Czekoladowe Zacisze. Tom 2 - Monika Cieluch - ebook + audiobook

Czekoladowe Zacisze. Tom 2 ebook

Cieluch Monika

4,5

Opis

W Czekoladowym Zaciszu zasmakujesz pysznych wypieków, wyjątkowej kawy i... nieprzeciętnej miłości!

 

Oboje załamani rozstaniem, nie potrafią zapomnieć o swojej miłości. Bolesne sekrety ukrywane latami mogą zniszczyć ich kruche serca.

 

Jack po rozstaniu z Amy wyjeżdża do Poole. Nie spodziewa się, że wraz z silnym sztormem wróci do niego kobieta, która jeszcze niedawno była centrum jego świata. Wraz z Amy powracają również nagromadzone tajemnice. Nadszedł odpowiedni moment, by oboje wyjawili głęboko skrywaną prawdę. Czy na przekór losowi i spełniającym się przepowiedniom starej cyganki odnajdą drogę do siebie? Jak zareagują, gdy zderzą się z przeszłością, o istnieniu której nie mieli pojęcia?

W finałowym tomie Czekoladowego Zacisza Monika Cieluch niezłomnie prowadzi Amy i Jacka przez wyzwania, które rzuca im los. Żaden czytelnik nie pozostanie obojętny na tę przepełnioną emocjami historię!

 

Monika Cieluch kolejny raz zabiera nas w emocjonującą podróż, pełną wzlotów i upadków. Wejdź do Czekoladowego Zacisza i rozgość się w jego magicznej historii. Pozwól by główna bohaterka otuliła Cię swoim ciepłem niczym najlepsza filiżanka gorącej czekolady. Pamiętam każdą emocję, jaka towarzyszyła mi podczas lektury i powiem jedno - nie pożałujecie! Monika wie jak budzić emocje, szczególnie te schowane głęboko w ludzkich sercach.

Emilia Szelest, autorka serii Bieszczadzkie demony

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 375

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (97 ocen)
66
18
11
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
magda111

Nie oderwiesz się od lektury

Czekałam na tą część z niecierpliwością i wiedziałam że się nie zawiodę na autorce. Przeczytałam w jeden dzień. Czytając meile leciały mi łzy tak samo jak przy zakończenie. Polecam wszystkim z czystym sumieniem. Nie ukrywam że z chęcią przeczytałabym losy młodej Anny.
10
unreal_girl

Całkiem niezła

Z pewnością lepsza niż pierwsza część, nadal jednak jest za słodko, co przyznaje sama autorka. Jack, ach ten Jack, romantyk jakich mało, dla mnie jego wyznań i zapewnień miłości było, w którymś momencie za dużo, podobnie jak samych scen seksu, miałam wrażenie, że bohaterowie nie robią nic innego. Amy dla odmiany w tej części podobała mi się dużo bardziej, choć nie do końca podobało mi się jej postępowanie. Nie wiem czy nie najlepszą postacią, choć było jej malutko był Kenton, podobało mi się jak autorka poprowadziła jego historię i z chęcią przeczytałabym więcej. Dobra na wieczór przy winie 😊
10
aniaiirmina

Nie oderwiesz się od lektury

Czekoladowe zacisze" to idealna lektura dla osób poszukujących ciepłych i inspirujących historii o odnajdywaniu siebie.
00
Pliszka82

Nie oderwiesz się od lektury

piękna
00
jarkom4415

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciepła, emocjonalna i trochę smutna. Jestem jednak niepoprawną romantyczką i chciałabym by wszyscy bohaterowie mieli swój happy end:(((
00

Popularność




ROZDZIAŁ 1

Dom jest tam, gdzie ten, którego kochasz –uboku osoby, która kocha cię na zabój.

Suzanne Young

Jack

Musiałem wyjechać z Reading. Uciec chociaż na kilka dni. Postarać się poskładać siebie na nowo. Próbować żyć swoim dawnym, mocno popieprzonym życiem.

Chciałem wpaść w wir pracy i zapomnieć…. Zapomnieć o Amy? To nie będzie proste, jeśli w ogóle możliwe. Wiedziałem, że muszę pozwolić jej żyć własnym życiem. Jeśli chciała odnaleźć szczęście u boku innego, kimże byłem, aby jej to utrudniać?

Deszcz miarowo uderzał o szklaną ścianę domu i wypełniał wnętrze uspokajającym dźwiękiem, który dzisiejszego wieczoru za sprawą akompaniamentu coraz silniejszego wiatru brzmiał niezwykle melancholijnie i smutno. Wyjątkowo niespokojna Hope od dwóch godzin dreptała nieprzerwanie między kuchnią a salonem, co jakiś czas skomląc przy tym żałośnie.

Wyłączyłem laptopa, bo nie mogłem skupić się na pracy. Nie chciałem znowu wracać myślami do wczorajszego wieczoru. Podszedłem do barku i wypełniłem szklankę płynem w kolorze bursztynu, do którego wrzuciłem kilka kostek lodu. Alkohol był najlepszym przyjacielem faceta – o nic nie pytał i wszystko rozumiał, w dodatku przynosił ukojenie chociażby na kilka godzin.

Ze szklanką w dłoni minąłem niespokojną Hope i skierowałem się do łazienki. Odkręciłem ciepłą wodę i przez chwilę przyglądałem się, jak w wolnym tempie wypełniała sporych rozmiarów okrągłą wannę, która stała w centrum pomieszczenia. Przechyliłem szklankę i pomyślałem, że właśnie tak będę spędzał każdy kolejny wieczór w moim cholernie żałosnym życiu. Z butelką szkockiej, poczuciem bezsensu i coraz starszą suką, która najwyraźniej także zaczynała mieć problemy emocjonalne.

– Po jaką cholerę drapiesz te drzwi? Zniszczysz je doszczętnie!

Dotychczasowe skomlenie przemieniło się w nerwowe szczekanie. Hope zachowywała się dziwnie i wciąż nie przestawała drapać oraz machać ogonem.

– Spokój!

Pisnęła żałośnie i przysiadła, aby po chwili znowu powrócić do drapania. Nigdy się tak nie zachowywała. To nie było normalne.

– Jeśli myślisz, że wyjdziemy na zewnątrz, to się grubo mylisz. Za chwilę rozpęta się tu całkiem niezłe przedstawienie.

Spojrzała na mnie, po czym podbiegła, odbiła łapy od moich ud i ponownie skierowała się do drzwi prowadzących na taras, które zaczęła zawzięcie atakować. Podszedłem do niej i poklepując ją po karku, starałem się dostrzec przyczynę nerwowego zachowania. Deszcz lał niemiłosiernie. Spływał strugami po chłodnej szybie i skutecznie rozmazywał obraz plaży, zlewając wodę i niebo w jedną szarą nicość.

– Co tam widzisz, piesku? – spytałem, teraz już naprawdę przejęty jej zachowaniem.

Hope wspięła się na tylne łapy i skoczyła na klamkę, próbując otworzyć drzwi, a gdy się nie udało, spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i zaczęła ujadać. Robiła to w taki sposób, że coś musiało być na rzeczy. Zastanawiałem się przez chwilę, zanim zdecydowałem się wyciągnąć dłoń i wypuścić psa na zewnątrz. Gdy tylko zamek odskoczył, Hope błyskawicznie wybiegła na taras, a potem na plażę i popędziła przed siebie mimo lejącego deszczu. Bezradny wskoczyłem w buty i pognałem za nią.

– Hope! Wracaj, cholerna psino! Słyszysz?! – Biegłem jej śladem i czułem, jak lodowate krople smagają mi twarz.

Wiatr stawiał opór, a niebo z każdą chwilą przemieniało się z szarego w coraz bardziej granatowe. W duchu kląłem na siebie za to, że wypuściłem Hope. Straciłem ją z pola widzenia i przystanąłem, tworząc z dłoni daszek chroniący oczy przed zacinającym deszczem. Usłyszałem szczekanie, a gdy w końcu udało mi się je zlokalizować, przyśpieszyłem kroku. Pragnąłem jak najszybciej zabrać Hope do domu i zakończyć ten bezsensowny spacer. W pewnym momencie suczka odskoczyła i pognała w moją stronę.

Świat się zatrzymał…

W pierwszej chwili pomyślałem, że umysł robił sobie ze mnie żarty, że wypity alkohol zadrwił ze mnie w najokrutniejszy sposób. Powoli, w obawie, że wszystko rozpłynie się w kroplach deszczu, ruszyłem naprzód. Z każdym kolejnym krokiem widziałem ją coraz wyraźniej. Ona naprawdę tam była! Zacząłem biec tak szybko jak jeszcze nigdy w życiu, pełen obaw, że zaraz zniknie. Rozpłynie się niczym sen przerwany pierwszymi promieniami porannego słońca. Byłem już na tyle blisko, aby dostrzec ją skuloną i taką drobną. Rękami obejmowała kolana, podczas gdy Hope delikatnie szturchała ją dużym, zimnym nosem w ramię.

– Amy! Amy!

Nie reagowała.

Adrenalina sprawiła, że mimo silnego skurczu łydek biegłem, jakby od tego zależało moje życie i nasza wspólna przyszłość. Gdy dzieliło mnie od niej zaledwie kilka metrów, Hope ponownie puściła się w moją stronę i ostatni odcinek drogi pokonałem w jej asyście.

Upadłem przed Amy na kolana, głośno dysząc ze zmęczenia i emocji, które mną targały. Ująłem jej spuszczoną głowę w dłonie. Nie miałem pojęcia, od jak dawna siedziała na plaży smagana deszczem i silnym wiatrem, ale jej sine usta i blade policzki wywołały we mnie uczucie przerażenia. Jej oczy były jak martwe. Patrzyła na mnie, ale mnie nie widziała. Szybkim ruchem zdjąłem przez głowę szarą przemoczoną bluzę i zarzuciłem jej na ramiona.

– Amy, kochanie…

Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, i nieśmiało wyciągnęła rękę w moim kierunku. Zimnymi palcami prześledziła kształt rozległej blizny, która przecinała lewą część mojego brzucha tuż pod żebrami, a następnie położyła całą dłoń na moim sercu – w miejscu, w którym od dwóch tygodni znajdowało się jej wytatuowane imię. Podniosła oczy, a ja dostrzegłem w nich małą iskierkę, sam nie wiedziałem czego: nadziei, wiary, ciekawości…

– Zawsze w nim będziesz, rozumiesz? Bez względu na to, co przyjechałaś mi powiedzieć. Moje serce należy do ciebie, Amy.

Przechyliła głowę i wciąż milczała, jakby potrzebowała czasu na przeanalizowanie tych słów.

Przerzuciłem przez ramię jej torbę i najdelikatniej, jak potrafiłem, wziąłem Amy na ręce, a następnie skierowałem się w stronę domu. Przylgnęła do mnie całym ciałem, objęła za kark i schowała twarz w ramionach. Była taka lekka, taka krucha, zdecydowanie drobniejsza niż przed moim wyjazdem. Gdy wszedłem do domu szybko pozbyłem się butów, rzuciłem torbę na podłogę i pospieszyłem do łazienki. Wanna zdążyła się prawie napełnić wodą. Czułem, jak Amy drży. Przemarznięta, przemoczona i płacząca. Ostrożnie, w ubraniu, wsadziłem ją do wanny wypełnionej ciepłą wodą. Jeszcze przez chwilę nie wypuszczała mnie z objęć, niepewna moich zamiarów. Gdy jej zimne ramiona się rozplotły, tak jak stałem, w spodniach wszedłem do wanny i usiadłem bezpośrednio za Amy. Oparłem ją o swoją klatkę piersiową i powoli przystąpiłem do zdejmowania z niej ubrań. Zacząłem od czarnego swetra. Chwyciłem jego skraj, a Amy posłusznie uniosła ramiona i pozwoliła zdjąć go sobie przez głowę. Nie wydała przy tym nawet westchnienia, zupełnie nic. Następnie płynnym ruchem pozbawiłem ją trampek i upuściłem je na podłogę w miejscu, w którym już spoczywał wełniany sweter. Odnalazłem mały guzik szortów i rozpiąłem je, wdzięczny, że uniosła biodra, aby ułatwić mi zadanie. Oparłem plecy o tył wanny i pociągnąłem Amy za sobą. Zdecydowałem się na pozostawienie jej w bieliźnie. Czułem, jak bardzo jest spięta, jak wiele bólu i złości tkwi w jej wnętrzu.

Siedzieliśmy w zupełnej ciszy i zapewne każdy z nas prowadził własny monolog w głębi mocno poranionej duszy. Delikatnymi ruchami co jakiś czas polewałem wodą jej ramiona i obserwowałem, jak z każdym oddechem unosiły się i opadały.

– W zeszłym roku święta Bożego Narodzenia spędzałem w Australii wraz z rodzicami na zaproszenie państwa Vinetté, którzy od lat byli wspólnikami mojego ojca. – Jako pierwszy postanowiłem przerwać ciszę. Wiedziałem, że być może to moja ostatnia szansa na wyjaśnienie całej sprawy. – Z powodu opadów śniegu tu, w Anglii, mój lot miał znaczne opóźnienie. Zadzwoniłem do Roba i poprosiłem go o przysługę. Chciałem, by w moim imieniu kupił coś dla Chantal z okazji świąt. Byłem mocno spóźniony i nie miałem szans na świąteczne zakupy. – Wciąż polewałem jej ramiona wodą i próbowałem uniknąć widoku smutnych oczu, które odbijały się w lustrzanej ścianie. – Pamiętam ten poranek tak, jakby to było wczoraj. Gwar radosnych rozmów i szacunek w oczach ojca. Wtedy, po raz pierwszy w życiu, był ze mnie dumny. Nie dlatego, że skończyłem studia prawnicze ani nie dlatego, że dostrzegł we mnie odbicie cząstki siebie. Był dumny, bo siedziałem przy stole jako partner córki jego wspólnika. Miałem pewność, że za każdym razem, gdy na mnie patrzy, widzi, jak wraz z Chantal przejmujemy stery firmy i wprowadzamy ją na światowy rynek. To było jego marzenie, a ja przez moment chciałem je spełnić. Przebudzone chęci bycia kochanym synem, synem, z którego mógł być dumny i którym mógł się pochwalić, popchnęły mnie do zrobienia największej głupoty w życiu. – Przerwałem na chwilę, bo wiedziałem, że moje słowa zadadzą jej ból. – Gdy rozpakowała prezent gwiazdkowy, ten, który kupił Rob, zamarła. Jej oczy zajaśniały blaskiem, jakiego nigdy wcześniej w nich nie widziałem. Wyjęła z pudełka pierścionek z brylantem, a ja w myślach po stokroć przeklinałem brata, posyłając go do samego piekła. W tamtej chwili marzyłem, żeby ziemia się pode mną rozstąpiła i pochłonęła mnie na zawsze. Ojciec podszedł, położył rękę na moim ramieniu, a zrobił to po raz pierwszy w życiu, i powiedział, że to najmądrzejsza decyzja, jaką podjąłem. Stchórzyłem. Nie miałem odwagi powiedzieć im prawdy. Nie chciałem się stać plamą na honorze nie tylko ojca, ale przede wszystkim Fran. Amy, skarbie, ja nawet nie zadałem jej tego najważniejszego pytania – dodałem nieco ciszej. – Chantal podeszła do mnie, głośno powiedziała to swoje wystudiowane zapewne od dawna „tak” i rzuciła mi się w ramiona, a ja już wiedziałem… Wiedziałem, że ten dzień będzie największym błędem mojego życia. Nie myliłem się. Przez ten błąd, przez tchórzostwo, jakim się wtedy wykazałem, straciłem coś najcenniejszego. Straciłem ciebie…

Zamilkłem, bo chciałem pozwolić jej przemyśleć to, co usłyszała. Poczułem dziwną ulgę na myśl, że w końcu poznała prawdę. Siedzieliśmy w milczeniu kolejnych dwadzieścia minut, a ja nabierałem przekonania, że nasza historia nie skończy się dobrze. Dusiłem się ciszą, dlatego wyszedłem z wanny i pozostawiłem Amy samą z jej myślami.

– Zostań tu, jak długo chcesz – wyszeptałem i mokry ruszyłem w kierunku sypialni.

Siedziałem na podłodze i obserwowałem płomienie tańczące w kominku. Wracałem do chwil, gdy tuż przed moim wyjazdem do Australii Amy pozwalała tulić się w ramionach i obserwować, jak gorące, pomarańczowe języki ognia oświetlają jej nagie ciało.

A teraz… Była tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Miałem ją na wyciągnięcie ręki, a nie mogłem nic zrobić. Nic poza czekaniem. Łudziłem się, że skoro tu przyjechała, to była jeszcze nadzieja, że da nam kolejną szansę.

Weszła do salonu boso i prawie bezszelestnie. Zawinięta w biały szlafrok, z rozpuszczonymi włosami, których przeschnięte końcówki zaczęły się delikatnie skręcać. Stanęła w ciszy i spojrzała na mnie zagubionym wzrokiem. Wciąż milczała. Wyglądała, jakby odczuwała ból, z którym nie mogła sobie poradzić, który trawił ją od środka i pomału malował się smutnym wyrazem na jej twarzy. Miałem ochotę wykrzyczeć, żeby powiedziała mi to, co zamierzała, żeby skróciła moje męki i zakończyła wszystko jednym zdaniem. Tymczasem wstałem i spojrzałem w jej szmaragdowe oczy, za którymi tak bardzo tęskniłem, a których obraz prześladował mnie w snach.

– Przyniosę ci gorącej herbaty – zaproponowałem i poszedłem do kuchni.

Gdy nalewałem do kubka wrzątku, uświadomiłem sobie, że jeszcze nigdy nie byłem tak zdenerwowany. Jeszcze nigdy na nikim nie zależało mi tak jak na Amy. Z nadzieją, że alkohol ukoi moje nerwy, nalałem do swojej szklanki niewielką ilość szkockiej. Gdy wróciłem do salonu, siedziała przed kominkiem i wpatrywała się w płomienie. Postawiłem kubek z parującą herbatą na podłodze tuż przed nią i usiadłem obok.

– Dodałem miodu i cytryny, ale i tak myślę, że nie unikniesz przeziębienia. Jak długo siedziałaś na plaży? Dlaczego nie przyszłaś do domu? Skąd się tu wzięłaś, Amy?

Dłońmi objęła drobne kolana i wciąż nic nie mówiła. Zacząłem się obawiać, że nie wytrzymam tej dzielącej nas ciszy. Chyba wolałbym już usłyszeć kilka nieprzyzwoitych epitetów pod swoim adresem albo dostać w twarz. Każda reakcja, nawet ta przesadzona, byłaby lepsza od milczenia, które potrafi zabić najsilniejszych.

W pewnym momencie chwyciła dół szlafroka i pociągnęła go, aby zasłonić nagie kolana, zupełnie jakby chciała ukryć przede mną swoje ciało, jakby nie dopuszczała do siebie myśli, że przecież znałem każdy jego fragment. Patrzyłem na jej już mocno skręcone i prawie suche włosy i miałem cholerną ochotę chwycić kosmyk w palce i wsunąć go za jej ucho. Już prawie wyciągnąłem ku niemu rękę, gdy nagle cichym, ledwo słyszalnym głosem zaczęła opowiadać swoją historię.

– Było ich czterech. – Nieśmiało odchrząknęła i splotła palce, którymi wciąż obejmowała kolana. – Zgwałcili mnie i pobili. Nie pamiętam niczego. Podali mi coś w drinku.

Przestałem oddychać. Powoli analizowałem jej słowa, które odbijały się echem w moich uszach i wywoływały potężny ból głowy, oraz brutalne obrazy przesuwające mi się przed oczami. Niemal widziałem jej ciało w konwulsjach bólu, bezradne i okaleczone, pozbawione szacunku i uwielbienia, na które zasługiwało.

– Ostatnie zarejestrowane przeze mnie wspomnienie z tego wieczoru to przystanie na ich propozycję poszukania spokojniejszego miejsca. Jamie wściekał się i próbował wybić mi to z głowy, ale ja się uparłam. W końcu byłam pełnoletnia. – Wzruszyła ramionami i kpiąco parsknęła pod nosem. – Wymknęłam się z klubu tylnym wyjściem.

Patrzyłem przed siebie i starłem się nie wykonywać żadnego ruchu, żeby jej nie spłoszyć. Chciałem poznać jej historię, jednoczenie z całych sił zaciskałem szczękę, aby stłumić rodzącą się we mnie wściekłość.

– Ocknęłam się w samochodzie na tylnym fotelu z potwornym bólem całego ciała. W ustach czułam metaliczny posmak krwi. Byłam tak bardzo zagubiona i przerażona. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co się stało. Miękki głos mężczyzny prowadzącego auto wciąż powtarzał: „Wytrzymaj mała, dasz radę”. Po dziś dzień słyszę to zdanie w swoich koszmarach. Wielokrotnie próbowałam przypomnieć sobie jego wygląd. Nadaremnie. Uświadomiłam sobie, że miałam całą poobijaną twarz i że krwawiłam z rozciętej wargi. Dłońmi przesunęłam po obolałym ciele, a gdy zdałam sobie sprawę, że nie miałam bielizny, a dół sukienki był porwany na strzępy, zrozumiałam, co się stało.

Poczułem, jak moje dłonie zaciskają się na szklance wypełnionej bursztynowym alkoholem. Cisnąłem nią wprost w kominek. Zimne szkło przecięło gorące płomienie, które w ramach protestu głośno zasyczały i zmieniły na chwilę barwę z ciepłej pomarańczy na zimny fiolet. Amy niewzruszenie patrzyła przed siebie, jak ktoś, kto opowiada nie swoją historię. Pozbawiona jakichkolwiek emocji relacjonowała zimnym głosem przebieg tragedii, prowadząc cichy monolog z własnym sumieniem.

– Gdy dotarliśmy do szpitala, delikatnie wziął mnie na ręce i idąc w kierunku oddziału ratunkowego, wciąż rozpaczliwym głosem powtarzał: „Kurwa, co oni z tobą zrobili?”.Pamiętam, że płakał. Czułam jego mokre łzy na szczypiących mnie policzkach. Po chwili oślepiły mnie jasne światła oddziału. Mocno zacisnęłam oczy, aby ochronić się przed ich ostrością. On wciąż zapewniał, że wszystko będzie dobrze. Krzyczał na całe gardło, rozpaczliwie wzywając pomocy. Położył mnie na łóżku stojącym pod ścianą i choć może wydać ci się to dziwne, chciałam, żeby ze mną został. Czułam się przy nim bezpiecznie. Wpadłam w panikę i rozpaczliwie chwyciłam oburącz jego ramię. Prosiłam, aby nie odchodził. Pogładził mnie po policzku, niezwykle delikatnie, i drżącym głosem zapewniał, że nie może ze mną zostać, ale że zostawia mnie w dobrych rękach i wszystko będzie dobrze. Ostatnie, co zapamiętałam z tego wieczoru, to odgłos oddalających się kroków na szpitalnym korytarzu. Potem straciłam przytomność.

Z palcami zatopionymi we włosach nerwowo pokonywałem przestrzeń pomiędzy sofą a kominkiem. Czułem, jak niewiele brakowało, bym z bezradności rwał je z głowy. Nagle wszystko nabrało sensu: jej obawy przed zbliżeniem, zazdrość Jamiego i nocne koszmary. Opowieści Kentona o trudnej przeszłości i jego zaborczość w stosunku do niej. Wszystko zlepiło się w całość i stworzyło coś na kształt brakującego ogniwa w rozwiązaniu zagadki.

Podszedłem do niej i przykucnąłem tuż obok. Chciałem zapytać o tak wiele, ale ręką dała mi znak, abym jej nie przerywał.

– Gdy obudziłam się następnego dnia, Jamie i Katie czuwali przy moim łóżku. Widziałam ich twarze spowite bólem i zrozumiałam, że to nie był zły sen. Tego dnia po raz pierwszy w dorosłym życiu zobaczyłam płaczącego Jamiego. Był bezradny i przepełniony nienawiścią. – Przerwała i wyciągnęła dłoń po kubek z herbatą, który zręcznie obróciła w drżących palcach. – Zaczęto mnie przesłuchiwać. Wciąż te same upokarzające pytania. Czy nie wykazywałam inicjatywy, czy… – Zaniemówiła, a w jej oczach błysnęły łzy.

Tak bardzo jej współczułem.

– Oni… oni nawet domagali się udzielenia odpowiedzi na pytanie, czy któryś z nich miał…

Nie wytrzymałem. Wyjąłem kubek z jej dłoni i przyciągnąłem Amy do siebie, najmocniej jak mogłem. Płakała, ale nie tak jak wcześniej. Teraz płakała całą swoją poranioną duszą. Drżała i zaciskała szczupłe palce na mojej koszulce. Głaskałem jej włosy, łudząc się, że w ten sposób przyniosę jej ulgę i pomogę przez to przejść. Wiedziałem, że jeśli nie wyrzuci z siebie tego koszmaru, niewypowiedziane słowa nadal będą ranić ją od środka.

– Zaproponowano mi pomoc psychologa i psychiatry. Mijały dni, tygodnie i miesiące, a ja wciąż żyłam tylko dzięki antydepresantom. Z czasem ból przerodził się w strach, a później w paranoję. Bałam się wyjść z sypialni. Nawet kąpiel stanowiła dla mnie wyzwanie. Żeby wziąć prysznic, prosiłam Katie, aby siedziała na podłodze w łazience i cały czas do mnie mówiła. – Wtuliła twarz w moją klatkę piersiową, zupełnie jak za dawnych czasów.

Delikatnie ją podniosłem i posadziłem sobie na kolanach. Wiatr huczał niemiłosiernie, a krople deszczu mu akompaniowały, podczas gdy Amy snuła swoją historię coraz mniej pewnym głosem.

– Katie i Jamie nie opuszczali mnie na krok i na zmianę pełnili wartę przy moim łóżku. Policja, z braku dowodów, umorzyła śledztwo. Tłumaczyła się, że nagrania z monitoringu klubu i oddziału ratunkowego nie wniosły nic do sprawy ani nie pozwoliły na identyfikację sprawców. Jamie nie odpuszczał. Mimo moich próśb każdego dni odwiedzał komisariat, w nadziei że mieli nowe informacje. Minęło sześć miesięcy, a ja wciąż nie opuszczałam swojego pokoju. Rzuciłam studia. Nie miałam w sobie wystarczająco siły i odwagi, aby chociaż spróbować żyć jak wcześniej. Pewnej nocy podpalono mój samochód, następnego dnia dostałam list z pogróżkami, że jeśli Jamie nie przestanie węszyć, zabiją go, a później mnie i Katie. Nie poszliśmy na policję. Myślę, że każdy z nas miał świadomość, że ta sprawa nigdy nie zostanie wyjaśniona. Sądzę, że policji zależało na tym, aby ją zatuszować. – Otarła dłońmi spływające łzy. – Podsłuchałam, jak Katie, robiąca staż w najlepszym banku w Londynie, i Jamie, który wówczas wprowadzał swoją firmę na rynek, rozmawiali o przeprowadzce. Z obawy o moje życie i zdrowie gotowi byli porzucić swoje dobrze zapowiadające się kariery na rzecz mojego bezpieczeństwa. Nigdy nikt nie chciał poświęcić dla mnie tak wiele. To mnie zabiło…

Odsunęła się ode mnie i spojrzała mi w oczy. Kciukami wytarłem jej łzy i pocałowałem w czoło. Odepchnęła mnie delikatnie i nieznacznie przechyliła głowę.

– Tego wieczoru postanowiłam skończyć z tym wszystkim. Po kolacji siedziałam w swojej sypialni i w pewnym momencie sięgnęłam po tabletki antydepresyjne i nasenne. Nie wiem, ile ich było, ale wystarczająco dużo, abym mogła przynieść ulgę sobie i im.

Potworny ból ścisnął mnie za mostkiem. Trzęsącymi się rękami objąłem jej twarz, a z bólu zagryzłem wargi niemal do krwi. Zacisnęła zimne palce na moich przedramionach i nie uciekając wzrokiem, oznajmiła:

– Gdyby Jamie tego wieczoru nie wszedł niespodziewanie do mojego pokoju, już by mnie nie było, Jack. Żyję dzięki niemu. Tylko dzięki niemu i Katie.

Przyciągnąłem ją do siebie i zacząłem całować włosy, czoło, ramiona, w myślach dziękując Bogu za to, że nie zabrał jej do siebie. Wielbiłem Kentona za jego nadopiekuńczość i czujność.

– Następnego dnia byliśmy już w Reading, a ja rozpoczęłam współpracę z dobrym psychiatrą, doktor McLean, która pomogła mi zapanować nad własnym życiem i PTSD1.

Wyswobodziła się z moich objęć i wolno podeszła do drzwi tarasowanych. Spojrzała na odległy ocean i otuliła ciało ramionami.

– Tak wygląda moja historia, Jack. Teraz wiesz już wszystko – powiedziała głosem pełnym cierpienia.

Wciąż siedziałem na podłodze, walcząc z trawiącym mnie bólem. Wcześniej nawet śmierć Shanonn nie wyzwoliła we mnie tak trudnych emocji. Starałem się nie myśleć o tym, co mi powiedziała, mimo to z każdym uderzeniem serca czułem, jak usłyszana historia szpeciła mnie głębokimi bliznami, które już na zawsze miały we mnie pozostać.

– Sama myśl o tym, że mogłoby cię już nie być, że mógłbym cię stracić w ten sposób, jest dla mnie czymś niepojętym. Zniósłbym wszystko, nawet widok ciebie u boku innego, gdybym tylko miał pewność, że jesteś szczęśliwa i bezpieczna. Tak bardzo cię kocham, Amy – wyznałem.

Wzrokiem wędrowałem po jej zupełnie skręconych już włosach, które w blasku ciepłego światła nieśmiało połyskiwały. Moje serce boleśnie obijało się o żebra, napędzane obawą przed tym, jak zakończy się dzisiejszy wieczór. Dostrzegłem, jak przymknęła powieki na dźwięk wypowiedzianych przeze mnie słów. Miałem nadzieję, że każda sylaba z osobna zapisywała się na nowo w jej poranionym sercu.

– Dlaczego zawsze musisz być tak cholernie idealny? – spytała. Wciąż patrzyła na wzburzone wody cieśniny. – Dlaczego nie możesz zrobić czegoś, co pomogłoby mi cię znienawidzić?

– Dlaczego chciałabyś mnie znienawidzić? – Podszedłem do niej ostrożnie.

Czułem, jak przestrzeń pomiędzy nami wypełniał zapach jej skóry.

– Bo wtedy byłoby mi łatwiej zapomnieć.

– Dlaczego chciałabyś mnie zapomnieć? – Dotknąłem jej rozgrzanego podbródka i delikatnie uniosłem głowę tak, aby móc spojrzeć w jej oczy.

– Ponieważ nie jestem odpowiednią kobietą dla ciebie.

– Dlaczego?

Przymknęła powieki i długo myślała, zanim zdecydowała się odpowiedzieć.

– Nie pasuję do twojego idealnego świata. Jestem nikim, rozumiesz? Zwykłą kelnerką z niewiadomą tożsamością i bagażem przeszłości, który może zniszczyć ci reputację. Nie możesz kochać kogoś takiego jak ja, zwyczajnie na to nie zasługuję. Spójrz na mnie – Zrobiła kilka kroków w tył, jakby chciała zwiększyć dystans pomiędzy nami. – Znaczna część mojej duszy już zawsze będzie należeć do mężczyzn, którzy mi to zrobili. Oni na zawsze pozostaną w moim życiu. Nigdy nie zdołam zapomnieć o tym, co się stało. Nigdy! – Gdy zapanowała nad emocjami, kontynuowała spokojniejszym tonem: – Po tym wszystkim latami dochodziłam do siebie. Bałam się każdego mężczyzny, który wykonał jakikolwiek ruch w moim kierunku. − Na moment zamilkła, a następnie stanęła na wprost kominka i ponownie zaczęła wpatrywać się w kominek wzrokiem pustym, prawie martwym.

Podszedłem do niej, chwyciłem ją za ramiona i pocałowałem lśniące włosy.

– Zanim zdecydowałam się pójść do łóżka ze Stephenem, musiałam długo przekonywać samą siebie, że tego chcę. Z tobą było inaczej, Jack, powiedziałeś, że możesz poczekać, mimo że nie znałeś prawdy i wiedziałeś, że coś ukrywam.

– Powiedziałem tak, bo już wtedy wiedziałem, że cię kocham, Amy.

Położyła swoją prawą dłoń na mojej i delikatnie ją pogładziła.

– Pierwsza spędzona z tobą noc i każda kolejna… Boże, to były najcudowniejsze chwile w moim życiu. Byłeś taki delikatny, troskliwy i pozwoliłeś mi uwierzyć, że jest ci ze mną dobrze. Po raz pierwszy w życiu będąc w czyichś ramionach, zapomniałam o przeszłości. Potrafiłam zamknąć oczy, wsłuchiwać się w twój równy oddech i nie widzieć zamazanego obrazu brutalności i bólu. W twoich ramionach nie czułam strachu, byłam bezpieczna. A potem stało się to… Twój wyjazd i ten telefon… Wszystko się rozsypało.

– Kochanie…

– To mnie zabiło. Poczułam się tak bardzo oszukana. Tak strasznie zabolało mnie to, że oddałam ci siebie, a ty…

– Przepraszam, naprawdę chciałem ci powiedzieć o Chantal. Wiem, że wszystko spieprzyłem, Amy.

– Tak, spieprzyłeś to, co udało nam się razem zbudować. Teraz, gdy już znasz moją przeszłość, nie chcę, abyś patrzył na mnie ich oczami. Nie chcę litości i współczucia.

– Skarbie, przejdziemy przez to razem.

Pokręciła głową i dłońmi zasłoniła oczy.

– Nie, Jack, to i tak nas zabije, prędzej czy później. Nic nie rozumiesz.

Odwróciłem ją ku sobie i objąłem jej szczupłą szyję. Zrobiłem to, co powinienem zrobić już dawno.

– Jesteś całym moim życiem. Moim wschodem i zachodem słońca, które każdego dnia dają mi wiarę w to, że moje istnienie ma sens. Żyję dla ciebie, Amy. Tylko dla ciebie. Wiesz, że cię kocham. Z każdym dniem bardziej. Oddałbym za ciebie życie. – Gładziłem kciukami jej skórę od szyi przez kości szczęki po zaróżowione policzki.

Patrzyłem jej w oczy i widziałem w nich blade światełko, znak nikłej nadziei na to, że wszystko można uratować, że w jej sercu coś jeszcze się tli. Klęknąłem na kolano i w asyście bijącego niespokojnie serca powiedziałem:

– Amy Smith, kocham cię od momentu, gdy los rzucił cię w moje ramiona. Czułem to w głębi serca już wtedy, gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy. Wiem, że nie będzie nam łatwo, że przyjdą chwile, w których będziesz miała ochotę wyjść i zatrzasnąć za sobą drzwi, pozostawiając mnie za nimi. Wiem, że prędzej czy później nadejdą problemy, z którymi będziemy musieli się zmierzyć, ale przede wszystkim wiem, że jesteś moim światem, moim ósmym kolorem tęczy, przyjacielem, kochanką, a teraz przed Bogiem proszę cię, żebyś została moją żoną. Wyjdziesz za mnie, skarbie?

Wysunęła swoje szczupłe palce z moich dłoni i zakryła nimi twarz. Jej ramiona drżały od cichego łkania, a ja przeklinałem siebie za to, że oświadczyny nie wyglądały tak, jak powinny. Taka kobieta jak ona zasługiwała na: kwiaty, pierścionek z brylantem i ekskluzywną restaurację. Mijały kolejne minuty, a ja wciąż trwałem w niewiedzy. Denerwowałem się jak nigdy w życiu i pomału traciłem nadzieję na szczęśliwe zakończenie.

– Taką mnie chcesz? – spytała drżącym głosem. – Pokaleczoną, pogubioną i niekompletną?

– Właśnie taką cię kocham, Amy – powiedziałem. Przytuliwszy się do jej brzucha, ramionami otuliłem jej biodra. Zanurzyła palce w moich włosach i delikatnie je przeczesywała, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią. – Pozwól mi się kochać, a zrobię wszystko, aby uczynić cię szczęśliwą. Przysięgam.

*

Obudziłem się, bo brakowało mi jej ciepła. Przesunąłem ręką po satynowym prześcieradle, w panice szukając Amy. Nie było jej ani w łóżku, ani w sypialni. Spojrzałem na podświetlaną tarczę zegara. Dochodziła druga. Spaliśmy zaledwie dwie godziny.

W ciszy pokonałem schody, które prowadziły na dół. Ucichły wiatr i deszcz, a mieszkanie pachniało morską bryzą. Zewsząd otoczony błogą ciszą dostrzegłem otwarte na oścież drzwi na taras. Była tam. Stała w blasku księżyca z rozwianymi włosami, owinięta w biały koc. Opierała się o drewnianą balustradę i spoglądała w niebo. U jej stóp leżała Hope, która od wczorajszego wieczoru nie odstępowała Amy na krok. Stanąłem za nią, otoczyłem ramionami i pocałowałem w czubek głowy. W tej konkretnej chwili delektowałem się ciszą, zapachem i obecnością, za którą tęskniłem.

– Dlaczego nie śpisz? Przeraziłem się, że uciekłaś.

– Próbuję poskładać myśli – wyznała.

– Mogę ci w tym jakoś pomóc?

Pokręciła głową, więc przytuliłem ją mocniej, z taką siłą, jakby coś lub ktoś próbował wyrwać ją z moich ramion.

– Jack?

– Tak?

– Nie jesteś zły, że nie dałam ci odpowiedzi?

– Nie – wyszeptałem ponad jej włosami. – Cieszę się chwilą, która trwa. Mam nadzieję, że mamy ich przed sobą całe mnóstwo.

Amy wciąż patrzyła w niebo. Dotknęła mojej dłoni i pogładziła ją delikatnie.

– Znajdę sposób, aby cię przekonać do małżeństwa, skarbie – rzuciłem, przygryzając płatek jej ucha.

Zachichotała tak uroczo i wyjątkowo, że moje serce podwoiło swoją objętość. To był piękny dźwięk i życzyłbym sobie słyszeć go codziennie. Czułem, jak wciąż drżały jej ramiona, i nie mogłem się powstrzymać, aby jej nie pocałować. Odwróciłem Amy w swoją stronę i dostrzegłem mocno zaróżowione policzki i błyszczące oczy.

– Masz gorączkę. – Z przejęciem dotknąłem jej rozpalonego czoła.

– Pewnie to tylko stan podgorączkowy.

– Wracajmy do łóżka.

– Nie. Zostańmy jeszcze chwilę.

Ponownie stanąłem za nią i szczelnie otuliłem nas przed zimnem wełnianym pledem.

– Cieszę się, że tu jestem. To będzie wspaniały dom, gdy już go skończysz.

– Budowałem go z myślą o tobie, skarbie.

– O mnie? Kłamiesz, Jack, znamy się dopiero od kilku tygodni.

– Nie zrozumiałaś. Zawsze budowałem go z myślą o kobiecie, z którą będę chciał się zestarzeć. Nigdy nie przyprowadziłem tu…

– Więc jestem pierwsza? – Nie pozwoliła mi dokończyć.

– Tak.

– I chcesz się ze mną zestarzeć?

– Tak. Chcę się z tobą pomarszczyć. W wieku siedemdziesięciu lat będziemy leżeć w łóżku w długich do ziemi koszulach nocnych i narzekać na ból kości. Ty będziesz marudna i denerwująca, ja za to będę chrapał i na pewno przygłuchnę.

Znowu zachichotała, a ja poczułem, jak pięknie smakuje ta chwila.

– W długich koszulach?

– Yhm.

– Strasznie pan niepoprawny, panie Shron – ironizowała.

– Niepoprawny i zakochany. Tak – dodałem z nutką rozmarzenia w głosie. – W wieku siedemdziesięciu lat będę pomarszczony, niepoprawny, na wpół głuchy i wciąż w tobie zakochany.

Poczułem, jak jej pierś się uniosła, aby zaczerpnąć powietrza wypełnionego jodem. Odwróciła się i położyła rękę na moim sercu.

– Zawsze będzie należeć do mnie? – spytała i przechyliła nieznacznie głowę.

– Zawsze.

Wspięła się na palce i zaczęła mnie całować. Delikatnie i powoli, jak tylko ona potrafiła. Moje ciało zareagowało natychmiast. Przyciągnąłem ją jeszcze bliżej siebie i agresywnie, niemal zachłannie, wplotłem palce dłoni w jej cudowne kręcone włosy.

– Nigdy więcej ich nie prostuj – wyszeptałem pomiędzy pocałunkami.

– Nigdy więcej mnie nie okłamuj, Jack.

Patrzyłem w błyszczące oczy i wiedziałem, że należy do mnie. Amy zrzuciła koc z naszych ciał, a ja natychmiast powędrowałem wzrokiem do jej kształtnych piersi.

– Zabierz mnie do łóżka, Jack – poprosiła, a ja chwyciłem ją na ręce i nie przestając całować, zaniosłem do sypialni.

Była tu.

I już nigdy nie pozwolę jej odejść.

Nigdy…

1 PTSD – zespół stresu pourazowego [wszystkie przypisy pochodzą od autorki].