ChADowa Dziewucha - Olga Kozłowska - ebook

ChADowa Dziewucha ebook

Olga Kozłowska

3,0

Opis

Życie Ody to nic innego jak przeplatające się epizody szaleństwa bez konsekwencji i depresji prowadzącej jedynie do upadku. 

To wszystko pod płachtą, ukryte i schowane przez światem. Bo wstyd... Uśmiech na twarzy, radość, spełnienie, akceptacja i świadomość w kontrze do naiwności, lekkomyślności, kłamstw i autoagresji. Pragnienie stabilności, bezpieczeństwa oraz akceptacji i obecności. Tego desperacko szuka by móc "dobrze żyć". Często jednak doszukuje się tego na siłę, nawet w sytuacjach gdzie nie ma na to najmniejszych szans. 

Cała powieść została zainspirowana życiem zwykłej dziewczyny posiadającej pasje i marzenia, oraz spory bagaż doświadczeń. Dziewczyny która trochę mocniej czuje, intensywniej przeżywa, głośniej się śmieje i częściej płacze. Życie z zaburzeniami psychicznymi - ChAD - choroba afektywno dwubiegunowa - nie jest łatwe, bez względu na to czy sami tego doświadczamy czy też jesteśmy w otoczeniu takiej osoby.

Każdy z nas ma lepsze i gorsze dni. Każdy ma prawo czuć, przeżywać i doświadczać. 

To dopiero początek. Do przebycia pozostało jeszcze wiele drogi, na końcu której czeka upragnione "dobre życie". 

Nazywajmy to prostymi słowami...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 404

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (2 oceny)
0
1
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Sitri84

Z braku laku…

O chadzie jest tam niewiele, a bohaterka jest niereprezentatywna dla tego schorzenia. Bardziej przypomina to borderline. Poza tym powieść obyczajowa z seksem w tle. Kompletnie nie mój klimat
00

Popularność




Podziękowania,

Tak naprawdę podejdę to tematu wyjątkowo egoi-stycznie, bo przede wszystkim chciałabym podziękować sobie.

Dlaczego? Dlatego, że to wszystko przeszłam, a mimo tego wciąż tu jestem, nie zrezygnowałam i wal-czę. Bardzo różnie mi to wychodzi. Okłamuje czasem samą siebie, lekarza czy terapeutę. Oszukuje otoczenie, bliskich mi ludzi, niejednokrotnie wyrządzam wiele krzywd, które też do mnie wracają, ale jestem.

Bardzo wiele się zmieniło od momentu napisania książki. Sama jej forma i treść, możliwość wylania z siebie marzeń, pragnień, emocji i opisanie rzeczywistości, stanowiły dla mnie duże odkrycie samej siebie.

Mogłabym powiedzieć, że była to odkrywcza forma terapii. Pragnę w tym miejscu podziękować rodzinie, przyjaciołom oraz bliskim mi osobom, bo to oni stwo-rzyli tę powieść. Bez ich udziału nic by się nie zadzia-ło. Nie doszłabym do miejsca w którym jestem.

Zdrowy egoizm jest potrzebny, dlatego nie-skromnie powiem, że jestem z siebie dumna, jednak-że bez względu na to, że zdarza mi się w dalszym ciągu mieszać leki z alkoholem, albo świadomie je 5

odstawiać, żeby iść na imprezę. Racjonalnie na to patrząc niejednokrotnie sama sobie utrudniam leczenie i jego satysfakcjonujący efekt. Dlatego tym bardziej dziękuje sobie za to, że uczę się ponosić konsekwencje swoich działań. Bo zaliczając duży dołek, czując przeszywający na wskroś ból psychiczny raczej nie szukam ucieczki w ból fizyczny, który przez moment faktycznie jest lżejszy do zniesienia, udowad-niam sobie, że się da. Dziękuje sobie za to, że mając świadomość swoich kompulsywnych zachowań, czy to w kwestii zakupów, jedzenia, czy na jakiejkolwiek innej płaszczyźnie, zaczynam to kontrolować i uważam że z dużym sukcesem. Dziękuje sobie za to, że w momencie szaleństwa nie wchodzę z impetem w nowe relacje z bezgranicznym zaufaniem, co staje się dowodem na to, że odpowiedni specjaliści i zaufanie do nich potrafią skutecznie pomóc.

Dziękuje sobie za to, że jestem, mimo tego jaka jestem.

I chociaż patrząc w lustro nie potrafię jeszcze przytulić, zaakceptować bez myślenia tym co dalej bo ważne jest tu o teraz, bardzo się staram. Bardzo chciałabym przybić tej dziewusze piątkę i obiecać jej, że będę, a we dwie jest zawsze łatwiej.

Czasem tak niewiele trzeba, czasem po prostu wystarczy być, a to w moich oczach już tak ogromnie dużo.

6

Dziękuje jeszcze raz wszystkim tym którzy byli, są i będą. Tym którzy może nie do końca mnie ro-zumieją ale jeszcze nie uciekli. Bo mając 700 znajomych gdy przychodzi trudny czas okazuje się, że 695

z nich, nie koniecznie jest zainteresowana – bo tak.

Oda walczy, Oda ciężko pracuje, Oda chce zoba-czyć jak wygląda normalnie życie.

I chociaż zdaje sobie z tego sprawę jak wiele błę-dów popełniam i jak wiele ciężkiej pracy przede mną, wiem, że warto. Chce dążyć do tego by było dobrze, nie tylko z mojej perspektywy bo ta wciąż zmienia się z dużą częstotliwością, doprowadza do skrajnych emocji, chyba zdaje sobie sprawę też z tego jak wpływa na innych. Teraz widzę jak wiele można stracić, jak bardzo można się zatracić, ale wiedzę też jak wiele można zyskać.

Dziękuje wszystkim za wszystko.

„Z dnia na dzień” jednak ta historia się tutaj nie kończy, bo stając u progu normalnego życia wydaje się, że wszystko jest już poukładane, że wszystko ma już swoje miejsce. Bez względu na to ile razy trzeba się potknąć, jak wiele raz trzeba się cofnąć, nie na wszystko mamy wpływ, jednak wszystko dzieje się po coś. Nie ważne jak wiele kłód znajdzie się pod moimi nogami, jak wiele razy wrócę do punktu 7

wyjścia, jak często będę się poddawać, wiem że mimo wszystko zawsze to o krok bliżej do swojego, stabil-nego, świadomego ja.

ChAdowa dziewucha – u progu normalnego życia to niezależna kontynuacja „z dnia na dzień” Oda walczy, Oda ciężko pracuje, Oda chce zacząć prakty-kować normalnie życie, doświadczać, przeżywać, celebrować, stawiać czoła trudnościom i wyzwaniom.

Bo warto jest walczyć o siebie…

8

9

Rozdział I

Pozwól mi rozwinąć skrzydła

Na pozór pewna siebie uśmiechnięta, odważna, komu-nikatywna. Wewnątrz –wystraszona szara mysza z po-czuciem własnej wartości na poziomie bliskim zera.

Żyje każdego dnia, zakładając maskę, udając kogoś, kim nie do końca jest, pozwalając na to, by w jej głowie i ciele działo się coś zupełnie odmiennego. Zdejmuje ją głównie wtedy, gdy zostaje sama ze sobą. Nie umie ufać, kochać, boi się otworzyć przed kimkolwiek, bo zawsze kończy się to w ten sam rozczarowujący sposób. Nie wyciąga wniosków, nie uczy się na własnych błędach. Jej życie przypomina tekst znanej polskiej pio-senki Oddziału Zamkniętego: „Samotny wśród ludzi, którzy myślą: on nigdy nie jest sam”.

Zaburzenia afektywne dwubiegunowe, choro-ba afektywna dwubiegunowa, jeszcze dorzucić do tego szybką zmianę faz i życie zza maski bierze górę.

Wsiadasz na nieustający rollercoaster, z którego 11

wysiąść nie jest tak łatwo.

Życie bez granic i pełną piersią bez konsekwencji.

Uśmiech, odwaga, motywacja do działania, kreatyw-ność, nieustające pasmo sukcesów i powodzeń kon-trastuje z egzystencją poniżej dna. Cały świat sypie się niczym domek z kart. Wszystko, co dotychczas wywoływało radość traci jakikolwiek sens. Znajomi mogą nie istnieć,a najlepiej nie istnieć samemu.

Świat przenikających się kompulsywnych zachowań

: zaburzeń odżywiania, romansów, imprez, pracoho-lizmu, zażywania narkotyków, myśli samobójczych i prób ich realizacji. Świat wypełniony ludźmi, w których się wierzy i jedyne, co się widzi to dobro. Świat fikcyjny, niemający nic wspólnego z rzeczywistością oraz ten, przechodzący ze skrajności w skrajność bez wcześniej-szego uprzedzenia i przygotowania.

Pozytywne emocje, uczucia, marzenia i pragnienia w jednej chwili z czegoś oczywistego stają się czymś zupełnie absurdalnym.

Wyimaginowany świat, który jest jedynie wytwo-rem wyobraźni, z uwzględnieniem określonej fazy –

mania czy depresja?

– Cześć, jestem Oda, miło mi cię poznać! Rozgadałam się już tyle, a chyba najwyższy czas się przedstawić.

12

Zawsze mówili o mnie, że jestem wrażliwa, kru-cha, delikatna, ale z natury to prawdziwy ze mnie choleryk, niecierpliwiec i księżniczka, nieznoszą-ca sprzeciwu i niepowodzeń. Krytyka, nawet ta konstruktywna, działała na mnie jednocześnie jak płachta na byka i odbierała pewność i wiarę w siebie. Potrzebowałam uznania, atencji, poklasku. Po-chwały mnie budowały, a ich brak rozsypywał całą moją wewnętrzną układankę. Zawsze miałam dużo energii, chciałam być lubiana, akceptowana, po prostu zauważona przez innych, Ludzie postrzegali mnie jako osobę towarzyską i uśmiechniętą. W rzeczywistości jednak czułam się nieustannie jak mała dziewczynka, schowana w koronie drzew w babci-nym ogrodzie, płacząca, przestraszona, może nawet trochę wycofana. Wszyscy bliscy starali się mnie dobrze wychować, miałam wszystko, co chciałam.

„Nie możesz być gorsza niż inni”, „Inni mają gorzej”,

„Doceniaj to, co masz, bo zawsze możesz to stracić”

, „Bądź wdzięczna, miej szacunek” , „Traktujemy cię jak dorosłą”– takie słowa wybrzmiewały z ust moich bliskich. Starali się dać mi gwiazdkę z nieba, uchronić przed tym, co złe. Ale mimo tych słów, byłam gorsza niż inni. Może mieli oni w życiu gorzej, ale ja też czułam się źle, doceniałam to, co miałam, 13

ale jednocześnie nie umiałam się cieszyć, bo bałam się, że to stracę. Byłam wdzięczna i miałam szacunek, ale nie w takiej formie jak życzyli sobie dorośli.

Traktowali mnie jak dorosłą, która nie ma swojego zdania, bo kiedy już się odezwie, uznawana była za niegrzeczną. Chowali niejednokrotnie przede mną prawdę, którą i tak znałam. Już od najmłodszych lat wierzyłam bardziej innym niż sobie. Już jako dzie-ciak nie ufałam w to, co sama widzę, bo inni nazy-wali to inaczej. Nikt nie jest idealny, dorośli stawali na rzęsach, żebym była szczęśliwa, a mojego dzie-ciństwa prawdopodobnie większość zazdrości mi do dzisiaj. Sama chciałabym, żeby kiedyś moje dziecko wspominało swoje pierwsze dziecięce lata tak jak ja to robię. Każdy jednak się potyka, ze mną nie było łatwo, to nie usprawiedliwienie, ale byłam trudna, wręcz nie do zniesienia. Teraz wydaje mi się, że ja po prostu od początku miałam chorą głowę. Byłam i wciąż jestem nienormalna – i tak bywa. Chyba to już zaakceptowałam. Ponoć lepiej mówić wyjątko-wa, bo osób chorujących – zdiagnozowanych jest naprawdę niewiele, ale ja wolę słowo nienormalna, bo jest prawdziwsze. Każdy z czymś się mierzy, ale w różny sposób. Nie na każdego działa to tak de-strukcyjnie jak na mnie, żeby iść z tym do specjalisty.

14

Teraz raczej umiem się z tego śmiać, a jednocześnie zastanawiam się ze łzami w oczach na cholerę mi znowu te pigułki skoro nic się nie zmienia. Zastanawiam się, dlaczego tak jest, że terapeuta czasem śmieje się ze mną do łez, innym razem mam ochotę go przeprosić za to jak się czuję, bo zwyczajnie się tego wstydzę.

Każdy mój dzień jest dla mnie zagadką. Staram się mieć dokładnie zaplanowaną każdą minutę i krok po kroku realizować zapisane na kartach zadania.

• Wstań.

• Nastaw wodę na kawę

• Idź pod prysznic

• Weź kawę

• Zrób makijaż

• Ubierz się

• Jedź do pracy.

Na miejscu otwieram już część służbową, czyli swój kalendarz. W zależności od tego, jakie to są zadania, rozkładam papiery po całym gabinecie albo szukam w Google maps najwygodniej usytuowane-go parkingu i wyjeżdżam na zaplanowane spotkania. Z reguły staram się rozdzielać te dwa segmenty swojej pracy. Albo biuro, albo spotkania. Z doświad-czenia wiem, że gdy to się pomiesza, ciężko jest 15

zapanować nad chaosem i z satysfakcją zakończyć dzień. Nie ukrywam, że jest to dla mnie wyznaczni-kiem udanego popołudnia i wieczoru. Praca stanowi dla mnie ogromnie ważny aspekt mojego życia.

Odważyłabym się powiedzieć, że jest tym najważ-niejszym. Nie rzadko spędzam tam dużo więcej go-dzin niż te wymagane. Pracuję w domu wieczorami, przygotowując się na następny dzień. Mam skrupulatnie prowadzony notatnik z pomysłami, możli-wościami i planami dotyczącymi tylko i wyłącznie tej sfery mojego życia. Często traktuje swoją pra-cę, jako odskocznię i oderwanie się od problemów dnia codziennego. Nieważne czy jestem w biurze, na spotkaniu czy pracuję zdalnie. Zawsze staram się wkładać w to sto dwadzieścia procent serca i za-angażowania, czasami oczywiście z różnym skut-kiem, czego akceptacja mimo stażu przychodzi mi z ogromną trudnością. Czasem niemoc jest tak silna, że wstanie z łóżka, ubranie się i w ogóle dotarcie do pracy stanowi coś absolutnie nierealnego. W takich momentach nie ma innej możliwości, praca musi zo-stać daleko w tyle, spotkania zostają odwołane, a ja zamykam się w swoich czerech ścianach.

Ostatnim zapiskiem w kalendarzu jest plan na po-południe.

16

• Jedź do domu,

• Skontaktuj/spotkaj się z (wpisz imię),

• Dentysta,

• Jedź do urzędu,

• Zrób zakupy,

• Odbierz paczkę.

Tutaj pozwalam sobie na odpuszczenie kolejnych wydawanych sobie rozkazów, bo wiem, że w więk-szości przypadków mogę pozwolić sobie na swobo-dę. Chociaż, prawdę mówiąc, też nie zawsze. Podzie-liłam swoje życie na kilka płaszczyzn i w ich obrębie spełniam swoje role. Bycie pracownikiem, współpra-cownikiem, przyjaciółką, koleżanką, kochanką, part-nerką, sąsiadką, córką, wnuczką, sobą. Każda z tych ról wymaga ode mnie innych cech i zachowań, które powinny wychodzić z wnętrza mnie, ale ja bardziej stawiam na dopasowanie. Zachowuję się, podejmuję decyzje, robię kroki bardziej dostosowane do opinii i reakcji innych,nie uwzględniając przy tym siebie i swoich pragnień. Nie chcę rozczarowywać, wolę, by inni byli ze mnie dumni. Prawie nigdy nie mówię, co myślę, czego bym chciała, o czym marzę, przede wszystkim dlatego, że się wstydzę i boję odepchnię-cia. W chwilach, gdy jestem sama ze sobą, wiedząc, że nikt na mnie nie patrzy, działa to zupełnie inaczej.

17

Jestem Oda – kobieta szczęśliwa i spełniona. Jak już wspomniałam, realizuję się w każdym aspekcie swojego życia, bez względu na to, czy jest udawany czy szczery. Przeważnie idę w tym kierunku, w którym mi się podoba. Noszę wysokie szpilki, dopasowane sukienki i mocny pełny makijaż. Palę papie-rosy, piję czarną kawę i gram według swoich zasad.

W wolnych chwilach chętnie jeżdżę na rolkach, nie mam sprecyzowanego gustu muzycznego, ale ko-cham tańczyć.

Bez ludzi bym zginęła. Posiadam potrzebę obco-wania z drugim człowiekiem. Prawdziwe ze mnie społeczne zwierzę – tak mnie kiedyś określono.

Mam najcudowniejszą przyjaciółkę, wspaniałych znajomych, a całokształt środowiska, w którym się obracam jest świadomym wyborem, więc wpisuje się to wszystko w ramy życia idealnego. Nie mam dzieci, zwierząt, nie jestem w stałym związku. To wszystko również z wyboru. Nie każdy uznaje go za słuszny, ale to moja decyzja i nikt nie powinien w to ingerować.

Miewam w życiu lepsze i gorsze momenty, jak każdy. Chwile mocy i niemocy.

Gdy niesie mnie siła, cały świat należy do mnie, zdobywam szczyty gór, jestem nieśmiertelna, 18

niezniszczalna, czerpie z życia to, co chce i ile chce.

Impreza w środę – nie odmówię. Bawię się na całego życiem i gram w życie. Czuję, że mam na to możliwość, siłę i chęci. Często w tych okresach wydłużam sobie dobę, bo skoro spać mi się nie chce to po co mam robić coś na siłę? Wbrew sobie? O nie! Nigdy...

Lubię szampana oraz czerwone wytrawne wino.

Niekoniecznie te z najwyższej półki. Uwielbiam poznawać ludzi, najlepiej dogaduję się z facetami.

Kocham flirtować, poznawać, odkrywać, ekscytuje mnie ta niepewność. Podnieca mnie doświadczanie bliskości, namiętności i rządzy. Lubię szybką jazdę samochodem oraz adrenalinę. Uwielbiam, gdy dzieje się dużo wokół mnie. Satysfakcjonuje mnie więc poczucie wykorzystanego na maxa czasu, możliwości i okazji. Niestety nie da się cofnąć pędzącego czasu, niewykorzystane okazje lubią się mścić, a możliwości mogą się nie nadarzyć. Więc po co ryzykować?

Po takich maratonach, które potrafią trwać nie-przerwanie kilka tygodni, moje ciało zaczyna się buntować i krzyczy głośno:

– DOŚĆ ODA! Czas odpocząć, czas zwolnić.

Bardzo często to ciało samo z siebie popycha mnie do łóżka. Kładzie bezwładnie, bez sił i mo-tywacji. Miejsce szpilek zajmują wówczas kapcie, 19

a z dopasowanej sukienki wskakuję w dresy. Obok mnie kładzie się poczucie możliwości i własnej wartości. Kiedy tak leżę, nie reaguję kompletnie na nic, ani ja, ani przemęczone ciało. Moja głowa podrzu-ca mi wtedy różne scenariusze, a przede wszystkim z ogromną lekkością krytykuje mnie i udowadnia, jak bardzo nisko upadłam. Wola słabnie i przytrafia-ją się różne incydenty. Nigdy nie jestem z nich zado-wolona. Podejmuję złe decyzje, albo nie podejmuje ich w ogóle. Jestem obok swojego życia, którego nie akceptuję, nie poznaję i nie toleruję. Jest źle. Akurat tego stanu nie lubię.

Czasem jednak odnajdę gdzieś w sobie jeszcze cień siły i się nie poddaję. Zakładam jeszcze wyższe szpilki, bardziej dopasowaną sukienkę, przed lustrem rzucam w swoją stronę kilka bluzgów i ru-szam po zwycięstwo mimo wszelkich przeciwności.

Zostaję jednak sama mając pewność, że nikt mnie nie widzi i mogę pozwolić sobie na spędzenie czasu ze sobą, chociaż przez tę krótką chwilę. Nie przeszka-dza mi czasami bycie rozchwianą, płaczliwą, prze-rażoną małą Odusią, która zawija się w koc, robiąc sobie kakao i czeka, aż ktoś ruszy jej z odsieczą. Wie jednak, że absolutnie nikt tego nie uczyni, bo nikt nie zna prawdy. Skrzętnie skryta, rozemocjonowana 20

Oda to widok tylko dla niewielu osób. W takich momentach nawet Sonia, która bardzo dobrze mnie zna, stojąca z butelką wina w ręku nie zawsze jest w stanie pomóc, chociaż fajnie, że po prostu jest. Oczywiście, na mojej liście przyjaciół, znajdzie jeszcze kilka osoób, które bezwzględnie stanęłyby w progu, ale wstyd blokuje mnie przed krótkim SMS-em o treści :

„Pomocy!”. W takich momentach naprawdę nie chcę wiele. Nie trzeba mnie rozumieć, a nawet specjalnie pomagać, wystarczy przyjaźnie przytulić i pozwolić mi się wypłakać, tylko tyle i aż tyle. Czuję się wówczas bezpiecznie.

Dużo płaczę, użalam się nad sobą, prowokuję samą siebie, rzucając na głos wulgaryzmy, obelgi tylko po to, żeby jeszcze bardziej poniżyć samą siebie.

Jedne kobiety cierpią z powodu okresu, inne z powodu migreny, a ja cierpię z powodu rozładowania akumulatorów życiowych.

Celowo mówię „cierpię”, bo zwyczajnie mnie to boli. Nie lubię tego stanu, jeżeli nie zjadę za mocno to podtrzymuje mnie jeszcze myśl, że za moment to minie i znowu będzie dobrze, wesoło i beztrosko.

Nie mogę jednak tu przemilczeć tego, że są momenty gdzie naprawdę zakończyłabym to wszystko ze szczerą ulgą. Jeden ruch mógłby przynieść ukojenie 21

zamiast wić się w niemocy i rozpaczy. Czasami też zdarza się tak, że jedyną deską ratunku uwolnienia się od tego wszystkiego jest wyciagnięcie rąk po to, co nielegalne. Moment, w którym oblewa mnie błogi stan to uczucie, któremu absolutnie ulegam. Fale ciepła, które okalają mnie całą, połączone z tą mocą i energią dają mi poczucie, że jestem sobą. Gorzki smak który spływa po moim gardle, to znak, że za parę minut będzie tak jak być powinno. I faktycznie tak jest – przez chwilę. Nie stanowi dla mnie problemu to, że to tylko doraźne działanie, narkotyki przestaną działać, a ja znowu spadnę uderzając w twardy beton.

I zastanawiam się nie raz, czego ja chcę od życia?

Którą Odą jestem tak naprawdę? I czy w ogóle w któ-rejś z nich jest chociaż namiastka prawdziwej mnie?

No właśnie, czego ja chcę? Nigdy nic nie chcę, zawsze chciałabym. Różnica między chcę, a chciałabym jest prosta. Słowo „chciałabym” zakłada w swoim brzmieniu możliwość niepowodzenia. Świadomie nie używam zwrotu „porażka”, bo to, że coś się nie uda nie koniecznie jest porażką, często jest zwyczaj-nym niepowodzeniem. W moim przypadku chcę, to mam, bez względu na to, jakim kosztem. Nigdy nie mam problemu z tym, żeby chcieć rzeczy material-nych. Łatwo kupić i mieć – zawsze cel osiągnięty.

22

Natomiast to, co emocjonalne, to, co po części zależne od innego człowieka – staram się nie „chcieć”, a tylko czasem „chciałabym”. Tak jest łatwiej. Chociaż ponoć łatwiej nie znaczy lepiej. Mówi się, że gdyby człowiek wiedział, że upadnie to od razu by się położył. To trochę ja, tylko, że ciągle leżę, nawet nie próbuję wstać, bo każdy upadek boli.

Chciałabym umieć kochać, ale trzeba jeszcze mieć kogo. Kogoś, kto odwzajemni to uczucie lub zwyczajnie nauczy tego doświadczać i rozumieć to zjawisko.

Potrzeba kogoś, komu się zaufa na tyle, że gdy przyj-dzie chwila zwątpienia, czar nagle nie pryśnie, a pantofelek nie stanie się za mały. Nie potrafię kochać. Nie umiem być dla kogoś świadomie, realnie i prawdzi-wie. Może dlatego żyję swoim życiem, niezależnie od nikogo. Może dlatego, że wybrałam egoistyczne funkcjonowanie na ziemi, a także samolubne życie w pojedynkę, nigdy nie nauczyłam się kochać. Chyba, że kochałam, ale zwyczajnie nie wiedziałam, że to właśnie to uczucie, tłumiąc w sobie je ze strachu.

To nie tak, że jestem zimna, oschła i odpycham od siebie ludzi. Zależy mi na obcowaniu z drugą osobą, czasami aż za bardzo. Bywam upierdliwa i namolna jednak jeżeli mam możliwość uwielbiam celebrować wspólny czas, chodzić na randki albo organizować 23

je w domu. Kocham łapać każdą sekundę, którą dzielimy. Kłócić się, śmiać, rozmawiać, milczeć –

przeżywać razem życie, skupiać się na sobie i swoich wzajemnych potrzebach, marzeniach, pragnieniach, ale to zawsze trwa tylko chwilę. Życie zabiera ma-giczny pantofelek, książę odjeżdża na swoim białym rumaku, a ja pokornie wracam do komnaty w najwyższej wieży i sama się tam zamykam. Zamykam się, chociaż na chwilę. Uciekam. Nie umiem kochać i tu chyba tkwi problem. Nic nie jest wieczne, ale mo-głoby trwać.

Chciałabym ufać. Ufać to jedno, wierzyć to drugie.

Chociaż tak naprawdę, sama bardzo często mylę te pojęcia Jestem naiwna i wierzę w zasadzie w każde słowo oraz gest. Wierzę w ludzi, w to, że z natury są dobrzy. Każdy czyn niesie za sobą konsekwencje, idąc tym tropem, – po co być złym człowiekiem? Karma wraca, więc po co robić coś, co jest sprzeczne z na-szymi własnymi oczekiwaniami. Traktuj drugiego człowieka tak, jak sam chciałabyś być traktowany.

To jest mój punkt wyjścia i fascynuje mnie ilość zło-ści, jadu, fałszu, jaką często spotyka się w nas samych.

Oczywiście, trochę generalizuję, bo tych „złych” i tak na naszej drodze spotykamy mniej niż „dobrych”, jednak to ta pierwsza grupa odciska na nas większe 24

piętno. Dlatego nie ufam, dlatego boję się mówić się o uczuciach, pragnieniach, marzeniach w obawie, że zostanę wyśmiana, wyjdę po prostu na durnia. Boję się pokazać siebie, bo okaże się, że jestem inna niż ta, jaką sobie mnie wyobrażano. Nie wychylam się z obawy, że nie spełniam oczekiwań i dostanę złą ocenę. Czasami mam ochotę powiedzieć, co jest w środku, tylko w sumie, po co, skoro bezpieczniej jest zatrzymać to dla osób, którym ufamy, bo one nas nie skrzywdzą.

Wierzę w ludzi i ludziom, ale bardzo chciałabym jeszcze im potrafić ufać.

Chcę realnie patrzeć na świat. Nauczyłam się żyć w swoim wyimaginowanym, wyidealizowanym życiowym obszarze, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Próbując być idealna, w każdej pełnionej w życiu roli przytłaczam, a czasami gubię samą siebie.

Chciałabym umieć powiedzieć: „NIE!” i nie bać się złej oceny otoczenia. Chciałaby realnie patrzeć na świat, tak świadomie, z konsekwencjami, niepowodzeniami.

Jednak bezpieczniej jest być jakąś. Oczekiwania budzą rozczarowania. Dlatego nauczyłam się słuchać, czego się ode mnie chce i starać się to dawać. Nie do końca jednak się w tym odnajduję Na chwilę to fajne, na dłuż-szą metę plącze się wszystko, bo zwyczajnie jest tego za dużo. Role się mieszają, a środka i punktu wyjścia 25

najzwyczajniej nie ma. Patrząc realnie na świat liczysz się z tym, że różnie bywa, przynajmniej tak mi się wydaje. Nie boisz, a przede wszystkim nie wstydzisz się powiedzieć, czego chcesz, co myślisz. Możesz postąpić jak chcesz.

Chciałabym się nie bać. To chyba najtrudniejsze do osiągnięcia i nauczenia. Ten aspekt sam w sobie już budzi we mnie lęk. Chciałabym się nie bać, po-wtórzę to jeszcze raz. Przecież to moje wnętrze będzie tworzyło to, co znajduje się na zewnątrz. Chciał-bym nie bać się podejmować decyzji, a nawet, jeżeli są błędne, to świadomie ponosić ich konsekwencje.

Chciałabym nie bać się wyrażać swojego zdania i dyskutować, jeżeli jest odmienne od zdania kogoś innego. Chciałabym nazywać wprost swoje marzenia, pragnienia, bez obawy i strachu przed oceną innych. Chciałabym nie bać się być sobą z pełną świadomością, że nie każdemu będzie to pasowało.

Każdy upadek boli, chciałabym nie bać się bólu. To, co zaboli to nauka, to doświadczanie, przeżywanie to element realnego życia, a przecież takiego czegoś chciałabym od życia. Chciałabym nie bać się wyjść ze szklanej kuli, być szczęśliwą po swojemu.

Jestem tak naprawdę niedojrzałą emocjonalnie dziewczyneczką w ciele dorosłej kobiety. Zawsze 26

wydawało mi się, że świadomie i rozważnie pod-chodzę do wielu spraw, ale jednak prawda okazuje się być zupełnie inna. Stworzony przeze mnie świat niemający nic wspólnego z rzeczywistością, zakłada, że wszystko, co zależne od nas jest do uszycia na miarę. Tworzy złudny obraz idealnego świata, w którym wszystkie elementy do siebie pasują. Jednak przyglądając się temu z bliska okazuje się, że to tylko tarcza ochronna dla małej dziewczynki, która w dorosłym życiu szuka kogoś, kto się nią zaopieku-je i pozwoli jej dorosnąć.

Staram się otaczać ludźmi, którzy mnie rozumie-ją, akceptują, pozwalają powoli dojrzewać. Staram się otaczać ludźmi, którzy mnie nie zacisną w garści i pozwolą rozwinąć skrzydła. Jeżeli kogoś ko-chasz, jeżeli na kimś ci zależy, pozwól mu rozwinąć skrzydła, jeżeli ta więź jest mocna, nie odleci zbyt daleko, ale pokaże się w całej okazałości. Niestety, czas wiele weryfikuje i to, co na początku wydawało się być dla mnie dobre, ostatecznie okazuje się jed-nym z gorszych wyborów. Nie da się przewidzieć tego, że podejmowana decyzja jest jedną z gorszych.

Nagle okazuje się, że otaczają Cię energetyczne wampiry. Zabierają własną przestrzeń i próbują ścisnąć w garści. Przeważnie daje się ściskać, bo boję 27

się konfrontacji, ale w kontrze do tej sytuacji Oda podnosi głowę, napina ciało i zwyczajnie wyrywa się. Ucieka, zostawiając absolutne wszystko za sobą.

Takie zachowanie powoduje, że nie mam bagażu doświadczeń ani nie wynoszę żadnej nauki. Zapo-minanie o wszystkim i odcinanie się grubą kreską sprawia, że ponownie naiwnie wierze.

Lgnę do ludzi, gdyż to oni dają mi siłę, moty-wację i chęci. Ludzie stanowią bardzo dużą część mojego życia.

Przywiązuje się do ludzi zbyt szybko i błyska-wicznie się od nich uzależniam. Staram się dawać im z siebie bardzo dużo, nie oczekując niczego w zamian. Wiele wybaczam, nigdy nie zapominam. Zawsze wychodzę z założenia, że jeżeli faktycznie bardzo się czegoś chce i jest to dla nas ważne, to zawsze znajdzie się moment na spotkanie, telefon czy SMS-a.

Często wręcz namolnie o sobie przypominam, jestem uparta i zdeterminowana do tego by utrzymać każdą relację, która dostarczyła mi jakichkolwiek emocji i ma dla mnie jakąś wartość. Nie potrafię w zdrowy sposób powiedzieć sobie:

– Oda, on/ona nie reagują na twoje wiadomości, bo zwyczajnie ma cię w dupie, odpuść. Wręcz prze-ciwnie – choruję, płaczę, doszukuję się winy w sobie, 28

zastanawiam się, dlaczego nagle nastała cisza, skąd ten brak zainteresowania, przecież chciałam dobrze, przecież się starałam. Szukam rozwiązania, drogi kontaktu, odpowiedzi na to wszystko, co dzieje się we mnie i ze mną. Rozpaczliwie, desperacko, naiwnie dobijam się do źródła. Wyrzucona drzwiami, wracam oknem, ale tylko, dlatego, że wiem, że jestem w stanie dać z siebie więcej i lepiej.

Żadna z moich przelotnych znajomości, nigdy się tak nie skończyła, nigdy nie dostałam szansy na to by pokazać się z najlepszej strony, jaka chciałabym być dla drugiego człowieka, tylko, dlatego, że mi na nim zależy. W chwilach, gdy wydaje mi się, że już pogodziłam się ze stratą kolejnej przyjaźni, czy głębszej relacji, tracę jedną z płaszczyzn, w której mogłabym się zrealizować, szukam uko-jenia, w co raz to większej ilości wina. Każdorazo-wo kończy się tak samo. Zbyt wiele lampek tego kojącego trunku, daje mi odwagę i staram się znowu uruchomić utracony kontakt. Zażenowana, patrząc następnego dnia w telefon, zastanawiam się, jak szybko powinnam biec, żeby uciec przed świa-tem. By nigdy nie doszło nawet do przypadkowe-go spotkania, bo pod wpływem alkoholu napisa-łam o trzy słowa za dużo. Te trzy słowa powoli 29

zaczęły mnie rozbierać z tego, co tak skrupulatnie starałam się cały czas ukrywać.

W końcu zapominam, wreczcie godzę się z sy-tuacją i pozwalam, by życie toczyło się dalej. Nie tęsknię, nie rozmyślam, nie analizuję. Nawet, gdy na Facebook’u mignie mi zdjęcie utraconej znajomości, to nie zatrzymuję się przy nim. Miejsca nie mają już dla mnie wydźwięku sentymentalnego, dzień płynie swoim torem.

W drodze refleksji spowodowanej tym wiecznie zataczającym krąg schematem, zauważam jednak, że może czasami zbyt wiele oczekuję od innych. Tak, oczekuję. Wspomniałam, że tego nie robię, ale może jednak? Ciągle zapieram się, że nie mam oczekiwań, ale być może są one zbyt duże. Daję z siebie jak naj-więcej, można mi ufać, kochać, nienawidzić, płakać ze mną i śmiać się razem o każdej porze dnia i nocy.

Ale sama nie potrafię ufać. Nigdy nie zadzwonię, nie przyznam się, że potrzebuję pomocy. Nie zwrócę się pierwsza w potrzebie do nikogo, gdy mam na przy-kład gorszy dzień. Jeżeli ja nie ufam to i mi przesta-je się chyba ufać. Najprawdopodobniej tak działa ten mechanizm.

Jednak, co stanie się, gdy wyjdę z inicjatywą i napiszę, a po drugiej stronie będzie cisza? Znowu 30

zacznie się młyn w mojej głowie, włączając machinę najczarniejszych myśli. Co zrobiłam nie tak? Skąd wynika ta lekkość olania mnie bądź odrzucenia?

Często użalam się, nie radząc sobie z nadmiarem uczuć, emocji, pragnień, skrywanych gdzieś tam pod gruba skorupą. Użalam się w zaciszu swojego domu, żeby nikt nie widział. Bo dla ludzi lepiej być żywiołową, uśmiechniętą, chętną do pomocy, niż tą markotną, co swoimi problemami obarcza cały świat i jeszcze oczekuje od innych wsparcia i pocieszenia.

Mnie można olać, przestać odpisywać, kazać spie-przać, można nie reagować na mnie, ale wystarczy po takim czasie zrobić mały ruch w moja stronę, a ja z automatu nakładam uśmiech, sukienkę, szpilki, mocny makijaż i naiwnie biegnę na spotkanie. Pod-świadomie chcę przekonać się, co się wydarzyło w ostatnim czasie, skąd ta cisza względem mojej oso-by? Nigdy oczywiście nie udaje mi się dowiedzieć, ale zawsze usilnie do tego dążę. Przez kilka dni jest fajnie, a później znowu kontakt przepada i kolejny raz zataczam koło, prowadzę wewnętrzną walkę ze samą sobą, znowu uczę się żyć.

31