70,00 zł
Św. Alfons Maria Liguori – Chwała Maryi (Uwielbienia Maryi)
Chwała Jezusowi i Maryi Przenajświętszej!
Jest to książka zawierająca w sobie jakby wszystko, co wypowiedziane zostało do czasu powstania książki przez największych świętych i najznakomitszych katolickich autorów o należnej czci Matce Boga naszego i co tylko najskuteczniej pobudzić może dusze wierne do pokładania nieograniczonej ufności w Jej miłosierdziu i w niezrównanej potędze Jej pośrednictwa. Nie brakuje wprawdzie dzieł tego rodzaju w piśmiennictwie kościelnym; dzisiejsze nawet czasy, jakkolwiek z wielu miar opłakane dla Kościoła, wzbogaciły nas istotnej wartości tego rodzaju pismami. Powiedzieć jednak można, że niniejsze dzieło przewyższa wszystkie dotąd znane. I nic w tym dziwnego. Jest bowiem ono owocem długoletniej pracy jednego z doktorów Kościoła, którego w jego czci i miłości ku Maryi żaden z piszących w tej materii nie przewyższył, a podobno mu i nie dorównał.
Sam on w pewnej okoliczności i dziełu temu, i jego autorowi, nie wiedząc, o kogo tu idzie, oddał należne pochwały. Piszą w jego żywocie, że gdy już miał lat przeszło dziewięćdziesiąt, braciszek zakonny, który go doglądał, czytywał mu codziennie parę rozdziałów z dzieł duchownych. Pewnego razu błogosławiony starzec, zachwycony tym, czego słuchał z pobożną uwagą, a z powodu podeszłego wieku osłabioną mając pamięć, spytał: „Mój bracie, któż to jest autorem tego dzieła? Jakżeż to piękne, jak pełne namaszczenia!”. Braciszek w odpowiedzi odwrócił pierwszą kartę książki i odczytał mu tytuł: Chwała Maryi przez Alfonsa Liguoriego napisane. Święty spuścił pokornie głowę i z rozrzewnieniem uderzył się w piersi…
APPROBATUR NR 536
Vladislaviae, die 30 Martii/11 Aprilis 1877 a.
Episcopus Vladislaviensis Vincentius, Epp.
Secretarius E. Pawłowski
Tytuł oryginału: Glorie di Maria (1750).
W tekście korzystano z wydania z 1877 roku. Dokonano niezbędnych korekt w zakresie ortografii, pisowni łącznej i rozłącznej, pisowni małą i wielką literą. Nieliczne wyrazy, obecnie nieużywane, uwspółcześniono.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 733
św. Alfons Maria Liguori
Uwielbienia
Maryi
Glorie di Maria
Przełożył o. Prokop kapucyn
BIBLIOTECZKA ŻYCIA WEWNĘTRZNEGO
„NA JEJ GŁOWIE”
WYDAWNICTWO ŻYCIA WEWNĘTRZNEGO
2022
Redakcja: zespół „naJejgłowie”
Korekta: Weronika Borowska, Rafał Fałda
APPROBATUR NR 536
Vladislaviae, die 30 Martii/11 Aprilis 1877 a.
Episcopus Vladislaviensis Vincentius, Epp.Secretarius E. Pawłowski
Tytuł oryginału: Glorie di Maria (1750).
W tekście korzystano z wydania z 1877 roku. Dokonano niezbędnych korekt w zakresie ortografii, pisowni łącznej i rozłącznej, pisowni małą i wielką literą. Nieliczne wyrazy, obecnie nieużywane, uwspółcześniono.
Użyte sigle pochodzą z Pisma Świętego w przekładzie W.O. Jakuba Wujka SJ
Dzieło wzbogacono obrazami / pocztówkami autorstwa Piotra Stachiewicza
Wydanie I
ISBN 978-83-8366-066-0
Wydawnictwo Życia Wewnętrznego
Kielnarowa 224c, 36-020 Tyczyn
tel.: +48 501 202 186
e-mail: [email protected]
www.naJejglowie.pl
Chwała Jezusowi i Maryi Przenajświętszej!
Święty Alfons Liguori, biskup i doktor Kościoła, poczytywany jest powszechnie za najgorliwszego w ostatnich czasach apostoła nabożeństwa do Matki Bożej. Tak więc czytając tak liczne dzieła jego, łatwo się przekonać, że żaden inny autor nie zwraca częściej myśli i serca swojego czytelnika ku tej naszej najmiłościwszej Opiekunce i we wszelkich potrzebach duszy najbezpieczniejszej Ucieczce.
Lecz synowi temu, rozmiłowanemu w naszej Matce Niebieskiej, nie dość było tego, co o Niej w każdym z religijnych dzieł swoich najrozmaitszej treści jakby mimochodem powiedział. Przez długie lata wypisywał on z najznakomitszych autorów kościelnych co tylko napotkał bardziej odznaczającego się trafnością wyrażenia, jak też przejęciem się głębszą czcią ku Maryi w ich księgach.
To powiązał własnymi uwagami i z tego ułożył dzieło, któremu dał tytuł: Glorie di Maria [Uwielbienia Maryi], które tu w wiernym przekładzie pobożnemu czytelnikowi podajemy. Wydał je w dwóch częściach: w pierwszej umieścił wykład antyfony Witaj, Królowo [Salve Regina], w drugiej – nauki na wszystkie uroczystości Przenajświętszej Panny, rozmyślania nad tajemnicami Jej siedmiu boleści, a w końcu rozprawy o cnotach Maryi i o różnych ćwiczeniach na cześć Jej zwykle się odprawiających.
Każde z dzieł świętego Alfonsa jest jakby streszczeniem podania i nauki Kościoła o przedmiocie, o którym sam pisał. Stąd czytając go, ma się pod ręką nie tylko dzieło tak wysokiej powagi autora katolickiego – jakim on jest w świecie – lecz słyszy się głos całego Kościoła, przemawiającego przez apostołów, papieży, sobory powszechne, ojców świętychi najznakomitszych świątobliwością i nauką pisarzy wszystkich narodowości i wszystkich ubiegłych wieków.
Ta zaś niezmiernej zalety cecha, odznaczająca każde z jego pism, w niniejszym szczególnie jaśnieje. W ogromnej ilości przytoczeń, które tu z zadziwiającą erudycją i mozołem, na który tylko święci się zdobywają, nagromadził – ginie niejako sam autor, chociaż się go co krok odnajduje w uczuciach jego najserdeczniejszej miłości ku Maryi, nieograniczonej ufności w Jej miłosierdzie i potęgę Jej pośrednictwa, w nieustającym staraniu, aby podobne uczucia rozbudzić w sercu każdego z czytelników, ale przede wszystkim w tych prześlicznych modlitwach jego układu, w których ten wielki doktor Kościoła przemawia do Matki Niebieskiej z prostotą, rzewnością i poufałością dziecięcia, słowem – modli się jak święty, a z całej duszy pragnie i drugich tegoż wyuczyć.
Jest to więc książka zawierająca w sobie jakby wszystko, co wypowiedziane zostało dotąd przez największych świętych i najznakomitszych katolickich autorów o należnej czci Matce Boga naszego i co tylko najskuteczniej pobudzić może dusze wierne do pokładania w Jej miłosierdziu i w niezrównanej potędze Jej pośrednictwa nieograniczonej ufności. Nie brakuje wprawdzie dzieł tego rodzaju w piśmiennictwie kościelnym; dzisiejsze nawet czasy, jakkolwiek z wielu miar opłakane dla Kościoła, wzbogaciły nas istotnej wartości tego rodzaju pismami. Powiedzieć jednak można, że niniejsze dzieło przewyższa wszystkie dotąd znane. I nic w tym dziwnego. Jest bowiem ono owocem długoletniej pracy jednego z doktorów Kościoła, którego w jego czci i miłości ku Maryi żaden z piszących w tej materii nie przewyższył, a podobno mu i nie dorównał.
Sam on w pewnej okoliczności i dziełu temu, i jego autorowi, nie wiedząc, o kogo tu idzie, oddał należne pochwały. Piszą w jego żywocie, że gdy już miał lat przeszło dziewięćdziesiąt, braciszek zakonny, który go doglądał, czytywał mu codziennie parę rozdziałów z dzieł duchownych. Pewnego razu błogosławiony starzec, zachwycony tym, czego słuchał z pobożną uwagą, a z powodu podeszłego wieku osłabioną mając pamięć, spytał: „Mój bracie, któż to jest autorem tego dzieła? Jakżeż to piękne, jak pełne namaszczenia!”. Braciszek w odpowiedzi odwrócił pierwszą kartę książki i odczytał mu tytuł: Uwielbienia Maryiprzez Alfonsa Liguoriego napisane. Święty spuścił pokornie głowę i z rozrzewnieniem uderzył się w piersi.
Dajże, o Matko Boża, aby przy czytaniu tegoż dzieła każdy do uczuć pokory i skruchy za łaską Pańską się pobudzał. A że do tego niejeden ważniejsze może mieć powody aniżeli te, które do uderzenia się w piersi przywiodły naszego świętego, niechże tym skwapliwiej ucieka się do opieki i pośrednictwa Maryi, nie kładąc granic w swojej miłości ku Niej i bądź co bądź niezachwianej ufności.
Pisałem w święto Zaślubin Matki Bożej w 1877 roku w klasztorze zakroczymskim
Najdroższy Odkupicielu mój, Panie Jezu Chryste! Ja, nędzny sługa Twój, wiedząc, jak miły Ci się staje każdy starający się o przymnażanie chwały Twojej Przenajświętszej Matce, którą i sam niezmiernie miłujesz, i pragniesz, aby Ją wszyscy czcili i miłowali – powziąłem zamiar wydania tej oto książki, w której mowa o tej macierzyńskiej opiece nad nami.
Najwłaściwiej więc postąpię, gdy to dzieło polecę Tobie samemu, któremu tak bardzo zależało na tym, aby się szerzyła chwała Twojej Rodzicielki. Tobie więc składam je w ofierze i Tobie je wręczam. Racz przyjąć łaskawie ten słaby hołd miłości mojej ku Tobie i ku Twojej najdroższej Matce. Pobłogosław tej książce; niech ci, którzy ją czytać będą, przejmą się, owszem, przepełnią ufnością i miłością ku tej Niepokalanej Dziewicy, w której złożyłeś wszelkie nadzieje nasze i uczyniłeś Ją ucieczką wszystkich, których odkupiłeś. A w nagrodę za ten lichy trudów moich owoc daj mi, błagam Cię i zaklinam, taką miłość i tyle jej ku Maryi, ile tym pismem pragnąłem rozbudzić jej w sercach wszystkich, którzy je czytać będą.
Zwracam się następnie i do Ciebie, najdroższa Matko i Pani moja, o Maryjo! Wiesz, że po Jezusie w Tobie złożyłem całą nadzieję zbawienia mojego; cokolwiek bowiem spotkało mnie dobrego: nawrócenie, powołanie do życia pobożniejszego, słowem – wszystkie łaski, jakie odebrałem od Boga – wszystko to, wyznaję najszczerzej, udzielone mi zostało nie inaczej, jak za Twoim pośrednictwem.
Wiadomo Ci zapewne, że pragnąc, aby Cię wszyscy miłowali, jak na to zasługujesz, a także dla okazania Ci wdzięczności mojej za nieprzeliczone dobrodziejstwa, którymiś mnie obsypała, zawsze usiłowałem wszelkimi sposobami głosić chwałę Twoją, starając się upowszechniać drogie i zbawienne ćwiczenia pobożne, cześć Twoją na celu mające, i mam nadzieję, że tego nie zaprzestanę do ostatniej chwili życia mojego.
Lecz widzę, że wiek mój podeszły i zdrowie nadwyrężone zapowiadają mi niedaleki koniec pielgrzymki doczesnej, a bliskie przejście do wieczności. Dlatego zanim świat ten opuszczę, powziąłem myśl ułożenia tej książki, która po śmierci mojej chwalić Cię będzie na ziemi i pobudzać innych, aby i oni głosili i chwałę Twoją, i niezmierną Twoją dobroć względem sług Twoich. Mam nadzieję, o najdroższa Pani moja, że na małą tę ofiarę, jakkolwiek niegodną Ciebie, wejrzysz łaskawie, gdyż jest to ofiara jedynie z miłości złożona. Skłoń więc do mnie tę litościwą dłoń Twoją, która mnie wyzwoliła od piekła; przyjmij dobrotliwie to dziełko i rozporządzaj nim jak swoją własnością.
Lecz racz wiedzieć, że za ten dar drobny należna mi jest zapłata, a tej się domagam w tym, żebym Cię już od tej chwili więcej jak dotąd miłował i żeby każdy, w którego ręce dostaną się te kartki, pobudził się do tym większej ku Tobie miłości i tym usilniej nakłaniał do tego i innych. Oby każdy z kochanych czytelników moich z największą gorliwością, jaka być może, głosił Twoje niezmierne nad nami miłosierdzie i rozbudzał we własnym sercu i w innych nieograniczoną ufność w Twoje przemożne pośrednictwo. Amen.
Tego się spodziewam. Niech tak się stanie.
Twój najbardziej przywiązany,
chociaż najmniej godny sługa
Alfons Liguori
Aby dziełko niniejsze uchronić przed niezasadnymi zarzutami, jakoby zawierało w sobie jakieś błędne zdania, wydaje mi się właściwe wyjaśnić dokładniej niektóre w nim zawarte, a które wydać by się mogły zbyt śmiałe albo nie dość jasne. Kilka z nich tu wymienię, a co do innych, jeśli je napotkasz, łaskawy czytelniku, proszę, abyś pamiętał, że je wyraziłem i pojmowałem w duchu ścisłej i dokładnej teologii, to jest w duchu Kościoła rzymskokatolickiego, którego jestem i chcę pozostać na zawsze synem najuleglejszym.
I tak zaraz we wstępie, odwołując się do rozdziału VI tego dzieła, powiedziałem, że Pan Bóg chce, aby wszelkie łaski spływały na nas przez ręce Maryi. Otóż jest to prawdą wielce pocieszającą dla dusz przejętych serdeczną miłością ku Przenajświętszej Pannie i dla biednych grzeszników pragnących się nawrócić. Zdania zaś tego nie można poczytywać za niezgodne ze ścisłą teologią, gdyż ojciec teologii, święty Augustyn, wyrzekł, że Maryja miłością swoją współuczestniczyła w porodzie duchownym wszystkich dzieci Kościoła. Oto jego słowa: „Maryja jest Matką według ducha, nie głowy Kościoła, którą jest sam Zbawiciel – z którego raczej i Ona sama według ducha zrodzona jest, gdyż wszyscy, którzy w Niego uwierzyli, a z których liczby jest i Maryja, słusznie »dziećmi Oblubieńca« zwani są – lecz oczywiście Matką jest członków Jego, którymi my jesteśmy, gdyż miłością współdziałała, aby na łonie Kościoła zrodzili się wierni, którzy są członkami tej głowy”1. A oto, co znowu dodaje znakomity pisarz kościelny, którego nikt nie posądzi o przesadę i zdanie fałszywą pobożnością tchnące: „Ponieważ właściwie na Kalwarii to Chrystus Pan założył swój Kościół – powiada Nikol – oczywiste więc jest, że Przenajświętsza Panna współdziałała w stopniu najwyższym i szczególnym w tym założeniu. Stąd powiedzieć można, że gdy wydała na świat Pana Jezusa, głowę Kościoła, bez boleści, to nie bez boleści zrodziła członki tejże głowy i że na Kalwarii stała się w sposób szczególny Matką całego Kościoła”2. Słowem: Bóg najwyższy, chcąc uczcić Matkę Zbawiciela, postanowił i zawyrokował, żeby niezmierne miłosierdzie tej Przenajświętszej Dziewicy wstawiało się bezustannie za tych wszystkich, za których Syn Jej ofiarował nieograniczonej wartości najdroższą krew swoją, a w którym jedynie jest nasze zbawienie, życie i zmartwychwstanie (In quo est salus, vita et resurrectio nostra).
Wychodząc z tej zasady, na wypływających z niej zdaniach oparłem to wszystko, co pod tym względem w dziele niniejszym powiedziałem. I nie masz najmniejszej wątpliwości, że sami święci nie wahali się tego samego powtarzać, już to w swoich serdecznych rozmowach z Maryją, już w gorliwych kazaniach lub naukach o należnej czci Jej. Stąd jeden z dawnych ojców Kościoła, a zdaje się święty Hieronim, przytoczony przez sławnego w Kościele pisarza Wincentego Kontensona, tak się wyraża: „W Chrystusie zawierała się pełnia łask jako w głowie, z której rozpływać się one miały po całym ciele; w Maryi zaś jako w szyi, która ich udzielać ma innym członkom”3. Czego najwyraźniej naucza i co najzupełniej stwierdza Doktor Anielski, święty Tomasz, w tych słowach: „Przenajświętsza Maryja Panna nazwana została łaski pełną dla trzech głównych przyczyn… Między innymi z powodu nadmiaru łask, jakie przez Nią spływają na wszystkich ludzi. Wielki bowiem jest to już przywilej w którymkolwiek ze świętych, gdy posiada tyle łaski, ile jej potrzeba dla zbawienia wielu, lecz gdyby który posiadał jej aż tyle, żeby to wystarczało na zbawienie ludzi całego świata, byłoby to już czymś największym. Otóż to ma miejsce w Chrystusie i Przenajświętszej Pannie. W każdym bowiem niebezpieczeństwie możesz otrzymać zbawienie od tej błogosławionej Dziewicy. Powiada też o Niej Pismo Święte tysiące tarcz, to jest ratunków na wszelkie nasze potrzeby, zawieszonych na Niej (Pieśń 1, 4). Owszem, w Niej znajdziesz Wspomożycielkę do spełniania wszelkich czynów cnotliwych – i dlatego sama mówi: We mnie wszelka nadzieja życia i cnoty (Ekl 24, 25)”4.
Ojciec Prokop kapucyn(1812-1895)Tłumacz tego dzieła
Kochany czytelniku, a także i miły w Maryi bracie, gdyż nabożeństwo do Niej, które skłoniło mnie do napisania tej książki, a które teraz Tobie podało ją do ręki, czyni nas obu szczęśliwymi dziećmi tej najlepszej z Matek.
Gdyby ci ktoś powiedział, że mogłem oszczędzić sobie tej pracy z powodu, iż jest już wiele dzieł uczonych i słusznie wysoko cenionych o tymże przedmiocie, odrzeknij, proszę, słowami świątobliwego opata Frankoniego, przytoczonymi w księgozbiorze ojców, a mianowicie, że „wielbienie Maryi jest źródłem nieprzebranym, które im bardziej rozszerzać, tym ono pełniejszym się staje, a im więcej je napełniać, tym się ono więcej szerzy”5. To znaczy, że Przenajświętsza Panna jest istotą tak wzniosłą, tak szczytną, że chociażby się Ją wielbiło i wychwalało według wszelkiej możności ludzkiej, to jeszcze by się nie dopełniło tego, co się Jej pod tym względem należy. Święty Augustyn powiada, że najwymowniejsze głoszenie chwały Matki Bożej przez świat cały, chociażby wszystkie członki ludzkie zamieniły się w języki, jeszcze by nie wyrównało temu uwielbieniu, do jakiego ma Ona prawo6.
Widziałem, co prawda, niezliczone mnóstwo książek i wielkich, i małych, mających na celu wielbienie Maryi, lecz zauważywszy, że są one albo bardzo już rzadkie, albo zbyt obszerne, albo nieodpowiadające mojemu zamiarowi, postanowiłem zrobić wyciągi ze wszystkich autorów, jakich mogłem mieć pod ręką, i zebrać razem – jak to się okaże w niniejszym dziele – wszystko, co tylko wyborniejszego i treściwszego zawiera się pod tym względem u ojców Kościoła i najznakomitszych teologów. Pragnąłem tym sposobem ułatwić duszom pobożnym, nie wymagając wielkich kosztów, czytanie, które powinno rozniecać w ich sercach miłość ku Maryi, a kapłanom w szczególności podać obfitą treść do nauk i kazań, aby przy głoszeniu Słowa Bożego szerzyli nabożeństwo ku tej najdroższej Boga naszego Rodzicielce.
Kogo się miłuje, o tym się chętnie i często mówi i pochwały się mu oddaje, gdyż pragniemy, aby wszyscy kochali i wychwalali tych, których sami wysoko cenimy. Słabo więc miłują Maryję ci, którzy poczytując się za Jej miłośników, nieczęsto jednak o Niej mówią i nie starają się, aby Ją i inni miłowali. Nie tak postępują prawdziwi tej najukochańszej Pani naszej wielbiciele: ci pragnęliby wszędzie głosić Jej chwałę i wszystkich pobudzić ku Jej umiłowaniu. Toteż gdzie tylko nadarza się im ku temu sposobność, czy to publicznie, czy w towarzyskich stosunkach, we wszystkich sercach usiłują rozniecać błogosławione płomienie, którymi sami pałają ku najdroższej Królowej swojej.
Aby też przekonać się o wielkich pożytkach, jakie i sami odnosimy, i jakimi i wiernych obdarzamy, rozpowszechniając nabożeństwo do Przenajświętszej Panny, posłuchajmy, co o tym mówią ojcowie Kościoła i inni najznakomitsi, zarówno nauką, jak i świątobliwością pisarze katoliccy.
Według świętego Bonawentury wszyscy, którzy gorliwie głoszą chwałę Maryi, dostaną się niechybnie do Nieba, co stwierdza Ryszard od świętego Wawrzyńca, który powiada, że „czcić Królową Anielską to zaskarbiać sobie życie wiekuiste, gdyż – dodaje – ta Pani nasza, wywdzięczając się najhojniej, nie omieszka uczcić w przyszłym życiu każdego, który Ją czcił w teraźniejszym”7. A któż nie zna obietnicy przez samą Przenajświętszą Pannę uczynionej tym, którzy starają się dać Ją poznać drugim i pobudzać wiernych do Jej umiłowania. Takim wyraźnie zapowiada Ona szczęście niebieskie: Którzy mnie rozjaśniają, życie wiekuiste osiągną (Ekl 24, 31). Są to słowa Pisma Świętego, które Kościół stosuje do Maryi w pacierzach na uroczystość Jej Niepokalanego Poczęcia. „Raduj się więc, duszo moja – powiada święty Bonawentura, niezmordowany w ogłaszaniu wielkiej chwały Matki Bożej – raduj się w Niej, gdyż nieprzeliczone dobra zgotowane są dla gorliwych Jej wielbicieli”8. „Gdy księgi Pisma Świętego – przywołuje inny znowu autor – pełne są pochwał Maryi, sercem więc i ustami nie przestawajmy wielbić tej Boga naszego Matki, aby nas Ona do radości wiekuistych zaprowadziła”.
Czytamy w objawieniach świętej Brygidy, że błogosławiony Remigiusz, biskup, zwykł był każde ze swoich kazań zaczynać od pochwalenia Maryi. Pewnego razu Przenajświętsza Panna ukazała się świętej Brygidzie i tak do niej przemówiła: „Powiedz temu prałatowi, który ma zwyczaj oddawać mi chwałę przy rozpoczęciu każdego swego kazania, że będę mu Matką, duszę jego przedstawię Panu Bogu i że szczęśliwą śmiercią zejdzie z tego świata”. I rzeczywiście, umarł on świątobliwie, modląc się i opływając w pokój niebieski9. Piszą także o pewnym dominikaninie, który miał zwyczaj przy końcu każdego kazania mówić o Maryi, że mu się Ona objawiła przy śmierci, obroniła go od szatanów, pokrzepiła na duchu i sama wprowadziła do Nieba błogosławioną duszę jego. Świątobliwy Tomasz á Kempis przedstawia Maryję polecającą Bożemu Synowi swojemu każdego z tych, którzy Jej chwałę głoszą, i w te słowa przemawiającą: „Synu! Zmiłuj się nad duszą sługi Twojego, miłośnika i wielbiciela mojego”10.
Co do pożytków, jakie stąd wierni odnoszą, święty Anzelm powiada, że gdy przeczyste łono Maryi stało się drogą, którą Syn Boży zstąpił z Nieba, aby grzeszników zbawić, jakżeby głoszenie Jej chwały nie miało być najskuteczniejszym środkiem przyprowadzenia tychże grzeszników do pokuty i do otrzymania zbawienia11. A jeśli tak jest w istocie, jak sądzę, a nawet nie wątpię, i czego dowiodę w rozdziale V niniejszego dzieła, że wszelkie łaski dostają się nam przez ręce Maryi i że każdy ze zbawionych zbawia się nie inaczej, jak za pośrednictwem tej Matki Boga naszego, więc można powiedzieć, czyniąc z tego wniosek konieczny, że zbawienie wszystkich ludzi zależy od głoszenia chwały Przenajświętszej Panny i od ufności, jaką mieć należy w Jej pośrednictwie. Zresztą wiadomo to powszechnie, że tego to właśnie używając środka, święty Bernardyn ze Sieny rozbudził wiarę i rozpowszechnił wysoką pobożność we Włoszech, a święty Dominik tyle kraju nawrócił. Święty Ludwik Bertrand w każdym ze swoich kazań pobudzał słuchaczów do nabożeństwa ku Maryi, i to samo czyniło wielu innych.
Czytałem kiedyś, że ojciec Paweł Seniery, sławny misjonarz, na każdej misji, jaką odprawiał, miewał kazanie o nabożeństwie do Maryi i zwał je swoim ulubionym kazaniem. A i my sami, którzy w ustawach naszych mamy nakazaną naukę o Matce Bożej podczas misji, możemy zaświadczyć najsumienniej, że zwykle żadna nauka nie pobudza tak skutecznie do skruchy i nie sprowadza tyle pożytków, ile kazanie o miłosierdziu Maryi. I mówię o miłosierdziu Maryi, gdyż według słusznej uwagi świętego Bernarda wychwalamy co prawda Jej pokorę, wielbimy Jej dziewictwo, lecz dlatego, żeśmy nędznymi grzesznikami, co najbardziej nas porusza i garnie do Niej, to gdy słyszymy głoszone Jej miłosierdzie. I bez wątpienia Jej to miłosierdzie trafia najłatwiej do naszego serca, Jej miłosierdzie najczęściej na pamięć sobie przywodzimy i najczęściej go wzywamy.
Dlatego w dziele niniejszym, pozostawiając innym wychwalanie różnych cnót i przywilejów Maryi, głównie mówić będę o Jej wielkim miłosierdziu i potędze Jej pośrednictwa. W tym celu pracą kilkuletnią nagromadziłem, o ile to było w mojej możności, co tylko ojcowie święcii najznakomitsi pisarze kościelni wyrzekli o miłosierdziu i błagalnej potędze Maryi. A że to miłosierdzie i ta potęga Przenajświętszej Panny przecudnie są wyrażone i orzeczone w prześlicznej antyfonie Salve Regina (Witaj, Królowo), którą Kościół zatwierdził i całemu duchowieństwu tak zakonnemu, jak świeckiemu polecił do odmawiania przez większą część roku, więc założyłem sobie najpierw zrobić wykład tej pobożnej modlitwy, zamykając go w dziesięciu rozdziałach. Następnie zdało mi się, że przysłużę się wiernym sługom Maryi, podając im nauki, czyli rozprawy o głównych uroczystościach i cnotach Matki Bożej, nadmieniając przy końcu o ćwiczeniach pobożnych na Jej cześć najczęściej odprawianych i najbardziej zaleconych przez Kościół.
Pobożny czytelniku! Jeżeli łaskawie przyjmiesz tę pracę moją, jak się tego spodziewam, proszę Cię, poleć mnie Przenajświętszej Pannie, aby mnie obdarzyła wielką ufnością w Jej opiekę. A jeśli raczysz poprosić dla mnie o tę łaskę, przyrzekam i ja z mojej strony prosić o nią dla ciebie12. O zaprawdę szczęśliwy, kto miłością i ufnością chwyta się tych dwóch kotwic zbawienia: Jezusa i Maryi; nie zginie ten zapewne. Powtórzmy więc, powtórzmy z całego serca za pobożnym ojcem Alfonsem Rodrycjuszem: „Jezu i Maryjo, słodkie miłości moje! Niech dla Was cierpię, niech dla Was umrę, niech wszystek Wasz będę, niczym się stając sobie samemu (Sim totus vester, sim nihil meus)”. Miłujmy Jezusa i Maryję i starajmy się o uświątobliwienie; nie masz szczęścia bardziej pożądanego nad to, wierz mi, kochany czytelniku, i bywaj zdrów, do szczęśliwego widzenia kiedyś, u stóp tej naszej najdroższej Matki i Jej Syna najmilszego, gdzie wielbić Ich, miłować i dziękować Im będziemy wspólnie, zażywając Ich błogosławionej obecności przez wszystkie wieki wieków. Amen.
O Maryjo, słodka ucieczko nędznych grzeszników, w chwili gdy dusza moja opuszczać ten świat będzie, Matko moja najdroższa, przez boleść, jakiej doznałaś, obecna będąc przy śmierci Syna Twojego na krzyżu, wspieraj mnie w ten czas Twoim miłosierdziem. Oddal ode mnie piekielnych wrogów i przybądź wziąć duszę moją dla przedstawienia jej najwyższemu Sędziemu.
Królowo moja, nie opuszczaj mnie wtedy. Po Jezusie Ty powinnaś być ratunkiem moim w tej strasznej chwili. Poproś Syna swojego, aby z dobroci swojej dał mi skonać u stóp Twoich i wyzionąć duszę moją w Jego święte rany, mówiąc: „Jezus, Maryja, Wam oddaję serce i duszę moją. Amen”.
św. Alfons Maria LiguoriAutor tego dzieła
Salve Regina, Mater misericordiae!
[Witaj, Królowo, Matko miłosierdzia]
Ponieważ Przenajświętsza Maryja Panna wyniesiona została do godności macierzyństwa Króla królów, słusznie więc Kościół święty czci Ją i chce, aby to powszechnie czyniono pod zaszczytnym wezwaniem Królowej.
„Gdy Królem jest Ten, który się z Przenajświętszej Dziewicy narodził, Matka Jego za Królową i Panią koniecznie poczytywana być powinna” – powiada święty Atanazy13. A święty Bernardyn ze Sieny dodaje: „Skoro błogosławiona ta Dziewica dała przyzwolenie na stanie się Matką Syna Bożego, od tejże chwili i przez to właśnie otrzymała władzę nad całym światem i berło królewskie nad wszystkimi stworzeniami”14.
„Gdy ciało Maryi – powiada święty opat Arnold – było ciałem, z którego Pan Jezus przyjął to ciało, którym przyoblekł w swojej osobie bóstwo, jakżeby Matka nie podzielała z Synem władzy królewskiej?”15. Z czego wraz z powyższym autorem zawnioskować należy, że ta władza królewska nie tylko jest wspólna Synowi i Matce, lecz w obojgu jest jedna i ta sama.
Ponieważ Pan Jezus jest Królem całego świata, więc Królową jest i Matką Jego. I dlatego powiada święty Bernardyn ze Sieny: „Tyle stworzeń służy Matce Bożej, ile ich służy Przenajświętszej Trójcy, gdyż wszystkie stworzenia, zarówno Aniołowie, jak i ludzie, i co tylko istnieje w Niebie i na ziemi, będąc poddane panowaniu Boga, poddane jest i panowaniu Przenajświętszej Panny”16. To samo wyraża opat Gieryk, w te słowa przemawiając do Matki Bożej: „Nie poprzestawaj więc, o Maryjo, nie poprzestawaj bezpiecznie władać posiadłością Syna Twojego; rozporządzaj nią według woli jako Królowa, Matka i Oblubienica królewska. Tobie też przynależne są władza i panowanie nad wszystkimi stworzeniami”17.
Maryja jest zatem Królową, lecz na pociechę naszą nie zapominajmy o tym, że jest Królową pełną słodyczy i łaskawości, najbardziej skorą do obdarzania dobrodziejstwami takich jak my nędzników. Dlatego Kościół poleca nam, abyśmy w tej oto modlitwie Witaj, Królowo witali Ją i wzywali jako Królową Miłosierdzia. A nawet samo nazwanie „królową”, według uwagi błogosławionego Alberta Wielkiego, oznacza litość i opiekę nad biednymi, gdy nazwa „cesarzowa” oznaczałaby raczej samą powagę i jakby surowość. Według Seneki wzniosła godność króla i królowej zawisła na wspieraniu nieszczęśliwych. I w panowaniu nad ludami widzimy, że tyrani mają na względzie tylko dobro osobiste, a królowie powinni starać się jedynie o szczęście swoich poddanych. Z tego też to powodu przy konsekracji królów namaszcza się im czoło olejem poświęconym, który symbolizuje miłosierdzie: daje się im przez to przestrogę, że panując, powinni przede wszystkim być przejęci uczuciami litości i dobrotliwości względem swoich podwładnych.
Obowiązkiem królów jest więc spełniać głównie uczynki miłosierdzia, wszakże nie pomijając przy tym wykonywania sprawiedliwości względem występnych, gdy zachodzi tego potrzeba. Lecz z Maryją rzecz się ma inaczej. Jest Ona Królową, lecz nie jest królową sprawiedliwości, a tylko Królową Miłosierdzia, której jedynym zadaniem jest litować się nad grzesznikami i przebaczać. I dlatego to Kościół każe nam nazywać Ją wyraźnie Królową Miłosierdzia.
Wielkiej powagi w Kościele Jan Gerson, kanclerz paryski, rozbierając te słowa Dawida: Dwie te rzeczy słyszałem, że potęga Boga jest, a u Ciebie Panie miłosierdzie (Ps 61, 12), powiada, że gdy panowanie Stwórcy zależy od sprawiedliwości i miłosierdzia, to tak je rozdzielił Pan Bóg: sobie pozostawił władzę sprawiedliwości, a Matce swojej odstąpił władzę miłosierdzia, stanowiąc, aby wszelkie łaski udzielane ludziom przechodziły przez ręce Maryi i szafowane były według Jej woli18. Stwierdza to i święty Tomasz Akwitański w przedmowie swojej do listów kanonicznych, gdzie pisze, że gdy Przenajświętsza Panna poczęła i wydała na świat Syna Bożego, otrzymała od Boga połowę władzy panowania, tak że sama stała się Królową Miłosierdzia w Państwie, w którym Pan Jezus jest Królem sprawiedliwości.
Ojciec Przedwieczny ustanowił Chrystusa Pana Królem sprawiedliwości, a przez to najwyższym Sędzią świata, co ogłaszał prorok, wołając: Boże, sąd Twój daj i sprawiedliwość Twoją Synowi Królewskiemu (Ps 71, 2). „Panie – powiada jeden z uczonych pisarzy kościelnych, wykładając te słowa Pisma Świętego – zdałeś na Syna Twojego sprawiedliwość, boś Matce Jego zawierzył miłosierdzie”. Słusznie więc święty Bonawentura w ten sposób parafrazuje te słowa psalmisty: „Panie, daj władzę Twojej sprawiedliwości Królowi, Synowi Twojemu, a Twoje miłosierdzie powierz Matce Jego”. Świątobliwy Ernest, arcybiskup praski, podobnież powiada, że Ojciec Przedwieczny na Syna zdał obowiązek sądzenia i karania, a na Matkę – litowania się i wspierania19. Dawid też przepowiedział, że sam Pan Bóg wyświęci niejako Maryję na Królową Miłosierdzia, namaszczając Jej czoło olejem świętego wesela. Namaścił Cię Bóg (…) olejem wesela (Ps 44, 8). Przez co Pan Bóg obdarzył nas wszystkich, nieszczęsne dzieci Adama, wielką pociechą i weselem, gdy tym sposobem wiemy, że posiadamy w Niebie tak potężną Królową nieprzebranego dla nas miłosierdzia i – jak się wyraża święty Bonawentura – „olejem litości namaszczoną”20.
Błogosławiony Albert Wielki przywołuje w tym miejscu historię królowej Estery, która była jedną z postaci Starego Testamentu przedstawiających Maryję.
Czytamy w księgach Pisma Świętego, że za panowania króla Aswerusa ogłoszony został w państwie jego wyrok skazujący wszystkich Żydów na śmierć. Wtedy Mardocheusz, który był jednym z podpadających temu wyrokowi, polecił Esterze, aby wstawiwszy się do króla, uzyskała odwołanie tego okrutnego rozkazu. Początkowo Estera nie chciała tego uczynić z obawy, że to Aswerusa jeszcze bardziej rozgniewa i na nią samą oburzy. Mardocheusz zrobił jej uwagę, że nie powinna troszczyć się o siebie samą, gdyż ją Pan Bóg wyniósł na tron dla wyratowania wszystkich Żydów. Nie sądź, rzekł do niej, że tylko swą duszę uratujesz, żeś w domu króla nad wszystkimi Żydami (Est 4, 13). Otóż co wtedy powiedział Mardocheusz królowej Esterze, moglibyśmy podobnież my, grzesznicy, powiedzieć Maryi, Królowej naszej, gdyby kiedyś nie chciała otrzymać dla nas od Boga odpuszczenia kary, na jaką zasłużyliśmy: „Nie sądź, o Przenajświętsza Pani nasza, żeby Pan Bóg miał Cię uczynić Królową świata jedynie dla zapewnienia Twojego szczęścia; wynosząc Cię do szczytu takiej godności, chciał także uczynić Cię tym skłonniejszą do litowania się nad naszymi nędzami i do niesienia nam ratunku”.
Gdy Aswerus ujrzał w obecności swojej Esterę, spytał ją najłaskawiej, czego życzy sobie: Jaka jest prośba Twoja? Królowa odrzekła: Jeślim znalazła łaskę w oczach Twoich, o Królu… daj mi naród mój, za którym się wstawiam (Est 7, 2). Aswerus wysłuchał jej prośby i niezwłocznie odwołać kazał wyrok. Otóż jeśli Aswerus z miłości, jaką miał ku Esterze, powstrzymał wykonanie rozkazu wytępienia Żydów, jakżeby Pan Bóg, który miłuje Maryję miłością niezmierną, nie miałby Jej wysłuchać, gdy wstawia się za biednymi grzesznikami, wzywającymi Jej pośrednictwa, i gdy w te słowa odzywa się do Niego: „Jeślim znalazła łaskę w oczach Twoich, o Królu, jeśli mnie miłujesz, na prośby moje odpuść tym grzesznikom, za którymi się wstawiam do Ciebie”.
Lecz Maryja jako Matka Boga wie dobrze o tym, że jest ona błogosławiona spomiędzy wszystkich niewiast, która jedna z całego rodu ludzkiego tak była szczęśliwa, że znalazła łaskę (Łk 2, 7) zatraconą przez grzech pierworodny. Wie, że jest Oblubienicą Pańską, umiłowaną przez Niego nad wszystkich świętych i nad wszystkich Aniołów razem wziętych; a więc czyż możliwe jest, aby próśb Jej Pan Bóg nie miał wysłuchać? O, któż nie wie, jakiej mocy przed Bogiem są prośby Maryi? Prawo łaskawości w języku Jej (Prz 31, 26). Każda z próśb Jej jest jakby prawem, które już Pan Bóg postanowił, a prawem zapewniającym wyrok miłosierdzia dla wszystkich, za którymi się wstawia. Święty Bernard pyta, dlaczego Kościół nazywa Maryję Matką Miłosierdzia i odpowiada: „Dlatego że przepaść miłosierdzia Bożego dla kogo tylko zechce, kiedy zechce i jak zechce roztwiera tak dalece, że każdy grzesznik, chociażby największy, nie zginie, skoro go pośrednictwem swoim ta ze świętych Najświętsza poprze”21.
Lecz czyż nie ma takiego grzesznika, który mógłby obawiać się, że Maryja nie zechce wstawić się za nim z powodu zbyt ciężkich jego grzechów? Albo czyż nie powinna nas onieśmielać niezrównana świętość tej najwyższej Królowej? O, wcale nie, powiada święty Grzegorz VII, bo im Maryja do szczytniejszej wyniesiona jest godności i im świętsza jest, tym przystępniejsza i miłosierniejsza dla nawracających się grzeszników22.
Królowie i królowe ziemscy samą powierzchowną okazałością, jaką się otaczają, postrach wzbudzają i przez to poddani obawiają się stawać w ich obecności. „Lecz z jakiegoż powodu – powiada święty Bernard – miałaby ułomność ludzka obawiać się oblicza Maryi? Nic w Niej nie znajdziesz srogiego, nic przerażającego, samą jest łagodnością, mleko i wełnę, według słów Pisma Świętego, wszystkim rozdającą”23. Maryja nie tylko nie odmawia mleka swojego miłosierdzia i wełny swojej opieki tym, którzy ją o to proszą, lecz się sama z tym nastręcza, aby nas pobudzić do ufności i zachęcić do wzywania Jej obrony przeciw gromom sprawiedliwości Bożej.
Swetoniusz pisze o cesarzu Tytusie, że nie odmawiał żadnej łaski, o którą go proszono. Niekiedy nawet czynił przyrzeczenia, których dotrzymać nie mógł; a gdy zwracano na to jego uwagę, odpowiadał, że skoro monarcha dopuszcza kogoś do swego posłuchania, powinien go odprawić zadowolonym. Tak mawiał Tytus, lecz w końcu mogło się mu przydarzać, że albo kłamał, albo nie dotrzymywał przyrzeczenia. Nasza zaś Królowa kłamać nie może, a może otrzymać dla sług swoich co tylko zechce. A przy tym ma serce tak litościwe, tak dobrotliwe, że słusznie powiada Lanspergiusz, iż „nie sposób, aby nie doznał pociechy kto się do Niej ucieka”24. „Wszakże, o Maryjo – woła znowu święty Bernard – Tyś Królową Miłosierdzia; a któż stanowi takie królestwo, jeśli nie ci, którzy miłosierdzia potrzebują, to jest biedni grzesznicy. A że ze wszystkich grzeszników jam najnędzniejszy, więc pomiędzy Twoimi poddanymi pierwsze trzymam miejsce i o mnie większe jak o innych mieć musisz staranie”25. Zlituj się więc nad nami, o Królowo miłosierdzia, i zbaw nas koniecznie.
I nie mów, Panno Przenajświętsza! Nie mów, że nie sposób Ci zbawić nas od niezmiernej liczby grzechów naszych, bo na to ośmielę się odezwać słowami świętego Grzegorza Nikomedyjskiego: „Posiadasz potęgę nieograniczoną na to właśnie, aby liczba grzechów, chociażby największa, nie była nigdy większa od Twojego miłosierdzia. Potędze Twojej nic oprzeć się nie może, gdyż Stwórca, uczyniwszy Cię swoją Matką, co tylko Tobie przyczynia chwały, za własną poczytuje to chwałę. A Boży Syn Twój, ciesząc się z tego, wypłaca Ci niejako dług należny, gdy każdą prośbę Twoją spełnia”26. Przez co święty ten chce powiedzieć, że Maryja ma obowiązek nieograniczonej względem Syna Bożego wdzięczności za to, że Ją sobie za Matkę przeznaczył, wszelako zaprzeczyć nie można, że i On sam jako Matce zawdzięcza wiele, co do człowieczeństwa Jej istnienie swoje zawdzięczając. I dlatego to, pragnąc odpłacić się Maryi za wszystko, co się Jej od Niego jako syna należy, Pan Jezus raduje się Jej chwałą i miło Mu uczcić Ją przez to szczególnie, że wszystkich Jej próśb wysłuchuje.
Jaką ufność powinniśmy mieć do tej Przenajświętszej Królowej, gdy widzimy, jak dalece potężne jest Jej pośrednictwo u Boga, a z drugiej strony wiemy, że miłosierdzie Jej tak jest nieograniczone, że nie masz nikogo na świecie, który by jego skutków nie doznał i nie był uczestnikiem owoców Jej łaskawości! Pewnego razu sama Przenajświętsza Panna objawiła się świętej Brygidzie, mówiąc: „Jam jest Królową Nieba i Matką Miłosierdzia; ja weselem sprawiedliwych i bramą, przez którą grzesznicy mają przystęp do Boga. Nie masz na ziemi grzesznika tak dalece przeklętego, który dopóki żyje, nie doznawałby skutków mojego miłosierdzia, bo nie masz żadnego, dopóki nie jest w ostatecznym odrzuceniu od Boga (co trzeba rozumieć o tych, którzy są nieodwołalnie skazani na potępienie), który by wezwawszy mojej pomocy, nie mógł się nawrócić i otrzymać miłosierdzia. Wszyscy zowią mnie Matką Miłosierdzia – mówiła dalej Przenajświętsza Panna – i w istocie miłosierdzie to Syna mojego względem ludzi uczyniło mnie tak miłosierną dla nich”. I w końcu dodała: „I dlatego nieszczęsny będzie na wieki po śmierci ten, kto za życia mogąc uciekać się do mojego miłosierdzia, gdy tak niezmiernie pragnę ratować wszystkich grzeszników, nie czyni tego”27.
Uciekajmy się więc i uciekajmy się zawsze do tej Królowej tak litościwej, jeśli pragniemy zapewnić sobie zbawienie. A jeżeli wspomnienie grzechów naszych przeraża nas i onieśmiela, przypomnijmy sobie, że Maryja ustanowiona została Królową Miłosierdzia, aby opieką swoją zbawiać grzeszników największych, takich nawet, dla których już prawie żadnej nadziei się nie miało, byleby się do Niej uciekali. Oni to bowiem właśnie stanowić mają Jej koronę niebieską, według tego, jak to zapowiedział Duch Święty, Jej Boży Oblubieniec, mówiąc do Niej, że ukoronowana zostanie z łożysk lwów i tygrysów: Pójdź z Libanu, Oblubienico moja, pójdź z Libanu, pójdź: ukoronowana będziesz (…) z łożysk lwowich i wzgórzów tygrysich (Pieśń 4, 8).
Bo czymże są w istocie owe łożyska zwierząt potwornych, jeśli nie obrazem nieszczęsnych grzeszników, których dusze stają się legowiskiem różnych grzechów, poczwar najszkaradniejszych? O tak, moja Pani Przenajświętsza, powtórzę za opatem Rupertem, „takimi to łożyskami lwimi ukoronowana Ty zostaniesz, zbawienie ich koroną Twoją będzie”28, a koroną najwłaściwszą, najgodniejszą Ciebie, bo koroną Królowej Miłosierdzia.
Proszę odczytać odpowiedni temu następujący przykład.
Przykład
Piszą w żywocie wielebnej siostry Katarzyny od Świętego Augustyna, że w okolicy, w której mieszkała ta sługa Boża, była pewna kobieta imieniem Marianna, która od lat najmłodszych wiodła życie gorszące, a nawet doszedłszy i późnej starości prowadziła się jak najgorzej.
W końcu wygnana przez tamtejszych mieszkańców i zmuszona kryć się w górach, w samotnej jaskini, dotknięta straszną chorobą, pozbawiona wszelkiej pomocy ludzkiej, umarła bez przyjęcia Sakramentów Świętych.
Po takim życiu i takiej śmierci ciało jej bez obrzędów religijnych zagrzebano na polu, jakby jakiego plugawego zwierzęcia, a siostra Katarzyna, która miała zwyczaj z wielką pobożnością polecać Panu Bogu dusze przechodzące na świat tamten, dowiedziawszy się o smutnym końcu tej nieszczęśliwej kobiety, nie śmiała modlić się za nią, sądząc jak wszyscy, że została potępiona. Lecz oto po upływie lat czterech, razu pewnego stanęła przed nią jedna z dusz czyśćcowych i rzekła: „Siostro Katarzyno, jaka ja biedna jestem! Ty polecasz Panu Bogu dusze każdego umierającego, a nade mną jedną nie miałaś litości”. „A któżeś ty?”– spytała sługa Boża. „Ja jestem – odrzekła – ta biedna Marianna, która umarła w jaskini”. „I jakże! Toś ty zbawiona?”. „Tak jest: zbawiona jestem z łaski miłosierdzia Przenajświętszej Panny”. „A to jak?”. „Gdym już była bliska śmierci, opuszczona przez wszystkich i obciążona tylu grzechami, zwróciłam się do Matki Bożej i zawołałam: »Królowo Nieba! Tyś ucieczką biednych opuszczonych, a oto mnie wszyscy odstąpili; Tyś jedyną nadzieją moją, Ty jedna możesz mnie poratować; zlituj się nade mną«. I Przenajświętsza Panna wyjednała mi łaskę uczynienia aktu skruchy; po czym umarłam i zbawiona zostałam. Ta najdroższa Matka otrzymała dla mnie prócz tego skrócenie kary mi należnej, tak, że natężeniem cierpień, jakich doznaję, mam zadość uczynić za te, które miałam ponosić za grzechy moje przez nierównie większą liczbę lat. Teraz już kilka Mszy Świętych wybawiłoby mnie z czyśćca. Proszę cię więc, postaraj się, aby je za mnie odprawiono, a przyrzekam potem ciągle się za ciebie modlić do Boga i do Przenajświętszej Panny”.
Siostra Katarzyna niezwłocznie postarała się o Msze Święte za jej duszę, a po kilku dniach okazała się jej znowu nieboszczka, jaśniejsza nad słońce i rzekła: „Dziękuję ci, moja droga Katarzyno, teraz idę do Nieba, opiewać chwałę Boga mojego i modlić się za ciebie”.
Modlitwa
O Maryjo, Matko Boga mojego i moja Pani najukochańsza! Jak okryty ranami i obrzydliwymi wrzodami nędznik, przedstawiający się jakiej prześwietnej Królowej, tak i ja przedstawiam się Tobie, któraś jest Królową Nieba i ziemi.
Z wysokości wspaniałego tronu, na którym zasiadasz, racz, błagam Cię, spuścić wzrok Twój na mnie, nędznego grzesznika. Pan Bóg uczynił Cię tak bogatą po to, abyś wspierała biednych, i ustanowił Cię Królową Miłosierdzia, abyś była w możności wspierania nędzarzy. Spojrzyj więc na mnie i zlituj się nade mną; spojrzyj na mnie i nie opuszczaj mnie, aż z grzesznika uczynisz świętym.
Wiem, żem na nic zgoła nie zasłużył sobie – albo raczej żem niewdzięcznością moją zasłużył na utratę wszelkich łask, które za Twoim pośrednictwem otrzymałem od Boga. Lecz Ty jako Królowa Miłosierdzia nie pytasz o zasługi; śledzisz tylko nasze biedy, aby ratować tych, którzy ich najwięcej doznają. A któż biedniejszy i bardziej potrzebujący ratunku ode mnie? O Panno Przechwalebna, wiem, żeś Królową świata, a więc i moją Królową; chcę poświęcić się służbie Twojej w sposób zupełnie wyłączny, tak abyś rozporządzała mną, jak Ci się spodoba. Przemawiam więc do Ciebie za świętym Bonawenturą: „Pani moja, powierzam się władzy Twojej, abyś mną samowolnie rządziła i rozporządzała, nic ze mnie mnie samemu nie pozostawiając”29. A nawet chłoszcz mnie i karz, gdybym Ci nieposłusznym się okazywał; o, jak zbawiennymi będą dla mnie kary Twoją ręką wymierzone. Wyżej cenię służenie Tobie jak panowanie nad światem całym. Twoim Ci jestem, zbaw mnie (Ps 118, 94). Dozwól mi, bym Twoim był, o Maryjo! Już do siebie należeć nie chcę, a wszystek Tobie się oddaję. Przyjmij mnie za swego i nie omieszkaj zbawić jako do Ciebie należącego.
Jeślim w przeszłości nędznie Ci służył, zaniedbując się w oddawaniu Ci czci należnej, odtąd chcę być z liczby najwierniejszych i najbardziej przywiązanych sług Twoich. Od dzisiaj niech nikt nie prześciga mnie w miłowaniu Cię, czczeniu i wielbieniu, o Najdroższa Królowo moja; to przyrzekam i spodziewam się dotrzymać tego za Twoją pomocą. Amen.
Nie jest to prostym przypadkiem i nie bez powodu się dzieje, że słudzy Maryi zowią ją Matką, a nawet rzekłbyś, że nie umieją wzywać Jej inaczej. Bo też w istocie Maryja jest Matką naszą, nie według ciała, lecz ducha: jest Matką dusz naszych, Rodzicielką zbawienia naszego.
Grzech, pozbawiając dusze nasze łaski Bożej, pozbawił je życia duchowego – i stąd w stan śmierci zapadły. Wtedy Pan Jezus, Zbawca nasz, z nieprzebranego miłosierdzia swojego i nieograniczonej miłości, umierając za nas na krzyżu, przywrócił nam utracone życie, jak to sam oświadczył, mówiąc: Jam przyszedł, aby żywot mieli, i obfity mieli (J 10, 10). Powiada Pan nasz, abyśmy obfitszym mieli żywot na duszy, gdyż według zdania teologów odkupienie dokonane przez Chrystusa Pana więcej przyniosło nam dobra, jak wyrządził szkody grzech Adama. A tak jednając nas z Bogiem, Zbawiciel stał się według Nowego Przymierza Ojcem dusz naszych, jak to przepowiedział prorok Izajasz, nazywając Go: Ojcem przyszłego wieku, Książęciem pokoju (Iz 9, 6). Otóż jeśli Pan Jezus jest Ojcem dusz naszych, wtedy Maryja jest ich Matką, gdyż obdarzając nas Jezusem, obdarzyła nas prawdziwym życiem; a ofiarowując na Kalwarii życie Bożego Syna swojego za nasze zbawienie, porodziła nas do życia łaski.
Ojcowie święci nauczają, że Maryja stała się matką naszą według ducha w dwóch odrębnych okolicznościach.
Najpierw, według błogosławionego Alberta Wielkiego, wtedy gdy w dziewiczym łonie swoim poczęła Syna Bożego30, co święty Bernardyn ze Sieny w następujący sposób wyjaśnia: „Gdy Anioł Pański zwiastował Przenajświętszej Pannie, że Słowo Przedwieczne oczekiwało na Jej przyzwolenie, aby stać się Jej Synem, i gdy to przyzwolenie dała, prosiła Boga o zbawienie nasze z nadzwyczajną żarliwością ducha i z taką miłością ofiarowała się za nasze odkupienie, że od tej chwili wszystkich ludzi pielęgnuje w łonie swoim jak każdego z osobna najbardziej przywiązana rodzona matka”31.
Ewangelia świętego Łukasza, opowiadając narodzenie Zbawiciela, powiada, że Maryja: Porodziła Syna swego pierworodnego (Łk 2, 7). To nakazuje przypuszczać, że po tym Synu miała inne jeszcze potomstwo. Lecz ponieważ należy to do prawd wiary świętej, że Przenajświętsza Panna prócz Pana Jezusa innych nie miała dzieci według ciała, a więc musiała je mieć według ducha – i tymi właśnie wszyscy my jesteśmy. Tak to wyjaśnić raczył i sam Pan Jezus, objawiając się świętej Gertrudzie.
Pewnego razu, czytając wyżej wymieniony ustęp Ewangelii, zmieszała się ta święta, nie rozumiejąc, jakim sposobem Pana Jezusa, jedynego Syna Przenajświętszej Jego Matki, można nazywać pierworodnym. Lecz Pan Bóg jej objawił, że Zbawiciel nasz jest pierworodnym Synem Maryi według ciała, a ludzie są później przez Nią zrodzonymi dziećmi Jej według ducha32.
To podobnie daje nam zrozumienie tego, co powiedziano o Przenajświętszej Pannie w Pieśniach Salomona: Żywot Twój jako snop pszenny, okryty liliami (Pieśń 7, 2), które to słowa święty Ambroży w ten sposób wykłada: „W przeczystym łonie Maryi – pisze on – jedno się tylko ziarno znajdowało, a tym był Pan Jezus; a jednak porównane ono zostało do snopa zboża. Dlaczego? Bo w tym jednym Ziarnie zawarci byli wszyscy wybrani, których Maryja miała także stać się Matką”. Mówi też święty Paweł: Ażeby sam był pierworodny spomiędzy wielu braci (Rz 8, 29)33. Tę myśl tak znowu wyraża opat Wilhelm: „W jednym Synu, Zbawicielu wszystkich, Jezusie, wielu Maryja zrodziła do zbawienia. Wydając na świat życie, wielu życie dała”34.
Drugą okolicznością, przy której Przenajświętsza Panna porodziła nas do łaski, było gdy na Kalwarii, z sercem zalanym najcięższą boleścią, ofiarowała Ojcu Przedwiecznemu życie swego Syna najdroższego za nasze zbawienie. Święty Augustyn utrzymuje, że Maryja, współuczestnicząc wtedy w porodzie wiernych do życia łaski, stała się przez to Matką według ducha wszystkich członków tego Mistycznego Ciała, którego Chrystus jest Głową35. Takie też jest właściwe znaczenie tego ustępu Pieśni nad Pieśniami, stosującego się do Przenajświętszej Panny: Postawili mnie stróżem w winnicach, winnicy mojej nie strzegłam (Pieśń 1, 5), co znaczy według wykładu wyżej przytoczonego opata Wilhelma, że Maryja dla zbawienia dusz naszych własną duszę poświęciła: to jest życie Bożego Syna swojego. Bo w istocie, czyż Jezus, którego Maryja miłowała nad życie, nie był życiem Jej duszy? Dlatego to wielki kapłan Symeon zapowiedział Jej, że przyjdzie chwila, w której błogosławioną Jej duszę miecz boleści przeszyje: I Twoją własną duszę przeszyje miecz (Łk 2, 85). Mieczem zaś tym była włócznia, która przebiła przenajświętszy bok Jezusa, a Jezus był jakby duszą Maryi. I wtedy boleściami swoimi porodziła nas do życia wiekuistego, tak że wszyscy zwać się możemy dziećmi boleści Maryi.
Tej najdroższej Matki wola zostawała jak najściślej zjednoczona z wolą Bożą i dlatego, według uwagi świętego Bonawentury, Maryja, widząc, że miłość Ojca Przedwiecznego do ludzi do tego stopnia dochodziła, że postanowił On wydać Syna Jednorodzonego za nasze zbawienie; a miłość Syna aż do tego stopnia, że pragnął umrzeć za nas, wtedy i Ona ze swej strony, aby się zastosować do tak niezmiernej miłości Ojca i Syna, przystała na śmierć swego Jezusa i z całego serca Go ofiarowała, byleśmy zostali zbawieni. „Nie masz żadnej wątpliwości – pisze ten święty doktor – że Maryja nie zawahała się wydać Syna swojego za zbawienie ludzi, aby Matka we wszystkim zgadzała się z Ojcem”36.
Wprawdzie Pan Jezus sam umarł dla zbawienia rodu ludzkiego: Samem tłoczył prasę (Iz 63, 3), lecz zważywszy gorące pragnienie Maryi poświęcenia się także za zbawienie ludzi, Pan Bóg dozwolił, aby w tym współdziałała, czyniąc ofiarę z życia swego Bożego Syna, i aby przez to stała się Matką dusz naszych. To oznajmił sam Zbawca nasz, gdy mając już skonać, spojrzawszy z krzyża na Matkę i na ucznia swego świętego Jana, rzekł najpierw do Maryi: Oto syn Twój; jakby mówił: „Oto człowiek, który wskutek ofiary, jaką czynisz z życia mojego za jego zbawienie, w tej chwili zrodzonym zostaje do łaski”. I następnie zwracając się do ucznia, rzekł do niego: Oto Matka twoja (J 19, 26). A przez słowa te, powiada święty Bernardyn ze Sieny, „Maryja stała się Matką nie tylko świętego Jana, lecz wszystkich ludzi, a to z niezmiernej miłości swojej. W świętym Janie – pisze on – widzieć powinniśmy wszystkich, których przez miłość Przenajświętsza Panna stała się Matką”37. Trafną też robi uwagę Silveira, że święty Jan, opowiadając ten szczegół w Ewangelii swojej, używa nazwiska zbiorowego – uczeń: Rzekł do ucznia: oto Matka twoja. Zbawiciel więc przemawiał do świętego Jana głównie jako do ucznia swojego, dając przez to do zrozumienia, że ustanowił Maryję Matką wspólną wszystkim, którzy będąc chrześcijanami, są uczniami Chrystusa Pana. „Jan jest to imię osobiste – powiada wyżej wspomniany autor – uczeń – zbiorowe, co oznaczało, że Maryja wszystkim została dana na Matkę”38.
Jam matką nadobnej miłości (Ekl 24, 34), mówi Maryja przez usta mędrca Pańskiego, a tak się określa dlatego, powiada jeden z pisarzy kościelnych, że miłość Jej ku nam czyni dusze nasze nadobne w oczach Boga i że z tejże miłości przyjęła nas za dzieci swe z przywiązaniem najlepszej Matki. „I jakaż Matka w świecie całym, o Najdroższa Pani nasza – woła święty Bonawentura – jaka matka tak miłuje rodzone swe dzieci i tak o ich dobro się troszczy, jak Ty nas miłujesz i troszczysz się o nasze dusze? Wszak Ty bez żadnego porównania więcej nas kochasz i większymi obdarzasz dobrodziejstwami jak matka rodzona”39.
O jak szczęśliwi są ci, których osłania opieka tak miłującej i tak potężnej Matki! Prorok Dawid, chociaż za jego czasów jeszcze Maryja nie żyła, prosił Boga o zbawienie, zowiąc się sługą Maryi, i w te słowa się modlił: Zbaw Syna służebnicy Twojej (Ps 86, 16). „A o jakiejże to służebnicy mówił on – pyta święty Augustyn – jeśli nie o tej, która powiedziała: Oto ja, służebnica Pańska (Łk 1, 38)?”. „I któż by – powiada Bellarmin – śmiał wyrwać z łona Maryi dzieci uciekające się do Niej przed napaścią wroga? Jak bezpieczni jesteśmy pod skrzydłami takiej Matki! Jakaż pokusa, jakie wysilenie piekła, jakież utrapienie, jaka namiętność, chociaż najgwałtowniejsza, mogłyby przemóc nas, jeśli ufność naszą i obronę pokładać będziemy w opiece Matki Boga i naszej Matki?”40. Powiadają, że samica wieloryba, gdy widzi grożące jej dzieciom niebezpieczeństwo – podczas burzy albo gdy nadpływają rybacy – wówczas otwiera paszczę i chowa je wewnątrz łona. Otóż właśnie to czyni Maryja, powiada Nowarynus. Gdy ta Matka wszystkich wiernych widzi dzieci swoje wystawione na zbyt wielkie niebezpieczeństwa z powodu gwałtowności pokus, cóż czyni? Skrywa je miłościwie jakby wewnątrz własnego łona, osłania i nie wypuszcza spod straży, aż je doprowadzi do bezpiecznego portu zbawienia.
O Matko najmiłościwsza! O Matko dobroci nieprzebranej, bądź na zawsze błogosławioną i błogosławionym niech będzie Bóg, który Cię dał nam za Matkę i za bezpieczną ucieczkę we wszystkich przygodach tego nędznego życia. Sama Przenajświętsza Panna objawiła świętej Brygidzie, że jest tak jak Matka, która widząc syna pod mieczem wrogów, wysila się jak tylko może, aby go wyratować. „Tak czynię – rzekła – i tak zawsze czynić będę dla moich dzieci, chociażby to byli najwięksi grzesznicy, skoro wzywać będą mojego ratunku”41.
Oto środek do przezwyciężania piekła i do przezwyciężania go niechybnie w każdej jego na nas napaści: nic innego nie trzeba, jak tylko uciekać się wtedy do Tej, która jest i Bożą, i naszą Matką, wołając i powtarzając: Pod Twoją obronę uciekamy się, święta Boża Rodzicielko.Pod Twoją obronę uciekamy się, święta Boża Rodzicielko.O, ileż to, ile zwycięstw odnieśli wierni nad piekłem, tą krótką, lecz potężną modlitwą walcząc! Tym to sposobem wielkiej świątobliwości służebnica Boża, siostraMarianna od Krzyża, benedyktynka, zwalczała zawsze szatanów.
Śmiało więc, śmiało, nie lękajcie się niczego, dzieci Maryi, a wiedzieć nam trzeba, że przyjmuje Ona za dzieci wszystkich pragnących być nimi. Śmiało! Po cóż obawiać się zguby, gdy taka Matka broni nas i wspiera. Ktokolwiek tę miłościwą Matkę kocha i oddaje się Jej opiece, niech powtórzy za świętym Bonawenturą: „Duszo moja, czego się lękasz? Ufaj, raduj się i wesel; sprawa twojego zbawienia przegrana być nie może, gdyż w końcu wyrok, jaki zapadnie, zależeć będzie od Jezusa, który jest Bratem twoim, i od Maryi, która ci jest Matką”42. Takąż myślą pocieszał się i uspokajał i święty Anzelm: „O szczęśliwa ufności! – wołał. – O bezpieczna ucieczko! Matka Boga jest i moją Matką. Z jakąż ufnością mogę mieć nadzieję, kiedy sprawę mojego zbawienia widzę w ręku tak miłościwego Brata i tak litościwej Matki!”43.
Słuchajmy więc głosu Matki naszej, wzywającej, abyśmy się stali jakby małymi dziećmi, garnęli się do Niej i wzywali Jej we wszelkich potrzebach naszych: Ktokolwiek jest maluczkim, niech do mnie przyjdzie (Prz 9, 4). Dzieci bezustannie mają na ustach imię Matki i w każdym niebezpieczeństwie, jakie im zagraża, skoro się czegoś zlękną, wnet wołają: „Matko! Matko!”. O Maryjo Przenajświętsza, najmiłościwsza Matko moja, tego właśnie domagasz się od nas; pragniesz, abyśmy jako dzieci Twoje wzywali Cię na pomoc w każdym niebezpieczeństwie, gdyż chcesz ratować nas i zbawić, jak to czynisz zawsze, skoro dzieci Twoje uciekają się do Ciebie.
Przykład
Kroniki Towarzystwa Jezusowego prowincji neapolitańskiej opowiadają następujące zdarzenie o pewnym młodzieńcu ze znakomitego rodu szkockiego, nazwiskiem Wilhelm Elfinston.
Był on krewnym króla Jakuba. Zrodzony na łonie kacerstwa, podzielał jego błędy, lecz oświecony łaską Bożą zaczął je rozpoznawać; a przybywszy do Francji, dzięki naukom, które miewał dla niego jeden z ojców jezuitów, także Szkot rodem – a szczególnie dzięki pośrednictwu Przenajświętszej Panny – uznał w końcu prawdę, wyrzekł się kacerskich zasad i został katolikiem.
Następnie udał się do Rzymu. Tam pewnego razu jeden z jego przyjaciół, widząc go bardzo zafrasowanym, spytał o powód tego. Młodzieniec odrzekł, że w nocy ukazała mu się matka i tak przemówiła: „Jakiś ty szczęśliwy, synu mój, żeś wszedł na łono prawdziwego Kościoła! Co do mnie, ponieważ na moje nieszczęście umarłam w kacerstwie, na wieki zgubioną jestem”.
Od tej pory przymnożył on nabożeństwa do Przenajświętszej Panny, którą obrał sobie za jedyną matkę; a wkrótce Maryja natchnęła go myślą zostania zakonnikiem i ślubem się do tego zobowiązał. Tymczasem zachorował i udał się do Neapolu w nadziei, że zmiana powietrza przywróci mu zdrowie, lecz spodobało się Panu Bogu, aby tam umarł, ale najpierw by został zakonnikiem.
Wkrótce bowiem po przybyciu do tego miasta, gdy lekarze uznali chorobę jego za śmiertelną, po długich prośbach ze łzami zaniesionych przyjęty został przez ojców jezuitów do ich zakonu, a po przyjęciu wiatyku wykonał śluby wobec Przenajświętszego Sakramentu i zaliczony został do członków zgromadzenia. Dostąpiwszy tak pożądanej pociechy, rozczulał wszystkich żywością uczuć, z jakimi dziękował Maryi, najdroższej Matce swojej, że go wyrwała z kacerstwa, przywiodła na łono prawdziwego Kościoła i w końcu zaprowadziła do domu Bożego, gdzie umierał otoczony zakonnikami braćmi swoimi. „O, co za szczęście – wołał – umierać w gronie tych aniołów!”. A gdy go nakłaniano, aby się nie trudził mówieniem, odpowiedział: „Nie pora to teraz dla mnie wypoczynku, gdy śmierć się zbliża”. Przed samym zaś skonaniem rzekł do obecnych: „Czy widzicie Aniołów niebieskich, którzy mnie otaczają?”. Po czym jeden z zakonników słysząc, iż coś po cichu szeptał, spytał go, co mówił; odrzekł, że rozmawiał z Aniołem Stróżem, który mu objawił, że bardzo niedługo zabawi w czyśćcu i wkrótce wejdzie do Nieba.
I znowu zaczął słodką rozmowę toczyć z Maryją, a powtarzając: „Matko moja, Matko moja”, jak dziecię usypiające na rękach matczynych, skonał spokojnie.
Wkrótce potem pewien świątobliwy zakonnik miał objawione, że już jest w Niebie.
Modlitwa
O Maryjo, Przenajświętsza Matko moja, jak się to dzieje, że mając Matkę tak świętą, jam tak przewrotny; że mając Matkę tak rozgorzałą miłością Boga, jam tak skłonny do miłowania stworzeń; że mając Matkę tak bogatą w zasługi, jam tak ubogi w cnoty?
O Najdroższa Matko moja, wprawdzie nie godzien jestem już nazwy Twojego dziecięcia, straciłem do tego wszelkie prawo złym postępowaniem, jednak za szczęśliwego się poczytam, jeśli mnie zaliczysz pomiędzy sługi Twoje; bylem spomiędzy nich był ostatnim, oddam za to korony świata całego. Tak bez wątpienia, nic nie będzie brakowało do mojego szczęścia, jeśli mi tej łaski użyczysz; jednak nie odmawiaj mi i tej, żebym mógł nazwać Cię Matką; nazwa ta pociesza mnie serdecznie i przypomina obowiązek miłowania Cię; nazwa ta pobudza mnie do wielkiej w Tobie ufności. Gdy wspomnienie grzechów moich i sprawiedliwości Bożej przeraża mnie, krzepi mnie na duchu i uspokaja myśl, żeś Ty Matką moją. Dozwól więc, niech Cię nazwę Matką moją, Matką najdroższą, i pod tym imieniem chcę zawsze Cię wzywać. Po Bogu na tej dolinie płaczu Ty bądź zawsze moją nadzieją, moją ucieczką, moją miłością. Obym z takim uczuciem w sercu umierał, polecając w ostatniej chwili duszę moją w błogosławione ręce Twoje i mówiąc: „Matko moja, Maryjo! Maryjo, moja Matko! Nie opuszczaj mnie, zlituj się nade mną. Amen”.
Gdy zatem Maryja jest Matką naszą, miarkujmy, jak nas miłować musi. Miłość rodziców do dzieci jest miłością konieczną i z tej to przyczyny, według uwagi świętego Tomasza, gdy prawo Boże nakłada na dzieci obowiązek miłowania rodziców, to rodzicom, aby miłowali dzieci, już nie daje wyraźnego przykazania.
Natura wyryła tak silnie w sercach wszystkich istot miłość ku własnemu potomstwu, że zwierzęta najdziksze, mówi święty Ambroży, muszą maleństwa swoje miłować. Powiadają nawet, że tygrysy, usłyszawszy krzyk swoich szczeniąt, gdy z nimi myśliwi odpływają, rzucają się w morze i płyną za okrętem. „Jeśli więc tygrysy nawet – mogłaby nam powiedzieć najmiłościwsza nasza Matka Niebieska – tak są do szczeniąt swoich przywiązane, jakżebym mogła ja was nie miłować, was, coście są moimi dziećmi?” I jeszcze dodać by mogła: „Nigdy matka zapomnieć nie może o potomku własnego żywota; a gdyby znalazła się taka, która nie pamięta o dziecięciu swoim, to niemożliwe jest, abym ja przestała miłować duszę, która jest córką moją”: Czyż może niewiasta zapomnieć dziecięcia swojego, aby nie ulitowała się synowi żywota swojego? A jeśli ona zapomni, ja jednak nie zapomnę o tobie (Iz 49, 15).
Jak powiedzieliśmy, Maryja jest Matką naszą nie ciałem, lecz sercem. Jam matką nadobnej miłości (Ekl 24, 24). Jedynie więc to miłość Jej ku nam czyni Ją naszą Matką. Dlatego szczyci się Ona, powiada pewien pobożny autor, mianem Matki miłości, gdyż przysposobiwszy nas za dzieci, przejęta jest najżywszą ku nam miłością. Któż wyrazić potrafiłby miłość, z jaką Maryja czuwa nad nami wśród wszelkiego rodzaju bied naszych! Według tegoż autora, wykładającego dzieło Arnolda Karnutańskiego, Maryja przy śmierci Jezusa pałała najgorętszym pragnieniem poniesienia śmierci za nas wraz z Bożym swoim Synem44. Jak pisze święty Ambroży, podczas gdy Syn umierał za nas na krzyżu, Matka oddawała się dobrowolnie katom, gotowa z miłości ku nam własne oddać życie45.
Lecz aby lepiej pojąć, jak dalece miłuje nas ta Matka najdroższa, zastanówmy się nad powodami Jej miłości ku nam.
Pierwszym jest Jej wielka miłość Boga. Miłowanie Boga i miłowanie bliźniego, jak to powiedziano w Ewangelii świętego Jana, są połączone w jednym i tym samym przykazaniu: To przykazanie mamy od Boga, aby kto miłuje Boga, miłował i brata swego (J 4, 21); a stąd im większa jest miłość do Boga, tym większa jest miłość do bliźniego. Czegóż to nie czynili święci z miłości do bliźniego? A czynili to dlatego że wielką miłością miłowali Boga! Dla dobra innych ileż to razy poświęcali wolność własną, a nawet życie.
Przeczytaj, jak święty Franciszek Ksawery w Indiach, dla niesienia ratunku ludom barbarzyńskim, chcąc im nieść Boga, mimo tysięcznych niebezpieczeństw wdrapywał się, czołgając na góry najbardziej strome, aby dostać się do jaskiń, gdzie ci nieszczęśni kryli się jak dzikie zwierzęta.
Jak święty Franciszek Salezy, który dla nawrócenia heretyków w Szwajcarii, narażając się na śmierć, codziennie przez rok cały pokonywał rzekę, czepiając się rękami i nogami belki na niej zarzuconej, a niekiedy okrytej lodem, aby dostawszy się na drugi brzeg, głosić kazania do upartego w błędach swoich ludu.
Jak święty Paulin zaprzedał się dobrowolnie w niewolę, aby wydobyć z niej syna ubogiej wdowy.
Jak święty Fidelis z Sygmaryngii, dla pozyskania Bogu narodu odpadłego od jedności katolickiej, za szczęśliwego się poczytywał, gdy zamordowywano go podczas głoszonego kazania.
Oto, do czego przywodziła świętych miłość bliźniego. Wszystko to dlatego, że Boga gorąco miłowali. A któż Go miłował więcej niż Maryja? Ona w pierwszej chwili swojego życia silniej miłowała Boga aniżeli wszyscy Aniołowie i wszyscy święci przez cały czas swego istnienia. Sama Przenajświętsza Panna objawiła siostrze Mariannie od Krzyża, że ogień miłości, jakim pałała ku Bogu, zdolny byłby w jednej chwili obrócić w popiół Niebo i ziemię i że zapał miłości Serafinów w porównaniu z Jej zapałem był jakby powiewem wietrzyka chłodzącego. Jeśli zatem spomiędzy wszystkich Duchów niebieskich nie masz ani jednego, który by miłował Boga bardziej niż Maryja, to nie ma nikogo po Bogu, kto by nas miłował bardziej niż ta najukochańsza Matka. Gdy nawet weźmiemy razem całą miłość wszystkich matek ku ich dzieciom, wszystkich mężów ku ich małżonkom, wszystkich świętych i wszystkich Aniołów ku tym, którymi się szczególnie opiekują, wszystko to nie równałoby się tej miłości, z jaką Maryja miłuje chociaż jedną tylko duszę.
Ojciec Nieremberg powiada, że miłość wszystkich matek ku dzieciom jest tylko cieniem miłości, jaką Maryja każdego z nas miłuje. „Jak – dodaje – Ona sama wiele bardziej nas miłuje aniżeli wszyscy święci i wszyscy Aniołowie”.
Inny jeszcze powód, dla którego nasza Matka Przenajświętsza miłuje nas bardzo, jest taki, żeśmy zostali poleceni Jej za własne dzieci przez najdroższego dla Niej Jezusa, kiedy On przed skonaniem, wskazując Jej wszystkich ludzi w osobie świętego Jana, rzekł do Niej: Oto syn Twój. I były to ostatnie słowa Pana naszego do Matki. A wiadomo, że dla każdego ostatnie polecenia ukochanej osoby bliskiej śmierci są tak ważne, że nie sposób, aby zostały zapomniane.
Ponadto jesteśmy dla Maryi dziećmi niezmiernie drogimi, bo nabyła nas kosztem niezmiernych boleści. Zawsze tak bywa, że matki kochają najwięcej te dzieci, których zachowanie przy życiu kosztowało je więcej starania i trudów. Otóż aby nas obdarzyć życiem łaski, Maryja zmuszona była ponieść okrutne cierpienie, jakim było dobrowolne ofiarowanie życia najdroższego Jej Syna Jezusa, zgadzając się na to, aby na własne oczy patrzeć, jak Jej Syn ponosi śmierć wskutek najcięższej męki. Tak więc niezmiernie kosztującą Jej Serce ofiarą, na którą zgodziła się Maryja, porodziła nas Ona do życia łaski; niezmiernie więc nas miłuje jako dzieci, które Ją kosztowały niezmierne boleści. A oto, co powiedziano o dowodzie miłości Ojca Przedwiecznego ku ludziom przez wydanie na śmierć własnego Syna: Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał (J 3, 16). To samo, według uwagi świętego Bonawentury, powiedzieć można o Maryi: „Tak Maryja umiłowała nas, że Syna swego Jedynego wydała za nas”. A kiedyż Go wydała? „Wydała Go za nas – powiada ojciec Nieremberg46 – najpierw, gdy Mu pozwoliła wydać się na śmierć. Wydała Go potem, gdy inni, nie spełniając swego obowiązku, czy to z nienawiści, czy z bojaźni, a Ona, mogąc sama obronić Go przed sędziami, nie uczyniła tego”. Można przypuszczać, że wstawienie się tej matki roztropnej i przywiązanej mogłoby wpłynąć przynajmniej na Piłata i odwieść go od wydania wyroku potępiającego człowieka, którego sam uznał za niewinnego. Lecz nie – Maryja nie chciała ani słowa przemówić za Bożym Synem swoim, aby nie przeszkodzić śmierci Jego, od którego zależało nasze zbawienie.
Na koniec wydała Go za nas i wydała Go po tysiąc razy u stóp krzyża, kiedy to przez trzy godziny obecna była przy mękach swego Syna najdroższego. Gdy w ciągu tego długiego i okropnego konania Jezusa i Jej samej co chwila ponawiała, z niezmierną boleścią i z niezmierną ku nam miłością, ofiarę z życia najdroższego dla Niej Jezusa złożonego za nas. I tak była mężna, że według świętego Ambrożego i świętego Antonina, gdyby nie znaleźli się kaci, sama byłaby Go ukrzyżowała z posłuszeństwa Ojcu Przedwiecznemu, który chciał zbawić nas śmiercią swego Syna. Jeśli bowiem Abraham zdobywał się na ofiarowanie syna własną ręką, wątpić nie powinniśmy, że Matka Boża, świętsza i posłuszniejsza od Abrahama, dopełniałaby takiejże ofiary z większą jeszcze odwagą i męstwem.
Jaką wdzięczność winniśmy Maryi za czyn miłości tak wspaniałomyślnej, to jest za tak niezmiernie wiele kosztującą Ją ofiarę z życia Jej Syna jedynego, którą uczyniła za nas wszystkich! Pan Bóg potrafił sowicie wynagrodzić Abrahamowi ofiarę, jaką Mu był gotów uczynić z ukochanego swego Izaaka. Lecz czym my możemy odpłacić się Maryi za wydanie za nas na śmierć Jezusa, Syna o ile bardziej godnego miłości od syna Abrahama? Taka miłość Maryi nakłada na nas wielki obowiązek miłowania Jej, gdyż powiada święty Bonawentura: „Żadna stworzona istota niebieska ani ziemska nie dała nam tak niezmiernego dowodu miłości jak Ta, która Syna swego jedynego, droższego Jej nad życie nam podarowała, więcej – za nas wydała na śmierć”47.
Z tego wypływa jeszcze nowy powód, dla którego nas Maryja tak bardzo miłuje: oto, że widzi w nas nabytek pozyskany śmiercią Jezusa. Gdyby jakaś matka miała służącego wykupionego z niewoli przez jej syna ukochanego, i to za cenę dwudziestu lat więzienia i wielu cierpień przez tego syna poniesionych, jakżeby przez wzgląd na tak wysoką cenę nie szanowała tego sługi? Otóż Maryja wie, że Boży Jej Syn przyszedł na świat, aby nas wydźwignąć z biedy naszej, jak to sam oświadczył, mówiąc: Przyszedł bowiem Syn człowieczy szukać i zbawić, co zginęło (Łk 19, 10). Wie, że aby nas zbawić, raczył ofiarować życie swoje: Stawszy się posłusznym aż do śmierci (Flp 2, 8). Gdyby więc pomimo to Maryja nie bardzo nas miłowała, oznaczałoby to, że mało sobie ceni Krew Syna swojego, wylaną za nasze odkupienie.
Objawione zostało świętej Elżbiecie, opatce, że Maryja przez cały czas pobytu w świątyni jerozolimskiej bezustannie modliła się za nas, błagając Boga, aby czym prędzej zesłał Syna swojego dla zbawienia ludzi. Powinniśmy nie wątpić, że miłuje nas jeszcze bardziej, odkąd ujrzała, jak dalece ceni nas Syn Jej, kiedy raczył nas odkupić kosztem tak wielkim!
I jak wszyscy ludzie odkupieni zostali przez Chrystusa Pana, tak i Maryja wszystkich miłuje i dla wszystkich jest łaskawa. Święty Jan widział Ją w objawieniach przyobleczoną w słońce: I ukazał się znak wielki na Niebie: Niewiasta obleczona w słońce (Obj 12, 1). Powiedziano: Obleczona w słońce, aby przez to wyrazić, że nikt na ziemi nie może ujść ciepła słonecznego: Ani jest, kto by się ukrył przed ciepłem jego (Ps 18), tak podobnie nie ma nikogo na świecie, kto by nie doznawał skutków miłości Maryi.
Według pięknego wykładu błogosławionego Rajmunda Jourdain’a wyrażenie odciepła jego znaczy „od miłości Maryi”48. „Bo któż – woła święty Antonin – zdolny jest pojąć, jak dalece troszczy się o nas ta najbardziej przywiązana Matka (prawdziwa Matka, bo co ma, to tka w nas, dzieci swoje)! Na wszystkich bez wyjątku rozdziela Ona skarby swego miłosierdzia”49. „Ponieważ pragnęła zbawienia wszystkich i współdziała w zbawieniu wszystkich, nie masz więc wątpliwości – powiada święty Bernard – że troszczy się o cały ród ludzki”50.
Bardzo więc jest to zbawiennym zwyczajem wielu sług Maryi, którzy – jak o tym nadmienia Korneliusz a Lapide – proszą Pana Boga o łaski, jakie wyprasza dla nich Przenajświętsza Panna, i modlą się tymi słowami: „Panie, daj mi tę łaskę, o którą wstawia się za mną Przenajświętsza Maryja Panna”. Zbawienne zaś jest to dlatego, według tego autora, że nasza Matka Niebieska pragnie dla nas większego dobra jak to, którego sami pragniemy.
Pobożny Bernardyn Bustiusz twierdzi, że Maryja usilniej pragnie obdarzać nas łaskami, aniżeli my sami życzylibyśmy je sobie otrzymać51. Toteż błogosławiony Albert Wielki do Niej stosuje te słowa z Księgi Mądrości: Uprzedza, którzy Jej pożądają, aby się im pierwej ukazała (Mdr 6, 14). Maryja uprzedza uciekających się do Niej i chce niejako, aby Ją znaleźli, zanim szukać zaczną. Miłość, jaką ma ku nam ta najdroższa Matka, dodaje Ryszard od świętego Wiktora, jest tak wielka, że skoro nas ujrzy potrzebujących ratunku, wspiera nas bez zwłoki, zanim nawet wezwana zostanie. „Bardziej skora – powiada on – jest litość Jej nad nami od naszego wzywania Jej pomocy”52.
Otóż gdy Maryja tak miłosierna jest dla wszystkich, nawet dla niewdzięczników obojętnych względem Niej i niestarających się, aby Ją miłować i wzywać, jakże tym łaskawsza być musi dla tych, którzy Ją miłują i często Jej wzywają! Łatwo bywa obaczona od tych, którzy Ją miłują i znalezioną jest od szukających Jej (Mdr 6, 13). „O, jak łatwo znajdzie Maryję ten, kto Ją miłuje – woła błogosławiony Albert Wielki. – Jak łatwo znaleźć Maryję, gdy się Ją miłuje, a znaleźć pełną litości, łaskawości i miłości! Sama powiada, że dla Niej jest to rzeczą niemożliwą nie miłować tych, którzy Ją miłują: Ja miłujące mnie miłuję (Prz 8, 17)”53. Poświadcza ta Pani nasza najmiłościwsza, że wszystkich ludzi miłuje jak własne dzieci, wszelako powiada święty Bernard, umie rozpoznać miłujących Ją bardziej i ku nim ma więcej serca54. Błogosławiony Rajmund Jourdain twierdzi, że ci, którzy na swoje szczęście miłują Maryję i służą Jej jak mogą, nie tylko są przez Nią umiłowani, lecz nawet Matka Najświętsza służy takim czcicielom i wszelkich łask udziela. „Kto serdeczną miłością znajdzie Przenajświętszą Pannę – pisze błogosławiony Rajmund – ten znajdzie wszelkie dobro. Ona bowiem miłuje miłujących Ją, owszem, służy tym, którzy Jej służą”55.
Kroniki zakonu dominikańskiego opowiadają, że brat Leodat w Montpellier polecał się tej Matce Miłosierdzia