienawidziły się od pierwszej chwili… lecz kiedy tylko pojawiał się cień ryzyka, że któraś może ucierpieć, potrafiły się zjednoczyć. Odziedziczyły wszystkie zalety ojca: inteligencję, błyskotliwość, upór i niestety – westchnął – większość wad swoich matek. Są bardzo wybuchowe i pamiętliwe. Co więcej – uśmiechnął się do siebie – ta dziwaczna mieszanka sprawia, że jestem z nich bardzo dumny. Często mnie odwiedzają, zwłaszcza Magda, a Wielkanoc i Boże Narodzenie zawsze spędzam z nimi. To miłe z ich strony, bo w końcu byłem tylko wspólnikiem Sucharskiego. Trudno powiedzieć, żebyśmy się przyjaźnili. A dziewczyny mnie adoptowały. Nie wiem tylko, czy w charakterze dziadka czy psychoterapeuty – zażartował, wskazując na odtwarzacz.
– Wiedzą o tych nagraniach? – Dawid uśmiechnął się ironicznie. Domyślał się odpowiedzi. Jeśli wizerunek sióstr przedstawiony w „Natalii 5” choć w części pokrywał się z rzeczywistością…
– Myślisz, że siedziałbym tu żywy, gdyby wiedziały? – Jego rozmówca zachichotał. – Zaraz wszystko skasuję. Nagrałem je tylko po to, żeby łatwiej ci było zrozumieć, z kim będziesz miał do czynienia. One są fascynujące i absolutnie nieprzewidywalne. Nie rób w stosunku do nich żadnych założeń. Jeśli choć przez chwilę uznasz, że potrafisz przewidzieć ich zachowanie, to już po tobie. Spodziewaj się wszystkiego i bądź przygotowany na najgorsze.
Ostatnie zdanie zabrzmiało proroczo i Zawada miał ochotę śmiać się sam z siebie. On prorokiem! Z jego przeszłością! A to dobry żart, pomyślał, nie spuszczając wzroku z twarzy siedzącego naprzeciw młodego mężczyzny.
– Hm… Mam coraz więcej wątpliwości.
– Nie masz innego wyjścia. Ja nie mam innego wyjścia. Nie mogę powiedzieć im wszystkiego, a możesz być pewien, że półprawda ich nie zadowoli. Musisz mieć na nie oko – oświadczył twardo. Błękitne oczy, jeszcze przed chwilą pełne wesołości, teraz przypominały dwie bryły lodu. Żaden z nich nie miał wyboru. Sytuacja stała się napięta.
– Nie podoba mi się to. – Młody mężczyzna nie ugiął się pod zimnym spojrzeniem tamtego. Wiedział, że spełni prośbę, ale nie musiało mu się to podobać. I nie podobało się ani trochę. – Jesteś pewien, że to konieczne?
– Muszę na moment wrócić do branży, a potem zniknąć. Ludzie, którzy będą mnie szukać, dotrą też do nich. Nie można dopuścić, żeby coś się im stało. Obiecaj, że będziesz ich pilnował. – W głosie pana Janusza zadźwięczała stanowcza nuta, ale opanowanie starszego pana było pozorne.
– Powinieneś był wyjechać natychmiast, jak tylko się dowiedziałeś, że cię szukają. Dlaczego zwlekałeś tak długo? – spytał jego rozmówca.
– Zaprosiły mnie na Święta Wielkanocne. To mogły być moje ostatnie święta. I pewnie były. – Westchnął. – Nie mam złudzeń. Wyjeżdżam z samego rana. To ostatni dzwonek. Zrobisz, o co cię proszę?
– Tak. – Dawid wiedział, że nie zdoła go przekonać. – Jesteś pewien, że nie mogę ci inaczej pomóc? – Ostatnie pytanie zadał, stojąc przy drzwiach. Zawada spojrzał z wdzięcznością na wysokiego, szczupłego młodzieńca. – Ależ pomagasz mi, drogi chłopcze. Bardziej niż myślisz – zapewnił go. – Idź już. Nie chcę, żeby ktoś cię zapamiętał i… Dawidzie?
Ten odwrócił się w progu i spojrzał pytająco.
– Nie zawiedź mnie.
4
Trzypokojowe mieszkanie było urządzone komfortowo, choć prosto. Największy pokój pełnił funkcję salonu i biblioteki. Ogromna biała szafa zajmowała większą część małej sypialni, gdzie stał jednoosobowy tapczan i szafka nocna. Większość policjantów znajdowała się w pokoju dziennym, badali ślady na miejscu zbrodni. Komisarz Jaglecki pokręcił się po mieszkaniu, zajrzał do kuchni i niewielkiej łazienki, po czym stanął na progu pomieszczenia, gdzie leżały zwłoki. Beznamiętnym wzrokiem przyglądał się pracy techników, czekając aż będzie mógł z bliska przyjrzeć się ciału.
Przerzucił dokumenty znajdujące się w stylowej biblioteczce, jednak nie znalazł tam nic interesującego. Rachunki, wyciągi bankowe, standardowe dokumenty znajdujące się w każdym domu. Przeczesał ręką szpakowate włosy i w zamyśleniu potarł podbródek. Próbował ułożyć sobie w głowie możliwy scenariusz zdarzeń, ale w niemal dwudziestoletniej pracy policjanta nie spotkał się z tego rodzaju zabójstwem. Z zamyślenia wyrwał go głos kobiety, domagającej się, by ją wpuszczono do mieszkania. Uśmiechnął się lekko do siebie, słysząc władczy ton swojej współpracownicy, komisarz Donaty Bryt. Skierował się do przedpokoju, skąd dobiegał jej głos.
– Rychło w czas – powitał Donatę, obrzucając ją zaskoczonym wzrokiem. Wysoka blondynka, preferująca dżinsy i bluzy od dresu, zazwyczaj z włosami związanymi w niedbałą kitkę, teraz prezentowała zgoła odmienny widok. Elegancko upięty kok, makijaż, krótka sukienka, odsłaniająca długie szczupłe nogi. – Randka? – zainteresował się.
– Co mamy? – spytała, ignorując pytanie.
– Trupa – odparł.
– Wiadomo coś o ofierze?
– Tak, nie żyje. – Mrugnął do niej.
Donata rzuciła mu karcące spojrzenie. Już tyle razy słyszała ten dowcip, że prawdopodobnie był obowiązkowy na egzaminie w szkole policyjnej. Czarny humor partnera oznaczał, że zbrodnia jest wyjątkowo makabryczna. Wielu śledczych odreagowywało w ten sposób nadmiar stresu.
– Co mamy? – Z westchnieniem powtórzyła pytanie.
– Randka? – Jaglecki się nie poddawał.
– Włożyłam szpilki, sukienkę i zrobiłam makijaż. Domyśl się, geniuszu. Oczywiście, że randka. Zabójstwo? – Zirytowana Donata spróbowała go wyminąć, by zajrzeć do pokoju, gdzie kręcili się technicy i widać było błyski flesza.
– Prawdopodobnie. – Jaglecki pociągnął ją za sobą do salonu. – Facetowi urwało głowę. Pokój wygląda jak po wybuchu granatu – wyjaśnił lakonicznie.
– Co…?! – Zamarła, nie próbując już wyrywać dłoni z silnego uścisku partnera.
W piwnych oczach Jagleckiego malowała się powaga. Zaczął mówić rzeczowym tonem:
– Facet wygląda, jakby mały granat eksplodował mu w ustach. Ciało jest pozbawione głowy. Rozbryzgi krwi, mózgu i szczątki włosów widać na podłodze, ścianach, suficie i meblach – wyliczał szczegółowo. – Nie da się wejść, dopóki technicy trochę tego nie ogarną. Na razie wiem tylko tyle, że w kieszeni kurtki miał dowód osobisty i prawo jazdy na nazwisko Dawid Orłowski. Adres poznański, ale nie ten. To mieszkanie należy do starszego mężczyzny, Janusza Zawady.
– Gdzie on jest?
– Nie wiadomo. Ochroniarz nie widział, żeby Zawada opuszczał apartamentowiec. Ale ten sam ochroniarz nie widział, by ktoś tu wchodził, a przecież denat tu się nie teleportował. Będziemy więcej wiedzieli, jak zobaczymy taśmy z monitoringu.
– Jesteś pewien, że denat to nie właściciel mieszkania? To by wyjaśniało, dlaczego ochroniarz nie widział nikogo wchodzącego ani wychodzącego. Dokumenty dokumentami, ale…
– Zawada jest po siedemdziesiątce, a Orłowski po dwudziestce. Nawet bez głowy nie sposób pomylić ciała staruszka z młodym wysportowanym mężczyzną. – Jaglecki z rękoma w kieszeniach zakołysał się na piętach. – Jestem więc pewien, że gość bez głowy nie jest właścicielem mieszkania. Na razie przyjmujemy, że trup bez głowy to Dawid Orłowski.
– Mógłbyś przestać to powtarzać?
Jaglecki spojrzał zdziwiony, nie rozumiejąc powodu jej irytacji.
– Co mam przestać powtarzać?
– Gość bez głowy, facet bez głowy, trup bez głowy…
– Jak chcesz – wzruszył ramionami – ale to nie zmienia faktu, że gość jest bez głowy.
– Przestań! – jęknęła. – Dotarło do mnie, że ofiara nie ma głowy!
– No widzisz, a do mnie jeszcze nie bardzo – wyznał, w zamyśleniu pocierając podbródek. – Jego głowa jest wszędzie…
– Błagam…
– …tylko wciąż nie mam pojęcia, jak to się stało – zakończył.
– Mówiłeś, że granat…
– Nie mówiłem, że to granat, tylko że wygląda, jakby eksplodował mu w głowie granat. Sąsiedzi nic nie słyszeli. Nie było huku. Nic. Wygląda na granat, ale to nie może być granat. No chyba że granat z tłumikiem, jednak nie słyszałem o czymś takim… – zastanawiał się głośno, nie zwracając uwagi, czy jego wypowiedź jest zrozumiała dla Donaty.
– To jak odniósł takie obrażenia? – przerwała mu bezceremonialnie, gdy Marian jak zacięta płyta powtarzał te same informacje.
– Czekam, aż Adam nam to wyjaśni.
– A kiedy…?
– Cytuję: będzie sekcja, będzie raport. – Rozłożył ręce w geście bezradności.
– Widziałeś kiedyś…? – Skinęła głową w kierunku pomieszczenia, gdzie znajdowały się zwłoki.
– Nigdy. Jak żyję, nic takiego nie widziałem. Ani o niczym takim nie słyszałem.
– Dobrze, że eksplozja nie narobiła więcej szkód.
– Nie wiadomo, czy była eksplozja – zauważył Jaglecki. – Nie ma śladów wybuchu, a przecież jakieś powinny być. Głowa sama z siebie nie rozprysła się po całym pokoju. Nie widać też śladów walki. Młody facet dał się tak po prostu zabić i to jeszcze w taki sposób? Nie potrafię sobie wyobrazić, co tu się właściwie stało. I ten starszy gość… – westchnął ciężko. – Jaką rolę odegrał? I gdzie się podział? Czy jest sprawcą czy również ofiarą? A może wcale go tu nie było, kiedy to się stało?
– Tak czy siak, trzeba go odszukać. Może wtedy sytuacja trochę się rozjaśni – oświadczyła zdecydowanie Donata. – Zawada to priorytet.
Nie tracąc czasu na dalsze rozważania, zaczęła się rozglądać po mieszkaniu. Pokój, w którym rozmawiali, wyglądał jak biblioteka. Stało tu kilka regałów zapełnionych książkami, fotele i stolik do kawy. W korytarzu był tylko wieszak i szafa wnękowa. Niezatrzymywana przez Jagleckiego przeszła do kuchni. Panował w niej idealny porządek. Zajrzała do zmywarki: dwie filiżanki, dzbanek do kawy, sztućce, kilka talerzy.
Przełykając ślinę, zerknęła do pokoju, gdzie znajdowały się zwłoki. Rozbryzgi krwi pokrywały ściany i sufit. Na oparciu sofy wisiało coś, co przypominało kawałek skóry z włosami. Jeden z techników podniósł go pęsetą i wrzucił do foliowego woreczka. Wszyscy mieli na sobie ochronne obuwie. W pracy widziała wiele rzeczy, o których nie chciała mówić, pamiętać, które nigdy nie powinny się zdarzyć. Ale się zdarzały. A ona za każdym razem musiała zapominać o uczuciach i prowadzić śledztwo na zimno, bez emocji. Teraz z trudem opanowała torsje. Blade twarze policjantów wskazywały, że tamci mieli ten sam problem. Jaglecki podszedł do Donaty i odgarnął jej z czoła kosmyk włosów, który wysunął się z koku.
– W porządku? – rzucił. – Wszystko gra? – ponowił pytanie, gdy nie odpowiedziała.
Skinęła głową i z trudem wydobywając głos ze ściśniętej krtani, zapytała:
– Rozmawiałeś z sąsiadami?
– Tak. Mówiłem ci już, nikt nic nie wie. Nikt nic nie słyszał. Zawada nie miewał wielu gości. Odwiedzały go tylko młode kobiety…
– Prostytutki?
– Możliwe, ale zdaniem sąsiadów nie wyglądały na panienki z agencji. Emeryt, spokojny, uprzejmy, elegancki, rzadko wychodził – recytował monotonnie. – Wszyscy mówią to samo. I nic z tego nie wynika. Z żadnym z sąsiadów nie utrzymywał kontaktów poza zwyczajowym „dzień dobry”.
– Panie komisarzu! – Rozmowę przerwał jeden z techników. W ręku trzymał lampę UV. – Właściwie to już skończyliśmy. Znalazłem jeszcze ślady krwi w łazience. Świeci się jak jasna cholera, pewnie musiał coś myć albo czyścić.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI