Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Małżeństwo Asi i Marka przechodzi trudny czas. Każde z nich czuje się niedocenione i niezauważone, niepostrzeżenie w ich życiu pojawia się obcość, coraz bardziej oddalająca małżonków od siebie. Kiedy Asia odkrywa, że późne powroty z pracy jej męża mają związek z atrakcyjną koleżanką, głębiej angażuje się w znajomość z dawno niewidzianym przyjacielem z młodości… Gdy wydaje się, że dla ich związku nie ma już nadziei, dramatyczny splot wydarzeń przewraca ich życie do góry nogami, zmuszając do podjęcia walki o małżeństwo, rodzinę i wiarę.
Losy Asi i Marka przekonują nas, że warto trwać w sakramentalnym małżeństwie i walczyć o nie z wszystkich sił. Pokazują, że Bóg pomaga nam znaleźć rozwiązanie nawet najbardziej zagmatwanej życiowej historii.
„Cztery pory miłości to niezwykle przejmująca opowieść o najpiękniejszej relacji, jaką może przeżyć kobieta i mężczyzna: nierozerwalnej, na dobre i na złe, na zawsze. Jak przekonują się bohaterowie książki, nie można jej budować na ludzkiej, słabej, kruchej i ograniczonej, miłości, ale trzeba do niej zaprosić Tego, który był świadkiem i gwarantem ich małżeńskiej przysięgi. Bez Niego małżeństwo łatwo może stać się miejscem krzywdy, zranień, upadku. Jednak, jak pokazuje ta książka, nawet jeśli tak się stanie, to nie ma sytuacji z której Bóg nie wyprowadzi dobra. On uzdalnia nas do przebaczenia, uzdalnia do prawdziwej miłości. Nie ukrywam, że w trakcie lektury momentami łzy płynęły mi ciurkiem nad tym naszym ludzkim losem... Gorąco polecam nie tylko młodym małżeństwom!”
Dominika Figurska, aktorka
Beata Agopsowicz - pedagog, katecheta, doradca życia rodzinnego. Jej najlepszym przyjacielem jest mąż, z którym dzieli radości i smutki i który wspiera ją w realizowaniu marzeń. Ma trójkę cudownych dzieci. Mieszka w mieście, ale tęskni do małego domku na wsi. Uwielbia czytać, biegać po deszczu i patrzeć w chmury. Każdy dzień powierza swemu Stwórcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 235
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czerwcowe południe było dość gorące. Asia i Marek nie zważali jednak na upał. Dla nich był to dzień, w którym mieli połączyć swe drogi na zawsze. Właśnie wchodzili do kościoła: ona w białej sukni i welonie, on w pięknie skrojonym garniturze. Asia, przekraczając próg kościoła, kątem oka zauważyła rodziców. Zwróciła uwagę na wzruszoną mamę. Troszkę jej nie rozumiała, powinna przecież być szczęśliwa, że jej córka rozpoczyna samodzielne życie, wchodzi w to życie u boku kochającego ją mężczyzny. Z drugiej strony wiedziała, że mama obawia się, bo nie zna dobrze Marka. Był jej kolegą ze studiów. Kilka razy przyjeżdżał do nich do domu. W dodatku Asia była jedyną, ukochaną i rozpieszczaną córeczką.
Tak, Asia zdawała sobie sprawę z tego wszystkiego. W dodatku sama kiedyś myślała, że wyjdzie za mąż za chłopaka, który będzie stąd – z jej rodzinnego miasta, którego rodzice będą dobrze znać. No cóż, życie potoczyło się inaczej.
I dziś nadszedł ten wyczekiwany dzień. Oto za chwilę mieli z Markiem powiedzieć sobie sakramentalne „tak”.
Marek szedł obok niej w kierunku ołtarza, poważny, skupiony, uważny, gdy ona się potknęła, od razu podtrzymał ją, by nie upadła. Taki był Marek – trochę władczy, ambitny, walczący o nią, otaczający ją swoją miłością i opieką, czasem może nadmierną. Nieraz nawet jej to przeszkadzało czy ją ograniczało, ale wiedziała, że bardzo ją kocha. A która dziewczyna nie chciałaby, by jej mężczyzna kochał ją ponad wszystko i troszczył się o nią?
– Zebraliśmy się dziś wokół Joanny i Marka, którzy pragną zawrzeć związek małżeński ... – ksiądz rozpoczął ceremonię ślubną.
Uroczystość przebiegła bez zarzutu. I kiedy wychodzili z kościoła, już jako mąż i żona, Asia nie pamiętała swych myśli sprzed godziny. Była szczęśliwa, została żoną wspaniałego mężczyzny...
Zanurzyła się w chłód kościoła. Instynktownie wstąpiła tu, chroniąc się przed lejącym się z nieba żarem. Usiadła w ostatniej ławce i rozejrzała się wokół. Dojrzała kilka starszych osób klęczących w różnych miejscach świątyni. Kiedyś kościół ten był jej dość bliski, od kilku lat stawał się coraz bardziej obcy. Dziś nie czuła spokoju, poczucia bezpieczeństwa, które przed laty ją tu ogarniało.
Zimne powietrze docierało do jej gorącego ciała, jednak nie było w stanie schłodzić jej rozpalonego emocjami serca. Przed oczami przesuwały się jej obrazy, w uszach słyszała rozdzierające ją słowa, czuła się tak, jakby spadała w głęboką ciemność bez dna. Nie zdając sobie na początku sprawy z tego, co robi, uklękła i zaczęła szeptem powtarzać: „Boże, jeśli jesteś, przyjdź mi z pomocą. Boże, jeśli jesteś, uratuj mnie i moje małżeństwo. Boże, jeśli jesteś, nie pozwól mi zginąć. Boże, jeśli jesteś...”.
A miało być tak pięknie... Biała suknia, piękny ślub i żyli długo i szczęśliwie...
Marka poznała na pierwszym roku studiów. Właściwie to on zaczął się kręcić wokół niej już w listopadzie, miesiąc po rozpoczęciu zajęć. Najpierw nie zwracała na niego uwagi, jej serce było skoncentrowane na kimś innym.
Do kina, na pizzę... zawsze szli w grupie, Marek zwykle wkręcał się tak, by być blisko, najczęściej szedł i siadał obok niej. Wtedy myślała, że to przypadek, potem dowiedziała się, że była to jego celowa gra. Nieraz podobno musiał się bardzo natrudzić, ale zawsze mu się udawało. Lubił wygrywać... Był ambitny: zarówno w nauce, jak i w innych sprawach. Cel, który sobie założył, musiał zostać osiągnięty. Wówczas tym celem była ona! I nie dawał za wygraną, aż w końcu ona – Asia, zwróciła na niego uwagę. Pociągnęła ją właśnie ta stanowczość w osiąganiu swych zamierzeń, podziwiała jego siłę wewnętrzną. Był mężczyzną, na którym można było się wesprzeć, polegać w każdej sytuacji i który otoczy swą wybrankę opieką; mężczyzną, przy którym można czuć się całkowicie bezpiecznie. I tak właśnie czuła się przy Marku. Wiedziała, że on będzie trwał przy niej jak skała i obroni ją od wszelkich niebezpieczeństw.
Coraz częściej wypady w grupie kończyli we dwoje; potem coraz częściej rezygnowali z innego towarzystwa, poza swoim własnym. Obydwoje kochali góry – one też zbliżyły ich do siebie. I właśnie na jednym z górskich szczytów, po trzecim roku studiów, Marek się oświadczył. Chwila, o której marzy każda dziewczyna, głęboko wyryła się w jej sercu. Marek, klęczący przed nią, przejęty, ale uśmiechnięty, drżącym głosem zadaje to najważniejsze pytanie: „Czy wyjdziesz za mnie?”. Powagi tej chwili dodawał majestat gór, ich dziewiczy urok i cisza panująca wokół. Asia, lekko zarumieniona (tyle razy wyobrażała sobie tę chwilę), milczała przez moment, zapisując ten obraz w swej pamięci, w swej duszy na zawsze. Kiedy wreszcie odpowiedziała swoje „tak”, Marek wsunął jej na palec mały, śliczny pierścionek, na który zapracował, udzielając korepetycji.
Teraz wspomnienie tej chwili, przypomnienie sobie tamtego obrazu, który wyryty w sercu, wrócił do niej z całą wyrazistością, spowodowało, że jej wnętrze krwawiło. Czuła rozdzierający ból, z którym nie wiedziała, co zrobić. Wróciła do powtarzania nieporadnej modlitwy: „Boże, jeśli jesteś, nie opuszczaj mnie. Boże, jeśli jesteś, pomóż mi. Błagam, pomóż!”.
„Słuchaj Mnie, córko, i bądź wierna Mi i memu słowu” – obejrzała się za siebie, ale nikogo za nią nie było. Skąd dochodził ten głos? Nie wiedziała. Czyżby ten cichy szept był głosem samego Boga, który chciał jej dać ukojenie? „Nie, to niemożliwe” – powiedziała sama do siebie. Podniosła się, strzepnęła lniane spodnie i wyszła z kościoła.
Rozejrzała się wokół – dokąd teraz pójść, co ze sobą zrobić? Tak, musiała odebrać Karolcię od mamy. Mała pewnie się stęskniła. Asia powiedziała mamie, że musi zrobić ostatnie zakupy. Za kilka dni Karolcia rozpoczyna przedszkole, a ona wraca do pracy na cały etat.
Wolnym krokiem ruszyła w kierunku domu rodziców. Czekał ją kilkunastominutowy spacer przez park, zdąży jeszcze pomyśleć o swojej sytuacji i słowach, które usłyszała być może od samego Boga. „Bądź wierna” – jak ma być wierna, skoro Marek nie jest wierny. To on łamie dane słowo, zajmując się bardziej koleżanką z pracy niż nią i córką. To on wraca wieczorami do domu, nieraz już bardzo późno, kiedy Karolcia śpi. Nawet kiedy jest w domu, nie rozmawia z nią, ale najczęściej włącza telewizor. Czasem tylko przeczyta Karolince bajkę na dobranoc, jeśli zdąży. Ostatnio najczęściej śpi na kanapie w gościnnym pokoju. Kiedy Asia myślała o tym wszystkim, krwawiło jej serce.
– Asiu, Asiu – usłyszała nagle jakby znajomy głos.
Odwróciła się i tak, to był on – Piotr. Nie widziała go, zaraz, ile to już lat, chyba sześć lub siedem.
– Asiu, jak się cieszę, że cię widzę! Piękna jak zawsze! – witał ją rozpromieniony. – Co u ciebie?
Piękna? W ogóle nie czuła się piękna, ostatnio patrzyła na siebie wręcz z obrzydzeniem.
– Cześć, Piotrze. Co tu robisz?
– Rozpoczynam pracę, będę rozkręcał filię firmy, w której pracowałem w Rakowie. Masz czas? – i nie czekając na jej odpowiedź, ciągnął dalej. – Zapraszam cię na kawę lub wodę... Straszny upał.
Asia była już w połowie drogi do rodziców, ale posłusznie zawróciła i ruszyła w towarzystwie Piotra do pobliskiej kawiarenki. Piotr – jej przyjaciel z lat nastoletnich, obiekt jej najgłębszych westchnień. Niestety, nigdy nie spojrzał na nią jak na kobietę. Zawsze była tylko młodszą koleżanką, z którą można było się pośmiać, powygłupiać i czasem pójść do kina. To dla Piotra poszła na studia do Rakowa. Chciała być blisko niego. No i miała nadzieję, że w końcu dostrzeże w niej dziewczynę, a nie tylko dobrą kumpelę.
Kiedy ona zaczynała studia, on był już poważnym studentem czwartego roku. Wpadali czasem na uczelni na siebie, raz czy dwa oprowadził ją po mieście, „by się małolata nie zgubiła”, jak tłumaczył koledze z roku, którego wtedy spotkali na rynku. Jednak on miał już swoje towarzystwo, a ona uczęszczała na spotkania integracyjne dla studentów pierwszego roku. Potem pojawił się Marek i powoli zaczęła się w nim rozkochiwać, a Piotr pozostał we wspomnieniach jako niespełnione marzenie.
Do zaręczyn z Markiem czasem zastanawiała się, co się z nim dzieje i czy się z kimś związał. Potem pomyślała, że to nie fair w stosunku do Marka i wyrzuciła go z pamięci. Aż do dziś...
– Asiu, co u Ciebie? Widzę obrączkę. Któż jest tym szczęściarzem? Kolega z roku, który ciągle był u twego boku?
– Tak, jeśli chodzi ci o Marka, to pobraliśmy się cztery lata temu i mamy trzyletnią córeczkę. Marek pracuje w firmie... a ja w tym roku wracam do szkoły w pełnym wymiarze. Mała idzie do przedszkola. Wcześniej miałam tylko kilka godzin, chciałam jak najwięcej czasu spędzić z Karolcią. Wiesz, trzy pierwsze lata są najważniejsze w życiu dziecka.
– Cała Asia, marząca o domu pełnym dzieci, ciepła i miłości...
Tak, Piotr dobrze zapamiętał jej opowieści o tym, co dla niej jest najważniejsze w życiu. Co zostało z tych marzeń? „Nie wolno się rozklejać, nie przy nim”. Asia uśmiechnęła się:
– A co u ciebie? Jakaś żona, jakieś dzieci?
– Nie, ciągle nie. Trudno znaleźć drugą taką jak ty: piękną, dobrą, mądrą, kochającą... – roześmiał się Piotr i dostrzegła w jego oczach błysk podziwu, o którym kiedyś marzyła, błysk, którego próżno szukała u męża. – Może tu, na „starych śmieciach”, spotkam tę jedyną. Choć, szczerze mówiąc, przyzwyczaiłem się już do życia w pojedynkę, do niezależności. Tylko rodzice czasem narzekają, że chętnie zajęliby się wnukami. Cieszą się, że teraz będę blisko.
Potem Piotr dalej opowiadał z uśmiechem o swojej pracy, o propozycji, którą otrzymał, by pokierować filią firmy w ich rodzinnym mieście. Opowiadał o chorobie matki, którą przeszła kilka lat temu. Było mu ciężko, ale był to czas, gdy zbliżył się do Boga, i wierzy, że dzięki Niemu mama wróciła do zdrowia.
Asia też opowiadała o swojej pracy, o Karolci, o jej śmiesznych powiedzeniach. Jak najmniej wspominała o Marku, bała się, że Piotr wyczyta z jej twarzy, że coś jest między nimi nie tak. Powiedziała, że zazdrości mu bliskości Boga, bo ona raczej odeszła od Niego. Praca, dom, dziecko – Bóg stopniowo stawał się daleki.
Czas mijał szybko. Asia spojrzała na zegarek i troszkę się przeraziła.
– Muszę iść. Miało mnie nie być godzinę, a minęły już ponad dwie, odkąd zostawiłam Karolcię u mamy.
Już chciała wybiec z kawiarenki, gdy Piotr ją zatrzymał, podając kartkę naprędce wyrwaną z notesu i długopis.
– Zostaw swój numer telefonu, spotkajmy się jeszcze. Tak dobrze się z tobą rozmawiało.
Po chwili wahania zapisała swój numer telefonu i rzucając słowa pożegnania, wybiegła z kawiarenki. Biegła prawie całą drogę, nie oglądając się za siebie. Była cała zdyszana i spocona, kiedy dotarła do domu rodziców. Przystanęła przy furtce i poczekała aż jej oddech się wyrówna. Dopiero wtedy nacisnęła klamkę i weszła na dróżkę prowadzącą do domu.
Karolinka patrzyła przez okno i kiedy tylko ją zobaczyła, pomachała jej, a potem zniknęła, by za moment wraz z babcią Elżbietą otworzyć drzwi.
– Mamusia, mamusia – wybiegła i rzuciła się Asi na szyję.
Poczuła jej ciepłe rączki na swoim karku. Mocno przytuliła córeczkę. Tak bardzo ją kochała, tak bardzo chciała dla niej wszystkiego, co najlepsze – ciepłego domu, kochającej rodziny, dobrego ojca. Musiała powstrzymać cisnące się do oczu łzy. Nie teraz. Karolcia i rodzice muszą myśleć, że wszystko jest w porządku.
– Mamusiu, czy tatuś już jest w domu?
– Nie, kochanie, tatuś musi dziś dłużej popracować. Co robiłaś? – Asia szybko chciała odwrócić uwagę dziecka.
– Bawiłam się z dziadkiem w chowanego, kąpałam się w basenie, byłam z babcią w parku i na lodach – wyliczała Karolcia.
– Tyle rzeczy zdążyłaś zrobić – uśmiechnęła się Asia. – Mamo, przepraszam, że tak długo mnie nie było.
– Nic nie szkodzi, Asieńko, Karolcia to sama radość dla nas. Jeśli Marek dziś rzeczywiście będzie dłużej w pracy, zostańcie jeszcze u nas. Mała pobawi się w ogrodzie... piaskownica jest w cieniu, a my usiądziemy na ławce pod orzechem.
– No dobrze – zdecydowała Asia.
Poszła za mamą i Karolcią do kuchni, wzięły butelkę wody, kubki i udały się w trójkę do ogrodu.
– Tata odpoczywa, źle znosi upały – powiedziała mama.
Kiedy już usiadły w cieniu, mama zaczęła rozmowę:
– A wiesz, kogo dziś spotkałam w parku, gdy spacerowałyśmy z Karolcią? – i nie czekając na odpowiedź Asi, ciągnęła: – Mamę Piotra. Nie widziałam jej ładnych parę lat, słyszałam od znajomych, że chorowała. Rzeczywiście, miała udar, ale wyszła z tego i właściwie nie ma śladu po chorobie.
Asia troszkę się zdenerwowała; bała się, by mama nie wyczytała czegokolwiek z jej twarzy. Ale mama, patrząc na bawiącą się Karolcię, ciągnęła dalej:
– Cieszy się bardzo, bo firma Piotra przenosi go do Lublowa. Otwierają tu oddział, Piotr dostał awans i został jego dyrektorem. Mama Piotra ma nadzieję, że syn znajdzie odpowiednią dziewczynę. Martwi się, bo w ubiegłym roku przekroczył trzydziestkę... Zajęty robieniem kariery, prowadzi samotnicze życie. Gdybyś widziała tę tęsknotę w jej oczach, gdy patrzyła na naszą Karolcię... Cieszę się, że Marek jest inny. Dla niego ty i rodzina są najważniejsze.
Asia zbladła, słuchając słów mamy. Drżącymi rękami wzięła szklankę wody i wypiła ją jednym haustem.
– Asieńko, co tobie? Źle się czujesz?
– Nie, wszystko w porządku.
– A może rodzina nam się powiększy – uśmiechnęła się mama. – Karolci przydałby się braciszek lub siostrzyczka.
– Nie, mamo – wyjąkała Asia – ten upał taki męczący...
– Mamusiu, babciu – podbiegła Karolcia – skosztujcie moich lodów.
Każda z nich otrzymała kilka piaskowych gałek.
– Pyszne – uśmiechnęła się Asia.
– Tak, lepsze od tych, które dziś jadłyśmy – dodała Elżbieta.
– Żartujesz, babciu.
– Naprawdę – uścisnęła wnuczkę.
W trójkę zaczęły się śmiać i przekomarzać. Na szczęście mama nie powróciła do wcześniejszego wątku. Dobrze było tak posiedzieć w ogrodzie rodziców, powspominać beztroskie chwile, które bezpowrotnie minęły, dziecięce psoty i zabawy.
Na chwilę Asia znów była małą dziewczynką, wdrapującą się na drzewo w poszukiwaniu najlepszych jabłek albo wołającą z przejęcia, gdy zobaczyła żabkę, która skakała pod jej stopami.
Jednak w końcu trzeba było wrócić do rzeczywistości.
– Chodź, Karolciu, musimy już wracać do domu.
Karolcia niechętnie, ale posłusznie wyszła z piaskownicy. Potem poszły się umyć, czule pożegnały się z babcią i dziadkiem, który wstał po popołudniowej drzemce, i ruszyły do domu.
Ich osiedle nie było daleko. Upał już zelżał i wolnym krokiem przyjemnie było się przejść. Karolci buzia się nie zamykała. Opowiadała o zabawach z babcią i dziadkiem, o dziewczynce, którą spotkała w parku.
– A czy gdy ty byłaś mała, dziadek też ciągle był w pracy jak tatuś? Bo tak fajnie jest bawić się z dziadkiem. To szkoda, jakbyś nie mogła się z nim bawić, gdy byłaś taka mała jak ja – stwierdziła dobitnie.
– Nie, skarbie – odpowiedziała Asia – dziadek spędzał popołudnia w domu. Nie martw się, tatuś ma teraz trudny czas, musi więcej pracować, ale to nie potrwa długo – Asia chciała wierzyć we własne słowa.
Kiedy wróciły do domu, Marek już był. Karolcia rzuciła mu się na szyję, a Marek mocno ją przytulił. Asi rzucił przez zaciśnięte zęby:
– Cześć. Gdzie byłyście tak długo?
– Tatusiu, byłyśmy u babci i dziadka. Robiłam babki i lody i w ogóle było super – Karolcia wyręczyła Asię w odpowiedzi.
– A mój obiad? – ze złością zapytał Marek.
– Idź, kochanie, pobaw się w swoim pokoju – powiedziała Asia i kiedy mała pobiegła do siebie, odwróciła się do Marka: – Zaraz ci podgrzeję. Nie wiedziałam, o której wrócisz. Myślałam, że późno, jak zwykle ostatnio.
– A wiesz, właściwie nie jestem głodny – Marek przeszedł obok niej do pokoju gościnnego, wyłożył się na kanapie i włączył telewizor.
Asi zrobiło się przykro, nie czuła nawet złości do Marka, ale było jej tak straszliwie smutno. Jakże inaczej wyglądały kiedyś powroty Marka z pracy. Na początku, kiedy nie było jeszcze Karolci, Asia pierwsza wracała ze szkoły i z niecierpliwością czekała na Marka. Przygotowywała obiad, a kiedy on się zjawiał, po czułym powitaniu, siadali do wspólnego posiłku. I rozmawiali, rozmawiali... Potem, po urodzeniu Karolci, nie zawsze to się udawało. Asia, zajmując się małą, nie miała czasu, by wyczekiwać Marka, nie zawsze udawało się im razem zasiąść do posiłku. Przez kilka pierwszych miesięcy Karolcię popołudniami często męczyły kolki, dużo płakała i pomagało jej noszenie na rękach. Kiedy córeczka miała rok, Asia wróciła na część etatu do pracy; po pracy odbierała Karolcię od mamy. Kiedy mała spała, Asia wykorzystywała wolne chwile, by przygotowywać się do lekcji. Mieli mniej czasu dla siebie. Asia musiała przyznać sama przed sobą, że już tak nie tęskniła za Markiem.
Oderwała się od wspomnień i poszła do Karolci.
– Chodź, skarbie, wykąpiemy się.
Kiedy pomagała swojej małej córeczce rozebrać się, ona zapytała:
– A poczyta mi tatuś bajeczkę?
*
Marek oglądał mecz. Właśnie była jedna z ciekawszych akcji na boisku, kiedy przydreptała Karolcia, objęła go za szyję i poprosiła:
– Poczytaj mi, tatusiu, poczytaj mi o księżniczce Annie.
– Zaraz, zaraz, poczekaj, aż skończy się mecz.
– Proszę, tatusiu...
– Dobrze, już dobrze – niechętnie nacisnął guzik pilota i przeszedł do dziecięcego pokoju.
Jego koledzy nie mieli takich problemów. Mogli oglądać mecze, kiedy chcieli i jak długo chcieli. Robili kariery, zarabiali pieniądze... A on, co? Wynajmowane mieszkanie, stary samochód i tyle. Gdyby mógł cofnąć czas, chyba nie ożeniłby się tak wcześnie.
Z Asią to była właściwie miłość od pierwszego wejrzenia. Urzekła go, gdy pierwszy raz ją zobaczył: jej długie, jedwabiste, brązowe włosy, duże, ciemne oczy, delikatny uśmiech. Cała była taka delikatna. Chciało się ją otoczyć opieką, nosić na rękach. Ona niestety nie zwracała na niego uwagi. Widział ją czasem w towarzystwie chłopaka – starszego studenta, i dostrzegał, jak była w niego wpatrzona. Ale Marek był uparty, nie dawał za wygraną. Tak długo kręcił się obok niej, różnymi sposobami próbował do niej dotrzeć, aż w końcu się udało. Oświadczył się jej dość szybko, bo bał się, że mu ucieknie albo ktoś inny ją zabierze. Na ostatnim roku zaczęli planować ślub, który odbył się w czerwcu, kilka dni po obronie. Potem przenieśli się do Lublowa, rodzinnego miasteczka Asi, wynajęli mieszkanie, znaleźli pracę, a za rok przyszła na świat Karolcia. Jaki był wtedy szczęśliwy, gdy zobaczył ją po raz pierwszy... Jego miłość do Asi wzrosła jeszcze bardziej... Rodzina stała się dla niego najważniejsza. Chciał dać swoim dziewczynom wszystko, co najlepsze. On sam wychowywał się bez ojca i zawsze ten brak siedział w nim gdzieś głęboko.
Ciągle był szeregowym pracownikiem w swojej firmie. Koledzy przesiadywali w pracy do późnych godzin, gdy on biegł po ośmiu godzinach do Asi, a potem do obu swych dziewczyn. Oni wspinali się po kolejnych szczeblach awansu, a on ciągle tkwił w tym samym miejscu.
Pierwszy rok małżeństwa był wspaniały. Asia czekała na niego już w progu i witała go rozpromieniona, z podziwem słuchała jego opowieści. Potem już nie zawsze tak było – Asia zmęczona czekała, by zajął się małą, kiedy ona przygotowywała się do lekcji.
Trzy miesiące temu coś w nim pękło. Pojechał na spotkanie rocznikowe, które organizowali koledzy ze studiów. Asia została w domu z dzieckiem. Zobaczył znajomych, niektórych po czterech latach, którzy chwalili się osiągnięciami zawodowymi. On, jeden z najlepszych studentów na roku, nie miał za dużo do powiedzenia. Opowiadał o Asi i córeczce, starając się nie wspominać za dużo o pracy.
Po powrocie postanowił zmienić front i postawił na sukces zawodowy. Zaczął, tak jak koledzy, przesiadywać w pracy. Zresztą jego relacje z Asią nie były najlepsze, nawet nie chciało mu się wracać do domu. Czasem po pracy zatrzymywali się jeszcze w pobliskim pubie, by trochę się rozerwać. Oprócz kolegów z jego pokoju czasem dołączała do nich Sylwia z działu kadr. Fajna dziewczyna, potrafiła rozluźnić atmosferę. Chyba trzy tygodnie temu wychodzili razem z pracy, koledzy mieli za chwilę do nich dołączyć. Kierowali się właśnie do pubu, kiedy mignęła mu w tłumie postać Asi. Zniknęła mu zaraz sprzed oczu, więc pomyślał, że to przywidzenie i wrócił do rozmowy z Sylwią.
Kiedy tego wieczoru wrócił do domu, już wiedział, że to była Asia. Zobaczył ją w pokoju na kanapie z zapuchniętymi oczami. Nie wiedział, co zrobić, więc zapytał:
– Co ci się stało?
– I ty się pytasz? Świetnie się bawisz, a ja myślę, że ty ciężko pracujesz.
– To nie tak.
– Nie tak? A jak? Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Jesteś jak twój ojciec – zaatakowała go.
– To chyba gruba przesada. A co, nie należy mi się już żadna rozrywka?
– Rozrywka? Tego ci trzeba? Rozrywki? Tylko dlaczego nie ze mną, a koleżanką z pracy?
– Ty jesteś ciągle zmęczona. Karolcia jest ważniejsza ode mnie. Nie ma już w tobie tej energii, już nie jesteś tą dziewczyną, w której się zakochałem. Żałuję, że tak szybko związałem sobie ręce – wyrzucił z siebie i zaraz pożałował swoich słów, bo zobaczył, jak Asia szlocha.
Nie wiedząc, jak zareagować, wyszedł do kuchni, otworzył lodówkę, by coś przegryźć. Kiedy wrócił do pokoju gościnnego, włączył telewizor i szybko zasnął. I tak już zostało – spał na kanapie w salonie.
Wspomnienia odpłynęły. Do rzeczywistości przywrócił go głosik Karolci, która wdrapywała się na krzesełko, by ściągnąć ulubioną książkę.
*
– Za górami, za lasami, za siedmioma górami żyła księżniczka Anna. Była piękna, najpiękniejsza na świecie, miała wielu adoratorów. Jednak ona nie chciała żadnego. Pewnego razu... – stojąc przy zlewie, Asia usłyszała głos Marka czytającego bajkę.
Woda lała się, a ona odtwarzała kolejny raz scenę, gdy zobaczyła rozanielonego Marka, wychodzącego z pracy z elegancką dziewczyną.
Tego dnia postanowiła coś zrobić dla ich małżeństwa. Marek ostatnio późno wracał z pracy; tłumaczył, że mają naciski z góry, by siedzieć trochę dłużej. Tłumaczył, że on chce zawodowo coś osiągnąć. Właściwie od kiedy wrócił ze spotkania rocznikowego, stał się bardziej zamknięty w sobie, nieobecny w domu, zarówno ciałem, jak i duchem.
W to lipcowe popołudnie zostawiła Karolcię u mamy, która zaproponowała, by mała zanocowała u nich. Asia, pełna entuzjazmu, ruszyła do pracy Marka, chciała mu zrobić niespodziankę i poczekać na niego pod siedzibą firmy. Pomyślała, że pójdą na romantyczny spacer i kolację, a potem zakończą wieczór w domu tylko we dwoje. Będzie to czas, kiedy ich miłość odzyska dawny blask. Jakże się myliła!
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Copyright © 2016 by Wydawnictwo eSPe
REDAKTOR PROWADZĄCY I KOREKTA: Małgorzata Rogalska
ADIUSTACJA JĘZYKOWO-STYLISTYCZNA: Zofia Smęda
REDAKCJA TECHNICZNA I PROJEKT OKŁADKI: Paweł Kremer
ZDJĘCIE NA OKŁADCE: © PRESSMASTER/FOTOLIA
NIHIL OBSTAT
Przełożony Wyższy Polskiej Prowincji Zakonu Pijarów,
L.dz. 149/16 z dnia 13 września 2016 r.
O. Józef Matras SP, Prowincjał
Wydanie I | Kraków 2016
ISBN: 978-83-7482-847-5
Zamawiaj nasze książki przez internet:boskieksiążki.pl lub bezpośrednio w wydawnictwie: 12 413 19 21,[email protected]
Zainteresowanym bezpłatnie wysyłamy drukowany katalog. W formie pliku pdf dostępny jest on również do pobrania na stronie boskieksiążki.pl.
Wydawnictwo eSPe, ul. Meissnera 20, 31-457 Kraków.
Plik opracował i przygotował Woblink
woblink.com