30,00 zł
Nowy tom wierszy Karola Samsela, kolejny po świetnie przyjętych tomach brawurowego cyklu poematowego "Autodafe". Poeta pisze wiersze niezwykle śmiałe, wynalazcze językowo, oddając głos wielu podmiotom lirycznym, tworzy polifoniczny chór. W swoich wierszach pokazuje doświadczanie istnienia przez wyjątkowo wrażliwą, twórczą jednostkę opętaną przez demony literatury, biologii, metafizyki i teologii. Karol Samsel to nie tylko polski poeta, i redaktor działu szkiców kwartalnika literacko-kulturalnego „elewator”, ale także literaturoznawca, filozof, doktor habilitowany nauk humanistycznych, wybitny znawca Norwida. Autor jest zdobywcą wielu nagród poetyckich.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 49
Redaktor prowadząca: Anna Piwkowska
Korekta: Aleksandra Nizioł
Projekt graficzny okładki: Piotr Kieżun
© Copyright for this edition by Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2023
© Copyright by Karol Samsel
Wydanie pierwsze
Warszawa 2023
Państwowy Instytut Wydawniczy
ul. Foksal 17, 00-372 Warszawa
tel. 22 826 02 01
Księgarnia internetowa: www.piw.pl
Polub PIW na Facebooku:
www.fb.com/panstwowyinstytutwydawniczy
ISBN 978-83-8196-705-1
Przecież nie jesteśmy kinoteatrami! Bierzemy po kilka rysów
tu albo tam, pracujemy w mozaice, a kiedy bohater (przepraszam
za wyrażenie) jest takim lumpem, że nie chce stać się interesujący,mamy prawo dokleić trochę cudzej gliny, by utuczyć chudzielca.
A. Strinberg, Czarne chorągwie. Przedmowa, przeł. J. Balbierz
1
Markiz Maksymilian Kolbe. Jego najbardziej znana
Maksyma głosi, że radykalne Dobro pogłębia Ślady
Radykalnego zła. Maksym Markizylian – Kolbein?
Tego roku Ostatnie Zimowe Seminarium poświęcę
Związkom Jego Istnienia z Dobieństwem: Kolbein
2
Dobieniec, i kto by na to wpadł? Philippe Maxence
twierdzi, że odległość między dobieństwem a praw-
dopodobieństwem – da się przeliczyć: w Kolbikach.
Wierzyć mu? Zachęcać własnych magistrantów, by
udali się na seminaria, z historii matematyki? – Nie
3
jestem pewien, nie wolno mi uczyć prawa Kolbego
przed jego ostateczną ewaluacją. Na Boga. Pracuję
przecież w Warszawie, a nie w Woli Paryskiej. Na
odległość jednego kolbika odsuwając się od podań
i Interpelacji, jaką dasz mi Gwarancję, Zosiu, że –
4
nie mylisz Izraeliki z Islamiką? Judaiki z Jezuiką?
Sporą? Nie dałbym Ci wiary. Bo gdybym zasypał
Uniwersytet Warszawski przez pomyłkę islamika-
mi, nie ocaliłoby mnie nawet niedoszykowane, do
dzisiaj, prawo Kolbego. Uniwersytet w Jenie, „Je-
5
no, wyjmij mi z tych oczu”. Markiz Maksymilian
aż do dzisiaj nazywany bywa Alfredem Hitchcoc-
kiem języka wartości, Stanleyem Kubrickiem reli-
gii. Nazywa go tak loża, do której jednak nie przy-
należę, ale w której, incognito, wizytuję. „Nur ein
6
Kolbe?”, pytają w wejściu, aby sprawdzić Gościa.
„Kolbein”, odpowiadam odruchowo. Niemal zaw-
sze. „Uniwersytet Warszawski jako Uczelnia Nie-
pokalanej”, pamiętam sprzed lat tytuł podobnego
Licencjatu. Cóż za nonsens? Rektorem musiałaby
7
zostać Dziewica. Uniwersytet Warszawski raczej
jest pierwszym miesiącem Roku duszy Stefana
Georgego. Kolbe przychodzi dopiero: w Drugim
Miesiącu – jako oferta Drugiej Przestrzeni: „gdy
Cię pocałuje – policz, czy masz wszystkie zęby”
8
(tak wyzłośliwiają się na jego temat studenci z
uczelni prywatnych, choćby i z salonu wszech-
nauk „Gdy zachód szarzeje”: „Kolbein nie sza-
rzeje”, odpowiadam im szybko, każę im się ro-
zebrać i rozpruwam im głowy latającą szpadą).
9
Uchwały – publikacje i prapublikacje Uniwer-
syteckiego „Monitora”. Obawiam się, że Usta-
wę o długości Wiersza Frauenlob podpisałem
przez pomyłkę nazwiskiem Kolbe i adnotacją:
„Jezu języka, ufam tobie”. Stworzyłem niniej-
10
szym przez nierozwagę zarządzenie o konsek-
wencjach modlitewnych – każdy lingwista po-
wie ci, że nie język kłamcy spoczywa w ciele
prawdomównego, ale odwrotnie – ciało (a ra-
czej: wiele ciał wielu ludzi prawdomównych)
11?
spoczywa w jednym języku kłamcy. Nazywa-
my to chorobą Kolbego: „niepokorowiskiem”
mowy, Alzheimerem kaznodziejstwa, komp-
*
leksem Edypa
poetów.
1
Nie dasz wiary, czym się Zająłem. Uważnie przyg-
lądam się Ciału biskupa łomżyńskiego. O ile tylko
się nie Mylę, to Mikołaj Sasinowski, mądry brunet
(świadczy o tym m.in. Ciemny Szampon Nieba: w
każdym jego Odbiciu: tak zwany Niemęski Epilog
2
Burzy). W materii bezrozumnych przesądów: Cia-
ło katolika daje równie wiele Możliwości, co: Cia-
ło protestanta, a nawet co: Ciało żyda. Powód jest
prosty: nie bez głębszego zrozumienia Papieskie i
Biskupie Ciała traktowane są w pewnym sensie –
3
jako Sabotaż Genetyczny, dziecinny Szantaż Reli-
gii Naturalnych. W katolicyzmie istnieje wszakże
tylko jeden Przykaz – spuścić Słuch do Miednicy
Wszelkiego Dźwięku, nawet jeżeli cała przewlek-
ła historia miałaby się zakończyć Plaskiem spada-
4
jących na dno studni – Po-śladków. Ten Plask nie
daje mi spać w nocy. Za dnia: ostatecznie określa
moje kryzysy twórcze, zanieczyszczając Muzykę
Drugiej Przestrzeni. Nic dziwnego, że w niedługi
czas później muszę szamotać się z – fatamorganą:
5
delikatne Stopy Mikołaja Sasinowskiego przypo-
minają mi Ręce – ale nie tyle samej Kaliny Jędru-
sik, co kalin matronalnych, półżydowskich – Goł-
dy Tencer, być może? I cóż w tym, tak naprawdę,
dziwnego, skoro ciało Katolika to – Ozimina rasy
6
ludzkiej, pora roku zero, Ciało zaś: Gołdy Tencer
(czy Kaliny Jędrusik) to pora roku ujemna, praw-
dziwe kabalarstwo, istny mezalians liczb: na Wy-
ciągnięcie Ręki. Do czego zmierzam? Chyba (na-
de wszystko) do tego, że nawet – najokazalszego
7
owocu nie da się dostrzec – w gęstych a ciężkich
plonach? Krótko mówiąc – Mszę w Notre Dame:
Poranną: mogła dziś nad ranem odprawiać Sama
Jędrusik, i tak cztery piąte Kościoła dojrzy przed
ołtarzem… francuskiego Sasinowskiego – i Nap-
8
rostuje resztę. Powiem to: otwarcie. Pisząc, chcę
widzieć Jędrusik przed swoim ołtarzem. Natural-
nie, jak każdy – szukam nauczycielki i mistrzyni,
pomimo wszystko, najbardziej liczą się dla mnie
jednak: Święte Wyrazicielki Liturgii Samotności.
9
Wyrazicielki. Liturgii. Samotności – podkreślam,
tak? Nie – Bachantki (żeby nie było – Nieporozu-
mień ani Nieporosumień). To jasne – mogę także
czuwać nad ciałem Sasinowskiego, a następnie –
napisać łomżyńsko-warszawskie Finnegan’s Wa-
10
ke: zostałem stworzony także do prostego Minist-
ranctwa i – przemijającej urody elementarnej pos-
ługi. Nie mylmy jednak pojęć, ocalałem poprowa-
dzony po śladach nielicznej Reszty, przymuszony
zostawić Większość: za swoimi wąskimi plecami.
11
Jeśli kiedykolwiek zbuduję parafię, muszę pamię-
tać, że buduję na skałokruszu i skałoczepach – do
pewnego stopnia tak niepewnie, jak pastor Tomas
Ericsson – z Gości Wieczerzy Pańskiej Bergmana.
Zaprawdę powiadam Wam – bielszy się stanę nad
12?
najjaśniejszy Szampon Najciemniejszej Królowej
Nieba i Ziemi, nieważne, czy nazywać ją – Gołdą
*
Tencer, czy: miko-
łajemsasinowskim.