Zachowaj spokój. Stoicyzm w praktyce na dzisiejsze czasy - Brigid Delaney - ebook + audiobook

Zachowaj spokój. Stoicyzm w praktyce na dzisiejsze czasy ebook i audiobook

Delaney Brigid

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

15 osób interesuje się tą książką

Opis

Nie musisz udawać Greka, by być odpornym na stres i nie dać się wyprowadzić z równowagi

 

Jeżeli nie masz z okna widoku na ocean, bezskutecznie domagasz się podwyżki, martwisz się, że coś cię omija, ktoś hejtuje cię w internecie, boisz się życia, końca świata i braku papieru toaletowego, jeśli dopadł cię kryzys, porzuciła narzeczona, umarł ci kot, a kurier uparcie się spóźnia – ta książka prawdopodobnie jest dla ciebie.

 

Mamy dobrą wiadomość: ratunkiem na wszelkie życiowe porażki i katastrofy może być filozofia stoików: Seneki, Epikteta i Marka Aureliusza. Okazuje się, że starożytni poszukiwali odpowiedzi na te same pytania, które dzisiaj nurtują nas. Australijska dziennikarka Brigid Delaney postanowiła podążyć ich drogą i zebrała wskazówki,

jak zachować spokój w czasach chaosu.

 

Autorka przekonuje, że aby przetrwać powyższe nieszczęścia, wystarczy odnaleźć w sobie kapitana, który świadomie steruje statkiem, ale wie, że nie ma wpływu na pogodę. Tak samo my w codziennym życiu możemy w pełni kontrolować tylko trzy rzeczy: swój charakter, swoje reakcje oraz to, jak traktujemy innych. Uświadomienie sobie, że na pozostałe nie mamy wpływu, paradoksalnie przynosi ulgę, poczucie sprawczości i wewnętrzny spokój. Nie bój się, że wyzbędziesz się przy tym emocji. Stoicyzm nie znieczula serca, lecz pomaga uwolnić się od lęku, rozedrgania, niepokoju – i pokazuje, jak stać się silnym człowiekiem.

 

Brigid Delaney jest dziennikarką „The Guardian”, w którym publikuje popularne cotygodniowe felietony z cyklu Brigid Delaney’s diary. W Polsce ukazała się jej książka Wellmania. W niezdrowej pogoni za dobrostanem, na podstawie której powstał serial komediowy Netflixa.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 368

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 51 min

Lektor: Kasia Malinowska
Oceny
4,3 (103 oceny)
56
32
9
1
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Apatheia1

Dobrze spędzony czas

Autorka trochę przedłożyła własne rozmyślania nad kanoniczne zasady stoicyzmu i wyszedł jej duży chaos tematyczny. Pocżątek był o śmierci, co też nie było fajne i nie wprowadzało zupełnie w temat tej filozofii. Nie posegregowala zasad stoicyzmu od tych najważniejszych po mniej istotne. Bardzo słabo akcentowała podstawowe cnoty i namiętności, sławną apatheię. Cztery wredne pathe, czyli namiętności, z których wynika masa innych wad, a także szereg cnót, które należy osiągnąć, żeby praktykować stoicyzm. Trzymanie się cnót i powstrzymywanie od namiętności, to główna zasada stoicyzmu, co autorka raczej olała. Wspomina za to o gniewie, potrzebie zachowania spokoju, powściągliwości, dyskusjach, zależnych i cudzych sprawach, lęku, ale to za mało, jak na stoicyzm. Plusem książki jest wiele własnych i krytycznych rozważań, książka nie jest przez to nudna. Minusem- totalny bałagan pojęć, więc lepiej nie uczyć się stoicyzmu z tej książki. Autorka też lubi wkładać ludzi i pewne sytuacje do jednej s...
40
SonoMonika

Nie polecam

jest to mix autobuografi, stoicyzmu, zmian klimatycznych i covidu. mam wrażenie że autorka stawia na piedestale tej ksiazki klimatyczne zmiany i covid...
10
moliczka

Dobrze spędzony czas

Ciekawe refleksje na temat problemów współczesnych czasów w odniesieniu do filozofii stoickiej.
00
pflunt

Nie oderwiesz się od lektury

Książka do której należy wrócić i to nie raz i nie dwa ☺️
00
ladecka

Nie oderwiesz się od lektury

Doskonała!!!!
00

Popularność




Po­trzeba wiel­kiej od­wagi, by zo­ba­czyć świat w ca­łej jego ska­żo­nej chwale i na­dal go ko­chać.

- OSCAR WILDE

Do rze­czy, z któ­rymi je­steś lo­sem sprzę­żony, sta­raj się do­sto­so­wać. Lu­dzi też, z któ­rymi cię los złą­czył, mi­łuj, a szcze­rze.

- MAREK AURE­LIUSZ [PRZEŁ. MARIAN REITER]

Oto czasy, w któ­rych pra­gnąłby żyć ge­niusz. Wiel­kie cha­rak­tery nie wy­ku­wają się w za­ci­szu spo­koj­nego ży­wota ani dwor­co­wej po­cze­kalni. To zma­ga­nie z trud­no­ściami two­rzy rzutki umysł, a wiel­kie po­trzeby wy­ma­gają wiel­kich cnót.

- ABI­GAIL ADAMS, LIST DO JOHNA QUINCY’EGO ADAMSA,19 STYCZ­NIA 1780 R.

WSTĘP

Nie ma co, ży­jemy w cie­ka­wych cza­sach! Po­wta­rza­łam to so­bie co­dzien­nie zgar­biona przed lap­to­pem, śle­piąc zmę­czo­nym wzro­kiem w ekran, z któ­rego za­le­wały mnie co­raz to nowe nie­po­ko­jące wia­do­mo­ści ze wszyst­kich za­kąt­ków świata. Mia­łam wra­że­nie – wła­ści­wie wciąż je mam – że funk­cjo­nu­jemy w sta­nie per­ma­nent­nego kry­zysu, w któ­rym jedno glo­balne trzę­sie­nie ziemi goni dru­gie, nie po­zwa­la­jąc na chwilę wy­tchnie­nia i orien­ta­cję w cią­gle zmie­nia­ją­cej się, co­raz bar­dziej po­nu­rej rze­czy­wi­sto­ści.

Ze­wnętrzne przy­czyny cha­osu można ła­two wska­zać: kry­zys kli­ma­tyczny, pan­de­mia, ra­sizm, po­głę­bia­jące się nie­rów­no­ści spo­łeczne, gwał­tow­nie ro­snące koszty utrzy­ma­nia, wojny i na­ra­sta­nie pro­ble­mów ze zdro­wiem psy­chicz­nym. Za ich sprawą wy­pa­lamy się, po­pa­damy w co­raz głęb­sze uza­leż­nie­nia i nad­uży­wamy róż­nych sub­stan­cji, sta­jemy się nie­wol­ni­kami wła­snych te­le­fo­nów. Roz­pa­dają się płasz­czy­zny po­ro­zu­mie­nia, w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych sza­leje plaga nad­użyć i hejtu, wy­co­fu­jemy się do na­szych do­mów, ekra­nów, schro­nów, plat­form i ba­niek, w eg­zy­sten­cjalny ma­razm spo­wo­do­wany bra­kiem ry­tu­ałów, po­czu­cia uczest­nic­twa i wspól­noty, które na­dają sens ży­ciu.

Współ­cze­sny czło­wiek żyje pod ostrza­łem bodź­ców. Jest ich tak wiele i są tak silne, że aż się nie chce otwie­rać oczu.

A jed­nak... na­sze czasy mają też w so­bie coś wspa­nia­łego. We wcze­snych dniach pan­de­mii pa­no­wało upo­rczywe prze­ko­na­nie, że oto coś się wy­da­rza. Gdy na chwilę znie­siono izo­la­cję – za­równo po­mię­dzy zna­jo­mymi, jak i ob­cymi – wy­lała się z nas fala dziw­nej, lek­ko­myśl­nej to­wa­rzy­sko­ści. Te oso­bliwe chwile je­sie­nią 2020 roku uka­zały nam, że mo­żemy stać się inni, je­śli tylko so­bie na to po­zwo­limy.

Od za­wsze ra­dzę so­bie z trud­no­ściami, na­da­jąc im sens, który staje się mapą – a mapa wska­zuje drogę wyj­ścia z ta­ra­pa­tów. Po­my­śla­łam więc, że je­śli uda mi się od­czy­tać zna­cze­nie tych lat cha­osu i za­dzi­wie­nia, wy­my­ślić, jak naj­le­piej je prze­trwać, to będę za­bez­pie­czona na przy­szłość, przy­go­to­wana na to, co mnie czeka. A przy­szłość za­po­wia­dała się sza­lona. Może na­wet bar­dziej niż prze­szłość.

Je­dyny pro­blem po­le­gał na tym, że kul­tura (ani te­raz, ani wcze­śniej) nie wy­po­sa­żyła nas w umie­jęt­ność roz­po­zna­wa­nia tego, co jest ważne, ani w mapę, którą mo­gli­by­śmy się kie­ro­wać, że­glu­jąc wśród raf ostat­nich kilku lat. W świec­kim spo­łe­czeń­stwie nie ma ani re­li­gii, ani po­wszech­nie przy­ję­tych na­rzę­dzi spo­łecz­nych czy mo­ral­nych po­zwa­la­ją­cych spro­stać co­raz bar­dziej zło­żo­nym wy­zwa­niom, ja­kie sta­wia przed nami ży­cie. Po­zo­staje nam im­pro­wi­za­cja. Ale jak zna­leźć spójny sens w cza­sach nie­ustan­nych zmian? Co zro­bić, by mocno sta­nąć na ziemi, nie da­jąc po­rwać się nie­po­ko­jowi, że na­sze spo­łe­czeń­stwo się roz­pada? Jak w ob­li­czu cha­osu za­cho­wać opty­mizm, dzia­łać z po­czu­ciem celu i spraw­czo­ści? I co to zna­czy być do­brym czło­wie­kiem, który po­stę­puje etycz­nie? W na­szej obec­nej kul­tu­rze nie zna­la­złam nic, co po­zwa­la­łoby ugrun­to­wać się w sza­le­ją­cej za­wie­ru­sze.

Żeby prze­trwać trudny czas, po­trzebna mi była so­lidna dawka mą­dro­ści. Ale gdzie jej szu­kać?

W mo­ich po­przed­nich książ­kach na te­mat in­ter­netu i glo­ba­li­za­cji (This Re­stless Life) oraz branży wel­l­ness i zdro­wia (Wel­l­ma­nia[1]) po­szu­ki­wa­łam od­po­wie­dzi na po­wyż­sze py­ta­nia. Pi­sząc ni­niej­szą, rów­nież ich szu­ka­łam, jed­nak nie na ze­wnątrz, tylko we wła­snym wnętrzu.

Po­szu­ki­wa­łam na­rzę­dzi do roz­wi­ja­nia swo­jego we­wnętrz­nego ży­cia, hartu du­cha, któ­rego wy­star­czy­łoby mi do sa­mego końca. Owa mą­drość by­łaby prze­wod­ni­kiem dla in­tu­icji po tym, jak trak­to­wać in­nych lu­dzi, jak po­ru­szać się w świe­cie i sta­wiać czoła roz­cza­ro­wa­niu, utra­cie, ra­do­ści i ob­fi­to­ści. Od­dzia­ły­wa­łaby też na wnę­trze – nada­wała sens, kre­śliła mapę, by­łaby mo­ral­nym kom­pa­sem, po­zwa­lała za­cho­wać spo­kój i na­brać od­wagi w cza­sach cha­osu na świe­cie i w ży­ciu oso­bi­stym.

Traf chciał (jesz­cze o tym na­pi­szę), że od­na­la­złam po­szu­ki­waną mą­drość w sto­icy­zmie – fi­lo­zo­fii wy­wo­dzą­cej się ze sta­ro­żyt­nych Gre­cji i Rzymu.

Sto­ic­kie po­dej­ście do ży­cia jest za­wsze przy­datne, a szcze­gól­nie po­mocne dla mnie oka­zało się w marcu 2020 roku.

Usły­sza­łam, jak sta­ro­żytni fi­lo­zo­fo­wie szep­czą do mnie przez od­męty czasu: „Tu­taj! Je­ste­śmy tu­taj! Za­wsze tu by­li­śmy”.

Dla­tego za­nu­rzy­łam się w prze­szłość i zna­la­złam tam czasy po­dobne do na­szych – pełne cha­osu, wo­jen, plag, zdrady, ko­rup­cji, nie­po­koju, roz­pu­sty i stra­chu przed kli­ma­tyczną apo­ka­lipsą. Ów­cze­śni lu­dzie po­szu­ki­wali od­po­wie­dzi na te same py­ta­nia, które dzi­siaj nur­tują nas. Spo­tka­łam ich w sta­ro­żyt­nym sto­icy­zmie. Byli tacy jak my: chcieli od­na­leźć sens ży­cia i po­czu­cie przy­na­leż­no­ści, speł­nie­nie i spo­kój, mi­łość, har­mo­nijne ży­cie ro­dzinne; war­to­ściową pracę da­jącą sa­tys­fak­cję; bli­skie, po­krze­pia­jące przy­jaź­nie. Pra­gnęli przy­czy­niać się do do­bro­stanu wła­snej spo­łecz­no­ści; być czę­ścią cze­goś więk­szego od nich sa­mych; prze­ży­wać fa­scy­na­cję przy­rodą i chwile na­boż­nej czci. Oni też za­da­wali so­bie py­ta­nia o po­czątki wszyst­kiego i uczyli się, jak po­go­dzić się z tym, że w pew­nym mo­men­cie, nie z wła­snego wy­boru, mu­simy wszystko utra­cić.

„Je­ste­śmy tu­taj! Za­wsze tu by­li­śmy”. A za­tem po­szłam po na­ukę do sto­ików, się­ga­jąc ku nim po­przez ot­chłań czasu, by do­wie­dzieć się, jak sta­ro­żytne na­uki mogą nam po­móc dzi­siaj.

Jak to się stało, że na­pi­sa­łam tę książkę, i po co to zro­bi­łam

Po raz pierw­szy ze­tknę­łam się z fi­lo­zo­fią sto­icką w roku 2018. W 2019 za­czę­łam ją wni­kli­wie ba­dać, a pi­sa­nie książki za­koń­czy­łam w roku 2022.

Okres od roz­po­czę­cia do za­koń­cze­nia prac był tak dziwny, cha­otyczny, po­zba­wiony po­rządku, bez­pre­ce­den­sowy i tak bar­dzo wy­ma­ga­jący tego, o czym pi­sa­łam, że całe to przed­się­wzię­cie wy­da­wało mi w ja­kiś nie­sa­mo­wity spo­sób z góry prze­są­dzone. Na sa­mym dnie pan­de­micz­nego doła zna­jo­mość sto­icy­zmu oka­zała się praw­dzi­wym da­rem. Mia­łam wra­że­nie, że je­stem wy­słaną w przy­szłość bo­ha­terką po­wie­ści fan­ta­stycz­no­nau­ko­wej, któ­rej su­per­moc – pra­wi­dłowo użyta – po­zwoli jej się wy­rwać z ta­ra­pa­tów.

Jed­nak spo­sób, w jaki ze­tknę­łam się ze sta­ro­żytną na­uką, któ­rej źró­dła prze­trwały do dziś (z kil­koma god­nymi uwagi wy­jąt­kami) głów­nie we frag­men­tach i re­la­cjach jej adep­tów, był z po­czątku przy­pad­kowy.

We wrze­śniu 2018 roku re­dak­torka na­czelna „Gu­ar­diana” – moja ko­le­żanka po fa­chu, a pry­wat­nie przy­ja­ciółka, Bon­nie Mal­kin – po­de­słała mi pe­wien fra­pu­jący ar­ty­kuł. Jego na­głó­wek brzmiał: „Chcesz być szczę­śliwy? Przez ty­dzień żyj jak stoik” (Wanna be happy? Then live like a Stoic for a week). Opi­sy­wał on pro­wa­dzony przez na­ukow­ców z Uni­wer­sy­tetu w Exe­ter eks­pe­ry­ment on­line z udzia­łem około sied­miu ty­sięcy osób, które pró­bo­wały przez ty­dzień żyć tak jak sta­ro­żytni sto­icy, wspie­ra­jąc się co­dzienną lek­turą i dys­ku­sjami na te­mat sto­icy­zmu. Na po­czątku ty­go­dnia, który obej­mo­wało ba­da­nie, i pod jego ko­niec spraw­dzono, jak bar­dzo uczest­nicy czują się szczę­śliwi, by okre­ślić, czy sto­icki tryb ży­cia przy­nosi wy­mierną zmianę w tym za­kre­sie. Bon­nie za­su­ge­ro­wała, że­bym na­pi­sała o tym fe­lie­ton z przy­mru­że­niem oka.

Zgod­nie z ar­ty­ku­łem opi­su­ją­cym „ty­dzień sto­ika” na­le­żało się w jego trak­cie kie­ro­wać pię­cioma za­sa­dami. Choć od tam­tego czasu upły­nęło już pięć lat, co­dzien­nie do nich wra­cam.

1. Przyj­mij do wia­do­mo­ści, że więk­szość wy­da­rzeń, które za­cho­dzą w twoim ży­ciu, znaj­duje się poza twoją kon­trolą.

2. Do­strzeż, że twoje emo­cje są wy­ni­kiem tego, co my­ślisz o świe­cie.

3. Po­gódź się z tym, że od czasu do czasu będą ci się przy­tra­fiać przy­kre sy­tu­acje, tak jak przy­da­rzają się wszyst­kim in­nym.

4. Po­strze­gaj sie­bie jako część więk­szej ca­ło­ści, a nie od­izo­lo­waną jed­nostkę. Je­steś czę­ścią ludz­ko­ści, czę­ścią na­tury.

5. Myśl, że wszystko, co masz, nie jest twoją wła­sno­ścią, a tylko to wy­po­ży­czasz i pew­nego dnia zo­sta­nie ci ode­brane.

Ty­dzień nie wy­star­czył mi, żeby zo­stać sto­iczką. Przed­się­wzię­cie oka­zało się znacz­nie więk­sze. Sto­icyzm miał wiele in­nych, skom­pli­ko­wa­nych za­sad, peł­nych za­strze­żeń i wy­jąt­ków, dzi­wacz­nych pra­wi­deł i nie­zna­nych mi teo­rii. Pi­sma sto­ic­kie by­wały za­wiłe. Tre­ści, które spi­sano przed wie­kami, w mar­twych ję­zy­kach, plą­tały się w do­stęp­nych tłu­ma­cze­niach. Nie­które zda­nia trzeba było czy­tać wiele razy, żeby od­na­leźć w nich sens.

Fe­lie­ton, który wtedy wy­sma­ży­łam do „Gu­ar­diana”, trak­to­wał o tym, jak trudno przez cały ty­dzień być sto­iczką, zwłasz­cza na kacu.

Sło­wem, do­wio­dłam, że nic nie zro­zu­mia­łam.

Jed­nak coś we mnie po­zo­stało. Po roku wró­ci­łam z po­sta­no­wie­niem, że tym ra­zem po­dejdę do „sto­ic­kiego ty­go­dnia” po­waż­niej. Ze­bra­łam grupkę zna­jo­mych, z któ­rymi – oso­bi­ście i wir­tu­al­nie, za po­śred­nic­twem What­sAppa – spo­ty­ka­li­śmy się w Syd­ney na co­dzienne czy­ta­nie o sto­icy­zmie i wspólną prak­tykę roz­licz­nych za­sad. W na­szej gru­pie – bar­dzo zróż­ni­co­wa­nej i obej­mu­ją­cej osoby od trzy­dzie­stego do czter­dzie­stego pią­tego roku ży­cia (na­le­żeli do niej mię­dzy in­nymi: agent nie­ru­cho­mo­ści z By­ron Bay, dzien­ni­karz eko­no­miczny z „The Au­stra­lian”, ak­ty­wi­sta z or­ga­ni­za­cji po­li­tycz­nej Ge­tUp!, stu­dent prawa i kle­ryk) – pa­no­wał głód za­sad, ry­goru i lo­giki, które obie­cy­wał sto­icyzm. Sta­ro­żytni sto­icy pra­gnęli pa­trzeć ży­ciu pro­sto w twarz, wi­dzieć je ta­kim, ja­kie jest, i go­rąco je ko­chać (mimo wszystko... i ze względu na wszystko) po to, aby w końcu móc od­pu­ścić (dą­że­nie do kon­troli nad nim).

Dzięki nie­ugię­tej, nie­zno­szą­cej sprze­ciwu mą­dro­ści sto­ików i de­ter­mi­na­cji, z jaką sta­wiali czoła prze­ciw­no­ściom – a więc sa­mej rze­czy­wi­sto­ści – zro­dził się we mnie po­dziw dla ich fi­lo­zo­fii, choć cza­sami było mi trudno ją zro­zu­mieć.

By ogar­nąć ją umy­słem, po­trze­bo­wa­łam wię­cej niż ty­go­dnia. Jed­nak mój drugi „sto­icki ty­dzień” do­biegł końca, grupa z What­sAppa się roz­pierz­chła, a ja zo­sta­łam z obiet­nicą no­wego spo­sobu pa­trze­nia na świat i no­wego spo­sobu by­cia, który de facto był Bar­dzo Sta­rym Spo­so­bem By­cia. Po­trze­bo­wa­łam na­uczy­ciela, prze­ciw­nika do spo­rów i part­nera do wy­miany my­śli – sto­ika, który byłby mi przy­ja­cie­lem i men­to­rem.

Mam na­dzieję, że wy, czy­ta­jąc tę książkę, znaj­dzie­cie go we mnie. Jed­nak naj­pierw cof­nijmy się w cza­sie, bym mo­gła opo­wie­dzieć, kto zo­stał nim dla mnie.

W lipcu 2019 roku wy­bra­łam się na lunch z An­drew, moim sta­rym zna­jo­mym. Pra­co­wał w kor­po­ra­cji, jed­nak gdy po­zna­li­śmy się na pre­mie­rze książki, zro­dziła się mię­dzy nami przy­jaźń, gdyż oka­zało się, że łą­czy nas pa­sja dys­ku­to­wa­nia i wy­miany ar­gu­men­tów na te­mat roz­ma­itych idei, choć na­sze po­glądy czę­sto były prze­ciw­stawne. Pod­czas lun­chu opo­wie­dzia­łam mu o udziale w „ty­go­dniu sto­ika” i na­ucza­nych tam zło­żo­nych, za­wi­łych za­sa­dach, które w moim od­bio­rze – a umysł mia­łam roz­mięk­czony fast fo­odem awan­tur na Twit­te­rze i kul­tu­ro­wych wo­je­nek – miały w so­bie su­ro­wość i po­wagę, ja­kie trudno stra­wić współ­cze­snemu czło­wie­kowi, z jego roz­pro­sze­niem i skłon­no­ścią do dy­gre­sji.

Coś w sto­icy­zmie prze­mó­wiło do An­drew. Kilka ty­go­dni przed na­szym po­now­nym spo­tka­niem za­po­znał się z nim i zde­cy­do­wał, że w cza­sach głę­boko za­ko­rze­nio­nego re­la­ty­wi­zmu mo­ral­nego i za­miast re­li­gii – sto­icyzm to coś dla niego. W pu­bie Surry Hills z en­tu­zja­zmem opo­wie­dział mi przy drinku, jak sto­icyzm po­maga mu w ro­dzi­ciel­stwie, biz­ne­sie i kon­tak­tach z ko­le­gami. An­drew jest bar­dziej me­to­dyczny i zor­ga­ni­zo­wany niż ja – i znacz­nie mniej skłonny do po­dą­ża­nia za naj­now­szym sza­leń­stwem wel­l­ness.

Po­wie­dział mi, co go po­ciąga w sto­icy­zmie: „To, że jest in­te­lek­tu­alną, roz­sądną ramą, która or­ga­ni­zuje ży­cie. Po­doba mi się jego prak­tycz­ność. Ide­ały, które wy­zna­cza, są osią­galne. Uwzględ­niają na­sze mocne i słabe, ludz­kie strony. Sto­icyzm nie zmu­sza do po­goni za ide­ałami nie­moż­li­wymi do osią­gnię­cia, nie ska­zuje więk­szo­ści lu­dzi na po­rażkę w pró­bie ich re­ali­za­cji”.

Nie by­łam jed­nak pewna, czy sto­icyzm jest dla mnie. Prze­cież mam zu­peł­nie inny tem­pe­ra­ment. Je­stem bar­dziej im­pul­sywna, po­dą­żam za ener­gią cha­osu. Czy sto­icyzm spraw­dzi się rów­nież w moim przy­padku? A może pa­suje tylko do okre­ślo­nych ty­pów oso­bo­wo­ści? To był pół­me­tek 2019 roku. Pi­sa­łam wtedy fe­lie­tony z po­dróży i książkę. Po­my­śla­łam so­bie: co mam do stra­ce­nia? Ra­cjo­nalne „ja” pod­po­wia­dało mi, że mogę spró­bo­wać, a in­tu­icja szep­tała, że sto­icyzm mi się przyda.

Na­stępne dwa lata wy­peł­nione były dys­ku­sjami, spo­rami, czy­ta­niem tek­stów o fi­lo­zo­fii sto­ic­kiej i wdra­ża­niem jej w na­szym co­dzien­nym ży­ciu – w pracy, mi­ło­ści, związ­kach, ro­dzi­ciel­stwie, dba­niu o zdro­wie, do­bre sa­mo­po­czu­cie, spraw­ność fi­zyczną, po­dej­ściu do na­szej śmier­tel­no­ści, po­li­tyki, na­szych pra­gnień, od­po­wie­dzial­no­ści, sto­sunku do zwie­rząt do­mo­wych, me­diów spo­łecz­no­ścio­wych, ochrony zdro­wia psy­chicz­nego, do pie­nię­dzy i am­bi­cji.

Pro­wa­dząc swoje nie­for­malne ba­da­nia, od­kry­łam wiele za­ska­ku­ją­cych fak­tów. Otóż ta fi­lo­zo­fia wy­dała mi się znacz­nie no­wo­cze­śniej­sza niż chrze­ści­jań­stwo, które po­prze­dza – znacz­nie bar­dziej ega­li­tarna, włą­cza­jąca ko­biety i po­zba­wiona hie­rar­chii (w jej ra­mach można było dą­żyć do osią­gnię­cia sto­ic­kiego od­po­wied­nika świę­to­ści – czyli stać się sto­ic­kim mę­dr­cem, choć jesz­cze nie po­zna­łam ni­kogo, kto by osią­gnął ten po­ziom). Za­miast po­dą­żać za ogra­ni­czoną ideą czło­wieka jako sa­mo­wy­star­czal­nej wy­spy, sto­icy w rze­czy­wi­sto­ści głę­boko an­ga­żo­wali się w ideę spo­łe­czeń­stwa i ży­cia wspól­no­to­wego, spoj­rze­nie na przy­rodę i ko­smos mieli eks­ta­tyczne, zło­żone i głę­bo­kie, a w ich pi­smach po­brzmie­wają dzi­kie nuty po­gań­stwa.

Sto­icy opi­sali rów­nież pod­sta­wowy stan du­cha, do któ­rego po­win­ni­śmy dą­żyć, i na­zwali go ata­rak­sją (do­słow­nie „bez za­kłó­ceń”). To pre­cy­zyj­nie ska­li­bro­wany stan wy­ci­sze­nia, który nie jest ani szczę­ściem, ani ra­do­ścią, ani żad­nym ze sta­nów eks­ta­tycz­nych wy­stę­pu­ją­cych przy do­świad­cze­niach re­li­gij­nych i mi­stycz­nych, ani też przy bliż­szych nam wzlo­tach zwią­za­nych z za­ko­cha­niem czy wcią­ga­niem ko­ka­iny. Ata­rak­sja jest sta­nem sa­tys­fak­cji lub spo­koju, w któ­rym na­sza umy­słowa rów­no­waga po­zo­staje nie­za­kłó­cona, choćby świat wo­kół się wa­lił.

Przede wszyst­kim jed­nak za­czę­łam w sto­icy­zmie po­dzi­wiać jego przej­rzy­ste spoj­rze­nie na ludz­kość – za­wsze re­ali­styczne, ni­gdy cy­niczne. Sto­icyzm nie pro­po­no­wał ani boga, który ma zstą­pić z nieba i nas ura­to­wać, ani ży­cia po­za­gro­bo­wego. Każde z nas ma do dys­po­zy­cji tylko sie­bie samą/sa­mego i in­nych lu­dzi. Choć wszy­scy je­ste­śmy nie­do­sko­nali, to wy­star­czy. Jed­nak po­nie­waż mamy tylko sie­bie sa­mych i sie­bie na­wza­jem, to fi­lo­zo­fia sto­icka wy­maga, by­śmy spro­stali temu wy­zwa­niu, da­jąc z sie­bie wszystko, dba­jąc o ra­cjo­na­lizm i pra­wość (wię­cej o tym póź­niej), ży­jąc zgod­nie ze swoją na­turą i trak­tu­jąc do­brze in­nych – ni­czym braci i sio­stry. To wszystko, co można zro­bić, i nic wię­cej zro­bić się nie da.

Sto­icy pod­cho­dzili re­ali­stycz­nie do na­szych ogra­ni­czeń. Twier­dzili, że choć można na­kła­niać lu­dzi, by po­stę­po­wali lub za­cho­wy­wali się zgod­nie z na­szą wolą, to osta­tecz­nie inni znaj­dują się poza na­szą kon­trolą. Za­tem nie mar­nujmy ener­gii, pró­bu­jąc ich zmie­niać.

Sto­icy mieli rów­nież kla­rowny sto­su­nek do śmierci. My­śleli o niej co­dzien­nie, wie­dząc, że każ­dego dnia po tro­chu umie­rają. Mieli ja­sność, że trzeba opła­kać zmar­łych, ale też nie można mar­no­wać zbyt wiele czasu i ener­gii na ża­łobę. Gdy mo­ich zna­jo­mych przy­gniata smu­tek po stra­cie bli­skich, po­le­cam im zgłę­bia­nie dzieł sto­ików sprzed dwóch ty­sięcy lat.

Gdy pi­sa­łam tę książkę, sto­icyzm wszedł mi w krew. Nie od razu, ale stop­niowo. Za­czę­łam prak­ty­ko­wać go w trud­nych mo­men­tach i od­kry­łam, że nie tylko za­pew­nia ramy dla mo­ich dzia­łań, ale też po­maga zro­zu­mieć funk­cjo­no­wa­nie świata jako ca­ło­ści. Za­czę­łam do­strze­gać w nim fi­lo­zo­fię, ma­jącą za­sto­so­wa­nie od ko­ły­ski aż po grób, z któ­rej mogę ko­rzy­stać przez całe ży­cie. Zro­zu­mia­łam, że przyda mi się na­wet na łożu śmierci.

W po­ło­wie tego pro­cesu na­de­szła pan­de­mia. Nadała ona ba­da­niom, które pro­wa­dzi­li­śmy z An­drew (do­ty­czą­cym plag, za­razy i przy­go­to­wań do śmierci), nie­zwy­kłą do­nio­słość. Co­vid za­stał mnie w Kam­bo­dży: ogromny par­king przed Ang­kor Wat był pu­sty. Zo­stało na nim kilku nie­spo­koj­nych ryk­sza­rzy bez pracy; sta­ro­żytne ru­iny lśniły zło­tem w bla­sku świtu; sa­motna bud­dyj­ska mniszka pro­siła o datki; kruki gnieź­dziły się wśród ruin; tu­ry­ści znik­nęli. Wró­ci­łam sa­mo­lo­tem do Syd­ney, a ty­dzień póź­niej za­mknięto gra­nice. Przez ja­kiś czas – w pierw­szych dniach pan­de­mii, gdy lu­dzie mio­tali się w ner­wach, tra­cili pracę, bali się do­tknąć klamki u drzwi i kom­pul­syw­nie myli pro­dukty spo­żyw­cze – zna­jomi zwra­cali się do mnie o rady, jak­bym fak­tycz­nie była w kon­tak­cie ze sta­ro­żyt­nymi. Py­tali: co te­raz zro­biłby stoik? Je­śli można przy­jąć sto­icyzm w za­strzyku, to po­pro­szę!

Przez pe­wien czas trak­to­wa­łam swoją rolę sto­ic­kiego me­dium cał­kiem po­waż­nie. Za­ło­ży­łam konto na In­sta­gra­mie, na któ­rym udzie­la­łam po­rad pod po­sta­cią ła­two przy­swa­jal­nych ko­anów w stylu zen. Jed­nak za sło­wami Marka Au­re­liu­sza, Epik­teta czy Se­neki przy­po­mi­na­ją­cymi po­rad­nik „po­móż so­bie sam”, kryła się zło­żona, po­ważna teo­ria – mapa pod­po­wia­da­jąca, jak żyć w tych nie­spo­koj­nych cza­sach.

Osta­tecz­nie zro­zu­mia­łam, że sto­icyzm jest nie­zwy­kle przy­datny i za­ska­ku­jąco prak­tyczny. Nie tylko po­mógł mi za­cho­wać spo­kój w cza­sie pan­de­mii, ale też – wraz z pie­cze­niem ciast – da­wał mo­ty­wa­cję, by brnąć przez ko­lejne dni. Co wię­cej, oka­zało się, że sto­icyzm mnie zmie­nił. Zgod­nie z obiet­nicą fran­cu­skiego fi­lo­zofa Je­ana-Paula Sar­tre’a stał się „fi­lo­zo­fią skon­cen­tro­waną na cał­ko­wi­tej trans­for­ma­cji eg­zy­sten­cjal­nej jed­nostki; fi­lo­zo­fią, która może na­uczyć czło­wieka, jak żyć”. Czyli, in­nymi słowy: sto­icyzm może od­mie­nić wa­sze ży­cie – tak jak od­mie­nił moje.

Mam wo­bec tych nauk ogromny dług wdzięcz­no­ści. I czuję się bli­sko zwią­zana z mo­imi sta­ro­żyt­nymi na­uczy­cie­lami, mimo że od dawna nie żyją.

Fi­lo­zo­fo­wie sto­iccy, któ­rych spo­tka­cie na tych stro­nach – Epik­tet, Se­neka i Ma­rek Au­re­liusz – żyli setki lat temu, jed­nak, pod wie­loma wzglę­dami, są tak po­dobni do nas, a ich tro­ski i nie­po­koje tak zbli­żone do tych współ­cze­snych, że wy­daje mi się, jakby dzie­liła nas tylko chwila, tyle, ile trwa je­den od­dech. Gdy spo­glą­dam wstecz, wi­dzę ich. Są na wy­cią­gnię­cie ręki.

Nie my­śl­cie jed­nak, że łyk­nę­łam całą ich fi­lo­zo­fię bez­kry­tycz­nie jak pe­li­kan. Nie­które na­uki sto­ików uwie­rały mnie, a pod­czas na­szych spo­tkań z An­drew do­cho­dziło do sprze­czek. Czy moż­liwe jest ży­cie w szczę­ściu, czy też naj­lep­szy stan, na jaki mo­żemy li­czyć, to je­dy­nie za­do­wo­le­nie? A co z emo­cjami? Z po­żą­da­niem? Jak nad nimi za­pa­no­wać? I nie cho­dzi tylko o triumf umy­słu nad ma­te­rią – bo prze­cież są jesz­cze hor­mony! A co ze szla­kami bodź­ców neu­ro­no­wych? Co z na­szą nie­świa­do­mo­ścią?

Obojga nas nie­po­koił fakt, że na­cisk sto­icy­zmu na od­po­wie­dzial­ność za wła­sny cha­rak­ter i uzna­nie osta­tecz­nej ma­ło­ści na­szych stref wpływu ozna­cza, iż w ży­ciu prak­ty­ku­ją­cego sto­ika nie ma miej­sca na walkę o spra­wie­dli­wość spo­łeczną i za­bie­ga­nie o zmiany spo­łeczne.

Spa­ce­ro­wa­li­śmy z An­drew, roz­ma­wia­jąc i spie­ra­jąc się, i czy­ta­li­śmy sto­ików, by ob­jąć umy­słem ich na­uki. W dru­giej po­ło­wie 2020 roku miesz­ka­li­śmy po są­siedzku w Ta­ma­ra­mie, ma­łym nad­mor­skim przed­mie­ściu Syd­ney. Urzą­dza­li­śmy wtedy re­gu­larne pie­sze wy­cieczki wzdłuż kli­fów Bondi i Bronte. Po wy­mia­nie uprzej­mo­ści prze­cho­dzi­li­śmy od razu do sedna, czyli: do fi­lo­zo­fii. Co to zna­czy mieć do­bry cha­rak­ter? Czym jest od­waga? Do­kąd idziemy po śmierci? Jak kon­tro­lo­wać gniew? Co my­śleć o da­wa­niu bez otrzy­my­wa­nia cze­goś w za­mian? Do­piero po kilku mie­sią­cach tych spa­ce­rów zda­łam so­bie sprawę, że pró­buję zna­leźć od­po­wiedź na py­ta­nie: jak naj­le­piej żyć?

Znaczna część tej książki jest re­zul­ta­tem owych dys­ku­sji.

Jak spraw­dził się sto­icyzm w moim przy­padku

Nie je­stem fi­lo­zofką ani na­ukow­czy­nią, tylko dzien­ni­karką. Od dwu­dzie­stu lat pi­szę ar­ty­kuły na naj­róż­niej­sze te­maty, czę­sto biorę na warsz­tat skom­pli­ko­wane kon­cep­cje i roz­kła­dam na czyn­niki pierw­sze, by przy­bli­żyć je czy­tel­ni­kom.

Nie uwa­żam się za eks­pertkę od sto­icy­zmu. Wielu au­to­rów pi­sało bar­dziej wni­kliwe, na­ukowe i zło­żone prze­wod­niki na jego te­mat. Na tych stro­nach znaj­dzie­cie do nich od­wo­ła­nia.

Ta książka jest ra­czej owo­cem eks­pe­ry­mentu, w któ­rym pró­bo­wa­łam sto­so­wać kilka głów­nych za­sad sto­icy­zmu w XXI-wiecz­nym ży­ciu, by spraw­dzić, czy wciąż mają sens.

Z przy­jem­no­ścią do­no­szę, że tak.

Kim byli sto­icy?

W ni­niej­szej książce po­zna­cie trzech naj­waż­niej­szych fi­lo­zo­fów sto­ic­kich. Będą to Se­neka (ok. 4 p.n.e.–65 n.e.), Epik­tet (ok. 50–ok. 135) i Ma­rek Au­re­liusz (121–180). Wszy­scy trzej żyli w okre­sie tzw. młod­szej szkoły, czyli (póź­nego) sto­icy­zmu epoki Ce­sar­stwa Rzym­skiego.

Są ważni, po­nie­waż ich pi­sma prze­trwały w sta­nie mniej wię­cej nie­na­ru­szo­nym, pod­czas gdy na­uki wcze­śniej­szych okre­sów – szkół grec­kich (ok. po­czątku III wieku p.n.e.) –od­na­le­ziono tylko we frag­men­tach.

Każdy z trzech sto­ików, o któ­rych mowa w tej książce, wnosi do te­matu coś in­nego. Epik­tet miał trudne ży­cie. Uro­dził się w nie­woli, przy­pusz­czal­nie zo­stał oka­le­czony przez swo­jego pana, a po wy­zwo­le­niu na­uczał fi­lo­zo­fii. Uczeń imie­niem Ar­rian spi­sał jego mowy pro­stym ję­zy­kiem i ze­brał w En­che­iri­dio­nie (gr. pod­ręcz­nik) – sta­no­wią­cym po­tężny fun­da­ment prak­tyki sto­icy­zmu.

Se­neka zdo­był bo­gac­two, wła­dzę oraz znaczne wpływy. Był wy­cho­wawcą ce­sa­rza Ne­rona, dra­ma­tur­giem, do­radcą po­li­tycz­nym i jed­nym z naj­bo­gat­szych oby­wa­teli Ce­sar­stwa Rzym­skiego. Pu­bli­ko­wano go sze­roko, a wiele jego prac wzna­wia się do dziś. Uczeni spie­rają się, czy był hi­po­krytą, skoro wiódł wy­stawny tryb ży­cia i pra­co­wał dla dyk­ta­tora – jed­nak te dys­puty po­zo­sta­wiam hi­sto­ry­kom. Nie­wąt­pli­wie był zna­ko­mi­tym pi­sa­rzem, a jego dzieła pełne sto­ic­kich po­rad, zwłasz­cza Li­sty mo­ralne do Lu­cy­liu­sza, wy­dają się dziś rów­nie ak­tu­alne, jak w cza­sach rzym­skich. Sto dwa­dzie­ścia cztery li­sty, które Se­neka na­pi­sał do swo­jego młod­szego przy­ja­ciela – ucie­kł­szy z pa­łacu Ne­rona, dla któ­rego wcze­śniej pra­co­wał – za­wie­rają po­rady mo­ralne, które zy­skały po­nowną po­pu­lar­ność w cza­sie pan­de­mii ko­ro­na­wi­rusa.

Trze­cim z nich jest Ma­rek Au­re­liusz, nie­gdyś naj­po­tęż­niej­szy czło­wiek na świe­cie. To ce­sarz fi­lo­zof, który od mło­do­ści zgłę­biał sto­icyzm pod okiem naj­lep­szych na­uczy­cieli i miał wiele oka­zji, by sto­so­wać tę fi­lo­zo­fię w prak­tyce, bo – cho­ciaż ni­czego mu nie bra­ko­wało – to żył w cza­sach wo­jen i za­razy, stra­cił dzie­wię­cioro z czter­na­ściorga dzieci i cier­piał na cho­roby prze­wle­kłe.

Jego Roz­my­śla­nia re­gu­lar­nie tra­fiają na czo­łowe miej­sca list naj­lep­szych ksią­żek wszech cza­sów. Wi­tryna Da­ily Stoic za­uważa, że in­spi­ro­wali i in­spi­rują się nią wpły­wowi Ame­ry­ka­nie, od pre­zy­den­tów po zna­nych fut­bo­li­stów, liczni dy­rek­to­rzy firm, jak rów­nież an­giel­ska so­cja­listka Be­atrice Webb i były pre­mier ko­mu­ni­stycz­nych Chin Wen Jia­bao. Pa­mię­tajmy jed­nak, że Roz­my­śla­nia nie miały ni­gdy tra­fić do pu­bli­ka­cji, były oso­bi­stym dzien­ni­kiem Marka Au­re­liu­sza.

Jed­nak naj­pierw cof­nijmy się do po­czątku III wieku p.n.e. i na­ro­dzin sto­icy­zmu w Ate­nach. Był to eks­cy­tu­jący okres dla roz­woju my­śli, in­no­wa­cyj­no­ści i po­stę­pów w me­ta­fi­zyce (na­uce), etyce, me­dy­cy­nie i lo­gice. Prym wio­dły wtedy ra­cjo­na­lizm i roz­są­dek, ale sza­le­jące za­razy, nie­wol­nic­two, cho­roby i prze­moc nio­sąca śmierć nie po­zwa­lały za­znać spo­koju. Lu­dzie szu­kali wska­zó­wek, jak żyć i ra­dzić so­bie z prze­ciw­no­ściami losu i na­głymi nie­szczę­ściami. Czczono wtedy wielu bo­gów – nie tylko dwu­na­stu głów­nych miesz­kań­ców Olimpu, lecz także ty­ta­nów i inne bó­stwa – jed­nak lu­dzie za­częli stu­dio­wać fi­lo­zo­fię, pra­gnąc zdo­być umie­jęt­ność ra­dze­nia so­bie z tru­dami eg­zy­sten­cji, prze­wo­dze­nia in­nym i etycz­nego za­cho­wa­nia wo­bec bliź­nich.

Wiele sta­ro­żyt­nych szkół fi­lo­zo­ficz­nych wy­wo­dzi się z Aten, gdzie roz­kwi­tła fi­lo­zo­fia Pla­tona i Ary­sto­te­lesa – jego ucznia, a po­tem współ­pra­cow­nika. Sta­ro­żytny Grek mógł wy­brać szkołę fi­lo­zo­fii, która naj­bar­dziej mu od­po­wia­dała, i uczęsz­czać na wy­kłady men­to­rów da­nego nurtu.

Ist­niała wtedy nie tylko szkoła sto­icka za­ło­żona przez Ze­nona z Ki­tion około 300 roku p.n.e., ale też pręż­nie roz­wi­jał się Ly­ke­jon (Li­ceum) Ary­sto­te­lesa. Epi­kur otwo­rzył na pro­win­cji wła­sną szkołę fi­lo­zo­fii skon­cen­tro­wa­nej na przy­jem­no­ściach i ży­ciu we wspól­no­cie. Mniej wię­cej w tym sa­mym cza­sie świet­nie pro­spe­ro­wały też szkoły su­row­szych, zdy­scy­pli­no­wa­nych cy­ni­ków.

Sto­icyzm ma swój po­czą­tek w ka­ta­stro­fie mor­skiej. Sta­tek Ze­nona z Ki­tion – kupca po­cho­dzą­cego z Cy­pru – prze­wo­żący cenny ła­du­nek nie­zwy­kle rzad­kiej i cen­nej pur­pury ty­ryj­skiej (barw­nika do szat) za­to­nął na mo­rzu. Ze­non stra­cił wszystko: zo­stał sam, bez pie­nię­dzy, a jego to­wary ule­gły znisz­cze­niu. Nie wie­dząc, co ro­bić, udał się do Aten. Tam tra­fił do sklepu sprze­dawcy ksią­żek. Gdy spy­tał wła­ści­ciela, gdzie znaj­dzie do­brego fi­lo­zofa, przy­pad­kiem prze­cho­dził obok Kra­tes – znany fi­lo­zof ze szkoły cy­ni­ków. Zgod­nie z radą księ­ga­rza Ze­non „po­dą­żył za tym czło­wie­kiem”, za­równo do­słow­nie, jak i w prze­no­śni, i zo­stał jego uczniem. Po kilku la­tach stu­diów Ze­non za­ło­żył wła­sną szkołę, do­sto­so­wu­jąc nie­które na­uki cy­ni­ków do wła­snej fi­lo­zo­fii. Jego zwo­len­nicy spo­ty­kali się w otwar­tym ko­lum­no­wym pa­wi­lo­nie z jedną, zdo­bioną ma­lo­wi­dłami ścianą. Była to stoa, miej­sce pu­blicz­nych spo­tkań nie­da­leko agory, czyli rynku, w cen­trum Aten – wła­śnie od niej na­zwano ich sto­ikami. Każdy mógł przyjść i po­słu­chać wy­kła­dów Ze­nona na naj­róż­niej­sze te­maty: od na­tury ludz­kiej przez spra­wie­dli­wość po prawo, edu­ka­cję, po­ezję, re­to­rykę i etykę.

Jego po­pu­larne pu­bliczne wy­kłady – które po śmierci fi­lo­zofa kon­ty­nu­owali ucznio­wie Kle­an­tes i Chry­zyp – sta­no­wią pod­wa­liny sto­icy­zmu, jaki znamy dzi­siaj. Kil­ka­set lat póź­niej owe na­uki do­tarły do Rzymu, a ich wpływ wi­doczny jest w wielu za­cho­wa­nych tek­stach z re­flek­sjami Se­neki, Epik­teta, Mu­zo­niu­sza Ru­fusa, Cy­ce­rona i Marka Au­re­liu­sza.

Wcze­sny sto­icyzm z pew­no­ścią nie był hi­per­mę­skim nur­tem fi­lo­zo­fii upra­wia­nym wy­łącz­nie przez mar­twych bia­łych fa­ce­tów ani kwin­te­sen­cją czer­wo­nej pi­gułki z Ma­trixa, za jaką uważa się go obec­nie.

Wcze­śni sto­icy greccy mieli dość ra­dy­kalne po­dej­ście do rów­no­ści. Jak na sta­ro­żyt­ność – zu­peł­nie ra­dy­kalne. Uwa­żali wszyst­kich lu­dzi zdol­nych do ro­zu­mo­wa­nia za so­bie rów­nych – wol­nych męż­czyzn, ko­biety i nie­wol­ni­ków. Wszyst­kich za­chę­cali do na­uki fi­lo­zo­fii. Byli zda­nia, że w ide­al­nym mie­ście cno­tliwi lu­dzie po­winni być rów­nymi so­bie oby­wa­te­lami, a na­wet opo­wia­dali się za zu­ni­fi­ko­wa­niem ubio­rów. Współ­cze­sny nam stoik Mas­simo Pi­gliucci pi­sze: „Sto­icy byli jed­nymi z pierw­szych ko­smo­po­li­tów. Wy­obra­żali so­bie spo­łe­czeń­stwo ide­alne, przed­sta­wione w trak­ta­cie O pań­stwie Ze­nona (...), przy­po­mi­na­jące anar­chiczną uto­pię, w któ­rej mą­drzy męż­czyźni i mą­dre ko­biety żyją w har­mo­nii, po­nie­waż w końcu zro­zu­mieli, jak na­leży uży­wać ro­zumu dla do­bra ludz­ko­ści”. Pierwsi sto­icy greccy uwa­żali, że wszy­scy są so­bie równi – nie tylko męż­czyźni i ko­biety – ale też lu­dzie róż­nych na­ro­do­wo­ści. Weźmy przy­kład Epik­teta, który uro­dził się w nie­woli w Azji Mniej­szej, skąd w wieku pięt­na­stu lat, za­kuty w kaj­dany, tra­fił z ka­ra­waną nie­wol­ni­ków do Rzymu. Po­dróż była prze­ra­ża­jąca. Na au­kcję do­tarł już jako ka­leka, ze zmiaż­dżo­nym ko­la­nem, któ­rego nie le­czono. Gdy w póź­niej­szym ży­ciu od­zy­skał wol­ność, zo­stał jed­nym z naj­bar­dziej wpły­wo­wych fi­lo­zo­fów okresu rzym­skiego. Klasa spo­łeczna i kon­dy­cja fi­zyczna miały zni­komą war­tość bez do­brego cha­rak­teru i spraw­nego umy­słu.

Nie­stety nie­wiele z pism wcze­snych sto­ików grec­kich prze­trwało do dziś. Za­cho­wały się krót­kie frag­menty. Znaczna część wie­dzy o teo­rii i prak­tyce sto­icy­zmu, któ­rej uczymy się współ­cze­śnie, po­cho­dzi od sto­ików rzym­skich. Fi­lo­zo­fia ta przy­była z Aten do Rzymu około 155 roku p.n.e. i stała się po­pu­larna wśród mło­dej elity ce­sar­stwa.

W Rzy­mie, ze względu na obo­wią­zu­jące sztywne zwy­czaje i hie­rar­chię, sto­icyzm mo­gli zgłę­biać wy­łącz­nie męż­czyźni. Jed­nak rzym­ski stoik Mu­zo­niusz Ru­fus opo­wia­dał się za jego roz­po­wszech­nia­niem wśród ko­biet, ar­gu­men­tu­jąc, iż każdy, kto po­siada pięć zmy­słów, zdol­ność ro­zu­mo­wa­nia i mo­ralną wraż­li­wość, po­wi­nien stu­dio­wać fi­lo­zo­fię.

Po­pu­lar­ność sto­icy­zmu spa­dła po śmierci Marka Au­re­liu­sza w 180 roku, gdy wzro­sło zna­cze­nie chrze­ści­jań­stwa.

W ostat­nich cza­sach słowa „stoik” i „sto­icki” ule­gły spły­ce­niu, zo­stały znie­kształ­cone. Obec­nie „stoik” to ktoś, kto ukrywa swoje emo­cje, tłumi uczu­cia i ni­gdy nie pła­cze. Ale dawni sto­icy wcale tacy nie byli! Cie­szyli się ży­ciem, ko­chali lu­dzi i brali czynny udział w ży­ciu spo­łecz­nym. Pra­gnęli czer­pać mak­si­mum ra­do­ści i mi­ni­ma­li­zo­wać ne­ga­tywne my­śle­nie. Wie­dzieli, że nie da się unik­nąć kłód, które ży­cie rzuca pod nogi, a utrata i żal są jego czę­ścią, ale sta­rali się re­ago­wać po­zy­tyw­nie lub neu­tral­nie na wszyst­kie zda­rze­nia, które im się przy­tra­fiały. Taka po­stawa po­zwa­lała im za­cho­wać spo­kój du­cha i nie ule­gać stra­chowi, bez względu na to, co się działo. Fi­lo­zo­fia sto­icka była dla nich sys­te­mem za­cho­wań ma­ją­cym za­sto­so­wa­nie w okre­sie ca­łego ży­cia, który miał słu­żyć im aż do śmierci.

Współ­cze­sny sto­icyzm

Obec­nie sto­icyzm się od­ra­dza. W prze­ci­wień­stwie do re­li­gii, z jej usta­lo­nymi or­to­dok­sjami i za­sa­dami, jest ela­styczny. Nie ma przy­wódcy ani kliki strze­gą­cej jego czy­sto­ści i nie może być za­własz­czony przez roz­ma­ite sekty czy grupy in­te­resu, które uwa­żają go za swoją wła­sność. Naj­po­pu­lar­niej­sze od­nie­sie­nia do sto­icy­zmu zna­la­złam w sfe­rach, które mają nie­wiele wspól­nego z moim ży­ciem: w woj­sko­wo­ści, spo­rcie, w li­ber­ta­riań­skim eto­sie tech-bros i w śro­do­wi­skach alt-pra­wicy. Ja­kim cu­dem sta­łam się wy­znaw­czy­nią fi­lo­zo­fii przy­świe­ca­ją­cej lu­dziom, któ­rzy z pew­no­ścią by mnie nie za­ak­cep­to­wali? Otóż wszech­stron­ność sto­icy­zmu – fakt, że nie re­pre­zen­tuje on żad­nego przy­wódcy, flagi, bu­dynku, or­ga­ni­za­cji ani na­rodu – spra­wia, że jest to fi­lo­zo­fia wy­zwo­lona. Jego nie­od­łączną war­to­ścią jest swo­boda, którą daje. Sto­icyzm ce­lowo po­zo­sta­wiono fi­lo­zo­fią otwartą na zmiany i in­ter­pre­ta­cje, które po­ja­wiają się wraz z ewo­lu­cją wie­dzy, zwłasz­cza w na­uce. Jak ujął to Se­neka: „Ci, któ­rzy kro­czyli przed nami, nie są na­szymi pa­nami, lecz prze­wod­ni­kami. Prawda jest do­stępna dla wszyst­kich, ale nie jest jesz­cze cał­ko­wi­cie opa­no­wana. Znaczna jej część zo­stała do zdo­by­cia dla przy­szłych po­ko­leń”[2].

Choć je­stem ko­bietą, a przy tym osobą nie­na­le­żącą do kręgu fi­lo­zo­fów, nie po­trze­bo­wa­łam żad­nego po­zwo­le­nia, by wejść w nurt sto­icy­zmu. Mo­głam się weń po pro­stu za­głę­bić i, zgod­nie z przy­ro­dzo­nym du­chem ela­stycz­no­ści tej fi­lo­zo­fii, uczy­nić ją swoją wła­sną.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

Kim byli sto­icy
[1] Pol­skie wy­da­nie: Wel­l­ma­nia. W nie­zdro­wej po­goni za do­bro­sta­nem, przeł. Anna Klin­go­fer-Szo­sta­kow­ska, Wielka Li­tera, War­szawa 2023 [przyp. red.].
[2] Se­neka, Li­sty mo­ralne do Lu­cy­liu­sza, list 33, przeł. Wik­tor Kor­na­tow­ski, PWN, War­szawa 1961, s. 122.
Ty­tuł ory­gi­nałuRe­asons Not to Worry. How to be Stoic in cha­otic ti­mes
Pro­jekt okładkiKa­ro­lina Że­la­ziń­ska
Re­dak­cjaNa­ta­lia Szczep­kow­ska
Ko­rektaMarta Stoch­mia­łekAnna Na­li­kow­ska
Co­py­ri­ght © Bri­gid De­la­ney, 2022 First pu­bli­shed by Al­len & Unwin, Au­stra­lia, in the En­glish lan­gu­age, 2022. Co­py­ri­ght © for the Po­lish trans­la­tion by Ma­te­usz Rul­ski-Bo­żek, 2023 Co­py­ri­ght © by Wielka Li­tera Sp. z o.o., War­szawa 2023
ISBN 978-83-8032-947-8
Wielka Li­tera Sp. z o.o. ul. Wiert­ni­cza 36 02-952 War­szawa
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.