Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Katalog kobiecych pragnień jest spory, od tych najbardziej oczywistych, jak poczucie bezpieczeństwa w związku po najbardziej skrywane, jak fantazje seksualne. Ale jedno pragnienie jest dominujące bez względu na zmieniające się czasy, coraz większe luzowanie gorsetów obyczajowych: chcę, żeby partner myślał tak jak ja. Tylko czy to jest możliwe?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 184
Rozdział I Żądze ukryte w pamiętnikach
Jest taki mem: para na romantycznym spotkaniu. On planuje rozmowę o… poezji Herberta. Ona – rozbierankę i ostry seks. Podpis pod obrazkiem brzmi: „Pytanie na dziś – czego pragną kobiety?”.
Mnie to nie dziwi. Stephen Hawking, słynny amerykański fizyk, powiedział: „Nie najodleglejsze galaktyki, nie ciemna materia, ani nawet nie zagadka Wielkiego Wybuchu jest największą tajemnicą wszechświata, są nią kobiety”. Platon dodawał: „Powinno się dziękować bogom, że się jest mężczyzną (…). Zrozumiałe więc, dlaczego to Pandora spowodowała rozprzestrzenienie się wszelkiego zła, skoro bogowie, chcąc się zemścić na ludziach, wynaleźli kobietę i wraz z nią sprowadzili na świat bierność, wielość, materię, bezład”.
Powtórzmy: „bierność, wielość, materię, bezład”. To jest definicja kobiecych pragnień?
Kobiece pragnienia kojarzą mi się z nieokreślonością. A jednocześnie z konkretem. Są bardzo jasno sformułowane: „Więcej mnie kochaj, a nie zajmuj się samochodem”, „Poświęcaj więcej uwagi dzieciom”, „Zadbaj o dobre wakacje”. Te są z grubsza jasne, ale jest też mnóstwo pragnień niezwerbalizowanych i te są dopiero niezłą zagadką – to jest ta platońska „wielość i bezład”. Mężczyzna powinien się tych pragnień domyślić.
I to jest jego najważniejsza życiowa rola?
Niemalże. Czyli ma wiedzieć, że ona wcale nie chce analizować wierszy Herberta, tylko uprawiać z nim seks. Mężczyzna, zdaniem kobiety, powinien wiedzieć, co ona teraz chce, jakie są jej pragnienia. Oczywiste jest, że on się nie domyśla. I na tym polega bycie w związku: na ciągłym odgadywaniu lub nieodgadywaniu wzajemnych pragnień.
Niektóre pragnienia są bardzo trwałe – słyszę to w gabinecie podczas terapii par. Podczas analizy dwudziestu lat trwania związku okazuje się, że przez dwadzieścia lat te trwałe pragnienia nie były realizowane, chociaż przy odrobinie wysiłku mogłoby się to udać. Wtedy trudno się dziwić, że kobieta czuje się niespełniona. Oczywiście, w niektórych związkach te pragnienia trwałe są realizowane przez cały czas istnienia relacji, na przykład para lubiąca podróżować – oddaje się takiej formie wypoczynku.
Gama kobiecych pragnień zmienia się w ciągu życia. Czym innym bowiem są pragnienia młodej matki, a czym innym dojrzałej pani na emeryturze. Reasumując, świat kobiety jest zróżnicowanym światem pragnień. Dla mężczyzn jest to świat generalnie nieogarniony.
Dlaczego?
Męskie pragnienia są mniej skomplikowane: mężczyźni chcą mieć dobry seks, niezłe jedzenie i miło spędzać wolny czas. Mają mniejsze oczekiwania wobec kobiet niż na odwrót. Wiem, że wiele kobiet uważa, że jest na odwrót, natomiast z badań wynika, że mężczyźni są bardziej zadowoleni ze swoich długotrwałych relacji niż kobiety. Co oznacza w praktyce, że ich pragnienia (mniej skomplikowane) są częściej spełniane niż pragnienia kobiet (bardziej złożone).
Jeżeli więc będziemy pisali książkę o męskich pragnieniach, to będzie ona o połowę krótsza niż ta o kobiecych.
Powtarzam po wielokroć, że lista pragnień kobiet wobec mężczyzn jest dłuższa od litanii do Matki Boskiej. To jest obraz tego damsko-męskiego zróżnicowania. Kobiety mają więcej pragnień i oczekiwań – dlatego siłą rzeczy trudniej jest je zaspokoić.
Natomiast one same potrafią bardzo dobrze i skutecznie odczytać męskie pragnienia. Bo są od urodzenia socjalizowane w empatii.
Kobieta ma więcej pragnień, bo jest o wiele bardziej skomplikowana niż mężczyzna, ma do spełnienia więcej zróżnicowanych społecznie i biologicznie zadań. Ma więcej zasobów – w sensie biologicznym i psychologicznym. Popatrzmy na ewolucję życia kobiety i mężczyzny. On – po okresie młodzieńczym – wchodzi w okres dorosłości, który trwa długo, aż do późnej dorosłości. Właściwie bez większych rewolucji. W przypadku kobiet – mamy do czynienia z okresem młodzieńczym, potem – z rozkwitem kobiecości, macierzyństwem, następnie specyficznym okresem premenopauzalnym, następnie wreszcie menopauzą i czasem po menopauzie. I każda faza jej wieku ma inne pragnienia!
Pamiętajmy, że wiele kobiecych pragnień realizuje się w sferze zawodowej w naszym nie do końca wyemancypowanym świecie. Kobiety chcą mieć takie same zarobki jak mężczyźni i podobną do męskiej drogę awansu. Młode kobiety widzą, że pracodawcy traktują je protekcjonalnie: „zajdzie w ciążę i będzie kłopot” – chcą umiejętnie połączyć pracę i życie rodzinne. Tylko kobiety wiedzą, ile to kosztuje wysiłku. Dlatego nic dziwnego, że świat oczekiwań kobiet musi być o wiele większy niż świat oczekiwań męskich. Poza tym panie chcą ładnie wyglądać, mieć dobre ubrania, świetne kosmetyki. Pragnienie: „chcę wspaniale wyglądać” może być dosyć kosztowne. Różnica między pragnieniami męskimi i kobiecymi wynika ze zróżnicowania ról płciowych.
Freud powiedział, że kobiety same nie wiedzą, czego chcą.
W filmie Vicky Cristina Barcelona Scarlett Johansson grająca rolę Cristiny mówi: „Gdybym ja wiedziała, czego chcę”. Oczywiście, możemy tę frazę położyć na karb delikatnego antyfeminizmu Woody’ego Allena, ale coś w tym jest. Są kobiety, które czują pewien rodzaj pustki – chciałyby wiedzieć, czego w życiu pragną, są otwarte na bodźce. Słyszę w gabinecie: „Chciałabym, ale właściwie nie wiem, czego bym chciała”. W rzeczywistości potrzebuje jakiegoś bodźca, który by w jakiś sposób zmienił jednostajność jej życia. Nie oszukujmy się – większość z nas prowadzi dosyć nudne, przewidywalne życie. Bodziec, którego kobieta potrzebuje, jest zależny od sytuacji życiowej, w jakiej się znajduje. Jeżeli siedzi z małym dzieckiem w domu – można się domyślić, że chce za wszelką cenę z niego wyjść – pójść do restauracji, kawiarni, na basen, poczuć się przez chwilę nie tylko matką. Czasami są to bardzo małe rzeczy.
Bywa też, że kobiety nie ujawniają swoich pragnień, bo się ich obawiają, nawet same przed sobą.
To prawda. Za tym: „Chciałabym wiedzieć, czego chcę” często idzie potrzeba stymulacji (nie tylko erotycznej, ale także intelektualnej), która nie zawsze jest uświadomiona albo często po prostu blokowana. Może to się dziać z powodów religijnych, z powodów wychowania albo postawy, którą w naszych książkach często omawialiśmy, czyli: „Co ludzie powiedzą, co ludzie pomyślą”. Bywa, że kobiety nie zdążą nawet uświadomić sobie tego pragnienia, bo ono jest niezwerbalizowane, nieświadome, ale nie znika. Czasami daje znać o sobie pytaniem: „Czego bym chciała?”.
Bywa, że jest to też związane z przemożną chęcią zmiany pracy. Obiektywnie niezłej, ale niedającej już satysfakcji, a przede wszystkim rozwoju. Niektórym kobietom nie wystarcza bezpieczna i niewymagająca praca, potrzebują wyzwań. Kreatywne – nie znoszą stagnacji i zaczynają się w niej dusić. Racjonalnie mogą sobie myśleć, żeby nic nie zmieniać, bo jest dobrze („masz fajne środowisko, tu cię cenią, zarabiasz niezłe pieniądze, jest stabilizacja, a rynek – niepewny”), ale w środku drzemie przemożna chęć zmiany. Która w tym wypadku jest blokowana przez zdrowy rozsądek.
Oraz często przez partnera, któremu na rękę jest status quo, pragnienia rozwojowe żony – trochę go niepokoją.
Są kobiety chcące zrzucić z siebie narzucone role społeczne bycia matką. Nie znoszą pomagania dzieciom w nauce, zapędzania ich do prac domowych, pilnowania. Kobiety nie znoszą rutyny dnia codziennego. Poranne wstawanie, śniadanie, szkoła, praca, gotowanie, kolacja, sen. Wtedy pragną, „żeby się coś zmieniło”, bo mają serdecznie dosyć rutyny. Tyle tylko, że nie potrafią, bo właściwie jak się wydobyć z tych społecznych matczynych ról. Trudno mieć na to pomysł, skoro ma się rodzinę, dzieci, dom… Kobiety wtedy myślą, że już tak będzie zawsze, że ta jednostajność je przytłoczy.
Zawsze w takich momentach przypomina mi się wstrząsająca scena z filmu Godziny, w której jedna z bohaterek – „różowa” wypielęgnowana pani z amerykańskiego domku rodzinnego z lat pięćdziesiątych – popełnia samobójstwo.
Mam pary w terapii, w których kobiety skarżą się na rutynę. Zdziwi się pani, ale pomagają drobne rzeczy i to wcale nie jest protekcjonalizm z mojej strony. Czasami energii dodaje kobietom drobny fakt przemeblowania mieszkania, kupienia zastawy stołowej, nie zawsze musi to być rewolucja w postaci młodego kochanka. Drobne przyjemności dają poczucie zmiany – jestem wielbicielem drobnych przyjemności.
W jaki sposób pan odczytuje, że chodzi w gruncie rzeczy o problemy z rutyną dnia codziennego?
Wystarczą mi mowa ciała i mimika. Pytam na przykład: „Niech mi pani powie, jak wygląda pani dzień od obudzenia się do zaśnięcia”. Patrzę na jej twarz – widzę grymas absolutnego znudzenia, zdenerwowania i desperacji. No i jestem w domu. Nawet nie musi nic mówić. Już wiem, czego ta kobieta pragnie. Zresztą podobnie jest, kiedy pytam o obszar łóżka i widzę skrzywienie w rodzaju „nudy na pudy”. Czasami partnerom uda się wprowadzić odmianę. Pamiętam młodą parę, która przyszła do mnie z inicjatywy dziewczyny, której koleżanka z pracy pożyczyła książkę Tao miłości i seksu. Podkreśliła jej co pikantniejsze szczegóły. Zanim weszła ze swoim partnerem, powiedziała mi: „Panie doktorze, nie wiedziałam, czego chcieć w tym seksie, ale jak zobaczyłam tę książkę – to już wiem. Chcę właśnie tego. Nie mogę jednak powiedzieć tego mojemu partnerowi – może pan doktor mu powie”. „Oczywiście, że mu powiem – odpowiedziałem. – Musi mieć jednak pani świadomość, że do tao seksu musicie być bardzo wygimnastykowani, w przeciwnym wypadku pani i partner połamiecie się podczas seksu”. To był dla mnie przykład dosyć nierealnych oczekiwań wobec partnera – czyli kompletnej i natychmiastowej zmiany sztuki miłosnej.
Ale ta para jakoś sobie poradziła i to jest świetna wiadomość – kobiety mają partnerów, z którymi mogą realizować swoje pragnienia.
Niestety, są także tacy, z którymi się nie da – wiadomo z góry, że zmiana jest niemożliwa. Bywa, że kobiety określają swoich partnerów w seksie mianem „rzemieślników”, takich co umieją pobudzić, doprowadzić do orgazmu, ale… one chciałyby mieć artystów w łóżkach.
Czyli grymaszą?
Trochę. Ale to dobrze – jeżeli już seks, to niech będzie najlepszy. Pytanie, czy partner może przejść z czeladnika na mistrza. Jeden potrafi, a inny – nie.
Znudzenie rutyną jest wstępem do tego, że kobieta przestaje doceniać swojego partnera, bo po prostu jej powszednieje. Wiadomo, jaką ma mimikę, co zrobi, jak myje zęby, jakiego szamponu i mydła używa, wiadomo, co lubi oglądać, co czytać, co jeść.
Dojrzałością jest doceniać i nie dawać się rutynie? A może jest to niemożliwe?
Wie pani, byłoby dobrze, gdyby człowiek dojrzał wcześniej niż u schyłku życia. Jeżeli kobieta trafiła na dobrego partnera, to dobrze, żeby go doceniła. Bo – mimo że świat jest taki przewidywalny i chwilami nudny – jest jednak wartościowy. I powinniśmy to doceniać. Jestem zwolennikiem tego, żeby przed snem zrobić analizę wszystkiego, co się zdarzyło w ciągu dnia, i podziękować sile wyższej (Bogu, Stwórcy dla osób wierzących) za dobro, które nas spotkało, nawet jeżeli jest powszednie i nie za bardzo interesujące. Każdy dzień może być podobny do poprzednich, ale zawsze ma swoją obiektywną wartość.
Jak bardzo niektóre kobiece pragnienia (na przykład aby rzemieślnik w łóżku zamienił się w artystę) mogą być dla związku szkodliwe?
Zmierza pani w stronę zdrady? Jeżeli chce się przeżyć miłosną przygodę dla samej przygody – można niechcący rozwalić związek. Co innego, jeżeli w związku doszło do wypalenia, wówczas pragnienie bycia w lepszej relacji jest całkowicie usprawiedliwione i wspaniale, jeżeli jest realizowane. Natomiast mam teraz przykład związku, w którym kobieta chciała, „żeby się coś zmieniło”. Udana relacja, świetne dzieci, niezły standard życia. Weszła w romans, bo chciała zmienić partnera. Romans został ujawniony. Mąż powiedział jej: do widzenia. Ona zamieszkała z kochankiem, wydawało jej się, że to uatrakcyjni jej życie. Po trzech miesiącach okazało się, że to pomyłka. Wróciła do męża.
Mieszkając u kochanka, zaczęła doceniać rutynę i nudę dawnego życia codziennego, ten ustabilizowany świat, od którego uciekła. Doceniła tego – zdawałoby się – nudnego męża, który dawał jej poczucie bezpieczeństwa, opiekował się dziećmi i był w zasadzie bardzo inteligentny, miał zainteresowania. Jej pragnienie – kochanek – to była iluzja, fatamorgana. Kiedy zamieszkała z nowym partnerem, okazało się, że jest kimś zupełnie innym, niż jej się wydawało. Nowa rutyna, która powstała w ciągu tych trzech miesięcy, totalnie jej nie odpowiadała. Wszystkie przyzwyczajenia z tamtego związku okazały się bardziej atrakcyjne niż te w nowym. Nowy styl życia miał być barwny, a nie był. Prawdę mówiąc, kompletnie się tego nie spodziewała, wydawało jej się, że nowy partner jest gwarantem tego, że rozpoczyna bardzo interesujący etap w życiu.
Można się zastanawiać, jak zareagował na ten powrót jej partner. Był zdezorientowany, nie wiedział, o co chodzi. Długo rozmawiali na ten temat, ona przyznała się do błędu. On uznał, że była to próba ucieczki z rutyny. Przyznał, że jej życie codzienne było zbyt przewidywalne.
Czyli wykazał się dojrzałością?
Tak. Przyznał, że – jako para – powinni mieć trochę więcej życia towarzyskiego, chodzenia do kina czy teatru. Jednak brakowało mu, że jego partnerka w niewystarczający dla niego sposób przeprosiła go za swoje tymczasowe odejście. I że nie dość doceniła jego postawę, czyli przyjęcie z otwartymi rękami. Wyglądało to trochę, jakby nie doceniła jego wrażliwości. Jemu przecież runął cały świat, przestał się czuć bezpieczny. Teraz sobie zadaje słuszne pytanie: „Czy to się nie powtórzy?”.
Pragnienia są w końcu niepowstrzymane, nie można ich okiełznać. Co się więc wydarzyło w tej historii o niespełnionym pragnieniu?
Przydarzył się smutek spełnionej baśni. Wydawało się więcej, niż się w istocie wydarzyło. I nigdy nie mamy gwarancji, że nas też to nie czeka, jeżeli będziemy chcieli zmienić nagle swoje życie. Poza tym nie zawsze potrafimy wyjść z rutyny tylko dlatego, że mamy wewnętrzne przekonanie, że „coś byśmy w naszym życiu zmienili”. Składam to na karb niedojrzałości tej kobiety, która nie potrafiła przewidzieć konsekwencji swoich poczynań.
Nie zawsze się da.
Ale warto chociażby wizualizować sobie te konsekwencje. Dam pani przykład: w pracy pojawia się nowy mężczyzna. Iskrzy między nim a zamężną kobietą. Ona jest nim zafascynowana, a on także wyraźnie nią zainteresowany. Pojawia się perspektywa romansu biurowego, tyle że on deklaruje: szukam związku na życie. Ta pacjentka przyszła do mnie rozważyć sprawę. Widziałem u niej silną fascynację i to, że nie może się pozbierać, bo ten mężczyzna wywarł na niej wielkie wrażenie. Pomogłem jej spokojnie zwizualizować kilka scenariuszy przyszłości. Porozmawialiśmy o plusach i minusach każdego z nich, o tym, co się wydarzy, jeżeli zostaną podjęte jakieś nieodwracalne decyzje. Ostateczny wybór zawsze jest okupiony jakimś cierpieniem, bo z czegoś się rezygnuje. W końcu ta moja pacjentka nie zdecydowała się na odejście ze stałego związku w ramiona atrakcyjnego kolegi. Ale bardzo to przeżyła.
Czy dojrzałe kobiety mają dojrzałe pragnienia, a niedojrzałe kobiety mają niedojrzałe?
Nie. Dojrzały człowiek też może popełnić głupstwo. Ale po to mamy dojrzałość, żeby zdać sobie sprawę z popełnionego błędu i wyciągnąć wnioski.
A jak to wygląda z perspektywy czasu? Czy kobiety dzisiaj żałują swoich pragnień z przeszłości, na przykład z czasów nastoletnich? Wracają do nich, czytają swoje pamiętniki?
Zacznijmy od tego, że pisanie pamiętników było kiedyś bardziej rozpowszechnione niż dzisiaj. Są jednak wciąż osoby, które piszą pamiętniki. To niezwykle ciekawa materia do analizy kobiecych pragnień. Co jest bowiem ich istotą? Marzenia, oczekiwania, pragnienia wobec mężczyzn, ale też wobec osób, które piszącą pamiętnik kobietę otaczają. Pytania o to, czy czeka mnie wieczna przyjaźń, miłość. Następną przestrzenią pamiętników są po prostu opisy przeżyć z danego dnia, czyli co się wydarzyło. I kolejną – ważne przeżycia. Czyli to wszystko, co można określić sformułowaniami „czułam”, „myślałam”, „spodziewałam się”, „tęskniłam”.
Rozumiem, że kobiety przynoszą do pana te pamiętniki i ich pierwszą reakcją jest: „Jak ja mogłam tak myśleć!”.
Nie zgadła pani. Pierwsza refleksja kobiet po przeczytaniu swoich pamiętników brzmi: „Czy ja się zmieniłam? Czy mam podobny pogląd na świat jak ta piętnasto-, siedemnastolatka, którą byłam, gdy pisałam ten pamiętnik?”.
Część kobiet jest szczęśliwa, bo się okazuje, że są wciąż takie same albo bardzo podobne. Że charakterologicznie i temperamentalnie są taką samą trwałą strukturą. Można powiedzieć, że taki sposób myślenia charakteryzuje kobiety w miarę spełnione, które uznają za pozytywną wartość ciągłość swoich marzeń, pragnień, ba – nawet męskich typów. Mówią o sobie: „Życie mnie nie zmieniło, nie stałam się gorsza, zgorzkniała, mimo różnych doświadczeń, które się wydarzyły po drodze. Pozostałam sobą. Ceniłam zawsze lojalność i mimo że tyle osób okazało się nielojalnych, nie stałam się cyniczna. Ten potencjał, który miałam, wykorzystałam tak, że w życiu teraźniejszym zaowocował dobrymi rzeczami”.
Inna postawa, która mnie osobiście nie przypada do gustu (ale to nie ma znaczenia), polega na patrzeniu na siebie z przeszłości w sposób dosyć cyniczny. Uważają, że wtedy były idealistkami, a przecież „wiadomo nie od dziś, że człowiek człowiekowi wilkiem”. Mówią też ostrzej: określają się jako „głupia”, „naiwna”, słyszę od nich zgorzkniałe: „jak można było tak marzyć”, „właśnie przez to się doigrałam”, „nie wiedziałam o tym, dopiero mnie życie nauczyło”. Obserwujemy tutaj wyraźną zmianę: z idealistki kobieta pisząca pamiętnik staje się pragmatyczką, ale – niestety – wyjątkowo gorzką.
Z czego najczęściej wynika to zgorzknienie?
W Polsce, jak wynika z badań, sporo kobiet wchodzi w długoletni związek z mężczyzną, który jest jej pierwszym i jedynym partnerem. Oczywiście, w pamiętniku jest opisywany wyłącznie w superlatywach, dużo jest tam o jej uczuciach do niego, generalnie większość pozytywnych i romantycznych rzeczy. Rzeczywistość okazuje się jednak później nie tak romantyczna. Bywa, że taki partner po kilku latach bycia w związku oszukuje kobietę, zdradza czy stosuje wobec niej przemoc. Taki przebieg zdarzeń może spowodować u kobiety totalną zmianę postawy – „nigdy już nie zaufam żadnemu mężczyźnie”, „bycie zakochaną to słabość, której nie można pokazywać, bo ktoś ją wykorzysta”. Bywa, że tak zranione kobiety – już nigdy nie zakochają się ponownie. Mogą wejść w związek, ale nie będzie to już relacja romantyczna, tylko pragmatyczna. Słyszę wtedy od takich pacjentek: „Ja kochałam tylko raz i przejechałam się na tym”. Stąd bierze się więc to zgorzknienie, które próbuję modyfikować, bo ta postawa nie jest dobra także dla najbliższych tej kobiety.
Philip Zimbardo i John Boyd w książce Paradoks czasu piszą o tym, że warto modyfikować nasze kiepskie doświadczenia z przeszłości w takie uczucia, które nie będą nam utrudniały życia w teraźniejszości. I że się to może udać. Pana zgorzkniałym pacjentkom też się udaje?
Próbuję je modyfikować, ponieważ taka utrwalona postawa zgorzknienia jest zaraźliwa. Zgorzkniała matka wychowuje takie same dzieci, może zepsuć udane związki przyjaciółek, sącząc ziarno niepewności, które może zebrać owoce. Korygowanie takiej cynicznej postawy polega na obiektywizowaniu rzeczywistości. Ludzie zwykle postrzegają rzeczywistość poprzez swój pryzmat, ponieważ nie mają żadnego warsztatu badawczego. Generalizują więc swoje doświadczenia i osoby po kiepskich doświadczeniach ze związkami nierzadko są przekonane, że nie ma udanych relacji. Jak mogę to zobiektywizować? Z pomocą nauki – oczywiście. Dlatego przytaczam statystyki obiektywnych badań przeprowadzonych w różnych krajach, różnymi metodami, że jednak na świecie jest mnóstwo udanych, szczęśliwych związków.
Pomaga?
Na pewno budzi jakąś refleksję o tym, że być może zgorzkniały obraz świata nie jest jedynym właściwym, że może to jednak przesada. Warsztat naukowy terapeuty i obiektywne dane na temat jakości związków – bywa, że pomagają.
Ale na szczęście, w kontrze do postawy zgorzkniałej jest jeszcze trzeci rodzaj reakcji – nazwałbym ją zbliżoną do obiektywizmu: „Byłam wtedy dorastającą dziewczynką, więc akceptuję moje myśli i przeżycia z przeszłości. Teraz jestem dorosłą kobietą i częściej posługuję się rozumem”.
Realistka.
Tak. Jako dorosła kobieta ma już świadomość, że dojrzewająca dziewczyna przechodzi przez różne etapy, potem z nich wyrasta. Można na tę historię dojrzewania patrzeć z rozczuleniem i często ona właśnie tak robi. Akceptuje każdą fazę życia, bo każda jest inna. Pamiętnik jest dokumentem – świadkiem tego rozwoju. Sam nigdy nie pisałem pamiętnika, a teraz trochę żałuję, bo z chęcią bym przeczytał. Na pewno nie jestem cyniczny, czyli odpada zgorzkniały sposób widzenia świata. Pewnie chciałbym wejrzeć w siebie w okresie dojrzewania, poszedłem do wojska jako siedemnastolatek – wobec tego moje dojrzewanie zostało nieco skrócone.
Czy taki powrót do pragnień nastoletnich może mieć charakter terapeutyczny?
Jak najbardziej. Zetknięcie ze sobą i swoimi marzeniami sprzed lat budzi wiele refleksji. Na przykład rozczulenie: „Jaka byłam ciekawa świata, fajna, ufna, wrażliwa” albo zdziwienie: „Tyle było we mnie wartościowych cech, optymizmu, co się ze mną teraz stało?”. Jeżeli ta nastoletnia wersja zachwyca na tyle, że chce się do niej zbliżyć, może dorosłą kobietę czekać piękna praca terapeutyczna, w czasie której być może wróci do zapomnianej wersji siebie. Zrozumie, pod wpływem czego się zmieniła, powróci do korzeni, zastanowi się nad sobą. To potrafi być bardzo ubogacające.
W jakim kontekście pojawiają się w pana gabinecie te nastoletnie pamiętniki?
Z pamiętnikami jest ciekawa sprawa. Większość Polaków przeprowadza się i opuszcza domy rodzinne. Nie zabierają ze sobą pamiętników albo niszczą je jako zbędny balast. Czasami może się uda coś ocalić na strychu domu u rodziców albo u takich, którzy zostawili córce pokój z nastoletnich czasów, żeby w każdej chwili mogła wrócić i sięgnąć po swoje rzeczy. I na takich zapomnianych półkach leżą sobie te pamiętniki. A w gabinecie pojawiają się najczęściej z mojej inspiracji, ponieważ podczas terapii pytam, jakie moje pacjentka ma sny, czy pisała w młodości pamiętniki, jaki motyw pojawia się w jej wspomnieniach. I jeżeli ma taką ochotę – może się ze mną swoimi refleksjami podzielić.
Czasami motyw pamiętników wychodzi, kiedy pacjentka robi remanent swojego życia. Wtedy przyznaje mi się, że sięgnęła po nie i wróciła wspomnieniami do przeszłości. Jest też taka grupa kobiet, która się wstydzi siebie z przeszłości. Że była taka niedojrzała, naiwna, że fascynowała się „takimi głupotami”, że przeżywała z przyjaciółką bezsenną noc, zalewając się łzami, widać jeszcze rozmyte litery w tym pamiętniku. Wstydzą się zasuszonych liści, zasuszonych kwiatków. Chociaż bywa, że kwiatków od dawnej sympatii się nie wstydzą, bo oglądając je, czują bodziec emocjonalny. Patrząc na kwiatek, zaczynają wizualizować dawną miłość. Można patrzeć na pamiętnik jak na ślad wspomnień. Kiedyś taką rolę odgrywały albumy ze zdjęciami, ale zdjęcia są jednak wspomnieniem przelotnym. W pamiętnikach mamy zapis konkretnej chwili i tego, co się w danym momencie myślało.
Pamiętniki pensjonarek! Te się dopiero czyta! Można z nich wydobyć całą złożoność kobiecych pragnień i marzeń.
Zgadza się, dla mnie to określenie nie ma charakteru pejoratywnego, wręcz przeciwnie: uważam, że są doskonałym źródłem wiedzy na temat kobiecego dojrzewania, kobieciej seksualności. Bardzo dużo się w nich dzieje. A ich niewątpliwą wartością jest fakt, że są ukrywane przed rodzicami – dlatego są bardzo intymne, prywatne, prawdziwe. Rodzice, którzy natkną się na taki pamiętnik, mogą być zaskoczeni, ponieważ widzą zupełnie inny obraz swojego dziecka. Nie jestem psychiatrą wieku dojrzewania, ale czasami słyszę, że rodzice mają na temat dzieci opinię, która ma się nijak do tego, jakie to dziecko jest w rzeczywistości i co aktualnie przeżywa.
Wiem, o czym pan mówi. W głośnym filmie animowanym o dojrzewaniu To nie wypanda główna bohaterka, nastoletnia Mei, wykrzykuje swojej konserwatywnej mamie: „Tak! Oglądam się za chłopakami, słucham głośnej muzyki i robię bezwstydne ruchy!”.
To nagminne zjawisko, że rodzice nie nadążają za dojrzewaniem swoich córek. Pamiętniki jednak – użyte na przykład jako dowód w rozprawie sądowej – mogą mocno zmienić charakter toczonej sprawy. W swojej praktyce sądowo-seksuologicznej miałem do czynienia z faktem, że na podstawie pamiętników wysnuwano fałszywe oskarżenia o molestowanie seksualne. W pamiętniku przypadkiem odkrytym przez matkę były zawarte fantazje erotyczne na temat danego mężczyzny: nauczyciela, trenera, wujka czy nawet ojca. Sprawa trafiała do sądu, który musiał orzec, czy są to fantazje, czy też prawda. Tak było kiedyś, ale tak dzieje się również dzisiaj. Są to niebywale trudne sprawy, ponieważ fantazjująca (załóżmy, że to tylko fantazje) na temat jakiegoś mężczyzny ze swojego otoczenia czternastolatka chce ukryć swoją rozbudzoną erotykę przed bliskimi. Może skłamać z lęku przed oceną: „Aha, to taka jesteś bezwstydna” i powiedzieć, że była w rzeczywistości molestowana. Wtedy sprawa nabiera bardzo poważnego trybu, ponieważ powoływani się kolejni biegli, którzy mają sprawdzić, czy nastolatka nie konfabuluje. Czasami sprawa jest szybko umarzana, bo widać, że szyta grubymi nićmi. Ale bywa też i tak (rzadko), że taki pamiętnik może stać się źródłem nieszczęścia i na przykład niesłusznego skazania. Dlatego jeżeli mogę coś powiedzieć rodzicom, którym przypadkiem wpadnie w ręce pamiętnik córki, to: 1. nie czytajcie, uszanujcie prywatność, 2. nie wszystko, co tam czytacie, jest odtworzeniem obiektywnego świata, jest tam wiele fantazji, i są one całkowicie naturalne, 3. po przeczytaniu nie starajcie się ich weryfikować, chyba że naprawdę jest coś, co was bardzo niepokoi – także w zmianie zachowania córki.
Po co nastolatkom takie erotyczne fantazje?
Do prawidłowego rozwoju psychoseksualnego. Erotyka dotyczy też relacji. Dziewczynka mająca lat trzynaście, czternaście, która już zaczyna odczuwać pociąg, może popuścić wodze fantazji na temat mężczyzny: że jej dotyka, pieści ją, całuje. Opisuje fantazje dotyczące seksu, którego jeszcze nie poznała, ale tak go sobie wyobraża. Czytajmy to jako wyraz dojrzewającej kobiecości. Pionierzy psychoanalizy ukuli termin na to, o czym teraz mówimy. To jedna z faz rozwoju seksualnego – faza utajona. Po niej – ich zdaniem – następuje wybuch okresu dojrzewania. My jednak dzisiaj widzimy, że okres utajenia wcale nie musi być milczący, może się w nim dziać bardzo wiele. Mogą się pojawić regularne fantazje erotyczne, potrzeby seksualne, zakochiwania – pamiętniki mogą być ich pełne. Nastoletnie i bardzo młode dziewczyny, jak widać w znakomitym filmie Elvis (ale także w filmach dokumentalnych z koncertów Beatlesów czy Rolling Stonesów), to absolutnie nieokiełznane, niepowstrzymane i niebywale spontaniczne w swoich reakcjach osoby. Ich fantazja nie ma granic, dołącza do tego burza emocjonalna i hormonalna – siła tych uczuć jest ogromna.
Mam wrażenie, że kobieta nigdy potem nie będzie już taka bezkompromisowa, odważna, naturalna. No, może dopiero po pięćdziesiątce…
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki