Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Cierpienia młodego Wertera są powieścią epistolarną napisaną przez Johanna Wolfganga Goethego w 1774 roku. Utwór należy do najważniejszych dzieł preromantyzmu i przyniósł ogromną sławę swojemu autorowi. Tytułowy bohater, Werter, opisuje w listach do przyjaciela historię swojego nieszczęśliwego uczucia do pięknej Loty, niedostępnego anioła, w którym rozpoznaje miłość swojego życia. Kiedy Lota wychodzi za mąż za Alberta, rywala Wertera, zrozpaczony bohater popełnia samobójstwo. Uniesienia miłosne i poświęcenie Wertera są do dzisiaj uważane za wzór miłości romantycznej.
Lektura w szkole średniej
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 225
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
WSTĘP
I. GENEZA CIERPIEŃ MŁODEGO WERTERA
Okres „burzy i naporu”
W siódmym dziesięcioleciu XVIII wieku powstał w Niemczech nowy prąd literacki, który jednak nie ograniczał się tylko do literatury – owszem, młodzi poeci tego okresu czerpali tematy z życia i chcieli w życiu społecznym czy publicznym zaważyć swoją twórczością. Kierunek ten, który był naturalną reakcją przeciw zatęchłej atmosferze w życiu i literaturze pierwszej połowy XVIII wieku w Niemczech, stał się prawdziwie rewolucyjny w życiu i w literaturze. Nie przyszedł on nagle. Już Klopstock, poeta epoki oświecenia, swoją poezją starał się dać nowy wyraz uczuciu, uważał się za następcę bardów, sięgał do mitologii i historii ludów germańskich. Niemal równocześnie trzej inni wielcy pisarze poczynają odziaływać na rozwój nowego kierunku w Niemczech: Russo, Hamman i Herder.
Russo wystąpił jako bojownik o prawa natury, Hamman i Herder zwracali uwagę na prawdę i naturalność w poezji, doszukując się ich głównie w poezji ludowej. Młodym te hasła nie wystarczały, wyszli daleko poza nie, nie zadowalali się już w życiu i poezji tym, co wielkie, lecz szukali tego, co niezmierzone i niezwykłe. Nie to, co jasne i zrozumiałe, staje się przedmiotem twórczości, lecz prawdy nadprzyrodzone, dalekie, niedające się objąć zmysłami. Odwrócono się więc zarówno od dogmatów religijnych, jak i od racjonalizmu, mistycyzm estetyczny i religijny znalazł natomiast zapalonych wielbicieli. Im większą presję wywierano pod względem politycznym, im bardziej jej musiano ulegać, tym większej swobody domagano się w dziedzinie uczucia i estetyki. Zrywano z wszelkimi pętami prawideł i reguł, a decydującym był pierwiastek boski tlący w poecie, jego geniusz. Ten geniusz żądał swobody i nieskrępowania w życiu, sztuce i nauce. Wszystko, co krępowało indywidualność, jak byśmy dziś powiedzieli, było w ich oczach bezprawiem, niesprawiedliwością. Zatem, jeżeli chodzi o twórczość artystyczną – nie należy powodować się regułami i ciasnymi przepisami, lecz dążyć do oryginalności i swobody. Te pierwiastki znajdzie każdy przede wszystkim w naturze, ona zatem powinna być mistrzynią twórczości. Zrywają więc przedstawiciele epoki „geniuszy” z poetami, którzy tworzyli wedle reguł Horacego czy Vidy, a podziwiają w pierwszym rzędzie poezję ludową, następnie zaś te dzieła, które są niezaprzeczonym wytworem geniuszu poezji ludowej i odzwierciedleniem duszy narodu. Homer zatem staje się w pierwszym rzędzie wzorem niedoścignionym. Biblia nie jest już dla poetów z okresu genialności lub „burzy i naporu” – jak ten okres później, według tytułu dramatu Klingera Sturm und Drang, nazwano – świętą księgą rytualną – lecz kopalnią pieśni i podań ludowych, Pieśń nad pieśniami zaś potężnym hymnem namiętnej miłości. To wzory dla epiki; dla poezji dramatycznej wzorem – Sofokles i Ajschylos, a zwłaszcza Szekspir, w liryce szczytem doskonałości Osjan. Wszystko to nie miały być jednak wzory do naśladowania, były to tylko przykłady, jakimi wypada iść drogami, aby dojść samodzielnie do celu, jaki osiągnęli tamci.
Goethe w Strassburgu
Istotny, wyraz znalazła epoka „burzy i naporu” w dziełach Goethego, który dziwnym, dla literatury szczęśliwym, zbiegiem okoliczności podczas swego pobytu w Strassburgu (1770) zetknął się z Herderem i umiał ten traf wykorzystać. Niemal codzienna wymiana zdań z Herderem (który co prawda był tylko o pięć lat starszy od Goethego, posiadał jednak bogaty zapas doświadczenia i był już człowiekiem o ugruntowanych poglądach) przyniosła Goethemu niesłychane korzyści. Herder zwrócił uwagę Goethego na Homera, Szekspira, Osjana, Biblię i pieśń ludową. Goethe wchłonął te wpływy i wkrótce z niesłychaną, a właściwą mu żywotnością, dał wyraz swym zmienionym poglądom w dwu dziełach: Götz von Berlichingen, wielkim manifeście rewolucyjnym i Werther, obrazie epoki i ludzi tego czasu.
Pobyt w Strassburgu przygotował w duszy Goethego niemal wszystkie te pierwiastki, które miały być kamieniem węgielnym jego twórczości w najbliższym okresie. Wkrótce i życie dostarczyło Goethemu materiału i przeżyć do Cierpień młodego Wertera. Po powrocie ze Strassburga, gdzie ukończył swe studia prawne, wrócił Goethe na pewien czas do macierzystego Frankfurtu, a wkrótce potem wyjechał do Wetzlaru.
CZĘŚĆ PIERWSZA
4 maja, 1771 r.
O, jakże cieszę się, że wyjechałem!2 Powiesz, drogi przyjacielu, że niewdzięczne jest serce człowieka? Opuściłem ciebie, którego tak kocham, z którym nierozłączny byłem i oto – cieszę się? Ale wiem, że mi przebaczysz, bo czyż los nie uczynił wszystkiego, co mogłoby mnie udręczyć? Biedna Leonora! Byłem jednak niewinny, czyż mogę bowiem ponosić odpowiedzialność za to, że pod wpływem zalotności jej siostry i miłego z nią obcowania, zrodziła się namiętność w biednym sercu? A mimo to – czyż jestem naprawdę bez winy? Czyż nie podsycałem jej uczuć, czyż nie dawałem się ponosić wrażeniom, czyż nie śmialiśmy się z przeróżnych rzeczy, choć zgoła śmieszne nie były? Czyż wolno człowiekowi skarżyć się na losy swoje? Przyjacielu mój drogi, przyrzekam poprawę! Nie będę już, jak to czyniłem do tej pory, bezustannie przeżuwał owych nikłych zaprawdę przeciwności, jakie przyniosło mi przeznaczenie. Chcę używać tego, co mam przed sobą, a zapomnieć o tym, co było i przeminęło. Zaprawdę, masz słuszność, mój drogi: pośród ludzi mniej byłoby trosk, gdyby – o, czemuż się tak dzieje – gdyby nie wytężali całej wyobraźni na wywoływanie zjawy minionych cierpień, a raczej znosili obojętnie to, co niesie chwila bieżąca.
Powiedz, proszę cię, matce mojej, że dołożę wszelkich starań, by należycie załatwić jej sprawy i rychło doniosę o wszystkim. Rozmawiałem z ciotką i zaręczam ci, że nie jest ona tak zła, jak się o niej u nas mówi. Jest to kobieta żywa i gwałtowna, ale serce ma złote. Opowiedziałem jej o skargach matki, spowodowanych trudnościami uzyskania należnego jej spadku. Wyłożyła mi przyczyny swego postępowania oraz podała warunki, pod jakimi gotowa jest wydać wszystko, co należy, a nawet wydać więcej, niżeśmy żądali. Nie chcę się o tym rozpisywać w tej chwili, ale koniec końcem, powiedz matce, że wszystko będzie dobrze. Z racji tych spraw drobnych przekonałem się ponowienie, drogi przyjacielu, że nieporozumienia i opieszałość wywołują wśród ludzi więcej może jeszcze zamętu, niż złośliwość i podstęp. Te ostatnie przyczyny zła jawią się w każdym razie rzadziej.
Jest mi tutaj zresztą bardzo dobrze. Samotność to balsam nieoceniony dla mego skołatanego serca. Miejscowość, gdzie przebywam, to raj prawdziwy, a wiosna tu w pełni uroczych ponęt swych i rozkwitu. Drzewa, żywopłoty, to jakby ogromne kwietne kiście, tak, że zbiera ochota zmienić się w chrząszczyka, nurzać się w tej wonnej toni i żywić się wyłącznie zapachem.
Miasto samo niczym nie pociąga, ale za to okolica niewypowiedzianie piękna. To właśnie skłoniło zmarłego hrabiego M... do założenia ogrodu na jednym ze wzgórz, które leżą tutaj na widnokręgu, porozdzielane uroczymi dolinami. Ogród urządzony jest po prostu, i wstąpiwszy weń, czuje się od razu, że nie jest to dzieło kunsztowne człowieka biegłego w swej sztuce i fachowego ogrodnika, ale, że plan ogrodu kreślił człowiek serca, który chciał, by mu tutaj było dobrze. Uroniłem też niejedną łzę ku czci zmarłego, siedząc w rozpadłym na poły pawilonie, który był dawniej jego ulubionym miejscem, a jest dzisiaj moim. Niebawem stanę się panem owego ogrodu3. Mimo, że bywam tu dopiero od kilku dni, ogrodnik okazuje mi życzliwość i nieźle na tym wyjdzie.
10 maja
Przedziwna pogoda ogarnęła moją duszę, niby owo zaranie wiosny, którym poję ciągle serce moje. Jestem sam i używam życia w całej pełni, bo zaprawdę, okolica ta stworzona jest wprost dla dusz takich, jak moja. Drogi przyjacielu, jestem tak szczęśliwy, tak bardzo utknąłem w ciszy słodkiego bytowania, że cierpi na tym sztuka. Niezdolny rysować, niezdolny położyć kreski, czuję mimo to, że nigdy większym nie byłem malarzem, jak w tej chwili. Kiedy z uroczej doliny podnoszą się opary, a słońce patrzy z wysoka na nieprzeniknioną ciemń lasu, wysyłając jeno małe wiązki promieni w głąb tego świętego przybytku, leżę sobie w wysokiej trawie nad brzegiem szemrzącego potoku. Przytulony do ziemi, dziwuję się rozlicznym trawkom, czuję blisko serca rojowisko mnóstwa małych robaczków i komarów, snujących się pośród źdźbeł, i patrzę na ich przedziwne, tajemnicze kształty. Wówczas czuję żywo obecność Wszechmocnego, który stworzył nas na swój obraz i podobieństwo, chwytam tchnienie Tego, który wszystko swą miłością otacza i utrzymuje świat przy życiu. Przyjacielu, wówczas ćmi mi się w oczach, a cała ziemia wokół i niebo spoczywa w mej duszy, jak zjawa ukochanej. Tęsknię wonczas i myślę: ach... gdybyś to wszystko mógł wyrazić, gdybyś przelać mógł na papier to, co tak pełne, tak gorące żyje w tobie, natenczas byłoby ono odzwierciedleniem boskiej nieskończoności. Przyjacielu! Niestety, dlatego niszczeję i upadam pod tą nawałą wspaniałości zjawisk.
12 maja
Nie wiem, czy duchy łudzące unoszą się ponad tą okolicą, czy to płomienna, niebiańska fantazja mego własnego serca sprawia, że wszystko wokół jest takie rajskie. Niedaleko pod miastem jest studnia, studnia, do której przykuty jestem niby Meluzyna4 wraz ze swymi siostrami. Po stoku małego wzgórza schodzi się, staje pod sklepieniem, a potem, zstąpiwszy w dół po jakich dwudziestu stopniach, znajduje się przeczystą wodę, ze skał marmurowych tryskającą. Niewielki murek, okalający studnię od góry, wysokie drzewa, słoniące ją cieniem, chłód, jaki tu panuje, wszystko razem pociąga i przejmuje drżeniem. Nie ma dnia, bym tu nie spędził bodaj godziny. Raz po raz jawią się tu dziewczęta z miasta po wodę, załatwiając ową czynność prostą i konieczną, jakiej niegdyś oddawały się nawet córki królewskie. Gdy siedzę tutaj, budzi się we mnie tak żywo patriarchalna wizja pradziadów, nawiązujących u studni znajomości, starających się o rękę wybranki, i duchów dobroczynnych, polatujących wokół źródeł i studni. Zaprawdę, nie krzepił się chyba u chłodnej studni po znojnej wędrówce w czas letni ten, kto tego odczuć niezdolny.
13 maja
Pytasz, czyli przysłać książki moje?
Drogi mój, proszę cię, nie przysyłaj mi ich na Boga! Nie trzeba mi kierownictwa ni zachęty czy podniety, wszak serce me samo przez się tętni aż nazbyt gwałtownie. Tylko kołysanka zda mi się, a znalazłem ich pod dostatkiem w moim Homerze. O, jakże często do snu kołyszę wzburzoną krew. Zaprawdę, nie widziałeś chyba tak niezrównoważonego, niespokojnego, jak serce moje. Wszakże nie potrzebuję mówić o tym tobie, który doznawałeś nieraz przygnębienia, patrząc, jak przerzucam się z troski do rozpętania i ze słodkiego rozmarzenia do zgubnej namiętności. Postępuję z moim sercem, jak z chorym dzieckiem, powolny wszelakiemu jego zachęceniu. Nie rozgłaszaj tego, bo są tacy, którzy by mi to wzięli za złe.
15 maja
Prostaczkowie miejscowi znają mnie już i lubią, zwłaszcza dzieci. Gdym zrazu zbliżał się do nich i rozpytywał poufale o to i owo, niektórzy mniemali, że chcę z nich drwić, i odprawiali mnie w sposób, co się zowie szorstki. Ale nie brałem sobie tego do serca, tylko uczuwałem nader żywo to, co już nieraz zauważyłem. Ludzie wyższych sfer trzymają się zawsze w pewnym chłodnym oddaleniu od prostego ludu, jakby się obawiali, że stracić coś mogą na zbliżeniu, ale zdarzają się wartogłowy i kpiarze, okazujący prostaczkom pozorną łaskawość po to jeno, by swawolą swą dotknąć tym boleśniej jeszcze.
Wiem, że nie jesteśmy równi i równymi być nie możemy, ale wedle mego zapatrywania, ten, który odsuwa się od tak zwanego motłochu, by zachować swe dostojeństwo, jest równie godny nagany, jak tchórz unikający przeciwnika z obawy porażki.
Niedawno przyszedłszy do studni, zastałem młodą służebną. Postawiła naczynie na najniższym stopniu i rozglądała się, czy nie zjawi się jakaś towarzyszka, chętna do pomocy w dźwignięciu naczynia na głowę. Zeszedłem i spojrzałem na nią. Czy pomóc panience? – spytałem. Twarz jej oblała się żywym rumieńcem. – Jakżeby też pan...? – powiedziała. – Niewielka to rzecz. Włożyła na czoło nagłówek5, a ja podałem jej naczynie. Podziękowała i poszła schodami na górę.
2 Werter opuścił matkę i przyjaciela i wyjechał do małego miasteczka pod pozorem załatwienia ze swą ciotką pewnych formalności spadkowych. Istotnym jednak celem jego podróży jest chęć zakończenia stosunku łączącego go dotąd z Leonorą.
3 To znaczy, że będę jedynym jego gościem.
4 Meluzyna, według podania starofrancuskiego, czarodziejka mieszkająca w źródle Lusignan w Poitou, przybierająca niekiedy postać półwęża lub syreny. Podanie to opowiedziane prozą około r. 1390 przez Jana d’Arras stanowiło osnowę ulubionej powieści ludowej, przełożonej niemal na wszystkie języki europejskie, znanej dobrze i w Polsce.
5 Nagłówek – okrągła poduszeczka chroniąca głowę.