Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Romans z szefem, ucieczka i... mroczna tajemnica!
Niespełna trzydziestoletnia Ulka wikła się w romans z szefem. Gdy dowiaduje się o tym jego żona, wybucha skandal. Zwolniona z pracy dziewczyna ucieka z miasta. Przez przypadek trafia do wioski pod Wrocławiem, gdzie omyłkowo zostaje wzięta za poszukiwaną kryminalistkę. Jakby miała mało kłopotów, trafia do domu człowieka podejrzanego o ukrywanie zwłok w ogrodzie…
„Czy ten rudy kot to pies?” – wciągająca kontynuacja perypetii Ulki i Beaty z „Martwego Jeziora” to książka pełna nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności, które prowadzą do zaskakującego finału!
Olga Rudnicka (ur. 1988)
Absolwentka Pedagogiki Specjalnej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, autorka powieści kryminalnych: „Martwe Jezioro”, „Czy ten rudy kot to pies?”, „Zacisze 13” i „Zacisze 13 Powrót”. Pracuje jako asystentka osób niepełnosprawnych w Polskim Komitecie Pomocy Społecznej w Śremie. Kocha jazdę konną i rytmy latynoamerykańskie, zwłaszcza salsę. Namiętnie czyta Joannę Chmielewską, Stephena Kinga, Joe Hilla, Tess Gerritsen i Jeffery'ego Deavera.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 242
Copyright © Olga Rudnicka, 2009
Projekt okładki
Paweł Panczakiewicz
www.panczakiewicz.pl
Zdjęcie na okładce
© x-default/Fotolia.com
Redaktor prowadzący
Marek Włodarski
Redakcja
Rozalia Słodczyk
Korekta
Jolanta Tyczyńska
ISBN 978-83-8295-594-1
Warszawa 2022
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
1.
– Nie rozumiem, skąd ta nagła zmiana? – irytował się Jacek.
– Jaka zmiana? – zdziwiła się Beata. – I niby czemu nagła?
– Jak to jaka? Uzgodniliśmy, że nie będziesz szukać rodziny, bo to może być kolejne rozczarowanie… A teraz, gdy dochodzisz wreszcie do siebie, zaczyna się nam układać, mamy plany…
– Po pierwsze – przerwała mu Beata, zatrzymując się tak gwałtownie, że idący z tyłu Jacek prawie na nią wpadł – my niczego nie uzgadnialiśmy. Po drugie: ja powiedziałam, że poszukiwanie może być totalną porażką, zwłaszcza że nie wiemy nawet, kogo i gdzie szukać. Nie mogłam przecież biegać po ulicy i błagać przechodniów o próbkę ich DNA do badań porównawczych. Po trzecie…
– Dobra, dobra… – mężczyzna uniósł ręce w pojednawczo-obronnym geście.
– Po trzecie – Beata wcale nie zamierzała pozwolić na przerwanie sobie wypowiedzi – pojawiły się nowe okoliczności, które mogą nam… to znaczy mi, pomóc – poprawiła się ze złośliwym błyskiem w oku. – Nie jest ich wiele, ale więcej niż jeszcze kilka miesięcy temu. I tylko stąd wynika ta „nagła” – zasyczała prawie w tym momencie – decyzja.
– Dobra, dziewczyno, rozumiem – Jacek uśmiechnął się rozbrajająco. Beata, gdy się wściekała, była śliczna, a nie o każdej kobiecie można to powiedzieć. Siła jej głosu nigdy nie przekraczała decybeli, które jego uszy były w stanie znieść. Poza tym, gdy zaczynała syczeć ze złości, była słodka. Im bardziej stawała się wściekła, tym spokojniejszy wydawał się jej głos. Każdy, kto ją choć trochę znał, wiedział, że te cedzone zduszonym głosem słowa stanowiły ostrzeżenie przed atakiem. – Przecież nie jestem przeciwny. Po prostu martwię się. Wiem, jak przeżyłaś całe to dochodzenie. Teraz, gdy zostało zamknięte, ty chcesz je otworzyć na własną rękę. Ale OK, nie wtrącam się. Mam tylko nadzieję, że jeśli chodzi o małżeństwo, nie będziesz zmieniała zdania w zależności od okoliczności…Wiesz, jest taki tekst, na dobre i na złe czy coś w tym stylu…
– Nie przypominam sobie, żebym zgodziła się wyjść za ciebie – Beata spojrzała na Jacka wyzywająco, ale jej złość w rzeczywistości była iluzoryczna. Tak naprawdę nie gniewała się na niego. Wiedziała, że będzie ją wspierał bez względu na to, jakie podejmie decyzje. Po prostu martwił się o nią. Beata właściwie zdenerwowana była nie tyle czekającą ją rozmową w biurze detektywistycznym, ile samym podjęciem decyzji i konsekwencjami, które może ona przynieść. Nie wiedziała, czy jest gotowa na odpowiedzi, ale była pewna jednego: więcej pytań nie zniesie, więc czas coś z tym zrobić. Jeśli chodzi o Jacka, to miała pewność, że otrzyma od niego odpowiednie wsparcie, nawet jeśli trzeba by było szukać jej rodziny poza Układem Słonecznym.
– Nie przypominam sobie, żebym ci się oświadczył – mężczyzna zmierzył Beatę ironicznym spojrzeniem.
– Kocham cię – parsknęła śmiechem, zarzucając mu ramiona na szyję.
– Ja też cię kocham – pocałował ją w czubek nosa. – A teraz chodźmy, zanim Przemek uzna, że nie chce mieć z żadnym z nas nic wspólnego. Nie będzie czekał w nieskończoność i sobie pójdzie. I przestań uderzać mnie torebką. Jak ci się w końcu oświadczę, to będę niezdolny do skonsumowania małżeństwa – wykrzywił z bólu twarz.
Weszli do przestronnego pomieszczenia, w którym stało kilka wygodnych foteli dla klientów, biurko, za którym do niedawna urzędowała pani Ewa, i parę półek. Biuro Przemka Macierzaka niewiele się zmieniło od jesieni ubiegłego roku, kiedy to spotkał się z Beatą po raz pierwszy. Jedyna, za to znaczna, zmiana dotyczyła składu osobowego firmy, która obecnie nosiła nazwę Biuro Detektywistyczne Macierzak & Wspólnicy, chociaż Jacek nie przypominał sobie żadnych wspólników po rezygnacji Radosława Knapa. Starszy pan przeszedł na emeryturę razem z panią Ewą, co stanowiło niemałe zaskoczenie dla współpracowników. Udało im się bowiem ukryć romans w pracy. Ktoś złośliwy mógłby pomyśleć, że nie najlepiej świadczy to o umiejętnościach prywatnych detektywów. Gdyby oczywiście ktoś miał ochotę zagłębiać się w to zagadnienie.
Przemek w zamyśleniu stukał długopisem o blat biurka, gdy Beata przedstawiała mu sprawę, z którą przyszła.
– Jesteś pewna? Niby mamy parę informacji, od których można by zacząć dochodzenie, ale trudno stwierdzić, na ile okażą się pomocne. Powiedzmy sobie jasno: to nas nie zaprowadzi daleko, a za darmo dochodzenia nie poprowadzę, choćbym chciał – rozłożył ręce w przepraszającym geście. – Za dużo osób muszę w to zaangażować – powiedział i zamilkł na chwilę.
– Przemek, nie musisz mi tłumaczyć takich rzeczy. To oczywiste. Nie zgodziłabym się nawet na to, żebyś wkładał własne środki w dochodzenie – zaznaczyła Beata. Doceniała przyjaźń Przemka, ale nie zamierzała jej wykorzystywać.
– Liczysz się oczywiście z tym, że ta sprawa może się zakończyć, zanim tak naprawdę się zacznie? Policja w końcu też nic nie ustaliła w kwestii twoich rodziców – podjął temat detektyw. Nie był pewien, czy Beata była świadoma ewentualnych komplikacji.
– Tak, wiem, że to może być strata czasu. Nie chodzi też o kasę. Ufam ci i wiem, że jeśli można coś zrobić, to ty to zrobisz. O nic więcej nie proszę – spokojnie znosiła wyrażające wątpliwości spojrzenie przyjaciela. Doskonale zdawała sobie sprawę ze swojej sytuacji. Przeanalizowała ją, jak się tylko dało. Cokolwiek przyniesie przyszłość, będzie pewna, że zrobiła wszystko, co było w jej mocy, żeby odpowiedzieć na dręczące ją pytania.
– I niczego mniej nie oferuję – uśmiechnął się lekko w odpowiedzi na komplement. – Ale uprzedzam szczerze: moim zdaniem to przegrana sprawa. Tak naprawdę nie mamy nic. Jedyne informacje, którymi dysponujemy, to data wypadku i samochód wydobyty przez nurków. Nie zachowały się żadne dokumenty... A auto też nam niewiele da. Upłynęło prawie 30 lat. Szansa, że jakieś papiery przetrwały w urzędzie, wprawdzie jest, ale niewielka.
– Daruj sobie – Jacek wtrącił się po raz pierwszy do rozmowy. – Jest uparta jak osioł. Nie masz szans. Nawet gdyby groził nam koniec świata, kazałaby ci prowadzić to dochodzenie…
– Bardzo śmieszne – Beata spojrzała krzywo na chłopaka. – Nie zwracaj na niego uwagi, Przemek. Uparł się, żeby ze mną przyjść i w dodatku przeszkadza.
– Żeby ci się tylko udało. Ty sobie wyobrażasz, że takich jak ona może być więcej w tej rodzinie?! – Jacek z udawanym przerażeniem chwycił się za serce.
– Dobra. – Przemek był przyzwyczajony do ich utarczek słownych. Już dawno doszedł do wniosku, że to jedyna forma porozumiewania się, jaką uznają za dopuszczalną. – Przyjmijmy wariant najbardziej optymistyczny, przynajmniej dla niektórych – uśmiechnął się lekko, mając na uwadze przesadzoną reakcję Jacka. – Mianowicie, że nam się uda. Ale co dalej? Sama powiedziałaś, że to będą obcy ludzie. Krew to nie wszystko… Nie wiadomo, czego się dowiesz. Jest takie przysłowie chińskie: „Uważaj, czego pragniesz, bo może się to spełnić”.
– Wtedy będę się zastanawiać, co zrobić – Beata nie zamierzała wdawać się w dyskusje na temat słuszności swojego postępowania. Podjęła decyzję i będzie się jej trzymać. – Bierzesz to zlecenie?
– Jasne, że tak.
– Dziękuję ci. Nie jestem pewna, czy zdecydowałabym się skorzystać z usług kogoś innego, gdybyś odmówił. Ciągłe rozgrzebywanie wszystkiego od nowa jest ponad moje siły. A ty już jesteś w temacie… Dzwoń bez względu na porę, dobrze? – wstała, uznając rozmowę za zakończoną. Dzisiaj i tak niczego więcej się nie dowie. Przemek nie jest jasnowidzem ani medium. Nie ma sensu go męczyć. Zresztą im prędzej stąd wyjdzie, tym prędzej on weźmie się do pracy.
– Chodźmy już. Jestem głodny, a na poczekaniu niczego więcej się nie dowiesz – niecierpliwił się Jacek.
– Nie kazałam ci tu przychodzić – wytknęła mu Beata.
– Nie kazałaś, ale chciałaś.
– Nie powiedziałam tego...
– Jezu! Dziewczyno! Jaka ty jesteś uparta. Zawsze ostatnie słowo musi należeć do ciebie – westchnął ciężko.
– Tylko wtedy, gdy mam rację – zaperzyła się Beata.
– Przestańcie już – śmiał się Przemek. – Nie potraficie ze sobą normalnie rozmawiać?
– Z nim? – zdziwiła się Beata.
– Z nią? – zawtórował jej Jacek.
– Jestem głodny – mruknął Jacek.
– Znowu?
– Jak to znowu? – oburzył się. – Zamiast do kuchni zaciągnęłaś mnie do sypialni. Nie wmówisz mi, że to była kolacja.
– Ja ciebie zaciągnęłam? – uniosła brwi w komicznym zdumieniu. – A ty się tak broniłeś, biedaczku… – kpiła.
– Ulka! – krzyknęli oboje zgodnie, gdy dziewczyna bez pukania wpadła jak burza do sypialni.
– Do diabła! – Jacek zmieszany i wściekły naciągał kołdrę na siebie i Beatę. – Czy ty nigdy nie nauczysz się pukać?!
– Wiem, wiem… Beata mogła uprawiać dziki seks z Bradem Pittem, a ty z Angeliną Jolie. Ale skoro to równie prawdopodobne jak to, że jutro pójdę do pracy, to… – machnęła lekceważąco ręką na wymówki brata.
– Ula! – Beata uznała ten argument za mało spójny i nielogiczny, a poza tym absolutnie nieprzekonujący. – Daję słowo, założę zamek w drzwiach! I to osobiście! Mam tego dość! Niedługo będę się bała rozpiąć bluzkę…
– E tam, widziałam cię już nago. Nie masz się czego wstydzić. Wszyscy jesteśmy dorośli. Wywalili mnie z pracy. To przez romans z szefem – wyrzuciła z siebie z prędkością karabinu maszynowego, nie zaczerpnąwszy ani razu powietrza. – Ale ludzi przecież gorsze rzeczy spotykają, prawda? Tornada, powodzie…
– Owszem – Jacek zdecydował, że czas otrząsnąć się ze zdumienia i przypomnieć sobie, że jest wściekły. Zamierzał spędzić wieczór z dziewczyną, a nie słuchać bezładnej paplaniny swojej szurniętej siostry. – Beatę widziałaś nago, mnie widziałaś nago, ale razem? Nie! W dodatku razem to nie to samo co osobno!
– Zaraz, zaraz… – Beata uciszyła Jacka. – Co ty powiedziałaś? Wywalili cię z pracy? – spojrzała z niepokojem na przyjaciółkę.
– Jezu, małpiatko – Jackowi od razu minęła złość, zagłuszona przez wyrzuty sumienia. – Dlaczego nie powiedziałaś tego od razu?
– Przecież powiedziałam – siąknęła. – Tylko ty tak krzyczałeś…
– Zaraz! – Beata ponownie przerwała, tym razem Uli. – Czy ja dobrze usłyszałam, dlaczego cię zwolnili?!
– Tak… – chlipnęła i rzuciła się w ramiona przyjaciółki, wybuchając płaczem. Jacek dostał solidny cios w żebra teczką, z którą Ulka wylądowała w pościeli. Z trudem powstrzymując jęk bólu, próbował coś zrozumieć z serii niewyraźnych dźwięków, które wydawała jego siostra. Bezskutecznie. Spoglądał na dziewczyny zdezorientowany. Nie znał faceta, któremu nie marzyłby się mały trójkącik. Ale z pewnością nikt, nawet w najgorszym koszmarze, nie wyobrażał sobie w takiej sytuacji własnej zasmarkanej siostry. Znalazł się w jakiejś krainie absurdu: jego naga dziewczyna pocieszała jego siostrę, która wpakowała się do łóżka w zabłoconych butach, o feralnej teczce nie wspominając. Postanowił skorzystać z tego, że dziewczyny nie zwracają na niego uwagi. Dyskretnie wyślizgnął się z pościeli i wciągnął spodnie.
– Zrobię coś ciepłego… Najlepiej herbaty… – oznajmił. – Przyjdźcie do kuchni, jak Ulka trochę ochłonie – dodał, stojąc już w drzwiach. W takiej sytuacji prawdziwy mężczyzna może w końcu zrobić tylko jedno: stanąć na wysokości zadania i jak najprędzej ewakuować się z miejsca zagrożonego kobiecą histerią.
– Co zrobiła? – wrzasnął Jacek, gdy Beata wyjaśniała mu w kuchni, co się stało. Ula w tym czasie próbowała doprowadzić do porządku twarz, na której można było zobaczyć znaczną część kolorów tęczy pochodzących z rozmazanego makijażu oraz szare smugi na policzkach.
– Nie wrzeszcz tak – skrzywiła się z dezaprobatą. – Nie bronię jej przecież. Fakt, zachowała się głupio, ale o tym już wie. Ty też nie jesteś idealny. Każdemu mogło się zdarzyć…
– Tobie się nie zdarzyło – Jacek zdenerwowany nalewał herbatę do kubków.
– Bo mój szef jest gruby i łysy – mruknęła, wyciągając ciastka z szafki.
– Jej też!
– Jaki ty jesteś okropny! – spojrzała z oburzeniem. – Narozrabiała? OK, nie pierwszy raz. Trudno. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Znajdzie sobie inną pracę. To nie koniec świata. Zdarzają się gorsze rzeczy…
– Tornada i powodzie. Wiem.
– Swoją drogą – kontynuowała po chwili milczenia – to się jej nie dziwię. Jej szef… nowy szef… były szef… – poprawiła się ponownie w nadziei, że któraś z tych form jest właściwa – to niezłe ciacho.
– Szkoda tylko, że zabrakło jej rozumu i nie pozwoliła schrupać tego ciacha komu innemu – zauważył bezlitośnie.
– No, tu się z tobą zgodzę – westchnęła. To, że starała się zrozumieć przyjaciółkę i broniła ją przed atakiem brata, wcale nie znaczyło, że pochwala jej postępowanie. Romans z żonatym facetem, w dodatku własnym szefem, nie jest tylko związany z posiadaniem moralności, ale także ze zwykłym rozsądkiem i instynktem samozachowawczym. Tego wszystkiego Uli najwyraźniej zabrakło, skoro wpakowała się w taką kabałę, co oczywiście musiało zakończyć się katastrofą. Na nic innego nie było szans.
– Nie mogą jej za to wyrzucić – rodzinna solidarność zaczęła brać górę nad oburzeniem Jacka. – Może by zagrozić facetowi sprawą o molestowanie? – dodał wyjaśniająco, widząc zdumione spojrzenie Beaty.
– Świetny pomysł – nie mogła opanować ironii. – Na pewno ganiał ją wokół biurka tak długo, aż skrajnie wyczerpana… Jacek! Mówimy o Uli! Wiesz, że łapie się na słodkie słówka każdego łajdaka, jaki tylko się napatoczy…
– Powinna uczyć się na błędach.
– Uczy się. Tylko wciąż popełnia nowe…
– Wciąż popełnia ten sam – skwitował. – Tylko obiekt zainteresowania się zmienia…
– Daj spokój, jestem pewna, że to pierwszy i ostatni romans w takim wydaniu… – Beacie nie podobało się zachowanie Jacka. Ulka była dorosłą kobietą i popełniała błędy na własny rachunek. Nie mają prawa jej oceniać ani podejmować za nią żadnych decyzji.
– Jasne. Kolejny romans będzie z szefową. W końcu dziewczyna się rozwija i uczy…
– Teraz przesadziłeś! – w Beacie zawrzał gniew.
– Przestańcie! – Ulka blada, ale spokojna weszła do kuchni, przerywając stanowczo kłótnię. Ostatnią rzeczą, jakiej chciała, było doprowadzenie do tego, żeby dwie najbliższe osoby kłóciły się z jej powodu.
– Jacek ma rację. Głupia jestem i tyle – ciężko opadła na krzesło i w udręce przeczesywała włosy palcami.
– Ulka, gdybym nie usłyszał tego od ciebie, każdy dostałby po prostu po mordzie za wygadywanie takich rzeczy o tobie. Jak ty się właściwie w to wpakowałaś? Chociaż nie, nie chcę wiedzieć – Jacek żałował, że nie ugryzł się w język, zanim zadał to pytanie. Wcale nie miał ochoty poznawać szczegółów tego, pożal się Boże, związku.
– I słusznie. Po co mam się chwalić, jaką jestem idiotką? Wiecie, że całe biuro wiedziało, że on jest żonaty, tylko nie ja? A wiecie, kiedy się o tym drobnym fakcie dowiedziałam? Jak jego żona wparowała do sali konferencyjnej podczas narady i oznajmiła, że albo wyrzuci tę lafiryndę, albo ona zabiera dzieci i odchodzi! – popatrzyła smutnym wzrokiem na swoich słuchaczy i dodała: – Wyjaśniam nieuświadomionym, że ta lafirynda to ja!
– No i? – spytał głupio Jacek. W końcu odpowiedź była przecież oczywista.
– Dostałam pod koniec dnia wypowiedzenie – westchnęła, popijając herbatę aż gęstą od konfitury, którą bez opamiętania dodawała, dopóki nie zabrakło miejsca w kubku.
– Nie mogą cię zwolnić dyscyplinarnie… Chyba… – po chwili zastanowienia dodał Jacek.
– Daj spokój, sama bym odeszła. Nie miałabym odwagi spojrzeć ludziom w oczy. Po takim numerze jestem spalona w zawodzie. Tak to już jest. Jemu oficjalnie tylko pogrożą palcem, nieoficjalnie: poklepią go po ramieniu, pośmieją się, że dał się przyłapać. A ja? Wilczy bilet jak nic. Kto mnie zatrudni po czymś takim? Co najwyżej zboczeniec liczący na szybki numerek – podsumowała swoją sytuację prywatną i zawodową. – Zresztą nie wywalili mnie dyscyplinarnie – kontynuowała. – Ostatecznie sypianie z szefem nie jest poważnym naruszeniem obowiązków pracowniczych – próbowała zażartować, ale nie rozbawiło to nawet jej samej. Była załamana. Nie dość, że drań pozbawił ją pracy, to jeszcze złamał serce. – Dostałam normalne wypowiedzenie. Byli nawet tak uprzejmi, że poprosili, abym wykorzystała zaległy urlop. A jeśli chodzi o pozostały okres wypowiedzenia, zwolnili mnie z obowiązku świadczenia pracy. I oto cała historia bezrobotnej!
– Ale przynajmniej masz prawo do zasiłku.
– Jeśli to miało być pocieszenie – Beata spojrzała na Jacka z dezaprobatą – to powinieneś się zastanowić nad swoją wrażliwością. Obawiam się, że twoja zdolność empatii została na tym drzewie, z którego niedawno zszedłeś!
– Dobra, dobra. Chciałem tylko rozładować atmosferę – obruszył się.
– A to przepraszam – ironizowała. – Jestem pod wrażeniem.
– Powinnaś – odparował – bo moja reakcja to pryszcz w porównaniu z tym, co powiedzą rodzice.
– O cholera! – Ula straciła oddech z wrażenia. Szybko przełknęła ciastko, tak że omal się nie zakrztusiła. O tej stronie problemu nie pomyślała. Ważne jest nawet nie to, co sobie o niej pomyślą, ale to, że będą się czuli upokorzeni i zranieni. Ta wiadomość złamie im serce.
– Oni nie mogą się dowiedzieć! Nigdy! Obiecaj, że im nie powiesz! – zaatakowała brata. Żądanie było jak najbardziej uzasadnione, chociaż jeśli chciała liczyć na współpracę Jacka, powinna zastosować raczej metodę błagania.
– Myślisz, że uda ci się ukryć to, że straciłaś pracę? – Jacek wyraził wątpliwość.
– O tym powiem, ale o przyczynach nie! Nigdy! W żadnym wypadku! – Ula była bliska histerii. Pora zacząć błagać, pomyślała. – Jacek – spojrzała ze łzami w oczach na brata – nigdy w życiu ci nie wybaczę, jeśli im powiesz, co zmalowałam. Trzymaj język za zębami, a przysięgam uroczyście, że następnego faceta każę sprawdzić Przemkowi, i to jeszcze zanim umówię się na pierwszą randkę.
– Dobra – zgodził się chętnie. W końcu nie zamierzał zabijać rodziców taką wiadomością. Kochał ich i życzył im spokojnej i udanej starości, a nie przedwczesnego zejścia z tego świata.
Siostra pocałowała go z wdzięcznością i poszła do siebie. Uznała, że nadszedł czas przemyśleń, zwłaszcza że należało się ulotnić, zanim brat zmieni zdanie.
– Słyszałaś? – zwrócił się do Beaty. – Następny facet… Jeszcze się nie otrząsnęła po tym…
– Nie ma w tym nic złego. Urodzona optymistka. Ale następnego faceta sama każę sprawdzić Przemkowi – westchnęła. – Ona jest niereformowalna, ale to dobrze, że się nie poddaje – pomyślała.
– Słuchaj, a dlaczego ciebie nie prosiła, żebyś nic nie mówiła rodzicom? – spojrzał z zastanowieniem na dziewczynę.
– Domyśl się, geniuszu – zadrwiła Beata. W tym układzie w końcu było tylko jedno słabe ogniwo. A tak inteligentne pytanie mógł zadać jedynie mężczyzna.
Ulka opadła na fotel stojący przy toaletce. Z lustra spoglądała na nią blada twarz o wielkich błękitnych oczach, w których widać było pustkę i zmęczenie. Po chwili twarz wykrzywił niemrawy i pełen rezygnacji uśmiech.
– No, Urszula – usta poruszyły się – narozrabiałaś. Bez dwóch zdań. I to solidnie. Chociaż nie… – zmarszczyła brwi w zamyśleniu. – Solidnie to było wtedy, gdy dałaś kartę do bankomatu i PIN facetowi, którego znałaś dwa tygodnie. Teraz, moja droga, to kataklizm! Nie możesz się pokazać w pracy, bo nikt nie chce z tobą gadać. Znajomość z tobą jest krępująca i niebezpieczna. W branży już się rozniosło, jakie z ciebie ziółko. Idiotka albo puszczalska, albo dwa w jednym – spojrzała na siebie z dezaprobatą i politowaniem. – Nawet jeśli dostaniesz pracę, to będzie poniżej twoich umiejętności. Jesteś kretynką prywatnie, a nie zawodowo. Tylko że teraz nikt tego pewnie nie będzie starał się rozróżnić. O rodzinie nie wspominam, bo musiałabyś strzelić sobie w łeb, a w tej chwili dysponujesz jedynie procą. Powinnaś zniknąć stąd w tempie ekspresowym, najlepiej z tej planety… Zaraz, zaraz… – Ula poderwała się gwałtownie. – To nie jest takie głupie! Wyjechać! Taaak… – w zamyśleniu kręciła włosy wokół palca. – Na krótko. Kilka tygodni, może miesięcy… Nie dużo, jeden albo dwa, najwyżej kwartał… Jakaś mała krajoznawcza wycieczka. Poprawisz sobie humor, może w międzyczasie wszyscy zapomną o twoim istnieniu, wrócisz z czystą kartą… Taaak… Świetny pomysł. Doprawdy, Urszula, że też wcześniej nie mogłaś się wykazać takim rozsądkiem. Musiałaś wpakować się w kłopoty, żeby mieć urlop? Tylko dokąd by się tu wybrać? – zastanawiała się, włączając laptop i zabierając się do korzystania z dobrodziejstw Internetu. Przemknęła jej przez głowę myśl, że ten rozsądny pomysł nie zdobyłby uznania Beaty, która potraktowałaby takie postępowanie jak ucieczkę. Jednak tego typu wątpliwości nie ogarnęły Uli na tyle, by podważyć jej pewność co do słuszności własnego postępowania.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI