Cukiernia Pod Amorem. Jedna z nas - Małgorzata Gutowska-Adamczyk - ebook + audiobook

Cukiernia Pod Amorem. Jedna z nas ebook

Małgorzata Gutowska-Adamczyk

4,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Trzeci i ostatni tom drugiej serii "Cukierni Pod Amorem". Tym razem autorka opowiada o wieku dojrzałym swoich bohaterek i latach 1970 - 2016. Monika wyjeżdża do Stanów i tam wychodzi za mąż za milionera. Teresa przenosi się z Gdańska do Łodzi, przypadek sprawia, że również zamieszka zagranicą. Lustrzane losy przyjaciółek znajdują zwieńczenie w Zajezierzycach.

W Gutowie trwają przygotowania do pogrzebu Waldemara Hrycia. Burmistrz próbuje uniknąć politycznej odpowiedzialności za jego śmierć, jednak córka zmarłego zdecydowanie sprzeciwia się uczczeniu pamięci ojca przez nadanie jednej z ulic nazwy Rodziny Hryciów. Helena Hryć musi użyć podstępu, aby pochować męża w rodzinnym grobie. Ciężko pobity Zbyszek zastanawia się, czy jego wiarołomna narzeczona jest naprawdę w ciąży.
Grzegorz Hryć przeżywa trudne chwile: jego romans z sekretarką został nagłośniony przez media, w mieście huczy od plotek, a żona naciska, aby pomagał w jej interesach.
Mia i Maciek robią nieśmiałe plany na wspólną przyszłość. Tessa wyznaje Monice prawdę o swojej adoptowanej córce.

Małgorzata Gutowska-Adamczyk, jedna z najbardziej rozpoznawanych polskich autorek, z wykształcenia historyk teatru, zadebiutowała jako scenarzystka serialu "Tata, a Marcin powiedział…" Jest autorką kilkunastu poczytnych powieści dla młodzieży i dorosłych, spośród których "13 Poprzeczna" zdobyła tytuł Książki Roku 2008. "Cukiernią Pod Amorem", przedstawiającą losy Polski i Polaków na przestrzeni ponad stu lat, podbiła serca czytelników i rankingi sprzedaży. W dwóch planach czasowych, historycznym i współczesnym, czytelnicy śledzą losy znanych już i nowych bohaterów od 1945 roku do współczesności.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 444

Oceny
4,6 (325 ocen)
229
63
25
8
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ElzbietaMirr

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna trylogia.Polecam.
00
czytelniczka20142015

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo podoba mi się ta seria. liczę na kontynuację
00
iska0

Całkiem niezła

Odniosę się do całej trylogii. Jak dla mnie historia nie dokończona, co powoduje niedosyt i lekki zawód. Pomieszanie przeszłości i teraźniejszości... źle się to czyta, szczególnie na początku. Uważam, że ułożenie chronologiczne spowodowałoby że czytałoby się to przyjemniej.
00
kingaipiotrek

Nie oderwiesz się od lektury

Cała seria Cukiernia pod Amorem jest świetnie napisana. Dzieje rodziny Hryciów, ich rodzinne perypetie warte przeczytania. Serdecznie polecam.
00
EwaAndrzejczak_12

Nie oderwiesz się od lektury

Doskonale napisana i przeczytana przez Annę Dereszowską saga rodzinna , akcja dobrze osadzona w rzeczywistości..Losy postaci często typowe, ale i nieoczywiste . Nienachalny dydaktyzm, ciężka praca prowadzi do sukcesu, ale i łut szczęscia się przydaje .
00

Popularność




 

 

Copyright © Małgorzata Gutowska-Adamczyk, 2019

 

Projekt okładki

Luiza Kosmólska

 

Zdjęcia na okładce

© Getty Images; Andreas Gradin/Shutterstock.com;

 

Redaktor prowadzący

Anna Derengowska

 

Redakcja

Anna Sidorek

 

Korekta

Bogusława Piekielska-Piegat

Maciej Korbasiński

 

ISBN 978-83-8169-838-2

 

Warszawa 2018

 

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

ul. Rzymowskiego 28, 02-697 Warszawa

www.proszynski.pl

 

W poprzednich tomach

W ostatni weekend sierpnia na coroczne Dni Gutowa przyjeżdżają do miasta liczni goście z dalszych i bliższych okolic. To znakomita okazja, aby spotkać się z dawno niewidzianą rodziną, przyjaciółmi z ławy szkolnej, odwiedzić groby bliskich i popatrzeć na stare śmieci z nowej, nierzadko zagranicznej perspektywy.

Monika Grochowska-Adams, zamieszkała w USA, oraz Tessa Steinmeyer spotykają się w hotelu w Zajezierzycach, nieopodal Gutowa. Monika jest prawniczką i bywa tu regularnie, załatwiając sprawy swoich żydowskich klientów, Tessa pojawiła się w Gutowie po raz pierwszy od wyjazdu przed pięćdziesięciu laty. Mają sobie wiele do opowiedzenia, bo choć niegdyś łączyły je bliskie więzy, nie widziały się prawie pięćdziesiąt lat. Obu kobietom się powiodło, mają za sobą udane życie, zdobyły majątek i poważanie. Teraz przychodzi czas podsumowań.

W tle ich rozmów, właściwie niewymieniany z nazwiska, pojawia się mężczyzna. Były burmistrz Gutowa, obecnie poseł partii rządzącej, Grzegorz Hryć, jest ojcem córki Moniki, Jadzi, pozostawionej tuż po urodzeniu w warszawskim szpitalu. Od tamtej pory Monika już jej nigdy nie widziała. Obawiając się trudów samotnego macierzyństwa oraz wstydu i braku zrozumienia ze strony matki, pośpiesznie wyszła za mąż za przyjaciela ze studiów, porzuciła rodzinę i wyjechała do Izraela. Ostatecznie jednak tam nie dotarła. Opuściła męża w Wiedniu i samotnie wyruszyła do Ameryki.

Pozostała w Polsce Teresa nie potrafiła poradzić sobie z tym, że córka Moniki przebywa w domu dziecka, i mimo że nie miała na to warunków, adoptowała ją. Pokochała małą Jadzię, jakby była jej matką, obawiała się jednak, że przyjaciółka wróci i upomni się o swoje dziecko, dlatego wyjechała z Gutowa, zacierając wszelkie ślady.

Monika oprócz Jadzi nie miała innych dzieci. Podobnie Tessa. Teraz, z powodu raka bliska śmierci, postanawia zwrócić córkę przyjaciółce. Jest to dla niej niezwykle trudne, nie bez powodu boi się reakcji obu kobiet. Do Polski Tessa przyjechała również z wnuczką. Mia poznała tu przystojnego chłopaka, Maćka Podedworskiego. To wnuk mężczyzny, który może być nigdy niepoznanym biologicznym ojcem Moniki.

Tymczasem w Gutowie w poniedziałek zostaje podważony wynik konkursu na Ciastko Roku, a jego zwycięzca, Waldemar Hryć, właściciel cukierni Pod Amorem, doznaje z tego powodu rozległego zawału serca i w konsekwencji następnego dnia umiera. Burmistrz miasta, chcąc pomniejszyć swój udział w tym smutnym incydencie, zamierza wygłosić krótką mowę podczas mszy żałobnej i poinformować o nadaniu jednej z ulic nazwy Rodziny Hryciów. Ten pomysł bardzo podoba się posłowi Grzegorzowi Hryciowi, natomiast jest ostro krytykowany przez córkę zmarłego, Igę Toroszyn, która uważa go wyłącznie za sprytną zagrywkę polityczną.

W zamieszaniu spowodowanym śmiercią Waldemara niemal bez echa przechodzi atak byłego chłopaka Martyny Nowak, Daniela, na syna zmarłego – Zbyszka Hrycia. Ukoronowaniem wtorkowego wieczoru jest SMS wysłany z telefonu Martyny. Ciężko poturbowany Zbyszek dowiaduje się, że dziewczyna, którą uważał za swoją narzeczoną, została porwana. Porywacze oznajmiają również, że Martyna jest w ciąży, i za jej uwolnienie żądają dwudziestu tysięcy złotych.

 

Zajezierzyce / Płock, środa 31 sierpnia 2016, 00:08

Elena wiedziała, że do tej rozmowy musi dojść. Czekała na nią podświadomie, próbowała odgadnąć, czego matka od niej zażąda. Nie miała wątpliwości, że przyjechały do Polski z jakiegoś niezwykle ważnego powodu, który był zapewne częścią zamykania przez Tessę jej rachunków ze światem. Przez tyle lat nawet nie wspomniała, że chciałaby zobaczyć stare kąty! Elena znała swą matkę jak nikt inny, nigdy w jej działaniach nie było nic przypadkowego. Początkowo jednak tłumaczyła sobie ten wyjazd w sposób najprostszy z możliwych: matka chce się pożegnać z mias­tem swej młodości, odwiedzić groby bliskich, zamknąć ostatni etap życia. I choć byłoby to skrajnie egoistyczne ze względu na nią i Mię, nie zdziwiłoby jej, gdyby Tessa zażądała właśnie tutaj ostatniej przysługi, gdyby poprosiła o zastrzyk, po którym już by się nie obudziła.

Takie myśli wywoływały irytację, bo Elena nie potrafiłaby znaleźć odpowiednich argumentów na ewentualne nalegania matki, mogłaby tylko oczekiwać zrozumienia, przedstawiając obraz procesu sądowego, straszyć więzieniem, do którego by ją pewnie zamknięto, ponieważ w Polsce eutanazja jest nielegalna. Ale taka rozmowa musiałaby się odbyć w Wiedniu, tu przecież nie miała ze sobą żadnego takiego medykamentu. Zresztą nigdy świadomie i celowo nie pomogła nikomu rozstać się ze światem. Nie taka jest rola lekarza.

Nie! Co za absurd! Tessa nie mogła tego zażądać! Jest do bólu racjonalna. Firma to od lat całe jej życie! Kto miałby nią wtedy pokierować? Zresztą pochowaliby ją tu, na tym mikroskopijnym cmentarzyku, gdzie nikt nigdy by jej nie odwiedził. Prawie wszyscy jej rówieśnicy pomarli, Monika za chwilę wróci do Stanów, jaki to by miało sens? Ale w chorobie, zwłaszcza w terminalnym stadium, człowiek ma prawo odrzucić rozsądek i kierować się sobie tylko wiadomymi pobudkami. Tego Elena bała się najbardziej. Tymczasem Tessa wzięła głęboki oddech i nie patrząc córce w oczy, powiedziała:

– Twoje prawdziwe imię brzmi Jadwiga…

Elena nie zrozumiała.

– Co masz na myśli, mówiąc: prawdziwe? W dokumentach nie figuruje… Dlaczego mi to mówisz? Dlaczego akurat teraz? – wyszeptała i przejęta jakimś dziwnym przeczuciem spojrzała na matkę, ale ta znów patrzyła gdzieś w bok, szukając odpowiednich słów. Decyzja o wyznaniu córce prawdy wiele ją kosztowała.

– Zawsze wiedziałam, że ci to kiedyś powiem. Czekałam na odpowiednią okazję, ale ta nie nadchodziła. Zawsze było za wcześnie lub za późno. To ostatni moment.

Elena milczała, nie dopuszczając do siebie straszliwej obawy. Nie chciała jej wypowiedzieć, aby nie zaczęła żyć własnym życiem. Nad niewypowiedzianą miała jeszcze kontrolę. Jednak Tessa nie pozwoliła jej się długo łudzić.

– To imię… Jadwiga… Nadała ci matka.

Elenie pociemniało w oczach.

– Matka?

– Kobieta, która cię urodziła.

Elena nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Tessa zrzuca na jej barki tę straszną, przez tyle lat nieujawnianą tajemnicę. Gdyby była młodsza, gdyby nie współczucie, gdyby nie świadomość, że to może być jedna z ich ostatnich rozmów, pewnie by się teraz pokłóciły.

– To nic nie zmienia – rzuciła zaschniętymi z emocji wargami. Tak wypadało, ale przecież w gruzy waliło się całe jej życie!

– Wiesz, że to nieprawda. To zmienia wszystko. – Tessa westchnęła boleśnie i zamknęła oczy.

Do tej pory Elena podejrzewała, że matka kłamie jedynie w sprawie jej ojca. Pamiętała jak przez mgłę kogoś, do kogo mówiła „tato” dawno, dawno temu i kogo później już nigdy nie zobaczyła. Na pytania o ojca Tessa miała dla niej zawsze tę samą odpowiedź: wyjechał bardzo daleko, ale myśli o niej i kocha ją ze wszystkich sił. Tylko że ten kochający tato nigdy nie spróbował odwiedzić córki, nigdy nie przysłał jej prezentu, nigdy nie napisał, nie zadzwonił. A przecież musiała mieć ojca, wszystkie dzieci miały. Kiedy była starsza, wysnuła wniosek, który był bardzo wygodny dla Teresy. Już ośmioletnia, zapytała pewnego dnia znienacka:

– Mój tata nie żyje?

Matka zrobiła smutną minę i westchnęła z nieukrywaną ulgą.

– Jak się tego domyśliłaś?

– Miałam do wyboru: żeby nie żył albo był w więzieniu. To już wolę, żeby nie żył! – fuknęła ostro, relacjonując szkolne przytyki koleżanek.

– Nie wracajmy do tego, dobrze? – Teresa przytuliła córkę, która kiwnęła głową, w gruncie rzeczy nieciekawa prawdy.

Na jakiś czas sprawa przycichła. Teresa pochowała rzekomego ojca gdzieś bardzo daleko, dokąd i tak nie mogły wyjechać. Elena poprosiła tylko o przyszycie do rękawa czarnej opaski, którą prezentowała z dumą, przyjmując wyrazy współczucia od nauczycielek. Czasami, zwłaszcza przed snem, kazała sobie opowiadać o nigdy niepoznanym ojcu. Teresa zmyślała więc, nadając mu rysy Sławka Marczuka i charakter Romana Zagańczyka. W ten sposób miała nadzieję, że nigdy się nie pomyli. Dziś jednak gotowa była wyznać całą prawdę. Wahała się tylko ze względu na Monikę, która być może domyślała się prawdy, a może i nie…

– Jak to się stało? – zapytała Elena przez ściśnięte gard­ło. – W jakich okolicznościach… zostałaś moją matką?

– Dowiedziałam się o twoim istnieniu przypadkiem. A potem wystarczyło mi jedno spojrzenie. Byłaś w domu dziecka. Nawet już nie płakałaś. Kiwałaś się tylko, obojętna i zrezygnowana. Nie mogłabym spokojnie żyć, gdybym cię tam zostawiła. Nie miałaś nawet roku.

– A moja matka… Wiesz coś o niej? To znaczy, pytam tylko dla formalności. Nie będę jej szukać, nie zamierzam poznawać. Ty jesteś moją matką. Nic tego nie zmieni!

Wreszcie znalazła odwagę, aby spojrzeć córce w oczy. Wyciągnęła do niej rękę. Elena wzięła dłoń i przyłożyła ją sobie do ust.

– Kocham cię, mamo.

– Przykro mi, że musiałam ci to powiedzieć…

– Nie obwiniaj się. Chciałabym tylko, abyś na razie nie mówiła niczego Mii. Powiem jej to sama, dobrze?

Tessa pokiwała głową. Wielki kamień spadł z jej przerażonego serca.

– Odprowadź mnie do mojego pokoju.

 

Choć była już po wieczornym prysznicu, przytłoczona kłótnią z Maćkiem, Mia wyszła na powietrze. Bała się, że matka zacznie wypytywać o podróż i przyczyny jej wzburzenia, że padną niepotrzebne słowa, które ją jeszcze bardziej przygnębią. Miała też nadzieję, że Maciek wciąż siedzi w samochodzie na parkingu, że wyjdzie do niej, uściskają się, zapominając o przykrościach, i spróbują ułożyć sobie wszystko od początku bez przekonywania się o tym, kto ma rację. Była gotowa nie wypominać mu zatajenia związku z inną dziewczyną i spokojnie zaczekać, aż powie tamtej, że z nią zrywa. Chciała mu obiecać, że jeszcze dziś napisze mail do swego oficjalnego chłopaka w tej samej sprawie. Żałowała, że dała się ponieść irytacji. Na co to komu?!

Jednak kiedy znalazła się na podjeździe, samochodu nie było, a w oknach Maćka nie paliło się światło. Gdzie był? Co robił? Znów nie spełnił jej oczekiwań! Zawiedziona, szybkim krokiem ruszyła w stronę bramy. Nie odważyła się jednak wyjść na drogę, było już po północy, więc chcąc nie chcąc, wróciła do pokoju.

 

Elena siedziała na łóżku i nawet nie podniosła głowy, aby cokolwiek powiedzieć.

– Babcia?… – zapytała Mia, ale ona zaprzeczyła ruchem głowy.

– Przed chwilą zasnęła.

– Coś się stało?

– Jestem zmęczona.

Mia usiadła obok matki i przytuliła ją.

– Prześpij się – rzuciła, ale w tej chwili z piersi Eleny wyrwał się szloch.

– To wszystko jest takie straszne. Nie wiem, jak dajesz radę…

Resztką sił powstrzymywała chęć opowiedzenia o wyjawionym przez Tessę sekrecie. Gdyby wyznała prawdę, może byłoby jej łatwiej, ale chyba na to za wcześnie. Mię najwyraźniej też coś dręczyło, może rzeczywiście lepiej się z tym przespać?

 

Monika spoglądała na trzymany w ręce zegarek Michała Podedworskiego i zastanawiała się, jak prawda, którą przyniesie zbadanie DNA, zmieni jej dalsze życie. Pytanie o tożsamość było dla niej jednym z najważniejszych. Nie sądziła, że kiedykolwiek uzyska odpowiedź. Zresztą nauczyła się żyć w tym zawieszeniu. Ludzie, którzy mają oboje rodziców, rzadko zdają sobie sprawę z luki w tożsamości, jaką jest brak wiedzy o przodkach. Dlatego Monika wpatrywała się w zegarek niemal z czułością. Tak jakby nagle miał jej przynieść odpowiedź na wszystkie pytania.

W obawie przed rozczarowaniem usilnie starała się nie tracić chłodnego dystansu. Przez większość życia obywała się bez ojca, próbował go zastąpić Kazimierz, była mu za to wdzięczna, zwłaszcza teraz, kiedy potrafiła zrozumieć, jak wiele jej dał podczas nieobecności matki. A przecież Stefania mogła nigdy nie wrócić. Czy wtedy Kazimierz stałby się prawdziwym ojcem Moniki? Możliwe, że zacieśniliby więzy, był dobrym człowiekiem. Ale potem jakoś się to wszystko rozmyło. Matka wróciła, na dodatek w ciąży, pojawił się na świecie Leszek, którego Kazimierz uznał za własne dziecko, choć jego ojcostwo było co najmniej wątpliwe. Niemowlę, w dodatku chłopiec, mały, bezradny, siłą rzeczy osłabiło jej dawną blis­kość z Kazimierzem.

Ciekawe, czy Leszek ma jakiś stary zegarek Kazimierza? – zastanawiała się. – Może zechciałby mi go sprzedać? – westchnęła na wspomnienie wizyty u przyrodniego brata, po czym otworzyła laptop, aby połączyć się na Skypie z mężem.

 

Kiedy dzieci zasnęły, nie czekając na córkę, Irena Nowak położyła się do łóżka. Martynie często zdarzało się wrócić później, niż zapowiadała, jednak zawsze koło drugiej już meldowała się w domu. Dlatego z reguły wieczorem drzwi do mieszkania zostawały otwarte. Dziś nie było inaczej, zwłaszcza że Martyna nie szła do pracy, tylko wyskoczyła na chwilę. Pewnie do Daniela, domyślała się matka. Kiedy mały Danielek i Oliwka zasnęli, kobieta, nie czekając na córkę, również zapadła w drzemkę.

Obudziły ją jakieś odgłosy, dudnienie kroków na schodach i mocne pukanie do drzwi. Odruchowo spojrzała na zegarek. Dochodziła pierwsza. Tapczan Martyny był zaścielony. Zdziwiona, nie wkładając szlafroka, wyjrzała przez wizjer. Na korytarzu stało dwóch policjantów.

– Dobry wieczór, szukamy Martyny Nowak – powiedział jeden z nich.

– Nie ma jej. – Nowakowa otworzyła drzwi.

– Nie wie pani, gdzie może się znajdować?

– A o co chodzi?

– Kiedy miała pani z nią kontakt?

– O ósmej chyba, może wpół do dziewiątej. Powiedziała, że niedługo wróci… Matko Boska! Coś się stało? – uświadomiwszy sobie, że policjanci mogą być zwiastunami złych wiadomości, Irena Nowak aż oparła się o ścianę.

– Nie domyśla się pani, dokąd mogła pójść?

– A gdzie, jak nie do tej łachudry Daniela?!

 

– Szukamy Martyny Nowak – powiedział policjant, a Daniel tylko wzruszył ramionami. Był zaspany i z pewnością nie całkiem trzeźwy.

– Tu jej nie ma.

– Kiedy ją widziałeś po raz ostatni?

– Nie wiem, wczoraj?

– A nie dzisiaj, pod jej domem, kiedy wybijałeś szyby w aucie jej narzeczonego? – podpowiadał drugi z policjantów.

– Jakie szyby?! Mnie tam nawet nie było! Zresztą to było wczoraj! – Daniel zarechotał, zadowolony z żartu.

– Gdzie jest Martyna?! – dopytywał się pierwszy, a drugi wybrał na komórce jakiś numer z kartki i w tej samej chwili w głębi mieszkania zadzwonił telefon. Ale Daniel nie ruszył się, żeby odebrać.

– Nie jesteś ciekaw, kto dzwoni? – zapytał policjant.

– Oddzwonię.

– Chyba do mnie! – zaśmiał się ten drugi. – Dawaj tę komórkę, to telefon Martyny, z którego szantażowałeś jej chłopaka. Wskakuj w spodnie, pokażesz nam, gdzieś ją zadekował.

– Co? Ja? Ja nic nie wiem!

– Zaczniemy od telefonu. Oddasz go po dobroci?

– Jasne! – Daniel wzruszył ramionami i wszedł do kuchni, gdzie na blacie szafki leżał telefon Martyny.

Pewnie udałoby mu się go zniszczyć, ale policjant wykazał się refleksem. Musiał się domyślać, że zgoda Daniela wygląda podejrzanie, skoczył za nim, błyskawicznie wykręcił mu rękę i odebrał telefon.

– Teraz pójdziesz z nami. I nie próbuj żadnych numerów! Gdzie jest Martyna?! – spytał ostro.

– Nie znam żadnej Martyny! – burknął Daniel. – Ta komórka leżała na chodniku. Pewnie komuś wypadła… – bronił się desperacko.

– Spędzisz resztę nocy w areszcie, to może sobie przypomnisz, jak było naprawdę – westchnął drugi policjant i założył Danielowi kajdanki.

– Rozkuj mnie, kurwa! Ja nic nie zrobiłem!

– Masz jej telefon. Nie pogrążaj się jeszcze bardziej – doradził drugi z policjantów.

 

Martynie coś się śniło. Obudziła się, usłyszawszy metaliczny szczęk. Ktoś jej zaświecił latarką prosto w oczy.

– Daniel, kurwa, rozwiąż mnie! Starczy tej zabawy! – wydarła się.

Wtedy zobaczyła policjanta.

Zbyszek kręcił się w łóżku, nie mogąc zasnąć. Chciał pójść do matki, pogadać, poradzić się, ale pewnie już spała. Zresztą raczej nie miałaby ochoty rozmawiać o Martynie, a jemu tylko o to chodziło. Śmierć ojca prawie do niego nie docierała. Wiedział, że Waldemar odszedł, ale jakoś nie przyjmował tego do wiadomości. Na razie zmagał się z troską o Martynę, z pytaniami, co zrobić, jeśli rzeczywiście zaszła z nim w ciążę: wybaczyć i zacząć na nowo czy oszustwo potraktować jako pretekst do zerwania? A jeśli to jego dziecko? Nie wiedział, na ile Martyna była zamieszana w napaść na niego i zniszczenie samochodu, czy przypadkiem nie jej pomysłem była próba wymuszenia okupu? I najgorsze ze wszystkich pytanie: czy naprawdę ma dwoje dzieci?! Zamotany w kłębowisku myśli, które nie dawały mu usnąć, czuł, że sam nie zdoła rozwikłać spraw, które na niego spadły.

 

Martyna robiła wszystko, żeby ratować Daniela i Kamila, i nie tylko nie złożyła na nich doniesienia o popełnieniu przestępstwa, ale zapewniała przesłuchującego ją policjanta, że dała się zamknąć w garażu z własnej woli. Dla żartu. Kiedy wreszcie podsunął jej tekst zeznania, przeczytała go pobieżnie, podpisując z wyraźną ulgą, że może już wrócić do domu.

– Czyli bierze pani na siebie odpowiedzialność za szantaż wobec tego chłopaka? – zapytał policjant, patrząc na jej podpis.

– Jaki szantaż? Skąd panu to przyszło do głowy?! To była tylko zabawa!

– Niezła zabawa: auto ma wybite szyby, chłopak kilka szwów na głowie, ktoś od niego żądał dwudziestu tysięcy, wysyłając wiadomości z pani komórki. Gdyby nie poszedł na policję, być może siedziałaby pani w tym garażu do jutra albo i dłużej.

– Oj tam, oj tam! – prychnęła Martyna, wzruszyła ramionami i nie czekając na Kamila i Daniela, którzy pisali swoje zeznania w innych pomieszczeniach, opuściła posterunek.

Teraz musiała obmyślić strategię postępowania wobec Zbyszka.

 

Od niedawna, być może od czasu nasilenia się choroby, Tessa źle sypiała. Nie pomagało zmęczenie ani środki nasenne, których zawsze starała się unikać w niezrozumiałym lęku, że odbiorą jej władzę nad sobą. Zresztą bez względu na to, czy wsparła się lekarstwem, czy też nie, między drugą a trzecią coś ją wybudzało. Otwierała oczy zlana potem, przestraszona, ledwie łapiąc oddech. W nocy traciła chłodny stosunek do rzeczywistości i opanowanie, które było efektem długoletniej pracy. Stawała się zalęknioną dziewczynką, przypominała sobie zagrożenia, niezałatwione sprawy, analizowała wszystko w nieskończoność, jeszcze bardziej się wybudzając. Nie walczyła z tym. Nie walczyła już właściwie z niczym. Ważne było tylko załatwienie tej jednej, najbardziej istotnej kwestii.

Dziś też się obudziła. Przerażona otworzyła oczy i krzywiąc się z bólu, usiadła na łóżku.

– Nie, to niemożliwe… – wyszeptała. – A jeśli?… Co wtedy?

Włączyła lampkę nocną i wstała, aby napić się wody. Wstawanie nie było łatwe. Stanięcie na nogach i kilka pierwszych kroków sprawiało ból. Szurając kapciami, podeszła do barku i nalała wody do szklanki. Kręcąc głową, usiadła i popijała wodę małymi łykami, coś rozważając. Żałowała, że jest późna noc, choć tak naprawdę nikt nie mógł przyjść jej z pomocą.

– Mój Boże – powiedziała cicho. – To może być prawda… Biedne dziecko.

Nagle jej najważniejszy problem zbladł, stał się niemal nic nieznaczący wobec odkrycia, którego właśnie dokonała. A co, jeśli Monika naprawdę jest córką Michała Podedworskiego? Przecież w takiej sytuacji ten chłopak, Maciek, byłby spokrewniony z Mią! Co prawda nie bardzo blisko, ale jednak! Jak im to powiedzieć? Przecież nie powinni planować wspólnej przyszłości, póki tego nie sprawdzą! Czy ich uprzedzić, czy czekać? Należy to jak najprędzej omówić z Moniką! Ale jeszcze wcześniej trzeba jej wyznać prawdę! Jak zareaguje, tego Tessa nie umiała przewidzieć. Znów zaczęła przygotowania do rozmowy, której scenariusz przez ostatnie dni przegadała ze sobą przynajmniej kilka razy.

Wbrew pozorom nie obawiała się reakcji przyjaciółki. Czego zresztą miała się obawiać? Awantury? Co prawda nie wiedziała, czy Monika czyniła jakiekolwiek próby odnalezienia córki. Tessa uśmiechnęła się na tę myśl, bo niemało zrobiła, aby jej się to nigdy nie udało. Ale ponieważ Monika ani razu nie podjęła tematu dziecka, Tessa tym bardziej nie mogła o to pytać. Aż do dziś, bo zostało im już naprawdę niewiele czasu. Zostaną jeszcze kilka dni, niech Monika zdecyduje, czy Elena powinna poznać też ojca. To kolejny problem.

Bo jeśli jeszcze w stosunku do Moniki Tessa miała jakieś złudzenia, licząc, że spotkanie z Eleną będzie dla niej miłą, choć zaskakującą niespodzianką, co do Hrycia nie żywiła żadnych złudzeń. Zresztą dla niego istnienie córki i wnuczki mogło być wyłącznie nieprzyjemnym kłopotem.

Jak to wszystko mogło się inaczej potoczyć… – westchnęła. – Gdyby Grzesiek ożenił się z Moniką, ona pewnie wyszłaby za Romana Zagańczyka, może wyjechaliby do Płocka, byłaby dziś panią inżynierową, może spotykaliby się z Hryciami na brydżu? Chyba że Monika wyprowadziłaby się do Warszawy… I Elena nie byłaby moją córką? – poczuła dotkliwy ból na tę myśl. – A zatem jestem winna Grześkowi podziękowanie za to, że wtedy stchórzył? Może w istocie wypadałoby mu podziękować? Tylko czy znajdzie się okazja? Warto by zobaczyć jego minę. Czy on w ogóle kiedykolwiek pomyślał o tym, co się stało z jego dzieckiem?

Przygryzła wargę, nie miała w tej kwestii złudzeń. Monika zniknęła z horyzontu, po mieście chodziły plotki, że dobrze jej się powodzi w Ameryce, na pewno czasem żałował, że nie zatrzymał jej przy sobie, może jej po cichu zazdrościł, był tu przecież przez długie lata zaledwie nauczycielem historii. Niespodziewanie poczuła łzy na policzkach. Przypomniała jej się maleńka Jadzia, bezbronne stworzenie, o którego istnieniu, gdyby nie zwyczajne współczucie, ona też niczego by dziś nie wiedziała.

Jak niewiele trzeba, aby nasze życie wywróciło się do góry nogami – pomyślała jeszcze i westchnąwszy, wróciła do łóżka, po czym niespodziewanie szybko zasnęła.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI